Prolog
13/10/2023
Dzień dobry, że pozwolę sobie tak skłamać! 😈
Podobno piątek trzynastego to pechowy dzień. Ja tam go lubię! Dlatego dzisiaj startujemy z nową historią. Na Fali pożądania — to erotyk. Taki wiecie, jak wytniecie smeksy, to wam zostanie ze czterdzieści stron. Takiej historii jeszcze ode mnie nie mieliście. To już jest.
W kwestii organizacyjnej — będą trzy rozdziały na zachętę codziennie, a potem jeden w tygodniu w poniedziałki, aż nie skończę całej książki. Wtedy zrobimy dwa rozdziały w tygodniu.
palcami z ust, ustami z palców, ustami z ust
Wszystko ma swój początek i koniec.
Czy to smutny, czy radosny, każda rzecz zmierza do nieuchronnego końca. Mój romans zaczął się prozaicznie od okazania wsparcia i wysłuchania. Miłego słowa, kiedy we własnym nieszczęśliwym małżeństwie mi go brakowało. Tak, byłam żoną, której mąż kochał pracę bardziej niż mnie.
A zaczęło się prozaicznie od śmiechów, pogadanek i dwuznacznych żarcików, które można było zrozumieć jako flirt albo przyjacielskie przekomarzanie. Byłam jak otwarta książka z pustymi kartami, czekającymi na zapisanie. Moje życie seksualne nie jest nawet warte wspominania, poza tym, że w Pawła oczach przedstawiałam suchą gąbkę, która chłonęła wszystko, więc tak jakby byłam sama sobie winna. Niemniej jednak dzięki niemu zrozumiałam, że nie jestem zimną rybką w aspekcie seksualności a zdrową kobietą z potrzebami, którą ktoś umiejętny potrafiłby rozbudzić.
––––– Original Message –––––
From: Sun is the Treasure (On)
To: You are My Treasure (Ona)
Subject: Dziękuję ;*
Za wyobraźnię.
Za przywrócenie uśmiechu.
Za możliwość wymiany myśli wszelkiego rodzaju.
Za przyjaźń.
Za to, że sprawiłaś iż nie czuję się samotny.
Przede wszystkim jednak za to że Jesteś :*
Rozmowy w pracy to jedno, ale później przenieśliśmy się na prywatny email, rozmawiając o muzyce, odległości ziem od słońca, zainteresowaniach, literaturze. Poskarżyłam się w przypływie odwagi po piwie, że mąż mnie nie zadowala. I chyba to było przełomem w naszym „związku". Aż przyszedł dzień, w którym otrzymałam poniższego maila.
From: Sun is the Treasure (On)
To: You are My Treasure (Ona)
Subject: 3:18
Ponad 14 godzin później wrażenia straciły odrobinę na ostrości.... postaram się jednak wiernie odtworzyć przebieg zdarzeń ;P :*
Obudziłem się... zegarek w telefonie kom. wskazuje 3:18... "Standard..." – myślę sobie, teraz pewnie do rana się nie uda zasnąć ;( Po chwili jednak zapadam w pół sen pół jawę... jestem zupełnie świadomy miejsca i czasu, w którym się znajduję a jednocześnie...
Dostałem list... nie pamiętam dokładnie jaka to była firma, jakaś bardzo znana marka (z czym to ma związek nie pytaj, bo nie wiem), otwieram... Odczytuję list na głos, nie wiem czy byli jacyś słuchacze, z treści listu wynika mniej więcej "... wszystko co było do tej pory jest niczym, nie ma znaczenia... pragnę innej kobiety..."
Potem już tylko jesteś Ty i jestem ja. Bardzo blisko, zmysłowo, czuję zapach Twojej skóry, włosów. Cudowne ciepło Twojego ciała. Nic innego nie ma zupełnie znaczenia. Wypełnia mnie niesamowita radość, wynikająca z samego dotyku, pocałunków. Chyba nie umiem tego opisać nawet w 10%... tam w środku... we mnie działo się coś niesamowitego... nigdy nie sądziłem, że można coś takiego czuć... nie był to tradycyjny sex, tylko się dotykaliśmy, całowaliśmy, cieszyliśmy się bliskością. To było lepsze niż sex ;p
EUFORIA. Zdecydowanie!
Moje ubogie słownictwo niestety nie oddaje nawet cienia intensywności tego co się działo. Nawet teraz na wspomnienie tej bliskości przechodzą mnie dreszcze!
Najlepsze jest to, że to się nie skończyło. Nie było wielkiego finału czy też nagłego przebudzenia. Spojrzałem na zegarek, minęła godzina! Powoli mój organizm wracał do normalności, jednak na samo wspomnienie tego, co się działo przed chwilą, miałem natychmiastową erekcję ;P I ty byłaś tego powodem. Po kolejnych kilkunastu minutach wyciszenia po prostu zasnąłem i spałem do rana ;) Obudziło mnie Słoneczko ;*
PS Wiem, że to nie był sen, to było coś innego... (mam nadzieję, że nie weźmiesz mnie za wariata ;P) Obawiam się, że Ty coś we mnie obudziłaś, coś czego nie znam i nie wiem czego się spodziewać, a może to tylko moja wyobraźnia :) Chyba zostałem wyleczony z bezsenności ;P dzisiaj się okaże. Tak czy inaczej ta noc dostarczyła mi niesamowitych wrażeń :* Dziękuję, życzę miłego wypoczynku w weekend, mam nadzieję że jakoś dasz sobie radę beze mnie; Ja sobie radzę, gdyż jesteś obecna w moich myślach nieustannie :*
Myślicie, że padłam mu w ramiona, bo mi maila napisał? Nie od razu Rzym zbudowano. Jeszcze wtedy nie miałam śmiałości i nadal uważałam go za przyjaciela.
Odpisałam więc tak!
From: You are My Treasure (Ona)
To: Sun is the Treasure (On)
Subject: RE: 3:18
Fenomen świadomego snu ;) jest cudowną rzeczą, co wiem z doświadczenia.
Wiesz już co czułam po "wannie". Niesamowite wrażenie dotyku, zapachu, ciepła. Nie chodzi o sam sex, ale o wrażenie bliskości z innym człowiekiem. Pofilozofuje, ale powiem, że sny są odzwierciedleniem naszych pragnień, bez względu na to czy ta druga osoba jest naszą/szym ślubnym, czy tez kimś zupełnie innym a może po prostu nie możesz dojrzeć jej/jego twarzy. Instynktownie chcemy i tego pragniemy. I to się nazywa świadomy sen. Nie miałam go już dawno i bardzo żałuję, może znów mi się przytrafi. W takich snach można spełnić swoje marzenia, fantazje. ;*
Myślę, że obojgu nam brakuje prawdziwej bliskości. Po prostu przytulenia się do tej drugie osoby, bycia z kimś.
Wiem, że brak seksu dla faceta jest dość ciężkim przeżyciem tzw. "sperma wylewa się uszami" a większość myśli koncentruje się tylko i wyłącznie na seksie. A że to byłam ja? Myślę, że to akurat nie ma znaczenia. Poza tym, że po prostu dużo rozmawiamy, otwieramy się dla siebie – i to robi swoje. Wciąż jestem gdzieś blisko, a może za blisko...?
Podobno najseksowniejszy w mężczyźnie jest jego umysł Skłaniam się ku tej teorii. Jesteś wspaniałym facetem! Cieszę się że jesteś moim przyjacielem ;* ;)
Nie wiem czy budzę w tobie coś nowego nieznanego, czy tez coś co w tobie było, ale gdzieś na chwile zagubiło, ale jeśli dzięki temu potrafisz przespać całą noc i jesteś wypoczęty, to jestem za ;) a może potrzebujesz wyrzucenia odrobiny tej czułości z siebie?
Wiem, że jesteś zmęczony i zniechęcony próbowaniem, ale... zawsze cię będę namawiać, na bliskość Twojej Ani ;* Bo to właśnie ją wybrałeś sobie na partnerkę życiową, z tego czy innego powodu – to ona powinna być Słoneczkiem Twojego życia ;) Musisz odnaleźć swoja Anię na nowo. Jeśli będziesz potrzebował dam ci do tego energie. Od tego są przyjaciele.
Myślę, że oboje musimy zacząć spełniać swoje marzenia ;) zacząć zmieniać swoje podejście do własnego związku, do tego czego oczekujemy od swoich partnerów. Inaczej będziemy się nakręcać na siebie wzajemnie.
Sen musiał być fascynujący, ale to tylko sen ;) działająca prawidłowo wyobraźnia ;p – chyba...
Przez niemal rok mieliśmy romans. Głownie wirtualny, zapisany w archiwum programu Miranda z ogromną ilością ikonek. Różnych ikonek, pośród których przeważała „:*" czyli pocałunek. Zanim Paweł pocałował mnie pierwszy raz, minęło sporo czasu, a i sam „pierwszy raz" zaskoczył nas oboje. Zostaliśmy po pracy skończyć projekt strony internetowej dla klienta. Z perspektywy czasu myślę, że to było ukartowane, ale wtedy zadziało się jak w książce. Pochyliłam się nad jego ramieniem, by zerknąć na ułożenie zdjęć, on odwrócił głowę w moją stronę, a nasze wargi musnęły się wzajemnie. MAGIA. Poczułam to w każdej komórce ciała.
Od tamtej pory były ukradkowo kradzione pocałunki, chwile i orgazmy.
Rozwiodłam się, wiedząc, że nie dam rady być z człowiekiem, dla którego jestem weekendowym priorytetem. Nie rozwiodłam się, bo miałam romans i liczyłam na „Żyli długo i szczęśliwie", ale rozwiodłam się, ponieważ po siedmiu latach małżeństwa nie widziałam dla nas przyszłości.
Żadnej.
Dla eks męża liczyła się firma, pieniądze i religia. Dla mnie poszukiwanie TEGO czegoś ulotnego, czego pragnęłam najbardziej na świecie. Uczucia, które byłoby bezinteresowne, szczere i zapierało dech w piersi!
Miłości.
Tak więc trzeciego grudnia pamiętnego roku wyszłam z budynku sądu i odetchnęłam pełną piersią. Byłam WOLNA! Mogłam planować swoje życie, nie bacząc na oczekiwania matki, eks męża czy naszych wspólnych „niezwykle religijnych" znajomych. Koniec oszukiwania. Po dwudziestu siedmiu latach zaczynałam żyć dla siebie! I co zaskakujące moje oświadczenie matce, że „dałam jej dwadzieścia siedem lat spełniania oczekiwań innych i nie wyszło, jak chciała, a teraz czas na moje rządy", nie wywołało fali łez a jedynie pokonane westchnięcie, pogodzenia się z sytuacją.
I ta euforia potrwała do dziesiątego grudnia.
A potem sprawa się rypła w najgorszy z możliwych sposobów, gdy jego żona stanęła na progu biura, w którym oboje pracowaliśmy. Serce mi się zatrzymało, a potem pogalopowało wściekle, bo wiedziałam już, patrząc na jego twarz, że przegrałam i to nie ja będę trwać przy jego boku. W swojej naiwności wierzyłam, że jak wyjdziemy na zewnątrz, to wysłucham jej żali i rozejdziemy się każde w swoją stronę.
I poniekąd tak się stało. Patrzyłam, jak oboje odchodzili, trzymając się za ręce. Zrozumiałam, że mimo zapewnień o miłości, wspólnym zrozumieniu, przyjaźni i połączeniu dusz, on jej nigdy nie zostawi. Zawsze będzie na pierwszym miejscu, ponad wszystko. Czymkolwiek byłam w tym układzie, nie zanosiło się, żebyśmy naprawdę coś stworzyli wspólnie.
Coś we mnie umarło. Byłam głupia, bo się zakochałam, mimo że zdawałam sobie sprawę z różnych konsekwencji i tego, że ranię innych.
Na drżących nogach wróciłam do biura i komputera, czując na plecach ciekawskie spojrzenia współpracowników. Okienko przychodzącego powiadomienia na gadu–gadu dało mi znać, że szef chce mnie widzieć u siebie. Zablokowałam stację roboczą i poszłam na drugie piętro. Wzięłam parę oddechów, nim zapukałam do drzwi.
– Zapraszam! – padł głośny rozkaz.
Z ciężkim sercem i palącą w gardle gulą zalegającą w żołądku, zamknęłam za sobą drzwi.
– Siadaj!
Opadłam na miękką skórzaną kanapę, patrząc wyczekująco na Roberta.
– Ostrzegałem cię.
Przymknęłam powieki na sekundę.
– Wiem.
Odwróciłam wzrok w stronę okna.
– Które z was mam zwolnić?
Ze strachem zerknęłam na szefa, bo taki scenariusz nigdy nie przyszedł mi do głowy!
– Nie bądź zdziwiona! – pouczył sucho. – Szczerze? Potrzebuje was obojga pracujących razem! Ale w tej sytuacji to chyba nierealne?
– Potrafię się zachować profesjonalnie! – zapewniłam.
Jego spojrzenie niezwykle wymownie wskazywało, że nie wierzy w ani jedno słowo.
– Nie zmuszaj mnie, żebym musiał między wami wybierać.
Chociaż tyle, że nie powiedział, że on jest ważniejszy.
– Tak, wiem, jestem na straconej pozycji.
Jego niebieskie oczy wręcz przewiercały mnie na wylot.
– Pozwolenie dwojgu moich najlepszych ludzi na romans był fatalnym pomysłem. Ty chociaż zebrałaś się do kupy i rozwiodłaś, ale on...
Odgarnęłam włosy nerwowym gestem, wpadając mu w słowo
– Tak, wiem, zrozumiałam.
– Nie życzę sobie w biurze żadnych scen – padł kolejny suchy rozkaz.
Mimo rozżalenia spojrzałam na niego z irytacją.
– Jemu to powiedz! – wycedziłam. – Nie ja przyszłam z żoną.
– Z nim też porozmawiam – zapewnił. – Skąd się dowiedziała?
Opadłam na siedzisko, przeczesując włosy.
– W sobotę spotkaliśmy się na mieście. Od paru dni łaził w złym humorze, więc chciałam go pocieszyć i pogadać. Nalegałam, żeby go odwieźć do domu i... zamiast jak zwykle pojechać prosto z Kleszczowej w Solipską do Fasolowej, to skręciłam w Ryżową. – Serce znów mi galopowało na samo wspomnienie. – Stała na przystanku, czekając na niego, kiedy ją mijaliśmy. – Robert wyglądał na zaskoczonego. – A dzisiaj to...
Robert siedział w ciszy długą chwilę. Zbierało mi się na płacz. Zacisnęłam dłonie, które drżały coraz mocniej. Wręcz dygotałam, reagując na stres z opóźnieniem.
– Ty kretynką jesteś – podsumował bez emocji. – Na co liczyłaś? Od początku mówiłem, żebyś się wzięła w garść, przestała mazać i zakończyła ten związek.
– Robert – szepnęłam płaczliwie.
– Ostrzegałem, prosiłem! – pieklił się. – A jedynie żałuję, że nie zrobiłem nic, żeby wam obojgu wybić ten romans z głowy. Ale Elka! Wam się dywan pod nogami palił, a wystarczyło, że na siebie popatrzyliście. – Pociągnęłam nosem, usiłując odgonić łzy. – Trzymaj się od niego z daleka, a to co musisz przekazuj przez gadu–gadu. Zrób, co masz zrobić i idź do domu.
Przepłakałam parę dni w domu, przychodząc do pracy jakby nigdy nic. Koleżanka dawała mi znać, że w kuchni „czysto" i mogę sobie zrobić kawę. Nie wyściubiałam nosa ze swojego pokoju, jeśli nie było to absolutnie konieczne, a drzwi pozostawały zamknięte.
Czemu jego żona wysłała do mnie maila?
Nie wiem.
Czemu zaczęłam z nią rozmawiać?
Też nie potrafię wytłumaczyć.
Wiem tylko jedno – nie ja pierwsza i nie ja ostatnia. Wychodziło na to, że miał romans ze mną, a potem jeszcze z jakąś kobietą. Trzy jednocześnie. Może opacznie rozumiał ideę pary? Miał parę kochanek jednocześnie? Przede mną było ich kilka i ona zawsze mu wybaczał, ponieważ jak sama do mnie pisała „kocha się nie — ponieważ", ale „pomimo wszystko". Wyszło jednak na to, że sytuacja ze mną okazała się pierwszy raz tak poważna, że mówił o rozwodzie.
Rozmawiałyśmy ze sobą ponad tydzień, wymieniając spostrzeżeniami, aż w końcu doszło do ustawionej konfrontacji nas trojga i wzajemnych oskarżeń. Oszukiwaliśmy się we troje, a jak się okazało była jeszcze ta czwarta, do której się przyznał, gdy mu w końcu emocje puściły. Trzasnął drzwiami, wyszedł, a my po krótkiej rozmowie też się rozeszłyśmy każda w swoją stronę.
Dopiero rankiem jego żona napisała do mnie na gadu–gadu.
Anna: Podejrzewam, że pewnie od rana ci już pisze nowe maila, może znowu zmienił zdanie?
Ela: Nie. Nie odzywa się do mnie ani słowem, nawet nie zszedł na dół do kuchni – musiałby przejść bok mojego pokoju, a ja nie zamykam drzwi. Aniu, wiem, że mi nie wierzysz, ale nie będzie żadnych powrotów, tłumaczenia, nic a nic. Ja czuję się oszukana i przykro mi, że ci kłamałam i najbardziej mi przykro z powodu tego, co wczoraj powiedziałam, że uważam, że i tak mu wybaczysz. Przykro mi, chociaż żadne słowa nie oddadzą tego, co czuję :< :(
Anna: Uwierz, że mi również jest przykro. To, że wczoraj nie potrafiłam uronić ani jednej łzy nie oznacza, że nie czuję płaczu w środku. Wszystko we mnie popękało już. Czemu ci przykro, że ja i tak mu wybaczę? Skąd w ogóle to wiesz? Nie wiem, co będzie w tej chwili, jutro, za tydzień czy miesiąc A on chyba i tak nie wie, czego chce.
Ela: takie miałam wrażenie, jak rozmawiałyśmy, że wybaczysz – może mylne sama już też nie wiem, co myśleć. Półprawdy, niedopowiedzenia, aż nie do uwierzenia. Nawet wczoraj, że podjął decyzję, ale nie umiał powiedzieć jaką. Zastanawiam się, czy jednak nie wziąć urlopu i nie wyjechać gdzieś sama ze sobą i przestać na chwilę myśleć i analizować, bo głowa mnie już boli od myślenia.
Anna: Nie wiem sama też, co mam myśleć o wszystkim już. A z tym urlopem, wiesz, pomyślałam dokładnie to samo... Nie wiem, czy jest ktoś inny, nie zastanawiam się już. Zaskakujące jest to, że nie czuję do ciebie złości, gniewu, nienawiści. W zasadzie nic poza żalem i smutkiem. Może to właśnie jest moja naiwność? Potrafię cię zrozumieć, siebie. Ale czy jego? Może w końcu będzie tak, że każde z nas zostanie samo... Czy którekolwiek będzie szczęśliwe?
Na tym skończyłyśmy nasze rozmowy na zawsze. Z odrobinę lżejszą duszą, ale nadal z poczuciem bycia naiwną gęsią, tak zdesperowaną czułości i miłości, że pozwoliłam sobą manipulować słowami „mamy to pod kontrolą".
Gówno mieliśmy pod kontrolą!
On miał plan jak mnie złamać, jak nakręcić bym sama do niego przyszła. Uwiódł mnie moimi własnymi słowami. Może i zaczęło się niewinnie od rozmowy o problemach, ale dzięki temu wiedział dokładnie, czego potrzebuję i pragnę.
Ale seks... tego nie dało się udawać. Czuły, namiętny, spontaniczny. Taki o jakim piszą w książkach, angażujący ciało, umysł i duszę. Gdy pozwolisz sobie na to, by się całkowicie otworzyć przed drugą osobą, dzieje się... MAGIA. W tym przypadku – czarna magia – manipulacja.
Od słowa do słowa romans się skończył i zostały tylko zimne, służbowe stosunki, których rozmowy nie wykraczały poza tematy projektów dla klientów. Odeszłabym z firmy, gdybym mogła, gdybym wtedy rozumiała, że gdzieś tam czeka mnie coś lepszego.
Wytrzymałam dziesięć miesięcy, które wydawało się wiecznością. Robert przyjął moje wypowiedzenie bez słowa komentarza, oznajmił mi, że mam ponad sześćdziesiąt dni urlopu do wykorzystania i trzy miesiące wypowiedzenia. Łaskawie zgodził się, że nie muszę pracować w czasie wypowiedzenia i zapłaci mi za urlop. Jego obojętność po siedmiu latach wspólnej pracy rozwaliła mnie na atomy.
Wyżaliłam się przez telefon cioci, która od dwudziestu lat mieszkała w Australii, a zwrotnie usłyszałam.
– Wsiadaj w samolot!
Po przejrzeniu stanu posiadanych po rozwodzie oszczędności doszłam do wniosku, że w sumie, dlaczego nie?
Australio, przybywam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro