Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIII

~Gregor~

      Za oknami było szaro, słońce jeszcze nie wstało, z nieba nie jeszcze nie zniknęły gwiazdy. Ostatni goście klubu już dawno opuścili budynek, tylko my siedzieliśmy przy skrytym w koncie stoliku. Na blacie stało pełno pustych kieliszków i parę szklanek, na dwóch z nich było jeszcze trochę płynu. Thomas spał, z głową opartą na rękach. Jego policzki były czerwone, nabrzmiałe, oczy - mocno podkrążone, jeszcze mokre od potu włosy przylepiły się do jego czoła. A wszystko przez pierwsze spotkanie z alkoholem.

     Wreszcie wyglądał jak zwykły, zagubiony człowiek. Spadła jego maska idealności. A świadkiem tego byłem tylko ja. Do tego miejsca nie mieli wstępu dziennikarze, fotoreporterzy, a nawet gdyby mieli, z całą pewnością nie chcieli by tu przebywać dłużej niż parę minut. Klub ten, delikatnie mówiąc nie zaliczał się do najczystszych, najbardziej ekskluzywnych, a jedynym ,,naj", którym mógł się poszczycić, należałoby dopasować raczej do ,,najbrudniejszy". W sumie nie wiem, dlaczego zajrzeliśmy nawet tutaj. Byliśmy gwiazdami, sportowcami, autorytetami, co robiliśmy w takiej dziurze?

   Chyba i ja musiałem przysnąć. Bolała mnie głowa, w uszach mi szumiało. Leniwym ruchem sięgnąłem po komórkę, aby zadzwonić po taksówkę, by zawiozła nas do Alicji, jednak okazało się, że jej nie miałem. Albo wyparowała, albo ktoś ją sobie ,,pożyczył". Wstałem i obszedłem stół. Nachyliłem się nad Thomasem i zacząłem przeszukiwać jego kieszenie, mężczyzna uśmiechnął się przez sen. W końcu znalazłem jego telefon. Od razu wyskoczyło mi nieodebrane połączenie od Sabriny. Wybrałem jej numer, w końcu mieliśmy okazję zaoszczędzić na podwózce.


     Pojawiła po niecałym kwadransie. Miała na sobie lekką wiosenną kurtkę w bliżej nieokreślonym kolorze, obcisłe szare dżinsy, a nogach czarne buty na bardzo wysokim obcasie. Włosy, związane w luźny warkocz przerzuciła sobie przez ramię, wąskie usta podkreśliła intensywną, czerwoną szminką. Po wyrazie jej twarzy wydedukowałem, że nie cieszy się na nasz widok. Nie rzuciła się nam na szyję, z jej ust wydobyła się tylko jedna krótka komenda: ,,Wsiadać". Od razu było widać, że nie ma ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Thomas boleśnie przeżywał swojego pierwszego kaca, więc zapowiadała się cicha podróż. Usadowiłem się wygodnie na tylnych siedzeniach.

- Nie znasz drogi do Alicji? - zapytałem, kiedy zauważyłem, że nie jedziemy w stronę domu mojej kuzynki.

- No chyba nie chcesz, aby w takim stanie zobaczyły was dzieci. Nie pozwolę zdemoralizować chłopców - mruknęła i ostro skręciła w prawo.

- Zwolnij... głowa mnie boli - jęknął Morgi i oparł się o chłodną szybę.

- Nie wątpię - zaśmiała się pod nosem. - Miałeś chociaż dobry powód, aby się upić.

- Zależy co masz na myśli pod stwierdzeniem: ,,Mam dobry powód"

- No nie wiem. Dziewczyna cię zostawiła...

- Chciałabyś - przygryzłem wargę w półuśmiechu.

- Zgubiłeś portfel, umarł ktoś... - kontynuowała niezrażona.

- Zostanę ojcem - powiedział, to jakoś tak smutno.

- Słucham?! - Sabrina i ja krzyknęliśmy to w jednym momencie.

- Będę tatą - powtórzył i odwrócił się w naszą stronę.

- Ale jak to? - zapytałem. Mogłem udawać, że Timon w zupełności mi wystarczyć, kiedy przychodziła słabość mogłem marzyć, że Thomas zostawi Kristin, ale jakie miałem prawo stawać między nim, a jego dzieckiem.

- Błagam Gregor, nie będę ci teraz tłumaczyć w jaki sposób... - zaczęła blondynka, ale Thomas jej przerwał.

- Sam się dowiedziałem wczoraj i... - powiedział to na jednym tchu.

- I musiałeś odreagować - dokończyła z przekąsem Sabrina. - Nie no pewnie, niech dziewczyna zostanie sama, bo ty jesteś na to za młody, zbyt sławny, zbyt zajebisty, za mało zwyczajny, ewentualnie masz za duże ego, zakreśl właściwe!

- Ona jest teraz na wyje... - Morgi chciał coś powiedzieć, ale kobieta dopiero się rozkręcała.

- No i jeszcze pracuje. To znaczy ja nie mam nic przeciwko, co ja mówię, to nie moja sprawa, ale kiedy zostanie sama z dzieckiem, to będzie musiała jakoś siebie utrzymywać, bo oczywiście skoczkowie za mało zarabiają, aby jeszcze płacić alimenty, prawda? Taki na przykład Matti Nykaenen...

- Ale ja się chcę tym dzieckiem zajmować - przerwał jej Thomas.

- I tak cię nie będzie przez większą część roku - wzruszyła ramionami i jeszcze bardziej przyspieszyła.

- Zaraz go w ogóle nie będzie jeżeli nie zwolnisz - mruknąłem.  Nie usłuchała.

- Jak ty w ogóle mogłeś dopuścić do tego, że to się stało. Przecież...

- Och, Sabrino, chyba nie będziemy teraz przerabiać skąd się biorą dzieci, no chyba, że... uśmiechnąłem się kąśliwie.

- Jesteś skrajnie nie odpowiedzialny - westchnęła Sabrina i wjechała na podwórko, na którym nie byłem od dzieciństwa.


***

   Pierwszy pod prysznic wszedł pod prysznic. Sabrina i ja udaliśmy się do jej pokoju.

- Tu jest jedna z twoich koszulek - podała mi błękitną bluzkę bez rękawów. - Jeżeli by pogrzebać w tej szafie pewnie by się znalazły jeszcze jakieś  męskie dresy. Znajdź też jakieś ciuchy dla swojego kolegi.

- O, a tą bieliznę to nosiłaś pewnie jeszcze wtedy, kiedy musiałaś dorabiać w Niemczech - zaśmiałem się i wyjąłem koronkowy stanik, spod sterty ciuchów.

- Nie twój interes - mruknęła i spróbowała mi zabrać swoją  bieliznę, ale ja uciekłem na balkon. - Nie zrobisz tego.

- Czego?- wyszczerzyłem zęby i usiadłem na poręczy balkonu.

- Za bardzo ci się podoba - powiedziała i wskazała kobiecą część garderoby.

- Mi? Wiesz, mam chłopaka? - uśmiechnąłem się, ale pozwoliłem, aby się do mnie zbliżyła i położyła dłoń na moim kolanie.

- No, ale mam ci przypomnieć z kim spędziłeś parę pięknych chwil pod prysznicem - jej wzrok mnie hipnotyzował.

- Chcesz to powtórzyć? - słowa same wyszły z moich ust, po ,,rewelacjach" dzisiejszego dnia musiałem jakoś odreagować.

- Podobno masz chłopaka - oddaliła się trochę, ale ja chwyciłem ją za włosy. Jęknęła i zatrzymała się.

- Od kiedy ci coś takiego przeszkadza?

- Ale jeszcze się nie myłeś - zrobiła smutną minę.

- Będziesz musiała to przeżyć - powiedziałem i razem z nią wróciłem do jej pokoju.


~Thomas~

    W domu było zadziwiająco cicho i ciemno. Rodzice powinni być o  tej porze w domu. Mama kończyła pracę o szesnastej, ojciec na razie miał urlop i jak zwykle nigdzie wyjeżdżaliśmy. Ucieszyłem się, że jest tak spokojnie. Byłem zmęczony ciężkim dniem w szkole, przedłużonym treningiem i czułem się trochę osłabiony.

- Wróciłeś - to stwierdzenie, ten głos. To nie wróżyło niczego dobrego. Chciałem go ominąć, ale ojciec zagrodził mi drogę do pokoju.

- No... byłem - chciałem się wytłumaczyć. Udawać przed sobą, że jest normalnie, że tata jest trzeźwy.

- Wiem co robiłeś i nie podoba mi się, że opuszczasz się w szkole - kontynuował.

- Thomas dobrze się uczy - w mojej obronie stanęła matka.

- Już ci dzisiaj mówiłem. Zamknij się - jak zwykle konkretny, zły i pijany.

     Chciałem coś powiedzieć, ale wtedy zobaczyłem siniaki na jej policzkach.

- Znowu ją uderzyłeś  - powiedziałem z niedowierzaniem. A kiedy poczułem na swoim policzku jego rękę, dodałem: - Znowu piłeś

***

     Siedziałem pod prysznicem i pozwalałem, aby spływały po mnie strumienie wody. Nikt nie dobijał się do drzwi łazienki, więc mogłem spędzić jeszcze parę minut w cudownej samotności. Brzydziłem się sobą. Wypiłem, pozwoliłem, aby zawładnął mną alkohol. Wypiłem dużo za dużo. Wczoraj po raz pierwszy spożyłem alkohol, po raz pierwszy byłem pijany. Złamałem samemu sobie, złożoną przysięgę. Jak mogłem być dobrym ojcem, skoro zachowałem się jak gówniarz. Sabrina miała rację. Skończy się to tak, że cała odpowiedzialność spadnie na Kristin. Nie nadawałem się na rodzica. Może najlepiej by było, gdybym tak po prostu odszedł. Byłoby łatwiej i bezpieczniej.

      Usłyszałem piski i śmiechy Sabriny, i Gregora z góry. Właśnie traciłem dwójkę ludzi na których mi zależało. I sam nie byłem pewny, którego z nich, będzie mi potem bardziej brakować.

     Woda kapała na moją twarz i włosy, oparłem się o zimną ścianę. Nie chciałem stąd wychodzić.


Pisane przy Shreku, po  męczącym tygodniu w szkole. Ogólnie życzę miłego weekendu i do napisania:)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro