Part 27
27/1/2024
Miłego weekendu dziewczyny!
Fala strachu wędrowała od głowy przez ciało, zostawiając po sobie lodowate ukąszenia na skórze. Oblał mnie zimny pot. Byłam CZTERY dni po terminie!
– Simon... – wydusiłam w końcu, odwracając telefon w jego stronę. – Musimy kupić test ciążowy. Cztery dni... – Zaczynałam się dusić strachem.
– Ja myślałem o przyszłym roku, może za dwa... – zaczął Justin żartobliwie.
Obrzuciłam go spanikowanym spojrzeniem, z sykiem przestępując z nogi na nogę. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, czując, jak cało zaczyna mi dygotać w panice.
– Sisi! – Simon usiłował zwrócić na siebie uwagę.
Otarłam wilgotne, drżące dłonie o spodenki.
– Nie mogę być w ciąży... muszę wrócić do Polski... szukać pracy! – Rwałam słowa, niemal szczękając zębami. – Płacić rachunki...
Serce waliło mi jak oszalałe w piersi, usiłując się wydostać z klatki z żeber. Zaczynało mi się robiż słabo.
– Sisi! – Simon ujął moją twarz w swoje dłonie. – Skarbie, spokojnie – dodał łagodnie. – Weź oddech, bo mi za chwilę zemdlejesz.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że przestałam nabierać powietrza. Wciągnęłam je ze świstem. Simon wstał, przytulając mnie do siebie i głaszcząc po włosach.
– Zapytaj Avery, czy ma gdzieś test ciążowy.
Lodowatymi dłońmi złapałam się jego przedramion. Pod powiekami zaczęły się zbierać łzy.
I co teraz? A jak naprawdę będę w ciąży? To co zrobię po powrocie do Polski?
– Nie wiedziałem, że perspektywa posiadania ze mną dziecka wprawi cię w taki atak paniki?
Zamarłam w jego ramionach.
O jeżuniu, jak to mogło wyglądać! To nie tak! Zupełnie nie to miałam na myśli.
– To nie tak, Simon... – Głos mi się załamał. – Samotna matka w Polsce to koszmar. Nikt by mnie nie zatrudnił, wiedząc, że jestem w ciąży a zasiłki to kropla w morzu potrzeb, nawet nie pokryłyby rat za hipotekę. A gdzie utrzymanie, leki, jedzenie, potrzeby dziecka, prywatne ubezpieczenie...
Paplałam w zdenerwowaniu, aż ujął moją twarz w swoje dłonie. Dopiero teraz zauważyłam, jak jego zazwyczaj roziskrzone humorem oczy, stały się niezwykle poważne.
– Pogrążasz się, Sisi – przerwał mój monolog sucho. – Czy naprawdę uważasz, że nie płaciłbym na swoje dziecko? – Rozchyliłam usta, ale nic się z nich nie wydostało poza infantylnym „och". – Oczywiście gdybym w ogóle zgodził się, żebyś mi dzieciaka uprowadziła dziesięć tysięcy mil od domu, w którym powinien się wychowywać.
Zatkało mnie!
Jak w ogóle śmiał...
– A czy ja mam coś do powiedzenia? – spytałam lodowatym tonem, usiłując cofnąć się o krok.
– Oczywiście, w końcu zrobiliśmy je razem i śmiem powiedzieć, że ja napracowałem się bardziej a nawet, że odwaliłem całą robotę.
– Och ty... – zmrużyłam oczy do szparek, zaciskając dłonie na jego nadgarstkach.
– Serwuję ci to samo lekarstwo, co ty mi parę minut wcześniej. Nie podoba ci się? – spytał z powagą. – Mi też się nie spodobało. Posiadanie dziecka to nie koniec świata, ale świadomość, że pomyślałaś, że bym cię nie wspierał i zostawił samą, okazała się naprawdę nieprzyjemna.
Oblizałam wargi, wiedząc, że ma rację. Zachowałam się jak idiotka. Cofnęłam się o krok, a on tym razem mi na to pozwolił. Wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni.
– W życiu kieruję się zasadą – chcesz na kogoś liczyć? Licz na siebie.
Simon skrzyżował ramiona na szerokiej piersi.
– Znów dostaje mi się za błędy poprzedników.
Odwróciłam wzrok na błękitną toń wody iskrzącą się w świetle słońca.
– Nie potrafię inaczej, przepraszam.
Staliśmy chwilę w impasie i ciszy. Ja skubałam skórki, kiedy on stał jak posąg, przewiercając mnie swoim lodowatym spojrzeniem niebieskich tęczówek.
– Będzie tak – odezwał się stanowczo. – Jeśli jesteś w ciąży, usiądziemy i przedyskutujemy opcje...
Nie tym tonem chłopcze!
Parsknęłam bezczelnie, kręcąc przecząco głową.
– Co przedyskutujemy? – zaatakowałam go. – Że masz więcej pieniędzy? Że to dla mnie obcy kraj, w którym mogę się nie odnaleźć?
– Jak na razie radzisz sobie świetnie.
– Bo jestem turystką na utrzymaniu cioci?! – zawołałam z wyrzutem. – Bo nie dotykają mnie problemy dnia codziennego, ponieważ mam trzy miesiące nieustających wakacji? – Zaczynałam niebezpiecznie podnosić głos. – To co innego niż żyć tu na stałe. Ja nawet nie lubię upałów! A słodkie misie koala to trochę za mało! A może nie nadaję się na matkę? Albo nie chcę mieć dzieci?
– Naprawdę nie chcesz mieć dzieci? – spytał z powagą.
Przecież nie będę kłamać.
– Nie! Chcę – odparłam urażonym tonem księżniczki. – Przecież powinnam chcieć tego co wszystkie kobiety, tak? Domku z ogródkiem, gromadki dzieci i przystojnego, bogatego męża? Kto nie chce amerykańskiego snu sprzedawanego nam w filmach?
Widziałam, jak zadrgał Simonowi mięsień na policzku. Wpatrywałam się w idącego do nas Justina, więc i Simon zerknął przez ramię.
– Avery niestety nie ma ze sobą żadnego, więc musicie poczekać do powrotu, ale byłoby lepiej gdybyście kontynuowali w czterech ścianach kajuty? – zaproponował, odchodząc.
Skrzyżowałam obronnie ramiona na piersi, cofając się aż do burty, o którą oparłam się ciężko. Wpatrywaliśmy się w siebie długą chwilę, ale to ja pierwsza odwróciłam wzrok, uciekając nim na błyszczącą wodę. Odwróciłam się tyłem, usiłując uspokoić rozkołatane nerwy.
Przecież to nie byłaby żadna tragedia, gdybym była w ciąży, prawda? Prawda?
Jeśli Simon zdeklarował się z pomocą w wychowaniu to połowa sukcesu. Jeśli ja zostałabym tutaj, wszystko będzie równie obce, jak gdyby Simon przeniósł się do Polski. Tylko że mi ze znajomością angielskiego pójdzie w Australii o wiele łatwiej niż jemu w Polsce.
Zachowałam się jak idiotka! Jak dzieciak, który nie jest świadomy konsekwencji czynów. W końcu byłam uczestnikiem tych wszystkich igraszek, które poza tym jednym razem odbywały się z zabezpieczeniem. Dobra, może to było więcej niż raz.
Wzięłam kilka głębokich oddechów. Mroźne spojrzenie Simona sprawiało, że czułam się nieswojo. Jakbym nagle stała się kimś obcym. A poróżnił nas test ciążowy. Chciałam uderzyć się w czoło parę razy, ale postawiłam na wyrzucanie sobie od kretynek w myślach.
Czy pragnęłam Disnejowskiej bajki? Pewnie, że tak! Marzyłam o księciu na białym koniu, który uratuje mnie z rąk apodyktycznej matki, poślubi i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Rzeczywistość jednak zweryfikowała te plany. Zakochałam się w pierwszym mężczyźnie, który okazał mi zainteresowani i potraktował jak dorosłą. A w sumie zakochałam się w wyobrażeniu tego, co mogło się dziać, a nie w nim samym. Idiotycznie myślałam, że „go zmienię". Ach ta młodociana naiwność!
Po nieudanej nocy poślubnej, podczas której z religijnego powodu mój małżonek oczekiwał dziewicy, spadły mi z nosa różowe okulary. Ten dzieciak, o rok starszy ode mnie, nie wiedział, co miałby zrobić z kobietą w łóżku. Gorzej, bo nawet nie chciał mu przy mnie stanąć. I tak przez parę dni „miodowego" tygodnia. Niby dorosły, niby tego, ale ja wiedzą o seksie przerastałam go wielokrotnie. I gdzie w tym wszystkim moje oczekiwania zajebistych orgazmów na poziomie tantrycznym? NIGDZIE!
A miało być jak w bajce! I było! Tylko że to nie moja bajka!
Zrobiłam zatem najgorszą rzecz, jaką mogłam w danym momencie. Zaczęłam udawać, że jest mi przyjemnie, by potem zamykać się w świecie książek i przeżywać uniesienia, o jakich marzyłam, ale jakich nikt mi nie zaserwował. W końcu doszłam do wniosku, że może coś ze mną nie tak, że nie potrafię odczuwać podniecenia, gdy jestem z facetem? Że jestem oziębła?
W tym przeświadczeniu wytrzymałam aż do romansu z kolegą z pracy. Paweł dał mi to, czego mi brakowało w związku. Czas, czułość i niekończące się rozmowy o wszystkim i niczym w tym o seksie, więc doskonale wiedział, jak mnie pieścić i podniecać. Zrozumiał to czego były mąż nie dał rady. Należało uwieść mój mózg, żeby otrzymać chętne ciało. Dał mi to, czego pragnęłam. Iluzję i kłamstwo. Tak łatwiej dałam się podejść i omotać słodkimi słówkami, które notabene sama mu podałam na tacy!
Po aferze z żoną Pawła porzuciłam nadzieje na „i żyli długo i szczęśliwie". A potem karma postawiła mi na drodze Simona, któremu wskoczyłam do łóżka jeszcze szybciej niż Pawłowi. Ze skrajności byłego męża oczekującego dziewicy w noc poślubną, przez faceta, który miesiącami mnie uwodził moimi własnymi słowami, do seksownego byczka, z zajebistym kutasem, na którego wskoczyłam, bo miałam ochotę po trzech rozmowach – no w porywach do pięciu!
Ależ ja byłam pojebana!
Z religijnej dziewczynki, przez kochankę żonatego faceta do rozwiązłej kobiety. Kariera jak ta lala. Sama już straciłam rachubę, czy się stoczyłam ze wzniosłych ideałów, w których mnie wychowano, czy uwolniłam z okowów życia, w które usiłowano mnie wtłoczyć i cieszyłam się wolnością.
Strategia „rób co sprawia ci przyjemność, nikt się nie dowie" mogła zostać przeniesiona do sekcji bajek. Gdybym zaszła w ciąże wszyscy by się dowiedzieli. Trudno ukrywać brzuch, który rośnie! Tylko że to dziecko narodziłoby się z przefantastycznej namiętności.
Simon na wieść o teście ciążowym nie panikował i nie rwał włosów z głowy. Zachował spokój.
Ale czy by się cieszył?
Zdusiłam w sobie chęć odwrócenia się. Teraz już się o tym nie przekonam, bo jak ostatnia cymbalica niemal dostałam ataku paniki. To dziecko wykręciłoby mi świat do góry dnem. Ile razy w życiu da się przetrwać takie rewolucje? Z takim facetem u boku nie mogłoby być źle, prawda?
Czy chciałabym przeżyć „bajkę" z Simonem? No mowa! Sęk jednak w tym, że razem w pakiecie znajdowało się Coral Sea Dreaming oraz Wishning Well. O ile jeszcze Studnię Marzeń byłaby w stanie zaakceptować, to udział Simona w rejsach? Z innymi kobietami? Tu zdecydowanie kreśliłam grubą linię.
Fakt jednak pozostawał faktem, że zachowałam się jak kretynka z powodu testu ciążowego. I z tym było mi źle na sercu, ponieważ przesadziłam. Wypadałoby zatem powiedzieć "przepraszam".
No dobrze, stawmy czoła lodowatej bestii. Okręciłam się na pięcie, zapominając na chwilę, że artretyczne kolano nie da rady wytrzymać takiego manewru.
– Kurwa! – Zaklęłam po polsku, sycząc z bólu.
Mógł być na mnie wściekły, ale nie odmówił mi pomocy. Zerwał się z leżaka, na którym siedział i w paru krokach doskoczył do mnie, dając potrzebne oparcie.
– Trzymam cię, nawet jeśli zamiast tego miałbym ochotę tobą potrząsnąć.
Należało mi się!
– Przepraszam za to, że jestem taką idiotką – wycedziłam na progu łez z przeszywającego bólu.
Bałam się mu spojrzeć w oczy, opierając policzkiem o nagą klatę.
– Przecież nie porzuciłbym cię w porcie – powiedział cicho.
Zadrżałam.
– Po prostu się przestraszyłam konsekwencji, których nie brałam pod uwagę.
– Usiedlibyśmy jak dorośli i przedyskutowali opcje. Mogłabyś chcieć usunąć... – zawahał się.
W głowie przeżegnałam się, odsądzając samą siebie od czci i wiary.
– W życiu nie poszłabym na skrobankę – oświadczyłam.
– Więc zostałoby nam wychowanie go wspólnie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś wyjechać, więc dom na Manly musiałby być wyremontowany w ekspresowym tempie.
No, jakie to było proste, jak on to mówił! Po prostu zamieszkamy razem i będziemy wychowywać dziecko... Czy my się czymś zjaraliśmy?
Co gorsza, bez problemu mogłam to sobie wyobrazić. Niebieskie zasłonki poruszane wiatrem od morza, zawieszone nad czteroskrzydłowym, przesuwnym oknem w ciemnej ramie. Taras wyłożony wielobarwnymi kafelkami. Ogromne łóżko z zieloną narzutą w złote akcenty i on spoczywający w pościeli z dzieckiem śpiącym na jego szerokiej piersi.
Rozczulający obrazek, przez który gula w gardle stawała się coraz większa. Pragnęłam tego jak niczego innego w życiu!
Ideału.
Bajki!
– Pokoju dziecięcego na razie nie potrzebujemy, bo i tak maleństwo spałoby albo z nami, albo w łóżeczku obok naszego łoża.
Żołądek mi się ścisnął boleśnie.
– A co jeśli nie jestem w ciąży? – wyszeptałam.
– To możemy się postarać, żebyś była – odparł bez wahania, ocierając się o mnie na wpół twardą erekcją. – I ta część starania się jest tak przyjemna, że możesz mnie wykorzystywać o każdej porze dnia i nocy do skutku. Ale ktoś tu jest bardzo niechętny – dodał gderliwie, gdy jego dłonie objęły moje pośladki.
Zamiast paniki w głowie, pojawił się kisiel w majtkach. Gdy zacisnęłam cipkę, czułam, jak się ze mnie wylewają soki. Jak jeden facet może sprawiać, że ciało ci staje w gotowości w mniej niż minutę, gdy nawija ci do ucha o robieniu dziecka? Chwilę temu panikowałam, a teraz chętnie rozłożyłabym szeroko nogi ze słowami „spuść się głęboko".
– Wybaczysz mi, jak ci zrobię mistrzowskiego loda?
Parsknął pod nosem.
– Skarbie, czy naprawdę uważasz, że zwykłe obciąganie mnie zadowoli?
– Mmm – zamruczałam, przesuwając paznokciami po skórze jego pleców. – Więc co mogę dla ciebie zrobić? – spytałam uwodzicielsko.
– Skoro oferujesz...
Obrzucił mnie płomiennym spojrzeniem, chwycił za dłoń i poprowadził do kajuty. Nie miałam na sobie wiele, więc na jego gest „rozbieraj się", zrzuciłam spodenki, potem biustonosz a na końcu majtki. Potem przyszła kolej na niego i bez zdziwień pod spodenkami znajdowała się przyzywająca oczy nagość.
– Pieść się – rozkazał, wpatrując się w moje ciało namiętnym spojrzeniem. – Jedynie nie wolno ci dojść.
– Okrucieństwo – uśmiechnęłam się, obserwując spod przymkniętych powiek, jak przesuwa dłonią po długości przyrodzenia. Sięgnęłam śmiało między własne nogi, rozchylając je na ile mogłam bez bólu.
– Okrucieństwo, Sisi, to jest jak twoja cipka, nie zaciska się w orgazmie na moim kutasie.
Zgarnęłam soki z wejścia, rozsmarowując po kobiecości. Oblizałam usta, przypominając sobie, jak poprzedniego wieczoru ssałam go mocno, jak lubił. Nakręcałam się jeszcze bardziej tym wspomnieniem, a pożądanie pulsowało mi w każdej komórce ciała.
Pieszczoty z Simonem mocno mnie podniecały. Na kolanach przesunęłam się tam, gdzie stał w nogach łóżka. Liznęłam główkę, zasysając do ust. Wplótł palce w moje włosy, szarpiąc głowę do góry, bym go przestała lizać.
– Niegrzeczna dziewczynka! – sapnął. Poruszyłam tyłeczkiem, usiłując ustami złapać sterczącego kutasa. – Będzie kara.
Moje oczy musiały z ekscytacji wyglądać jak lampki na choince. Uwielbiałam kary Simona. Skręcanie sutków, klapsy w cipkę, czy rozpalające skórę razy spadające na pośladki. Ból i rozkosz stały się normalnością w naszym seksie i niezwykle je polubiłam. Czasem specjalnie mu się sprzeciwiałam, by ich doświadczyć.
– Klapsy? – spytałam niemal z nadzieją.
Przysunął usta do mojego ucha.
– Myślisz, że wykpisz się tak łatwo? Klapsami?
Dłonią sięgnęłam do jąder i zaczęłam je masować. Spojrzałam na niego do góry, niewinnym spojrzeniem łani, które tak uwielbiał. Rozchyliłam przy tym nieznacznie usta.
– To co mam zrobić, by się wkupić w twoje łaski i dostać orgazm?
Z uśmiechu jaki wpłynął na jego usta, wiedziałam, że tylko czekał, by zrealizować kolejną z fantazji.
– Połóż się wygodnie na plecach tak, żeby głowa była poza materacem i weź mnie do ust.
Ja wzięłam go głęboko do gardła, a on zaczął drażniąco powolnie pieścić moje ciało. To co potem się działo, zostanie mi w pamięci do końca życia, ale mogłam się swobodnie podpisać pod stwierdzeniem, że odrobina brutalności nigdy nikomu nie zaszkodziła. Simon zaiste posiadał mistrzowskie umiejętności zaspokajania nas obojga.
Kiedy obudziłam się nocy z bólem brzucha, wiedziałam już, że test ciążowy nie będzie potrzebny. Dobrze, że miałam ze sobą podpaski i tampony. Średnio przytomna sięgnęłam po leki przeciwbólowe.
– Przeforsowaliśmy nogę? – dobiegł mnie cichy głos z łóżka.
Pokręciłam przecząco głową. Popiłam tabletkę, odstawiając szklankę. Wróciłam w jego ramiona, kładąc sobie jedną z dłoni na brzuchu.
– Nie potrzebujemy tego testu ciążowego – wymamrotałam sennie.
Albo mi się wydawało, albo powiedział „szkoda". Z
apadłam momentalnie w sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro