Rozdział 18. Konfrontacja
Znalezienie Ahch-To stanowiło spory problem, ale potem Anakin i Ben liczyli, że pójdzie z górki.
- Nie widzę go – szepnął chłopak.
- Jest tutaj. Czuję to – odparł Anakin.
- BEN! ANAKIN! NA GÓRZE! – krzyknął dobrze znany głos.
Oboje zadarli głowy do góry i zobaczyli Shawna na wyższych częściach wyspy. Chłopak machał do nich rękami, gdy nagle pojawił się jego ojciec i gdzieś go zaciągnął.
- Gazu! – wrzasnął Ben.
Anakin i Ben wbiegli po kamiennych schodach na górę i zobaczyli, co się dzieje. Ojciec Shawna przyłożył blaster do głowy chłopaka.
- Cofnąć się albo on poleci! – wrzasnął mężczyzna.
Ben wyciągnął swój blaster.
- Czekaj! – powstrzymał go Anakin.
Skywalker zerknął na swojego brata. Chłopak był przerażony i płakał.
- Czego chcesz? – spytał Anakin. – Co on ci zrobił?
Ojciec Shawna uśmiechnął się.
- Oj Skywalker. Jedi, a nic nie rozumie. Ja wiedziałem, że tak to się skończy. To ja nasłałem kontrolę na farmę na Velorum, a potem zadbałem, żeby Shawn trafił do tamtego sierocińca.
- Ale uciekłem wtedy z tej agencji towarzyskiej – odparł Shawn, łamiącym się głosem.
- Racja, to trochę pomieszało mi szyki, ale szybko opracowałem plan B. Przekupiłem Fietofta, żeby dał mu zgłoszenie, a w Akademii zadbałem, żeby go przyjęli. Shawn, pamiętasz może kto cię przekonał, że kochasz Bena?
- Tamten nowy psycholog, ale to znaczy, że...
- Tak, to byłem ja. Potem mi było na rękę, że się naprawdę pokochaliście, a znając Skywalkera na pewno chciałby się dowiedzieć z kim spotyka się jego braciszek. Po waszej awanturze, śledziłem Shawna i wtedy odkryłem, że poleci na Tatooine i tak doszło do naszego spotkania.
- Ale dlaczego? – spytał Ben.
- Mam już swoje lata to fakt, a biznes jest biznes. Pomyślcie, syn Warica Akury przejmujący jego biznes? To, by było piękne, ale wtedy odkryłem, że Shmi miała jeszcze Anakina. Wtedy zacząłem kombinować. A teraz proszę, teraz mogę upiec trzy pieczenie na jednym koniu. W oczach Republiki możecie być sporo warci.
Reszta rozegrała się w końcu sekundy.
Shawn wyrwał się z ucisku ojca, zdzielił łokciem prosto w brzuch i odebrał blaster, celując w głowę ojca.
Waric Akura był zaskoczony, ale starał się dalej uśmiechać.
- Shawn, chyba nie zastrzelisz własnego ojca.
Shawn zerknął przez ramię na Anakina i Bena, po czym opuścił broń.
Ojciec roześmiał się i rzucił na syna.
Chłopak uskoczył do tyłu i bez namysłu strzelił. Nie chybił i trafił prosto w serce taty.
Waric Akura zatoczył się i spadł z klifu prosto do morza.
Shawn wypuścił broń i wpadł prosto w ramiona Anakina.
- Annie, ja... przepraszam... To wszystko moja wina – powiedział, łkając.
Anakin również zaczął płakać.
- Nie. To tylko ja ponoszę winę. Shawn, kocham cię, nieważne kim jesteś.
Shawn uśmiechnął się, a potem rzucił się na Bena, którego namiętnie pocałował. Chłopak szybko odwzajemnił pocałunek.
~KONIEC~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro