Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

szesnaście

— Cieszysz się? — zapytał ją po całej ceremonii. Nie mieli wesela, jedynie ślub – na zabawę nie było czasu.

— Oczywiście — odpowiedziała mu z uśmiechem. Była bardzo szczęśliwa.
— Ale nie boisz się?

— Czego? — Spojrzał na nią z zapytaniem i założył jej kosmyk rudych włosów za ucho.

— Gniewu mojego ojca, twojej rodziny.

— Niczego się nie boje, kiedy będziesz przy mnie, — uśmiechnął się do niej — lady Stark — powiedział, a ona lekko się zaśmiała.

— Zostańmy tu — poprosiła, wtulając się w jego nagi tors, kiedy leżeli.

— Nie możemy — mruknął. — Jutro w nocy wyjeżdżamy.

— Na wojnę. — Zachciało jej się płakać. — Kiedy wrócimy? — jeszcze bardziej się w niego wtuliła i zadała pytanie, ale wiedziała, że nie uzyska odpowiedzi.

***

— Pójdziesz ze mną pożegnać się z Branem? — spytał z nadzieją, biorąc ją za rękę. Wiedziała, że trudno było opuszczać mu dom i braci, ale wiedziała również, że ważna była dla niego cała rodzina, którą jechał uwolnić.

— Oczywiście — odpowiedziała od razu i poszła za nim.

W komnacie Brana paliło się już tylko kilka świec, a chłopiec już spał. Rozdzielili się rękoma i usiedli po obu stronach jego łóżka.

Robb spojrzał jeszcze na nią i szturchnął ramieniem brata, by ten się obudził.

— Co się stało? — zapytał młodszy Stark i odwrócił się do nich.

— Nic — odpowiedział mu brat.

— Dokąd jedziecie? — zapytał, lekko się podnosząc i patrząc na ich ubrania. Robb ubrany był w lordowską zbroję i założony miał pas z mieczem, a na jego ramionach spoczywał płaszcz z grubego futra. Ona również miała na sobie grube futro, tylko była bez zbroi i broni. Miała na sobie suknię, a na dekolcie wyszytego wilkora z jaszczurolwem, który przedstawiał jej rodzinny ród Reed.

— Na Południe — odpowiedział Robb. — Po ojca.

— I Sansę i Aryę — dopowiedziała Yngvild.

— Jest noc — zaprzeczył Bran.

— Lannisterowie nas szpiegują — wyjawił jego brat. — Chcemy ich zaskoczyć.

— Mają nad nami przewagę — stwierdził smutny.

— Wiem — przyznał, ale Yngvild nie dała mu skończyć.

— Ale my jesteśmy ludźmi Północy, Bran. — Uśmiechnęła się do niego lekko. Chciało jej się płakać, ale nie mogła przy Branie – on był jeszcze dzieckiem i chociaż przy nim musiała być silna. Najpierw opuścił go ojciec i siostry, później matka, a teraz Robb i ona. — Ludzie Północy potrafią walczyć mocniej. Pamiętasz jak Desmond powiedział nam kiedyś, że ,,każdy żołnierz z północy wart jest dziesięciu mieczy z południa"?

— Zabierzcie mnie ze sobą — poprosił, błagalnym tonem. — Mogę już jeździć konno. — Robb niepewnie spojrzał na Yngvild i znowu na Brana. Naprawdę to rozstanie było dla niego trudne. — Nie będę przeszkadzał.

— W Winterfell zawsze musi być Stark — powiedział jednak pewnie lord Robb. — Musisz zostać. Nie wolno ci opuszczać zamku. Słuchaj rad maestera Luwina i opiekuj się bratem. — Na jego buzi pojawił się lekki uśmiech. — Teraz ty zajmiesz miejsce lorda Winterfell, tak jak ja zająłem po ojcu.

— Dobrze — zgodził się.  

— Postaram się pisać — obiecał starszy Stark. — Ale jeśli nie przyślę kruka nie bój się. Wrócę. — Położył dłoń na jego ramieniu. Podniósł się i odwrócił w stronę drzwi. — Idę jeszcze do Rickona — oznajmił rudej.

— Zostanę jeszcze z Branem — powiedziała, uśmiechając się lekko, a chłopak wyszedł.

Nie zaczęli rozmowy a do pomieszczenia wszedł Rickon. Kiedy dowiedział się, że Robb wyjeżdża na wojnę był nieznośny jak zimowy wiatr. Ciągle płakał, krzyczał i nie chciał jeść, a raz nawet uderzył Starą Nianię, kiedy ta chciała zaśpiewać mu do snu, później ukrył się w kryptach Winterfell i szukało go pół zamku, ale Yngvild nie dziwiła mu się. Miał dopiero trzy lata, a jego rodzice i rodzeństwo po kolei wyjeżdżało i zostawiało go samego.

— Długo tam stoisz? — zapytał lekko zdenerwowany Bran, zaraz jednak powiedział dużo spokojniejszym głosem: — Robb będzie cię szukał, by się pożegnać.

— Wszyscy odjechali — powiedział smutno, ze łzami w oczach nie zważając na słowa nieco starszego brata. Ten widok łamał serce Yngvild na milion kawałków. 

— Chodź do mnie — powiedziała, odwracając się lekko w jego stronę i wyciągając do niego ręce, na których miała już założone rękawiczki do drogi. Chłopiec zawahał się przez chwilę, ale ostatecznie podszedł do niej i usiadł na kolanach. Przytuliła go do siebie, a on się w nią wtulił. Zaraz usłyszała jego ciche pochlipywanie i jeszcze bardziej zachciało jej się płakać, ale zaczęła go lekko kołysać na swoich kolanach, by chociaż trochę go uspokoić.

— Wkrótce wrócą. Robb i Yngvild uwolnią ojca. — Brat również chciał go pocieszyć. — I wrócą razem z matką.

— Wcale nie! — wykrzyczał i wybuchnął jeszcze większym płaczem.

— Przysięgam, że wrócimy — przysięgła, przymykając oczy i przyciskając go do siebie jeszcze bardziej.

— Był u mnie — zaczął starszy Stark, by rozładować napięcie panujące w jego komnacie, kiedy Rickon trochę się uspokoił — po omówieniu planów wojennych. Był przerażony — wyznał, a ona zmarszczyła brwi. — Robb bał się Umbera i innych. Powiedział mi, że Roose Bolton tylko siedział i wpatrywał się w was.

— Robb jest bardzo odważny — zaprzeczyła.

— Powiedział, że myślał wtedy o tym pokoju w Dreadfort — przerwał jej. — Tym w którym wieszają skóry swoich wrogów. On naprawdę się bał Yngvild, bał się wojny.

— Wkrótce będzie po niej... — powiedziała, niezbyt przekonana, ale mimo to chciała chociaż trochę w to uwierzyć. — I wrócimy do Winterfell... I wszystko będzie jak dawniej...

— Nie będzie — znowu jej przerwał. — Zbyt wiele rzeczy się zmieniło, by mogło być jak dawniej. — Niechętnie musiała się z tym zgodzić. — Ale jedziesz z nim, — zaczął trochę bardziej optymistycznym głosem - więc, proszę, bądź z nim i pilnuj go. Niech nie popełni żadnych głupstw i szybko wraca. Osha mówiła, że nadchodzi zima i długa noc, mówiła, że za Murem nieumarli już się zbierają. — Yngvild w oczach chłopca dostrzegała strach, ale nie w głosie. Jego głos pozostawał spokojny i pewny, jakby wierzył w to co mówi tak dobrze, że widział to na własne oczy.

A ona nie miała powodów by mu nie wierzyć. Musiała przyznać, że wiele razy śniła o Długiej Nocy i nieumarłych, ale do tej pory chciała, by były to tylko nocne koszmary. Teraz, kiedy Bran jej opowiedział to co mówiła mu Osha, była zupełnie pewna ciężkiej zimy.

— Obiecuję.

***

Kiedy Rickon zasnął w jej ramionach, położyła go na łóżku z Branem, bo ten też poszedł już spać, a sama wyszła z komnaty.

Poszła jeszcze do Driny. Dwórka nie spała, czekała na nią. Kiedy ruda weszła do jej komnaty, ta poderwała się z miejsca i podbiegła do niej, a następnie mocno przytuliła.

— Będę tęsknić — wyznała ze łzami w oczach.

— Spotkamy się jeszcze? — zapytała Drina, odsuwając się lekko od niej. Yngvild w jej oczach dostrzegła drobne łzy.

— Oczywiście — przyznała z lekkim uśmiechem. — Wrócimy na Północ — powiedziała pewnie — z lordem Eddardem, Sansą i Aryą. Jeszcze przed zimą.

— Będę czekać — powiedziała z półuśmiechem przez łzy.

***

Yngvild siedziała już na grzbiecie swojego śnieżnego ogiera, Robb był po jej lewej stronie na swojej klaczy. Lordowie już szykowali się do opuszczenia Winterfell i wznosili swoje chorągwie nad szyki.

Wiatr nadchodzącej zimy kołysał je na wietrze, a one falowały, raz ukazując całe ilustracje herbów, a raz zasłaniając połowę.

Yngvild przełknęła ślinę i poprawiła warkocz schodzący na jej prawe ramię. Nie powinniśmy iść na Południe, zdawała sobie sprawę, ale wrócimy na zimę, przyrzekła.

Obok koni Robba i Yngvild wiernie stały ich wilkory, a przed nimi był Hallis Mollen, który trzymał biały sztandar Starków na wysokim białym drzewcu. Theon Greyjoy i Jon Umber ustawili się po obu stronach lorda i lady Stark. Z tyłu rycerze tworzyli podwójną kolumnę, a ich stalowe groty kopii pobłyskiwały we wschodzącym słońcu.

Yngvild odwróciła się jeszcze w siodle i skierowała swój wzrok na okno, które było w komnacie Driny. Dwórka wyglądała z niego i chociaż, że było jeszcze ciemno, obie kobiety dostrzegły się. Lady Stark uniosła dłoń, by jeszcze raz się z nią pożegnać, a ta uczyniła to samo. Yngvild czuła, że obie będą za sobą bardzo tęsknić.

— Już czas — usłyszała głos Robba i ponownie odwróciła się w jego stronę. 

Ruszyli, a za murami zamku spotkały ich głośne okrzyki. Piechurzy i ludzie z miasta wiwatowali na cześć Robba, lorda Starka, lorda Winterfell i jego żony, Yngvild Stark, która przyjechała tu w dzieciństwie, żeby opuścić to miejsce kilka lat później, jadąc na Południe do Południowego lorda, narzeczonego, którego wybierze jej ojciec, a ona dostosuje się do jego woli i ustanowi kolejny sojusz.

Mój ojciec dzisiaj się dowie. I lord Edmure. I lady Catelyn. Wszyscy, którzy byli przeciwni i wszyscy, którzy stali za tym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro