25
5 lat później
Yngvild szła korytarzem Winterfell wraz ze swoimi dziećmi. Prawej ręki trzymała ją pięcioletnia dziewczynka, Lyanna, a z lewej podążał czteroletni chłopczyk, Eddard. Oboje mieli fioletowe oczy i jasne włosy, ale nikt nie podważał ich pochodzenia, kiedy Yngvild przestała używać orzecha do mycia włosów i jej włosy również stały się srebrno złote. Niektórzy sądzili nawet, że jest Targaryenką, ale ona nie była dość przekonana, jednak trudno było jej wyjaśnić kolor ich oczu. Kiedy rudy zszedł z jej włosów, fiolet jej oczu stał się wyraźniejszy.
Za Królową podążała jej oddana przyjaciółka - Drina i Jeyne, która również miała brzuch jak Yngvild, tylko ona spodziewała się pierwszego dziecka, a srebrno - złotowłosa trzeciego. Niektórzy mówili, że jest to bękart Króla, ale jego żona nie chciała w to wierzyć. Robb przyrzekł jej, że nigdy jej nie zdradził, a ona mu ufała.
Wyszli na dziedziniec, na którym nie było nudy. Robb, kiedy tylko wrócili rozporządził zbieranie zapasów żywieniowych i broniowych na zimę, a także szkolenie nowych żołnierzy. Była pewna, że kiedy nadejdzie zima będą już gotowi.
Mimo iż jesień chyliła się ku końcowi, Północ kwitła pod ich panowaniem. Gdzie się tylko pojawili, mieszkańcy i lordowie głośno ich witali a także pozdrawiali. A ich sojusz z Lannisterami nadal utrzymywał się w doskonałym porządku.
- Mój Królu - Yngvild uśmiechnął się do niego, stając po jego prawej stronie. Dzieci zostawiła trochę wcześniej ze swoimi damami.
- Moja Królowo - odwzajemnił uśmiech i przywitał się z nią krótkim pocałunkiem. Wziął ją za rękę i oboje spojrzeli na trenujących ludzi.
Yngvild pamiętała jak kilkanaście lat temu stał tutaj lord Eddard wraz z lady Catelyn i przyglądali się jak Bran uczy się strzelać z łuku, a ona wraz z Robbem i Jonem dają mu porady.
- Nadal brak wieści z Czarnego Zamku? - zaniepokoiła się. Jon wraz z większością czarnych braci wyruszył już sześć lat temu i do tej pory nie wrócili zza Muru.
- Nadal - powiedział również zmartwiony. Puścił jej rękę i obiema oparł się na drewnianej barierce, wciągając powietrze. - Nadchodzi zima.
Nie odpowiedziała, tylko położyła mu dłoń na ramieniu, starając się dodać mu otuchy. Nadchodzi zima.
***
Spotkała Robba, kiedy przyszła do Bożego Gaju. Siedział pod Czardrzewem i ostrzył swój miecz. Zobaczył ją i od razu zaprzestał czynności, odkładając ostrze na bok, a ona wykorzystując sytuację usiadła mu na kolanach.
- Gdzie dzieci? - spytał, obejmując ją. Zawsze pytał o dzieci.
- Jedno masz tutaj - zaśmiała się i położyła mu dłoń na brzuchu. - To na pewno będzie chłopiec.
- Pewnie - również się uśmiechnął. - A pozostałe?
- Z dziewczynami - mruknęła cicho. - Mówił ci ktoś, że im masz dłuższą brodę wyglądasz starzej? - spytała, w śmieszny sposób unosząc brwi.
- Nie - roześmiał się. - Nikogo nie stać na taką szczerość do Króla.
To prawda, Robb przez te kilka lat stał się jeszcze bardziej starszy. Nie chodziło jej o wygląd, a charakter, który był już całkowicie męski.
- Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? - przymknęła powieki, rozkoszując się wspomnieniem.
- Tak - również się zamyślił. - Pamiętam. Jojen mi powiedział, że już wtedy złączyliśmy nasze dusze przed Bogami.
- Nigdy tego nie zapomnę - oparła głowę o jego ramię. - I nigdy, mimo wszystko nie przestanę cię kochać - objęła jego szyję rękoma. Oboje wiedzieli o jaką sytuację jej teraz chodziło. To było kilka dni po tym jak dotarli do Winterfell. Pamiętała to zdarzenie, mimo iż od tamtego dnia upłynęło prawie pięć lat.
Leżała wtedy spokojnie na łóżku i rozkoszowała się szczęściem. Wreszcie byli wolni od wojny i sporów. Nadchodziła zima, ale oni już przygotowywali się na nią.
Nic nie opisywało jej szczęścia. Miała wszystko czego kiedykolwiek pragnęła. Męża, Robba Starka, piękną i zdrową córkę, a ona była Królową Północy.
Robb wszedł do niej po zmroku, teraz zamieszkiwali starą komnatę lady Catelyn i lorda Eddarda. Uśmiechnęła się do niego co odwzajemnił. W jego oczach dostrzegła pożądanie.
Zsunął futro z ramion, a pod nim miał tylko białą, długą koszule do spania.
Odłożyła haft na półkę obok łóżka i usiadła po środku niego, dając mu tym samym niemy znak, by przyszedł do niej.
Popchnął ją lekko, kładąc się na niej. Ręką objął szyję i zaczął całować. Przycisnął ją do łóżka, a drugą ręką zszedł niżej i wsadził ją pod jej halkę.
W jednym momencie przypomniała sobie dotyk Edmure'a. To ile razy ją dotykał i ile razy chciał ją posiąść ale ciąża ją uchroniła. W tym momencie nie mogłaby.
W jej oczach zebrały się łzy.
- Nie - ręce oparła na jego ramionach, by go odepchnąć, ale on nie ustępował.
- Tyle na ciebie czekałem - powiedział, pogłębiając pocałunki.
- Nie! - zaczęła go lekko bić, ale on nadal nic z tym nie robił. - Robb, nie!
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, kiedy Robb przycisnął ją jeszcze bardziej do materaca, a jej ręce ścisnął i przytrzymał nad głową, żeby mu nie przeszkadzała.
- Nie - załkała. - Błagam...
Wszedł w nią tak gwałtownie jak jeszcze nigdy.
Jeszcze nigdy nie czuła takiego bólu. Po jej policzkach wciąż spływały łzy.
Wreszcie skończył, zszedł z niej i położył się po drugiej stronie łóżka, odwracając się do niej tyłem.
Nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła uwierzyć w to co zrobił jej ukochany Robb.
Również się od niego odwróciła. Skuliła i zaczęła cicho płakać, a ból w jej brzuchu nie ustawał po gwałtownym gościu.
Nie mogła tego zapomnieć. Koszmar nawiedzał ją co noc, jednak nadal kochała Robba. Musiała, skoro przyrzekła przed Bogami.
Poza tym wybaczyła mu, po tym jak ciągle ją przepraszał i mówił ,,nie wiem co we mnie wstąpiło. Przepraszam". Nie miała serca mu nie wybaczać, za bardzo go kochała.
***
Stała i przyglądała się jak Robb uczy walczyć Neda drewnianym mieczem. Tyle razy prosiła go, żeby tego nie robił, bo chłopczyk był jeszcze za mały, ale Robb i tak stwierdził, że to odpowiedni wiek, żeby zaczął ćwiczyć. Cztery lata, przekręciła oczami.
Nagle oboje zatrzymali się i Ned spytał smutnym głosem:
- Czy jeśli umrzesz, zostanę królem?
- Tak - Robb przyklęknął przy nim i spojrzał na niego zdziwiony. Ona również przyglądała się temu z lekkim zdziwieniem.
- Nie chcę być Królem jeśli ty umrzesz - oznajmił jeszcze bardziej smutno. Spojrzenie fioletowych oczek zgubiło wzrok Robba, a srebrno - złotowłosa grzywka opadła na czoło, zasłaniając mu połowę twarzy.
- Umrę za bardzo długi czas - Robb uśmiechnął się do niego lekko i położył dłoń na jego ramieniu.
***
- Robb - odezwała się, wchodząc do sali, w której zazwyczaj przyjmowali ludzi. Teraz był sam i odpisywał na ważniejsze listy.
- Tak? - podniósł na nią wzrok.
- Przyleciał kruk. Z Przesmyku.
Zmarszczył brwi.
- Czego chcą? Czy to Jojen, on zawsze jest tu mile widziany...?
- Nie Jojen. Moja siostra, Meera. Po pierwsze... Edmure wrócił i właśnie dlatego piszą. Meera ma wziąć z nim ślub i zaprasza nas na niego...
- Co?! Przecież on jest winny zdrady! - podniósł się. - Jego głowa również powinna ozdobić bramę Riverrun, a obnażone ze skrót ciało pływać w rzece - powiedział złowrogo i złożył ręce w pięści.
- Niezupełnie - pokręciła głową. - On został chorążym Lannisterów. Mamy pokój, jeśli podniesiesz na niego miecz Lannisterowie będą mogli zabić Sansę lub Catelyn...
Wciągnął powietrze, by uspokoić się, jednak jego mięśnie pozostały napięte.
- Dobrze. Co jeszcze piszą?
- Na ślubie ma być twoja matka.
Ta wiadomość rozpromieniła go nieco. Odkąd wyjechała z Winterfell nie mieli żadnego kontaktu, Lannisterowie mogliby podejrzewać jakąś zdradę, ale i Starkowie zabronili kontaktować się Tyrionowi i Tommenowi z rodziną i innymi, ale nie było im z tego powodu przykro. Yngvild odebrała reakcje Tyriona na wręcz optymistyczną.
- Pojedziemy - postanowił po chwili.
- Robb - wydawała się na zaniepokojoną. - Nie sądze... Ufasz im?
- Nie wiem... - westchnął, podchodząc do niej. - Wiesz, że tęsknię za matką... - wziął ją w ramiona i posłał delikatny uśmiech.
- Wiem - odpowiedziała spuszczając głowę.
***
- Ned! - krzyknęła za synkiem, kiedy ten przeleciał obok niej jak mała strzała. Drina leciała za nim, ledwo oddychając, na co Yngvild zareagowała niekontrolowanym śmiechem.
- Co, wasza wysokość - zatrzymała się przy niej. - Nigdy nie goniłaś dziecka? - spytała, próbując unormować oddech.
- Zdarzyło się - nadal się śmiała, ale już mniej. - Ale uwierz, gdybyś widziała swoją minę...
- Bardzo śmieszne - zaczęła się z nią przedrzeźniać, jednak również zaraz się zaśmiała. Yngvild i Drina naprawdę stały się najlepszymi przyjaciółkami i rozmawiały ze sobą nie zważając na uprzejmości, kiedy były same.
Zaraz na korytarz wbiegła Lyanna, a matka od razu ją zatrzymała.
- Gdzie tak pędzisz? - spytała z uśmiechem.
- Wujek Rickon i Tommen obiecali zabrać mnie na przejażdżkę - wyznała podekscytowana, podskakując lekko ze szczęścia. Yngvild dziękowała Bogom, że Rickon i Tommen tak bardzo się zaprzyjaźnili, a nawet stali jak bracia.
- No dobrze - zgodziła się, ale rumieńce na jej twarzy powstrzymały ją, żeby puścić dziewczynkę. - Jesteś cała rozpalona... - powiedziała zmartwiona i dotknęła jej czoła, a następnie policzków.
- Nic jej nie będzie - na korytarzu pojawił się również jej ukochany.
- Tata! - pisnęła jeszcze szczęśliwsza Lya i podbiegła do niego, żeby go przytulić na co ten lekko się zaśmiał, a ostatecznie wziął ją na ręce i podszedł do kobiet.
- Jest cała rozpalona...
- To nic. To jeszcze dziecko. Dużo biega, dlatego - w końcu puścił ją na ziemię, a ta pobiegła dalej. - Ty pewnie w jej wieku też taka byłaś...
Nie dane mu było dokończyć, bo za rogiem usłyszeli odgłos, który mówił, że ich malutka Lya wymiotuje.
Królowa oskarżycielsko popatrzyła w stronę Króla i pobiegła do córki, mówiąc Drinię, żeby poszła po maestera.
***
Yngvild leżała obok swojej dziewczynki. Moja malutka Lya. Dokładnie pamiętał dzień, w którym ją urodziła. Mimo, że Lyanna urodziła się wcześniej niż powinna zawsze była zdrowym i pełnym sił dzieckiem.
Moja malutka Lya, leżała obok niej i głaskała po główce. Maester stwierdził zapalenie płuc, a stan tak ciężki, że nie dawał jej większych szans. Yngvild nie mogła sobie wybaczyć, że wcześniej nie zauważyła, że coś jest nie tak.
Ułóż swoją głowę a ja zaśpiewam ci kołysankę
Tak jak śpiewano niegdyś:
,,Luli laj lej"*
Yngvild wiedziała, że jej córka zawsze kochała jak jej to śpiewała, kiedy była jeszcze bardziej malutka, dlatego teraz też jej zaśpiewała.
I będę śpiewać aż zaśniesz i zaśpiewam ci jutro
By gdziekolwiek pójdziesz moja miłość była z tobą
Niech twój statek dopłynie do odległych krain szczęścia
Abyś w diamenty i perły ubierała się od stóp do głów
Malutka zaczęła lekko kasłać, a kobieta dostrzegła, że wzrosła jej temperatura.
- Moja malutka - powiedziała ze łzami w oczach.
Drina zmieniała jej okłady na gorączkę, a maester podawał zioła, ale to nie pomagało.
Abyś nigdy nie poznała co znaczy nieszczęście
Abyś we wszystkim co czynisz widziała dobroć
Niech już zawsze czuwają nad tobą Bogowie
Opiekując się tobą na każdym kroku
By wskazać ci drogę i chronić cię przed wszelkim złem
Luuli lulilaj lej
Obyś przyniosła ludziom miłość i abyś dała im szczęście
Żebyś miała kogoś, kto będzie cię kochał aż po kres twych dni
Kiedyś przyjdę, zobaczyć, ale już cię nie zatrzymam i nie zaśpiewam ci z daleka:
,,Luli laj lej"
- Moja malutka... - z jej oczu wypływały łzy, kiedy dziewczynka patrzyła nieobecnym wzrokiem ślicznych, intensywnie fioletowych oczu, których Yngvild bez wątpienia nigdy nie zapomni.
Niech już zawsze czuwają nad tobą Bogowie
Opiekując się tobą na każdym kroku
By wskazać ci drogę i chronić cię przed wszelkim złem
Luuli lulilaj lej
Luuli lulilaj lej
I zasnęła w ramionach matki.
Nagle do komnaty wpadł Robb. Zaskoczony popatrzył po wszystkich.
- Gdzie ty byłeś?! - wykrzyczała zapłakana Yngvild, jeszcze bardziej przytulając ciało swojej córki.
Podszedł szybko do Lyanny i spojrzał na nią ze łzami w oczach.
- Nie... - szepnął i wziął jej ciało z rąk Yngvild do swoich. - Nie!
- Pomóż jej! - krzyknęła.
- Nie wiem jak jej pomóc! - również już płakał. - Jestem Królem, każe ci oddychać! Moja dziewczynka... - jeszcze bardziej ją do siebie przytulił. - Moja malutka...
Zaraz w komnacie pojawił się Rickon, a za nim Tommen z przerażeniem na twarzy.
- Co się stało? - spytał młodszy Stark drżącym głosem, widząc łzy wszystkich zebranych.
Robb tulił stygnące ciało córki, Drina przytulała do siebie płaczącą na cały głos Yngvild i głaskała ją po włosach. Maester stał ze złożonymi rękoma, a jego oczy lśniły w świetle świec.
- Przykro mi - oznajmił w ich stronę stary Luwin. - Każ bić w dzwony, Rickonie.
~~
*Sleepsong - secret garden, Lullaby
Jak pisałam ten rozdział to nie miałam chwili w której nie chciało mi się płakać 😢
Malutka Lyanna (*)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro