Part 3
16/10/2023
Dobra dziewczyny, musimy to wyjaśnić, zanim zabrniecie w domysłach za daleko. Tak, w ubiegłym roku spędziłam miesiąc w Australii. Nie, nie na takich przyjemnościach jak będą tu opisywane 😈. Powiem jednak, że pobyt był naprawdę inspirujący.
Druga sprawa - Simon i Justin są podobni. Są braćmi, ale nie bliźniakami 😎 Bliźniacze takie samo - mają coś innego 😈 Ale o tym dalej (w rozdziale siedem).
Miłego poniedziałku 😈
Następny tydzień minął, jak z bicza trzasnął. Gdy nie musisz codziennie wstawać do pracy i wlec się na drugi koniec miasta, by zarabiać pieniądze, świat wydaje się piękniejszy. Mogłabym się przyzwyczaić.
Zobaczyłam już sporo wliczając w to sobotni Paddy's Market, Parramatę, objazdowy autobus po najlepszych atrakcjach, oceanarium z muzeum figur woskowych oraz wieżą telewizyjną. W lokalnym centrum handlowym na Marrylands znalazłam niewielką piekarnię, w której serwowano smaczne drożdżówki z orzechami i cynamonem. Do tego buły swoją wielkością nakarmiłyby ze dwie osoby. Kolejnym odkryciem stała się jaśminowa herbata, od której się uzależniłam.
Starałam się w tym wszystkich zachować umiar i płacić na zmianę z ciocią za zakupy. W końcu zarabiałam. Może nie tyle w przeliczeniu ile ona dostawała emerytury, ale zawsze coś!
Noga jeśli traktowana łagodnie nie dawała się we znaki. Wystarczyło ograniczyć nieco zużycie dzienne i jakoś to szło. Zamiast pięciu atrakcji wybierałam jedną dziennie, dbając o odpowiedni odpoczynek i siedzenie, by odciążyć biodro i kręgosłup. Bałam się przed przylotem wilgotności, ale w połączeniu ze słońcem nie okazała się problemem.
Dzisiaj zrobiłam sobie dzień odpoczynku. Pukanie do drzwi, wyrwało mnie z transu czytania książki na tablecie. Nim zdążyłam się podnieść, ciocia podreptała do wejścia. Nie zerknęła nawet przez wizjer i otworzyła drzwi szeroko.
– Cristina, o, piękna Cristina! – doszły mnie śpiewne słowa.
Wysoki blondyn, pociągnął drzwi siatkowe i po odblokowaniu zamka, wszedł do środka. Zakręcił ciocię tanecznie i przytulił do siebie, prowadząc w tańcu do wyimaginowanej melodii, grającej mu w głowie. Nawet lekki gips na nadgarstku nie powstrzymywał go od energicznych kroków.
– Potrzebuję twojej cudownej mocy sprawczej! – oznajmił po kolejnym obrocie.
Z fascynacją patrzyłam na jego roześmiane usta. Zresztą jak u Simona było co podziwiać. Ewidentnie bracia a Justin był młodszy, z łagodniejszymi rysami twarzy. Wysoki, postawny – no miodzio! O takich facetach w kraju mogłabym tylko pomarzyć w drużynie koszykówki albo siatkówki. A tu proszę, dwóch mieszkało piętro wyżej.
Przypadek? No nie sądzę.
– Justin, wystarczy – roześmiała się.
Ucałował ją kurtuazyjnie w dłoń.
– Moja piękna!
– I bestia! – dodałam ze swego miejsca.
Zerknął na mnie z zainteresowaniem.
– Ty musisz być Sisi – zauważył pogodnie.
– Ela – sprostowałam.
Zabawnie przechylił głowę na lewo.
– Simon ma rację, Sisi pasuje ci bardziej.
O, proszę! Panowie też plotkowali.
– Co tam potrzeba? – wtrąciła się ciocia.
Uniósł do góry rękę z gipsem.
– Potrzebuję pomocy Zoe. – Zerknął na mnie. – Przepraszam, że nie odebrałem cię z lotniska. Spadłem z drabiny i złamałem nadgarstek.
– To lekki gips, więc pewnie jest tylko... pęknięty?
– Niesprawny. – Zrobił smutną minkę.
– Zoe ma pełne obłożenie, przecież wiesz – przypomniała ciocia, siadając na fotelu, gdy Justin, usiadł po przeciwnej stronie narożnika.
– Ale ja naprawdę potrzebuję pomocy. – Uniósł do góry rękę. – Podwójna stawka.
Ciocia sięgnęła po telefon.
– Cześć Christina, będę u ciebie jutro! – zapewnił, damski, łagodny głos.
– Cześć Zoe, tak się spodziewam! Ale słuchaj, jest taka sprawa. Sąsiad z góry złamał nadgarstek i potrzebuje pomocy. Pewnie jakieś cztery godziny na całość. – Spojrzała na niechlujną koszulkę gościa. – Może odrobinkę prasowania.
– Nic z tego kochana. Z żalem odmawiam. – Westchnęła. – Mam pełen grafik i chcę mieć życie po pracy, a nie żyć pracą.
– Zapłaci podwójnie – zaproponowała ciocia.
– Nie, niestety.
Justin uniósł trzy palce.
– Stówka? – padła kolejna oferta. – To jak dniówka.
– Nie, ale wyślę ci namiar na koleżankę, która też pracuje w tym regionie. Może się zgodzi. Muszę uciekać. Do jutra.
Ciocia rozłożyła ręce.
– Próbowałam.
– To może ja ci pomogę? – zaproponowałam spontanicznie, bo w sumie co mi szkodziło.
– Ela... – Ciocia usiłowała powstrzymać moje zapędy. – Ty jesteś tutaj na wakacjach.
– To tylko sąsiedzka przysługa i raczej darowizna, a nie nielegalna praca zarobkowa – zażartowałam.
– Tak, ale tobie jest gorąco nawet z klimatyzacją, pod którą teraz siedzisz a co dopiero przy wysiłku fizycznym. Nie chcę, żebyś poczuła się zobligowana, ponieważ Simon odebrał cię z lotniska.
Ciotka chyba trochę przesadzała z tą nadopiekuńczością.
– Sprzątanie jest prawie jak yoga.
Justin obserwował naszą wymianę zdań i wskazał na nogę z opaską uciskową.
– Czy ty nie jesteś kontuzjowana?
– Nie. – Odłożyłam tablet. – Mam artretyzm jak ciocia.
Przymrużył oczy.
– Pięć dych.
Uniosłam brwi. Co za sknera!
– A chwilę temu chciałeś zapłacić stówkę.
Uniósł palec do góry, by zaznaczyć coś ważnego, nim powiedział.
– Profesjonalistce.
Prychnęłam.
– Jestem Polką! My sprzątanie mamy w genach wyssanych z mlekiem matki. Poza tym to nie ja jestem w potrzebie.
Zmrużył oczy.
– To wymuszenie.
– Spróbuj lewą ręką! – poradziłam, sięgając po tablet.
– Lewą rękę to ja mam od czego innego – zażartował.
Zmrużyłam oczy.
– Takich usług nie świadczę.
– Nie o takie proszę! – skontrował z rozbawieniem. – No weź.
– Stówka i masz posprzątane choćby dzisiaj.
– Dobra, ale uprasujesz mi koszulę na jutrzejszy bankiet – zastrzegł.
– Nie znoszę prasowania koszul! – burknęłam.
– Mam parownicę.
Rozłożyłam ręce.
– No niech będzie to prasowanie ekstra.
Wstał, podając mi rękę.
– Zapraszam.
Wygasiłam tablet, odkładając go na siedzisko. Przez parę sekund dywagowałam, czy powinnam się przebrać, ale sportowy stanik i luźna bawełniana koszulka powinny być w porządku. Najwyżej ją sobie zwiążę pod biustem. Justin mieszkał nad nami, ale minęliśmy drzwi, wchodząc jeszcze wyżej. Okazało się, że ostatnie piętro stanowi jedno mieszkanie. Może nie luksusowo wyposażone, ale widać było rękę projektanta. Rozejrzałam się, chcąc ocenić ile czasu zajmie sprzątanie.
– Powinnam zażądać trzy razy więcej? – zażartowałam, spoglądając na brudne naczynia w zlewie i kolejne walające się po blatach. Kuchnia tutaj była wielokrotnie większa niż u nas, ale kto bogatemu zabroni!
– Stawka to stówka – przypomniał.
– Zmywanie to co najmniej z godzina.
– Jest zmywarka, ale najpierw trzeba ją rozpakować.
Głośno wypuściłam powietrze. Nie taki syf w życiu widziałam i sprzątałam jako asystentka biura. Wystarczyło wejść na miejsce zabaw niektórych klientów po eventach, by na zawsze zmienić pogląd na to, co jest lub nie jest pierdolnikiem. Tu jeszcze nie było tak źle. Chyba że pod stołem będą zaschnięte rzygi.
– Dobra, gdzie trzymasz środki czystości?
W pomieszczeniu gospodarczym panował względny porządek. Zdjęłam pierścionek, odkładając go na półkę i notując w głowie, żeby go potem zabrać. Nałożyłam wielkie gumowe rękawice, kończące się przy łokciach. Justin wyciągnął z lodówki dwie butelki calypso cytrynowego, które uwielbiałam. Siłował się z kapslem, nie mogąc odkręcić, więc otworzyłam biedakowi.
– Druga dla ciebie.
Oparł się nonszalancko o blat, a ja sięgnęłam do zmywarki, by zobaczyć, co tam się dzieje.
– Będziesz mi patrzył na ręce?
– Lubię obserwować proces sprzątania, ale sam nie lubię tego robić.
Wykręciłam filtr z urządzenia, by ocenić jak bardzo jest zapuszczone. O dziwo był czyściutki.
– Czy to dlatego Zoe nie chciała się zgodzić?
Roześmiał się cicho.
– Nie! Jest inny powód. A dlaczego ty się zgodziłaś?
– Kurs dolara australijskiego do złotówki to dwa i pół. – Zaczęłam pakować talerze do dolnego koszyka, odkładając na bok sztućce. – Zarabiam nieźle. Tak przynajmniej myślałam, zanim tu przyleciałam. Zobaczyłam okazję, żeby sobie dorobić, czemu by zatem z tego nie skorzystać?
– Racja.
Justin wyszedł na chwilę i wrócił do pomieszczenia z pilotem. Kliknął coś na nim i klimatyzacja, którą miałam za plecami, piknęła cicho, a chłodny powiew musnął mi plecy.
– Skieruj na sufit, chyba że chcesz, żeby dostała... – Zupełnie nie wiedziałam, jak powiedzieć po angielsku „korzonki". Wskazałam palcem na dół pleców.
– Zapalenia nerwu kulszowego?
– O to, to! – Zaśmiałam się, ustawiając szklanki. – Mój angielski jest trochę ograniczony, ale uczę się coraz więcej. Wybacz jeśli od czasu do czasu zamiast nazwy przedmiotu usłyszysz to lub tamto.
– Spoko nie przeszkadza mi to. Słyszałem gorsze.
– Naprawdę?
Sięgnęłam po tabletkę do zmywarki, którą znalazłam pod zlewem.
– Simon i ja mamy firmę budowlaną. Zatrudniamy ludzi z całego świata. Różne języki, akcenty i znajomość angielskiego.
– To wyjaśnia, dlaczego odebrał mnie w roboczym stroju.
Spojrzałam na Justina, nie wiedząc, co przycisnąć, żeby zmywarka ruszyła.
– Jaki program wybrać?
– Duży biały guzik z napisem start. Mimo posiadania wielu różnych bajeranckich ustawień zawsze korzystam z jednego.
Ostentacyjnie przycisnęłam go, zamykając drzwiczki. Pozostałem naczynia ustawiłam w zlewie, a sztućce rzuciłam na ociekarkę. Kuchnię będę musiała zrobić jako ostatnią.
– Zorientowałem się w szpitalu, że nie zdążę cię odebrać i poprosiłem brata, ale wyrwałem go z budowy.
– Nie był zbytnio zadowolony.
– Powiedzmy, że ta konkretna budowa jest jakaś przeklęta i wiecznie coś tam idzie nie tak. A to majster ogląda plany do góry nogami, ktoś inny – wskazał na siebie – spada z drabiny. Zamówione materiały przyjeżdżają nie takie jak potrzeba. Komedia.
Podążył za mną do pomieszczenia gospodarczego.
– Chcesz, żebym ci najpierw odkurzyła czy sprzątnęła łazienki.
– Ach, łazienki... – przeciągnął zgłoski, odstawiając butelkę na blat.
Całość mieszkania została nieco przerobiona a ściany poprzestawiane. Zamiast dwóch pokoi był jeden z prywatną łazienką oraz dodatkowa łazienka dla gości. Ciemne drewno w sypialni i ogromne łóżko trochę mnie zdeprymowało, czy może źle odczytałam sygnały i chodziło mu o coś innego?
W łazience panował chaos. Walające się po podłodze ręczniki, piętrzące się przed koszem i na koszu ubrania. Poniewierające się skarpetki.
– Ale z ciebie bałaganiarz – rzuciłam żartobliwie.
– Mam inne zalety. – Wyszeptał mi do ucha.
– Mam nadzieję, bo żadna kobita nie będzie sprzątać bajzlu.
– Nie jestem bałaganiarzem – zastrzegł, unosząc dłoń w gipsie. – Jestem kontuzjowany.
Uniosłam brwi, schylając się po ręczniki.
– I to ci przeszkadza lewą ręką sięgnąć po rzeczy i wepchnąć je do pralki?
– Bałem się, że z odruchu powieszę je na prawej.
– Żałosna wymówka.
– Może lubię patrzeć? – Śmiesznie poruszył brwiami.
Parsknęłam wesoło, czując, jak stosik ręczników rośnie. Wepchnęłam je do kosza i ruszyłam do pomieszczenia gospodarczego, w którym widziałam pralkę. Załadowałam ją w trzech czwartych.
– Masz jeszcze jakieś ręczniki do prania?
– Zajrzyj do sypialni Simona.
Zerknęłam na niego przez ramię, podnosząc się z klęczek po dodaniu granulek zapachowych i płynu do płukania oraz kapsułki.
– Simon tu mieszka?
– Czasami zostaje na noc.
– Zerknę, bo szkoda prać na pusto.
Ta sypialnia była zdecydowanie inna. Jasna utrzymana w tonacji zieleni i błękitów. Trudno byłoby mi określić czy mieszka tu facet, czy kobieta. Raczej para. Znów ogromne łóżko chyba nawet większe niż moje metr osiemdziesiąt w Polsce. Panował tu idealny porządek. Tylko jakieś monety leżały na komodzie, dając znać, że sypialnia ma lokatora. W łazience zajrzałam do obu koszy. W jednym były ciuchy w drugim złożone ręczniki.
Niebo a ziemia.
– Niech zgadnę – zażartował Justin, kiedy wróciłam do jego łazienki. – Podobał ci się idealny ład u braciszka?
Uklękłam przed piętrzącymi się ubraniami, by posegregować osobno ciemne i jasne na kolejne pranie.
– Tak i jestem w stanie zrozumieć, czemu Zoe nie chciała tej fuchy, mimo iż zaproponowałeś stówkę. Za segregowanie brudnej bielizny, nawet w rękawiczkach, żądam ekstra kasy.
– Ekstra kasa to może i być, ale za coś innego.
Uśmiechnął się pod nosem, ale w taki sposób, że podniosły mi się włosy na karku. Czy on sugerował...? Rzuciłam mu zniesmaczone spojrzenie przez ramię i udawałam, że nie rozumiem. Najlepiej było się dowiedzieć, co autor tych słów miał na myśli, a potem grzecznie odmówić.
Czy ciocia wiedziała, co tu się dzieje?
– Czemu Zoe nie chciała tej stówki?
– Oto pytanie za stówkę – odparł rozbawiony.
Myślałam, że żartuje, ale wyglądało, że nie.
– Ale można zarobić więcej a przy tym się nie narobić? – zasugerował dwuznacznie.
– Odwalasz w łóżku całą robotę, a partnerka ma leżeć i pachnieć? – wypaliłam. – Cóż nie pachnę różami i wyglądam, jak wyglądam. Spocona i brudna.
– A fe! Sisi! Gdzie pognał twój mózg.
– Jest zaintrygowany czemu Zoe nie chciała potrójnego wynagrodzenia – wyjaśniłam, wrzucając ostatnią ciemną koszulkę do kosza a białą do miski. – Chyba że wiedziała, że tego syfu nie ogarnie w dwie godziny.
Zżerała mnie ciekawość, a Justin milczał. I tak byłam mu winna przysługę za odbiór z lotniska a kasa za sprzątanie była tylko wirtualna i nierealna. I nielegalna! Nie powinnam jej przyjmować i nie zamierzałam, chociaż bardzo, bardzo pragnęłam.
– Powiesz mi? – zagaiłam, uruchamiając drugą pralkę, w której znajdowały się ciemne rzeczy oraz posegregowana bielizna w specjalnym worku. Zerknęłam podejrzliwie na odkurzacz w stacji dokującej. – Czy potrzebuję licencji pilota, żeby obsłużyć ten sprzęt?
– Nie.
Ściągnął sprzęt ze ściany. Po uruchomieniu był naprawdę cichy.
– Nie wygodniejszy byłby odkurzacz samo–sprzątający?
– Nie dawał rady na różnicy poziomów i trzeba go było ratować z opresji, bo wysyłał informacje na telefon, że znajduje się na granicy klifu.
Do dużej miski po praniu wrzuciłam środki do sprzątnięcia łazienki, obiecując sobie solennie, że nie zapytam ponownie o Zoe. Justin zostawił mnie samą, gdy zaczęłam szorować kibel. Pół godziny później łazienka lśniła czystością, a mi pot ciekło po plecach strumyczkiem. Koszulka z przodu nosiła plamy od ciągłego wycierania czoła.
Przysiadłam na piętach, dywagując czy ją zdjąć i zostać tylko w sportowym staniku, bardziej zabudowanym niż bikini, czy dalej się pocić. Cisza musiała zwabić mojego chlebodawcę. Pojawił się z butelką zimnego calypso w ręku. Wypiłam całość duszkiem, wachlując się koszulką. Oblizałam usta z kropli pysznego kwaśnego napoju.
– Będzie ci przeszkadzało, jak zdejmę koszulkę? Potwornie mi gorąco.
– Nie, spoko. – Patrzył na mnie z zainteresowaniem, gdy sięgnęłam do rąbka, przeciągając materiał przez głowę, by nie rozwalić fryzury. – I nie muszę ci płacić za to, że byś się rozebrała.
Zamarłam w pół ruchu.
– Przepraszam?
– Zanim się zapowietrzysz – rzucił z rozbawieniem – powiem ci, że nie miałem nic złego na myśli.
– To, co miałeś na myśli?
Otarłam koszulką pot z brzucha.
– Zoe zna mój fetysz – przyznał enigmatycznie.
– Lubisz patrzeć na spocone kobiety z niechlujną fryzurą, które pachnąc środkami czystości, szorują ci kibel?
Spojrzał na mnie z uśmiechem i błyskiem w oku.
– Zmodyfikuj trochę tę wizję i będziesz mieć odpowiedź za darmo.
Przechyliłam głowę na bok. Coś szalonego przyszło mi do głowy. Mogłam się mylić, ale mogłam też mieć rację.
– Czy jak zgadnę, zapłacisz podwójnie? – spytałam podchwytliwie.
Uniósł brew do góry, uśmiechając się wieloznacznie.
– Nawet potrójnie, jeśli chcesz sobie dorobić.
Kuszące, ale chyba nie byłam aż tak odważna. I Zdesperowana.
Na razie ledwo zbierałam się w sobie, by wypowiedzieć na głos te parę słów. Zachęcił mnie gestem, patrząc z zainteresowaniem.
– Czyżbyś lubił, gdy kobieta sprząta w stroju Ewy?
– Bingo!
Ciekawy sposób na zarobek. Do tego zajebiście płatny. Tylko szkoda, że pewnie jest do niego dołączony niepożądany element dotykania lub seksu.
– Zaszokowana?
Podniosłam na niego oczy, bo najwidoczniej zawiesiłam się.
– Nie bardzo, ale nie skorzystam. Stówka jest naprawdę ok. Nie sądzę, żeby było mnie stać na sprzedanie swojego ciała w ten sposób.
Zmarszczył brwi.
– Nie proponuję ci seksu a jedynie sprzątanie... w stroju Ewy.
– Jasne... tylko potem tak wychodzi.
– Na końcu bierzesz prysznic i idziesz do siebie. – Jego stanowczy ton był całkiem przekonujący. – Nie podnieca mnie pieprzenie pokojówki a jedynie patrzenie na nagie, wyginające się ciało.
– I kto potem zajmie się twoim problemem?
– Mam równie sprawną lewą rękę co prawą.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, podnosząc się z klęczek. Syknęłam, łapiąc się za biodro pod falą bólu. Podszedł bliżej, ale powstrzymałam go gestem.
– Chciałem pomóc.
W jego głosie zabrzmiała delikatna pretensja
– Nie chodzi o temat, na jaki rozmawiamy a o biodro. Muszę sama się wyprostować, żeby nie zrobić sobie bardziej krzywdy.
– Chcesz coś przeciwbólowego?
– Masz ibuprofen?
– Tylko paracetamol.
– A poszedłbyś do cioci na dół? Ona ma taki z dodatkami na artretyzm.
– Jasne, zaraz wracam.
Postawił butelkę na blacie umywalki, dając mi przestrzeń, żebym w spokoju pocierpiała, prostując kręgosłup. Parę łez spłynęło po policzkach, zanim stanęłam o własnych siłach. Nawet zdążyłam przemieścić się do kuchni, kiedy wpadł do środka z blistrem tabletek.
– Cristina sugeruje, żebyś może już się nie wygłupiała i skończyła na dzisiaj.
Zabrałam mu pigułki i dwie wrzuciłam do gardła, popijając wodą z kranu. Najwyżej dostanę sraczki, ale ciocia twierdziła, że woda tutaj jest smaczna i bezpieczna. W smaku jak woda – bezsmakowa.
– Nic mi nie będzie a ja bardzo, bardzo pragnę tej stówki – zażartowałam. – To artretyzm, nic nie poradzisz na ból poza rozgrzewaniem, czy lekami przeciwbólowymi.
– Jesteś pewna?
– Tak samo jak tego, że nie chcę sprzątać topless.
– Nie zmuszam, ale lubię.
Ramiona mi opadły.
– Justin! – jęknęłam, wycierając blat mokrymi chusteczkami do powierzchni kuchennych. – Ani ja ładna, ani biuściasta i jeszcze dostałam płaski tyłek i brak talii. Miej litość.
– A ja myślę, że problem jest w głowie.
– Za dużo myślę? – podsunęłam ironicznie.
– Kobieta jest na tyle piękna, w jakim stopniu mężczyzna uznaje, że jest piękna. Może sobie patrzeć w lustro i uznawać, że podbijesz każde męskie serce lub fiuta, ale prawda jest taka, że...
– Każda potwora znajdzie swojego amatora? W sensie piękny – bestię lub bestia – pięknego?
– Coś w ten deseń.
– Nie ukrywam, że jesteś przystojny i miły dla oka, aleee...
– Nie na tyle, by to zdjąć?
Żartobliwie pociągnął za ramiączko stanika, a materiał przesunął się, podrażniając pierś.
– Nawet nie w połowie.
Zrobił smutną minkę, a ja puściłam mu oczko, sprawdzając na zmywarce, ile jeszcze zostało do końca programu. Wciąż miałam dwadzieścia minut i spędziłam je na odkurzaniu paneli i nielicznych dywanów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro