𝘺𝘰𝘶𝘳 𝘷𝘰𝘪𝘤𝘦
Kto by się spodziewał, że spotkamy się ponownie w ten weekend?
Kolejna impreza, na której ty znów cudownie się bawisz wśród swoich fałszywych przyjaciół, z którymi zadajesz się tylko po to, by nie być samotną. To przykre, kochanie.
Przykrością nie jest twój lęk przed samotnością, a to, że boisz się nowych znajomości. Boisz się rozmawiać z kimś innym, niż z bardzo dobrze znanym ci otoczeniem. Wstydzisz się mówić, a doskonale wiemy, że twój głos jest najpiękniejszym, najbardziej aksamitnym dźwiękiem, który z pewnością każdy chciałby usłyszeć.
Ale dzisiejszej nocy, pozwoliłaś sobie na zbyt wiele. Stałaś się zbyt pewna, co spowodowało twoje rozwiązanie języka. Piłaś, gadałaś, piłaś, gadałaś i tak w kółko. Alkohol sprawił, iż byłaś skłonna zrobić wszystko co ci kazano i nie wiele brakowało, abyś dokonała niegrzecznego czynu, którego byś cholernie żałowała.
Ale miałaś swojego anioła stróża - mnie.
Szedłem za tobą i chłopakiem, który ciągnął twoja zbłąkana i zapijaczoną osobę do jednego z pokoi. Nie miałaś świadomości tego co za chwile mogłoby się wydarzyć...
Śmiałaś się, opierając o jego ramie, a on bezczelnie obmacywał twoje ciało. Nie reagowałaś, oddawałaś mu się, a ja nie mogłem na to pozwolić. Patrzenie na to jak ciało niewiniątka jest bezczeszczone...
Uwierz, nie było przyjemnym widokiem...
Zrobiłem to co powinienem zrobić wcześniej. To co było koniecznością.
Po prostu cię zabrałem z dala od tego całego hałasu i niebezpieczeństw, które na ciebie czyhały za rogiem.
Przez kilka minut miałem ciebie tylko dla siebie. Twoją twarz, twoje ciało, twoje usta i twój głos, który rozbrzmiał się, jak tylko wsiedliśmy do mojego samochodu.
Aksamit, czystość i ten piękny brytyjski akcent tworzył coś, czego mogłem słuchać do usranej śmierci, jednak ty wolałaś dać namiastkę, mówiąc mi, krótkie...
"Dziękuje, Ash"
I te trzy ostatnie literki, były czymś co wolałbym, żebyś krzyczała przez całą pieprzoną noc, do utraty tchu i...
Swojego głosu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro