Prolog
Był późny wieczór, na dworze padał śnieg, a w pokoju panował półmrok. Siedziałem na łóżku i czytałem jedną z wielu książek, które ze sobą przywiozłem, jednak nie mogłem skupić się do końca na lekturze, ponieważ trener przydzielił mi do pokoju nowego.
Gregor, bo tak przedstawił się ten chłopak, zaczął z nami skakać już podczas Letniego Gram Prix, od razu pokazał, że będzie trudnym przeciwnikiem, a dzisiejsze kwalifikacje tylko to potwierdziły. Przyznam, że patrzyłem się na niego z rozczuleniem, sam zaczynałem, będąc w jego wieku, jednak na tym podobieństwa między nami się kończyły.
On nie zachowywał się jak zwyczajny junior. Nie był nieśmiały, nie odzywał się, bo nie chciał. Był zimny w obejściu, nie mówił, ale warczał lub mamrotał. Do serwismenów, fizjoterapeutów i psychologów zwracał się jak do służących. Do nas czyli kolegów z kadry prawie w ogóle. Sztucznie uśmiechał się do dziennikarzy, a jedyną osobą, którą szanował był trener. Tylko jego słuchał i jemu się zwierzał, przesiadywał przy nim większość czasu na zgrupowaniach, oddalając się od nas. Nie byłem szczęśliwy, kiedy okazało się, że to ja będę z nim dzielił pokój, ale to na mnie, jako na lidera spływał ten obowiązek.
- Możemy gasić światło?-zapytał cicho Gregor.
- Oczywiście-uśmiechnąłem się i sięgnąłem do lampki. - Dobranoc.
Przez chwilę panowała całkowita cisza, ale w końcu usłyszałem jego przytłumiony głos:
- Dobranoc, Thomas...
***
W nocy usłyszałem cichy płacz, nieprzytomny starałem sobie przypomnieć, gdzie jestem i dlaczego Andi płacze. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie z kim dzielę pokój. Chcąc się dowiedzieć co się dzieje, wstałem i podszedłem do łóżka Gregora. Usiadłem na brzegu i położyłem dłoń na jego ramieniu. Młody na znieruchomiał.
- Boli cię coś-zapytałem.
-Nie-odpowiedział. - Idź sobie.
- To dlaczego...-zacząłem, nie za bardzo wiedząc, jak zadać nastolatkowi takie pytanie.
- Płaczę? Bo czuję się samotny, Thomas. Nie mam nawet za kim tęsknić, czuję się tu obcy...-głos mu drżał, ale nie odwrócił się do mnie.
- Gregor... ja to znaczy ty... jakbyś próbował, postarał się... my.
- Ale ja nie chcę waszej łaski, abyście patrzyli jak na młodszego...
- To nie tak, Gregor. Każdemu na początku jest trudno. To naturalne, nowe otoczenie, osoby, ten cały szum medialny. Ale w końcu można się do tego przyzwyczaić.
- Ale nie o to chodzi-jęknął. - To znaczy o to też, ale ja... jestem inny. Zawsze byłem, nie umiem tego wytłumaczyć, ale czuję to.
Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Był środek nocy byłem śpiący, jutro czekał nas kolejny konkurs, a wiedziałem, że jeżeli się nie wyśpię to zawalę konkurs. Wstałem, więc i chciałem pójść do swojego łóżka, kiedy nagle usłyszałem szept Gregora:
-Zostań ze mną.
Przygryzłem dolną wargę, nie była to zwyczajna prośba, ale i okoliczności nie były codzienne. Zrozumiałem, że jeżeli nie chcę go zranić, muszę zrobić to, o co mnie prosi. Ułożyłem się koło niego, zastanawiając się, dlaczego to łóżko jest takie wąskie. Nagle poczułem jak Gregor wtula się we mnie. Zrozumiałem, że z tą chwilą staję się dla niego opiekunem. On mi zaufał, a ja muszę zrobić wszystko, aby tego nie stracić.
To mój pierwszy tego typu prolog. Piszcie co myślicie i co przydałoby się poprawić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro