Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V

~Thomas~

   Zima. Najdziwniejsza pora roku. Niby wszystko umiera, ale wystarczy wejść do lasu lub parku i przekonać się, że tak nie jest. Zawsze znajdzie się jakiś zwariowany kiełek czy listek, który nie potrafi wytrzymać do wiosny i raduje nasze oczy, przypominając, że będzie cieplej.
   Zima to dziwna pora roku, bo wtedy faceci biorą narty, idą na skocznię i udają, że są ptakami, pięknie kalecząc trudną sztukę latania. Wykonując w powietrzu, rzeczy, które nie śniły się filozofom.
  Zima to piękna pora roku, mam z nią tyle wspomnień i teraz dokładam jeszcze kilka zdjęć, zatrzymanych aparatem pięknych chwil, które jak najdłużej mają zostać w mojej pamięci, przypominać, że nawet najprostsze czynności mogą dawać radość i uczucie spełnienia, a wszystko zaczęło się zupełnie zwyczajnie...

***
   Mistrzostwa Świata w Lotach. Dla wielu nagroda, dla mnie prawie kara. Męczyłem się na treningach,  nie oddawałem zadowalających prób, a dzień zawodów zbliżał się nieubłaganie. W nocy nie mogłem zasnąć, w dzień szczerzyłem się do dziennikarzy. I tak mijała mi każda doba. Pozbawiona sensu. Pusta.
  Od Kristin nie było wiadomości. Praca zabierała jej większą część dnia, w nocy odsypiała. Próbowałem to zrozumieć, ale nie potrafiłem. Tak bardzo za nią tęskniłem.
  Nadszedł dzień kwalifikacji. Nie brałem w nich udziału. Bałem się kompromitacji, czułem, że jeżeli pójdę na skocznię, nie polecę a spadnę.
- Jesteś tchórzem- usłyszałem nagle głos Gregora za plecami. - Trener uważa...
- Wiem, Schliri, wiem. Ale to jest moja decyzja, moje uczucia i samopoczucie, które aktualnie nie kwalifikuje się nawet na złe - mruknąłem.
- Myślałem, że to u mnie dobiega koniec okresu dojrzewania i to mi buzują hormony, ale widzę, że...
  Nie skończył. Dostał poduszką, leżącą dotąd na fotelu.
- Zawsze przerywasz, kiedy ktoś inny ma rację?- zapytał i kucnął przede mną. - To nie jest normalne.
- Odezwał się ten, który...- zacząłem, ale przerwałem. Nie mogłem mu dokuczyć w kwestii jego uczuć.
- Co? - zaśmiał się nerwowo. Wiedział co chciałem powiedzieć, ale mimo to, brnął w to dalej. Dlaczego?
- Nie ważne - odpowiedziałem i uniosłem głowę, przyglądając się sufitowi, na którym nie było nawet muchy.
  Nagle zakryła mnie burza włosów. Przed sobą miałem uśmiechniętą twarz Gregora.
- Chcę iść na spacer - zakomunikował.
- Bardzo się cieszę. Miłej przechadzki.
- Nie chcę tak sam. Chodź ze mną.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie zamierzam zmarznąć.
- To się ciepło ubierz.
- Zawsze masz takie genialne rady czy tylko od święta?
- Zawsze tak marudzisz, kiedy ktoś cię zmusza do ruszenia tyłka?
- Gdybyś był długo-nogą blondynką to rozważyłbym twoją propozycję.
- Jestem długo-nogim blondynem. Wystarczy?
- Nie.
- Doceń to co masz.
- Nie mam co robić.
- To chodź na spacer. Jest taka ładna pogoda. Słoneczko świeci. No proszę.
- Gorzej niż z dzieckiem.
- Czyli się zgadzasz?
  Zaśmiałem się. Co by nie powiedzieć poprawił mi humor, a swoją droga spacer mógł mi się przydać. Wstałem, więc z fotela i chwyciłem kurtkę.
- Pośpiesz się, bo się rozmyślę - mruknąłem.
  On porwał w biegu aparat, ubrał szybko buty i zabrał kurtkę.
- Idziesz w kapciach?- zapytał.
- A dlaczego by nie. Może jak się przeziębię, wszyscy dadzą mi święty spokój.
- Jaki ty dzisiaj jesteś burkliwy.
- A ty nieznośny.
  Zaśmiał się i wyszedł. Usłyszałem jak zbiega na dół. Przymknąłem oczy. Czy taki mógłby być mój brat?

***

   Las był piękny w swojej bieli. Czerń i brąz pni odcinały się od mieniącego w słońcu śniegu. Nagie krzewy i drzewa powyginane były w dziwne kształty, a ja i Gregor staraliśmy się odgadnąć co przedstawiają.
  W miarę jak szliśmy, było coraz więcej świerków i innych choinek. Stawało się także coraz bardziej dziko. Przestałem widzieć zarysy ludzkich domów, a szum z ulicy już dawno został zastąpiony leśną symfonią, pluskiem strumieni, jazgotaniem sroki i innych zwierząt, które nie zamierzały spać.
  W końcu zatrzymaliśmy się na małej polanie, która wyglądała jak biały plac. Nie było tam nic, oprócz wielkiego świerka rosnącego po środku.
- Jak tu pięknie - wyszeptałem i  w tym samym momencie poczułem śnieżkę we włosach.
- Zamorduję- warknąłem i odwróciłem się w stronę roześmianego chłopaka.
- Jesteś na to zbyt leniwy- odpowiedział, ale równocześnie na jego gołej szyi znalazła się moja śnieżka.
- Nosi się szalik - wzruszyłem ramionami.
- I czapkę.
- Śnieg we włosach mi nie przeszkadza - odpowiedziałem.
- Ach tak? - zapytał i nagle zaczął biec w moim kierunku. Nie wiedziałem co zamierza, a gdy się zorientowałem, było za późno. Leżałem przykryty jego ciałem.
- I co teraz powiesz?- rzekł z dumą.
- Nic- odpowiedziałem i zanurzyłem ręce śniegu, który po chwili znalazł się na twarzy Gregora.
- Idiota- mruknął i oczyścił twarz. Potem sięgnął po zawieszony na szyi aparat i wyjął go z futerału.
- Zrobię ci zdjęcie - oznajmił i odchylił się nieco do tyłu. Po chwili mignęła lampka. - Jesteś bardzo fotogeniczny.
- Chyba jak śpię- odpowiedziałem i obróciłem nas tak, że to on znalazł się na dole.
- Tego nie wiem - wyszczerzył się i znów zrobił zdjęcie.- To jest jeszcze lepsze.
- Poczekaj - poprosiłem. - Teraz ja.
  Przejąłem aparat. Nacisnąłem odpowiedni przycisk. Po chwili przypatrywałem się swojemu dziełu. Nie ma się co oszukiwać, gdyby nie dobre oświetlenie i litościwe słońce, moja praca byłaby co najwyżej dobra, dzięki światłu nabrała charakteru.
- Pokaż - poprosił chłopak.
- Obejrzysz w hotelu. Robi się późno. Musimy...
- Smęcisz - uciął. - Ostatnio stałeś się obrzydliwie dorosły.
- Tak? - poczułem się dotknięty i poderwałem się. Otrzepałem się, a gdy chłopak uczynił to samo, dotknąłem jego ramienia.
- Berek - zawołałem i rzuciłem się do biegu.
- Żartujesz? - zapytał, ale już po chwili zaczął mnie gonić.
   Nikt nie zliczy ile razy podaliśmy na ziemię, ile zdjęć powstało podczas tej zabawy, ile radości dostarczyła nam ta chwila zdziecinnienia.
   Biegnąc wśród drzew, kierowałem się w stronę hotelu. Gdy Gregor stanął mnie na skraju lasu i zorientował się, że dzieli nas tylko parę minut od reszty drużyny, mruknął niezadowolony:
- Będziesz strasznym ojcem.
- A ty, wiecznym smarkaczem - odpowiedziałem i ruszyłem przed siebie zastanawiając się czy trener wyciągnie jakieś konsekwencje z powodu naszego spontanicznego spaceru.

~ Gregor ~

  Leżałem na łóżku, przeglądając zdjęcia. Były piękne w swojej prostocie. Naturalne, nie pozowane. Cudowne. Czekałem na powrót Thomasa, który poszedł do Pointnera, aby wyjaśnić całą sytuację.
  Nagle drzwi się otworzyły.
- Bardzo był wściekły? - zapytałem.
- Nie - Morgi usiadł koło mnie na łóżku. - Poprosił, abyśmy następnym razem go o tym powiadomili.
- I zabrali go ze sobą - dodałem.
   Morgi się uśmiechnął i położył. Po chwili uczyniłem to samo.
- Z Kristin też tak spędzasz wolny czas? - zapytałem.
- Nie zaczynaj - powiedział. - Nie psuj chwili.
- Pokłóciliście się?
- Gregor...
- Oj przepraszam - zrobiłem smutną minę i wtuliłem się w jego tors.
- Jesteś dzisiaj w podejrzanie dobrym humorze. Wróżka Zębuszka cię w nocy odwiedziła?
- Nie. Po prostu ostatnio dużo się u mnie polepszyło.
- To dobrze.
- A ty jesteś ostatnio taki osowiały, smutny. Co jest?
- Nie zrozumiesz.
- Jestem tylko o pięć lat młodszy.
- I o ile głupszy.
- Jesteś nie uprzejmy.
- Taki już mój urok.
- Nie - pokręcił głową. - To ty zawsze będziesz ten dobry.

I jak? Podoba Wam się taka forma, gdzie jest więcej dialogów czy lepiej, gdy dominują opisy? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro