Rozdział IX
~ Gregor~
- Wynoś się!- głos mężczyzny rozchodził się po całym domu. Matka siedziała w papierach i udawała, że nie słyszy krzyków swojego męża. Nie podniosła nawet głowy. Nie zaprotestowała.
- Tato - jedenastoletni chłopak stanął przed rozpłakaną nastolatką, aby odgrodzić ją od jego ojca.
- Odsuń się! - warknął mężczyzna, popychając swojego syna na sąsiednią ścianę, nie odwrócił się w jego stronę, gdy ten zawył z bólu.
- Zostaw ją, tato - chłopak poczuł jak w jego oczach gromadzą się łzy.
- Ta zdzira... to znaczy twoja kuzynka bardzo mnie zdenerwowała. Nie jest już w naszej rodzinie.
- Jak to? - nastolatek podbiegł do rozpłakanej dziewczyny. Wtulił się w nią, chciał dać jej wsparcie.
- Alicja wychodzi. I nie wraca - mężczyzna popchnął w jej stronę duże kartonowe pudło.
- Ona nie może dźwigać - beznamiętnym głosem mruknęła matka chłopaka.
- Nie obchodzi mnie to - wzruszył ramionami ojciec i podszedł do okna.
Dziewczyna ruszyła w stronę drzwi, chciała podnieść pudło, ale jedenastolatek ją uprzedził. W milczeniu doszli do drzwi...
***
Alicja podała mi kubek wody. Było dosyć ciemno. Wieczorem musiałem zasnąć na kanapie, gdyż znajdowałem się w salonie, przykryty jedynie ciepłym kocem. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i położyła dłoń na moim czole.
- Strasznie w nocy jęczysz - mruknęła. - Rzucasz się po tym biednym meblu, co jest?
- Nie wiem - skłamałem i zmoczyłem usta. Przyjemny chłód wypełnił mój przełyk.
- Nie wnikam, Gregor - wzruszyłam ramionami i usiadła obok mnie. Wyciągnąłem ramię by ją do siebie przytulić. Musiało jej w domu brakować tego ciepła. Dzieci to nie wszystko.
- Al- zacząłem, bojąc się zacząć niewygodny temat. - Nigdy cię o to nie pytałem. Kim jest ojciec Rose?
Dziewczyna westchnęła i poprawiła włosy. Dotąd nie poruszaliśmy tego tematu, ale w końcu musiał nadejść ten dzień.
- Nie znasz go, mały. Kiedyś pojawił się znikąd, spodobał mi się, kręciliśmy trochę ze sobą, potem on zniknął. Zostałam sama, a on nawet nie wiedział o dziecku. Próbowałam go szukać, ale nic z tego nie wyszło.
Opatuliłem nas bardziej kocem, starając się dać jej jak najwięcej ciepła i uczucia. Potrzebowała tego.
- A jak sprawy finansowe? - zapytałem.
- Żyjemy - ucięła ten temat i odwróciła się do mnie plecami.
- Przepraszam - do pomieszczenia wszedł Thomas w samych spodniach od piżamy. Jego umięśniony tors przykuwał spojrzenia, a rozczochrane włosy były po prostu słodkie.
- Chodź - zaprosiła go Alicja i jeszcze bardziej się do mnie przytuliła.
- Nie będzie za ciasno? - mruknąłem, a gdy kanapa ugięła się pod ciężarem kolejnego ciała, jęknąłem. Kości mojej kuzynki zaczęły mi się wbijać w brzuch i udo.
- Zmieściliśmy się - zaśmiał się chłopak i oblał mnie resztkami wody z mojej własnej szklanki.
- Wychodzę - warknąłem, gdy poczułem, spływające po mojej twarzy kropelki wody.
Wstałem i przeskoczyłem nad Morgim i Alicją. Zgarnąłem dresy z podłogi i zaspany ruszyłem do łazienki na górze. Po drodze, z szafki zabrałem różany olejek mojej kuzynki i miękki biały ręcznik. Nie pukając wszedłem do łazienki.
- Gregor! - wrzask Sabriny rozniósł się po pomieszczeniu, a ja dopiero wtedy podniosłem wzrok. Naga blondynka stała w lekkim rozkroku, bokiem do mnie pod prysznicem.
- O matko - jęknąłem i odwróciłem się, aby wyjść, ale zamiast tego wywróciłem się. Upadając, ściągnąłem, nie użytą przez Sabrinę, zasłonę i wylądowałem u stóp dziewczyny. Ona, zamiast mi pomóc, opatuliła się przyniesionym przeze mnie ręcznikiem.
- Wstawaj - zaśmiała się wyciągnęła do mnie rękę.
Podniosłem się, chciałem ją przeprosić, ale nie mogłem nic powiedzieć. Wpatrywałem się w nią w milczeniu. Wydawała się całkiem atrakcyjną dziewczyną.
- Co, małolacie? - zapytała. - Chcesz wziąć ten prysznic czy nie?
Bez wahania zrzuciłem ubranie i na nowo odkręciłem wodę, ona odłożyła ręcznik i sięgnęła po olejek. Wylała go trochę na swoje dłonie i zaczęła masować mój tors.
- Nie wierzę, że to robię - mruknęła.
Pochyliłem się nad nią i poprawiłem blond kosmyk. Spojrzałem jej głęboko w oczy i przypomniałem sobie o czym mówił Victor.
- Ja też nie - szepnąłem i złożyłem pocałunek na jej ustach.
***
Nie wiem po jakim czasie zeszliśmy na dół. Ile trwało to krótkie zbliżenie. Było dobrze. Nawet bardzo. Tylko że inaczej to sobie wyobrażałem. Z inną osobą i w innych okolicznościach.
W kuchni czekało na nas świąteczne śniadanie. Elegancko ubrana Alicja, Rose, a nawet chłopcy dali sobie założyć dziecięce garniturki. Thomas miał na sobie modne dżinsy i... moją koszulę. Rękawy były trochę za krótkie, a materiał opinał się na jego umięśnionej klatce piersiowej.
- Al powiedziała, że mogę to założyć. Nie miałem nic takiego ze sobą, a ty podobno i tak w tym nie chodzisz - uśmiechnął się do mnie, a pode mną ugięły się kolana. Wyglądał świetnie, nie mogłem oderwać od niego wzroku.
- Będziesz świętował w dresach, Gregor - Alicja uniosła jedną brew. Spojrzałem na swój strój i stwierdziłem, że rzeczywiście wypadałoby coś z tym zrobić.
- Dajcie mi chwilę - poprosiłem i pobiegłem na górę.
Ubrałem wcześniej przygotowany garnitur, przeczesałem starym grzebieniem włosy, i przy pomocy lakieru Alicji, ułożyłem je.
Stałem jeszcze przez kilka minut przed lustrem, wpatrywałem się w swoje odbicie. Przez te parę dni, kąciki ust, które zwykle skierowane były ku dołowi, teraz wykrzywiły się w przeciwną stronę. Moja twarz stała się jaśniejsza, a niedawny kontakt z Sabriną sprawił, że na moich policzkach i kawałku szyi pojawił się rumieniec. Przygryzłem wargę. Miałem nadzieję, że Thomas nie domyślił się, co zaszło między mną a blondynką.
Gdy po raz drugi znalazłem się na dół, wszyscy już siedzieli przy stole. Mała Rose zagrzała miejsce między Thomasem, a swoją mamą i za wszelką cenę starała się nakarmić mężczyznę.
- Czekamy na twojego wujka - Morgi uśmiechnął się i potargał włosy dziewczynce.
- Nie - odpowiedziała, ale odłożyła bułeczkę na talerz Thomasa.
- Plose - powiedziała i spojrzała w moją stronę.
- Idzie, magoń - Rose skrzywiła się na mój widok. W jej dziecięcym języku ,,magoń" oznaczało gamoń, musiałem bardzo ją czymś zdenerwować, skoro użyła takiego określenia.
- Siadaj - zaprosiła mnie Alicja i wskazała miejsce między. Thomasem a Sabriną.
~ Thomas ~
Dawno nie bawiłem się tak dobrze podczas świąt. Co prawda pilnowanie diety mi nie szło, ale Rose co chwila kładła coś na moim talerzu, a przecież dzieciom się nie odmawia. Chłopcy pytali mnie o moje sportowe osiągnięcia i komentowali każdą moją wypowiedź. Sabrina i Alicja żartowały sobie z nich, by później razem z nimi się z tego śmiać.
Tylko Gregor był dziwnie zamyślony. Spojrzeniem błądził po całym pomieszczeniu, czasami zatrzymując swój wzrok na mnie, albo blondynce. Mimo to wyglądał na zadowolonego i pytany chętnie odpowiadał. Parę razy nasze kolana zderzyły się pod stołem.
W pewnej chwili rozległ się dźwięk mojego telefonu.
- Przepraszam - powiedziałem i wstałem od stołu. Wyszedłem przed dom i usiadłem na masce swojego samochodu.
- Słucham - odezwałem się pierwszy.
- Thomi - usłyszałem głos Kristin. Wracam wcześniej niż planowałam. Przyjechałbyś na dwudziestą drugą na lotnisko w Innsbrucku?
- Dzisiaj? - zapytałem i podrapałem się po głowie. Miałem u Gregora zostać do wtorku.
- Mhm - potwierdziła. - Zrobimy sobie takie spóźnione święta.
- Dobrze - mruknąłem.
- Cudownie. Będę czekać. To na razie.
- Pa - pożegnałem ją i się rozłączyłem.
***
Nie powiedziałem Gregorowi, że będę musiał wyjechać trochę wcześniej. Nie chciałem psuć mu humoru. Gadaliśmy, śmieliśmy się i graliśmy w różne gry razem z resztą. Od czasu do czasu zerkałem na zegarek. Postanowiłem wyjechać kwadrans przed dziewiątą. Stąd nie było daleko do lotniska.
- Podwiózłbyś mnie dzisiaj do domu? - zapytała Sabrina, kiedy szykowaliśmy sok dla wszystkich.
- Coś się stało, że wracasz wcześniej? - spojrzałem na nią.
- Tak po prostu - wzruszyła ramionami. - A poza tym strasznie chrapiesz.
- Ja? - uniosłem brwi.
- A kto? - zaśmiała się. - Ale i tak mnie odwieziesz?
- Niech ci będzie- mruknąłem.
- Dziękuję - pocałowała mnie w policzek i wybiegła z pierwszymi szklankami soku.
***
Wieczorem siedzieliśmy i oglądaliśmy wiadomości sportowe. Na wąskiej kanapie, siedziałem wtulony w Alicję, na moich kolanach znajdowała się głowa Gregora, a jego nogi ułożone były na Sabinie.
- On śpi - zachichotała blondynka, ciągnąc go za nogę.
- Jak słodko - uśmiechnąłem się, widząc, zamknięte powieki chłopaka.
- Przeniesiemy go? - zaproponowała dziewczyna i złapała śpiącego za kostki.
- Dajcie mu spać - ziewnęła Alicja, ale ja i Sabrina już trzymaliśmy Gregora pomiędzy sobą.
Ruszyliśmy w stronę schodów. Szedłem pierwszy, tyłem i ostrożnie stawiałem każdy krok, ale już na samej górze, wywróciłem się o jakąś zabawkę Rose.
- Idioci - usłyszeliśmy Alicję.
- Nie obudził się - blondynka odetchnęła z ulgą, gdy Gregor nawet nie drgnął.
Rzuciliśmy chłopaka na moje łóżko.
- Nie będę tu dzisiaj spał - wytłumaczyłem zdziwionej dziewczynie. - Wracam do domu.
***
Alicja pożegnała nas, gdy tuż przed dziewiątą wsiadaliśmy z Sabriną do mojego samochodu. Odwiozłem ją szybko i już spóźniony pomknąłem na lotnisko.
- Nareszcie - powitała mnie Kristin i rzuciła mi się na szyję. - Tęskniłam.
- Hej - pogłaskałem ją po włosach. - Jak było?
- Opowiem ci wszystko w domu. Twoim domu - odpowiedziała i złożyła pocałunek na moich ustach.
I jak wrażenia po tym rozdziale? Mam nadzieję, że ujdzie. Do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro