Rozdział XIV
~ Gregor ~
Siedziałem w samochodzie w zamkniętym garażu. Obok mnie leżała sportowa torba, w bagażniku walizka. Wystarczyło otworzyć bramę i uciec stąd. Ale nie mogłem tego zrobić. Obiecałem Viktorowi, że wytrzymam, że spróbuję naprawić relację z rodzicami, ale to mnie przerastało. Nie potrafiłem znieść towarzystwa ojca, jego humorów, motywujących gatek. Uciekałem od niego, unikałem, ale ile można mijać się z właścicielem domu.
Moje rozmyślania przerwało głośne pukanie w szybę. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Glorię. Ubrana niby w zwykłą, krótką czerwoną sukienkę, prezentowała się doskonale. Nic dziwnego, że była ulubienicą rodziców.
Otworzyłem jej drzwi, zabrałem torbę i poczekałem, aż się wygodnie usadowi. Nie chciałem z nią rozmawiać. Dyskusja z nią nie miała najmniejszego sensu. I tak żadne z nas nie zmieniłoby swojego stanowiska.
- Masz zły wpływ na Luka - zaczęła, a ja zaśmiałem się. Tego jeszcze nie było. - On robi się nie do zniesienia. Ciągle gdzieś znika, kłóci się z ojcem.
- Przed moim przyjazdem niby tak nie było? - uniosłem brew. Niby się ciekawie zaczynało, a tu proszę. Stare oskarżenia w nowej formie. Jednak czegoś nauczyli ją na tej psychologii.
- Nie kłócił się. Po prostu znikał - przyznała, a na jej twarzy pojawił się dziwny grymas.
- I to źle jak mówi, co mu leży na sercu? - zapytałem.
- Nie o to chodzi. On chce być taki, jak ty. Niezależny, samodzielny, dorosły - wyliczała. - Luke zaczyna się buntować.
- To chyba naturalne. Ma trzynaście lat.
- No właśnie. Nie wie co jest dla niego dobre.
- Glo, ile ty masz lat, co? Zachowujesz się, jak nasza matka. Daj chłopakowi zdecydować, co chce w życiu robić. Nie uda się. Trudno.
- Tobie ojciec pozwolił wybrać. I co? Nadal masz problemy z samym sobą. Rozmawiałam z twoim psychologiem.
- Mówił, że robię postępy.
- Postępy? Gregor, twoje wyniki zmieniają się z miesiąca na miesiąc. Masz wahania nastrojów!
- To, że się stresuje zawodami jest normalne. Mój humor zależy od wyników.
- Nie tylko. Ten sezon był dla ciebie fenomenalny, prawie idealny. Jednak przed mistrzostwami miałeś... mhm... problemy. Całymi dniami milczałeś, czasami się upijałeś, a wieczorem przyprowadzałeś jakieś dziewczyny. Wszystko zmieniło się, gdy z chłopakami zdobyliście złoto. Nie wierzę, że to aż tak silnie na ciebie działało.
- Nie twój interes - wzruszyłem ramionami.
- Martwię się o ciebie.
- Raczej o moje wyniki.
- O twoją psychikę.
Prychnąłem, nie miałem ochoty na dalszą wymianę zdań. Zapanowała niezręczna cisza. Zacząłem uderzać palcami o kierownicę.
- Przestań - warknęła. - Wiesz, jak mnie to denerwuje.
- Mój samochód - mruknąłem, ale przestałem.
- Ojciec chce z tobą porozmawiać - powiedziała po chwili.
- Ale ja nie.
- To twój...
- Wiem. Nie musisz mi o tym ciągle przypominać. Jadę do Alicji.
- Do tej...
- To się już nudne robi. Od ośmiu lat nie zmieniacie z rodzicami śpiewki.
- Może mamy swoje powody.
Zaśmiałem się sztucznie. Dziwnie czułem się z tym, że musiałem grać, nawet przed najbliższymi. Jak mi to miało pomóc, odzyskać wewnętrzny spokój?
- Jedziesz ze mną, wysiadasz? - zapytałem.
- Ojciec nie będzie zadowolony.
- Ze mnie i tak nigdy nie jest, więc co za różnica.
- Wrócisz jeszcze do domu, czy zerwiesz umowę z psychologiem i spędzisz resztę wolnego u Alicji.
- Nie wiem. Ale nie czekajcie z kolacją - mruknąłem. Perspektywa pozostania u kuzynki była kusząca. Musiałem ją jeszcze raz rozważyć.
***
Podróż minęła mi szybko. Za szybko. Nie miałem czasu na podjęcie decyzji. Coraz mocniej ściskałem kierownicę, kluczyłem uliczkami, byle zyskać jeszcze parę minut. Na moim czole pojawiły się kropelki potu. Nie byłem w stanie zdecydować. Plusy i minusy przeplatały się.
W końcu dojechałem na miejsce. Na podwórku mojej kuzynki już stał jeden samochód. Auto, które poznałbym na drugim końcu świata.
Wysiadłem ze swojego samochodu i ostrożnie je obszedłem. Przyjechał sam czy z kimś? Po co? Myśli przebiegały przez mój umysł w zawrotnym tempie. Starałem się zdobyć jak największą liczbę materiałów, aby wiedzieć, jak się zachować, gdy zdecyduję się wejść do środka.
Wyjąłem zapalniczkę, dlaczego nic, nigdy nie mogło być proste. Czemu, każdy mój wybór miał nieść ze sobą konsekwencję. Przygryzłem wargę. Brakowało mi odwagi, aby przestąpić próg. Od tamtej nocy w moim samochodzie, nigdy więcej się nie zbliżyliśmy, znów traktował mnie jak przyjaciela, jakby to wszystko, co pomiędzy nami zaszło było tylko snem...
Usłyszałem za sobą dźwięk połamanej gałęzi. Podskoczyłem jak oparzony i odwróciłem się. Za mną stał mój rodzony brat. W zbyt dużej, mojej starej, czerwonej wiatrówce i przetartych na kolanach dżinsach, wyglądał na młodszego niż w rzeczywistości. Nie byłem pewny czy większą ochotę mam go udusić, czy przytulić.
- Co ty tu robisz? - zapytałem.
- Twój kolega z kadry i ta jego dziewczyna zobaczyli, jak spaceruje po Innsbrucku. Podobno, kiedyś pokazywałeś mu moje zdjęcie i on mnie zapamiętał. Zaproponował czy mnie gdzieś nie podwieźć. Poprosiłem, aby zawiózł mnie tutaj...
Dalej nie słuchałem. Ważna była dla mnie tylko jedna informacja. Zszedł się Kristin. Znowu stanowili uroczą parę, które austriackie szmatławce mogły pokazywać na pierwszych stronach gazet. Nie wiedziałem, o co chodzi. Przecież było nam razem tak dobrze...
~ Thomas ~
Stałem oparty o dom. Za moimi plecami Alicja i Kristin bawiły się z dziećmi. Przede mną Gregor rozmawiał z bratem. Widziałem targane wiatrem, jego piękne złote włosy, cienki sweter, który wisiał na nim jak na wieszaku. Czyżby znowu trochę schudł? Nie miałem odwagi podejść, nie wiedziałbym, co mam powiedzieć, jak się z nim przywitać. Zacząłem wiercić piętą w ziemi. Jej czarne grudy zostawiały wyraźny ślad na moich białych trampkach. Nie łatwo będzie to sprać.
- Thomas - usłyszałem głos Lukasa. - Mój brat przyjechał.
Uśmiechnąłem się z przymusem, nie precyzując do kogo jest zwrócony.
- Cześć - głos mężczyzny był zachrypnięty, trochę jakby zmęczony. Miał worki pod oczami, a na jego czole pokazały się kolejne, choć mało widoczne zmarszczki.
- Hej - wyciągnąłem do niego rękę. - Alicja nie mówiła, że przyjedziesz.
- To problem? - zapytał. Nie uścisnął mojej dłoni, tylko wyzywająco spojrzał mi w oczy.
- Nie. Tylko, gdybym wiedział, to...
- Nie przyjechałbyś? - uniósł brwi.
- Nie...
- Tak myślałem - Schlieri był wyraźnie wściekły.
- Gregor - Lukas spojrzał na brata pytająco. Widać nie był przygotowany na taką reakcję dziewiętnastolatka.
- Pospiesz się. Gloria się o ciebie martwi. Zawiozę cię z powrotem do domu.
- Dopiero przyjechałem...
- Gregor... - chciałem jakoś pomóc młodszemu chłopakowi.
- Nie wtrącaj się. Co ty możesz wiedzieć o młodszym rodzeństwie - warknął.
Zabolało bardziej niż mógłbym przypuszczać. Opuściłem głowę. Nie wiedziałem, jak mam na to odpowiedź. Miał rację. Nie miałem młodszego brata. Widząc moją reakcję, chłopak zmieszał się zbladł.
- Przepraszam - szepnął. - Ja... nie pomyślałem... zapomniałem. Nie powinienem był - poprawił włosy i zrobił krok do tyłu. Położył dłoń na ramieniu Lukasa.
- Nic się nie stało. Powiedziałeś prawdę - poczochrałem włosy młodemu. - Pomyślałem tylko, że sam go mogę odwieźć wieczorem. Kristin na pewno się zgodzi.
Jego reakcja była natychmiastowa, zmarszczył czoło i zacisnął uścisk.
- Proszę, Gregor. Nie chcę znowu kłócić się z ojcem. Muszę odpocząć.
- No dobrze - westchnął po chwili Schlieri. Przytulił brata. - Pozdrów Alicję. Ja... muszę już jechać.
Myślami był gdzie indziej. Na jego czole pojawiły się kropelki potu, widać był, że cały czas się nad czymś zastanawiał. Jednocześnie nadal był wściekły. Jego prawa dłoń była zaciśnięta w pięść. Przygryzał dolną wargę. Odwrócił się i zaczął iść w stronę swojego samochodu.
- Idź do dziewczyn - mruknąłem do Lukasa i ruszyłem za Gregorem. Dogoniłem go przy aucie. Złapałem za rękaw swetra.
- Chcesz porozmawiać? - zapytałem go.
- Z tobą? - zaśmiał się. - Nie.
Powiedziawszy to, wsiadł do środka i wyjął telefon. Wybrał jakiś numer i włączył silnik.
Hej! I o to kolejny ,,wakacyjny" rozdział. Jeżeli piszę zbyt chaotycznie to piszcie. Poprawię się:P
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro