Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

siedemnaście

Pierwszy śnieg spadł już kiedy byli przed Przesmykiem. Niektórzy mówili, że zima nadciąga razem z Robbem Starkiem, Młodym Wilkiem, jak większość zaczęła go nazywać.

— Lordowie Dorzecza ustępują przed Jaimem Lannisterem — powiedział jej ukochany, opierając się o stół, na którym była mapa i inne plany wojenne. Yngvild stała obok niego, a po obu stronach drewna stali lordowie. — Lord Tywin nadciąga z Południa, — ciągnął, lekko przygnębiony — na czele jeszcze większej armii.

— To bez znaczenia — odezwał się lord Umber. — Królowie Północy gromili i większe siły.

— Ale my nie jesteśmy królami Północy, lordzie — odezwała się lady Stark, spoglądając na niego. — Od tamtych czasów minęło wiele stuleci...

Nagle zapanowała całkowita cisza, Yngvild kątem oka dostrzegła jak wilkory podnoszą swoje łby i patrzą za nich. Odwróciła się w tym samym czasie co Robb i zobaczyła lady Catelyn.

Yngvild poznała po Robbie, że ten się wzruszył, ale nie ośmielił się odezwać.

— Zapuściłeś brodę — matka powiedziała cicho do Robba. Ruta została przy nodze Yngvild, Szary Wicher zaś podszedł i zaczął obwąchiwać jej dłoń. — Podoba mi się — przyznała. — Teraz jesteś podobny do mojego brata, Edmure'a — wspomniała o lordzie Riverrun, a jej oblicze zmieniło się całkowicie, podczas kiedy rudej momentalnie przyspieszyło serce. — Zostawicie nas samych? — spytała, siląc się na uprzejmość do pozostałych lordów. — Wszyscy — zaznaczyła, patrząc na nową lady Stark.

Ta pokiwała i wyszła, a za nią w ślad poszli inni lordowie, wcześniej uprzejmie jeszcze witając się ze starą lady Stark.

***

Szła pomiędzy namiotami żołnierzy i co chwilę przegryzała wargę czy skubała paznokcie. Obawiała się tego co lady Catelyn powie na ich odważne posunięcie, przecież lord Edmure był jej bratem.

— Nie przejmuj się — Talisa próbowała ją pocieszyć, ale ta tylko spoglądała na nią z powątpiewaniem. — Już was przynajmniej nie rozdzielą...

— Taliso... Zaraz będzie zima — zaczęła. — Długie lato się kończy, a mówią, że jeśli lato jest długie, zima będzie jeszcze dłuższa i zimniejsza, a tej wojnie daleko do zakończenia... Ona dopiero się rozpoczęła.

Talisa westchnęła i opuściła głowę, zaraz jednak znowu się odezwała.

— A jak ty się czujesz? — zapytała z uśmiechem.

— Dobrze — odwzajemniła uśmiech.

— A kiedy zamierzasz mu powiedzieć?

— Nie wiem — wyznała szczerze i jeszcze bardziej się rozpromieniła. — Chcę jak najszybciej.

***

Kiedy zbliżali się do Dorzecza, Yngvild zaczynała odczuwać coraz większy strach. Przed wszystkim lordami dobrze chowała swoje obawy pod maską spokoju i rozwagi, jedynie przed Robbem otwierała się w nocy i wypłakiwała mu się w ramie, a on zawsze wiedział jak ją pocieszyć.

Nie zmieniało to faktu, że martwiła się o Sansę, Aryę i Neda, a także Rickona, Brana i Drinę, którzy zostali w Winterfell. Najchętniej miałaby ich wszystkich przy sobie, ale w Domu, na Północy, w grubych murach Winterfell byli bezpieczniejsi.

— Co ci mówiła matka? — spytała go wieczorem, w dniu w którym do ich obozu przybyła lady Catelyn.

— Była wściekła — powiedział szczerze. — Rodzina zawsze była dla niej najważniejsza, a Edmure jest jej bratem, — jemu również było smutno — ale ja jestem jej synem, a ona kocha swoje dzieci i wiem, że mimo wszystko stanie po naszej stronie.

Po tych słowach jeszcze bardziej ją do siebie przytulił.

***

Z każdym dniem posuwali się coraz bardziej na Południe, a Yngvild z tym faktem czuła się coraz gorzej. Sny o nieumarłych miewała coraz częściej, a im robiło się coraz cieplej jeszcze bardziej żałowała, że nie odwiodła Robba od decyzji wyruszenia na Południe z całą armią Północy. Ktoś powinien tam zostać, te myśli nie przestawały krążyć jej po głowie, ktoś powinien bronić Północy przed Północą zza Muru. Powinniśmy szykować się na Długą Noc, a nie na wojnę z jakimiś ludźmi, którzy uważają się za złote lwy.

Lord Stark i lady Stark jechali na czele kolumny, a nad ich głowami powiewał biały sztandar Winterfell. Każdego dnia prosili jednego z lordów, by im towarzyszył. Robb i Yngvild w czasie jazdy rozmawiali z każdym, bez wyjątku. Chcieli, by każdy był pewny poparcia ich sprawy.

Greatjon wziął stu najlepszych ludzi i sto najszybszych koni, po czym pojechał do przodu na zwiady. Raporty od lorda Umbera niespecjalnie ich cieszyły. Tywin Lannister wciąż znajdował się o wiele dni na Południe od nich. A Walder Frey, lord Przeprawy, zebrał cztery tysiące ludzi wokół swoich zamków przy Zielonych Widłach.

— Znowu za późno — odezwała się lady Catelyn po wysłuchaniu wieści.

— W dodatku... — odezwał się jeszcze lord, dosyć przygnębionym tonem: — Edmure Tully zwołał wojska w Riverrun i z tego co się dowiedziałem, zamierza wyruszyć na twoją armię, panie.

Te wieści załamały ją jeszcze bardziej. Przymknęła oczy, w których zebrały się łzy.

— Przepraszam, — odezwała się płytkim głosem i podniosła się, nie zważając na wszystkie ważne osoby w pomieszczeniu — muszę wyjść. — Musiała to wszystko sobie na spokojnie przemyśleć.

Gdyby nie jej głupie uczucia, Robb miałby za sobą armie Riverrun i zapewne Przesmyku oraz Orlego Gniazda.

Im dalej kierowali się na Południe, tym Północny, zimowy wiatr ustawał. Brakowało jej tego. I brakowało jej Bożego Gaju.

Jojen też do niej nie pisał, była bardzo ciekawa jak zareagował na jej ślub z Robbem, ale może w ogóle nie wiedział?
Robb tłumaczył jej, że brat na pewno do niej pisał, tylko kruki nie wiedzą jak do nich dotrzeć, gdyż ciągle są w drodze.

***

Tej nocy rozłożyli obóz na południowym skraju bagien, w połowie drogi między królewskim traktem a rzeką. Tam też Theon Greyjoy przywiózł im kolejne wieści od zaprzyjaźnionego lorda, kiedy już mieli iść spać i położyli się.

— Lord Umber polecił przekazać, że starł się z Lannisterami. Tuzin zwiadowców nie zaniesie juz wiadomości lordowi Tywinowi. — Kraken uśmiechnął się. — Na czele ich zwiadowców stoi ser Addam Marbrand. Idzie na Południe, paląc wszystko po drodze, zna naszą pozycję mniej więcej, ale Greatjon przysięga, że nie będzie wiedział kiedy się rozdzielimy.

— Jeśli nie powie mu Frey — odezwała się Yngvild. — Powiedz lordowi Umberowi, by rozstawił wokół Bliźniaków najlepszych łuczników. Mają pilnować w dzień i w nocy, żaden kruk nie może się wydostać z jego zamku.

— Lord Umber już się tym zajął — odparł Greyjoy z dumnym uśmiechem, jakby sam był pomysłodawcą tego posunięcia.

— Co robili Freyowie, kiedy Lannisterowie palili ich pola i plądrowali posiadłości? — spytał Robb.

— Doszło do walk między ser Addamem a lordem Walderem — odpowiedział od razu. — Niecały dzień drogi stąd znaleźliśmy dwóch zwiadowców Lannisterów, którymi karmiły się wrony. Dosięgły ich tam strzały Freyów, jednak główne siły lorda Waldera zostają w Bliźniakach.

— Skoro starł się z Lannisterami, to może ma zamiar dochować wierności — powiedział Robb.

— Bronić swoich ziem to jedno, co innego wypowiedzieć otwartą wojnę Tywinowi Lannisterowi — zaprzeczyła ruda. Każdy znał lorda Waldera, lord Hoster, ojciec lady Catelyn nazywał go lordem Spóźnialskim, po tym jak ,,spóźnił" się na ostateczną walkę nad Tridentem. — Ja tam bym mu nie ufała — przyznała szczerze, kiedy zostali już sami.

— Też nie chce mu ufać, — potwierdził, patrząc jej w oczy — ale potrzebujemy sojuszników. — Złączył ich czoła i przymknął oczy, próbując choć trochę zapomnieć o wojnie.

— Nadal nie ma wieści od mojej rodziny? — spytała.

— Nie odzywają się ani słowem — przyznał. — Ale przynajmniej nie przeszkadzają nam w przeprawie przez te tereny.

— Chociaż tyle dobrego — westchnęła. — Robb, — zaczęła niepewnie, uśmiechając się lekko. — Muszę ci coś powiedzieć — wyznała i wzięła jego rękę, by przyłożyć ją do swojego brzucha, ale nie zdążyła tego zrobić.

Do ich namiotu wpadł zdyszany Theon.

— Nawet chwili samotności...?! — jęknął zdenerwowany Robb.

— Są nowe wieści... — zaczął, kiedy opanował oddech. — Proszą was na zebranie.

— Już idziemy — mruknął Stark, zakładając na siebie futro.

W namiocie czekali na nich wszyscy ważniejsi lordowie, a także lady Catelyn. Wszyscy wyrwani ze snu.

Lord Robb usiadł na drewnianej ławie, a Yngvild poszła obok niego i ciągle trzymając go za rękę, oparła się o niego.

Mimo wszystko i tak chciało jej się spać.

— Więc o co chodzi? — zapytał jej ukochany, ale nikt nie spieszył się z odpowiedzią.

— Pod murami Riverrun doszło do bitwy — oznajmił wreszcie Greatjon. — Dowiedzieliśmy się o tym od zwiadowcy Lannisterów, którego wzieliśmy do niewoli. Królobójca uznał Emure'a za naszego sojusznika i zaatakował go. Lannister go pokonał i rozpędził lordów dorzecza.

Yngvild poczuła jak Robb wzdycha. Poniekąd na pewno cieszył się, bo teraz Edmure na pewno ich nie zaatakuje, ale jednak to była rodzina.

— To dobrze — powiedział po chwili. — Nie będzie miał siły by nas zaatakować.

— A co z moim bratem? — spytała lady Catelyn, nie zważając na wypowiedź Robba.

— Ranny, w niewoli — odpowiedział Umber. — Wojska Jaime'a oblegają Riverrun, którego broni lord Balckwood z garstką ludzi.

— Może gdybyśmy mu pomogli zyskalibyśmy jego poparcie? — bardzo cicho odezwał się Roose Bolton. Yngvild poczuła jak wzrok Robba ląduje na nim.

— Czy myślisz, lordzie, że jeśli zabrałem mu narzeczoną — mocniej ścisnął rękę Yngvild a jego głos stał się twardy — to stanie po mojej stronie?

— Robb — odezwała się Catelyn, znacząco. — Edmure to mój brat, zabrałeś mu narzeczoną, choć nie powinieneś i ma prawo cię za to nienawidzić, ale w dewizie Tylluch pierwsza jest rodzina. Jeśli mu pomożesz stanie po naszej stronie.

Robb zamyślił się przez chwilę. Czuła, że walczy ze sobą w środku.

— Pomożemy mu — zdecydował po dłuższej chwili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro