siedemnaście
Pierwszy śnieg spadł już kiedy byli przed Przesmykiem. Niektórzy mówili, że zima nadciąga razem z Robbem Starkiem, Młodym Wilkiem, jak większość zaczęła go nazywać.
— Lordowie Dorzecza ustępują przed Jaimem Lannisterem — powiedział jej ukochany, opierając się o stół, na którym była mapa i inne plany wojenne. Yngvild stała obok niego, a po obu stronach drewna stali lordowie. — Lord Tywin nadciąga z Południa, — ciągnął, lekko przygnębiony — na czele jeszcze większej armii.
— To bez znaczenia — odezwał się lord Umber. — Królowie Północy gromili i większe siły.
— Ale my nie jesteśmy królami Północy, lordzie — odezwała się lady Stark, spoglądając na niego. — Od tamtych czasów minęło wiele stuleci...
Nagle zapanowała całkowita cisza, Yngvild kątem oka dostrzegła jak wilkory podnoszą swoje łby i patrzą za nich. Odwróciła się w tym samym czasie co Robb i zobaczyła lady Catelyn.
Yngvild poznała po Robbie, że ten się wzruszył, ale nie ośmielił się odezwać.
— Zapuściłeś brodę — matka powiedziała cicho do Robba. Ruta została przy nodze Yngvild, Szary Wicher zaś podszedł i zaczął obwąchiwać jej dłoń. — Podoba mi się — przyznała. — Teraz jesteś podobny do mojego brata, Edmure'a — wspomniała o lordzie Riverrun, a jej oblicze zmieniło się całkowicie, podczas kiedy rudej momentalnie przyspieszyło serce. — Zostawicie nas samych? — spytała, siląc się na uprzejmość do pozostałych lordów. — Wszyscy — zaznaczyła, patrząc na nową lady Stark.
Ta pokiwała i wyszła, a za nią w ślad poszli inni lordowie, wcześniej uprzejmie jeszcze witając się ze starą lady Stark.
***
Szła pomiędzy namiotami żołnierzy i co chwilę przegryzała wargę czy skubała paznokcie. Obawiała się tego co lady Catelyn powie na ich odważne posunięcie, przecież lord Edmure był jej bratem.
— Nie przejmuj się — Talisa próbowała ją pocieszyć, ale ta tylko spoglądała na nią z powątpiewaniem. — Już was przynajmniej nie rozdzielą...
— Taliso... Zaraz będzie zima — zaczęła. — Długie lato się kończy, a mówią, że jeśli lato jest długie, zima będzie jeszcze dłuższa i zimniejsza, a tej wojnie daleko do zakończenia... Ona dopiero się rozpoczęła.
Talisa westchnęła i opuściła głowę, zaraz jednak znowu się odezwała.
— A jak ty się czujesz? — zapytała z uśmiechem.
— Dobrze — odwzajemniła uśmiech.
— A kiedy zamierzasz mu powiedzieć?
— Nie wiem — wyznała szczerze i jeszcze bardziej się rozpromieniła. — Chcę jak najszybciej.
***
Kiedy zbliżali się do Dorzecza, Yngvild zaczynała odczuwać coraz większy strach. Przed wszystkim lordami dobrze chowała swoje obawy pod maską spokoju i rozwagi, jedynie przed Robbem otwierała się w nocy i wypłakiwała mu się w ramie, a on zawsze wiedział jak ją pocieszyć.
Nie zmieniało to faktu, że martwiła się o Sansę, Aryę i Neda, a także Rickona, Brana i Drinę, którzy zostali w Winterfell. Najchętniej miałaby ich wszystkich przy sobie, ale w Domu, na Północy, w grubych murach Winterfell byli bezpieczniejsi.
— Co ci mówiła matka? — spytała go wieczorem, w dniu w którym do ich obozu przybyła lady Catelyn.
— Była wściekła — powiedział szczerze. — Rodzina zawsze była dla niej najważniejsza, a Edmure jest jej bratem, — jemu również było smutno — ale ja jestem jej synem, a ona kocha swoje dzieci i wiem, że mimo wszystko stanie po naszej stronie.
Po tych słowach jeszcze bardziej ją do siebie przytulił.
***
Z każdym dniem posuwali się coraz bardziej na Południe, a Yngvild z tym faktem czuła się coraz gorzej. Sny o nieumarłych miewała coraz częściej, a im robiło się coraz cieplej jeszcze bardziej żałowała, że nie odwiodła Robba od decyzji wyruszenia na Południe z całą armią Północy. Ktoś powinien tam zostać, te myśli nie przestawały krążyć jej po głowie, ktoś powinien bronić Północy przed Północą zza Muru. Powinniśmy szykować się na Długą Noc, a nie na wojnę z jakimiś ludźmi, którzy uważają się za złote lwy.
Lord Stark i lady Stark jechali na czele kolumny, a nad ich głowami powiewał biały sztandar Winterfell. Każdego dnia prosili jednego z lordów, by im towarzyszył. Robb i Yngvild w czasie jazdy rozmawiali z każdym, bez wyjątku. Chcieli, by każdy był pewny poparcia ich sprawy.
Greatjon wziął stu najlepszych ludzi i sto najszybszych koni, po czym pojechał do przodu na zwiady. Raporty od lorda Umbera niespecjalnie ich cieszyły. Tywin Lannister wciąż znajdował się o wiele dni na Południe od nich. A Walder Frey, lord Przeprawy, zebrał cztery tysiące ludzi wokół swoich zamków przy Zielonych Widłach.
— Znowu za późno — odezwała się lady Catelyn po wysłuchaniu wieści.
— W dodatku... — odezwał się jeszcze lord, dosyć przygnębionym tonem: — Edmure Tully zwołał wojska w Riverrun i z tego co się dowiedziałem, zamierza wyruszyć na twoją armię, panie.
Te wieści załamały ją jeszcze bardziej. Przymknęła oczy, w których zebrały się łzy.
— Przepraszam, — odezwała się płytkim głosem i podniosła się, nie zważając na wszystkie ważne osoby w pomieszczeniu — muszę wyjść. — Musiała to wszystko sobie na spokojnie przemyśleć.
Gdyby nie jej głupie uczucia, Robb miałby za sobą armie Riverrun i zapewne Przesmyku oraz Orlego Gniazda.
Im dalej kierowali się na Południe, tym Północny, zimowy wiatr ustawał. Brakowało jej tego. I brakowało jej Bożego Gaju.
Jojen też do niej nie pisał, była bardzo ciekawa jak zareagował na jej ślub z Robbem, ale może w ogóle nie wiedział?
Robb tłumaczył jej, że brat na pewno do niej pisał, tylko kruki nie wiedzą jak do nich dotrzeć, gdyż ciągle są w drodze.
***
Tej nocy rozłożyli obóz na południowym skraju bagien, w połowie drogi między królewskim traktem a rzeką. Tam też Theon Greyjoy przywiózł im kolejne wieści od zaprzyjaźnionego lorda, kiedy już mieli iść spać i położyli się.
— Lord Umber polecił przekazać, że starł się z Lannisterami. Tuzin zwiadowców nie zaniesie juz wiadomości lordowi Tywinowi. — Kraken uśmiechnął się. — Na czele ich zwiadowców stoi ser Addam Marbrand. Idzie na Południe, paląc wszystko po drodze, zna naszą pozycję mniej więcej, ale Greatjon przysięga, że nie będzie wiedział kiedy się rozdzielimy.
— Jeśli nie powie mu Frey — odezwała się Yngvild. — Powiedz lordowi Umberowi, by rozstawił wokół Bliźniaków najlepszych łuczników. Mają pilnować w dzień i w nocy, żaden kruk nie może się wydostać z jego zamku.
— Lord Umber już się tym zajął — odparł Greyjoy z dumnym uśmiechem, jakby sam był pomysłodawcą tego posunięcia.
— Co robili Freyowie, kiedy Lannisterowie palili ich pola i plądrowali posiadłości? — spytał Robb.
— Doszło do walk między ser Addamem a lordem Walderem — odpowiedział od razu. — Niecały dzień drogi stąd znaleźliśmy dwóch zwiadowców Lannisterów, którymi karmiły się wrony. Dosięgły ich tam strzały Freyów, jednak główne siły lorda Waldera zostają w Bliźniakach.
— Skoro starł się z Lannisterami, to może ma zamiar dochować wierności — powiedział Robb.
— Bronić swoich ziem to jedno, co innego wypowiedzieć otwartą wojnę Tywinowi Lannisterowi — zaprzeczyła ruda. Każdy znał lorda Waldera, lord Hoster, ojciec lady Catelyn nazywał go lordem Spóźnialskim, po tym jak ,,spóźnił" się na ostateczną walkę nad Tridentem. — Ja tam bym mu nie ufała — przyznała szczerze, kiedy zostali już sami.
— Też nie chce mu ufać, — potwierdził, patrząc jej w oczy — ale potrzebujemy sojuszników. — Złączył ich czoła i przymknął oczy, próbując choć trochę zapomnieć o wojnie.
— Nadal nie ma wieści od mojej rodziny? — spytała.
— Nie odzywają się ani słowem — przyznał. — Ale przynajmniej nie przeszkadzają nam w przeprawie przez te tereny.
— Chociaż tyle dobrego — westchnęła. — Robb, — zaczęła niepewnie, uśmiechając się lekko. — Muszę ci coś powiedzieć — wyznała i wzięła jego rękę, by przyłożyć ją do swojego brzucha, ale nie zdążyła tego zrobić.
Do ich namiotu wpadł zdyszany Theon.
— Nawet chwili samotności...?! — jęknął zdenerwowany Robb.
— Są nowe wieści... — zaczął, kiedy opanował oddech. — Proszą was na zebranie.
— Już idziemy — mruknął Stark, zakładając na siebie futro.
W namiocie czekali na nich wszyscy ważniejsi lordowie, a także lady Catelyn. Wszyscy wyrwani ze snu.
Lord Robb usiadł na drewnianej ławie, a Yngvild poszła obok niego i ciągle trzymając go za rękę, oparła się o niego.
Mimo wszystko i tak chciało jej się spać.
— Więc o co chodzi? — zapytał jej ukochany, ale nikt nie spieszył się z odpowiedzią.
— Pod murami Riverrun doszło do bitwy — oznajmił wreszcie Greatjon. — Dowiedzieliśmy się o tym od zwiadowcy Lannisterów, którego wzieliśmy do niewoli. Królobójca uznał Emure'a za naszego sojusznika i zaatakował go. Lannister go pokonał i rozpędził lordów dorzecza.
Yngvild poczuła jak Robb wzdycha. Poniekąd na pewno cieszył się, bo teraz Edmure na pewno ich nie zaatakuje, ale jednak to była rodzina.
— To dobrze — powiedział po chwili. — Nie będzie miał siły by nas zaatakować.
— A co z moim bratem? — spytała lady Catelyn, nie zważając na wypowiedź Robba.
— Ranny, w niewoli — odpowiedział Umber. — Wojska Jaime'a oblegają Riverrun, którego broni lord Balckwood z garstką ludzi.
— Może gdybyśmy mu pomogli zyskalibyśmy jego poparcie? — bardzo cicho odezwał się Roose Bolton. Yngvild poczuła jak wzrok Robba ląduje na nim.
— Czy myślisz, lordzie, że jeśli zabrałem mu narzeczoną — mocniej ścisnął rękę Yngvild a jego głos stał się twardy — to stanie po mojej stronie?
— Robb — odezwała się Catelyn, znacząco. — Edmure to mój brat, zabrałeś mu narzeczoną, choć nie powinieneś i ma prawo cię za to nienawidzić, ale w dewizie Tylluch pierwsza jest rodzina. Jeśli mu pomożesz stanie po naszej stronie.
Robb zamyślił się przez chwilę. Czuła, że walczy ze sobą w środku.
— Pomożemy mu — zdecydował po dłuższej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro