Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 29

1/2/2024

I mamy luty! Kto by pomyślał, że czas będzie tak szybko lecieć. Niedawno był sylwester 🙄 Jedyny plus to, że dzień robi się coraz dłuższy. Czuję się totalnie rozmemłana w tym tygodniu. Oby u was było lepiej! 🖤


Wiedziałem, że rodzina gdzieś tu się kręci, przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie odmówi dzieciakom radości z widoku świętego Mikołaja czy dekoracji. Nie w Sydney! Co roku część rodziny z dzieciakami wybierała się na tę atrakcję. Trochę łudziłem się, że nas znajdą, a z drugiej strony nie wiedziałem, jak zareagowałaby Sisi na poznanie naszych rodziców.

Teraz już wiedziałem.

Stała przerażona niczym słup soli, ledwo będąc w stanie wydusić z siebie kilka zdań. Cóż moja rodzina zachowywała się niezwykle przyjacielsko i ekspresyjnie, ale dla niej musiało być to onieśmielające. Objąłem ją ramieniem, bo jeszcze by mi uciekła i schowała się w tłumie. Dobrze że Michelle zachowała zdrowy rozsądek i rozgoniła towarzystwo, prowadząc ich do restauracji. Mrugnęła mi na pożegnanie okiem i pokazała kciuk do góry.

– Czy ona powiedziała grill w parku za dwa tygodnie? – spytała trwożnie Sisi, odprowadzając wzrokiem moją rodzinę.

Patrząc na blade policzki Sisi dochodziłem do wniosku, że jeszcze chwila i mi kobieta zemdleje.

– Nikt nie zmusza cię do pójścia – powiedziałem, prowadząc ją w tym samym kierunku, w którym poszła moja rodzina.

– Nikt mnie też nie zaprosił – padła cierpka odpowiedź z wyrzutem.

– Nie było kiedy – odparłem spokojnie.

– Ty mało zawału nie dostałaś, jak ich zobaczyłaś – zażartował Justin. – A co dopiero spędzić z nimi cały dzień? Stałaś jak słup soli.

– Zostałam zaskoczona! – broniła się.

– Tak? To świetnie.– zakpił Justin. – Do restauracji jest dziesięć minut spokojnym spacerkiem. Dołączymy do nich na kolacji, co ty na to?

Sisi stanęła w miejscu, zmuszając mnie do tego samego. Spojrzała na mnie, przygryzając wargę. Znów serwowała mi spojrzenie łani złapanej w światła reflektorów.

– Obawiam się, że to by dało twoim rodzicom błędne wyobrażenie co do naszego związku.

– A może zamiast się o to martwić, po prostu ciesz się czasem spędzonym z miłymi ludźmi? – zaproponowałem.

– I nie boisz się, że będą mnie wypytywać o „przyszłość", a ja wypalę coś o wyjeździe? – spytała z irytacją.

Zaczynało mi brakować cierpliwości.

– Czasem trzeba iść na żywioł – poradziłem.

– Pewnie, bo to nie ciebie będą przesłuchiwać cały wieczór! – Prychnęła z irytacją. – Dla ciebie to tylko kolejne rodzinne spotkanie, ale dla mnie to jak przesłuchanie na gestapo!

– Obiecuję, że nikt nie będzie ci świecił lampą po oczach, ani nie będzie tłukł pałką po piętach. Chcą poznać kobietę, z którą spędzam czas.

Sisi przestąpiła niepewnie z nogi na nogę.

– A jak im się nie spodobam? – wypaliła ze strachem.

Dopiero teraz mogłem zobaczyć, o co naprawdę chodziło. Ona się bała, że jej nie zaakceptują. Zupełnie niepotrzebnie, bo nawet gdyby tak się stało, wszyscy nadal byliby dla niej uprzejmi do bólu a dopiero potem powiedzieli mi na osobności, jak się sprawy mają.

Pogłaskałem ją czule po policzku.

– Tym się martwisz?

– Że ja ich polubię, a potem będę musiała wyjechać?

– Będziesz miała z kim pisać SMS–y albo na WhatsApp.

Uśmiechnąłem się, wiedząc, że rodziców nie da się nie lubić. Rodzina była zawsze hałaśliwa, ale jednocześnie stanowiła zlepek przeróżnych charakterów, które uzupełniały się wzajemnie. Sisi dogada się zapewne z większością. A jeśli ich polubi, to może nawet da jej to kolejne argumenty, żeby nie wyjeżdżać?

– Jestem pewny, że się w tobie zakochają tak samo jak mój brat – rzucił całkiem serio Justin.

Ten to nie wiedział, kiedy się odezwać!

Rzuciłem mu mordercze spojrzenie.

– Może sprawdź, czy błazen nie ma udaru? – zasugerowała zimno. – Wiem, co usiłujesz zrobić, ale to nie zadziała, Simon. Za kilka tygodni wyjadę i poznanie twoich rodziców mi w tym nie przeszkodzi.

Miałabyś rację, gdybyś się nie myliła!

– Skoro ci w tym nie przeszkodzi, to czemu nie zjemy z nimi kolacji?

Spojrzała na mnie z urazą, ale gdy się odezwała, jej głos ociekał słodyczą.

– Żebyś potem mógł użyć tego jako argumentu, że wszyscy będą za mną tęsknić?

Aż chciało się nią potrząsnąć!

– Tu przynajmniej ktoś będzie za tobą tęsknił – rzuciłem wrednie. – Christina, ja, Justin, Grace i Sean, współlokatorzy w kamienicy, Shawn, moi rodzice, jak pozwolisz sobie ich poznać. A w Polsce tęsknią za tobą tylko rachunki, czy jest ktoś jeszcze?

Zacisnęła usta w wąską kreskę, a jej oczy zaczynały niebezpiecznie błyszczeć.

– To było podłe – wyszeptała, wyrywając gwałtownie rękę z mojego uścisku. Pozwoliłem jej się odsunąć o krok.

– Usiłuję ci pokazać, jak idiotyczne są twoje obawy. – Schowałem dłonie do kieszeni. – Poznawanie ludzi to naturalny etap w życiu. Dałaś szansę mi i Justinowi, ale nasza rodzina już na nią nie zasługuje? Skoro ja spędzam z tobą czas, ponieważ sprawa mi to przyjemność, zapewne oni poczują to samo. A są dla mnie ważni...

– Dobrze! – wpadła mi w słowo. – Skoro są dla ciebie ważni, to oczywiście rozumiem. Spędź z nimi wieczór. Zrobię sobie jeszcze spacer, a potem skorzystam z pociągu.

Ja pierdolę, za chwilę dostanie parę klapsów na otrzeźwienie. Celowo przekręcała to, co powiedziałem, żeby pasowało do jej pojebanych teorii.

– Nie o to mi chodziło! – zgrzytnąłem gniewnie zębami.

– Nie, naprawdę! – znów mi przerwała. – Rozumiem! Chcesz spędzić czas z rodziną.

– Prosiłem cię raczej, żebyś zgodziła się spędzić wieczór w większym gronie.

Spojrzała na mnie czujnie spod oka.

– A jeśli ja... nie chcę?

Miała prawo odmówić, a ja nie powinienem jej zmuszać.

– To spędzimy go inaczej. – Nadal patrzyła na mnie z rezerwą. – Nie planowałem tego – oświadczyłem. – Wiedziałem, że tu będą, ale co roku zbiera się tu ogromny tłum i nie zawsze da się z kimś odnaleźć. To wyszło nieoczekiwanie, Sisi.

– Ale mogłeś odmówić.

– Nie miałem nawet szansy się odezwać, zanim Michelle się wtrąciła.

Skrzyżowała buntowniczo ramiona na piersi.

– A odmówiłbyś? – Wwierciła się we mnie przenikliwym spojrzeniem.

Nie! Chciałem, żebyśmy z nimi poszli! Żeby cię poznali i poko... KURWA!

– Patrząc na to jak spanikowałaś? To byłoby najsensowniejsze rozwiązanie. – Skłamałem bez mrugnięcia okiem.

– Kłamca! – zarzuciła mi ostro. – Myślisz, że po tym jak mnie okłamywano przez tak długi czas, nie poznam, jak ktoś mi ściemnia?

Przyciągnąłem ją do siebie gwałtownie i zamknąłem w ramionach.

– Chciałem ich spotkać i modliłem się, żeby stanęli na naszej drodze! – wyrzuciłem z siebie zgodnie z prawdą. – Chcę, aby moi rodzice cię poznali, ponieważ jesteś cudowną kobietą! Jest w tym podtekst, uparciuszku.

Przewróciła oczami.

– Jezu! Jak ty nie umiesz kłamać! – prychnęła, na co tylko uniosłem brwi do góry. – Dobrze! Chodźmy, zjedzmy tę wspaniałą, rodzinną kolację z super ludźmi! To tobie będzie potem głupio, kiedy będą o mnie pytać. Ja będę się tarzać w śniegu w Polsce! – zastrzegła.

Pocałowałem ją soczyście, smakując przez chwilę. Zarzuciła mi ramiona na szyję, wspinając się na palce. Cudownie było ją czuć przy sobie.

– Ale jak dojdziemy, oni będą już czekać na dania – pouczył nas Justin.

– To zadzwoń do Shaun i niech zamówią dla nas – zaproponowałem, żeby się czymś zajął.

Wziąłem Sisi za rękę i pociągnąłem w stronę restauracji. Tej samej, w której mieli zjeść rodzice i kuzynostwo. Mieliśmy podobne przyzwyczajenia i lubiliśmy dobre jedzenie. Gdyby Shaun nie wypatrzyła nas w tłumie, z pewnością podeszlibyśmy do nich w restauracji, żeby się przywitać.

Zachowałem się nie fair, licząc na zbiegi okoliczności i pomagając „szczęściu", ale Sisi znalazła ekspresową drogę do mojego serca i nie było to między trzecim a czwartym żebrem, ostrym narzędziem. Podobała mi się, pasowaliśmy do siebie w łóżku, widziałbym ją u swojego boku w codziennym życiu. Uszczęśliwiłaby mnie dzieckiem...

Ale ona była oporna!

Uparta!

Wciąż powtarzała, że chce wracać do Polski. Tylko że zgodnie ze słowami Christiny, którą w końcu wziąłem na spytki, nic tam na nią nie czekało. Trzymała się tej Polski, jak koła ratunkowego nie widząc, jak bardzo ciągnie ją na dno niczym kamień młyński. Może i nie byłoby tu aż tak łatwo zacząć od nowa, ale ja byłem skłonny zaryzykować i dołożyć wszelkich starań, by to się udało.

Wystarczyłoby poprosić Seana i Archiego i wiza by się znalazła. Nawet gdyby była przyznana w zwykłym trybie i tak bym był zadowolony. Liczył się efekt i nie musiał być natychmiastowy. Stać mnie było na utrzymanie żony, kochanki i narzeczonej. I stać by mnie było nawet jakby to były trzy oddzielne kobiety! A ja miałem szczęście, że miałem wszystkie opcje w Sisi.

Poszliśmy na żywioł, wpadając sobie w ramiona, niemal nie wiedząc o sobie nic. Dobra ja jak ten stalker podsłuchiwałem rozmowy Christiny i Sisi, więc to ona musiała nadrobić historię mojego życia i związków. Z nią chętnie bym się tą wiedzą podzielił, gdyby tylko zaczęła zadawać pytania. Tyle że ona milczała, nie chcąc odkrywać w przeświadczeniu, że to tylko wakacyjny romans.

Dla mnie nie był.

Ja z dnia na dzień coraz bardziej zaczynałem się angażować uczuciowo.

Przekraczając próg restauracji, oboje milczeliśmy. Sisi nerwowo oblizywała usta, ale wyprostowała plecy i szła za Justinem, który prowadził ten pochód. Zamykałem tyły, żeby przypadkiem mi nie czmychnęła do toalety i nie zwiała.

Przy stole panował zwyczajowy harmider, gdzie sporo osób dyskutowało ze sobą, czekając na jedzenie. Zostawili nam miejsce z boku. Albo mogłem posadzić Sisi obok mamy i wrzucić ją na głęboką wodę, albo obok Shaun. Kuzynka rozwiązała ten problem, ciągnąć Sisi za rękę, żeby usiadła obok.

– Uratowana! – rzuciła scenicznym szeptem Shaun.

Mama pogroziła jej palcem i obie zaczęły się śmiać. Michelle podeszła bliżej i oparła się ciężko o krzesła obu dziewczyn. Chciałem jej oddać swoje, ale machnęła lekceważąco ręką, kwitując, że ma dość siedzenia, bo każdy chce, żeby siedziała.

– Podobała ci się ceremonia? – zagaiła Shaun

– Bardzo! – zapewniła Sisi. – Lubię święta, a raczej tę całą otoczkę i dekoracje, i atmosferę.

– Masz dużą rodzinę? – dociekała Michelle.

Sisi zawahała się nieznacznie. Położyłem ramię na oparciu jej krzesła i zacząłem głaskać ją po karku.

– Rodzina mojego byłego męża była duża i zawsze hucznie spędzali święta i nowy rok.

– To tak jak u nas! – zaśmiała się Shaun. – W połowie grudnia jest grill, a potem spotkamy się wszyscy drugiego dnia świąt i świętujemy do upadłego. Dawno się rozwiodłaś?

Rzuciłem Shaun ostre spojrzenie.

– Zaraz będzie rok – oznajmiła Sisi.

– Będziesz świętować pierwszą rocznicę? – zaśmiała się Michelle.

Sisi przygryzła wargę, widziałem, jak zaczęła skubać skórki.

– To nie jest coś, czym warto się chwalić.

– Ale powiedz, że chociaż urządziłaś huczną imprezkę rozwodową godną wesela – prosiła Michelle.

– Nie, jakoś... – Sisi poruszyła się na krześle nerwowo. – To nie jest coś, o czym chciałabym rozmawiać, po mile spędzonym wieczorze ani w takim gronie!

Moje dzielne kochanie!

Zasada była taka, że i Michelle i Shaun należało pokazać, gdzie są granice. Inaczej były gotowe wejść ci na głowę.

– Może i racja – zgodziła się Shaun – nie dawajmy czasu antenowego temu nieudacznikowi! Nie zasłużył na ciebie, to i od nas nie dostanie zainteresowania! Pogadajmy o planach na święta i sylwestra!

Michelle zrobiła wymowną minę, przewracając oczami.

– Co za dużo to niezdrowo – zaprzeczyła. – Sylwester to już sprawa indywidualna. Zostajesz do sylwestra, prawda?

– Tak, a potem jeszcze dwa tygodnie po sylwestrze – przyznała Sisi.

– Przycisnę ogra – szturchnęła mnie palcem, w dłoń pieszczącą kark Sisi – żebyśmy się zgadali na jakiś obiad, zanim się rozsypię.

– Ale ty i tak już jesteś po terminie – przypomniała Shaun.

Michelle wydęła wargi.

– Ja zawsze twierdziłam, że ono się urodzi dwa tygodnie później niż termin lekarza i jak na razie wychodzi na moje.

– To twoje pierwsze? – spytała Sisi.

– I nie ostatnie! – Michelle westchnęła przeciągle, wskazując drugi stół, gdzie siedziały dzieciaki, które liczebnością przekraczały trzykrotnie ilość dorosłych – W tej rodzinie trójka to minimum.

– Nie wiem, czy współczuć, czy gratulować – wypaliła Sisi.

Dziewczyny zaśmiały się razem z moją mamą

– Oba! – rzuciły jak na komendę.

– A ty? Marzysz o dużej rodzinie? – spytała Michelle, patrząc na Sisi roziskrzonym wzrokiem.

– Nie odpowiadaj! – zawołał Justin. – To pułapka! Odpowiesz, a one w ciągu godziny zaplanują ci ślub, wesele i pokój dla pierworodnego. Potem wakacje, każde święta i wszystkie aktywności związane z dzieciakami. Nie daj się wrobić – poradził poważnie.

– Ty klaunie! – Michelle rzuciła w niego serwetką, którą złapał przed swoją twarzą.

– Mówię ci Sisi – Justin nie dał się uciszyć – kupią ci ładną sukienkę, a potem zabiorą na niby imprezę i staniesz przed ołtarzem z Simonem. Wokół będzie cała nasza przerażająca rodzina, która nie pozwoli ci uciec przed przeznaczeniem.

Sisi roześmiała się, kręcąc głową z niedowierzaniem na ten niedorzeczny plan, który mi zaczynał się składać w całość w głowie. Przecież gdyby tak wcielić go w życie na sylwestra, to realnie mogłaby zostać moją żoną...

– Josh! – poskarżyła się głośno Michelle, wydymając usta. – Ustaw kuzyna do pionu, proszę! Właśnie burzy nasz idealny plan!

– On kiedyś zrozumie Mike – odparł Josh, bez mrugnięcia okiem.

– Czym on jest starszy, tym ja mam większe wątpliwości! – rzuciła.

Tata spojrzał na mnie domyślnie, podejrzewając, co też chodzi mi po głowie. Mogłem się spodziewać, że zadzwoni albo późnym wieczorem, albo jutro rano by dopytać o szczegóły, albo o to jak może pomóc zrealizować ten szatański plan! Mina Josha i pozostałych facetów wyrażała podobne wsparcie.

– Koniec przesłuchania! – zarządziłem.

– A kto tak twierdzi?

– Kelnerzy z jedzeniem. – Wskazałem palcem na idącą w naszą stronę grupę.

Michelle donośnie zaburczało w brzuchu. Pogłaskała się po nim i wróciła na swoje miejsce. Życzyliśmy sobie smacznego i każdy zajął własnym talerzem. Z zaskoczeniem Sisi zobaczyła, co dla niej zamówiono i chyba była zadowolona, bo pałaszowała ze smakiem.

Po kolacji wdaliśmy się w niezobowiązujące rozmowy. Obie mamy i Shaun dyskutowały z Sisi co już do tej pory zwiedzała i jakie jeszcze ma plany na resztę urlopu. Dyskretnie robiły wywiad, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Zbierały okruszki, luźno rzucanych uwag a moja kobieta rozluźniała się coraz bardziej. Zapewne miało to też coś wspólnego z czterema kieliszkami wina i mną starającym się cały czas ją rozpraszać dotykiem, żeby się nie stresowała.

Sisi chichotała, idąc w stronę samochodu. Zatrzymała się przy ostatniej stacji dokowania i zapatrzyła na chwilę na oświetloną operę. Okręciła się wokół, śmiejąc radośnie. Dobrze, że stałem blisko, to byłem w stanie złapać ją, kiedy się zachwiała. Wtuliła się ufnie w moje ramiona, a ja pocałowałem kuszące mnie cały wieczór usta. Smakowała dobrym winem i tą ulotną magią, która przyprawiała mnie o szybsze bicie serca.

– Dobrze się bawiłaś? – wymruczałem jej do ucha.

– Zajebiście! – zaśmiała się.

– Czyli moja rodzina nie jest tak przerażająca jak myślałaś?

– Moja teściowa była chujowa. – Zmarszczyła brwi. – Teścia lubiłam. Równy gość! Szwagierka trafiła mi się z tych, co to rysują kreskę na etykiecie oleju, jak od nich pożyczasz. W Polsce sprzedają takie maleńkie puszeczki koncentratu pomidorowego. – Zademonstrowała między palcami. – I upomniała się o taki po pół roku. Żeby on chociaż kosztował jednego dolara! – dodała z pretensją i żalem. – Ale nie! O rozliczaniu się co do centa bądź grosza nic nie powiem, bo mi głupio do tej pory.

Co za ludzie! Moja mama kupiłaby cały olej albo karton tych puszek. Ale w tym wszystkim był też eks mąż. Przecież nie stała przeciwko jego rodzinie sama, prawda? A skoro już zaczęła o nim mówić, wypadało pociągnąć temat.

– A co na to twój były mąż?

– Starał się jak mógł lawirować między dwoma światami, ale od początku było wiadomo, że polegnie. – Westchnęła ciężko, pozwalając mi się prowadzić do samochodu. – Podobno poślubia się ukochanego, a nie jego rodzinę, ale ja myślę, że czasem bardziej jego rodzinę niż jego samego.

Otworzyłem jej drzwi do auta. Justin poczekał, zanim sam wsiadł.

– Nasza rodzina będzie dla niej jak wybawienie – skwitował. – Gdy Christiny zabraknie, będzie miała tylko nas.

Też o tym myślałem!

Sisi zasnęła, zanim dobrze opuściliśmy centrum, ukołysana do snu łagodną muzyką filmową. Nie obudziła się, nawet kiedy wnosiłem ją na drugie piętro. Rozebrałem ją z ubrań, ale niestety makijaż został do zmycia na kolejny dzień.

Położyłem do łóżka księżniczkę, a obudzę się obok czarownicy. I nie zamieniłbym tego łóżka na żadne inne! Jednak Sisi postanowiła się podnieść i ogarnąć. Poszedłem razem z nią do łazienki.

– Będziesz tu stał, gdy będę sikać?

– Pilnuję, żebyś bezpiecznie dotarła do łóżka. Widziałem cię już nagą, sikającą w strugach prysznica, smakowałem twoją cipkę. – Uroczo się zaczerwieniła. – Zanurzałem palce w tyłeczku. Lizałem i ssałem każdy centymetr tego fenomenalnego ciała. – Uniosłem brew w wyzwaniu. – Myślisz, że zniechęci mnie widok, jak sikasz?

Otworzyła usta i zamknęła, nie mówiąc nic. Bez słowa dokończyła i zaczęła zmywać makijaż.

– Czułam się samotna – wypaliła cicho, po położeniu na oczach nasączonych płynem micelarnym płatków kosmetycznych. – Naprawdę samotna. Matka mojego męża uważała, że nie jestem godna być z jej synem. Seks nie działał i zaczęłam udawać orgazmy... – Teraz romans nabrał nowego sensu. – Nie posiadałam doświadczenia, jakie mam teraz, żeby usiąść i porozmawiać. Pragnęłam bajki i wolności. Naiwna ja.

– Nieprawda! – zaprzeczyłem. – Każdy z nas tego pragnie. Połączenia dusz, zrozumienia, zajebistego seksu i żeby wszystko to znaleźć w jednej osobie.

Wytarła oczy, przenosząc na mnie błyszczące upojeniem alkoholowym oczy.

– Widzę to wszystko w tobie, ale boję się, że czar pryśnie.

Podszedłem bliżej i ująłem jej twarz w dłonie.

– Nie martw się kopciuszku, mam oba twoje buty!

Parsknęła śmiechem. Wyrzuciła płatki kosmetyczne do kosza i wtuliła się w moje ramiona. Zaniosłem ją do łóżka z postanowieniem sabotowania wyjazdu w styczniu, nawet jakbym miał przestać używać gumek i zapłodnić ją z pełną świadomością konsekwencji.

Nie chcę, aby zniknęła mi z oczu.

Zakochałem się w Sisi.

Nie odpuszczę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro