Rozdział VIII
~Thomas~
Przymknąłem oczy i załapałem Gregora za dłoń. Tak bardzo nie chciałem być z tym sam. Przez lata ukrywana tajemnica, miała wreszcie zobaczyć światło dzienne. Jednak nie zdradzałem jej swojej dziewczynie, trenerowi czy psychologowi, swoją historię opowiadałem przyjacielowi...
Przysunąłem się do niego jeszcze bliżej. Dłonią dotknąłem jego zbyt długich, blond włosów, potem zjechałem niżej, na jego twarz, by poczuć ciepło jego skóry.
- Olaf był moim bratem - odpowiedziałem cicho, na zadane przez niego pytanie.
- Był? - Schliri nie zrozumiał.
- Tak. Dzisiaj byłby w twoim wieku - potwierdziłem i opuszkami palców dotknąłem jego obojczyka.
- Co się z nim stało? - zapytał.
- Zginął - szepnąłem. - Zaraz po urodzeniu. Nie dało się nic zrobić...
- Był chory? - zapytał Gregor i objął mnie ramieniem.
- Nie - zaprzeczyłem. - Mój ojciec zawsze dużo pił i kilka dni przed porodem... nie chciał zawieźć mojej matki do szpitala. Ona bardzo źle się wtedy czuła. Prosiła go i błagała, ale jego to tylko bardziej zdenerwowało. Nie kontrolował tego co robi i... ją uderzył. W brzuch. To był pierwszy raz, kiedy zaatakował mnie, albo mamę, potem robił to często, ale wtedy...
Łzy poleciały mi po policzku, w gardle miałem ogromną gulę, która nie pozwoliła mi nic powiedzieć.
- Straciłeś brata - usłyszałem głos Sabriny. Razem z Gregorem odwróciliśmy się w jej kierunku.
- Przepraszam - zmieszała się. - Nie powinnam była tego słyszeć, ale...
Pokiwałem głową. W tej chwili było mi wszystko jedno. Pamięć o zmarłym bracie powróciła i ból w sercu wzrastał z każdą minutą. Poczułem jak łóżko ugina się pod kolejnym ciałem. Dziewczyna przytuliła mnie mocno i tak we trójkę siedzieliśmy obok siebie. Powoli uspakajałem się, mój oddech stawał się równy.
- Dziękuję - szepnąłem.
- Proszę - uśmiechnęła się Sabrina i odsunęła się trochę. Nasze oczy spotkały spotkały się na chwilę. Dziewczyna Zarumieniła się.
- Nie patrz tak na mnie - mruknęła i wstała z łóżka. - Pójdę zrobić kakao, jak zejdziecie na dół zaczniemy robić śniadanie. Alicji należy się coś od życia.
Ostatnie zdanie podkreśliła i spojrzała się na Gregora, który pokornie pochylił głowę. Patrzyłem na jej zgrabne nogi, której długość podkreślał fakt, że dziewczyna była tylko w za dużej, męskiej koszulce.
- Twoja? - zapytałem Schliriego, który nagle zmarkotniał.
- Taa - burknął i nadal nie podnosił wzroku.
- No no, Gregor. Nie spodziewałem się, że... - zacząłem.
- To nie tak! - prawie krzyknął chłopak.
- Nie dziwię ci się - zaśmiałem się. - Sabrina jest...
- Za stara - dokończył Gregor i spojrzał mi w oczy.
- No nie przesadzaj. Od kiedy ci różnica wieku przeszkadza? - zapytałem.
Chłopak zaczerwienił się i ukrył twarz w dłoniach. Wyglądał jak małe dziecko, które jeszcze nie wie czy to odpowiedni moment, aby się rozpłakać.
- Ej no! - potrząsnąłem nim delikatnie. - Musisz się jej podobać, skoro nosi twoje koszulki...
Dostałem poduszką, a potem zostałem zepchnięty z łóżka. Chwilę później wylądował na mnie Gregor. - Dla twojej wiadomości - wysyczał. - Mam tu kilka swoich rzeczy. Inaczej, miałem. Zarówno Alicja jak i jej kochane przyjaciółki, w tym Sabrina, śpią sobie w nich, a potem przywłaszczają.
- Chcesz mi powiedzieć, że pół Insbrucka chodzi w twoich ciuchach? - poruszyłem brwiami za co, powtórnie oberwałem poduszką.
- Jesteś niemożliwy - mruknął.
Chciałem coś mu powiedzieć, ale drzwi otworzyły się i stanęła w nich Sabrina.
- Czekałam na was na dole, ale... - nie dokończyła. Spojrzała na nas ze zdziwieniem. - Przepraszam. Nie wiedziałam, że ty... to znaczy Gregor... że no wiecie...
- To nie tak jak myśli - zaczął siedzący na mnie chłopak. Na jego twarz opadły włosy, zakrywając czerwone rumieńce.
- To tylko tak wygląda - zaśmiałem się i zrzuciłem z siebie Schliriego.
- Jak dzieci - westchnęła i podeszła do nas. Gregor wstał szybko i po chwili zniknął za drzwiami. Ja natomiast nadal leżałem. Dziewczyna wyciągnęła w moim kierunku rękę.
- Wstawaj - podciągnęła mnie do góry. Staliśmy naprzeciw siebie. Tym razem nie opuściła oczu.
~ Gregor ~
Trenerzy kazali mi sobie powtarzać, że jestem we wszystkim najlepszy i mam pełną kontrolę nad tym co robię. Nie przewidzieli tylko tego, że któregoś pięknego lecz pochmurnego poranka będę stał przy kuchence, gotował mleko, wsypywał do misek płatki i trzymał na rękach Rose, która co prawda od całych dziesięciu minut nie płakała, ale za to strasznie się wierciła...
- Matko jedyna, Gregor! - usłyszałem jęk Sabriny. - Ty ją zaraz upuścisz!
Zerknąłem kątem oka na małą dziewczynkę. Rzeczywiście, było to dosyć prawdopodobne. Na szczęście blondynka podeszła i przejęła Rose.
- Nakarmiłeś ją? - zapytała.
- Kiedy? - warknąłem. - Kiedy ty pocieszałaś Thomasa, ja musiałem zająć się śniadaniem, mała zaczęła płakać...
- Gregor... - mruknął Morgi.
- Tak? - zapytałem i odwróciłem się przodem do Thomasa.
- Mleko ci się przypala - uśmiechnęła się złośliwie blondynka.
- Co?! - w pierwszej chwili nie zrozumiałem o co jej chodzi, dopiero potem poczułem...
- Potrzymaj - usłyszałem głos Sabriny, zwracającej się do Thomasa.
- Ale...- Morgi chciał zaprotestować, ale dziewczyna nie zwracała na niego uwagi. Wyłączyła gaz i rzuciła we mnie czystą szmatką.
- Mam nadzieję, że przynajmniej sprzątać umiesz - uśmiechnęła się złośliwie.
Zacisnąłem zęby i zacząłem szorować kuchenkę. Usłyszałem śmiech Rose. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Thomas usiadł na jednym z kuchennych krzeseł, dziewczynka znalazła się u niego na kolanach i podskakiwała wesoło. Mężczyzna trzymał ją mocno i gaworzył razem z nią.
- Nie taki diabeł straszny jak go malują - mruknęła i wylała przypalone mleko.
***
Godzinę później do kuchni weszła Alicja, opatuliła się swoim starym, granatowym szlafrokiem. Jej ciemne, długie włosy, opadały na zgarbione plecy i ramiona. Uśmiechnęła się zaspana i usiadła obok Thomasa, który czytał Rose jakąś książkę z bajkami.
- Dzień dobry - mruknęła i sięgnęła po swoją miskę. - A gdzie Simon i Wolfi?
- Jeszcze śpią - Sabrina postawiła przed przyjaciółką talerz z posmarowanym masłem chlebem.
- Aha - kiwnęła głową brunetka. - Oprócz pójścia z koszyczkiem do kościoła mamy jakieś plany na dzisiaj?
- Chłopcy zajmą się dziećmi, a my pójdziemy do kosmetyczki i spa - blondynka wyszczerzyła zęby.
- Pokrywam wszystkie koszty - wtrąciłem za nim moja kuzynka zdążyła zaprotestować.
- A co z Rose? - Alicja spojrzała na swoją córkę.
- Wujek! - pisnęła dziewczynka i chwyciła Thomasa za szyję.
- Widzisz - zaśmiała się blondynka. - Młoda już wybrała sobie opiekuna na dzisiejszy dzień.
***
Rose to aniołek i zajmowanie się nią nie jest udręką, natomiast Simon i Wolfang na wiosennym spacerze biegali we wszystkie możliwe strony, krzyczeli, straszyli ptaki i gdyby nie jakiś staruszek, na pewno wpadliby do rzeki.
Starałem się w miarę możliwości ogarnąć bliźniaków, ale gdy jeden zaczynał zachowywać się jak cywilizowany człowiek, to drugi uciekał. Thomas szedł ze sto metrów za nami, bo Rose uparła się, że nie będzie jechała w wózeczku tylko szła z ,,nowym" wujkiem za rączkę.
Cieszyłem się, że Alicja miała teraz trochę czasu dla siebie. Niby święta powinna spędzać z najbliższymi, ale kiedy indziej nie miałbym czasu pomóc jej przy dzieciach.
- Gregor, poczekaj! - usłyszałem krzyk Morgiego i odwróciłem się. Rose upadła i leżała na ziemi. Jej usteczka wygięły się niebezpiecznie. Pobiegłem w ich stronę. Dziewczynka zaczęła płakać. Jej białe rajstopki były podziurawione na kolanach, z ran zaczęła płynąć krew.
- Wyjmij chusteczki! - poleciłem wystraszonemu mężczyźnie. Sam kucnąłem przy małej i posadziłem ją sobie na kolanie.
- Tak się tego nie robi - usłyszałem za sobą głos Simona.
- Najpierw musicie przemyć ranę - dodał Wolfi.
- Skąd ja ci wezmę wodę utlenioną? - warknąłem i dotknąłem rany suchą chusteczką. Rose zaczęła płakać jeszcze głośniej.
- Tutaj - jeden z bliźniaków podał mi jakiś mokry wacik.
Sięgnąłem po opatrunek i przycisnąłem go do kolana dziewczynki. Chwilę później uczyniłem to samo z drugą raną, ale mała nie przestawała płakać.
- Co jej? - mruknąłem.
- Przytul ją - poradził Thomas.
Wstałem i objąłem Rose mocniej. Potem ostrożnie zmieniłem jej pozycje na leżącą.
- Co ty robisz? - zdziwił się Morgi. - To nie tak.
- Specjalista się znalazł. Przynajmniej nie płaczę.
- Dziecka nie umiesz przytulić - zaśmiał się chłopak i chwycił Simona w pasie i przełożył sobie przez ramię, po chwili zrobił to samo z Wolfim. - Widzisz? Im się podoba.
- Rose też - chciałem sięgnąć po wózek, ale nie miałem jak po niego sięgnąć. Usiadłem, więc na ławce i zacząłem kołysać dziewczynkę.
Spojrzałem na Thomasa. Morgi kręcił się w kółko, a obaj chłopcy śmiali się głośno.
- Ty też tak - poprosiła mała.
- Nie - pokręciłem głową, widząc, że dziewczynka przymknęła oczy i zaczęła ziewać.
- Tak - upierała się, ale jej powieki stały się strasznie ciężkie.
- Jesteś za mała - mruknąłem i przytuliłem ją mocniej.
- Ty mały - ziewnęła i wygodniej się na mnie ułożyła.
***
Do domu wróciliśmy późnym popołudniem. Rose spała w wózku, a bliźniacy szli grzecznie obok Thomasa, który opowiadał im o Igrzyskach Olimpijskich w Turynie.
Chłopcy słuchali z otwartymi ustami.
- Nareszcie - drzwi otworzyła nam Alicja. - Jedliście obiad?
- Eee... - zaczął Thomas i wbił wzrok w chodnik.
- Jak dzieci - roześmiała się brunetka i wpuściła nas do środka.
Hej! Mam nadzieję, że się podoba. W tym tygodniu raczej już nie wstawię rozdziału, bo mam pokaz taneczny i mam dodatkowe treningi. Miłego tygodnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro