Rozdział XX
~ Thomas ~
I zrobił to, co pragnął. Stoi na najwyższym stopniu podium, w jego ręku Złoty Orzeł lśni w blasku kamer i zazdrosnych spojrzeń rywali. Teraz Gregor jest uśmiechniętą gwiazdą i takiego go zapamiętają. Mało kto, za parę lat, będzie miał przed oczami jego łzy wściekłości, rzucone narty, zaciśnięte zęby, gdy z trudem gratulował koledze zwycięstwa w Innsbrucku. To wtedy stracił szansę na ogromne pieniądze i przejście do historii.
Teraz był wyciszony, jego zimne oczy były trochę zamglone, ale tak to, mógłbym powiedzieć, że tak wygląda urodzony zwycięstwa. Popatrzyłem na sektor, gdzie stała jego rodzina. Najmłodszy Lukas chyba jako jedyny szczerze się cieszył z sukcesu brata, ładna dziewczyna, która zapewne była jego siostrą wyglądała na wyjątkowo znudzoną, natomiast rodzice udawali prawie, że euforię.
Znowu zerknąłem na Gregora, chłopak nie patrzył w tamtym kierunku, zdjął czapkę, szybkim pewnym ruchem przeczesał włosy, z całą pewnością miał tysiące fanek, ciekawe ile z nich stało tutaj pod skocznią, ile podejdzie by zrobić sobie z nim zdjęcie, które się odważą poprosić go, aby je przytulił.
Hymn się skończył, nie wsłuchiwałem się, każdego roku słyszałem go ponad dwadzieścia razy. Pozwoliłem, by otoczyli mnie dziennikarze, zanim się zorientowałem, wylądowałem obok Gregora, chłopak szczerzył się do kamer, objął mnie jedną ręką i oparł się na mnie. Dopiero teraz wydał mi się blady. Położyłem rękę na jego talii i pozwoliłem, aby cały ciężar przeszedł na mnie. To on odpowiadał na pytania, był w centrum uwagi, a ja stwierdziłem, że pierwszy raz od dawna nie przeszkadza mi to, że jestem w cieniu.
***
Normalnie byśmy świętowali od razu po wejściu do hotelu, sala od dawna była wynajęta, muzykę było słychać przy samym wejściu, ale ja nie zamierzałem pozwolić Gregorowi tam pójść. On zresztą nie wyglądał na gotowego do zabawy. Pozwolił zaprowadzić się na górę. Nic nie mówił, starał się iść o własnych siłach, ale na jego czole pojawiły się kropelki potu już po paru pierwszych stopniach.
- Timon by mnie wniósł - powiedział, gdy byliśmy prawie w połowie.
- Ale go tu nie ma. O ile ci to pomoże, mogę zawołać Viktora - powiedziałem i zmusiłem go do kolejnych kroków.
- Nie... chyba przyda mi się odpoczynek od gorących psychologów - przygryzł wargę i posunęliśmy się o kolejnych parę metrów.
- Przyda ci się odpoczynek od tych tabletek. Nie widzisz co się z tobą dzieje?
- Ale podczas konkursu jestem... inaczej, czuję się jak Bóg, mam wrażenie, że jestem w stanie zrobić wszystko. Zmęczenie przychodzi potem. To naturalne przy astmie...
- Wcześniej tak nie było.
- Wcześniej nie miałem takiej formy i możliwości. Jestem na szczycie, Morgi.
Ostatnich parę stopni pokonaliśmy w milczeniu. Potem zniknęliśmy w korytarzu. Wyjąłem z kieszeni jego kurtki klucz i otworzyłem nasz pokój. Wepchnąłem go do środka. Zapaliłem światło i jęknąłem. Wszystko, dosłownie wszystko było na podłodze.
- Co tu... - nie skończyłem, bo musiałem złapać chłopaka.
- Przepraszam - jęknął i o własnych siłach doczłapał do łóżka.
- Gdybym cię nie znał, stwierdziłbym, że jesteś porządnie pijany.
- Z przyjemnością bym się upił - mruknął. - Thomas, zamów jakieś dobre wino, cokolwiek i zróbmy sobie dwuosobową imprezę.
- Po pierwsze jesteś za słaby ustać, więc o piciu zapomnij, a po drugie muszę tu posprzątać.
- Jutro mam urodziny - powiedział nagle. - Wiesz, że jedyny prezent jaki od ciebie dostałem, nadal mam?
Pochylił się i wyjął z torby aparat. Wyglądał prawie jak nowy. Podszedłem do niego i usiadłem na brzegu łóżka.
- Te zdjęcia... czy one... - nie potrafiłem zadać tego pytania. Minęły cztery lata, wszystko się zmieniło. On nie był już tym uroczym nastolatkiem. Tyle się pomiędzy nami wydarzyło od tamtej pory...
- Co roku zgrywam stare zdjęcia i robię miejsca na nowe. Tamte mam w domu, w albumie... gdybyś chciał kopie, mam jeszcze tamtą klisze - patrzył na mnie. Przechylił głowę.
- To zamknięty rozdział - powiedziałem po chwili.
- To na pewno - zgodził się. Wstał, zrzucił z łóżka koc, zaczął zdejmować dresy i bluzkę. Stał przede mną w samych bokserkach. - Takiego chciałeś mieć brata?
Z trudem spojrzałem mu w oczy.
- Nie. Kiedy byłeś młodszy...
- Byłem bardziej naiwny, łatwiej mnie było wykorzystać. Pozwalałem się przepraszać i znowu zaczynałem ci ufać. Ale teraz... nie będę cierpiał, kiedy uciekniesz.
- Nie, Gregor.
- Przecież widzę, jak na mnie patrzysz.
- Chciałbyś - zaśmiałem się i zacząłem zbierać rzeczy z podłogi. On jeszcze przez chwilę stał, potem wskoczył pod kołdrę i położył głowę na poduszce. Jeszcze przez chwilę mi się przyglądał, gdy na niego spojrzałem, zobaczyłem błysk flesza.
- Mówiłem ci, że najbardziej lubię zdjęcia z zaskoczenia.
~ Gregor ~
Obudziło mnie zimno. Moja kołdra leżała zwinięta na podłodze, okno było otwarte, do środka wpadały płatki śniegu. Zdrętwiały mi palce u rąk, a w nogach pojawiło się nieprzyjemne mrowienie. Wstałem i sięgnąłem po wczorajszą bluzę. Szybkim krokiem podszedłem do okna i zamknąłem je. W pomieszczeniu nadal było lodowato, Thomas po porządkach pewnie postanowił wywietrzyć. Spojrzałem na niego.
Spod biało-zielonej kołdry wystawała tylko jasna głowa. Spał twarzą do mnie, dzięki temu mogłem przypatrzeć się jego twarzy. Jeszcze cztery lata temu wydawała mi się idealna, teraz dostrzegałem parę niedoskonałości. Parę bruzd, wiele zmarszczek mimicznych i kilka zmian skórnych. Dlaczego nie zauważyłem tego wcześniej? Mimo wszystko on nadal mi się podobał. Może chodziło o jego wewnętrzne ciepło, może o to, że po prostu był pierwszą, bliską mi tutaj osobą.
Wziąłem aparat i usiadłem na środku pokoju. Kiedy dostałem go na osiemnastkę, był dla mnie czymś na kształt artefaktu. Teraz był tylko i aż przedmiotem. Przez chwilę obracałem go w dłoniach. Włączyłem go i skierowałem obiektyw w stronę Morgiego. Jeżeli zrobię zdjęcie z fleszem, on się obudzi, bez - nic nie będzie widać. Oddaliłem się trochę, jego widok był zbyt kuszący. Postanowiłem wyjść na balkon i tam pobawić się aparatem.
Śnieg już przestał padać, jego cienka warstwa zdobiła ładnie rzeźbioną poręcz balkonu. Spojrzałem dalej, na trochę oddalone Bischofshofen i okrytą mrokiem skocznię.
Usiadłem na balustradzie, przerzucając nogi na drugą stronę. Uniosłem aparat i zrobiłem pierwsze zdjęcie, nie zadowolony z efektu ponowiłem próbę. Byłem we własnym, małym świecie, nie liczył się wczorajszy konkurs, Złoty Orzeł na mojej nocnej szafce. Blask flesza, ciche pstryknięcie, informujące o wykonanej fotografii, było wszystkim co miało jakiekolwiek znaczenie.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - usłyszałem za plecami cichy głos Timona, objął mnie w pasie i zaczął wodzić językiem po mojej szyi.
- Zostaw - burknąłem i odsunąłem się od niego. Nie chciałem jego dotyku, pragnąłem być sam.
- Och, przestań - mężczyzna stanął o bok mnie, plecami opierając się o balustradę, spojrzał na mnie przenikliwie. - Wczoraj spełniło się jedno z twoich licznych marzeń. Zamiast świętować z resztą drużyny, zostałeś w pokoju sam na sam z Thomasem. Mam być zazdrosny?
- Nie. Kłócimy się prawie o wszystko.
- Mówiłem ci, że nie możecie być przyjaciółmi, zbyt wiele między wami zaszło.
Zapanowała cisza. Odkryłem, że trzęsą mi się ręce, nie byłem w stanie prosto utrzymać aparatu.
- Bierzesz te odżywki? - zapytał po chwili.
- Tak, ale... - zacząłem, spojrzałem na niego. - Zmieniam się przez nie. Zaczynam się siebie bać.
- Chodzi o to w Innsbrucku? - nasze oczy spotkały się. Był zadziwiająco spokojny.
- Tak, nie powinienem był tak zareagować. Nigdy...
- Spokojnie... jesteś świetnym sportowcem, nie możesz tłumić emocji, dopóki wyładowujesz się na sprzęcie, jest ok - położył swoją dłoń na moją. Zauważył, że mi się trzęsą. - Dawno się to zaczęło?
- Nie, nie wiem - pokręciłem głową. - Mam też wysypkę, problemy z oddychaniem...
- Zrobimy ci badania, ale gwarantuję, że to nie od tego. To zbieg okoliczności, prawda?
- Na pewno - kiwnąłem głową. - A teraz przepraszam, ale jestem śpiący i...
- Rozumiem - powiedział. - Chcesz, abym się koło ciebie położył?
- Przepraszam, ale potrzebuję samotności.
No i wakacje się kończą, nie wiem jak się będą pojawiały rozdziały, ale mam nadzieję, że przynajmniej na początku będą co tydzień. Dzięki, że czytacie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro