Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5. Afera na cały Coursount

Przez kilka dni Anakin i Padme byli zajęci procedurą adopcyjną. Szkolenia, dokumenty, wykłady. Tego było po prostu za dużo.

Padme odetchnęła z ulgą, gdy kończyła uzupełniać ostatni dokument.

- Na dzisiaj koniec.

- A to wszystko, by adoptować jedną osobę – dodał Anakin.

Obi Wan, który oglądał całą sytuację, był rozbawiony.

- Ale w końcu zabrałeś się do czegoś na poważnie – zażartował.

- Boki zrywać - odparł Anakin.

Tymczasem Padme wyraźnie się męczyła nas wysłaniem dokumentu.

- Co jest? – mruknęła pod nosem.

- Coś nie tak? – spytał Anakin.

- Niby wysyłam dokument na adres sierocińca od dyrektorki, ale ciągle mi wyświetla, że taki ośrodek nie istnieje.

- Pokaż.

Padme podała mu datapad, na którym widniał wyraźny tekst: Taka placówka nie istnieje.

- Lecimy tam – odparł Anakin.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przy sierocińcu tłoczyły się grupy różnych par kłócących się z urzędnikami.

- Co się dzieje? – spytała Padme.

- Zabrano wszystkie sieroty i cofnęli wszystkie wnioski o adopcję – odparł jakiś wściekły mężczyzna.

- Wszystkie?

- Wszystkie! Ja z żoną od miesięcy staraliśmy się o adopcję i, co? Wszystkie te godziny wykładów i szkoleń poszły gdzieś! A wy, co? Też się staraliście o adopcję?

- Tak. Mieliśmy adoptować mojego młodszego brata – odparł Anakin.

- No to pięknie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Shawn nie wierzył w to, co się dzieje wokół niego. Najpierw rozmawiał sobie z przyjaciółmi w przytulnym pokoju, a teraz leciał ściśnięty na jakimś obskurnym promie z resztą sierot.

- Gdzie nas zabieracie? – spytała jakaś dziewczynka z przodu.

- Zamknij się dzieciaku – odparła dyrektorka.

Po jakimś czasie prom wylądował na zapuszczonej planecie przed wielkim budynkiem. Sieroty zostały od razu wypchnięte ze statku.

- ,,Dom Rozkoszy" – Hanom przeczytał napis nad wejściem. – Czy tylko mi to brzmi jak jakaś agencja towarzyska?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hanom miał rację. To była agencja towarzyska. Nikt nie miał z tym wątpliwości, gdy ze środka wyszedł jakiś obleśny facet.

- Maluchy zajmą się porządkami, nieco starsi obsługą klientów i podawaniem drinków, a najstarsi będą ,,zajmować się" chętnymi.

- Mam nadzieję, że się wliczamy do tych ,,nieco starszych" – szepnął Ceb.

- Zamknąć się tam z tyłu!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Shawn już, by wolał sprzątać lub tańczyć w obcisłym kostiumie na rurze. Nie mógł się nawet odrobinę pomylić przy mieszaniu drinków, a klientki lubiły go łapać za dolne części ciała.

W porównaniu do tego miejsca męki, Velorum było rajem.

Gdy tylko Shawn mógł chwile odpocząć, cicho łkał w kącie i szeptał:

- Anakin, pomóż mi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Anakin chyba najbardziej przeżył zniknięcie Shawna. Często nie mógł zasnąć z tego powodu. Miał wrażenie, że, gdy tylko zamyka oczy to widzi twarz brata błagającego go o pomoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro