Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Integracja

- Jeno, ściemnia się już - zaniepokojonym głosem Jaemin poinformował starszego.
- Co ty nie powiesz, ale nawet jeżeli zrezygnowalibyśmy z posiłku to nie możemy tutaj spać, nie wiemy jakie szataństwa się tu chowają i tylko czekają żeby mi cię zabrać - mówiąc to białowłosy przytulił się do drugiego.





- Możesz mnie zostawić, praktycznie cię nie znam a ty już po raz kolejny dziś naruszasz moją przestrzeń osobistą - wymamrotał Jaemin którego ręce były unieruchomione przez niedźwiedzi uścisk Jeno.




- Po pierwsze, błagam przytul mnie bo zaraz zamarznę a po drugie gdybym nie naruszył twojej przestrzeni osobistej służyłbyś jako przekąska dla rekinów albo tarcza na lotki z użyciem scyzoryków marudo - dalej z uśmiechem mówił starszy jakby mówił o rzeczy pokroju wędkowania z dziadkiem.





- Ah faktycznie, przepraszam... - skruszony Jaemin wyślizgnął się z uścisku Jeno i sam objął go nieśmiało łapkami które były dość ciepłe.




- Dzięki - powiedział chłopak w podkoszulku po czym poczochrał ręką i tak już lekko zmierzwione włosy brązowowłosego.




- Nie, to ja dziękuję że wyciągnąłeś mnie z tamtej nory i że próbujesz mi pomóc.
- Aleś ty się wylewny zrobił, aż się łezka w oku kręci - zaśmiał się Jeno.




Usiedli na pobliskim pniu aby chwilę jeszcze starszy mógł się ogrzać. Chwilę później Jaemin usnął nadal przytulony do białowłosego z policzkiem na jego ramieniu.




- Mężczyzna z krwi i kości - uśmiechnął się sam do siebie starszy - dobranoc Nana - delikatnie pocałował go w czoło.




Wiedział że skoro jednak młodszy usnął w dżungli on będzie musiał wartować. Niechętnie delikatnie położył Jaemina na pniu który był na tyle duży by ten mógł się na nim ułożyć. Wolałby zostać z młodszym ale cóż...




Postanowił odejść niedaleko by poszukać drewna na ognisko żeby nie zamarzli z Jaeminem do rana.
Kiedy wzeszło słońce Nana dzięki swojemu biologicznemu zegarowi obudził się o tej samej porze w której wydawano śniadanie w zakładzie zamkniętym.




Jeno nie było obok niego. Jaemina przeszedł dreszcz na wyobrażenie co mogło stać się białowłosemu.
- Jeno? Jeno! - nawoływał zaginionego - To wcale nie jest śmieszne! - ze łzami w oczach krzyknął rozpaczliwie brązowowłosy.




- Co nie jest śmieszne? - zza pleców Jaemina dobiegł głos. Odwrócił się i dostrzegł zaskoczoną minę Jeno.
- Gdzieś ty był?! - krzyknął młodszy podbiegając do białowłosego i przytulając go.




- Hej, też bym się cieszył jakbym się widział, ale uważaj bo jeszcze pognieciesz - zaśmiał się Jeno.
- Co pogniotę? - dopiero teraz brązowowłosy dostrzegł że starszy ma w rękach pełno owoców.




- Gdzieś ty to znalazł, przecież chyba obeszliśmy całą wyspę...
- Być może obeszliśmy, ale pod samym nosem mieliśmy drzewa owocowe, a może nie pod nosem a tam - wskazał głową w górę Jeno - było ciemno a my już byliśmy zmęczeni więc mogliśmy coś przeoczyć.



Chcesz? - uśmiechnął się na widok świecących oczu Jaemina.
- Mogę?
- Nie, zostawię cię żebyś umarł z głodu, też pytanie. Weź sobie wszystkie, ja już jadłem.
- Dzięki! - krzyknął i wręcz rzucił się na jedzenie.
- Zjadaj, ja jeszcze pójdę po coś bardziej sytego - ogłosił Jeno.


Jaemin za bardzo zajęty był wcinaniem banana i tylko z pełną buzią pokiwał głową.
- Nie uduś się tylko - zaśmiał się starszy i odszedł w głąb lasu. Kiedy Jaemin był już syty a owoców jeszcze zostało nie wiedział co ze sobą zrobić.



Najpierw postanowił liczyć ile czasu minęło ale po czterdziestu trzech minutach znudziło mu się to. Postanowił że pójdzie w głąb dżungli żeby poszukać Jeno.



Po dwudziestu minutach wędrówki usłyszał szum wody. Zaczął biec w tamtą stronę. Po chwili jego oczom ukazało się jeziorko z małym wodospadem. Było tak przejrzyste że kamienie z dna były widoczne z dość dużej wysokości jaką była skarpa na której brązowowłosy właśnie stał.




- No to pierwszy znalazłeś - obok niego stanął Jeno -  Idziemy?
- Gdzie? Chyba nie myślisz o... - w tym momencie Jeno zdjął koszulkę wraz ze spodniami i został w samych czarnych bokserkach - Nie, nie, nie! Ubierz się! - krzyknął cały zaczerwieniony zakrywając oczy Jaemin.



- Rozbierzesz się czy sam mam to zrobić? - zapytał Jeno ze śmiechem.
- Nawet nie próbuj - warknął młodszy.
- To jest moje, zabieram - stwierdził zdejmując bluzę białowłosy - Ups, złapałem też koszulę z piżamy, wybacz, ahh jaka ze mnie niezdara, o chyba spodnie ci spadły.




- Wiesz że mogę pozwać cię za gwałt! - oburzony Jaemin wykrzyknął próbując zakryć się rękami.
- Ciekawe komu mnie pozwiesz, wykwalifikowanej do tego palmie, czy bananowi? - uśmiechnął się Jeno.




- Jeszcze całkiem mnie rozbierz bo czemu by nie skoro nie mam jak cię pozwać!
- A w sumie - Jeno uśmiechnął się psotnie łapiąc za gumkę czerwonych bokserek młodszego.
- Chyba sobie jaja robisz! - odepchnął od siebie napastnika brązowowłosy.



Stali na samym skraju skarpy i takim sposobem Jeno który już miał spadać złapał jeszcze młodszego za rękę i uśmiechnął się diabelsko. Lecieli właśnie razem w dół prosto na spotkanie z jeziorkiem, Jeno śmiał się a Jaemin krzyczał.



Kiedy wpadli pod taflę spotkał ich przyjemny chłód wody. Białowłosy wynurzył się po chwili ale nie widząc żeby drugi chłopak wykonał to samo zaniepokoił się.




- Jaeminnie! O cholera - przeklinał sam siebie Jeno rozglądając się. Dzięki temu że woda była przejrzysta a bielizna Jaemina miała intensywny kolor już po chwili dostrzegł jak miota się dość głęboko pod wodą i podpłynął jak najszybciej, objął go w talii wyciągając na powierzchnię.




Zmartwiony Jeno zaciągnął młodszego który dusił się na małą plażę kładąc go na drobnym, złotym i ciepłym piasku.
- Hej, nic ci nie jest? - zapytał brązowowłosego łapiąc go za policzki.
- Daj mi spokój - powiedział słabym głosem Jaemin który nie miał siły nawet żeby odtrącić ręce starszego.




- Ja nie wiedziałem, jak chcesz to mogę cię nauczyć pływać i... Jaeminnie?
Młodszy zamknął oczy a jego klatka piersiowa przestała się poruszać.




- Jaemin! Jak to się... 30 wdechów i 2 uciski? Nie czekaj... Na odwrót! - kiedy Jeno przypomniał sobie zasady pierwszej pomocy zabrał się do działania.
Najpierw chwycił brodę nieprzytomnego chłopaka i odchylił jego głowę do tyłu a następnie nałożył rękę na rękę i próbował ucisnąć jego klatkę piersiową.




- Źle to robisz, palce musisz spleść a ręce wyprostowane, tak to tylko żebra mi połamiesz - powiedział Jaemin z uśmiechem.
- Ah, faktycznie - starszy uderzył się w czoło i uczynił tak jak poinstruował go młodszy, już przyłożył odpowiednio ułożone ręce do żeber brązowowłosego kiedy zorientował się że coś mu nie pasuje - Hej, czy ty przypadkiem...




- Tak tak, już nie żyję - zaśmiał się Jaemin i spowrotem ułożył głowę na piasku a dla lepszego efektu wystawił język przez kącik ust - Czy to cię nauczy że nie wypada zmuszać nikogo do czegoś czego nie chce?




- Tak - oszołomionemu Jeno prawie oczy wyszły z orbit - Wiesz że prawie przyprawiłeś mnie o zawał? Jesteś okropny! - Starszy zawisł nad Jaeminem a z jego włosów co chwila skapywały kropelki.




- A ja nie dokończyłem, pierwsza pomoc musi być udzielona - usta złożył w dziubek i przybliżył się do twarzy młodszego który szybko odwrócił głowę w bok a usta Jeno spotkały się z policzkiem Jaemina.
- Argh przestań! - krzyknął młodszy kiedy białowłosy zaczął go łaskotać - obśliniłeś mnie! - kiedy Jaeminowi udało się zrzucić z siebie starszego który aktualnie leżał plecami na piasku, sam wdrapał się na niego i usiadł mu na podbrzuszu.




Z przymkniętymi jednym okiem dłonią otarł policzek który był rzekomo obśliniony a potem strzelił palcem w czoło i oparł się rękami o jego brzuch.




- Ała! To boli! - krzyknął Jeno rozmasowując obolałe miejsce - Ale się odważny zrobiłeś Nana - uśmiechnął się a jego uszy stały się bordowe ponieważ nie spodziewał się tego po chłopaku.




- Ehm - odchrząknął cały czerwony Jaemin - Przepraszam Jeno... - powiedział gramoląc się ze starszego.
- Nie podasz mi ręki?
- Ale i tak nie dam rady cię podnieść - Jeno pociągnął go w dół tak aby leżał obok niego.
- Mówiłem że nie dam rady...
- Ale ja chciałem z tobą poleżeć i tak nam się nigdzie nie spieszy - spokojnie powiedział starszy.
- W sumie... - odparł Jaemin.





-  Mógłbyś opowiedzieć mi coś o swojej przeszłości?
- No niby tak, co chcesz wiedzieć?
- Wszystko.
-  Może zacznę od początku. Kiedy byłem małym dzieckiem, miałem chyba sześć lat zostałem oddzielony od moich rodziców i przeniesiony do kraju końca...




- Dlaczego zostałeś oddzielony i co to kraj końca, śmieszna nazwa - zaśmiał się Jeno.
- Ah, ty jesteś z 2018 to nie wiesz, w 2027 roku epidemia depresji zawładnęła większą częścią świata a rząd postanowił podzielić ludzkość na trzy części według skali zachorowań.




Nawet wymyślili jakąś przeklętą maszynę która niby miała już u małych dzieci przewidzieć procent prawdopodobieństwa czy dziecko będzie miało depresję czy nie i w końcu do mnie też dotarli i kazali się przebadać.




Niestety, miałem 52% prawdopodobieństwa i to właśnie to jebane trzy procent przesądziło o moim życiu - samotna łza spłynęła po policzku chłopaka. A kraj końca... Może i kiczowata nazwa ale ludzie się z niej nie śmieją, tam nie ma normalnej pracy, domu, wszyscy są od siebie odizolowani i mieszkają w pokojach z których wcale nie wychodzą żeby tylko nie spotykać innych.




Najgorsze jednak jest to że ci którzy zostają tam odesłani nie dostają pomocy, nie próbują ich wyleczyć tylko odizolować od świata. Jeszcze trochę i siedziałbym tam 12 lat.
- Przecież to nie ma sensu - prychnął zdenerwowany Jeno.




- Też tak uważam, potem faktycznie dostałem depresji, ale nie dlatego że się taki urodziłem! To przez nich, przez to że zabrali mi rodziców... - teraz młodszy już nie wytrzymał i cały strumień poleciał mu z oczu - wiesz - uśmiechnął się przez łzy - pamiętam dzień w którym zostałem zabrany od rodziców.




Jeno odwrócił się na bok by swobodnie patrzeć na profil Jaemina. Aż łzy jemu samemu zakręciły się w oczach.
- Rano mama obudziła mnie dość wcześnie, był dzień przed urodzinami taty. Koniec wakacji.



Poszliśmy do sklepu sympatycznego pana u którego już miesiąc wcześniej upatrzyłem prezent który chciałem podarować ojcu, był to czerwony samolot. Ojciec zawsze bardzo się nimi interesował.




Pamiętam jak się wygadałem kiedy przyszliśmy z mamą ze sklepu.
- To przynajmniej wiem żeby nie powierzać ci sekretów bo masz długi język - zaśmiał się Jeno wystawiając swój żeby Jaemin nie był taki smutny Widział ile cierpienia sprawia mu rozmowa o tym.




- To było jak byłem mały! Teraz już można mi mówić wszystko i będę siedział cichutko.
- To zobaczymy jak kiedyś ci coś powiem... - tajemniczo uśmiechnął się starszy.
- Co? - zaciekawiony brązowowłosy też odwrócił się na bok tak, że ich twarze znajdowały się na przeciwko siebie.




- Mów dalej, kiedyś ci powiem - zadowolony tym że skutecznie odwrócił uwagę Jaemina od smutków.
- Eh no... Dałem tacie samolot dzień wcześniej. Widziałem jaki był szczęśliwy, bawiliśmy się nim mama a przyniosła lemoniadę, do dziś pamiętam jej smak. Pod wieczór przyszli dwaj dziwni panowie...


___________________________________________________

Tym razem trochę dłuższy rozdział i nie wiem czy nie przesadziłam i czy nie jest zbyt kiczowaty, ogólnie nie planowałam jeszcze gdzie chłopcy mogliby się przenieść następnym razem więc proszę o sugestie 😉 myślę że maksymalnie napiszę około 25 rozdziałów chociaż nie jestem pewna, jeżeli nie wymyślę jakichś szczególnie ciekawych podróży może być ich mniej




I ponownie, pisanie komentarzy z przemyśleniami bądź błędami mile widziane 💜






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro