Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 26

25/1/2024

Zaczęłam pisać epilog 😁, więc niniejszym przechodzimy na dwa rozdziały tygodniowo - poniedziałki i czwartki 😈 

Miłego kochani!


Uczciwie powinnam przyznać, że spędzenie dwóch weekendów na Coral Sea Dreaming było FENOMENLANYM przeżyciem! Za drugim weekendem pozwoliłam się poprowadzić Simonowi i nie organizowałam sobie seksualnych rozrywek na własną rękę. Po poznaniu całego towarzystwa, a zwłaszcza pań, zdecydowałam, że nie chcę mieć żadnej z nich w łóżku. Simon z poważną miną oznajmił, że nie mamy tego w planie. Zaczęłam się zastanawiać, czy on też tak patrzy na naszych, męskich, potencjalnych partnerów w łóżku.

– O czym myślisz?

Spojrzałam na niego znad rantu koktajlu owocowego.

– Dywaguję.

– Podywaguj ze mną na głos – zaproponował.

Przeniosłam się z własnego leżaka do niego, siadając okrakiem na jego udach. Wolną ręką asekurował moje plecy, trzymając w drugiej szklankę z sokiem ananasowym, do którego miał obłędną słabość. Mnie porywacz skusiłby książkami a jego sokiem ananasowym.

– Więc? – zagadnął, widząc, jak się zawiesiłam w myślach.

Wzięłam dodatkowy oddech, bo jednak nadal miałam problemy z jasnym wrażaniem myśli i otwartym rozmawianiu o seksie i całej otoczce seksualnego smakowania życia.

– Więc – zaczęłam, odchrząkując – myślałam sobie... – Upiłam łyk drinka, odwlekając w czasie słowa, które chciałam wypowiedzieć. – Że nie chcę, aby dołączyła do nas kobieta.

Jego podtrzymujące mnie palce zaczęły nieznacznie ugniatać ciało.

– Już o tym rozmawialiśmy i doszliśmy do wspólnych wniosków.

– Tak! – Zgodziłam się szybko. – Bo wolę cię mieć tylko dla siebie i...

– Jestem tylko twój – zapewnił, a w jego oczach pojawił się psotny błysk. – Zazdrosna?

– Może... – Przeciągnęłam zgłoski. – Chociaż od słowa zazdrość wolę słowo terytorializm. – Parsknął pod nosem. – Zazdrość jest wtedy, jak chcę mieć coś, co nie należy do mnie! Skoro sam powiedziałeś, że jesteś mój, to zdecydowanie pasuje słowo terytorializm. Ale chodzi mi o to... czy ty...

Plątałam się w zeznaniach, nie wiedząc, jakich słów użyć. Simon zacisnął ramię mocniej na mojej talii, żeby przestała się poruszać i złapał wzrokiem moje spojrzenie.

– Sisi!

Pochyliłam się tak, że nasze czoła niemal się stykały.

– Skoro ja czuję się terytorialna, to czy ty też...? No... bo... – Zaczęłam się jąkać. – Ja wiem, że chcesz spełnić moje marzenia. Po to jest ten statek, ale czy ty naprawdę tego chcesz...?

Odstawił swojego drinka na stolik, chwytając palcami mój podbródek.

– Skarbie, jesteś moją dziesiątką – zapewnił poważnie, gładząc kciukiem skórę. – Posypanym brokatem jednorożcem, stojącym na krańcu tęczy z czterolistną koniczyną za uchem o jedenastej jedenaście.

Zaparło mi dech w piersi, bo nawet Paweł nigdy nie potraktował mnie tak poważnie. Ba! Nawet mój były małżonek, nie oświadczał się z taką pewnością w głosie. Postanowiłam zdusić w sobie strach, jaki poczułam, wiedząc, że za parę tygodni będę musiała wyjechać.

– Ale czy tobie nie przeszkadza, że się mną dzielisz? Może też masz opory, ale nic nie mówisz, bo ja tego chcę?

– Jak na razie jedyną osobą, z którą się tobą podzieliłem to Justin – przypomniał.

Rumieniec zażenowania wpłynął mi na policzki.

– A Sean? – spytałam niemal szeptem.

– On może i dał ci pierwszy orgazm tamtej nocy, ale w odróżnieniu od Justina nie penetrował twojego słodkiego tyłeczka ani cipki. Wie, gdzie leżą granice. Ta samo jak nasz partner za pierwszym razem. Pieścił twoje plecy i piersi, ale dlatego, że miał moje pozwolenie, a taka odrobina zazdrości podniecała.

Niezwykle realistyczne obrazy wspomnień zalały mi głowę, powodując, że kobiece partie zacisnęły się i nieznacznie pulsowały.

– A Justin?

– Justin wie, że nigdy nie będziesz należała do niego. Może cię zadowolić, skosztować i pieścić, ale nie będzie cię miał codziennie a jedynie kiedy i jeśli wyrazisz na to ochotę. – Bezwiednie głaskałam go po piersi. – Seks to dla facetów sprawianie sobie i partnerowi przyjemności, ale nie musi i najczęściej nie jest związane z uczuciami. Więc to, co masz w głowie, należy do mnie. Żaden z nich nigdy nie sięgnie w głąb twojej duszy i nie ogrzeje się w jej blasku.

Coś niezwykle miłego rozlało mi się w piersi.

– Nie wiedziałam, że z ciebie taki romantyk – szepnęłam, wpatrując się w niego roziskrzonym wzrokiem. – Oczekiwałam bardziej odpowiedzi w stylu: nie przeszkadza mi to.

– Przeszkadzałoby, gdybyś robiła to za moimi plecami, a nie ze mną. Kiedy zdarzało mi się być w układzie tym trzecim, koncentrowałem się na ciele przed sobą. Na krzywiźnie piersi czy pośladków. Nie dyskutowałem o farmie krokodyli i aligatorów, ani o smaku mięsa z tych zwierząt. – Parsknęłam, przypominając sobie dywagacje na ten temat parę dni temu. – Nawet nie zastanawiałem się, czy dobrze grają w karty. Nie chciałem wiedzieć, co będą czytać w blasku zachodzącego słońca na promenadzie, ani czy wolą na śniadanie lekko ścięte jajka, czy wysuszone na wiór. – Uśmiechnęłam się na te słowa. – Seks to seks. Nie angażuję w niego uczuć, chyba że kobieta w moich ramionach jest moją kochanką i partnerką tak jak ty.

Musnął moje usta swoimi, pogłębiając pocałunek i wślizgując się pomiędzy wargi językiem. Całowaliśmy się z pasją, przez chwilę.

– Czyli nie masz nic przeciwko?

– Nie dałbym rady patrzeć, jak pieprzą cię inni mężczyźni. – Jego oczy zrobiły się niezwykle poważne. – Nie podnieca mnie to. Wiem, który z moich ludzi na statku nadaje się do oferowanych w katalogu atrakcji, ale też zdaję sobie sprawę, że ich nie interesują związki. Szanują bawiące się z nami pary i nie będą się starali przenieść rozrywek poza rejs.

– Mhm – mruknęłam. – Dopuszczasz zatem zabawę, ale tylko pod pełną kontrolą?

– Tak.

– A gdyby zapragnęła seksu w większym gronie.

Uśmiechnął się pod nosem.

– Apetyt rośnie w miarę jedzenia?

Zatrzepotałam niewinnie rzęsami.

– Pytam czysto teoretycznie.

– Wynegocjowałabyś maksymalnie pięciu.

Zmrużyłam oczy.

– Czemu pięciu?

– Jeden głęboko w ustach, po jednym w każdej dłoni oraz jeden w cipce i w tyłku.

Niemal zachłysnęłam się powietrzem na wyobrażenie tej sceny. Plastyczna wyobraźnia podsuwała obrazy w różnych konfiguracjach. Oddech mi przyśpieszył, sprawiając, że między nogami zrobiło się mokro. Po jego uśmiechu i namiętnym spojrzeniu wnosiłam, że doskonale wiedział, jak na mnie zadziałają takie słowa. Chciał mnie nakręcić.

– A gdyby ja miał taką fantazję? – spytał, ściągając mnie z chmurki marzeń na jawie. – Pięć kobiet, które mnie obsługują. Dwie cipki dla każdej dłoni, jedna dla ust. Kolejna ujeżdżająca kutasa.

– A piąta?

– A piąta pieszcząca moje jajka i liżąca tyłek.

Oblizałam wargi, a szklanka w dłoni przechyliła się niebezpiecznie. Uniósł mój podbródek.

– Nie wiedziałam... – wyszeptałam.

– Mamy jeszcze sporo do odkrycia.

Zmarkotniałam nieznacznie.

– Ale czasu niewiele.

Uśmiechnął się nieznacznie.

– Wiesz, że możesz wystąpić o przedłużenie wizy? Na trzy, sześć albo dwanaście miesięcy?

Oczywiście, że mogłam. Doskonale wiedziałam, że wizę typu sześćset można przedłużyć na kolejne miesiące, jeśli było się tu w celach turystycznych. Sęk jednak tkwił w tym, że kiedy skończą mi się pieniądze, będzie krucho. W Polsce czekało na mnie mieszkanie w bloku i rachunki, które należało przy okazji popłacić.

Zerknęłam na niego spod oka.

– I będę tu żyła miłością, czy powietrzem?

– Zarobiłaś pod stołem sto tysięcy dolarów – przypomniał z szelmowskim uśmiechem. – Założę ci oddzielne konto, przeleję kasę, dorobię kartę i gotowe.

Świetny pomysł, ale jakże nierealny.

– A dwa dni później zapuka do naszych drzwi straż graniczna czy inny departament od nielegalnie pracujących imigrantów i elegancko deportuje mnie do Polski bez prawa powrotu? – zażartowałam.

– Dwa telefony później odstawiliby cię z powrotem.

Popukałam się palcem po ustach.

– Niech zgadnę! Pierwszy byłby twój do Seana, a potem jego do kogoś z imigracyjnego?

– Pudło, cesarzowo. – Pacnął mnie palcem po nosie. – Pierwszy byłby do Archiego. On jako chirurg plastyczny zna milion sekretów wysoko postawionych osób i ktoś z pewnością wisi mu przysługę.

Upiłam nieco drinka przez słomkę.

– Ale on mnie nawet nie zna.

– Zna mnie i doskonale rozumie, że nie poprosiłbym, gdyby mi nie zależało.

Zaczynały mi powoli cierpnąć nogi, więc należało zmienić pozycję.

– Brzmi to tak, jakbyś nigdy nie prosił.

– Do wszystkiego, co mam doszedłem sam – oznajmił. – Sean i Archie wspierali mnie w początkowej fazie rozkręcania Coral, podsuwając paru klientów na rozruch, ponieważ mamy podobne upodobania seksualne. Potem już samo poszło. Do firmy budowlanej nie przyłożyli palca, tak samo jak do Wishing Well. Więc jeśli ja proszę o przysługi, to znaczy, że to dla mnie ważne.

– Rozumiem – zgodziłam się, czując odrobinę niepokoju. – Więc nie lubisz prosić! – podsumowałam żartobliwie, by rozładować sytuację.

Oddałam mu szklankę, którą odstawił na stolik. Podniosłam się do klęku, stając niepewnie na nogach. Od razu złapałam się wezgłowia leżaka, gdy moje nogi zaatakowały krwiożercze, niewidoczne „mrówki". Syknęłam, przymykając oczy i wzdrygając pod dreszczem, który przebiegł mi po plecach. Nie widziałam, co gorsze – mrówki czy ból kolana. Simon podtrzymał mnie w pasie, wtulając buzię między piersi odziane w kostium kąpielowy.

– Dla ciebie, skarbie, zrobiłbym wyjątek! – mruknął, całując przez materiał obie piersi. – Ciebie nawet błagałbym na kolanach. – Zjechał dłonią między pośladki do cipki, wsuwając kciuk pod materiał i napotykając tam wymowną wilgoć. Zaczął składać pocałunki na skórze. – Tylko po to, żebym mógł od razu zacząć cię lizać i ssać.

– Mam wrażenie, że każda rozmowa kończy się u nas seksem – rzuciłam żartem.

Wsunął palec do cipki.

– Co poradzę, cesarzowo, że tak działa na mnie twoja bliskość? – Złapał ustami sutek przez materiał. – Pieszczenie ciebie to sprawianie przyjemności sobie. I wiem, jaka jesteś pyszna – szepnął namiętnie.

Sapnęłam z przyjemności.

– Czy jestem aż tak łatwa?

– To nie ma nic wspólnego z byciem łatwą. Uwielbiam twoje ciało.

Wyciągnął dłoń z moich majtek. Spojrzałam na niego wymownie.

– I mózg?

Pocałował mnie w brzuch, pozwalając stanąć o własnych siłach.

– Twój mózg jest jak bezcenna relikwia. Wezmę wszystko, co mi dasz.

Zrobiłam dwa kroki i oparłam się o barierkę, poruszając ciałem, by się rozluźniło.

– Przez te tygodnie, które nam zostały? Bo pamiętasz, że za tydzień świętujemy urodziny cioci, potem jest sylwester i wracam do domu?

Simon oparł się łokciami o kolana. Może nie był to najlepszy moment na takie rozmowy, ale kiedyś powinniśmy porozmawiać o nadchodzących wydarzeniach, a nie wciąż tkwić w chmurce namiętności, albo bujać na falach pożądania.

– Czy słuchałaś tego, co mówiłem? Możesz zostać i przedłużyć wizę.

– Ale nie mogę tu pracować, więc jak mam się utrzymać? Liczyć na ciocię? – Skrzyżowałam defensywnie ramiona na piersi. – W Polsce mam do płacenia rachunki i hipotekę a oszczędności topnieją w oczach. Do tego jak na razie moje rozsyłanie CV na oferty nie przyniosło skutków.

Podparł brodę na dłoniach, wpatrując się we mnie uważnie.

– Więc na razie mam jeszcze parę tygodni do namówienia cię do zostania.

Kręciliśmy się w kółko.

– Wiesz, że tak się nie stanie? – wypaliłam, nieco ostrzej niż chciałam. – Swoją naiwność i łatwowierność zgubiłam gdzieś pomiędzy nieudany małżeństwem a kochankiem kłamcą.

Spojrzenie Simona stało się intensywniejsze.

– I dlatego teraz ja będę miał pod górkę? – westchnął. – Mierzysz mnie miarą ich niepowodzeń i przekrętów. Nie sądzisz, że to niesprawiedliwe?

Oczywiście, że niesprawiedliwe!

– Jeśli ugryzie cię pies, należy być ostrożnym.

Powinnam się teraz palnąć w głowę dłonią.

Ale durny przykład.

– Ostrożnym, Sisi, zgadzam się, ale nie omijać wszystkie psy z daleka.

Uśmiechnęłam się pod nosem na tę analogię.

– Nie omijam mężczyzn z daleka – zaprotestowałam.

Uniósł tylko brew do góry.

– Dobrze, to weźmy inny przykład. Jeśli się oparzysz podczas gotowania następnym razem pilnujesz, by nie zrobić sobie krzywdy, ale nie porzucasz gotowania.

Parsknęłam śmiechem.

– Nie porzuciłam gotowania, po prostu noszę teraz grube rękawice

Potarł twarz dłońmi, a potem puścił ręce swobodnie, opierając na powrót łokcie na kolanach.

– Ale dopuszczasz do siebie, że kiedyś jeszcze jakiś facet się w tobie zakocha i będzie chciał się z tobą ożenić i mieć dzieci?

– Z doświadczenia dochodzę do wniosku, że papierek jest przereklamowany i niczego nie zmienia.

– Skoro niczego nie zmienia, to dlaczego go nie mieć?

Musiałam przyznać, że sprawnie odbił piłeczkę.

– Ewentualnie opóźnia rozstanie – przyznałam.

– Jeśli myślisz o potencjalnym rozstaniu na początku związku, to taki związek nie ma szans.

Pogroziłam mu palcem.

– Nasz taki jest. – Coś ścisnęło mi żołądek boleśnie, gdy słowa opuściły moje usta. – Od początku wiesz, że wyjadę.

Simon milczał przez chwilę.

– Prawdę mówiąc za bardzo cieszy mnie tu i teraz, żeby psuć sobie dzień twoim potencjalnym wyjazdem.

– To chyba różnica płci. My, kobiety bierzemy pod uwagę teraźniejszość, przyszłość i przeszłość, o którą notabene mnie nie zapytałeś.

Odwrócił na chwilę wzrok na morze, jakby się zastanawiał nad doborem słów.

– Powiedziałaś mi wszystko, co musiałem wiedzieć wtedy na grillu. Straciłaś tylko wiarę w słowo „kocham" i rozumiesz teraz, że nieziemski seks to nie kwestia bycia zakochanym a wspólnych upodobań oraz szczerej rozmowy o potrzebach. Nie trzeba do tego grzebać w głowie i udawać.

Wpatrywałam się w niego z zaskoczeniem, jak dokładnie zapamiętał moje słowa.

– Czy ta rozmowa prowadzi w jakieś konkretne miejsce? – spytałam podejrzliwie.

– Chcesz mi coś powiedzieć? – odbił piłeczkę

Otworzyłam usta i je zamknęłam, czując się niesamowicie głupio, że w ogóle zboczyliśmy na taki temat. Nie o to mi chodziło. Zaczęłam bezwiednie skubać skórki.

– Ja... chciałabym, żebyśmy oboje rozumieli, że to co się dzieje, nie jest permanentne. Ty nie porzucisz dla mnie Australii, gdy ja nie opuszczę Polski, bo nikt mi nie da wizy pracowniczej.

– Czyli wiza jest twoim największym problemem?

– Tak samo jak to, co bym tu robiła. Poza tym że potrafię sprzątać, to zaczynałabym od zera. – Przechyliłam głowę na lewo i spojrzałam na niego z rozbawieniem. – Zatrudniłbyś mnie w Wishing Well?

Pokiwał na mnie przyzywająco palcem. Kiedy znalazłam się wystarczająco blisko, wciągnął mnie między swoje szeroko rozstawione nogi, obejmując. Jego błękitne oczy były hipnotyczne.

– Skoro zakładasz, że wyjedziesz, to pozwól mi się rozpieszczać aż do momentu, gdy znikniesz mi z oczu na kontroli bezpieczeństwa.

Łzy zakuły mnie pod powiekami, więc przytuliłam się do niego mocno.

– Przepraszam, że nie potrafię już wierzyć w słowo „kocham".

Objął mnie ciasno ramionami.

– Uwierz we mnie i w to co robię – poprosił. – Słowa nie są nam potrzebne, Sisi. Gdybyś miała wylatywać jutro do Polski, to dzisiaj przykułbym cię kajdankami w kajucie na dole.

– To nie brzmiało jak oświadczyny – doszło nas gderanie Justina.

– Na oświadczyny żądam tysiąca pięciuset róż w kolorze herbacianym – oświadczyłam poważnie, podnosząc głowę i mierząc Justina wyzywającym spojrzeniem. Stanął z rękami w kieszeniach obok nas.

– Konkretne wymagania – podsumował z uśmiechem.

– Konkretna kobieta – odparł mu Simon.

– Na którą kwiaciarnię napadamy? – zapytał Justin brata całkiem na serio.

– Głupek! – zaprotestowałam.

– Kotek, żeby ciebie mieć za szwagierkę, to ja wykupię wszystkie róże w całym Sydney, a Simon rzuci ci do stóp cały świat – zapewnił gorliwie.

Zaśmiałam się gardłowo, przeczesując palcami włosy Simona.

– Justin, czy ja ci wyglądam na utrzymankę?

– Nie – przeciągnął słowo z emfazą – i błogosławię ten stan rzeczy, życząc wam gromadki dzieci! Już widzę oczami wyobraźni te śliczne, niebieskookie i blondwłose aniołki z tym słowiańskim, demoniczno–diabelskim temperamentem!

Pokręciłam głową z dezaprobatą, uśmiechając się szeroko, bo taka wizja gromadki dzieci rozgrzała mi serduszko i wypełniła je gorącym pragnieniem, żeby się spełniła.

– Chyba cię słoneczko pogrzało mój drogi – rzuciłam pobłażliwie.

Pocałowałam Simona w czubek głowy. Justin złożył palce obu dłoni, układając z palców kard obiektywu aparatu fotograficznego. Przymrużył oczy, wpatrując się w nas.

– Widzę cię w białej, dużej terenówce z trzema fotelikami dla maluchów.

Parsknęłam wesoło.

Co za głupol!

– Produkcja seryjna jedno po drugim? – Kpiłam. – Żebym była zajęta, czy szybciej od niego uciekła z krzykiem, porzucając dzieci?

– Uciekła? – Zdziwił się. – Ty? Ja cię widzę otoczoną gromadką...

– Zakładniczka dzieci – wtrąciłam się.

– Nie! Myślę, że byłabyś idealną mamą. A jak byście mieli córkę... Simon, pomyśl, że chciałaby znaleźć się na takiej łodzi.

W szoku rozszerzyłam oczy i rozdziawiłam usta, bo pomysł był iście absurdalny. Spojrzałam na Simona, szukając ratunku, żeby powstrzymał brata przed wkładaniem mi takich wizji do głowy. On jednak patrzył na mnie z takim błyskiem w oku, że zaszłabym od tego w ciąże, gdybym nie spodziewała się okresu.

Ta myśl wstrząsnęła mną do głębi, sprawiając, że zbladłam jak ściana.

Niemal zachłysnęłam się powietrzem i własną śliną. Nerwowo wyciągnęłam telefon z szortów, usiłując odblokować ekran, drżącymi palcami. Przesunęłam dwa ekrany, by na trzecim wybrać aplikację monitorującą mój cykl.

– Sisi... – zaczął Simon łagodnie.

Położyłam mu palec na ustach, wpatrując się w ekran i ładującą aplikację.

O matko! O matko! O matko!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro