Part 21
28/12/2023
Dzień dobry kochani 🖤
Powstało nowe konto na TT. https://www.tiktok.com/@greta.eden.autork (dodam w komentarzu link)Niestety, ale mieszkając w UK i mają polski SIM mój TT jest nieustannie skołowany, czy dostarczać treści odbiorcom PL czy UK 🙄 i wychodzi groch z kapustą.Zaobserwujcie sobie proszę nowy profil.
Sisi była niezwykle namiętna, gorąca jak wulkan i uzależniała. Aż żałowałem, że to Justin pierwszy rozdziewiczył ten piękny tyłeczek, ale rozkosz jaką wspólnie jej ofiarowaliśmy, do teraz burzyła mi krew w żyłach. Uczucie, gdy Justin wślizgiwał się między pośladki, gdy ja już tkwiłem w cipce, było nie do opisania. Słowo – Ekstaza! – nie oddawało tego właściwie. Gdy doszła za pierwszym razem, ścisnęła nas jak imadło. Kolejne orgazmy jakie zaserwowaliśmy Sisi stanowiły niezapomniane przeżycie. Zwłaszcza te ostatnie, kiedy wsunąłem się ostrożnie do tyłeczka, stawiały mnie na krawędzi własnej rozkoszy spełnienia. Cudownie pulsowała!
Szkoda tylko, że obudziłem się sam, bez szansy na powtórkę ani na poranne orgazmy, by dobrze zacząć dzień. Krótki, lodowaty prysznic sprawił, że przyrodzenie nieco się uspokoiło, a zupełnie mi opadł, kiedy dostrzegłem Sisi usiłującą uderzyć jakąś laskę leżącą na pokładzie.
Złapałem ją w pasie i podniosłem do góry, unieruchamiając, żeby nic sobie nie zrobiła. Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, patrząc na przebiegle zwężone oczka Moy. Nie podobała mi się już porcie, bo zadawała milion niepotrzebnych pytań barmanom i obsłudze, usiłując się dowiedzieć czy dobrze zarabiają, czy lubią właścicieli i czy są dobrze traktowani. A wiedziałem to wszystko, ponieważ dobrze opłacałem całą ekipę. Na tyle dobrze, że z takimi rewelacjami od razu przychodzili do mnie.
Wyciągnąłem telefon, żeby zadzwonić do Patrona, kiedy podeszła do nas Moy, która chyba już się zorientowała, że przegrała z kretesem. Na łodzi nie było obecnie zasięgu ani sieci, żeby mogła wykonać jakikolwiek ruch.
– Możemy się dogadać – zaproponowała ugodowo.
Teraz chcesz się układać... dobre sobie.
– Nie – odparłem spokojnie.
– Kłopoty w raju? – doszły mnie zabarwione rozbawieniem słowa przywitania Patrona.
– Zgadłeś – odparłem. – Potrzebuję trochę twojej magii.
Słyszałem, jak jego palce śmigają po klawiaturze.
– Z którego kodu? Tego który właśnie przysłał Justin?
Spojrzałem na brata a on przytaknął.
– Poproszę.
– Daj mi z godzinę, ogarnę, czy były jakieś transfery i wyczyszczę wszystko, jeśli coś wysłała. – oznajmił z taką radością, że aż sam się uśmiechnąłem. – Narobić jej syfu?
Spojrzałem na Moy, lustrując ją od bosych stóp po spięte włosy.
– Zdecydowanie.
– Uznaj to za zrobione – potwierdził. – Ty się zastanów, czy nie chcesz u mnie sprawdzać potencjalnych uczestników rejsu.
– Wyślij mi rachunek.
– Będzie miał co najmniej cztery zera przed przecinkiem.
– Jesteś wart każdych pieniędzy – odparłem, patrząc ostro na Moy. – Dzięki.
Zdążyłem zakończyć połączenie, gdy kobieta znów próbowała mnie przekonać.
– Serio, dogadajmy się. Chcę tylko wykorzystać haka na senatora – przyznała cicho, rozglądając się. – Zostawię w spokoju wszystkich innych
– Nie – powtórzyłem po raz kolejny. – Sęk w tym, że nie masz już nic do wykorzystania, a nim stąd ruszymy za półtorej godziny, znajdziesz się w powietrzu i wrócisz do Cairns.
Nie wyglądała na przekonaną.
– Nie jesteś w stanie tego zrobić.
– Zobaczymy – odparłem spokojnie. – Zapraszam na śniadanie. Justin zapewni, żebyś spakowała się pod jego czujnym okiem i opuściła pokład, jak tylko będziemy gotowi do wypłynięcia. Teraz dotrzyma ci też towarzystwa.
– Mam go! – zawołała triumfalnie Grace, pojawiając się po naszej prawej.
Aaron przywołany gestem przez Justina, podszedł, żeby nam pomóc. Moy z niezadowoloną miną odeszła w asyście Justina. Sisi usiadła na leżaku, starając się nie przeszkadzać i nie wchodzić w drogę, gdy pomagaliśmy im wejść na pokład. Grace podbiegła do niej oddając ociekającą wodą zgubę. Ewidentnie potrzebny był nowy. Wyglądał na iPhone 13 lub 14 a znalezienie takiego nie powinno być trudne. Gracie zabrała Sisi na śniadanie a my we trzech zajęliśmy się sprzętem, mimo że Aaron proponował, byśmy poszli zjeść.
Po nocy pełnej wrażeń byłem głodny jak wilk i gotowy zjeść wszystko w zasięgu wzroku a najlepiej Sisi. Kiedy się dosiedliśmy, dziewczyny już kończyły, rozmawiając o pierdołach.
– Wzięłaś leki na chorobę lokomocyjną? – spytałem, ściskając lekko jej kolano.
– Tak. Działają po pół godzinie, więc powinno być w porządku.
– O ile nie będziesz czytać – zastrzegłem.
– Słowo harcerza – obiecała, pałaszując kolejny kawałek świeżego ananasa. – Długo będziemy płynąć?
– Jakieś dwie godziny.
– Dokąd zmierzamy? – zainteresowała się Grace.
– Turtle Bay a potem zobaczymy, jak Agincourt nas przywita – odparłem, biorąc łyk mocnej kawy. Telefon dał mi znać o nowej wiadomości. Patron meldował wykonanie zadania. – Laska jest do tyłu sto czterdzieści tysięcy a jeśli kiedykolwiek spróbuje, coś odzyskać, sprzęt na którym będzie usiłowała to zrobić, zostanie nieodwracalnie uszkodzony.
– To jakiś Houdini komputerów? – zażartowała Sisi.
Justin i Sean zaśmiali się lekko pod nosem.
– Nie przypominam sobie, żeby Houdini żądał za indywidualny występ czterdziestu tysięcy – mruknęła cicho Grace.
Sisi aż się zakrztusiła kawą.
– Ile?
– Czterdzieści kawałków – powtórzyła. – Wiesz, są hakerzy i hakerzy a w wśród nich dziesiątka najlepszych. Na świecie! – podkreśliła. – I on jest jednym z nich. Więc w sumie płacisz za jakość.
Sean spojrzał na nią spod oka.
– Myślisz, że dałby radę wyśledzić twojego durnego brata?
– Może, ale pewnie zażądałby za to o wiele więcej kasy a ja i tak tonę w długach – rozłożyła ręce. – Chyba że chcesz, żebym to odpracowała ciałem? – spytała cierpko.
– Pewnie, że chcę! – zapewnił żarliwie. – Ja zapłacę, a ty do końca życie będziesz mi się odwdzięczać w sypialni. I to jest w sumie niegłupi pomysł.
– Nie, Sean! – stopowała go Grace. – Nie będziesz za mnie płacił!
– Skądś już znam tę kłótnię – mruknąłem pod nosem, patrząc wymownie na Sisi, która zaczerwieniła się lekko.
Justin wstał ze swojego miejsca.
– To ja spadam odeskortować Moy do helikoptera.
Skinąłem mu głową. Sean i Grace powrócili do kłótni.
– Ponieważ? – Sean uniósł brwi.
– Nie chce mieć u ciebie długów!
Spojrzał na nią spod oka.
– Skarbie mam forsy jak lodu i chętnie ją na ciebie wydam, bez żadnych zobowiązań i tylko dlatego, że mogę i sprawia mi to przyjemność.
– Amen! – dodałem od siebie.
Chyba do niej nie dotarło, bo zacisnęła usta ze złością.
– Nie rozumiesz... – wycedziła.
– Rozumiem doskonale, uważasz, że nie szanuję pieniędzy, bo mam ich więcej i wydaję czasem na pierdoły albo na rzeczy sprawiające mi przyjemność.
– Posłuchaj bogaty, rozpuszczony chłopcze... – zaczęła wrednie.
– Nie, to ty posłuchaj i niech to do ciebie w końcu dotrze. Jesteś kobietą mojego życia i czekałem na ciebie sześć długich lat, nim złożyłaś to pieprzone wypowiedzenie – powiedział stanowczo. – Nawet gdybyśmy nie byli razem i tak bym ci pomógł, bo dokładnie to się robi, jak przyjaciele potrzebują pomocy. Pomaga się, nie licząc na wzajemność! Sama udowodniłaś, że ci zależy, usiłując odejść, więc teraz już nie ma odwrotu Gracie. – Sean cały czas głaskał ją po szyi. – Poprosimy Patrona o pomoc i zobaczymy, co z tego wyjdzie. – Położył na jej ustach palec, gdy chciała coś wtrącić. – Panom od długów uzmysłowimy, z kim zadzierają i co ich czeka, jak nie zajmą się właściwym dłużnikiem a nachodzeniem jego rodziny. Siedzisz u mojego boku wystarczająco długo, żeby wiedzieć, do czego jestem zdolny, ale to słodkie i urocze, że się o mnie martwisz. Pozwól mi się wszystkim zająć, usiądź wygodnie i obserwuj rezultaty.
– Nie potrafię bezczynnie...
Musnął jej wargi swoimi.
– Znajdę ci zajęcie, skarbie, obiecuję. – Podniósł na mnie wzrok. – A ty się zastanów czy te dodatkowe sto kawałków zastawu nie powinno powędrować do Sisi za czujność.
Krew odpłynęła jej z twarzy
– Nie, nie! – zaprzeczyła gorliwie. – W życiu. To po prostu przypadek!
– Ale przypadek ratujący nam dupę – odparłem. – Te pieniądze ci się należą. Świetna robota!
Pogładziłem ją po udzie.
– Ty chcesz, żeby mnie urząd imigracyjny deportował za nielegalne zarobkowanie? – spytała przestraszona. – Wystarczająco, że posprzątałam u Justina i mi zapłacił!
– To inaczej... powiedz mi, na co byś przeznaczyła tę kasę, gdybyś mogła.
Pokręciła przecząco głową, unosząc obronnie dłonie do góry.
– Ale jej nie mam.
– Puść wodze fantazji, skarbie. – Mrugnąłem do niej okiem.
– Ja wiem! – Grace podniosła nieśmiało rękę.
– Grace! – ostrzegła Sisi, prostując się na krześle z sykiem.
Kurwa, nawet nie pomyślałem dzisiaj o tym jej biodrze, ale jak na razie nie narzekała. Powinienem ją zapytać, jak się czuje, po tych wszystkich wygibasach.
Tym razem ja oparłem ramię na krześle Sisi i zacząłem kojąco masować jej kark.
– Powiedz – poprosiłem łagodnie.
– Nie, to głupie... – zawahała się, odwracając wzrok.
Intrygowała mnie coraz bardziej.
– Dbanie o innych nie jest głupie – wtrąciła się Grace.
– Grace... – zaczęła prosząco Sisi.
Mogłem się sam domyślić, że chodziło o Christinę!
– Chodzi o to, że... – Poruszyła się niespokojnie na krześle. – Ciocia ma urodziny niedługo i w sumie nie planowałam niczego spektakularnego, ale chciałabym ją gdzieś zabrać. Wiem, że od lat nigdzie nie była. Może jakaś fajna kawiarnia... czy coś. – Wzruszyła ramionami, bagatelizując.
– Było tego więcej Sisi – przypomniała Grace cicho.
– To było takie głupie gadanie... – Machnęła lekceważąco ręką.
– Sisi – poprosiła – to nie było głupie. Nie ma nic głupiego w wydawaniu pieniędzy na bliskich, tylko po to by zobaczyć na ich twarzy uśmiech.
Sean odwrócił głowę Grace do siebie i pocałował ją przelotnie a ja zacząłem się bawić płatkiem ucha Sisi.
– Zapamiętaj to sobie Gracie i przypominaj, jak będziesz chciała się pokłócić o płacenie czy pieniądze.
Spojrzała na mnie niepewnie.
– Ale dla was to się może wydawać infantylne.
– Nie jest – zapewniła Grace.
Sisi zaczęła skubać skórki przy paznokciach.
– Chodziło o to, że cioci samochód nadaje się na złom – przyznała opornie. – A jak nie, to wymaga poważnych napraw, których ona nie pokryje ze swojej państwowej emerytury. No i mieszkanie... – Załamała ręce. – Nie widziało remontu, odkąd zmarł jej mąż. Nie mówię o przestawianiu ścian jak u was na górze, ale malowanie, czy naprawienie tych pęknięć w łazience na ścianie. Przydałyby się nowe meble... Frustruje mnie, że ona jest tam a ja tu i nie mogę pomóc. Po prostu...
Głos jej się załamał, więc przytuliłem ją do siebie, wciągając na kolana.
– Wykorzystamy tę kasę, którą zarobiłaś na te wszystkie cele – zaproponowałem.
Nie zdążyła nic odpowiedzieć.
– Czy my zamierzamy dzisiaj robić coś więcej, niż tylko się obściskiwać? – doszedł nas urażony głos Galiny.
– Tak! – potwierdziłem stanowczo. – Ruszamy, jak tylko się spakujesz i dołączysz do Moy w helikopterze
– Słucham? – wycedziłam.
Sisi chciał zejść z moich kolan, ale trzymałem ją pewnie.
– Najwyraźniej nie słuchasz mnie wcale – rzuciłem z wymówką. – Po pierwsze nie byłaś zaokrętowana na ten konkretny rejs. Nie wyobrażam sobie pozwalać komukolwiek na takie zachowania. Usiłowałem być miły i ze względu na stare czasy, chciałem pomóc, ale wiem od Justina, że nie bawiłaś się dobrze wczoraj. – Galina skrzywiła się nieznacznie. – Avery popełniła błąd, pozwalając ci wejść na pokład, ale nie chciała urządzać sceny. Nie powinna podejmować tej decyzji sama. Na tym konkretnym rejsie nie jestem ci w stanie zagwarantować rozrywek. Regulamin obowiązuje wszystkich, więc najpierw muszę otrzymać kwestionariusz, a potem dam ci znać, kiedy i czy, będę w stanie go zrealizować. Aaron pomóż, proszę, Galinie i niech Avery przygotuje pokój dla Justina.
Odprawiłem ich oboje gestem.
– To ile mamy jeszcze czasu? – spytała Marcy, wyłaniając się zza Galiny.
Zerknąłem na zegarek.
– Maksymalnie godzinę.
– Mhmm – mruknęła sugestywnie. – Zdążymy zatem odrobinkę pobaraszkować w wodzie.
– W kajucie możecie sobie swawolić do następnego postoju – zasugerowałem, biorąc pod uwagę, że mieliśmy w zasięgu wzroku parę łodzi z turystami.
Przechyliła głowę w lewo, częściowo zasłaniając mi odchodzących.
– A jak długo?
– Jakieś dwie i pół godziny.
– Zostaniemy tam na noc? – dopytywała. – Bo wiesz, pogoda nie wygląda za dobrze. – Wskazała na chmury na horyzoncie.
– Weź tabletkę jeśli uważasz, że odrobina bujania mogłaby ci sprawić problem.
– Jasne. Masz jakąś? – spytała kokieteryjnie.
Chyba wczorajsze igraszki źle zrozumiała. To nie było zaproszenie do czegokolwiek więcej, Nie w ich scenariuszach, a już na dwieście procent w moich i Sisi. Posadziłem moją uroczą kochankę na jej krześle i zza baru wyciągnąłem koszyczek z tabletkami.
– Częstuj się.
– Dzięki. – Zatrzepotała rzęsami.
Wróciłem do stolika, ale zamiast usiąść, stanąłem tyłem do Marcy, bawiąc się włosami Sisi.
– Masz jakieś konkretne pomysły na kolory albo tapety u Cristiny?
Zerknęła na mnie do góry.
– Nie, raczej nie, ale wiem, że w sypialni chciałaby mieć żółte ściany i może tapetę w słoneczniki?
– Albo takie słoneczniki w 3D? – zasugerowała Grace. – Czekaj, pokażę ci.
Parę minut później siedziały nad tabletem, rozważając możliwości, co da się znaleźć od ręki, a na co trzeba by czekać. Sisi nie przeszkadzało jeśli na przykład kanapa będzie z ekspozycji, najważniejsze żeby była wygodna i w jasnej tonacji. Zostawiłem je, zabierając Seana ze sobą, a one przeniosły się w cień.
– Sisi wydaje się być naprawdę niezwykła... – zagaił, urywając znienacka.
Stanęliśmy na rufie, mając na dziewczyny dobry widok.
– Niezwykle skromna. Zupełnie nie obchodzą jej pieniądze, zwłaszcza moje, za to jedyne czego oczekuje to mój czas i rozmowy.
– I seks – zauważył rezolutnie.
– To jest po prostu bonusem.
– A Justin? – Uniósł wymownie brew.
– Taką miała fantazję.
– Nie wolałbyś kogoś obcego?
Schowałem dłonie do kieszeni.
– Nie, był idealny a jej to pasowało.
– Co zamierzasz zrobić z Cristiną?
– Ściągnę ekipę, zabiorę je do Blue Mountains na weekend, zostaniemy do późna i zaoferuję nocleg w najbardziej luksusowym hotelu ze SPA jaki mają ma mój koszt, jako prezent urodzinowy a Justin zadba, żeby wszystko odbyło się sprawnie w domu.
W głowie już robiłem plan, jak najlepiej to wszystko ogarnąć, kiedy Grace poda mi listę niezbędnych zakupów i preferencji.
– Mogę jakoś pomóc? – zaproponował.
– Chcesz zapłacić? – zażartowałem.
Uśmiechnął się przebiegle.
– Nie, ale mogę ci pomóc, nasyłając ekipę telewizyjną od programu zajmującego się weekendowymi renowacjami, a my zasponsorujemy ten odcinek?
– Zasugeruj Gracie, żeby namówiła Sisi do złożenia zgłoszenia. Pewnie się na to nie nabierze, ale kto wie...
– Wszystko jest kwestią kasy i znajomości!
– W sumie.
Obserwowaliśmy jak Grace tłumaczy coś ekspresyjnie Sisi.
– Nikt w budynku nadal nie wie, że jesteś właścicielem?
Ta wiedza należała do kategorii – tajemnice.
– Nie i nikomu to do szczęścia nie jest potrzebne. – Wolałem skierować rozmowę na inne tory. – Dacie radę na cito? To w sumie dwa tygodnie, żeby projektantka to ogarnęła.
– Wyczulę osobę zajmującą się zgłoszeniami, żeby zwróciła uwagę na konkretne nazwiska – obiecał.
– A ja podeślę inspektora budowlanego, żeby obejrzał wszystkie mieszkania i zrobił mi listę uszkodzeń strukturalnych.
– Miałeś to burzyć i stawiać apartamentowiec – przypomniał, spoglądając na mnie spod oka.
Wzruszyłem ramionami. Owszem plany były, ale się zmieniły.
– Miałem, ale na razie i tak się to nie stanie przez następne lata, więc mogę połatać, co się da i sprezentować seniorom godną starość. Lubię ich, a nie spodziewałem się, że aż tak na mnie wywrą wrażenie. Plan był taki, żeby w ciągu dwóch lat wyrównać teren, ale potem przyszły inne projekty a dom na Manly nadal czeka na remont.
– To sobie jeszcze poczeka – oparł się wygodnie o reling.
Wpatrywaliśmy się jak Justin eskortował Moy i Galinę do helikoptera.
– Myślisz, że będą bruździć?
– Galina jest na to za cwana i ma za dużo do stracenia. Ludzie już podejrzliwie patrzyli na jej interesy, gdy chwaliła się, że przejmie moje po ślubie. Potem było rozstanie, co znów skierowało na nią światła reflektorów i naruszyło wizerunek. A Moy jest zbyt przestraszona tym, co się stało. Nie spodziewała się takich zabezpieczeń i dla kogokolwiek pracuje, zamiast zysków będzie potężna strata. Ewentualnie może opowiedzieć, co widziała, ale to znów jej słowo przeciwko mojemu.
– Justin wraca?
Wskazał na brata pakującego się do maszyny obok pilota.
– Nie leci, daje tylko instrukcje pilotowi. Bardziej martwi mnie pogoda. Być może przeniesiemy się na noc gdzieś indziej, prognoza jest kiepska, ale jak się wstrzelimy, to złapiemy parę godzin słońca. A jak nie... – Zawiesiłem znacząco głos. – To i tak będziemy mieli, co robić.
Sean intensywnie i drapieżnie wpatrywał się w Sisi i Grace.
– Myślisz, że byłyby gotowe na wspólne zabawy?
– Może – westchnąłem – ale bez wymiany partnerów. Sisi lubi patrzeć, ale to tyle. – Potarłem nos. – I najważniejsze: ja nie chcę się dzielić. Nie teraz. I nie wiem, czy w ogóle.
– A Justin? – przypomniał.
– Sama tego chciała, to wyjątek od reguły. Mogę mieć obserwatora. Przeżyłem fellatio Aarona, ale na tym na razie kreślę grubą linię. Wiem, to zupełnie niepodobne do mnie, ale... – rozłożyłem ręce.
Zerknął na mnie z mieszaniną podziwu i zaskoczenia.
– Trafiłeś na swoją dziesiątkę?
– A nawet lepiej.
– I co zamierzasz z tym zrobić?
– Zatrzymać ją przy sobie – oznajmiłem z przekonaniem.
Wpatrywaliśmy się w oddalający helikopter. Ze sterówki kapitan dawał mi znak, że się zbieramy.
– Znam dobrego urzędnika imigracyjnego – stwierdził z uśmiechem Sean. – Mam go na liście płac od wielu lat – dodał kurtuazyjnie.
– Najpierw musiałbym ją przekonać, żeby rzuciła wszystko w Polsce dla faceta z Australii.
– Postaraj się – poradził, szczerząc się jak głupi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro