Rozdział XIX
Prawie dwa lata później
~ Gregor ~
- Będę tęsknił - chłopak objął go i położył głowę na jego torsie. Złote włosy pięknie kontrastowały z granatem ciepłego płaszcza.
- Przecież będziemy się spotykać - starszy pogładził młodego po policzku, drugą ręką sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej mały pojemnik. - To dla ciebie, Raf mówi, że...
- Nie chcę tego brać, Timon - młodszy odsunął się i spojrzał na niego wystraszonym spojrzeniem. - Boli mnie po tym głowa, mam koszmary, mam duszności, brakuje mi...
- Spokojnie mój mały. To jest lepsze, będziesz silniejszy, będziesz wygrywał każdy konkurs i pokażesz wszystkim, że jesteś liderem. Thomas boi się ciebie, a ty musisz to wykorzystać.
- No nie wiem. Między mną a nim...
- Już zawsze będzie rywalizacja. Nie możesz pozwolić, aby znów cię omotał, by znów wykorzystał. Żyjecie w dwóch innych światach, on nigdy ciebie nie zrozumie, nie doceni. Jesteście rywalami, już tego nie da się zmienić, pamiętaj, że to on podjął decyzję.
***
Stałem przed drzwiami i przez szparę w drzwiach patrzyłem na krzątających się po pomieszczeniu ludzi. Za parę minut trener, Morgi i ja mieliśmy odpowiadać na pytania dziennikarzy. Miętosiłem w dłoni rąbek flanelowej koszuli w kratę i gorączkowo zastanawiałem się o co mogą pytać.
Oczywiście, mimo że dzięki Bogu mieliśmy listopad, na tapecie nadal był temat zakończenia przez Adama Małysza kariery i pewnie o to będą pytać zagraniczni dziennikarzy, szczególnie ci z Polski. Jak zwykle zagadkę stanowiły nasze rodzime hieny.
- Stresujesz się? - Thomas wręczył mi kubek herbaty.
- Czym? - wzruszyłem ramionami. - W sumie, stary mistrz zrobił nam przysługę żegnając się ze skokami.
- To nie było zbyt miłe - Morgi uśmiechnął się i oparł o ścianę. Jedną z dłoni włożył do kieszeni dżinsów.
- W przeciwieństwie do ciebie nie zawsze wiem co powiedzieć - odpowiedziałem i spojrzałem na naprężony lewy biceps mojego rozmówcy, który był opięty przez błękitną koszulę, idealnie podkreślającą barwę oczu mężczyzny.
- No tak, z tym trzeba się urodzić - Thomas nasunął na twarz czapkę z daszkiem. Albo był niewyspany, albo cała ta konferencja prasowa była mu całkowicie obojętnie.
- Pięć minut i wchodzicie - nagle poczułem na swoim ramieniu kobiecą dłoń. Spojrzałem na nią. Małomiasteczkowość biła po oczach. Za wysokie buty, za krótka i zbyt jaskrawa, czerwona sukienka oraz jak na mój gust za bardzo intensywny makijaż. Oprócz tego była całkiem ładna. Odwzajemniłem uśmiech.
- Dziękuję - powiedziałem. - Dużo jest dziennikarzy?
- Takich tłumów to tu jeszcze nie było - odpowiedziała i przybliżyła się jeszcze trochę.
- Nie dziwię się - Thomas podszedł do nas. - Chyba nie często macie takie imprezy, co?
- Nie - dziewczyna wyglądała na trochę obrażoną. Ostatni raz zmierzyła mnie wzrokiem i zabrała rękę. Odeszła kołysząc biodrami.
- Mnie to nigdy nie przestanie śmieszyć - mężczyzna pokręcił głową. - One są gorsze niż fanki. Myślą, że nas w sobie rozkochają i zaciągną do ołtarza. Ta była wyjątkowo mało nachalna. Miałeś farta.
- Nie było źle - wzruszyłem ramionami. Spojrzał się na mnie z uśmiechem.
***
Wszystko przebiegało całkiem sprawnie. Pytania nie były jakoś bardzo męczące. Do czasu.
- Panie Gregorze - austriacki dziennikarz z jakieś internetowej gazety wstał i poprawił marynarkę. - Wielu pańskich kolegów może pochwalić się pięknymi kobietami u swojego boku, a pan? Znalazł pan dziewczynę godną zaufania?
~ Thomas ~
Patrzyłem, jak Gregor zmienia się na twarzy. Na czole wystąpiła mu żyłka, był wściekły. Nie mogłem nic zrobić, bo pomiędzy nami siedział trener, który był zbyt zdziwiony reakcją chłopaka, aby zareagować.
Po chwili Gregor zaczął krzyczeć, powiedział co myśli o tego typu pytaniach. Wybuchł tak gwałtownie, że nikt nie mógł na to nic poradzić. W jednej chwili spokojny, wręcz piknikowy nastrój gdzieś uleciał, a ja złapałem się na tym, że patrzę się w okno. No tak i właśnie pokazałem, jak bardzo mam gdzieś problemy sercowe kolegi z kadry.
Chłopak po swoim gwałtownym monologu wstał. Cicho podsunął krzesło do stołu, ukłonił się dziennikarzom i wyszedł.
- Pójdę za nim - szepnąłem do trenera, który tylko pokiwał głową.
Wyszedłem na korytarz i skierowałem się do męskiej toalety. Siedział na parapecie. Bawił się telefonem, pierwsze guziki jego koszuli były rozpięte, nagi fragment skóry, który ukazywała koszula był czerwony, tak samo jak jego twarz.
- Piękne przedstawienie - powiedziałem, stając przed nim. - Powiesz mi co się stało?
- Nnnnie wiem - był roztrzęsiony, dopiero po chwili zauważyłem, że w dłoni trzyma białą tabletkę. - On nie miał prawa. Co go obchodzi czy ja mam dziewczynę? Mam chłopaka. Zadowolony?
Skrzywiłem się na słowo ,,chłopak", nie wiem czy przez to, że nadal nie byłem w stanie przyzwyczaić się do tego, że jeden z moich kumpli jest bi, czy dlatego, że nie czułem się komfortowo ze świadomością, że to Timon zajmował serce Gregora, o które, swoją drogą jakoś szczególnie nie walczyłem.
- Nie bierz tego - chwyciłem go za nadgarstek, gdy przybliżył rękę do ust. - W ogóle wiesz co to jest?
- Jakaś odżywka - wzruszył ramionami. - Timon powiedział, że to mi pomoże. Muszę być w formie na tego roczne Mistrzostwa Świata w Lotach, ostatnie dwa lata były dla mnie koszmarem. Nie byłem w stanie zdobyć dwóch głupich tytułów, w tym roku muszę...
- Nie będziesz brał tej chemii. A po za tym, za takie osiągnięcia, jakie ty zdobyłeś przez te dwa lata, wielu oddałoby wszystko - powiedziałem.
- Czyli, co? Już nie jestem głupim, małym smarkaczem, który myśli, że nadaje się na lidera - przygryzł wargę. No dobra ostatnio trochę sobie dogryzaliśmy, ale wolałem to niż ciągnące się w nieskończoność milczące dni.
- Byłem wtedy zły, wtedy także ty nie jedno powiedziałeś - broniłem się, a on spojrzał na mnie z ukosa.
- Timon ma rację - uśmiechnął się smutno. - Tego już nie da się uratować, jesteśmy rywalami, żaden z nas nie odpuści, nigdy nie będzie między nami czegoś więcej.
- O czym ty gadasz? - położyłem mu dłonie na kolanach, oparłem się na nich i zbliżyłem się.
- Kiedyś wybrałeś, że możemy być tylko kolegami.
- Przyjaciółmi, Gregor.
- Nie. Obydwoje wiemy, że nie jesteśmy w stanie tego utrzymać takiego stanu. Jest między nami za dużo chemii...
- Chemii to ty się nałykałeś. Jesteś dla mnie jak brat.
- Nie potrzebuję więcej starszego rodzeństwa, Gloria w zupełności mi wystarcza.
- Ale nie ma jej na zawodach, w ogóle chyba nigdy na żywo nie widziałem was razem.
- Dlatego poznałeś Alicję, chciałem ci pokazać lepszą część rodziny. Szkoda tylko, że... - urwał. Zawahał się, a potem machnął ręką. - Powiedzmy tak, dzięki temu, że dowiedziałem się, w jaki sposób zarabiała Sabrina, stwierdziłem, że wolę facetów.
- Nie możesz jej skreślać, tylko dlatego, że nie miała pieniędzy na życie.
- Nie będę na ten temat z tobą rozmawiał. Nie możemy być przyjaciółmi. Za dwa tygodnie przypomnisz sobie dlaczego.
- Nie wierzę, że trzyosobowa armia psychologów ma na ciebie tak ogromny wpływ.
- Może to wśród nich znalazłem pomoc? - Gregor wzruszył ramionami i wstał.
- Właśnie widzę, nie jesteś w stanie zapanować nad emocjami, na treningach rzucasz nartami, a twoje relacje z resztą kadry są makabryczne. Prawie się do nich nie odzywasz. Jeżeli to jest pomoc...
- Może dostałem tam też coś więcej - mruknął już stojąc przy drzwiach.
- Tobie nigdy nie brakowało miłości, zawsze był ktoś gotowy ci ją dać, tylko ty nie potrafiłeś jej przyjąć.
Nie odezwał się. Wyszedł, zostawiając mnie samego z własnymi myślami. Miał rację, nie jesteśmy w stanie wytrzymać ze sobą jednego dnia, aby nie wybuchła kłótnia, sprzeczka, albo żeby któryś z nas nie wyszedł w trakcie rozmowy. Trudno to nazwać przyjaźnią.
Zająłem jego miejsce na parapecie i spojrzałem w dół. Na parkingu było kilkanaście samochodów, w tym ten, którym przyjechaliśmy z trenerem, cały czas kłębiła się tam masa ludzi. Nie było szans, aby wymknąć się do samochodu, nie wzbudzając zainteresowania.
W pewnym momencie poczułem intensywne wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Sabrina.
- Hej - przywitałem się.
- Część, życie jest bez sensu, więc jeżeli chcesz, abym upiła się w towarzystwie kogoś odpowiedzialnego to przyjeżdżaj do Innsbrucku.
- Nie ma szans. Jestem z trenerem i Gregorem jednym samochodem, więc...
- Nie ma problemu, jeszcze nie piłam, więc zobaczysz, jak prowadzę. Może być?
- Z przyjemnością - zaśmiałem się. Dziewczyna dzwoniła w samą porę, aby uratować ten dzień. W ramach wdzięczności nie pozwolę się jej upić.
***
Przyjechała w niecałe półgodziny. Ubrana w obcisłe jasne dżinsy i grubą, niebieską bluzę z kapturem wyglądała jakoś młodziej. Bez makijażu i obcisłych ubrań prezentowała się znacznie lepiej. Przez te dwa lata nie tylko w austriackiej kadrze się pozmieniało. Dziewczyna dzięki mojej małej pomocy wyszła na prostą i prezentowała się świetnie.
- No nareszcie - zaśmiałem się i przytuliłem ją. - Wiesz, jak długo czekałem?
- Nie marudź - mruknęła i wyswobodziła się z mojego uścisku. - Jedziemy się upić.
- Ja nie pijam.
- Przy mnie zaczniesz.
- Albo ty mnie przestaniesz. Możemy pojechać do kina na jakiś ckliwy film romantyczny.
- Po moim trupie. Nie będę płacić, aby patrzeć, jak amerykańscy idioci się całują.
- Nie będziesz płacić, bo to ja ciebie zapraszam, a poza tym możemy pójść na jakąś francuską komedię.
- Zobaczymy - mruknęła. - A teraz jedziemy, bo w naszym kierunku zmierza obrażony król wszechświata, więc wolę się zmyć.
- On nie jest taki zły - westchnąłem bez przekonania i objąłem ją ramieniem.
Mam nadzieję, że ok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro