Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Z przeznaczeniem się nie wygra

O dwudziestej byliśmy już na miejscu, nad morzem; babcia ucałowała nas mocno, zaprowadziła do postoju taksówek, gdzie w jednym z aut za kierownicą czekał dziadek i pół godziny później znaleźliśmy się w małym pensjonacie należącym do rodziców mojej mamy.

- Wiecie, gdzie jest wasz pokój - babcia uśmiechnęła się do nas - rozpakujcie się, a ja przygotuję kolację.

- W porządku – odpowiedziałam, wspinając się po schodach drewnianego domku – za chwilę przyjdziemy do kuchni.

Dopiero po chwili stwierdziłam, że nie mam się czego wstydzić i postanowiłam przerwać krępującą ciszę pomiędzy mną a Kacprem.

- Eee... Kacper? – zagadnęłam nieśmiało.

- Yhm? – brat zrobił gwałtowny ruch w moją stronę, wyłaniając się z czeluści masywnej szafy, przez co uderzył się w głowę o metalową rurę służącą do wieszania ubrań.

- Nic ci nie jest? – upewniłam się – Słuchaj... o jakie znowu głupstwo pokłóciłeś się dzisiaj z Zygmuntem? Jeśli mogę spytać?

- Jasne, ale sama sobie odpowiedziałaś – rzekł filozoficznie – przez głupstwo. Tym razem czepiał się, że „rzucam trepy byle gdzie", bo moje buty wystawały dwa centymetry przed rządkiem. Dobrze wiesz, że on jest nienormalny!

Rzeczywiście, dobrze o tym wiedziałam i nawet współczułam mojemu przyrodniemu bratu. Pokiwałam głową w geście zrozumienia.

- No tak, ale w końcu to twój ojciec - uświadomiłam sobie, że drążę niewygodny temat, ale nie zdążyłam ugryźć się w język. Nie miałam już z nim o czym rozmawiać, tylko o ojcu, z którym pokłócił się parę godzin temu! Na szczęście Kacper nie wyglądał na wkurzonego.

- Rodziny się nie wybiera – westchnął – ale za to twoja mama jest super.

- Nie przesadzaj, jest znośna.

- Nawet nie wiesz, jaka z ciebie jest szczęściara! Chodź – uśmiechnął się i wskazał brodą na drzwi – zdaje się, że woła nas twoja babcia.

Bariera między nami chyba została przełamana.

***

Ostatnie promienie zachodzącego słońca delikatnie muskały moją twarz. Siedziałam na plaży i podziwiałam pomarańczowe smugi światła na niebie, rozmyślając o tym, jak szybko upłynął pierwszy dzień pobytu u babci. Niestety, miałam za sobą nieprzespaną noc; budziłam się kilkakrotnie ze łzami w oczach, gdyż cały czas śnił mi się zmarły tata. Wraz ze świeżym, ostrym morskim powietrzem wdychałam wspomnienia chwil spędzonych tutaj razem z rodzicami. Razem z tatą....Nie, nie będę płakać! A jednak...

Na grupkę młodzieży grającą nieopodal w siatkówkę nie zwróciłam nawet uwagi, do czasu, gdy ich piłka z impetem uderzyła mnie w głowę. Poczułam się mniej więcej tak, jak wczoraj Kacper kiedy zaliczył spotkanie trzeciego stopnia z tą nieszczęsną rurą. Nie poprawiło to bynajmniej mojego humoru, wręcz przeciwnie – okropnie mnie rozwścieczyło i gdy jakiś chłopak, na oko w wieku mojego brata, podbiegł do mnie, aby przeprosić za zajście i zabrać piłkę z powrotem, poirytowana odrzuciłam mu ją z całej siły, tak że nie zdążył jej złapać i uderzyła go w klatkę piersiową.

- Upss...przepraszam – powiedziałam, udając skruchę i mierząc go pogardliwym spojrzeniem – to NAPRAWDĘ było niechcący. Mam nadzieję, że cię nie bolało? Bo mnie W OGÓLE!!!- ostatnie zdanie wykrzyczałam mu prosto w twarz.

Zostawiłam bogu ducha winnego chłopaka z ogłupiałą miną i ruszyłam w stronę domu. Byłam na siebie wściekła za to, co zrobiłam i czułam się podle, ale nie zawróciłam i nie przeprosiłam go.

***

Gdy następnego dnia około szesnastej szłam do sklepu po drobne zakupy, o które poprosiła mnie babcia, zobaczyłam Kacpra idącego z naprzeciwka z... wczorajszą ofiarą mojego złego humoru. Jeszcze tylko tego mi brakowało! Skąd oni się w ogóle znają?! Ah, no tak... Przecież przy obiedzie mój brat, zapalony siatkarz, wspominał, że do południa poznał na plaży chłopaków, którzy trenowali do jakiegoś lokalnego turnieju siatkówki plażowej i nawet zaproponowali mu, żeby do nich dołączył. Tylko dlaczego Kacper, spośród wszystkich chłopaków w okolicy, musiał zakumplować się akurat z tamtym kolesiem, przed którym się wczoraj zbłaźniłam? Z takim "szczęściem" do kompromitujących sytuacji chyba powinnam zagrać w Totolotka przy najbliższej kumulacji. Wygrana gwarantowana. 

Wlokłam się najwolniej jak mogłam, rozglądając się dookoła i udając, że ja to nie ja z głupią nadzieją, że może mnie nie zauważą. Uciec nie miałam gdzie, no chyba że zawrócić i zacząć biec z powrotem do domu dziadków? Babcia chyba nie byłaby szczęśliwa gdybym wróciła bez drożdży, na które czeka, żeby upiec ulubiony placek dziadka z okazji jego jutrzejszych imienin. Kurde. Niech się dzieje wola nieba!

Nieuchronne spotkanie w końcu nastąpiło. Chłopaki, zatopieni wcześniej w gorącej dyskusji, zapewne na jakieś siatkarskie tematy, zwrócili na mnie uwagę w momencie, gdy już ich mijałam i miałam nadzieję, że jednak mi się upiekło. Niestety, Kacper krzyknął za mną: "Hej, nie przyznajesz się do mnie?!" i zanim zdążyłam otworzyć buzię, by coś odpowiedzieć, jego towarzysz powitał mnie słowami:

- Witam Panią Za Wszelką Cenę Udającą Złą i Opryskliwą!

Poczułam, że cała robię się czerwona. Kacper zwrócił się do  mnie z tajemniczym, figlarnym błyskiem w oku.

- Wy się znacie?

- Nie.

- Tak. - odpowiedzieliśmy z nieznajomym prawie równocześnie.

Zaliczyłam mentalnego face palma. Za wszelką cenę to ja chciałam zapaść się pod ziemię. Jedynym ratunkiem była dla mnie ucieczka.

- Sorry, ale się spieszę – powiedziałam i ruszyłam przed siebie, jakby za mną szalał pożar lasu. Kątem oka dostrzegłam jeszcze, że Kacper porozumiewawczo mrugnął do tajemniczego chłopaka i popchnął go w moją stronę, a sam odszedł w stronę pensjonatu dziadków; za kilka sekund jego koledze udało się mnie dogonić. Z przeznaczeniem się nie wygra.

- Hej! Zaczekaj! – zawołał i oboje się zatrzymaliśmy. – Czemu przede mną uciekasz?

Tym razem nie powstrzymałam się i faktycznie uderzyłam ręką w czoło, aż echo poniosło się po pobliskim lesie. Kolega Kacpra wyszczerzył się i zwróciłam uwagę, że miał uroczy uśmiech, co wcale nie pomagało mi w sensownym wytłumaczeniu mojej ucieczki przed nim, a wręcz przeciwnie - zastanawiałam się, czy można być bardziej czerwonym, niż ja teraz.

- Dobrze wiesz, czemu uciekam! – chyba nic nie mogło pogorszyć mojej sytuacji – Głupio mi, że się tak wczoraj wobec ciebie zachowałam!

- Ok, wybaczam, byłaś wkurzona, zdarza się. A tak w ogóle jestem Piotrek – przedstawił się, znów uśmiechając się w ten uroczy sposób – A ty?

- Mów do mnie: Wasza Wysokość, skoro tak ci siępodoba nadawanie tytułów – odniosłam się do jego wcześniejszego powitania i tej całej "Pani Udającej Za Wszelką Cenę..." itd. Chciałam sprawić wrażenie błyskotliwej, ale moja ironia odniosła jednak skutek odwrotny do zamierzonego, bo Piotrek tylko popatrzył się na mnie z politowaniem. – No dobra,mam na imię Zuzia. Jestem siostrą tego typa, z którym wcześniej chyba wracałeś z plaży. 

Piotrek zmierzył mnie od stóp do głów spojrzeniem wprawnego kupca, oceniającego klacz na sprzedaż. Brakowało jeszcze tylko, żeby zajrzał mi w zęby.

- Nie widzę między wami wielkiego podobieństwa. - stwierdził, wzruszając ramionami.

Westchnęłam, aż kurz na ścieżce zawirował przed nami.

- Tak naprawdę jesteśmy rodzeństwem od niedawna, nasi rodzice się hajtnęli w Wielkanoc. - powiedziawszy to, zorientowałam się, że dalej sterczymy z Piotrkiem w miejscu, w którym mnie dogonił. Jeśli zaraz nie ruszę w podskokach przed siebie, to zamkną mi spożywczak, który nie wiedzieć czemu był czynny tylko do 16:00 i wrócę do domu z pustymi rękami. Widmo babcinego narzekania przez cały wieczór podziałało na mnie mobilizująco i zapomniałam, że przed chwilą jeszcze byłam okropnie zawstydzona rozmową z kolegą brata.

- Idziesz ze mną po drożdże? - wypaliłam ni z gruchy ni z pietruchy, startując hyżo w stronę sklepu.

- O rany, ale oryginał z ciebie - ze śmiechem stwierdził mój nowy znajomy, doganiając mnie już po raz drugi tego dnia. - Podoba mi się to. - dodał, a ja znowu spaliłam buraka, nie pytajcie po raz który.

Oby tylko babcia nie spaliła tego ciasta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro