Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

~ Gregor ~

  Wiosna zbliżała się wielkimi krokami. Mimo że był początek marca, słońce przyjemnie grzało. Więcej treningów odbywało się na powietrzu, a śnieg stał się rzadkim widokiem. Wiosna to kwitnące pąki i uczucia, które nabierają prawdziwych kształtów. To o nich rozmawiałem z Victorem.
-Robisz postępy- uśmiechnął się szczerze, czytając wypełniony przeze mnie arkusz. - Kiedyś nie pisałeś nic, potem pod przymusem dostawałem parę wyrazów, teraz oddajesz mi prawie wypracowania.
- Polubiłem pisanie, pozwala mi się to uzewnętrznić. To co we mnie siedzi nagle wypływa i w pewnym sensie czuję się oczyszczony - uśmiechnąłem się.
- Tak... widać to także w twojej technice lotu. Jest lżejsza... tak jakbyś coś z siebie zrzucił - mruknął. - Myślę, że przyszłym sezonie możesz powalczyć o wszystko. Musisz tylko utrzymać poziom i nadal...
- Przebywać z Thomasem - dodałem. - To on sprawił, że odnalazłem swoją drogę. Kiedy codziennie budzę się koło niego...
- Śpicie ze sobą? - zapytał, a ja poczułem jak się rumienię.
- Nie w takim sensie. My tylko... leżymy...
- Całujecie się?
- Nie.
- Głaszczecie?
- Czasami.
- Dokładniej.
- Gdy jesteśmy naprawdę blisko, głaszczę jego twarz, zanurzam dłonie we włosy, albo obejmuje w pasie. Nigdy nie robię nic, na co nie miałby ochoty - wytłumaczyłem. - Chcę to robić stopniowa. Rozkochać.
- Nie można nikogo zmusić do miłości - powiedział, notując coś w zeszycie.
- Nie zamierzam tego robić... nie zmusiłbym go do...
- A kobietę?
- Nie rozumiem - podniosłem jedną brew.
- Czy byłeś nachalny, gwałtowny wobec kobiety? Czy dotykałeś ją w sposób,  w jaki sobie tego nie życzyła?
- Nie. Ja...
- A byłeś kiedyś z dziewczyną.
- Nie - szepnąłem zawstydzony.- Nigdy nie miałem nikogo na stałe.
- Seks bez uczuć - zagadnął.
- Nie, nie wyobrażam sobie tego.
- Dlaczego? W dzisiejszych czasach jest to normalne.
- Ale nieetyczne - broniłem swoich racji.
- Mylisz się. Kiedy dwoje ludzi tego chcę, nic nie powinno stać im na przeszkodzie.
- Morgi nigdy się na to nie zgodzi.
- Nie mówiłem o nim.
- Jak to?
- Czasami potrzebujemy bliskości zupełnie obcej osoby. Myślę, że z czasem ci się to przyda.
- Nie sądzę.
- Przekonasz się, że cię to nie minie.
  Pokręciłem głową, nie potrafiłem sobie wyobrazić, dotyku kogoś innego niż Thomasa na swoim ciele.
- Chciałbym teraz zakończyć sesje - powiedziałem.
- Przykre, że uciekasz od problemu, ale jesteś wolny, może jak sam się zastanowisz będzie lepiej.

***
   Z zakończeniem sezonu wiązało się jeszcze jedno. Powrót do domu. Victor kazał mi unikać stresu, ale jak miałem tego dokonać, przebywając pod jednym dachem z rodzicami? Ciągła cisza, przerywana czasami głośnymi krzykami. Nie chciałem tam wracać. Co prawda było jeszcze jedno rozwiązanie, ale bałem się z niego skorzystać. Nie lubiłem się komuś narzucać. Jednak postanowiłem zaryzykować. Wyciągnąłem telefon.
- Halo?- jej głos był niewyspany.
- Alicja mam prośbę.
- Oby ważną, bo Rose zasnęła i teraz mam jedyną okazję, aby odpocząć.
- Chciałbym do ciebie przyjechać - odezwałem się.
- W czym problem? Zawsze jesteś mile widziany?
- Ale na kilka tygodni... Nie chcę wracać do domu - wyjaśniłem.
- U mnie nie ma luksusów musiałbyś spać na strychu.
- Nie ma problemu - ucieszyłem się.
- I będziesz mi pomagał z małą. Chciałabym wreszcie gdzieś wyjść z Sabriną - zastrzegła.
- Dobrze-  zgodziłem się. - Przyjadę pod koniec marca.
- Nie mogę się doczekać - mruknęła. - Do zobaczenia.
- Pa.
  Rozmowa potoczyła się po mojej myśli. Mogłem spokojnie skończyć sezon, nie martwiąc się o powrót do domu. Z uśmiechem na ustach poszedłem na trening.
  Wszystko przychodziło mi z łatwością.
- Łał, Gregor tak dalej, a jutro nikt nie będzie miał z tobą szans!- trener uśmiechnął się szeroko.
Kiwnąłem z zadowoleniem głową i chciałem wrócić do przerwanych ćwiczeń,  ale ktoś pociągnął mnie za rękę.
- Chcę porozmawiać - usłyszałem znajomy kobiecy głos. Poszedłem za nią, aż znaleźliśmy się na obrzeżach trybun. Usiadła na jednym z krzeseł i poprawiła sportową kurtkę.
- Zostaw go - powiedziała cicho. - Nie naprowadzaj go na złą drogę.
- Nie rozumiem - wzruszyłem ramionami i spojrzałem na góry.
- Wiem o was - załkała. - Niby to nic takiego, ale... on przy tobie... ja...
   Nie skończyła. Po jej policzkach spływały łzy, wyglądała tak bezbronnie.
- Kristin - szepnąłem i włożyłem dłonie do kieszeni. - Do niczego go nie zmuszam. Po prostu sprawiam, że częściej się uśmiecha, kiedy ciebie nie ma, on...
- I co? Myślisz, że Thomas wyzna ci miłość,  powie, że jesteś jego światem, ostoją od skoków, będziesz mu przynosić ukojenie? Łudzisz się, że po sezonie będzie jeszcze coś pomiędzy wami? Zapomni o was, tak jak teraz zapomina o mnie.
- Nie - szepnąłem. - On taki nie jest.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nie znasz go tak długo jak ja. Nie czekałeś na niego parę lat...
- Chcę tylko, aby był szczęśliwy - powiedziałem.
- To zostaw go. On ma już partnerkę.
- Ciekawe ile jeszcze to potrwa.
- Dłużej niż byś chciał.
   Usiadłem obok niej. Starałem się unormować oddech, ale średnio mi wychodziło. Nie byłem nawet odrobinę spokojniejszy.
- Mam nadzieję, że zrobisz to o co cię proszę - powiedziała w końcu.
  Nie odpowiedziałem. Nie chciałem tego ciągnąć.
- Idę do Thomasa. Nie przeszkadzaj nam.
- Bo co? - zapytałem wściekły.
- Bo jutro rano w gazetach pojawi się artykuł o tym, że wolisz panów - ucięła rozmiwę i wstała.

~ Thomas ~

  Telefon od matki bardzo mnie zaskoczył. O tej porze roku zwykle sama do mnie przyjeżdżała.

- Thomi - zaczęła. - Chyba rozstanę się z Filipem.
- Co się stało? - zapytałem zdziwiony. Mój przybrany ojciec był wspaniałym człowiekiem i zawsze zdawało mi się, że bardzo szanuje kobiety.
- Eryk. On wrócił. Chce się z nami spotkać.
- Nie zgadzam się. Tyle przez niego przeszliśmy.
- To twój tatuś. Musisz go kochać.
- Nie, mamo. Wrócił, gdy stwierdził,  że przynoszę zyski.
- Nie prawda.
- A co było dwa lata temu, kiedy w Turynie...
- Proszę - zaprosiłam go do nas na.Wielkanoc.
- Żartujesz?
- Nie. Musicie się pogodzić.
- Nie wracam do domu. Po świętuję z Kristin. Musimy wreszcie, jakieś wspólne święto razem spędzić.
- Thomas...
- Nie zmienię zdania. Zadzwoń jak wygonisz Eryka. A teraz przepraszam, ale wracam do treningów.
  Odłożyłem słuchawkę. I położyłem się na śniegu, to nie tak miało być. Nagle poczułem jak czyjeś drobne dłonie zasłaniają mi oczy.
- Kristin - szepnąłem.  - Myślałem o tobie.
- Tęskniłeś? - zagadnęła.
- Bardzo - odpowiedziałem. -  I mam dla ciebie dobrą wiadomość. Spędzę z tobą całe święta i przerwę między obozami treningowymi.
- To nie możliwe - westchnęła - Wyjeżdżam do Kanady.
- Po co? Mamy pieniądze.
- To bardzo ważna delegacja.
- Ważniejsza ode mnie?
- To jest moja szansa na awans.
- Kristin...
- Nie Morgi. Ale obiecuję, że całe lato będzie nasze. Zaszalejemy tak, że będzie o nas głośno przez rok.
- Wolałbym, abyśmy razem byli na niedzielnym śniadaniu.
- Thomi - jej głos był spokojny, ale słychać w nim było irytację. - Kiedyś to nadrobimy. Mamy całe życie przed sobą. Jeszcze zdążymy razem nudzić się w gronie najbliższych.
- Chodzi o zasady - zauważyłem.
- Nie ma zasad.  Są tylko zakazy.
  Pokręciłem głową. Nie podobało mi się to, ale wiedziałem, że i tak nie mam już na co liczyć.
- Święta spędzę sam - warknąłem i zacząłem iść w kierunku hotelu.

Taki przejściowy rozdział, ale takie też są potrzebne:P Miłej końcówki weekendu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro