Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na dole listy kontaktów, część II

Momoi nie poszła za Aomine od razu po meczu tylko ze względu na Kuroko, który poprosił ją o krótkie spotkanie na osobności, które jednak przeciągnęło się na kilka godzin. Zachwycona tą propozycją dziewczyna ani myślała zakłócać sobie tej chwili myślami o planach torturowania Aomine za pomocą swojego głosu i plecaka. Jednak kiedy spotkanie dobiegło końca, Momoi niemal biegiem ruszyła w kierunku domu Daiki'ego, by spróbować kopnąć go za opuszczenie jej w tak hańbiący sposób.

-Dai-chan!- krzyknęła dziewczyna, wchodząc do mieszkania przyjaciela niemal nie wyważając drzwi i wchodząc z nimi do środka. Głośny tupot jej butów odbijał się w całym budynku, bo nawet nie zdjęła ich, wiedząc, że w jego domu nigdy nie panował porządek. Chyba, że pani Aomine zabrała się za porządkowanie rupieciarni syna.

Nie widząc chłopaka w salonie, weszła do kuchni i stanęła w miejscu, przyglądając się z wielkimi jak spodki oczami temu co działo się na środku pomieszczenia. Daiki klęczał przez pochylonym nad nim Akashi'm. Połączeni w pocałunku nawet nie zauważyli niespodziewanego, i przede wszystkim nieproszonego, gościa.

Skróżka krwi, wydobywająca się z drobnej blizny na szyi Aomine po zbyt bliskim spotkaniu z nożem, poplamiła kołnierz jego koszuli.

-Dai...- zaczęła, lecz słowa utknęły w jej gardle. Aomine odsunął się od drugiego chłopaka i spojrzał na Momoi.

-Oj, Satsuki. Mówiłem ci, że masz mi dzisiaj dać spokój.

Akashi, lekko czerwony na twarzy, podniósł się z podłogi i wyciągnął do Aomine rękę, by pomóc mu wstać. Stopą uderzył przypadkiem w leżący na podłodze nóż, przez co dopiero teraz Momoi zwróciła na niego uwagę.

-O-on jest zakrwa...

Satsuki zakołysała się i osunęła na ziemię. Aomine wykorzystując swoją szybkość w ostatniej chwili podbiegł do dziewczyny, zanim uderzyła głową o stojącą obok szafkę. Jej ciężar spoczął w jego ramionach, a ręce opadły na podwiniętą do góry bluzę.

-Zemdlała- powiedział Aomine, sprawdzając dla bezpieczeństwa jej puls.

Ile czasu znał Momoi, pierwszy raz widział by zemdlała. A przez ostatnie trzy lata wywinął wiele numerów, o wiele gorszych od całowania się w kuchni ze swoim byłym kapitanem przy leżącym na podłodze zakrwawionym nożu.

-Połóż ją na sofie.

Aomine podniósł nieprzytomną dziewczynę i położył ją na meblu, podkładając miękką poduszkę pod jej głowę. Poprawił jej podwiniętą bluzę i wrócił do Seijūrō, który stał już obok drzwi wyjściowych.

-Powinienem już iść. Jutro mamy mecz, musimy się przygotować.- położył ręce na policzkach Aomine i pogładził go po nich.

-Tak, masz rację.

-Daj mi swój telefon

-Po co?

-Na chwilę.- Aomine posłusznie podał mu komórkę. Akashi wpisał krótki ciąg cyfr i zmarszczył brwi.- Dlaczego nadal masz mój numer? I co ma znaczy ta nazwa Idiota, która wyskoczyła przy nim?

-Zmieniłem nazwę, bo Satsuki często mi w nim grzebie. Pomyślałaby, że coś nas łączy i nie dałaby mi spokoju.- spojrzał zza ściany na śpiącą Momoi.

-A teraz? Co nas łączy?- spytał, podchodząc jeszcze bliżej chłopaka. Dzieliło ich dwadzieścia centymetrów wzrostu, lecz Akashi i tak dosięgnął do ust Aomine.

-S-sam nie wiem- powiedział, a jego twarz zaczerwieniła się.

-Jesteś mój.- Akashi oddał telefon Aomine, a potem złapał go za kołnierz koszuli i pociągnął go w dół.- Nie mieliśmy czasu się nacieszyć tą chwilą, więc spotkajmy się po meczu. Przegrany stawia kolacje.

-Przygotuj portfel- zaśmiał się Aomine.

-Jesteś taki pewny wygranej.

Akashi przyciągnął do siebie Daiki'ego i złączył ich usta. Aomine nie zwlekał z oddaniem pocałunku, lecz ciepło, które wpełzło mu na twarz, zdradziło go przed Seijūrō.

-Zawsze dostaje to czego chce. A za tego idiotę to ci się jeszcze oberwie.

***

Akashi czuł się dziwnie widząc w Rakuzan tych samych ludzi ale w innym świetle. Wszyscy przechodzący obok patrzyli się na niego ze zdziwieniem. Rozumiał to, styl jego chodu nie był już taki władczy, a on sam nie miał już heterochromi. Przez wszystkie lekcje siedział cicho, nie zwrajacąc na siebie uwagi innych uczniów, a tymbardziej członków drużyny.

Lecz w końcu nastał czas treningu, który miał stanowić pewnego rodzaju rozgrzewkę przed meczem z Akademią Tōō. Był gotów na wszelkie pytania i kolejną dawkę dziwnych spojrzeń ze strony współzawodników.

Seijūrō wszedł do pustej szatni, co oznaczało, że reszta była już gotowa na sali. Kiedy miał wychodzić z pomieszczenia, usłyszał dźwięk telefonu. Nie uśmiechało mu się wracać i grzebać w torbie by odnaleźć urządzenie, wiec zamknął drzwi nie zwracając uwagi na dźwięki powiadomień.

Akashi wszedł na salę treningową, gdzie czekali na niego pozostali członkowie drużyny Rakuzan. Mibuchi stał za linią rzutów za trzy i celował do kosza, kiedy przed niego wyskoczył Nebuya, blokując rzut. Seijūrō z zadowoleniem obserwował zawodników w pełni swoich sił, gotowych na jedno z najważniejszych starć zawodów.

-Witaj, Akarashi- powiedział, oczywiście przekręcając jego nazwisko, Miyata, nowy silny skrzydłowy, który zajął miejsce Mayuzumi'ego po jego odejściu z drużyny.

Może nie był tak samo uniwersalnym zawodnikiem jak kopia Kuroko ale swoimi zdolnościami doganiał niekoronowanych króli i kapitana Pokolenia Cudów.

-Witajcie wszyscy- przywitał się i stanął obok siedzącego na ławce składu rezerwowych- Dzisiaj gramy mecz przeciwko Akademii Tōō. To silny przeciwnik i z tego względu dzisiejszy trening będzie krótszy i mniej wyczerpujący, by nie stracić siły. Jedziemy za trzy godziny- poinformował.

-Wszystko w porządku, Akashi?

-W jak najlepszym, Nebuya.

Cała czwórka stanęła jak wryta, podczas gdy Seijūrō spokojnym krokiem podszedł do kosza z piłkami.

-Mam nadzieję, że rozgrzewkę macie za sobą.

-Sei-chan?

-Reo-nee, co ty taki spięty?- uśmiechnął się Hayama, kładąc rękę na ramieniu Mibuchi'ego.

Najwyraźniej tylko po nim kompletnie spłynęło całkowicie odmienione zachowanie kapitana.

-Niech rezerwowi naszykują koszulki. Zacznijcie od krótkiego sparingu. Następnie dziesięć minut przerwy- powiedział i rzucił w kierunku Nebuyi jedną z piłek.

Skład rezerwowych wstał z ławki i podszedł do nich, gotowy zacząć grę. Seijūrō zszedł z boiska by pilnować zawodników i nie dopuścić do jakiejkolwiek kontuzji. Mecz był spokojny, o ile można tak nazwać potyczkę z trzema niekoronowanymi królami, którzy nawet na treningach dawali z siebie wszystko.

Rezerwowi, mimo, że mieli mniejsze doświadczenie w przeciwieństwie do wyjściowych, nie bez powodu dostali się do pierwszego składu, do którego było równie ciężko się dostać jak w Teiko. Zwłaszcza kiedy do kwalifikowania nowych zawodników włączył się Akashi.

-A zanim pojedziemy na zawody, możemy skoczyć do jednej takiej knajpki? Robią tam świetną tempurę i ramen.

-A ty jak zawsze o jedzeniu.- Hayama pokręcił głową z uśmiechem.

-Przed meczem muszę się najeść.

-O ile nie wpłynie to na twoją grę, możesz jeść ile chcesz. Ale jeśli będziesz ospały, a twoja gra zmniejszy nam szansę na zwycięstwo, zwiększe twój trening trzykrotnie- powiedział ostro.

-Jesteś dzisiaj jakiś inny. Twoje oko też się zmieniło. Soczewki? Do twarzy ci, wyglądasz mniej strasznie.

-Można powiedzieć, że przeszedłem wczoraj małą przemianę- powiedział z uśmiechem i wyminął zawodników by wejść na boisko.

Trener Shirogane wszedł na salę, by obserwować swoich zawodników.

Mibuchi spojrzał na Akashi'ego, a potem na zegar, wiszący nad drzwiami wyjściowymi.

-Niech go- szepnął pod nosem, tracąc humor.

***

Aomine naprawde tego dnia nie chciało się iść do szkoły. Jednak za bardzo chciał mieć spokojny start przed meczem, bez opierniczającego go Wakamatsu. Od kiedy Imayoshi odszedł z drużyny wraz z Susą, nie miał kto go chronić przed upierdliwością nowego kapitana.

Po trzeciej lekcji zrozumiał, że obecność na wszystkich przedmiotach w ciągu jednego dnia nie jest dla niego i zniknął na dachu tuż przed historią Japonii. Dla zrelaksowania poszedł w najbardziej oddaloną od budynku głównego cześć szkoły i położył się na dachu, wcześniej, o zgrozo, ustawiając budzik, by nie zaspać na trening.

Dach był miejscem dla samotnych uczniów, szukających ukojenia w ciszy i spokoju, a takich w jego szkole było naprawdę mało. Poza nim i szukającej go Momoi nikt nie zapuszczał się w to miejsce. Dlatego zdziwił się, gdy usłyszał jak ktoś wspina się po drabinie. Dźwięk był za głośny, a więc i ta osoba była swojej wagi, co automatycznie wykluczało Satsuki.

Widząc wystającą zza krawędzi czarną czuprynę pomyślał o Imayoshi'm, którego mógł nasłać Wakamatsu. Jednak szybko wyrzucił tą myśl, gdy nieznana mu osoba weszła całkowicie na dach.

-A ty to kto?- spytał Aomine, widząc przed sobą stojącego chłopaka w bluzie klubowej Rakuzan.

Stał w stronę słońca, więc Aomine nie zauważył w nim Mibuchi'ego, który poprzedniego dnia rzucił mu spojrzenie równie krzywe jak po cytrynie.

Chłopak był cicho. Nie powiedział ani słowa. Dopiero gdy rozbrzmiał dzwonek na lekcje, a większość uczniów poszła do klas, poruszył się i zaczął grzebać ręką w kieszeni bluzy.

-Co on w tobie widzi?- spytał Mibuchi i wolnym krokiem zaczął podchodzić do leżącego koszykarza.

Aomine w końcu podniósł się na nogi i wyciągnął przed siebie ręce, gotów na jakąkolwiek bójkę. Nim jednak się zorientował Mibuchi przyłożył do ust kawałek materiału, a on sam padł nieprzytomny na ziemię.

***

Gdy do rozpoczęcia meczu zostało kilka minut, a rozgrzewka dobiegła końca, Akashi podszedł do drużyny Akademii Tōō.

-Gdzie jest Aomine?- spytał Sakurai'a, kiedy ten właśnie rzucił piłkę do kosza. Chłopak wzdrygnął się i odskoczył na metr.

-Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam, że żyje! Przepraszam!- zaczął krzyczeć, jednocześnie kłaniając się przez nim.

Kiedy Akashi zrozumiał, że spytał się niezbyt odpowiedniej osoby, podszedł do Wakamatsu, który objął stanowisko kapitana po Imayoshi'm.

-Gdzie jest Aomine?- zadał drugi raz to samo pytanie.

-Nie wiem! Po trzeciej lekcji prawdopodobnie poszedł na dach, nie zjawił się na treningu i teraz pewnie też się leni! Jak ja go dopadnę... Pożałuje! Oj, srogo pożałuje!

Akashi nie chciał wnikać w groźby kierowane w stronę jego chłopaka na oczach setek ludzi, dlatego odszedł od przeciwników, mając w myślach, że cała ich drużyna jest kapkę nienormalna. Nie lekceważył przeciwnika lecz już raz grał w meczu z tą drużyną i zrozumiał po części ich charaktery.

Kiedy obie drużyny ukłoniły się przed sobą, sędzia oznajmił początek meczu. Akashi ustawił się na pozycji, a Nebuya podszedł do rzutu sędziowskiego. Seijūrō od razu przechwycił piłkę od chłopaka i rozpoczął akcję, zakończoną rzutem za trzy ze strony Reo.

Jednak Aomine nie przyszedł ani na pierwszą, ani na drugą kwarte, kiedy to szala zwycięstwa przechyliła się nieodwracalnie na stronę Rakuzan. Akashi co jakiś czas, gdy nie prowadził szybkiej akcji, patrzył na ławkę swoich przeciwników z nadzieją, że zauważy tam znajomą twarz, lecz miejsce między trenerem Tōō, a Momoi ciągle było puste.

Podczas przerwy między drugą, a trzecią kwartą, obie drużyny schował się w szatni, a Seijūrō, korzystając z okazji, zagadał do przechodzącej Momoi, która wydawała się nie pamiętać, co wydarzyło się wieczorem poprzedniego dnia.

Jednak dziewczyna też nie wiedziała, gdzie jest jej przyjaciel. Aomine nie odbierał telefonów, co było u niego normą przez pierwsze sześć prób połączenia się z nim. Później dla świętego spokoju odbierał, mówił dwa słowa i rozłączał się. Tym razem nawet za trzydziestym razem telefon milczał.

Cała Akademia Tōō do ostatniego dzwonka miała nadzieję, że Aomine pojawi się nagle i wejdzie na boisko z kolejną słabą wymówką, zaspałem, no. Lecz nie pojawił się nawet wtedy. Mocno zawiedziona przegraną drużyna ukłoniła się na koniec i zeszła z boiska, ukrywając wstyd i zażenowanie, że bez tego upierdliwego lenia nie dali rady wygrać.

***

Dopiero po powrocie do domu Akashi włączył telefon, na którym zauważył około stu wiadomości od Aomine. Ostatnia z nich, wysłana mniej więcej dwie godziny przed meczem, brzmiała:

Zaras mi telefon padnie. Odbierx w koncu tem telkefon!

Akashi ze zmarszczonymi brwiami przewertował większość wiadomości od Daiki'ego. Pisał kompletne brednie jakby był na jakimś odjedzie. W dodatku błędy jakie pisał kuły w oczy, a niektórych wiadomości nie dało się nawet odszyfrować. Nie było tam żadnego konkretu, z wyjątkiem tego, że tam gdzie się znajduje jest ciemno i zimno.

W jednej z pierwszych wiadomości napisał, że spał na dachu, kiedy zaatakowała go wściekła sroka na sterydach i szczudłach. Akashi patrzył się na ekran telefonu z dobre dziesięć minut zanim zrozumiał, że Aomine w ten sposób opisał napastnika.

Musiał to być ktoś wysoki i z czarnymi włosami ale ten opis nie zawęził grona podejrzanych, gdyż w Japonii większość ludzi ma ten kolor włosów. Próbował zadzwonić do Aomine, lecz tak jak pisał, bateria mu padła.

Znów zaczął czytać wszystkie wiadomości od nowa. Napastnik musiał być głupi, że nie zabrał mu telefonu, albo doskonale wiedział, że Aomine nie zadzwoni na policję. Istniała też możliwość, że nie wiedział o tym, że Daiki posiada telefon ale w tych czasach telefon zastępował rękę.

Niestety wszelkie SMS'y niewiele mu pomogły. Jego pierwszą reakcją było wybranie numeru Reo, lecz zatrzymał się w ostatniej chwili i odłożył telefon na bok. Musiał sobie poradzić z odnalezieniem chłopaka sam.

Podniósł się z wielkiego łoża i wyszedł ze swojego pokoju, prawie zderzając się z starszą sprzątaczką.

-Dobry wieczór, Akashi-sama. Proszę mi wybaczyć ten wypadek. Podano kolacje. Pański ojciec kazał panu zejść do jadalni- ukłoniła się grzecznie i odsunęła na odpowiednią odległość.

-W porządku. Dziękuję za wiadomość. Już idę.

Seijūrō zszedł do jadalni. Na stole na srebrnych talerzach leżały drobne potrawy, przygotowane przez jednego z najlepszych kucharzy w Japonii. Akashi usiadł na swoim stałym miejscu, po prawej stronie od miejsca gdzie niegdyś siedziała jego matka.

-Witaj, ojcze.

-Witaj, Seijūrō. Słyszałem o dzisiejszym meczu. Znów wygrałeś, cieszę się z tego powodu- powiedział tak, lecz w jego głosie nie było słychać radości, a raczej szarą obojętność.

Powiedział słową z których powinna płynąć duma tylko dlatego, że tak wypada. Akashi przyzwyczaił się do tego chłodu z jego strony.

-Tak. A jak tobie minął dzień, ojcze?

***

Akashi nie słuchał ojca przez znaczną część jego tyrady. Wolał skupić się na myśli, gdzie może przebywać jego chłopak. Starał się zachowywać jak najspokojniej, w końcu teraz, kiedy niewiele może zdziałać, stres i złość nie pomogą.

-Mibuchi... Mibuchi... Mibuchi...- mimowolnie powtarzał w kółko, przypominając sobie ostatnie zmiany w postawie chłopaka. Gdy patrzył się krzywo, rzucał oskarżycielskie spojrzenia, gdy zamyślał się. Aomine wspomniał o sroce.

Akashi gwałtownie odsunął się od stołu i rzucił na blat pałeczki wraz z trzymaną w nich krewetką. Powiedział tylko, że musi iść i nie wróci do dnia następnego. Sekai odezwał sie w jego stronę, lecz chłopak nie zwracał uwagi na protesty ojca i wyszedł z domu.

Ciemne chmury spowiły niebo, przysłaniając gwiazdy. Akashi mimo groźby ulewy szedł spokojnym krokiem analizując wszelkie dowody świadczące przeciwko Mibuchi'emu.

Aomine mógł być więziony już kilka godzin. Dlatego przyspieszył, gdy zobaczył tradycyjny, drewniany dom Reo. Wszedł na posesję i przeszedł po kamiennej ścieżce aż pod drzwi. Zadzwonił dzwonkiem tylko raz i nie musiał długo czekać, aż Mibuchi pojawi się w progu, otwierając przed nim przejście z szerokim uśmiechem.

-Sei-chan! Co cię do mnie sprowadza o takiej porze? Za chwilę będzie noc i może też zacznie padać. Przeziębisz się, wchodź do środka.

-Nie przyszedłem do ciebie. Raczej po Aomine.

-Aomine? U mnie?

-Nie zgrywaj idioty, Mibuchi.

Akashi wszedł do domu i przeszedł do dobrze znanej mu piwnicy państwa Mibuchi. Wiele razy na spotkaniach klubu koszykówki, gdy miejsce spotkania odbywało się właśnie u Reo, chowali tam Hayamę, gdy jego energia nie umiała znaleźć ujścia.

Drzwi były ciężkie, otwierały się tylko od zewnątrz, a jedyne okno znajdowało się aż dwa i pół metra nad podłogą.

-Aomine!- krzyknął Akashi, widząc leżącego pod ścianą chłopaka. Z marynarki od szkolnego mundurka zrobił sobie prowizoryczny koc, by nie wyziębić się od zimnej podłogi.

Seijūrō poklepał Daiki'ego po policzkach. Kiedy chłopak otworzył zasypane oczy, czerwonowłosy ucałował go w czoło i zaczął rozmasowywać jego zesztywniałe od chłodu dłonie.

-On nie zasługuje na ciebie!- krzyknął wreszcie Mibuchi, zbliżając się do Akashi'ego.

-Zapamiętaj sobie jedno, Reo.- podniósł głowę by spojrzeć chłopakowi w twarz. Jego tęczówki były różnokolorowe, znów jedna była złota.- Moje rzeczy należą do mnie. I zostaną moje, choćbym miał zabić wszystkich dookoła.

Akashi wyciągnął przed siebie otwartą dłoń, jakby miał tam dowód na potwierdzenie swoich słów. Następnie zbliżył się do Reo w wystarczająco gwałtowny sposób, by ten upadł na podłogę.

-Sei-chan...

-Nigdy nie pozwolę przeciwnikowi patrzeć na mnie z góry, Reo.

***

Akashi z trudem docucił Aomine ze snu. Na szczęście potem już mógł iść sam i nie potrzebował robić z niższego oparcia. Jednak gdy tylko gdzieś się oddalał, szukać środka transportu, Aomine zaczął skręcać w nieznane kierunki i zataczać koła niczym pijany akrobata. Dopiero gdzieś w połowie drogi Akashi'emu udało się złapać taksówkę.

Podał adres domu Daiki'ego i oparł jego głowę o swoje ramię. W trakcie trasy kilka razy zabiłby wzrokiem kierowcę, lecz brak takiej zdolności mu to uniemożliwiło. Akashi od razu po wyjściu z samochodu pokierował drugiego chłopaka do sypialni, a następnie do łóżka. Będąc pewnym, że tym razem nie ucieknie do jakiejś ślepej uliczki i nie zacznie walczyć na pięści z bezdomnymi kotami, położył się obok niego, a następnie przykrył ich kołdrą.

-Zostajesz?- odezwał się Daiki, przekręcając głowę w jego stronę.

-Musze mieć pewność, że moja własność jest bezpieczna. Już chcieli mi cię zabrać. Muszę być bardziej ostrożny.

-Wiesz co?

-Co takiego, Daiki?

-Kocham cię, Seijūrō.

Później Akashi słyszał już tylko ciche, stłumione przez poduszkę, chrapanie.

~$$$~
Yandere weszło za mocno.
Miał być one-shot, wyszedł two-shot.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro