jedenaście
— Bran się obudził! — Podbiegł do niej Robb na korytarzu i ze szczęścia wziął ją w ramiona, unosząc lekko nad ziemię.
— Cudownie — przyznała z uśmiechem i wtuliła się w niego.
— Maester powiedział, że już jutro będę mógł do niego iść — poinformował ją, kiedy odsunęli się od siebie lekko. — Niestety, nie zgodził się, żebyś ty również się z nim spotkała.
W odpowiedzi pokiwała tylko głową.
Następnego dnia dowiedziała się, że mały Stark nic nie potrafił mu powiedzieć. Zapomniał co widział chwilę przed wypadkiem, a przekonany był, że sam spadł i nikt go nie zepchnął.
Nareszcie znowu Robb znalazł trochę czasu dla Yngvild i Brana, odchodząc na chwilę od swoich obowiązków.
Poszedł do jej komnaty, odwiedzić ją i razem zdecydowali, żeby iść do brata najstarszego Starka, bo maester Luwin wreszcie zgodził się, by ruda mogła go zobaczyć.
Kiedy weszli, Stara Niania robiła coś na drutach, a Branowi opowiadała historię.
— Znowu go straszysz? — zaczął Robb, kierując swoją wypowiedź do starszej kobiety.
— Młody lord miał takie życzenie — wyznała, zaprzestając swojej pracy.
— Zjedz coś. My zostaniemy. — Niania spojrzała jeszcze nieufnie na rudą, ale w końcu wyszła.
— Witaj, Bran — powiedziała szczęśliwie Yngvild, siadając obok niego, na łóżku. Uśmiechną się lekko na jej widok.
— Nareszcie wyglądasz jak dama — przyznał, patrząc na nią z zachwytem, co trochę ją zakłopotało, ale nie dała po sobie tego poznać. — Ubierasz się jak nasza matka. I czeszesz się jak ona — wskazał głową na jej rude włosy, ładnie uczesane w warkocza, jakiego często miała lady Catelyn.
— Kiedyś powiedziała, że niebo jest błękitne, bo żyjemy wewnątrz niebieskiego giganta — wtrącił Robb, nawiązując do Starej Niani, która przed chwilą wyszła.
— Może to prawda — powiedział sztywno, zwracając swoją uwagę z Yngvild na brata.
— Jak się czujesz? — spytał, podchodząc bliżej jego łóżka i siadając na drugim skraju od rudej. — Nadal nic nie pamiętasz? — zapytał, a chłopiec pokiwał tylko przecząco głową. — Wszyscy widzieliśmy jak się wspinasz, na wietrze, w deszczu, wiele razy. Nigdy nie spadłeś.
— Do czasu — zaprzeczył. — To prawda? To co maester Luwin mówi o moich nogach? — jego mina jeszcze bardziej zrzedła, a głos chłopca stał się jeszcze bardziej smutny. Robb nie wiedział co mu odpowiedzieć. Yngvild wiedziała jak bardzo ważna jest dla niego jego rodzina i za wszelką cenę nie chciał, by ktokolwiek z jego bliskich cierpiał.
Chłopak pokiwał twierdząco głową.
— Wolałbym umrzeć — stwierdził młody Stark, patrząc w sufit.
— Nie mów tak — zaprzeczyła Yngvild.
— Wolałbym umrzeć — powtórzył po raz drugi, jeszcze bardziej twardo.
Ukradkiem spojrzała na Robba i dostrzegła w jego oczach przerażenie.
Kiedy wyszli, Robb zatrzymał ją przed odejściem.
— Nie wydajesz się szczęśliwa — powiedział, patrząc w jej oczy.
— Cieszę się. — Wysiliła się na uśmiech w jego stronę i dodała, by go upewnić: — Naprawdę się ciesze, Bran jest mi bardzo bliski...
— Nie o to mi chodzi. — Zbliżył się, a jego wyraz twarzy zmienił się na jeszcze bardziej poważny.
— Jak mam być szczęśliwa bez ciebie? — Mimo jak bardzo nie chciała, znowu zachciało jej się płakać. Przecież byłam taka silna!, ta myśl coraz bardziej nie dawała jej spokoju.
— Nie chce widzieć twoich łez — powiedział smutno i cicho, głaszcząc ją po policzku.
Zacisnęła na chwilę powieki i przełknęła ślinę.
— Więc zostaw mnie w spokoju. — Wyrwała się z jego uścisku i odeszła, zostawiając go w całkowitym osłupieniu.
***
— Lord Robb wzywa cię do Wielkiej Komnaty, pani — oznajmiła jej Drina, kiedy ta siedziała przy Czardrzewie z Rutą na kolanach.
— Modlę się — odpowiedziała niechętnie.
— Lord Robb oczekuję, byś dotrzymała mu towarzystwa, podczas witania gości.
— Gości? — Przeniosła na nią swój wzrok.
— Tak, pani. Lord Tyrion Lannister i ludzie z Nocnej Straży.
— Już idę — rzuciła, podnosząc się i poprawiając suknie oraz włosy, ruszyła za Driną do zamku.
Docierając do sali, gości jeszcze nie było, za to stół, przy którym Starkowie i inne ważne osoby jadały, został przeniesiony pod ścianę. Usiadła obok Robba, wcześniej tylko kiwając mu głową.
— Nie chce cię zostawiać... — zaczął cicho, delikatnie chwytając ją za rękę.
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, a drzwi do sali otworzyły się. Wszedł przez nie któryś z Czarnych Braci i Tyrion Lannister, a Yngvild zabrała swoją rękę z jego dłoni.
— Lordzie. — Karzeł skłonił się przed nimi. — Lady.
Dziewczyna dostrzegła jak wzrok brata królowej ląduje na mieczu Robba, który spoczywał na jego kolanach. Wątpiła, czy lord Tyrion wie co to oznacza, obnażony miecz na kolanach pana zamku, witającego gości był znakiem jednoznacznym, ale tylko ludzie Północy wiedzieli co to oznacza. No chyba, że Tyrion Lannister był rzeczywiście tak mądry i rozeznany, jak mówili inni.
— Lordzie Tyrionie — odezwała się Yngvild, kiwając głową. Sądziła, że wypadałoby wstać, ale ona zrobi to, co nakaże jej jej lord, tak więc pozostała na miejscu.
— Każdy członek Nocnej Straży jest mile widziany w Winterfell i może tu gościć tak długo, jak zechce — przemówił Robb.
— Każdy członek Nocnej Straży, — powtórzył mały gość — lecz nie ja, czy dobrze cię zrozumiałem, chłopcze?
— Nie jestem dla ciebie chłopcem, Lannisterze — nie dał wyprowadzić się z młodocianej równowagi, tylko powiedział ze spokojem i dodał jeszcze bardziej dobitnie: — Pod nieobecność mojego ojca jestem panem tego zamku.
— Skoro jesteś lordem, to mógłbyś się nauczyć lordowskiej uprzejmości. — Yngvild tylko przewróciła oczyma, patrząc z boku na ich dziecinną wymianę zdań. - A czy dla swojej lady również jesteś taki nieuprzejmy, że taka smutna siedzi? - Przeniósł swój wzrok na rudą, a tej przyspieszyło serce.
— Nie jestem jego lady.
Karzeł chciał powiedzieć coś jeszcze, ale ponowne otwieranie drzwi i wejście Hodora z Branem, przerwało mu to.
— A więc to prawda, chłopiec żyje. — Zmienił temat. — Nie chciałem wierzyć. Ach, wy Starkowie, trudno was zabić.
— Lepiej o tym pamiętajcie, Lannisterowie — znowu odezwał się Robb. — Hodor, przynieś tutaj mojego brata.
— Hodor! — powtórzył posłusznie stajenny i z uśmiechem na twarzy posadził Brana obok Robba, po lewej stronie, po prawej była Yngvild. Na tronach Starków, na którym panowie Winterfell razem ze swoimi paniami zasiadali od czasów, kiedy nazywali się Królami Północy.
Robb położył dłoń na ramieniu brata.
— Słyszałem, że chcesz widzieć Brana. Proszę, jest tutaj.
— Mówiono mi, Bran, że potrafiłeś się wspinać jak nikt inny — znowu zaczął mówić mały Lew. — Powiedz mi więc, jak to się stało, że wtedy spadłeś?
Yngvild wychyliła się lekko ze swojego miejsca, by spojrzeć na Brana. W jego oczach dostrzegła zawahanie, nie wiedział co mu odpowiedzieć, przecież nigdy nie spadł.
— Dzieciak nic nie pamięta z tamtego dnia — wtrącił Luwin.
— Dziwne — przyznał, zamyślony Tyrion.
— Mój brat nie przyszedł tutaj, żeby odpowiadać na twoje pytania, Lannisterze — rzekł szorstko Robb. — Załatw sprawy i ruszaj w swoją stronę.
— Mam dla ciebie prezent — Lew zwrócił się do młodego Wilkora. — Lubisz jeździć konno, chłopcze?
— Mój panie, chłopiec nie włada nogami — znowu odezwał się maester. — Nie może dosiąść konia.
— Nonsens — odparł Lannister, a jego wypowiedź przyciągnęła uwagę Yngvild. — Mając odpowiedniego konia i odpowiednie siodło, nawet kaleka może jeździć.
— Nie jestem kaleką! — niespodziewanie odezwał się Bran, zwracając tym samym uwagę wszystkich innych.
— A ja nie jestem karłem! — przyznał Tyrion z grymasem uśmiechu na ustach. — Mój ojciec ucieszy się, kiedy się o tym dowie — powiedział, a rudej zmiękło serce. Przypomniała sobie, jak spotkali się pierwszy raz i karzeł opowiadał jej i Jonowi, że w oczach ojca zawsze był bękartem. Współczuję mu, przyznała w myślach.
— O jakim koniu i siodle mówisz? — spytał maester Luwin.
— O mądrym koniu. Chłopiec nie może używać nóg do wydawania zwierzęciu komendy, więc trzeba je tak ułożyć, żeby pasowało do jeźdźca...
— Czyli nauczyć go reagować na wodze i głos! — wyrwało się Yngvild z uśmiechem na twarzy. — To genialny pomysł, lordzie Tyrionie — przyznała, a ten zwrócił na nią swoją uwagę.
— Dokładnie, lady Reed. — Uśmiechnął się do niej. — Dziękuję za uznanie.
Yngvild popatrzyła po pozostałych, ale tamci patrzyli na nią bez jakichkolwiek pozytywnych emocji, a wręcz przeciwnie, z wrogością, że w ogóle się odezwała, więc znowu zagłębiła się w swoim tronie i odezwała cicho, żałując jakichkolwiek słów wypowiedzianych do karła:
— Wybacz, że ci przerwałam, lordzie. Kontynuuj, proszę.
Jeszcze przez chwilę czuła na sobie przenikliwy wzrok Tyriona, jednak ten znowu spojrzał na Brana i mówił dalej:
— Wybrałbym jakiegoś nie ujeżdżonego jeszcze roczniaka, żeby nie trzeba było go oduczać rzeczy, które już poznał. — Wyjął zza pasa zwinięty zwój. — Pokażcie to rymarzowi, a on zajmie się resztą.
Maester podszedł do niego wyraźnie zainteresowany, ona również była bardzo ciekawa, ale postanowiła się nie odzywać. Tak będzie lepiej. Nie odzywaj się, nieustannie sobie powtarzała, starając się poskromić swoją ciekawość.
— Rozumiem — odezwał się maester, a ona przegryzła wargę, będąc ciekawa jak wygląda siodło dla Brana. — Dobrze rysujesz, mój panie. Tak, to może pomóc. Sam powinienem był pomyśleć o czymś takim.
— Mnie było łatwiej, ponieważ przypomina to moje siodło, chociaż myślę, że lady Reed również mogłaby na to wpaść — posłał jej niezauważalny uśmiech, a ona jeszcze bardziej poczuła się skrępowana, nie powinnam się odzywać, upomniała się, jestem głupia! Tylko się ośmieszyłam...
— Czy naprawdę będę mógł jeździć? — pytanie Brana sprowadziło ją na ziemię.
— Będziesz jeździł — zapewnił karzeł. — I wierz, mi chłopcze, na końskim grzbiecie będziesz tak samo wysoki jak wszyscy inni.
Dostrzegła, że Robb patrzy na niego podejrzliwie.
— Czy to jakiś podstęp, Lannisterze? Co ty masz do Brana? Dlaczego miałbyś mu pomagać?
— Prosił mnie o to twój brat, Jon. — Wypowiedział tylko to jedno imię, a serce Yngvild ponownie podeszło jej do gardła, przed jej oczyma pojawił się obraz Jona Snow i przypomniał jej się słodki smak jego ust.
Z transu obudziło ją nagłe otwarcie drzwi, a do Wielkiej Komnaty wpadł zdyszany Rickon, wpuszczający snop słonecznego blasku. Za nim wbiegły wilkory. Chłopiec zatrzymał się zaskoczony, ale wilki pobiegły dalej. Wyczuły Lannistera i spojrzały na niego.
Lato zaczął warczeć jako pierwszy, a zaraz dołączył do niego Szary Wicher.
Wilkorzyca rudej siedziała obok tronu na którym siedziała Yngvild, ale ta pokazała jej ręką, by nie ruszała się z miejsca. Polubiła Tyriona i nie chciała dla niego źle.
Dwa wilkory stanęły po jego obu stronach.
— Nie podoba im się twój zapach, Lannisterze — zauważył Theon Greyjoy, który stał obok siedzenia Brana.
— W takim razie chyba już pójdę — rzekł Tyrion i zrobił krok w tył, ale nawet to nie poskutkowało, a wręcz przeciwnie. Wszyscy w sali usłyszeli nienawistne warczenie Kudłacza.
— Robb — odezwała się cicho do ukochanego, ale ten nawet nie zareagował, wpatrywał się w to co wilkory robią z Lannisterem i najwyraźniej podobało mu się to.
Tyrion cofnął się w drugi tył i w tej samej chwili Lato skoczył z drugiej strony. Krasnal odwrócił się i zachwiał, a Szary Wicher chwycił go za rękaw, rozrywając materiał.
— Dosyć tego! — Lady Reed powstała i powiedziała ostro w stronę wilkorów, narażając się tym samym na gniew Starków. Ale nie liczyło się to teraz dla niej. Nie chciała, by Tyrion cierpiał jeszcze bardziej. — Lato! Szary Wicher! Kudłacz! Do mnie! — zawołała, a wilkory o dziwo posłuchały jej od razu i podbiegły do niej z opuszczonymi łbami. Niech wiedzą co zrobiły źle, pomyślała i zeszła z podwyższenia.
— Wybacz panie, nie wiem co wstąpiło w te wilkory. — Podeszła do krasnala, a za nią spokojnie szła najwyższa z wilkorów, Ruta. Wilkory pozostałych Starków pozostały na podwyższeniu. — Przepraszam również, że przerwałam ci wcześniej wypowiedź. Mam szczerą nadzieję, że zostaniesz w Winterfell na kilka dni, a teraz przepraszam, ale muszę wyjść. — Skłoniła się przed nim i wyszła z wysoko uniesioną głową. Czuła satysfakcję, że wilkory posłuchały jej oraz za to, że potrafiła tak odważnie wyjść z sytuacji i w godny sposób przeprosić lorda Tyriona.
Teraz tylko postarać się, by nie dostała monologu od maestera Luwina bądź Robba.
~ Tyrion
Nie mógł wyjść z podziwu po wyjściu lady Reed. Tylko ona jako jedyna okazała mu szacunek. Nie mógł również nie dostrzec tego jak bardzo się zmieniła od kiedy widzieli się ostatni raz.
Jak wyjeżdżał z Winterfell, dziewczyna była bardziej żywa. Wszędzie było jej pełno i nigdzie nie była na stałe. Słyszał również, że przed przyjazdem króla strzelała z łuku i ćwiczyła walkę siecią, a także przeważnie ubrana była w zwykle spodnie. Nie widział jej też schludnie uczesanej, ciągle miała roztrzepane włosy.
Teraz, kiedy wrócił z Muru, dziewczyna była zupełnie inną osobą. Była cicha i spokojna, a kiedy odezwała się nie pytana, przeprosiła i Tyrion w jej oczach widział, że żałuję swoich słów, nawet jeśli były one mądre i dopełniały błyskotliwą wypowiedź. Ubrana była w piękną i zdobną suknie, która ciężko się za nią ciągnęła, a jej włosy były starannie zebrane w długiego warkocza, opadającego na ramię.
Jeszcze chwilę patrzył na miejsce w którym zniknęła lady Reed, dopóki nie dobiegł go głos jednego z jego ludzi:
— Nic ci nie jest, panie?
— No cóż, mam podarty rękaw, podejrzanie mokre spodnie, ale nic więcej nie ucierpiało poza moją godnością.
— Wilki... Nie wiem, dlaczego...
— Powinieneś się cieszyć lordzie, że w zamku masz lady, która obroniła dumę rodu Starków — zauważył, zaczepnie patrząc na najstarszego Starka. — Co by było, gdyby wieści o tym, że niewychowane wilkory dzieci Starków zaatakowały mnie, lorda Tyriona? — zaśmiał się sarkastycznie. — Ale cóż... Jestem wdzięczny lady Reed, że odwołała wilkory. Teraz naprawdę już pójdę.
— Jeszcze chwilę, panie — odezwał się maester i podszedł do swojego lorda. Szeptali coś przez chwilę do siebie, po czym lord Stark schował miecz do pochwy, podniósł się i przemówił:
— Ja... Być może zbyt pochopnie cię oceniłem. Okazałeś życzliwość Branowi i... — Wszyscy dostrzegli, że z trudem przychodzą mu słowa. — Bądź gościem Winterfell, Lannisterze.
— Chłopcze, oszczędź mi nieszczerych uprzejmości. Nie lubisz mnie i nie chcesz mnie tutaj. Za murami, w zimowym mieście, widziałem karczmę. Tam przenocuje, dzięki czemu obaj będziemy mogli spać spokojnie. Za kilka miedziaków znajdę nawet jakąś dziewkę, która mi ogrzeje łoże. — Odwrócił się do przedstawiciela Czarnych Braci i oznajmił mu: — Yoren, o świcie wyruszamy na Południe. Dogonicie nas.
Po tych słowach wyszedł na dwór, a w jego twarz uderzył powiew zimnego, Północnego wiatru.
Zebrał swoich ludzi i nakazał im naszykować się do drogi, a sam ruszył powolnym krokiem w stronę Bożego Gaju.
Nie wszedł by tam oczywiście, czułby się jeszcze bardziej nie na miejscu, ale był bardzo ciekaw tamtego tajemniczego miejsca. W głębi serca miał również nadzieję spotkać lady Reed.
Przed bramą do osobliwego ogrodu zauważył kobietę, którą był pewien już kiedyś spotkać.
Na swoich krótkich nogach, ruszył w jej stronę.
— Lordzie Tyrionie. — Dziewczyna podniosła się i ukłoniła, kiedy tylko go zobaczyła przed sobą.
— Wybacz, ale zapomniałem... Skąd cię znam?
— Byłam dwórką twojej siostry, królowej Cersei.
— A, tak - przypomniał sobie. — A teraz jesteś tu...?
— Służę lady Reed, mój panie.
— Jest tam? — spytał, palcem wskazując na ścieżkę przez drzewa, która zapewne prowadziła do Czardrzewa.
— Tak, mój panie, ale nie lubi, jeśli ktoś przerywa jej w modlitwie.
— Rozumiem. — Opuścił głowę. — Długo jeszcze tam będzie? Chciałem z nią pomówić...
— Nie wiem, mój panie. Czasami potrafi przesiadywać tam całymi dniami...
— Tyle się modli? — zapytał, podnosząc na nią swój wzrok różnorodnych odcieni oczu.
— Modli się czasami — przyznała cicho i dodała jeszcze ciszej: — chodzi tam, żeby być sama, żeby nie rozmawiać z ludźmi. Żeby nikt nie widział jej łez.
~ Yngvild
Wyszła z Bożego Gaju i od Driny dowiedziała się, że szukał jej lord Tyrion, także mając nadzieję, że jest jeszcze w Winterfell zaczęła go szukać.
Na szczęście nie myliła się. Akurat wsiadał na konia.
— Lordzie Tyrionie! — zawołała za nim, szybkim krokiem podchodząc do niego.
— Lady. — Uśmiechnął się do niej.
— Chciałeś ze mną mówić? — spytała sztywno.
— Tak - przyznał. — Odkąd ostatnim razem cię widziałem nie byłaś jak lady...
— Wybacz mi, lordzie, za moje niegodne zachowanie, przyrzekam, że już taka nie jestem i nie przynoszę wstydu mojemu panu ojcu...
— Nie o to mi chodzi, lady...
— W takim razie wybacz mi, panie — odparła bez emocji.
— Dlaczego tak się zmieniłaś? — zadał pytanie na jednym tchu, a ona głęboko wciągnęła powietrze.
— To najwyższy czas, by dorosnąć, lordzie i stać się odpowiedzialną. Wkrótce wyjadę do Riverrun i będę musiała zachowywać się jak na damę przystało, panie.
— Jednak nie zostajesz z Robbem Starkiem? — zapytał, a ona od razu na niego spojrzała z błyskiem w oku.
— Nie, lordzie. Dlaczego tak myślisz?
— Widziałem uczucie pomiędzy wami, kiedy byłem tu przed wyjazdem na Mur...
— To bez znaczenia, lordzie. — Spuściła głowę, zastanawiając się czy powiedzieć mu coś jeszcze. — Walczyliśmy o to, lordzie, — w jej oczach stanęły łzy — ale lady Catelyn powiedziała, że nikogo nie obchodzi nasze uczucie.
Tyrion rozchylił usta, by coś powiedzieć, ale nie odezwał się ani słowem.
— Wybacz, lordzie, że obarczyłam cię swoimi problemami...
— Ależ skąd, lady! — sprzeciwił się głośno. — Cieszę się, że obdarzyłaś mnie swoim zaufaniem. — Posłał jej delikatny uśmiech. — Nie musiałaś przepraszać mnie za swoją błyskotliwość, wątpię, by maester kiedykolwiek by na to wpadł, jest już bardzo stary, a jego umysł przestarzały... — zaśmiał się, ale Yngvild pozostała niewzruszona, więc on również przestał się śmiać. — Przykro mi, że nie udało ci się z Robbem — szybko otarła łzę, której przez przypadek pozwoliła opuścić oko — i że te wszystkie zwyczaje zniszczyły ci życie. Żegnaj, lady Reed, mam nadzieję, że wkrótce się znowu spotkamy.
Odwrócił się, żeby odejść, ale dziewczyna jeszcze go zatrzymała:
— Zaczekaj, lordzie!
— Tak? — Spojrzał na nią.
— Czy Jon...? — przełknęła ślinę, zastanawiając się czy wypada jej o to pytać, ale Jon mimo wszystko był jej przyjacielem. — Czy Jon miał dla mnie jakąś wiadomość? — spytała z nadzieją, ale kiedy dostrzegła zawahanie w oczach Tyriona jeszcze bardziej zachciało jej się płakać. Liczyła, że Jon był jej przyjacielem...
— Przykro mi...
— Rozumiem — przerwała mu sztywno. — Liczę, że jeszcze się spotkamy, lordzie — powiedziała wyuczoną kwestię i odeszła, kierując się do Bożego Gaju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro