Z przeznaczeniem się nie wygra
O dwudziestej byliśmy już na miejscu, nad morzem; babcia ucałowała nas mocno, zaprowadziła do postoju taksówek, gdzie w jednym z aut za kierownicą czekał dziadek i pół godziny później znaleźliśmy się w małym pensjonacie należącym do rodziców mojej mamy.
- Wiecie, gdzie jest wasz pokój - babcia uśmiechnęła się do nas - rozpakujcie się, a ja przygotuję kolację.
- W porządku – odpowiedziałam, wspinając się po schodach drewnianego domku – za chwilę przyjdziemy do kuchni.
Dopiero po chwili stwierdziłam, że nie mam się czego wstydzić i postanowiłam przerwać krępującą ciszę pomiędzy mną a Kacprem.
- Eee... Kacper? – zagadnęłam nieśmiało.
- Yhm? – brat zrobił gwałtowny ruch w moją stronę, wyłaniając się z czeluści masywnej szafy, przez co uderzył się w głowę o metalową rurę służącą do wieszania ubrań.
- Nic ci nie jest? – upewniłam się – Słuchaj... o jakie znowu głupstwo pokłóciłeś się dzisiaj z Zygmuntem? Jeśli mogę spytać?
- Jasne, ale sama sobie odpowiedziałaś – rzekł filozoficznie – przez głupstwo. Tym razem czepiał się, że „rzucam trepy byle gdzie", bo moje buty wystawały dwa centymetry przed rządkiem. Dobrze wiesz, że on jest nienormalny!
Rzeczywiście, dobrze o tym wiedziałam i nawet współczułam mojemu przyrodniemu bratu. Pokiwałam głową w geście zrozumienia.
- No tak, ale w końcu to twój ojciec - uświadomiłam sobie, że drążę niewygodny temat, ale nie zdążyłam ugryźć się w język. Nie miałam już z nim o czym rozmawiać, tylko o ojcu, z którym pokłócił się parę godzin temu! Na szczęście Kacper nie wyglądał na wkurzonego.
- Rodziny się nie wybiera – westchnął – ale za to twoja mama jest super.
- Nie przesadzaj, jest znośna.
- Nawet nie wiesz, jaka z ciebie jest szczęściara! Chodź – uśmiechnął się i wskazał brodą na drzwi – zdaje się, że woła nas twoja babcia.
Bariera między nami chyba została przełamana.
***
Ostatnie promienie zachodzącego słońca delikatnie muskały moją twarz. Siedziałam na plaży i podziwiałam pomarańczowe smugi światła na niebie, rozmyślając o tym, jak szybko upłynął pierwszy dzień pobytu u babci. Niestety, miałam za sobą nieprzespaną noc; budziłam się kilkakrotnie ze łzami w oczach, gdyż cały czas śnił mi się zmarły tata. Wraz ze świeżym, ostrym morskim powietrzem wdychałam wspomnienia chwil spędzonych tutaj razem z rodzicami. Razem z tatą....Nie, nie będę płakać! A jednak...
Na grupkę młodzieży grającą nieopodal w siatkówkę nie zwróciłam nawet uwagi, do czasu, gdy ich piłka z impetem uderzyła mnie w głowę. Poczułam się mniej więcej tak, jak wczoraj Kacper kiedy zaliczył spotkanie trzeciego stopnia z tą nieszczęsną rurą. Nie poprawiło to bynajmniej mojego humoru, wręcz przeciwnie – okropnie mnie rozwścieczyło i gdy jakiś chłopak, na oko w wieku mojego brata, podbiegł do mnie, aby przeprosić za zajście i zabrać piłkę z powrotem, poirytowana odrzuciłam mu ją z całej siły, tak że nie zdążył jej złapać i uderzyła go w klatkę piersiową.
- Upss...przepraszam – powiedziałam, udając skruchę i mierząc go pogardliwym spojrzeniem – to NAPRAWDĘ było niechcący. Mam nadzieję, że cię nie bolało? Bo mnie W OGÓLE!!!- ostatnie zdanie wykrzyczałam mu prosto w twarz.
Zostawiłam bogu ducha winnego chłopaka z ogłupiałą miną i ruszyłam w stronę domu. Byłam na siebie wściekła za to, co zrobiłam i czułam się podle, ale nie zawróciłam i nie przeprosiłam go.
***
Gdy następnego dnia około szesnastej szłam do sklepu po drobne zakupy, o które poprosiła mnie babcia, zobaczyłam Kacpra idącego z naprzeciwka z... wczorajszą ofiarą mojego złego humoru. Jeszcze tylko tego mi brakowało! Skąd oni się w ogóle znają?! Ah, no tak... Przecież przy obiedzie mój brat, zapalony siatkarz, wspominał, że do południa poznał na plaży chłopaków, którzy trenowali do jakiegoś lokalnego turnieju siatkówki plażowej i nawet zaproponowali mu, żeby do nich dołączył. Tylko dlaczego Kacper, spośród wszystkich chłopaków w okolicy, musiał zakumplować się akurat z tamtym kolesiem, przed którym się wczoraj zbłaźniłam? Z takim "szczęściem" do kompromitujących sytuacji chyba powinnam zagrać w Totolotka przy najbliższej kumulacji. Wygrana gwarantowana.
Wlokłam się najwolniej jak mogłam, rozglądając się dookoła i udając, że ja to nie ja z głupią nadzieją, że może mnie nie zauważą. Uciec nie miałam gdzie, no chyba że zawrócić i zacząć biec z powrotem do domu dziadków? Babcia chyba nie byłaby szczęśliwa gdybym wróciła bez drożdży, na które czeka, żeby upiec ulubiony placek dziadka z okazji jego jutrzejszych imienin. Kurde. Niech się dzieje wola nieba!
Nieuchronne spotkanie w końcu nastąpiło. Chłopaki, zatopieni wcześniej w gorącej dyskusji, zapewne na jakieś siatkarskie tematy, zwrócili na mnie uwagę w momencie, gdy już ich mijałam i miałam nadzieję, że jednak mi się upiekło. Niestety, Kacper krzyknął za mną: "Hej, nie przyznajesz się do mnie?!" i zanim zdążyłam otworzyć buzię, by coś odpowiedzieć, jego towarzysz powitał mnie słowami:
- Witam Panią Za Wszelką Cenę Udającą Złą i Opryskliwą!
Poczułam, że cała robię się czerwona. Kacper zwrócił się do mnie z tajemniczym, figlarnym błyskiem w oku.
- Wy się znacie?
- Nie.
- Tak. - odpowiedzieliśmy z nieznajomym prawie równocześnie.
Zaliczyłam mentalnego face palma. Za wszelką cenę to ja chciałam zapaść się pod ziemię. Jedynym ratunkiem była dla mnie ucieczka.
- Sorry, ale się spieszę – powiedziałam i ruszyłam przed siebie, jakby za mną szalał pożar lasu. Kątem oka dostrzegłam jeszcze, że Kacper porozumiewawczo mrugnął do tajemniczego chłopaka i popchnął go w moją stronę, a sam odszedł w stronę pensjonatu dziadków; za kilka sekund jego koledze udało się mnie dogonić. Z przeznaczeniem się nie wygra.
- Hej! Zaczekaj! – zawołał i oboje się zatrzymaliśmy. – Czemu przede mną uciekasz?
Tym razem nie powstrzymałam się i faktycznie uderzyłam ręką w czoło, aż echo poniosło się po pobliskim lesie. Kolega Kacpra wyszczerzył się i zwróciłam uwagę, że miał uroczy uśmiech, co wcale nie pomagało mi w sensownym wytłumaczeniu mojej ucieczki przed nim, a wręcz przeciwnie - zastanawiałam się, czy można być bardziej czerwonym, niż ja teraz.
- Dobrze wiesz, czemu uciekam! – chyba nic nie mogło pogorszyć mojej sytuacji – Głupio mi, że się tak wczoraj wobec ciebie zachowałam!
- Ok, wybaczam, byłaś wkurzona, zdarza się. A tak w ogóle jestem Piotrek – przedstawił się, znów uśmiechając się w ten uroczy sposób – A ty?
- Mów do mnie: Wasza Wysokość, skoro tak ci siępodoba nadawanie tytułów – odniosłam się do jego wcześniejszego powitania i tej całej "Pani Udającej Za Wszelką Cenę..." itd. Chciałam sprawić wrażenie błyskotliwej, ale moja ironia odniosła jednak skutek odwrotny do zamierzonego, bo Piotrek tylko popatrzył się na mnie z politowaniem. – No dobra,mam na imię Zuzia. Jestem siostrą tego typa, z którym wcześniej chyba wracałeś z plaży.
Piotrek zmierzył mnie od stóp do głów spojrzeniem wprawnego kupca, oceniającego klacz na sprzedaż. Brakowało jeszcze tylko, żeby zajrzał mi w zęby.
- Nie widzę między wami wielkiego podobieństwa. - stwierdził, wzruszając ramionami.
Westchnęłam, aż kurz na ścieżce zawirował przed nami.
- Tak naprawdę jesteśmy rodzeństwem od niedawna, nasi rodzice się hajtnęli w Wielkanoc. - powiedziawszy to, zorientowałam się, że dalej sterczymy z Piotrkiem w miejscu, w którym mnie dogonił. Jeśli zaraz nie ruszę w podskokach przed siebie, to zamkną mi spożywczak, który nie wiedzieć czemu był czynny tylko do 16:00 i wrócę do domu z pustymi rękami. Widmo babcinego narzekania przez cały wieczór podziałało na mnie mobilizująco i zapomniałam, że przed chwilą jeszcze byłam okropnie zawstydzona rozmową z kolegą brata.
- Idziesz ze mną po drożdże? - wypaliłam ni z gruchy ni z pietruchy, startując hyżo w stronę sklepu.
- O rany, ale oryginał z ciebie - ze śmiechem stwierdził mój nowy znajomy, doganiając mnie już po raz drugi tego dnia. - Podoba mi się to. - dodał, a ja znowu spaliłam buraka, nie pytajcie po raz który.
Oby tylko babcia nie spaliła tego ciasta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro