Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 38

29/2/2024

Jeśli zastanawiacie się czemu nie odpowiadam na komentarze, to śpieszę donieść, ze ich po prostu nie widzę. Wskakują po kilku dniach a czasem po tygodniach. 🤷‍♀️ To mnie ostatnio niesamowicie zniechęcało publikacji 🙄.
Anyway... do końca 4 rozdziały.

Obudziłam się z koszmarnym bólem głowy. Ostatnie dwa tygodnie przyniosły codzienny stres. Jakby świat sprzysiągł się przeciwko mnie i postanowił odpłacić za wszelkie wyrządzone przez te lata grzechy. Na domiar złego dzwonił telefon, nie pozwalając mi śnić.

– Halo? – spytałam zaspana.

– A dlaczego muszę się dowiedzieć z Instagrama, że wróciłaś z Australii.

O jeszcze tej tu brakowało!

– Szyszka daj żyć! – wymamrotałam, odwracając się na plecy.

Ze zdziwieniem zarejestrowałam, że jestem w łóżku sama. Zerknęłam na zegarek, który pokazywał kilka minut po siódmej.

– No weź Elka, sodówka ci uderzyła do głowy? Za dużo słońca padło na klepki?

Za wcześnie na zgadywanki.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Czy do tego pierścionka, jaki masz na palcu, dołączony jest jakiś zajebisty kutas? – Westchnęłam ostentacyjnie, nie chcąc odpowiadać. – Dajesz, dajesz, spowiadasz się, jakby był dziewięćdziesiąty pierwszy i dostaniesz za to piątkę z religii.

Parsknęłam śmiechem.

– Bo widzisz – kontynuowała – te zdjęcia z Australii z tymi dwoma byczkami... – Gwizdnęła pod nosem. – To było coś! Mam nadzieję, że to nie jest jedna z tych okazji, która przeszła ci koło nosa i w pełni wykorzystałaś potencjał obu?

Przymknęłam powieki. Marta brzmiała jak niewyżyta seksualnie pani po pięćdziesiątce.

– Ty jesteś na haju?

– Prawie! – przyznała. – Artur wyjechał w delegację dwa dni temu, więc zabijam czas, czekając, aż ten mały potwór we mnie wylezie!

No tak! Zdesperowana ciężarówka na parę tygodni przed rozładowaniem.

– Kiedy ty rodzisz?

– Na koniec stycznia.

Zmarszczyłam brwi.

– I nadal jesteś seksualnie aktywna?

– Lekarz pozwolił i nie odwracaj kota ogonem. Nie o tym rozmawiamy. Miałaś ich obu?

– To długa historia – usiłowałam ją zbyć.

– To świetnie! Widzę was u siebie po jedenastej – rozkazała.

– Nie mogę – wymamrotałam z zerowym entuzjazmem. – Robert zażyczył sobie, żebym oddała dzisiaj laptopa.

– Im mniej czasu spędzisz w tym burdelu tym lepiej! Nie wiem, czemu nie wyślesz tego szrota kurierem?

– Zadzwonił osobiście, żebym przyjechała, a ja jak ta debilka nie potrafiłam mu odmówić. Przynajmniej dostanę świadectwo pracy.

– Dziewczyno! – zagrzmiała. – On cię przez lata dymał na kasę, a potem kopnął w dupę...

– To ja odeszłam – wtrąciłam się.

– W końcu! – pogratulowała. – Wejdź, połóż lapka na stół i wyjdź. Ten twój facet, co go przytargałaś do Polski stanowi genialną wymówkę, żeby zwiać w trymiga. – Słyszałam, jak pstryka palcami. – Widzę cię po jedenastej i kup tartę cytrynową z Lukullusa.

Rozłączyła się, nie dając mi dojść do głosu.

Zwlekłam się z łóżka i podreptałam pod prysznic. Dopiero po umyciu głowy uzmysłowiłam sobie, że jestem w mieszkaniu sama. Simon wrócił, gdy suszyłam włosy. Pocałował mnie w szyję, przytulając do siebie i wodząc zimnym nosem po skórze.

– Myślałem, że jeszcze pośpisz.

– Muszę laptop odwieźć... – Zawiesiłam głos, bo w sumie chętnie zrobiłabym wszystko tylko nie to.

– Zrobię śniadanie i kawę, a potem możemy jechać. 

– Chcesz ze mną jechać? – spytałam zaskoczona, idąc za Simonem do kuchni.

– Oczywiście!

Poruszał się sprawnie po małej przestrzeni, wyciągając rzeczy z siatki. Najwyraźniej poszedł po zakupy. Spojrzałam tęsknie na rogale z makiem. Te wypiekane w okolicznej piekarni stanowiły niebo w gębie, posmarowane serkiem topionym o smaku ementalera z plastrem łososia i świeżym ogórkiem. Dokładnie takie produkty leżały teraz na blacie. Podstawił mój ulubiony kubek pod ekspres.

Seksowny ideał na dwóch nogach!

Wtuliłam się w jego plecy, obejmując go w pasie.

– Czy mówiłam ci, że cię kocham?

– Ostatnimi czasy? – zażartował, udając, że się namyśla. – Nie!

– Bardzo cię kocham.

Przekroił rogala i sięgnął po serek.

– Ponieważ robię ci śniadania?

– Nie. Ponieważ tu jesteś!

Pocałował mnie przelotnie.

– Idź, wysusz włosy. Zjemy i ruszamy!

Świetny pomysł, gdyby tylko auto nie zastrajkowało. Powinien mnie ostrzec fakt, że nie mrugało radośnie światłami po otwarciu z pilota. Zgarnęłam śnieg z drzwi i dostałam się do środka za pomocą kluczyka. Niestety po włożeniu go w stacyjkę nic się nie stało. Diagnoza była prosta – padł akumulator.

– Padła bateria.

– Dzięki Sherlocku! – uśmiechnęłam się sztucznie.

Podeszłam parę kroków w stronę świateł na skrzyżowaniu, żeby zerknąć czy na postoju taksówek jakieś stoją. Któryś z nich pewnie wozi w bagażniku kable rozruchowe i będzie w stanie pomóc za drobną opłatą.

– Masz assistance? – spytał Simon.

– Nie, za to mam pomysł. Poczekaj tu na mnie!

Włożyłam mu kluczyki do ręki i podbiegłam do przejścia. Starszy pan w szarej Skodzie zgodził się pomóc za dwie dychy. Dobre i to! Akumulator powinien się naładować w czasie jazdy na drugi koniec Warszawy. Podeszłam z powrotem do samochodu, obserwując, jak taksówkarz ustawia się na miejscu obok, żeby pomóc. Simon zmarszczył brwi.

– Weźmiemy taksówkę?

Zdjęłam rękawiczki, żeby podnieść maskę. 

– Jeśli mój plan nie zadziała to tak, ale łudzę się, że będzie dobrze.

Taksówkarz przyniósł kable i podłączył do akumulatora.

– A to się pani facet trafił z dwiema lewymi rękami – zażartował taksówkarz.

– Raczej taki co nie zna polskiego – wyjaśniłam z uśmiechem.

– Też dobrze! To diesel? – Wskazał na auto.

– Tak, ale najlepsze lata ma za sobą.

Staliśmy przez chwilę w ciszy.

– Mogła pani popchnąć i odpalić.

– Tak wydawało się szybciej, a i pan zarobił.

– Pani spróbuje odpalić.

Wsiadłam za kierownicę i tym razem wszystkie kontrolki zaświeciły się od razu. Rozrusznik zakręcił, ale uruchomiłam silnik dopiero za drugim razem.

– Ha! – krzyknęłam z triumfem.

– Niech pani zajedzie do jakiegoś serwisu i sprawdzi, czy alternator ładuje – poradził, odpinając kable. – Inaczej ładowanie jest bez sensu.

Simon zamknął maskę naszego auta. Włączyłam maksymalny nawiew i podgrzewanie przedniej szyby, sięgając na tylne siedzenie po szczotkę i skrobaczkę.

– Dziękuję! – Pomachałam taksówkarzowi.

– Spryciula! – pochwalił Simon, biorąc ode mnie szczotkę i zaczynając zgarniać śnieg.

– Trzydzieści lat mieszkam w kraju kombinatorów. Jest taka piosenka polskich „raperów" pod tytułem „To my Polacy". – Wzięłam się za skrobanie szyb z pokrywającej je warstewki lodu. – Według mnie powinien to być hymn polski. Dam ci tekst jak wrócimy.

Droga do biura zajęła nam zdrowo ponad pół godziny. Zaliczyliśmy w tym czasie chyba każde czerwone światło po drodze.

– Niepotrzebnie się nakręcasz, kochanie – zauważył Simon, gdy znów z niezadowoloną miną narzekałam pod nosem, że musimy się zatrzymać.

– Nie nakręcam się! – Fuknęłam defensywnie. – Chcę już być po! To nic przyjemnego!

Położył tylko dłoń na moim udzie i ścisnął lekko.

– Co robimy potem? Jakaś dobra cukiernia?

– Utuczysz mnie!

– Więcej ciebie do kochania! Poza tym spalimy kalorie wieczorem w łóżku.

– Najpierw podjedziemy do takiego zaprzyjaźnionego warsztatu i sprawdzimy, czy akumulator się ładuje. Jeśli nie, zostawimy auto do naprawy i wrócimy taksówką.

– A jeśli jest ok?

– To rozważę wymianę baterii – zapewniłam, skupiając się na drodze.

– Może od razu i auta?

– Hej! – zawołałam z oburzeniem. – Panie milionerze zadajesz się pan z biedną dziewczyną. Uszanuj, że w ogóle posiadam auto.

– Po to jestem milionerem, żeby cię rozpieszczać, więc równie dobrze kupię ci nowe auto, żebyś była bezpieczna.

Przewróciłam oczami.

– Nie potrzebuję auta. Jestem z tego rocznika, gdzie rzeczy się naprawia, a nie wyrzuca, czy zastępuje nowymi. Po co marnować pieniądze na nowe auto, skoro da się naprawić to? Kup nowe auto cioci! – poprosiłam. – Ona potrzebuje go bardziej niż ja.

– Dobrze – zgodził się. – Jak tylko wrócimy, wybierzesz coś odpowiedniego.

– Świetnie.

– Jakieś jeszcze plany?

Olśniło mnie, że nie powiedziałam mu o porannym telefonie.

– Tak, rano zadzwoniła koleżanka, z którą tu kiedyś pracowałam. Jest w zaawansowanej ciąży i siedzi w domu. Objechała mnie, że dowiedziała się o powrocie z Australii z Instagrama a nie dałam jej znać. Skoro Szyszka mnie objechała...

– Szyszka?

– Ma na imię Marta a na nazwisko Szyszka i już się tak utarło, że wszyscy mówimy do niej Szyszka.

– A rozumiem takie przezwisko.

Uśmiechając się pod nosem, wjechałam na służbowy parking. Zawahałam się przed zgaszeniem silnika.

– Chcesz iść ze mną czy zaczekasz?

– To zależy od ciebie.

Biłam się z myślami chwilę. Powinnam iść sama, to w końcu praca, a nie spotkanie towarzyskie. Z drugiej strony jak zabiorę Simona, nikt nie będzie zadawał pytań i pójdzie szybciej. I jeszcze auto, które postanowiło zastrajkować. Najwyżej zadzwonię do kolegi Dominika i przy odrobinie szczęścia poratuje nas.

– Poczekam.

– Nie! – zaprzeczyłam.

Zgasiłam silnik.

– A co jak auto nie odpali?

Uśmiechnęłam się krzywo i wybrałam inny numer.

– Cześć laska! – powitał mnie głęboki baryton. – A tobie się znudziło grzać dupkę w słońcu Australii, że wróciłaś? Zatęskniłaś za mrozem i śniegiem?

– Cześć Dom, ciebie też miło usłyszeć. Wiadomo, że się stęskniłam! – zażartowałam. – Tak, wróciłam i mam problem z autem. Rano bateria zastrajkowała.

Nie zastanawiał się nad odpowiedzią.

– Gdzie jesteś?

– Oddaję lapka w firmie. Potem jestem umówiona z Tyśką. Nie chcę ci przeszkadzać tylko...

Od razu mi przerwał.

– Dobra, jak nie odpalisz pod burdelem, to puść sygnał, podjadę, albo wyślę jakiś patrol, który znajduje się w pobliżu. Jak mi się uda, to mogę być u Szyszek po pierwszej.

– Brzmi jak dobry plan.

– A w dupsko dostaniesz, że nie zadzwoniłaś rano – ostrzegł.

– Rano pomógł mi taksówkarz za dwie dychy – chełpiłam się.

– A facetowi ręce do dupy przyrosły?

– Ja nawet kabli nie posiadam. – Broniłam Simona. – A on nie zna polskiego. Pogadamy później? – spytałam, widząc, jak auto zaczyna mi parować w środku.

– W razie co puść strzałkę, zrobię ci emergency call, że musisz się natychmiast zwijać, bo pękła rura z wodą.

Parsknęłam śmiechem.

– Jasne, dzięki, Dom!

– Pa lala!

Schowałam telefon do kieszeni pod czujnym okiem Simona. Poczułam potrzebę wytłumaczenia się i wyjaśnienia, o czym rozmawialiśmy.

– Dominik posiada flotę samochodów pomocy drogowej. Jeśli auto nam nie odpali przyśle pomoc, a jak uruchomię bez problemu, to obejrzy auto, gdy pojedziemy do Szyszki.

– Brzmi jak plan – podsumował. – Idziemy?

Wykaraskałam się z auta, wyjmując laptop z tylnego siedzenia oraz kartę z torebki. Otworzyłam sobie drzwi wejściowe i pokonaliśmy schody, by stanąć przed kolejnymi, prowadzącymi do recepcji. Nie zdążyłam użyć karty a odezwał się sygnał rozblokowania drzwi.

– Cześć Pati. – Przywitałam recepcjonistkę.

– Hej podróżniczko, wracająca z trofeami.

Rozpięłam kurtkę.

– Robert u siebie? – spytałam, unosząc dłoń, by pozdrowić koleżankę rozmawiającą przez telefon w biurze po prawej.

Pati zmieszała się nieco.

– Nie.

– Byliśmy umówieni.

– Tak, ale coś mu wypadło.

– No chyba tylko wypadający dysk mógłby go usprawiedliwić – zażartowałam.

– Eeee. – Rozłożyła ręce.

Ciekawe czy chociaż dotrzymał słowa

– Zostawił dla mnie świadectwo pracy?

– Tak i Paweł ma od ciebie odebrać laptopa, sprawdzić go, potwierdzić, że wszystko ok i wtedy dam ci dokumenty.

Brwi podjechały mi do góry z zaskoczenia. Nie dość, że po siedmiu latach współpracy nie byłam godna, aby się ze mną pożegnać, to jeszcze otrzymanie papierów zostało uzależnione od tego, co powie Paweł!

– A możemy to zrobić szybciej? – Wskazałam na Simona. – Jak widzisz, nie jestem sama.

– Raczej nie spodziewałam się z tobą gości – wymamrotała pod nosem.

Podniosło mi się ciśnienie na te słowa. Pati wzięła telefon do ręki.

– Ela przyjechała. – Chwila ciszy. Zerknęła na mnie, a potem na Simona. – Dobra, powiem jej. Zaraz zejdzie. – Wskazała nam drzwi do sali konferencyjnej. – Chcesz coś do picia?

– Sama sobie zrobię.

– Uhhh, Ela... ja wam zrobię.

Tak! A więc stałam się persona non grata.

– Simon? Kawa? Herbata?

– Nie, dziękuję – odparł łamanym polskim, co wywołało mimowolny uśmiech na moich ustach.

– Ja też dziękuję.

Wskazałam mu drzwi. Wszedł pierwszy, a ja zamknęłam je za nami. Uśmiech znikł mi z ust, a zastąpiło je gniewne zaciśnięcie warg.

– Co się stało? – Simon pomógł mi zdjąć kurtkę.

Miałam ochotę zazgrzytać zębami.

– Roberta nie ma, mimo że się ze mną umówił na konkretną godzinę. Zamiast niego laptop odbierze...

– Paweł – dokończył za mnie.

– Tak.

Usiadłam tyłem do wejścia, niecierpliwie uderzając palcami po klapie laptopa. Simon położył dłoń na mojej i pogładził palcem pierścionek.

– Przestraszyłaś się?

– Nie – zaprzeczyłam gniewnie. – Jestem zła, że po siedmiu latach mój szef nie raczył mi powiedzieć prosto w twarz do widzenia. A najbardziej wkurzyłam się, ponieważ usiłuje mnie upokorzyć, oddelegowując do tego zadania byłego kochanka! Pracowałam tu dość długo, uważając to miejsce za drugi dom, a NIKT nie przyszedł się przywitać, czy zamienić słowo. Jest martwy sezon i nic się nie dzieje, więc mogliby. Po prostu nie czują potrzeby.

Jak szybko się zezłościłam, tak szybko zrobiło mi się przykro, że znaczę tak niewiele.

– Opowiedz mi o Dominiku – poprosił, nie przestając gładzić mojej dłoni.

– On, ja, Mateusz, Artur, Grześ i Marta znamy się od podstawówki. Dom, Artur i Marta chodzili do jednego liceum. Tak samo jak ja Grzesiek i Mateusz. Tworzyliśmy fajny zespół do gry w siatkówkę, ale potem wyszło nieporozumienie pomiędzy Martą i Arturem. Była przekonana, że ją zdradził z jej siostrą.

– A zdradził?

– Nie. Widzisz Artur i Maks są do siebie podobni, a Ewelina jej siostra wpadła w oko Maksowi. Przypiliło ich i postanowili spożytkować czas oczekiwania na seksie. Pech, że Marta wróciła wcześniej do domu i uznała, że to Artur a nie Maks. Wyszła z domu i zapadła się pod ziemię. Miesiąc później powiadomiła mamę, że jest w Anglii. Nie chciała rozmawiać z żadnym z nas.

– Ułożyła sobie życie?

Uśmiechnęłam się na wspomnienie numeru, jaki odwaliła.

– Wtedy nie. Odpisała Ewelinie na zaproszenie na ślub w stylu „może następnym razem". – Simon parsknął. – Szukaliśmy Marty przez ambasadę, jak zmarła jej mama. Podobno pojawiła się na pogrzebie, ale Maks leżał wtedy w szpitalu i nie mógł być obecny a Ewelina była w ciąży i... Marta znów zapadła się pod ziemię. W końcu wyjaśnili wszystko i okazało się, że...

Nie dokończyłam, gdyż drzwi otworzyły się gwałtownie.

– Cześć.

Aż dreszcz mi przebiegł po plecach na dźwięk tego głosu, który wielokrotnie szeptał mi świństewka do ucha, gdy się kochaliśmy. Tylko ten dreszcz nie był przyjemny, a raczej z gatunku takich w nawiedzonym domu w czasie Halloween, kiedy słyszysz niespodziewane skrzypienie desek za sobą.

– Cześć.

Spojrzeliśmy sobie w oczy i nie poczułam... NIC. Totalnie kompletnie NIC. Żadnego przyciągania, dreszczy podniecenia, czy rozpalającego się płomienia. Pustka i obojętność.

Przesunęłam laptop w jego stronę.

– Zgrałam i usunęłam wszystkie personalne rzeczy.

Paweł nie patrzył na mnie a za mnie na Simona.

– Przepraszam – wymamrotałam. – Simon to jest Paweł, opowiadałam ci o nim. Paweł do jest Simon, przyleciał ze mną z Australii.

Panowie skinęli sobie głową. Palce Pawła śmigały po klawiaturze.

– Jak się trzymasz? – spytał cicho i nadzwyczaj miękko.

– Nie rozumiem pytania – odparłam odruchowo.

Nie podniósł nawet oczu znad klawiatury.

– No wiesz po tym wszystkim... – zawahał się, czy mówić coś dalej.

– Nic mi nie jest – ucięłam. – Uważam, że wycieczka do Australii to najlepsza decyzja w moim życiu.

Spojrzał na mnie, zastanawiając się, czy żartuję, czy mówię serio. Najwyraźniej nie był przekonany, która wersja jest prawdziwa. Simon podniósł się z miejsca.

– Pójdę do toalety.

Chciałam zaprotestować, ale ugryzłam się w język. Siedzieliśmy długą chwilę w ciszy, której ja nie zamierzała przerywać. Cóż bowiem miałabym mu powiedzieć? Zaręczyłam się? Deportowali mnie z Australii? Zakochałam się? Daje mi lepsze orgazmy niż ty a seks z jego bratem i nim jest tak zajebisty, że niemal straciłam przytomność?

– Ania wniosła o rozwód – oznajmił Paweł znienacka.

– Ja bardzo słowo „przykro mi" wydaje się na miejscu właściwsze, bardziej pasuje „gratulacje, że poszła po rozum do głowy". – Starałam się nie brzmieć wrednie, ale chyba nie wyszło.

Spojrzeliśmy sobie w oczy. Wyglądał, jakby coś go gnębiło. Żal? I ta mina zbitego psa. Nie potrafiłam uwierzyć w szczerość malujących się na jego twarzy uczuć. To zupełnie jak z bajką o chłopcu podnoszącym fałszywy alarm o ataku wilków, któremu nikt nie uwierzył, gdy pojawiły się prawdziwe. Cokolwiek było między nami, z mojej strony emocje zniknęły. Pozostał tylko niesmak do samej siebie i dla całej sytuacji.

– Ty i on...

– To nie twoja sprawa! Skończyłeś? – wskazałam na laptopa.

– Tak – przyznał niechętnie.

– Czy mogę dostać świadectwo, czy jeszcze coś potrzebujesz? Muszę zrobić striptiz? Przypomnieć sobie stare, dobre czasy w toalecie?

Niepotrzebnie podniosłam głos. Wstałam, chcąc zakończyć tę farsę, ale chwycił za mój nadgarstek, którego nie puścił, nawet gdy otworzyły się drzwi i Simon wrócił do środka. Nie odwróciłam się. Zabrałam gwałtownie rękę, sięgając po kurtkę.

– Nie.

Paweł wstał i wychylił się w drzwiach.

– Pati masz te papiery od Roberta?

Nałożyłam kurtkę, wychodząc do recepcji. Przejęłam dokument w połowie drogi, składając go na pół i wrzucając do torebki. Położyłam kartę dostępu na ladzie recepcyjnej.

– Dzięki i powodzenia – życzyłam Pati, nadal nie widząc nikogo w zasięgu wzroku, co tylko upewniło mnie, że robię dobrze, odchodząc z tej firmy.

Simon podążał za mną bez słowa. Gdy zatrzasnęły się za nami drzwi wejściowe, odetchnęłam z ulgą. Siedem długich lat pracowałam w tym budynku, dzień w dzień starając się robić wszystko, najlepiej jak umiałam. Nagle z całą świadomością uderzyła we mnie prawda, której nie chciałam dopuścić do głosu. Ciocia i Simon mieli rację. Nic, ale to totalnie nic nie trzymało mnie w Polsce. Trzymałam się tutaj tylko siłą woli i może strachem przed nieznanym, gdyż Polska to wszystko, co znam.

Doznałam objawienia! Brakowało tylko chórów anielskich albo chociaż tego gościa ze Shreka, który grał na trąbce. Czułam się jakby ogromny ciężar, który ciągnął mnie na mentalne dno, znikł. Tak po prostu rozpłynął się w powietrzu.

Odwróciłam się i wpadłam wprost w ramiona Simona, który złapał mnie, żebym nie upadła. Pocałowałam go spontanicznie, wspinając na palce i wpijając się w te kuszące usta. Roześmiałam się pełną piersią, patrząc na niego jak na mój własny prywatny cud świata. Odpowiedział uśmiechem, całując mnie w nos.

– Nie potrzebujesz może pomocnika na budowie? Ponoć szybko się uczę!

Objął mnie ramionami, tuląc do siebie na tyle na ile pozwalały puchowe kurtki.

– Och skarbie! – Nałożył mi kaptur na głowę. – Jest tyle rzeczy, których cię mogę nauczyć!

– Trzymam cię za słowo. I jeśli twoja oferta przeprowadzki do Australii jest aktualna, to... TAK! Chcę się przeprowadzić do Australii!

Simon zakręcił się ze mną wkoło. Drzwi się otworzyły, jak postawił mnie na chodniku.

– Hej – przywitała się Kaśka a za nią Rafał i Grześ.

– Wiesz, że tu wszystko jest na kamerach, nie? – zagadnął Grzegorz, wyciągając papierosa.

– Chcieliśmy ci życzyć powodzenia – dodał Rafał.

Simon objął mnie w pasie i przytulił do swojego boku. Uniosłam rękę do góry, wskazując drugą dłonią na pierścionek.

– Mam już wszystko, czego mi potrzeba.

– O! Gratulacje! – wyrwało się Kasi.

– O! Facet miał jaja, żeby zapytać, czy zjebiesz mu życie? – spytał żartobliwie Grzegorz. – Nie miał gorszych problemów?

Zamiast się obrazić, parsknęłam śmiechem.

– Najwyraźniej nie.

– Gdziekolwiek pójdziesz, będziesz złotem dla nowej firmy! Sromotnie odczuwamy twój brak nasza szara eminencjo.

Słowa Grześka sprawiły, że się wzruszyłam. Zrobiłam dwa kroki, przytulając się do kolegi.

– Dzięki.

Poklepał mnie niezręcznie po plecach.

– No weź, nie chcę dostać w ryj. On wygląda na takiego, co wie, jak się bić.

– Potrafi! – zapewnił Simon arogancko po angielsku. – Ale nie ciebie. – Odwrócił wzrok w stronę budynku. – Nadal nie jestem pewny, czy cieszę się, że przeszła, przez co przeszła, żeby przylecieć do Australii, czy bardziej chciałbym go nalać za to co jej zrobił.

– I to jest materiał na męża – podsumowała Kaśka. – Żądam zdjęć z tego wydarzenia. I odzywaj się od czasu do czasu.

Powiodłam wzrokiem po wszystkich.

– Dzięki i powodzenia!

Auto tym razem uruchomiło się bez żadnych problemów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro