Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

~Gregor~
    Pierwszy raz trzymałem w ustach to paskudztwa. Dym ulatujący z papierosa, drażnił moje oczy, przez nos dostawał się do mojego gardła. Dusił mnie, powodował mętlik w głowie, ale nie zamierzałem kończyć. Byłem wściekły. Nie tak wyobrażałam sobie ostatni dzień turnieju. Już od rana wszystko układało się nie po mojej myśli. Rzeczywistość była zupełnie inna niż w moich snach, marzeniach.
  Jeszcze wczoraj wierzyłem, że stanę na najwyższym stopniu podium, obok mnie znajdzie się uśmiechnięty Morgi, a potem...
  Teraz nie miało to znaczenia. Całą pulę zgarnął Jane, po raz kolejny ukazując potęgę fińskich skoków, klasę i niepowtarzalny styl. Jego triumf w Bischofshofen nie był przypadkiem. Wcześniej zwyciężył w Insbruku, drastycznie zmniejszając stratę do mnie i Thomasa. Nie daliśmy rady jej obronić. Obaj bardzo to przeżyliśmy, ale każdy ukazał to inaczej. On potrafił podejść do Fina, pogratulować, uśmiechnąć się i uścisnąć jego dłoń. Ja nie potrafiłem. Stałem z boku i nie pozwalałem się nikomu do mnie zbliżyć. Starałem się samemu z tym poradzić.
  Kilka godzin później myślałem, że dałem radę, ale wtedy zobaczyłem Thomasa i Kristin. Nie chodziło mi nawet o to, że kleją się do siebie, że ona oplotła nogi, w okół jego bioder. Tylko o sposób w jaki Morgi patrzył na blondynkę. W tym spojrzeniu było tyle miłości i uczucia, ile ja nigdy nie doświadczyłem. Zazdrościłem dziewczynie. Nie mogłem marzyć, aby mężczyzna kiedykolwiek popatrzył tak na mnie.
  I właśnie to przepełniło czarę. Cała złość powróciła ze zdwojoną siłą. W głowie miałem jedną myśl, że jestem do niczego, dlatego znalazłem się sam, na małym balkonie z paczką pożyczonych papierosów. Czy to nie dziwne, że gdy znajomi ze szkoły próbowali siłą wepchnąć mi do gardło to paskudztwo, umiałem odmówić i odejść, a kiedy cała presja uleciała, sam zdecydowałem się na dobrowolne niszczenie płuc.
   Nie wiem jak długo stałem na dworze. Jedno jest pewne, po jakimś czasie ktoś narzucił na poje ramiona ciepły koc, owinął starannie i wprowadził do środka hotelu.
- Czemu to robisz?-zapytałem, gdy okazało się, że to Victor.
- Jesteś moim pacjentem. Muszę o ciebie dbać- uśmiechnął się i delikatnie wyjął mi z dłoni paczkę papierosów i schował do własnej kieszeni. - Nigdy nie było z tobą problemów, jeżeli chodziło o używki. Co się stało?
-Nieważne.
- Gregor, wiesz, że robię to, aby ci pomóc.
- Mnie nie można pomóc- mruknąłem i minąłem go. Mężczyzna chwycił mnie za rękę.
- Na każdy problem musi być jakieś rozwiązanie. Ale musimy współpracować, abyśmy mogli je znaleźć.
- Wątpię- mruknąłem, ale nie wyrywałem się. Postanowiłem dać psychologowi szansę, bo co mi pozostało?

~Thomas~

    Kristin wyszła z hotelu przed północą. Mówiła coś o jakieś delegacji od niej z firmy, w której musiała wziąć udział. Spędziłem, więc tę noc zupełnie sam. Myślałem o wszystkim co nie miała związku ze skokami. Nie udało się. Nie byłem w stanie sięgnąć po złotego orła. Po raz kolejny zawiodłem trenera. Jednak nie mogliśmy żyć przeszłością. Kolejnym ważnym przystankiem w tym sezonie były Mistrzostwa Świata w Lotach. Wiedzieliśmy, że w drużynówce liczyć się będzie tylko złoto...
   A ja nie czułem się na siłach, aby tego dokonać. Po turnieju, gdy opadły już wszystkie emocje, czułem się jakby ktoś odciął mi prąd. Wypalenie? Nie wiem. Może... jednak czy to nie powinno przyjść później, kiedy już będę męczył się skakaniem. Nie... to bez sensu. Przecież jestem liderem. Muszę... Stop. Nic nie muszę. Jestem tylko człowiekiem.
  Uczucia mieszały się ze sobą, nie potrafiąc stworzyć żadnej sensownej myśli. Leżałem, więc w ciemności nie mogąc zasnąć. Wiedziałem, że potrzebuję snu, ale gdy ten nie przychodził, wstałem. Zacząłem chodzić po pokoju, przypatrując się znajomym przedmiotom.
   W pewnej chwili, w oczy rzucił mi się mój kalendarzyk, otworzyłem go, przekartkowałem, aż znalazłem dzisiejszą date. Zjechałem wzrokiem w dół. ,,G.S". Krótki napis, a wiedziałem, że zawaliłem. Urodziny chłopaka. Zapisałem, aby nie zapomnieć i...
   Chwyciłem telefon. Nie zważając na godzinę, szybko wykręciłem numer.
- Halo- usłyszałem senny głos przyjaciela.
- Seba? Mam sprawę.
- O drugiej w nocy?- mężczyzna był wyraźnie zirytowany, mimo to, nie zamierzałem rezygnować ze swojego pomysłu.
- Sam mówiłeś: ,,O każdej porze dnia i nocy"- przypomniałem.
- Żartowałem- burknął, ale nie rozłączył się.
- Co chciałeś dostać na osiemnastkę?- zapytałem.
- Samochód.
- A tak na poważnie?
- Jestem poważny, senny i wściekły,  więc mów czego chcesz.
- No to tak...

***

  Z samego rana wszedłem do pokoju Andiego i Martina po cichy. Bezszelestnie usiadłem na łóżku, które zajmował Gregor,  który był bledszy niż zwykle.
  Delikatnie dotknąłem go, szepcząc jego imię, chcąc by się obudził. Chłopak zrobił to. Najpierw otworzył jedno oko, potem nieśmiało drugie. Miał minę, jakby chciał uciec przede mną, ale zmieniło się to, kiedy zacząłem po cichu śpiewać, krótkie ,,Sto lat".
  Potem wyjąłem zza pleców paczkę średnich rozmiarów. Z uśmiechem na ustach wręczyłem mu ją.
- Dziękuję-szepnął zdziwiony i sięgnął prezent. Delikatnie, nie chcąc zniszczyć opakowania, rozpakował go.
- Nie mogę tego przyjąć- powiedział po chwili. - To... ja... nie...
   Roześmiałem się. Był taki uroczy jak się jąkał.
- Wiem, że to kochasz. Widziałem w Insbruku jak robiłeś zdjęcia tej twojej siostrze.
- Kuzynce- mruknął.
- To nie istotne. Ważne jest to, że masz talent. Nie znam nikogo innego, kto by umiał robić tak świetne zdjęcia przestarzałym aparatem.
- Ale...
- Będzie mi smutno jak tego nie przyjmiesz- zagroziłem.
  On pokiwał głową i spojrzał na podarek.
- Czy mógłbym ci zrobić zdjęcie- zapytał.
- Pewnie-odpowiedziałem po chwili namysłu.
  Chłopak wstał i skierował swoje kroki na korytarz, poszedłem za nim. Naszym celem okazał się balkon. Wszedłem za Gregorem i ustawiłem się przy poręczy. Spojrzałem na nią i zobaczyłem zostawioną na niej popielniczkę. W środku było kilka papierosów.
- Ktoś tu był- zauważyłem, aby przerwać ciszę. Wziąłem w palce jednego peta i zacząłem go obracać. Nagle usłyszałem ciche pstryknięcie.
- Nie byłem gotowy- mruknąłem.
- Takie zdjęcia lubię najbardziej. Są naturalne i prawdziwe. Przy pozowanych jest wiele fałszu, sztucznych ulepszeń. Nie lubię takich.
- A takie?- zapytałem i po mimo zimna zdjąłem bluzę i koszulkę.
  Jego oczy zwiększyły się, był wyraźnie zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się.
- Bardzo-klęknął i ustawiając aparat pod odpowiednim kątem zrobił zdjęcie. - A teraz chodź nie chcę, aby mój model się rozchorował.
   Wziąłem ubrania wyszedłem razem z nim z balkonu. Chciałem udać się do pokoju, aby spakować wszystkie rzeczy i przygotować się do wyjazdu, ale zatrzymała mnie jego dłoń. Trzymał mnie mocno za nadgarstek. Pochylił się nade mną i szepnął mi do ucha, wargami zahaczając o moją skórę:
- Szkoda, że tym razem skończyło się tylko na zajęciach.
   Poczułem przyjemny dreszcz. Zarumieniłem się i uwolniłem rękę z jego uścisku. Otworzyłem drzwi swojego pokoju i od razu rzuciłem się na łóżko. To co czułem... Nie powinienem. Przecież nie byłem homo.

I co myślicie o tym rozdziale? Czekam na opinię:)
 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro