Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dwadzieścia osiem

Prezent gwiazdkowy! ️🎄❤️ {może ktoś ma to jeszcze w "bibliotece" xD}

Pustka panowała w całym pomieszczeniu, odciętym od jakiegokolwiek źródła światła. Można by rzec, że była to pustka goszcząca w sercu nie jednego człowieka. Ale ta pustka była jedynie materialną pustką w zamkowym pomieszczeniu odciętym od ludzkości.

Na pozór panowała tam pustka, kiedy było ciemno. Gdyby zapaliło się tu światło, ujrzałby się coś co prześladowało by już do końca życia w najgorszych koszmarach.

Drzwi były jednymi z najgrubszych jakie kiedykolwiek powstały i zamkniętych na setki zamków, do których klucz miał tylko jeden jedyny na tym świecie lord.

Wisior pełen małych zawieszek ciążył mu na szyi, niczym gruby łańcuch więzienny. Gdyby nie zbrodnia jaką tam ukrył zapewne nie byłoby mu tak ciężko dźwigać to co dnia. Mógł również odłożyć to wszystko do jakiejś szafki czy oddać strażnikowi, ale starzec stwierdził, że dzięki temu będzie pamiętał o tym co zrobił i podczas spożywania porannego, popołudniowego i wieczornego posiłku będzie się rozkoszował swoim postępowaniem, najcięższą z najcięższych zbrodni, która była zdradą młodego chłopaka oraz jego miłości, a także ludzi, którzy przyszli tu z Młodym Wilkiem; byli oni gotowi umrzeć za niego, byli wierni, byli ludźmi Północy, którzy właśnie dla niego zginęli. To było szalenie szlachetnie i z pewnością bardowie będą śpiewać o tym po zmierzch bogów.

Lord głęboko w sercu nie był pewien czy nosi wisior ze względu na odnoszenie się ze swoim czynem, czy po prostu była to jego pokuta, którą dzień w dzień, od wczesnego wschodu do późnego zachodu musi dźwigać na swojej duszy.

Nie potrafił spojrzeć w swoje oblicze tak jak jeszcze nie dawno. Nie potrafił zobaczyć tam czegoś, czego by się nie bał. Nie chciał przyznać, że kiedy tylko zamknie oczy widzi tą scenę mordu, krew, która leje się po całej jego sali, w której było wesele jego pomocników w zbrodni. Nie chciał przyznać, że kiedy tylko zostawał sam, słyszał ten przeraźliwy krzyk Catelyn i wycie tego okropnego wilkora, który co noc nawiedzał jego komnaty sypialne i wygryzł mu tętnice we śnie, a następnie, kiedy już to zrobił, brał się za inne części ciała.

Chude i siwe włosy Waldera po raz setny tego już dnia, opadły mu na czoło, a on je już do znudzenia przerzucił na głowę. Nie raz już myślał o tym, by całkowicie pozbyć się – już coraz bardziej – wypadających włosów, ale stwierdził, że wkrótce i tak same wypadną. Po co się fatygować?

Westchnął, popijając wino z miedzianego kielicha, licząc, że to ukoi jego ból głowy, który męczył go od Krwawych Godów.

Na przeciwko niego siedział napięty jak struna Edmure, a obok niego żona – Meera.

— Czego jeszcze ode mnie chcecie? — warknął Walder, widelcem grzebiąc w steku, który gościł na jego talerzu. Ani trochę nie miał ochoty na jedzenie, zwłaszcza w ich towarzystwie.

— Chciałbym zabrać do Riverrun ciało Yngvild — odezwał się lord Tully, a jego młoda żona przeniosła na niego zaskoczone spojrzenie.

— Jak możesz? — zapytała pustym głosem.

— Nie wtrącaj się — rzekł krótko, patrząc na nią ukradkiem.

— Nie możesz! — zaczęła, ale ten złapał ją za rękę i ponowił:

— Nie odzywaj się. Czy więc będę mógł zabrać jej ciało? — Jego wzrok ponownie powędrował ku staremu lordowi, który sztucznie roześmiał się w niebo głos.

— Ależ oczywiście — potwierdził sarkastycznie. — Joffrey zabrał mi głowę szanownego Króla Północy i jego wilkora, cóż mi więc szkodzi oddać ci jego żonę? — W oczach Edmure'a dostrzegł zadowolenie, które zaraz zniszczył: — Jednak jej ciało wkrótce znajdzie się na Przesmyku. Jej ojciec chciał ją tam.

Lord poczuł jak jego łańcuch robi się jeszcze cięższy. Wkrótce będzie musiał pójść do tych okropnych drzwi i sto razy unosić rękę z jednym z kluczy, by otworzyć sto zamków.  Jeśli zdejmie łańcuch z szyi, bez zaprzeczenia będzie tam blizna, która już zawsze będzie przypominała mu o zbrodni, której się dopuścił. Wiedział, że zobaczy ich ciała, które z pewnością zaczęły się już rozkładać. Ani przez chwilę nie chciał o tym myśleć i najlepiej zapomniałby o tym na zawsze.

Optymistyczną myślą było dla niego to, że postara się jak najlepiej ozdobić ciało córki Howlanda. Pięknie w jego głowie wyglądała ubrana na biało, z tymi pięknymi, srebrno - złotymi włosami wokół jej ciała. Po dłuższych namysłach posłał po dodatkowy biały materiał, który przykryje tą okropną dziurę na jej brzuchu, która zabiła ją i jej dziecko. Postanowił, że na jej głowie spocznie wianek z kolorowych kwiatków, zerwanych na łące przez jego najmłodsze córki i wnuczki. Maester wyjął niektóre wnętrzności Królowej Północy, ale postarał się, by dziewczyna nadal wyglądała dosyć naturalnie, a także uczony człowiek włożył w nią kilkanaście ziół, by zapach jej martwego ciała nie śmierdział.

Jej ciało ułożone w trumnie spowodowałoby łzy osoby, która nawet jej nie znała. Jej blada twarz i blade usta, które już nigdy nie miały zaznać pocałunku. Jej oczy były zamknięte, a na nich spoczywały dwie małe stokrotki. Nawet piegi na jej twarzy zniknęły albo wtopiły się w bladą, martwą cerę. Biała sukienka była idealna, lekka i skromna, bez żadnych zdobień. Wianek na jej srebrno - złotych włosach był naprawdę świetny – dodawał jej niewinności, tak jakby zmarła przedwcześnie, nie zaznając miłości w małżeństwie, ani co dopiero macierzyństwa. Nikt nie pomyślałby, że dziewczyna kiedykolwiek mogłaby spędzić noc z mężczyzną. Ale czy Robb Stark był mężczyzną? Czy tylko chłopcem?

Królowa wielu oddanych jej serc leżała w małej trumnie, idealnej dla swej sylwetki, a wokół niej poukładane były wszelkie kolorowe kwiaty. Była niewinna, delikatna i piękna niczym poranna kropla rosy.

Lord Walder siedział w sepcie, obok jej ciała i wpatrywał się w nią. Kiedyś rude niczym ogień włosy, rozpalone, czerwone policzki, na których znajdowała się masa piegów, pełne, różowe usta, które nie raz zaznały pocałunku prawdziwej miłości. Pamiętał jej oczy, pełne blasku i mądrości, które jeszcze wielu mogły nauczyć jak przetrwać zimę na Północy. Jej serce niegdyś biło szybciej niż niejednej osoby. A teraz? Siwe, pozbawione blasku srebra i złota włosy, biała cera, zapadnięte policzki, sine usta, które już nigdy nie znają miłości. I to serce które przestało już bić.

Nie jedna osoba pomyślałby, że jest to jedna z córek Waldera Freya, mimo tego, że była nieziemsko piękna, nawet w drewnianej trumnie. Starzec nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała tak pięknie, że wzbudziła w nim jeszcze więcej poczucia winy. Och, już zawsze będę pamiętał o Krwawych Godach.

Wyciągnął rękę w jej stronę i delikatnie przejechał po jej zimnym policzku z czułością. Och, tak bardzo zaczął żałować, że pozwolił ją zabić! Niech prześladuje mnie już na zawsze, zaklnął, niech nie pozwoli zapomnieć mi, jakiej zbrodni się dopuściłem.

Zastanawiał się czy Howland widząc tak pięknie ułożone ciało swojej córki również zacznie żałować tej zbrodni.

— Panie — dobiegł go głos strażnika.

— Nie teraz — warknął, nie odwracając głowy od dziewczyny. Niech nawet nikt nie śmie przerywać mu tej pięknej chwili. Na swój sposób była piękna, żegnał dziewczynę, której śmierć widział i cieszył się z niej. Teraz ta śmierć nie dawała mu żyć. Wolał sam zginąć i leżeć teraz w tej trumnie, a jej pozwoliłby cieszyć się życiem u boku tego Wilka z Północy. Och, tak bardzo żałował!

— To jego córka? — słyszał szepty ludzi, którzy zbierali się w sepcie na mszę, którą zdecydował się zrobić przed jej opuszczeniem Bliźniaków. Najwyraźniej tamci przybysze nie wiedzieli, że były Krwawe Gody. Albo pomyśleli, że sprawiedliwość go sięgnęła po tej zbrodni i teraz każdy z jego rodziny zacznie umierać śmiercią tragiczną.

Yngvild wyglądała tak pięknie i czysto, że jej śmierć musiała być tragiczna. Wyglądała na czystą dziewczynę, dziewicę, która nie zdążyła wyjść za mąż. Może tylko zaznała miłości, krótkiego pocałunku w kącie zamku z kochankiem jednodniowym. Ludzie mogliby pomyśleć, że dziewczyna nie chciała męża, zakochana w tym kochanku i pragnęła uciec z nim w noc pełni księżyca, jak to bywało w starych opowieściach i legendach, ale coś poszło nie tak i teraz leżała w trumnie z przebitym sercem, bo myśl życia bez swojego kochanka była dla niej gorsza niż jakiekolwiek życie z kimś innym.

Ale nie taka była prawda. Była dużo bardziej tragiczna.

Kobieta została oszukana przez swoją rodzinę i zabita daleko od domu. Umarła krótko przed swoim mężem, sensem i miłością jej życia, tym samym zostawiając swojego syna bez matki. Co teraz zrobi? Jak przeżyje bez jej miłości? Kto się nim zajmie? Te pytania pozostały jej bez odpowiedzi, nawet nie zostały wypowiedziane na głos. Tragiczne było to wydarzenie, które bez wątpienia zmieniło bieg historii. Nie przebiła swojego serca, jak to by mogło być w prawdziwej historii miłosnej, która skończyła się katastrofą. Mimo, że jej serce nie było przebite, samo pękło, kiedy zdrajcy zaatakowali jej ukochanego i wbili ostrza w jej brzuch,
w którym znajdowało się dziecko.

Taka była ta historia; inna niż wszystkie, a nawet nie realna, ale tak było na prawdę. To wszystko niestety miało miejsce i ciążyło na duszy Waldera niczym najcięższy z najcięższych kamieni.

— Już pora — odezwał się septon, mówiący o końcu mszy. Frey nawet nie spostrzegł, kiedy ona przebiegła. Teraz był czas, kiedy żołnierze Reeda zabiorą ją do siebie, na Przesmyk. Niech on również będzie przeklęty. Zabił własne dziecko, oddając ostatnią córkę potworowi.

Lord nie wiedział, że podczas tej godziny jego oczy zalały się łzami. Nie kontrolował tego, pierwszy raz pozwolił, by uczucia wzięły mu górę przy innych.

Trumna dziewczyny została zamknięta, ale w jego głowie wciąż widział tą piękną istotę pozbawioną życia. Żołnierze unieśli ją i wynieśli z Septu, ale on nie mógł się ruszyć. Nie był w stanie. Ta wina ciążyła na nim jeszcze bardziej i nie pozwalała mu się ruszać. Stał tam, nie zważając na zmartwionych strażników i członków rodziny, którzy nie ukrywali swojego szczęścia z jego niedyspozycji.

Dopiero później, kiedy słońce już zaszło za horyzont, a ostatnia świeczka wypaliła się, ruszył powolnym krokiem do wieży, w której było zamknięte jeszcze ciało Starka. Zamknięte na sto zamków, od których klucze nosił na szyi. Nie zamierzał tam zaglądać, nie chciał, nie potrafił. Nie mógł znieści ciężaru tej zbrodni, więc kiedy stanął przed tymi drzwiami postanowił po prostu iść do swojej komnaty, by spróbować zaznać choć trochę snu.

***

— Drino, Drino! — kobietę dobiegł głos Lyanny, która wbiegła jak burza do pomieszczenia, ledwo łapiąc oddech, przez śmiech. Za nią wbiegł nieco młodszy Eddard.

— Dzieci... — zaczęła zaskoczona ze smutkiem w głosie. Odłożyła list na komodę obok siebie i schyliła się do dzieci, które przestały się śmiać i podeszły do niej z zapytaniem na twarzy. Wiedziała, że Lya i Ned muszą się dowiedzieć, ale nie miała pojęcia jak ma im to przekazać, to co właśnie przeczytała. Tak bardzo chciała się teraz zamknąć w swojej komnacie, schować pod przykryciem i zacząć płakać. Tak bardzo się tego spodziewała, ale tak bardzo nie mogła w to teraz uwierzyć.

— Coś się stało? — z rozmyśleń wyrwał ją głos Lyanny Stark.

— Och, dzieci — rzekła ze smutkiem i przytuliła ich mocno do siebie, otulając ramionami, tak jakby bała się, że zaraz ktoś tu wejdzie i odbierze jej jej skarby. Teraz to ona została ich opiekunką, matką i czymkolwiek jeszcze mogła, by zastąpić im brak rodziców.

***

Na niebie pojawił się księżyc w pełni, który nie dawał spać ludziom. Ale nie jemu. Lord Walder Frey spał w najlepsze, w swoim starym, twardym łóżku, od którego śmierdziało zdechłymi szczurami.

Każdy w zamku wiedział, że nie będzie to dobry sen – nikt w pełnię nie mógł się wyspać, a ich lord nie spał dobrze od Krwawych Godów, a od kiedy otworzył najgrubsze z najgrubszych drzwi, uwalniając tym dusze Yngvild Stark nie było nawet marzeń o pięknym śnie.

Zmarła kobieta nawiedzała jego komnaty co noc. Jej włosy były pełne starego blasku złota i srebra, jej twarz była lekko różowa, zwłaszcza na policzkach, a usta były pełne i czerwone, może nawet równały kolorowi krwii. Jej oczy świeciły fioletowym blaskiem w ciemności pomieszczenia, co jeszcze bardziej go prześladowało. Była ubrana w tą samą białą sukienkę, w której pochował ją dla ojca, a na jej głowie znajdował się wianek z polnych kwiatów. Możnaby nawet pomyśleć, że była żywa, gdyby nie to, że unosiła się nad ziemią i była nieco przeźroczysta.

Co noc zmarła Królowa Północy pojawiała się w komnacie lorda i zbliżała się do jego łoża, a ten budził się i unosił na ramionach. Yngvild uśmiechała się do niego i to była jego jedyna chwila, w której czuł spokój – później zmieniała się w postać z najgorszego koszmaru, a rana na jej brzuchu potwornie krwawiła i rzucała się na Frey'a, czyniąc mu takie koszmarne przeżycia, że lepiej byłoby by nikt nie dowiedział się co przeżywał ten biedy starzec.

Wiedział, że długo tak nie wytrzyma, że musi coś zrobić, cokolwiek. Mimo starego wieku i okropnego stanu zdrowia, Wlader wdrapał się na tą najwyższą wieże, w której trzymał swój skarb, z którego był tak dumny i który go tak cieszył.

Z ciężkim westchnieniem zaczął otwierać wszystkie zamki, kolejno unosząc każdy z kluczy, aż doszedł do dziewięćdziesiątego dziewiątego, a jego rękę opadła na dół. Do jego nozdrza doleciał zapach rozkładającego się ciała Króla Północy. Był już tak blisko zobaczenia go, jego ciała i największego trofeum – nawet Tywin Lannister nie potrafił go zabić. Nie dosięgły go pazury lwa, a chciwość starca i jego głupia chęć zemsty za nic. Przecież nie mógł zabrać cudzych dzieci; wstydził się tego – jak mógł zabrać dziecko z objęć matki?

Nie odważył się podnieść ostatniego, setnego z kluczy. Nie wiedział do końca czy to zmęczenie, czy tak ogromne poczucie winy.

Nie wiele myśląc cofnął się od drzwi, nie mogąc za nic w świecie unieść setnego klucza. Podszedł do okna, które znajdowało się na przeciwko najgrubszych drzwi tego świata. Wyjrzał przez nie i w oddali, mimo słabego wzroku, dostrzegł światło, którego źródłem z pewnością były świece zapalone na jego rozkaz, liczył, że dzięki nim wytworzy pewnego rodzaju barierę ochronną dla jego zamków, by żaden duch nie mógł tu przejść. Stał się zbyt zabobonnym człowiekiem.

W jego oczach znowu zebrały się te okropne łzy, a łańcuch ze stoma kluczami tak bardzo zaczął mu ciążyć, że czuł jak przebija mu skórę i dotyka jego kości.

Nie był do końca pewien czy umyślnie czy nie przechylił się w oknie, ale tak czy inaczej wypadł z niego, lądując w fosie, która otaczała jego Bliźniaki. Był pewien, że  to tak ciężkie serce sprowadziło go na dno, a nie klucze, zawieszone na jego szyi. Przez chwilę nie poczuł się wolny, kiedy leciał. Razem z pluskiem wody, przestał oddychać powietrzem, a woda zalała jego płuca. Przez chwilę nie poczuł się wolny ani nie poczuł spokoju. Na jego twarzy zastygł ból i cierpienie, a także zbrodnia, która tak bardzo na nim ciążyła.

Ludzie dużo mówili o tym zdarzeniu, wieści te rozeszły się na Północ, Południe, Wschód i Zachód, niosąc się szybciej niż światło błyskawicy, jakby takie właśnie było przeznaczenie. Były różne wersje śmierci lorda Waldera, jednak wszystkie sprowadzały się do klątwy Królowej Północy.

Jednogłośnie wszyscy stwierdzili, że wiąże się to z Krwawymi Godami, na których śmierć ponieśli ludzie Północy. Mieszkańcy Westeros wiedzieli, że jeśli stoi za tym duch Yngvild Stark, to nie podda się tak łatwo, póki nie zabije wszystkich wrogów swojej rodziny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro