Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVI

~ Thomas ~

  Nie mogliśmy na siebie patrzeć w lecie, każdy konkurs, wspólne chwile w jednym pokoju wszystko to byłą grą pozorów, byle tylko trener się nie przyczepił. Niby obydwaj byliśmy dorośli, niby powinniśmy przynajmniej gadać o tej cholernej pogodzie, ale milczenie zapanowało pomiędzy nami. Byliśmy sobie prawie obcy, bo którejś nocy byliśmy zbyt blisko.
  Nazajutrz miał być pierwszy, zimowy konkurs, powinienem spać od paru godzin, ale nie mogłem, mimo że to ja dokonałem wyboru, to bolało, kiedy Gregor odsunął swoje łóżko, postawił między nami i okrągły stolik, i dwa krzesła, gdyby mógł rozdzieliłby nas jeszcze bardziej.
   Leżałem w ciemnym pokoju, patrzyłem na sufit, wsłuchiwałem się w jego równy oddech. Odwróciłem się tak, by go widzieć. Spał na plecach, jego klatka unosiła się miarowo, mógłbym na niego patrzeć bez przerwy.
  I wtedy coś przykuło moją uwagę. Na jego szafce nocnej leżały pudełka. Nie miał ich przedtem, albo po prostu nie zostawiał ich na widoku. Zaintrygowały mnie. Wcześniej zażywał tylko leki na astmę.
  Wstałem. Po cichu, aby go nie obudzić podszedłem do szafki. Wziąłem parę przypadkowych opakowań i podszedłem do okna, było tam trochę światła. Usiadłem na wysokim parapecie i podkuliłem nogi. Zacząłem odczytywać napisy na etykietkach. To nie były zwykłe odżywki.

- Szpiegujesz mnie? - usłyszałem jego lodowaty głos. - Boisz się, że na dobre zajmę twoje miejsce w kadrze, ale wiesz co? Jest już za późno, bo ja już jestem lepszy.

- Kto ci to dał? - zapytałem.

- A co? Też chcesz?

- To nie jest dobre, Gregor. Niektóre z tych tabletek mają działania jak psychotropy. Nie sądzę byś miał depresję.

- Skąd to możesz wiedzieć? Praktycznie ze mną nie rozmawiasz. Kristin ci nie pozwala? - zapytał. Był niewyspany. Wory pod jego oczami, mocno kontrastowały z jego jasną karnacją.

-  Byliśmy przyjaciółmi i to nie przeze mnie już nie jesteśmy - warknąłem. - Nie potrafisz na mnie już tak zwyczajnie patrzeć, nie chcesz gadać jak przyjaciel, tylko...

- Kiedyś ci powiedziałem, że cię kocham, ty jasno dałeś mi do zrozumienia, że nie mam na co liczyć, potem, gdy miałeś kryzys i problemy stałem się przytulanką, nie zwierzałeś mi się ze wszystkiego, chciałeś tylko ciepła, którego nie była ci wstanie dać Kristin. Byłem pod ręką, byłem fajny i potrzebny, nie ma mnie, jest ona, staję się nieważny, dowodem na to, że nie jesteś idealny, albo przynajmniej nie byłeś. Powiedz mi, Thomas. Za ile dni znów ci uwierzę, za ile mnie zostawisz?  - mówił to beznamiętnym tonem, ale widziałem, że wszystkie te uczucia się w nim gotują. Potrafił zapanować nad głosem, nie umiał założyć maski.

- To nie jest tak - powiedziałem, nie byłem pewny czy próbuję przekonać siebie, czy jego. - Zawsze chciałem byśmy byli przyjaciółmi. Byłeś... a raczej jesteś dla mnie jak młodszy brat.

- Wtedy w samochodzie też?

- To była chwila słabości - odpowiedziałem.

- Nie pożądania, zrobiłeś to, bo byłeś słaby?

- Gregor, proszę jest środek nocy, przełóżmy tę rozmowę.

- Widzisz, nie rozmawiasz ze mną, nie potrafisz mnie wysłuchać. Poruszyłem problem, tobie się nie podoba, więc zmieńmy. Wiem! Porozmawiajmy o tobie, poruszmy twoje problemy, popłaczmy nad tym jaki ty byłeś biedny, nie kochany, że ci brakowało wszystkiego.

- Nie posiadasz empatii - jęknąłem. - Nie wiesz...

- Wiem, bo mi mówiłeś. Ja. Ciebie. Słucham.

- Czyli uważasz, że jestem zapatrzonym w siebie dupkiem?

- Użalającym się nad sobą, zapatrzonym w siebie dupkiem,.

-  Masz dziewiętnaście lat, a nadal zachowujesz się jak rozkapryszony nastolatek. To się robi nudne. Ty, ty i ty. Kiedy mi się wydaję, że wychodzisz na prostą, to robisz wszystko, aby mi pokazać, jaki jesteś naprawdę.

- Nic o mnie nie wiesz. Zamiast zapytać, bierzesz bez pytania. Ciągle się czaisz. Czaj się dalej. To ja będę najjaśniejszą gwiazdą na austriackim niebie.

- I to ja jestem zapatrzony w siebie? - zapytałem i zeskoczyłem na podłogę. Zacisnąłem usta i ruszyłem do swojego łóżka. Rzuciłem te opakowania na podłogę.

- I to ja zachowuję się jak rozkapryszony nastolatek - mruknął.

~ Gregor ~

    Czułem pęd samochodu, każdy kamień pod jego kołami. Byłem poza czasem, w jakieś czarnej, zimnej dziurze, oddalonej od świata wieloma kilometrami. Byłem ja, auto, las i ta nieasfaltowa droga pod nami. Była dużo za wąska, sam ledwo się na niej mieściłem. Nie raz gałęzie drzew zahaczały o dach i szyby. Musiałem odreagować kłótnię. Może i pokazywałem naturę rozkapryszonego nastolatka, ale mój psycholog powiedział jasno, że mam nie tłumić emocji. Tylko mam nie wyładowywać się na ludziach. Niech mu będzie. Zamiast zaciskać palce na szyi Thomasa, równie dobrze mogłem ściskać kierownice i wykręcać nią w każdy możliwy sposób.

     Nie. Ja nie chciałem się zabić. Byłem zbyt wielkim tchórzem. Nie chciałem zadać sobie fizycznego bólu, bo na to nie byłem gotowy. Pragnąłem tylko pędu, stać się prędkością, być poza czasem i nie myśleć, wyłączyć te części mózgu, które sprawiały, że cierpiałem. Chciałem stać się wiatrem, jeszcze przed pierwszym konkursem poczuć, co to znaczy być wolnym, chociaż przez parę sekund. Czuć, pulsującą w ciele adrenalinę.

   Nie przejmowałem się gdzie jadę, gdzie jest granica bezpieczeństwa. I wtedy to zobaczyłem. Polanę. Niby zwyczajną, okrytą cienką warstwą śniegu. Ale ona była tak podobna do tamtej polany. Była prawie identyczna, tylko tu był śnieg. Zatrzymałem się i wysiadłem z samochodu.  Usiadłem na śniegu i podniosłem głowę do góry. Na niebie było wiele gwiazd, do tego brak chmur, niebo było piękne, mimo że bez księżyca.

    Zaczął wiać wiatr i padać śnieg, ostre jak małe sztylety płatki śniegu, wbijały mi się w twarz, raniły mnie, ból nie trwał długo, parę sekund, może mniej. Te drobinki były jak moje słowa. Krótkie, bolesne i przypadkowe, bo przecież ten śnieg nie musiał tu padać, mógł padać w każdej innej części świata, ale był tu...

   Wyciągnąłem dłoń, chciałam złapać, zobaczyć czy rzeczywiście każda ze śnieżynek ma odmienny kształt. Czy były niepowtarzalne? Podobno ja byłem. Zwykły chłopak ze wsi, niedosłyszący z astmą. Problem? Nie. Pracowałem, aby być w tym miejscu, robiłem wszystko by stać się zwycięzcą. Nie interesowały mnie inne miejsca. Musiałem być pierwszy, by w mojej głowie zapanowała euforia.
  Znaurzyłem rękę w śniegu. Zimno przez moje ciało, wiedziałem, że gdy ją wyjmę będzie czerwona, ale mimo to ją tam trzymałem, chciałem stracić na chwilę czucie w niej. Zobaczyć jak będzie.
  Ciszę i spokój tego miejsca przerwał telefon. Wibrował w mojej kieszeni. Leniwym ruchem sięgnąłem po niego, nigdzie mi się nie śpieszyło, miałem parę godzi, by nacieszyć się tym miejscem.
- Gregor - w słuchawce usłyszałem ostry głos ojca. - Gdzie jesteś?
- O co chodzi? - nie zrozumiałem o co ma mężczyzna miał na myśli.
- Nie ma cię w hotelu, zniknąłeś z pokoju, twój kolega się o ciebie martwi - powiedział.
- Thomas? - nie mogłem uwierzyć, on zawsze mnie krył.
- Nieważne. Tu nie chodzi o niego tylko o ciebie. Dobrze wiesz, że ten sezon nie jest tylko kolejnym z dodatkiem jakiś Mistrzostw Świata. W tym roku są Igrzyska Olimpijskie. Muisz się przyłożyć,  one są raz na cztery lata. Niewiadomo, ile szans dostaniesz od losu. Musisz...
- Nic nie muszę. Nie tutaj, gdzie ciebie nie ma. Mam się starać, dawać z siebie wszystko, ale... - zebrałem się w sobie. Chciałem, by wiedział, że dzięki Viktorowi zrozumiałem, że mam skakać dla siebie.
- Nie pieprz. Jeżeli zaraz nie wrócisz, przyjadą po ciebie.
- Nie wiedzą, gdzie jestem - powiadomiłem ojca i gwarantuję ci, że mnie nie znajdą.
- Jesteś naiwny - prychnął. - Masz GPS w komórce.
- Jak to, to... blef. Nie mogliby...
- Oni nie, ale ja tak. Obiecałem trenerowi, że będę pomagał, więc zaraz wyślę współrzędne...
  Kontrolował mnie. Zrobił ze mnie maszynę, bezmyślnego robota, rozkapryszone dziecko. Sprawił, że byłem na widoku, że on miał mnie w garści i dobrze wiedziałem, że mnie nie wypuści. Nie teraz. 
  Rzuciłem telefonem. Tylko na tyle było mnie stać. Tylko tyle mogłem zrobić, bo byłem tylko sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro