Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Herbata na plaży [zakończenie]

Kilka dni po pamiętnym konkursie karaoke siedziałam sobie zatopiona w myślach na parapecie w naszym pokoju i przyglądałam się spływającym po szybie kroplom deszczu, nie przeczuwając nadchodzącego niebezpieczeństwa. Nagle do pokoju wszedł Kacper i jak gdyby nigdy nic wziął z mojego stolika książkę i zaczął ją czytać. Kacper nigdy nie czytał książek, więc było to dosyć podejrzane.

- Od kiedy to interesujesz się literaturą, co?- spytałam zgryźliwie, zastanawiając się, o co mu może chodzić - Chyba nie zapisałeś mnie na konkurs małej miss? Po ostatnich wydarzeniach wszystkiego się po tobie można spodziewać.

- Nie... - Kacper zrobił niewinną minkę - ale na pocieszenie powiem ci, że zgłosiłem cię do konkursu pod tytułem „Najlepszy deser". Na mieście mówi się, że pieczesz świetne ciasta. Czy to prawda?

Mój kochany braciszek nadepnął mi na odcisk. Dobrze wiedział o tym, że miesiąc temu zapowiedzieli swoją wizytę u nas starzy znajomi mojej mamy, którzy przyjechali z Brazylii na urlop do Polski i chcieli poznać jej nowego męża. Błagałam ją, aby tym razem mnie pozwoliła upiec jabłecznik według genialnego przepisu babci i zgodziła się. Pewnego wieczoru goście zjawili się w naszym domu, a ja z dumą postawiłam na stole mój wypiek. Ciasto zrobiłoby furorę, gdyby nie fakt, że przez nieuwagę posypałam jabłka nie cynamonem, a mieloną papryką i w efekcie jabłecznik był niezjadliwy. Czułam się potwornie, bo mamie zależało, aby zrobić na znajomych dobre wrażenie, ze względu na Zygmunta, a ja wszystko zepsułam. Dlatego też żart Kacpra o konkursie deserów zdenerwował mnie, ale równocześnie też rozśmieszył.

- Ty obrzydliwy gnomie! Teraz już przesadziłeś! - krzyknęłam oburzona.

W odpowiedzi Kacper rzucił we mnie poduszką i rozpętał prawdziwą bitwę. Zakończyła ją dopiero babcia, która po przekroczeniu progu naszej fortecy otrzymała przez przypadek cios wielkim, puchatym jaśkiem.

- Święci pańscy, co wy wyprawiacie? - śmiała się w niebogłosy – Przez te wrzaski i darcie pierza nie usłyszeliście nawet dzwonka do drzwi!

- A co, Piotrek przyszedł? – zapytał Kacper i już zaczął się podnosić, żeby iść do kolegi, a ja poczułam miłe ciepło w okolicy serca na dźwięk jego imienia.

- Tak, Kacperku, ale mówił, że ma jakąś sprawę do Zuzi – babcia nieoczekiwanie zwróciła się do mnie – Prosił, żebyś do niego zeszła.

Miłe uczucie ciepła w sercu przeniosło się na moją twarz w postaci rumieńców, które zdradziecko dały znać wszystkim wokół o moich odczuciach względem gościa, który czekał na dole. Babcia tylko uśmiechnęła się porozumiewawczo, natomiast ten gnom, mój brat, nie mógł się powstrzymać i wydał z siebie długie, przeciągłe „Uuuuuuuuuuu," znacząco poruszając brwiami. Wyjątkowo pozostawiłam jego zaczepki bez komentarza, bo poczułam, że gdybym tylko spróbowała mu odpyskować, to wciągnąłby mnie w małpią dyskusję bez końca i w życiu nie zdołałabym opuścić tego pokoju i zejść do drzwi, gdzie czekał na mnie Piotrek.

Piotrek.

Czekał.

Na mnie.

Łu-huuu!

Miałam ochotę tańczyć, skakać i wznieść się w powietrze, w związku z czym zaczęłam schodzić po schodach najspokojniej jak umiałam, żeby nie dać nic po sobie poznać. Ale gdy zobaczyłam wysoką sylwetkę przy szafie w korytarzu, moje serce zaczęło walić tak, że chyba nawet mój lekko przygłuchy dziadek musiał to usłyszeć. Jednak na dalsze przemyślenia na ten temat nie miałam już czasu, bo Piotrek uśmiechnął się i zrobił krok w moją stronę, żeby się przywitać.

- Cześć, Zuza! – tradycyjnie zarzucił mi rękę wokół szyi.

- Cześć! - odpowiedziałam speszona, ale i strasznie podekscytowana, aż z tego wszystkiego nagle nie wiedziałam, gdzie oczy podziać i również tradycyjnie – a jak! – spaliłam buraka. Mój towarzysz wydawał się tym faktem zachwycony, bo zapytał tonem, podszytym nieukrywanym rozbawieniem:

- Czy ktoś tu się właśnie uroczo zarumienił?

- Cicho bądź, bo sobie pójdę! – odparowałam, nadąsana niczym rasowy czterolatek.

- Owszem, pójdziesz. Ze mną na spacer, co ty na to? Przed chwilą przestało padać, powietrze na plaży będzie cudowne - chłopak odkleił się ode mnie i dla odmiany wyciągnął rękę w moją stronę, zachęcając mnie uśmiechem, bym go za nią złapała.

O, kurczę. Jak miałam iść z nim na spacer, skoro nogi się pode mną ugięły z wrażenia i odmówiły mi posłuszeństwa? Piotrek westchnął i nie czekając dłużej na odpowiedź, po prostu chwycił moją dłoń i pociągnął mnie w stronę drzwi.

- Więc chodźmy – powiedział ochoczo, ściągając moją kurtkę z wieszaka.

***

Na plaży rzeczywiście było cudownie. Szliśmy wzdłuż brzegu i rozkoszowaliśmy się widokiem tęczy, rozpościerającej się nad naszymi głowami. Wokół nas nie było nikogo, tylko daleko na horyzoncie można było dostrzec jakieś ludzkie sylwetki. Na początku spaceru czułam się dziwnie, tym bardziej, że Piotrek porzucił swoją typową pozę wyluzowanego śmieszka i szedł obok mnie w milczeniu; jednakże po chwili ta sytuacja stała się dla mnie tak naturalna, jakbyśmy od zawsze pląsali sobie po piasku, trzymając się za ręce. 

Mimo to, przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz kiedy chłopak nagle przystanął i zwrócił twarz w moją stronę. Przez moment tylko patrzyliśmy na siebie nawzajem i nawet nie wiem kiedy zorientowałam się, że Piotrek zaczął powoli przybliżać się do mnie, aż w końcu miałam przed sobą tylko jego piękne, bursztynowe oczy – których kolor akurat tak tematycznie pasował do miejsca, w którym się znajdowaliśmy. I stało się to, co chyba musiało się w tej chwili stać, co było jej nieodzownym elementem. Piotrek złożył na moich ustach najdelikatniejszy w świecie pocałunek, który jak herbata z miodem rozpłynął się po całym moim ciele, docierając do każdej komórki i napełniając ją słodyczą. Uśmiechnęłam się, mając jeszcze ciągle usta na ustach mojego towarzysza i poczułam, że jego wargi też unoszą się w górę. Chociaż od rana ten dzień był dla mnie kolejną ponurą rocznicą śmierci mojego taty, to teraz Piotrek, który przecież nie mógł tego wiedzieć, nieświadomie ofiarował mi coś, co przegoniło wszystkie ciemne chmury z mojego serca. Pierwszy pocałunek, którego za jego sprawą właśnie doświadczyłam, był jak ciepły kojący napój rozlewający się po moim wnętrzu w zimny, deszczowy dzień. 

Jednak wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć i dlatego po chwili przepełnionej magią znów szliśmy brzegiem morza, a wiatr był naszym jedynym towarzyszem. Tym razem to ja przytuliłam się do Piotrka, który zaskoczony popatrzył na moje rozanielone oblicze i chyba zrozumiał mój gest jako zobowiązujący go do jakichś górnolotnych wyznań, których wcale od niego nie oczekiwałam, bo zaczął trochę niepewnie:

- Wiem, że znamy się tak krótko, właściwie to tylko przez twojego brata, ale myślę, że moglibyśmy się poznać lepiej, jako wiesz... Ty i ja, nie jako siostra i kolega Kacpra... Rozumiesz? No, ten, chciałem powiedzieć, że moglibyśmy być ze sobą. To znaczy z nim też, ale osobno, w sensie, że on osobno, a my razem...

Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Czyżby ten zawsze wyluzowany i pewny siebie chłopak, którego to ja zawsze się wstydziłam, właśnie nie umiał się logicznie wysłowić ze strachu, że dostanie kosza?

- Nie patrz się tak na mnie! Nigdy o to nie pytałem żadnej dziewczyny! – wyparował z wyrzutem, pocierając kark w nerwowy sposób.

Nie miałam serca się już dłużej nad nim pastwić. Wyglądał jak zbity z tropu, uroczy szczeniaczek.

- Tak – powiedziałam tylko z wymownym uśmiechem, ale wystarczyło to za wszystkie słowa. Resztę uzgodniliśmy już niewerbalnie.

***

Niestety znowu zaczęło padać i byliśmy zmuszeni wrócić do domu. Wchodząc do mojego i Kacpra pokoju przybraliśmy bardzo poważne miny. Mojego brata zastaliśmy leżącego na łóżku i... czytającego książkę. Do góry nogami.

- Gdzie byliście?- spytał niby to obojętnie, szybko odwracając książkę do normalnej pozycji.

- Na plaży - odpowiedziałam. Piotrek już ledwo powstrzymywał śmiech. Żegnaj na zawsze, romantyczna atmosfero! A przynajmniej do czasu, gdy obok będzie mój brat.

- A co robiliście?

- Całowaliśmy się. – bardzo starałam się, żeby mój głos pozostał bez żadnej emocji.

- Aha. No i jak było?

- Przecież Piotrek tutaj jest. Spróbuj, to sam się przekonasz.

Babcia, która szykowała w kuchni kolację, powiedziała do dziadka:

- Wiesz Władziu, ja to im zazdroszczę - dziadek prawie nic nie słyszał przez dobiegające z góry ryki. - Przecież oni nic nie robią, tylko się śmieją. Ba! Oni wręcz wyją ze śmiechu! Ech, ta młodość...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro