Rozdział XII
~ Thomas ~
Silny wiatr rozwiał włosy chłopaka, które nie zmieściły się pod metalicznie lśniącym kaskiem. Nie widziałem jego oczu, był za daleko. Ale wiedziałem, że Gregor zdaje sobie sprawę, że tylko jego skok dzieli nas od zwycięstwa.
Czekając na dole przeżywałem z nim każdy ruch. Moje stopy oderwały się od podłoża, kiedy chłopak wybił się w powietrze, patrzyłem na jego sylwetkę, śledziłem tor jego lotu. Modliłem się o pomyślny wiatr, chociaż jeden delikatny podmuch. I był, stało się. Gdy miał lądować, powietrze stworzyło tunel, dzięki któremu zyskał na paru metrach.
Dopiero, gdy Martin i Wolfgang krzyknęli i rzucili się na mnie, zrozumiałem. Wygraliśmy. Byliśmy Mistrzami Świata. Ruszyłem za kolegami. Biegłem, a moje nogi ledwo dotykały podłoża. Musiałem mu pogratulować. Pierwszy raz od dawna zrobiłem to szczerze. Niosła mnie radość, nie myślałem o niczym innym, tylko o tym, by znaleźć się w ramionach chłopaka. I dobiegłem. Stanąłem przed nim, uśmiechnął się i wyciągnął ręce. Zrozumiałem. Przytuliłem go, chłonąłem jego jaśminowy zapach. I wtedy poczułem, jak on ustami jedzie po moje szyi. Jęknąłem. Rozkosz i podniecenie. Dwa uczucia na raz, które zmieszały się w jedno. On nie miał prawa tego robić. Nie przy wszystkich, nie kiedy wszystkie kamery skupiły się na nas. Musiałem się trochę odsunąć, ale on mocno trzymał mnie za kurtkę. Nie mogłem się wyrwać. Ten zaborczy gest sprawiał mi nieopisaną przyjemność, ale wiedziałem, że jeszcze chwila i rzucę się na niego.
Martin i Wolfi rozwiązali ten problem. Otoczyli nas i zaczęli skakać na około. Z trybun dochodził śpiew austriackich kibiców. Mieliśmy jeszcze obowiązki. Musiałem jeszcze trochę wytrzymać.
***
Czekałem na moment, kiedy postanowi wyjść z tej zatłoczonej sali. Niby niewinny taniec przy nim, był jak podróż do raju. Intensywny zapach jego skóry przy każdym kroku sprawiał, że marzyłem tylko o tym, aby zostać z nim sam na sam. Widziałem, że ja działam na niego podobnie, dlatego chciałem, by jeszcze na imprezie z okazji mistrzostwa był mój.
Myślałem, że skoro jestem starszy to będzie mi łatwiej, przejąć nad nami kontrolę, jednak on nie pozwalał mi się zbliżyć wystarczająco blisko. Czasami musnął ustami jakąś odkrytą część mojego ciała, aby zaraz potem znaleźć się kilka kroków za daleko, bym mógł się odwdzięczyć tym samym. Każdy jego ruch był niepowtarzalny, przemyślany i pociągający. Zachwycał i onieśmielał jednocześnie. Trudno było oderwać od niego oczy, ale czułem skrępowanie, kiedy zbyt długo patrzyłem na ruchy jego bioder i nieco zbyt długich kończyn. Musiał ostatnio dużo latać po klubach. Jego kocie ruchy nie wzięły się znikąd...
Mijały godziny, trener, tak samo jak ja, zniecierpliwiony patrzył na zegarek. Miałem nadzieję, że ruszy mi z pomocą. Chciałem do niego podejść, ale poczułem czyjąś dłoń pod koszulką.
- Zostawiasz mnie? - zapytał Gregor cichym głosem. Był zbyt blisko. Moje serce waliło coraz szybciej.
- Nie - odpowiedziałem z wahaniem. Nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej.
- Nie chcę już tańczyć - mruknął i językiem przejechał po mojej szyi.
- Napijemy się? - zapytałem, a on przekrzywił głowę i zachichotał.
- Nie. Mam ciekawszą propozycję - chwycił mnie za rękę i przeciągnął przez tłum tańczących. Nie kierowaliśmy się jednak do pokoju. Te drzwi, w które celował chłopak prowadziły na dwór.
Bez kurtek czy chociażby szalika, pędziliśmy po pustym parkingu. Zimny wiatr atakował mnie ze wszystkich stron, ale on biegł dalej. Zatrzymał się dopiero przy nowym, terenowym samochodem. Wsiadł za kierownicę i uśmiechnął się.
- Spodoba ci się - obiecał.
Nie byłem pewny pewny co konkretnie miał na myśli.
~ Gregor ~
Musiałem skupić się na drodze przynajmniej przez kilkanaście minut. W sumie mogłem to zrobić z nim na parkingu, ale nie chciałem tak. Zależało mi na tle...
Kątem oka widziałem, jak zaciska dłoń na spodniach. Uśmiechnąłem się. O to mi chodziło. Tyle czasu minęło, od kiedy wyznałem mu miłość. Nie musiałem z nim rozmawiać, że obydwaj chcemy tego samego. Jeszcze tylko chwila i spełni się to, o czym marzyłem od dawna.
Dojechałem nad jezioro, które kiedyś wypatrzyłem. Chociaż ten las wyglądał o niebo lepiej, gdy był przykryty śniegiem. Zatrzymałem samochód wśród drzew. Jeszcze chwila po tym, gdy silnik zgasł na dobre, siedzieliśmy w milczeniu. To on zrobił pierwszy krok.
Odpiął pasy i za chwilę zrobił to samo z moimi. Przejechał palcami po mojej twarzy, badał ją. Zatrzymał się przy uszach i odgarnął moje włosy. Nachylił się i policzkiem potarł mój obojczyk.
Nie mogłem się ruszyć, byłem sparaliżowany, ale nie chciałem się mu poddać. Całą siłą woli zmusiłem się, by odsunąć się chociaż o parę milimetrów.
- Przejdźmy na tylne siedzenia - szepnął i wyszedł z samochodu. Usiadł z tyłu i zdjął buty. Zarumieniony spojrzał na mnie. Jego oczy pięknie się świeciły. Uśmiechnął się.
- Chodź - poprosił, a ja spełniłem jego życzenie.
Byliśmy tak blisko, a ja nie mogłem odwrócić od niego wzroku. Wyciągnąłem rękę do niego. On przez chwilę bawił się moimi palcami.
- Przestań - jęknąłem i nachyliłem się by zdjąć mu koszulkę.
- Tyle razy widziałeś mnie bez niej - powiedział i wcisnął się w kąt samochodu. Podciągnął kolana pod brodę i przechylił głowę.
- Ale... - nie byłem już tym pewnym siebie chłopakiem na skoczni czy podczas imprezy, on działał na mnie zbyt intensywnie.
- Chyba nie chcesz by było nudno - na jego twarzy pojawił się ten łobuzerski uśmiech, który rozsadzał mnie od wewnątrz. Nie mogłem już dłużej usiedzieć.
- Morgi - wyszeptałem. Poczułem suchość w gardle.
- Pozwól mi to zrobić samemu - powiedział i przysunął się tak blisko, że gdyby nie te cholerne ubrania, mógłbym dotknąć jego nagie ciało pod koszulką.
Kiwnąłem głową.
- Nie wierzę, że to się dzieje - pokręcił głową, a ja zrozumiałem, że nie tylko ja się boję.
Pochylił się nade mną. Zaczął od jednego z guzików koszuli, ale on tylko pocałował mój obojczyk. Ustami wodził po mojej szyi, ale jego dłonie błądziły po brzuchu, aby dojść do paska zbyt luźnych spodni. Westchnąłem. Czułem się niesamowicie. Każdy jego ruch był pieszczotą. Spełnieniem ukrytych marzeń. Patrzyłem, jak powoli zdejmuje moje spodnie, następnie upadające na podłogę. Przygryzłem wargę i dłonią przejechałem po jego włosach, aksamitnych, gęstych.
I wszystko przyspieszyło. Nasze oddechy, ruchy. Pozwolił mi zdjąć z niego koszulkę. Jego dotyk parzył, zostawiał na mojej skórze trwały ślad. Ubrania zniknęły, nie było już nic pomiędzy nami. Byliśmy tylko my. Nasze dłonie, błądzące po ciele. Nogi, którymi nawzajem się opletliśmy. Twarze, na których pojawiły się pierwsze kropelki potu. Usta, które w wymownym milczeniu błagały o więcej. Oczy, zagubione, jeszcze zawstydzone, nie potrafiące spojrzeć na nagą skórę. Byliśmy sobie jeszcze zbyt obcy.
Chwila niezdecydowania, sekunda strachu. Niezrozumiany ból i wciąż wzrastająca adrenalina. W tym momencie tak bardzo chciałem mu powiedzieć, obiecać, że nie jest moją zabawką, misiem, którego porzucę, gdy mi się znudzi. Pierwszy raz w życiu pragnąłem komuś przyrzec, że zostanę do końca. Wierzyłem, że jestem w stanie udowodnić swoją dojrzałość. Pokazać, że nie jestem rozkapryszonym nastolatkiem, który chce tylko jednego.
Odsunąłem się, wywołując zdziwienie na jego twarzy, uśmiechnąłem się. Moja dłoń znalazła się na jego policzku. Kciukiem robiłem kółka, zbliżając swoje usta, do jego twarzy. Pragnąłem, by cała zabawa zaczęła się od nowa. Jednak on na to nie pozwolił. Przyciągnął mnie do siebie, a ja zrozumiałem, że muszę się mu oddać. Moje ciało stało się bezwładne.
- Nie boisz się, że cię tylko wykorzystuje? - zapytał i jednocześnie zjechał ustami na mój obojczyk, przez co jego słowa były przytłumione.
-To ja jestem ten zły - mruknąłem.
Już w Wawie! Rozdział pisałam parę dni na obozie z pomocą moich koleżanek. Inspiracją stały się dla mnie dzikie tańce jednego z trenerów tenisa:) Mam nadzieję, że rozdział jest ok. Piszcie co myślicie.
@Stella_Collins18 wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Spełnienia marzeń, dużo zdrowia i szczęścia. Całuski:*
Takie przedwczesne życzenia<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro