Rozdział 7
Nie podniosłem go nawet odrobinę, nie byłem zły, chciałem po prostu by nauczył się jak ma się zachowywać przy mnie. Uderzyłem go pięścią w policzek rozcinając przy tym jego wargę sygnetem. Po czerwonym policzku chłopaka spłynęły łzy prawdopodobnie bólu ale może i strachu. Nie wywołało to jednak u mnie zawahania. Ponownie złapałem go za włosy ciągnąć za nie mocno.
- Nie jesteś niczym więcej niż moim przedmiotem. Żyjesz tylko dla tego, że postanowiłem dać ci szansę. Chyba nie chcesz bym tego porządkował i cię zabił?- zapytałem nachylając się nad nim tak by nasze twarze dzieliły jedynie centymetry.
Młodszy pokręcił głową sprawiając, że zebrane łzy na jego brodzie skapnęły na jego spodenki. Złapałem mocno wolną ręką za bluzę, którą miał na sobie i ściągnąłem ja rzucając od razu poza zasięg jego łańcucha w głąb dużego pokoju.
- Straciłeś właśnie prawa osoby. Masz zakaz odżywania się chyba, że zadam ci pytanie. Zrozumiano? - Ponowne kiwnięcie głowy upewniło mnie, że to co powiedziałem trafiło do niego. Musiałem przyznać, że byłem zadowolony jego nagłą posłusznością. Nie chcąc zadawać mu więcej bólu niż to potrzebne złapałem za łańcuch blisko jego obroży tak by pociągnąć go za nią.
- Grzeczny, będziesz też spać na podłodze i robił cokolwiek jedynie jeżeli ci pozwolę. Kara skończy się jak uznam, że już nauczyłeś się na swoich błędach - zakończyłem wywód puszczając łańcuch. Odwróciłem się w stronę stołu i postawiłem miskę z resztką tapioki przed nim na ziemi. - Dokończ.
Pomimo zadowolenia z jego powrotu to posłuszeństwa nadal czułem jak się wszystko we mnie gotuje, młody zachowywał się jak rozwydrzony bachor, a to właśnie wkurwiało mnie najmocniej. Usiadłem na kanapie starając się opanować, aby nie dać się ponieść negatywnym emocjom. Pomimo, że nie dawałem po sobie poznać jak bardzo młody mnie wkurwił, wiedziałem, że jeśli nie opanuje się teraz to może się to źle skończyć dla chłopaka jeśli postanowi znów się stawiać.
Nigdy, nawet jeśli zabijałem ofiarę nie pozwalałem się ponieść uczuciom. Wiedziałem, że robiłem się w tedy mniej dokładny i bardziej chaotyczny. Nie panowałem też nad siłą, której używałem co mogłoby doprowadzić nawet do jego śmierci.
Zacząłem spokojnie oddychać przymykając oczy wykorzystując to, że młody jeszcze je. Kiedy skończył czułem się już o wiele bardziej wyciszony dla tego też wiedziałem, że mogę kontynuować jego karę bez obaw o jego zdrowie i życie.
— Choć tu — odparłem zimnym tonem cały czas patrząc w ekran udając, że młodszy nie interesuje mnie w nawet najmniejszym stopniu. Kiedy jednak zwróciłem uwagę, że idzie na swych nogach od razu postanowiłem zareagować.
— Psy chodzą na czterech łapach.
— Ale-
— I nie mówią — Mój ton był tym razem o wiele bardziej stanowczy. Nie miałem zamiaru mu odpuścić. Chciałem by zapamiętał kto tu rządzi i następnym razem nim się postawi zastanowił się dwa razy czy w ogóle warto.
— A-ale prze-
— Coś powiedziałem — przerwałem mu zaciskając dłoń w pięść by dalej trzymać emocje na wodzy. Nie mogłem mu ich pokazać. Pomimo oporów w końcu posłusznie zaczął chodzić na czworaka. Zadowolony patrzyłem jak do mnie zmierza, a kiedy chciał wejść na kanapę od razu złapałem go za włosy ściągając go z niej.
— Psy mają zakaz wchodzenia na meble. Siedzą grzecznie przy nogach właściciela.
Tym razem Jin nawet nie oponował. Usiadł przy moich nogach dla tego też pogłaskałem go delikatnie by zobaczył, że za posłuszeństwo będzie dostawał nagrodę. Obejrzałem do końca wiadomości co jakiś czas delikatnie go głaszcząc. Po zakończeniu wyłączyłem dość duży, płaski ekran ruszając po drewnianych panelach do przestronnej łazienki.
— Do nogi. — Poklepałem udo zaczynając myć zęby. Wskazałem dłonią na miejsce koło mojej nogi tak by wiedział, gdzie ma usiąść. Kiedy to zrobił wykonałem całą wieczorną toaletę po czym ruszyłem do własnej sypialni. Chłopak tam nigdy jeszcze nie był, tej nocy jednak miał przeżyć prawdziwe chwilę jako zwierzak. Wskazałem na czarny, włochaty dywan kazać mu na nim się położyć, podczas czego przypiąłem do jego obroży smycz, której drugi koniec zaczepiłem do ramy łóżka tak by nie mógł na więcej niż metr odsunąć się od niego. Nie chciałem by podczas mojego snu próbował coś kombinować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro