Part 9
7/11/2023
Dzisiaj urodziny ma bardzo szczególna osoba 🖤
Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam 🖤 carlottad_book 🖤
Nie wiem czy wiecie, ale Caro wspiera autorów w ich trudnej drodze, kiedy wydają książki. Jest patronką lub recenzentką wielu tytyłów i zawsze daje z siebie 1000% 🖤
Życzcie jej ze mną wszystkiego dobrego oraz spełnienia marzeń 🖤🖤
Dzień był zjebany!
A zaczął się tak pięknie! Obudziłem się, trzymając w ramionach piękną kobietę, która wczorajszego wieczoru obdarzyła mnie zaufaniem i pozwoliła się namiętnie kochać. Niesamowite doświadczenie a rano nie uciekła z krzykiem. Za to niemal naga wypiła kawę, siedząc mi na udzie.
Ale to było rano. Teraz na Bondi system monitoringu nie chciał zaskoczyć, natomiast Sisi nagle poczuła chęć ucieczki w nieznane, uznając, że pojedyncza, lakoniczna wiadomość załatwi temat. Miałem siostrę i kuzynki doskonale wiedziałem, co się może dziać w tej pokręconej głowie. Owszem, nie znaliśmy się, ale to naprawdę było aż takie ważne, jeśli seks sprawiał przyjemność?
Po porannej kawie łudziłem się, że też poczuła to „coś". A jednak tylko to sobie wyobrażałem.
Do tego eks napierdalała wiadomości SMS, usiłując mnie przekonać, że musimy poważnie porozmawiać, by odbudować swój związek. Nie było takiej, kurwa, możliwości. Najchętniej olałbym ten wieczorny spęd, ale zapewne kilka wycieczek Coral Sea Dreaming zależało od kontaktów, jakie nawiąże dzisiejszej nocy. Ten biznes kręcił się z polecenia. Bycie rozpoznawalnym i na językach gwarantowało zyski.
Czego Galina nie rozumiała, to że nie interesowało mnie przekształcenie firmy w Cairns w pływający burdel. Spełnialiśmy seksualne marzenia, a nie sprzedawaliśmy męskie czy damskie towarzystwo. Może nie widziała różnicy, ponieważ nigdy nie dostąpiła zaszczytu, by zostać zaproszoną wraz ze mną. Gdy pierwszy raz zaokrętowała się na trzy dni, był tam Justin i pełna obsługa, ale do tej pory brat wywracał oczami na jej „zachcianki", spoza uzgodnionego repertuaru.
Nigdy jej tam nie zabrałem świadomie. Nie czułem potrzeby. Natomiast Sisi... na samą myśl, że mógłby ją przykuć do łóżka i ucztować na tym fenomenalnym ciele, potrzebowałem zimnego prysznica. Galiny do niczego nie trzeba było namawiać, sama przekraczała granice, zaskakując mnie wielokrotnie. Wolałem jednak niewinne serduszko Sisi, niż wyrachowane wyczyny eks narzeczonej.
Ku mojemu niezadowoleniu Galina dopadła mnie zaraz po wejściu do sali, kiedy odczytywałem SMS od tej upartej kobiety, że ogląda zachód słońca. Nawet złośliwie dołączyła dość urokliwe zdjęcie wskazujące, że znajdowała się całkiem niedaleko.
– Musimy porozmawiać – szepnęła nagląco Galina.
Schowałem telefon do kieszeni marynarki, której jeszcze nie mogłem zdjąć. Nie przed kolacją ani w jej czasie. Dopiero po zakończeniu oficjalnej części przyjęcia.
– Niczego nie musimy. A żeby być bardziej dosadny, JA niczego nie muszę i nie zamierzam! Zerwaliśmy! Co oznacza definitywny koniec, jeśli jeszcze nie zrozumiałaś!
Odwróciłem się na pięcie, witając z Archiem, jednym z moich wysoko postawionych klientów i lubiłem myśleć, że również przyjacielem, o ile można mówić o przyjaźni w zbiorniku pełnym krwiożerczych piranii.
– Myślisz, że do niej dotrze? – spytał, chowając dłonie do kieszeni.
Westchnąłem ciężko.
– Oby! Czuję się prześladowany.
– Aż nie chcę myśleć, co by się stało, jakbyś sobie kogoś znalazł.
– Minęło pół roku, mam prawo...
– Do świętego spokoju? – wciął się Sean z rozbawieniem, podając mi dłoń. – Czyżby przedmiotem rozmowy była pewna śliczna Kreolka?
– Nie inaczej – zaśmiał się Archie.
– Rozpoczynasz sezon w przyszłym tygodniu? – zagaił Sean.
Rozmowa zeszła na służbowe tematy, odcinając nas od zgiełku przybywających na galę. Co jakiś czas ktoś do nas podchodził, żeby przywitać się z Seanem. Trudno się dziwić, żeby właściciel sieci Four Seasons nie przyciągał uwagi. Dla mnie jednak był dzieciakiem, któremu pomogłem na studiach. A już mało kto wiedział, jaki biznes prowadził poza hotelami.
Archi natomiast jako zdolny chirurg plastyczny mógłby zarabiać krocie w Kalifornii. A jednak tkwił w Sydney, rozwijając sieć prywatnych szpitali, w których leczyli się „bogaci". I to nie tylko swoje ciała, ale także umysły. A to generowało gigantyczne zyski.
W rankingu bogaczy obaj znajdowali się na górze drabiny. Ja nie łapałem się nawet na listę rezerwowych z tymi paroma milionami rocznie. Jedna obaj nadal się ze mną przyjaźnili i potrafili wpaść na grilla, gdy jeszcze posiadałem dom. Jak skończę remontować ten na Manly, spróbujemy wrócić do tradycji. Każdy z nas wolałby siedzieć teraz nad basenem z piwem w ręku niż tu być.
Telefon zawibrował w kieszeni. Na banerze widać było tylko jedno słowo, które postawiło mi włoski na karku. POMÓŻ. Do wiadomości była dopięta lokalizacja.
Zmełłem przekleństwo pod nosem.
– Co jest?
Już do niej dzwoniłem przez aplikację WhatsApp.
– Awaria! – rzuciłem. – Moja... – zawahałem się – kobieta wysłała mi SMS, że potrzebuje pomocy. Sisi, co się dzieje? – zapytałem zaniepokojony, gdy odebrała.
– Nie wiem... – przeciągała słowa, jakby nie panowała nad tym, co mówi. – Musiałam kupić leki przeciwbólowe. Dziwnie mi po nich.
Albo lek był trefny, albo butelka z wodą.
– Kurwa! Nie ruszaj się stamtąd i nie rozłączaj!
– Potrzebujesz pomocy? – spytał Sean, idąc za mną w stronę wyjścia z hotelu.
– Kupiła leki przeciwbólowe i chyba miały jakąś domieszkę.
– Daleko jest? – spytał Archi, idąc za nami z telefonem w ręku.
Nie mogliśmy biec, żeby nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi.
– Na Quay.
– Załatwię pokój – zapewnił Sean. – Mario! – wskazał na młodego boya hotelowego. – Pokieruje cię, jak wrócisz. Steven! – Zachęcił mężczyznę gestem dłoni, żeby podszedł bliżej. – Idź razem z Simonem, gdyby potrzebował dodatkowej pary rąk.
– Przyniosę torbę – zaproponował Archi.
– Dobrze się pani czuje? – spytała w telefonie jakaś kobieta w tle.
– Nie. – Słowa Sisi były ledwo słyszalne.
– Narzeczona ma problem z cukrzycą – oświadczyłem do telefonu.
– Cukrzyca? – podłapał ktoś po drugiej stronie. – Mam tabletki z glukozą.
W końcu znalazłem się na chodniku.
– Pięć minut, kochanie i jestem, już wyszedłem z Four Seasons i biegnę.
– Zadzwońmy po karetkę! – zaproponował jakiś męski głos.
– Nie – warknąłem do telefonu, wbiegając pod most, którym przejeżdżały pociągi.
Wskoczyłem na murek, żeby lepiej widzieć, gdzie potencjalnie znajduje się Sisi. Małe zbiegowisko po lewej było tym, czego szukałem. Wskazałem kierunek i Steve ruszył za mną. Przepchnąłem się przez kilka osób i nie zważając na to, w co byłem ubrany, uklęknąłem przed siedzącą. Przelewała mi się przez ręce.
– Glukoza chyba nie pomogła – odezwała się kobieta.
Nie wyglądało na to. Dziewczyna ledwo pozostawała przytomna.
– Sisi.
– Simon – wybełkotała.
Wziąłem ją w ramiona i podążyłem z powrotem w stronę hotelu. Steve zadbał, żeby zabrać jej torebkę. Jakaś kobieta podała mu butelkę wody, podniesioną z asfaltu. Sisi stawała się coraz cięższa w moich ramionach. Przeklinałem w myślach na czym świat stoi.
Mario czekał na nas przed wejściem i skierował do bocznych drzwi, żebyśmy mogli uniknąć ciekawskich oczu i skorzystać z prywatnej windy, która zatrzymuje się na trzynastym piętrze, wyłączonym z użytku. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, ponieważ znajduje się tu tylko kilka pokoi, ale za to jeden z nich jest wyposażony jako doraźny punkt medyczny.
Sean czekał ze mną, gdy Archie pracował wokół Sisi. Spojrzał na mnie wymownie, oczekując odpowiedzi.
– Świeża sprawa.
– Jak bardzo świeża?
– Z wczorajszej nocy.
Gwizdnął pod nosem.
– A może obaj byście się zamknęli i sprawdzili te tabletki? – warknął Archie. – Nie masz tu testów narkotykowych?
Seana zupełnie nie ruszył ten pełen pretensji ton.
– Mam.
– Przydaj się na coś?
Z jednej z szafek wyjął pudełko, z którego wyciągał buteleczki z odczynnikami. Każdy wstrząsnął kilkukrotnie, a następnie uderzył w nadgarstek, by strącić kryształy na dno. Przeszukałem plecak Sisi, znajdując pusty blister po czterech tabletkach. Musiało ją piekielnie boleć, skoro wzięła podwójną dawkę.
– Czemu wzięła cztery? – zdziwił się.
– Ma artretyzm. Kolano lub biodro po prawe stronie. Czasem po prostu nieznośnie boli, a od trzech tygodni zwiedza Sydney prawie codziennie.
Kumpel nałożył rękawiczki i przeciągnął paskiem po wytłoczce leków, a potem spryskał odczynnikiem Marquisa. Wynik był negatywny – nie wyszedł żaden kolor. Zrobił to samo z drugą wytłoczką.
– Znasz ją od wczoraj?
Rzuciłem mu twarde spojrzenie. Archie osłuchiwał nieprzytomną dziewczynę i nałożył jej pomiar pulsu na palec.
– Znam ją trzy tygodnie. Jest siostrzenicą sąsiadki Justina.
– I dziś biegniesz jej na pomoc? – Sean trzymał ciekawość na wodzy, zajmując się sprawdzaniem opakowania po leku.
Trzecia wytłoczka, również nie dała pozytywnego rezultatu.
– Dość spontanicznie znaleźliśmy się wczoraj w łóżku. Wypiła trochę, spała na kanapie odmawiając i mi i Justinowi. Miała wątpliwości, które rozwiałem i jakoś tak wyszło.
– Rywalizowałeś o nią z bratem? – uniósł brew.
– Nie, zdecydowanie wolała mnie.
Zaśmiał się pod nosem. Niestety ostatnia wytłoczka po tabletce, również nie wskazała na żadne narkotyki.
– Młody znów zawiedziony?
– Uważony – sprostowałem. – Zoe odeszła.
– Mądra dziewczyna! – pochwalił z uśmiechem, rzucając ostatni pasek na blat. – Nic tu nie ma. Może to jakaś rekcja alergiczna na zbyt dużą dawkę leków? Jest uczulona na paracetamol?
– Nie. Bierze i paracetamol i ibuprofeny.
– Musiała coś wziąć – upierał się Archie.
Została nam już tylko butelka wody.
– Na moje oko to nie MDMA. Może GHB?
Wyciągnął z pudełka inny pasek i z zakrętki butelki wody strzepnął parę kropli. Test zabarwił się na zielono.
– A zwycięzcą jest... – Uniósł pasek do góry, prezentując wynik niczym tablice po zakończonej walce na ringu. – GHB.
– W butelce wody? – nie dowierzałem.
– Czy ona bierze jakieś leki? Coś na cukrzycę? – dopytywał Archie. – Albo może ma hipoglikemię?
Miałem ochotę strzelić sobie dłonią w czoło.
– Nie, ale wczoraj przesadziła trochę z alkoholem. Co teraz? Szpital?
– Nawodnię ją i na razie musi odespać. – Archie podszedł do szafki i wyciągnął z niej zestaw do iniekcji a z drugiej worek z płynem wieloelektrolitowym. Zdjąłem marynarkę i pozbyłem się krawata. Nie było mowy, żebym wrócił na dół i zostawił ją samą. – Masz bojowe zadanie siedzenia, sprawdzania, czy oddycha i monitorowania pulsu na tablecie.
– Myślisz, że zatrzymała paragon, czy muszę sprawdzić transakcje karty? – spytał Sean, wskazując na plecak.
– Szukaj – zachęciłem, podwijając rękawy koszuli.
Archie zabezpieczał kaniulę plastrem i regulował przepływ płynu. Wbił od góry igłę, żeby torebka się nie zasysała. W kieszeni spodenek znalazłem paragon, ale Sean też parę znalazł i właśnie je przeglądał. Odłożył ostatni i schował dłonie do kieszeni.
– Moja diagnoza jest taka – niezwykle uważa na finanse.
– Może kiepsko zarabia? – zauważył Archie.
– Pochodzi z Polski – wyjaśniłem – i odwiedza ciotkę, która niedługo kończy siedemdziesiąt lat i pobiera państwową emeryturę.
– To ta babeczka, co to jej nie wysiedliłeś z zakupionego apartamentowca? – spytał Sean.
– Nikogo nie wysiedliłem. – Kumpel już otwierał usta, ale powstrzymałem go uniesioną dłonią. – Wiedziałem, co kupuję. To mili ludzie a ja i Justin dobrze sobie radzimy na ostatnim piętrze. Dzięki temu będę robił Manly wolniej i bez pośpiechu. A to miejsce zwróci mi się wielokrotnie nawet jeśli nie zrobię z budynkiem nic w tej chwili.
– Nie miałem nic złego na myśli – odparł Sean.
– Wiem, ale ja czuję się zobligowany do tłumaczenia.
Sean wzruszył ramionami.
– Stary to twoja kasa i twoje decyzje.
– I dlatego Coral Sea Dreaming nie trafi nigdy w ręce Galiny.
– Amen! – odpowiedzieli jednocześnie.
– Wracając do twojej kobiety... czy przyleciała tu na stałe? – Arche poprawił krawat.
– Nie, ma plan wrócić za dwa miesiące do domu. Właśnie straciła pracę i postanowiła przed znalezieniem nowej odwiedzić ciotkę za kasę z odprawy.
– I pozwolisz jej wyjechać? – dopytywał Sean.
– A jak ci powiem, że przebiła oczekiwania co do dziesiątki?
Kumpel poklepał mnie po ramieniu.
– Czuję się zaproszony na ślub, skoro właśnie poznałem pannę młodą. Chociaż jeszcze nie znam jej imienia.
– Sisi.
Obaj spojrzeli na mnie jak na wariata.
– Elisabeth. Ale nie lubi używania go w wersji formalnej, a polskie skróty są nie do wymówienia, więc nazwałem ją przydomkiem austriackiej cesarzowej. Sisi.
– O ile nie ucieknie z krzykiem, jak się dowie o twoich pozostałych biznesach poza budowlanką?
– Powiedziałem jej o sprzątaniu – przyznałem.
Podrapałem się po karku, bo nagle zrobiło mi się dziwnie, że mój pilnie strzeżony sekret opowiedziałem Sisi.
– Idziesz jak burza! Jak zareagowała?
– Zadała kilka pytań i odpuściła. – Zamilkłem. – Zabrałem ją na Bondi i coś tam nie zaskoczyło. Poszła się przejść i miała wrócić sama do domu. Nie chciała iść ze mną na przyjęcie, ale zaproponowała w zamian czekanie na mnie nago w pozycji uległej.
Uśmiech Seana stał się wszystkowiedzący. Zaśmiał się pod nosem, z niedowierzaniem kręcąc głową.
– Pierdolony farciarz! – mruknął z zazdrością. Wziął do ręki paragon. – Tylko jeden jest z dzisiaj, z małego sklepiku pod wiaduktem kolejki. Moi ludzie to sprawdzą. Z monitoringiem miejskim może być różnie, za dużo ludzi, mamy prawie sezon wakacji w szkołach. A Sydney jest, jakie jest. Tłoczne, zwłaszcza w tym miejscu przy operze. Jeśli coś znajdę, dowiesz się pierwszy.
– Po prostu zrób z tym porządek, bo pod nosem ktoś ci odwala lewy numer.
– Zamierzam. – Sean wyrzucił paski od testów MDMA. Zielony od GHB schował do kieszeni marynarki.
– Zejdźmy na dół – zaproponował Archie. – Szepnę słowo lub dwa w twojej sprawie Simon. Masz już komplet na otwarcie sezonu?
– Myślisz o dołączeniu?
– Może – zawahał się. – Zabierasz ją? – wskazał głową na Sisi.
– Chciałbym – przyznałem bez ogródek.
– Masz portfolio?
I jak normalnie powiedziałbym, że tak i opowiedział o tym co dla niej wymyśliłem i jakie ma fantazje, tak tym razem nie chciałem się dzielić. Będę miał opory, żeby dołączyć trzecią osobę, o ile taką będzie miała fantazję. Nawet myśl o Justinie zaciskała mi dłoń na żołądku.
– Z twojej miny wnioskuję, że szybciej przetniesz mi tętnicę ostrygą, niż dasz posmakować cipki – Archie zaśmiał się pod nosem.
Rozłożyłem ręce, bo nic logicznego nie przychodziło mi do głowy. Uśmiechnąłem się pod nosem.
– Może jeśli sprawa nie będzie taka świeża.
– Ale nie teraz? – dopytywał.
– Zdecydowanie nie.
– Chyba że ma taką fantazję?
Usiadłem ciężko na fotelu obok łóżka, na którym leżała Sisi.
Nie przemyślałem tego.
Zupełnie.
Pierwszy raz czułem taką zaborczość, żeby się nie dzielić. Chciałem się nasycić sam, zanim ktokolwiek do nas dołączy i będę musiał się dzielić przyjemnością. Zerknąłem na niego z pokonaną miną.
– Chcesz dołączyć? – spytałem, chcąc usłyszeć „NIE".
– Jeśli ci to będzie pasowało do scenariusza – zastrzegł.
– Z grubsza już wiem, co się będzie działo – odparłem, wracając myślami do listy fantazji na pierwszy rejs. – Żadnych hardcorów. Softy. Podglądanie, ten trzeci, wiązanie, huśtawka, zabawki. Żadnej zbiorówki. Przynajmniej za tydzień. Co innego za trzy. Dam ci znać.
– Dobra, Arch, spadamy, moja asystentka za chwilę wyjdzie z siebie i stanie obok, bo zniknąłem i nie może mnie znaleźć i nikt nie chce jej nic powiedzieć. – Spojrzał na telefon i uśmiechnął się. – Grozi, że odejdzie.
– Czyż nie robi tego codziennie? – zażartowałem.
– Prawie! – Sean uśmiechnął się z satysfakcją. – Ale wtedy zamierzam ją pieprzyć do upadłego na swoim biurku! I ona też to wie.
– Zajrzę do was za parę godzin, jak cyrk się skończy – obiecał doktorek.
Zostałem sam z nieprzytomną kobietą i niewesołymi myślami co do rejsu za tydzień. Zacząłem kombinować jak namówić ją na tę wyprawę. W sumie nie musiałem kłamać, mogłem ją zaprosić na nurkowanie na rafie, prawda? Co dzieje się w nocy na wodzie, tam też zostaje.
Prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro