Rozdział 17. Na pierwszej stronie
W sprawie Shawna policja bezradnie rozkładała ręce. Chłopak był już dorosły i sam o sobie decydował.
Anakin był wściekł z dwóch powodów. Pierwszy: przez lenistwo policji, a drugi to Ben, który nie odstępował go na krok. Chłopak niemal całe dnie spędzał w mieszkaniu, licząc, że dowie się czegoś o Shawnie. Anakin zaczynał mieć go powoli dość.
Pewnego dnia, Anakin przeglądał HoloNet z nadzieją, że dowie się czegoś o Shawnie. Ben, oczywiście, wyglądał mu przez ramię.
- Przestań mi dyszeć na kark! – krzyknął Anakin.
- Halo! Shawn to mój chłopak, więc chyba mam prawo coś wiedzieć.
Anakin już miał mu coś powiedzieć, gdy Ben wskazał na jakiś artykuł.
- ,,Masowe kradzieże na Tatooine". Nie zwróciłeś na to uwagi?
- Na Tatooine ciągle coś kradną – odparł Skywalker.
Ben przewrócił oczami i wyrwał mu datapad. Chłopak rozwinął artykuł i zaczął go na głos czytać:
- Kradzieże na Tatooine zawsze były częste, ale wszyscy świadkowie są zgodni, że kradzieży dokonywały dwie osoby: starszy mężczyzna i 18-letni młodzieniec, syn tego starszego, zdaniem świadków. Jak widać, złodziejski fach przechodzi z pokolenia na pokolenie.
Oboje spojrzeli się na siebie.
- Chyba teraz myślimy o tym samym – odparł Ben.
- Tak. Tym młodzieńcem najpewniej jest Shawn, a kim jest ten drugi?
- Z artykułu wynika, że to jego ojciec.
- Bzdura! On zmarł, gdy Shawn miał dwa latka. Watto tak powiedział.
- Pamiętaj, że to Tatooine – dodał Ben. – Może jego ojciec tylko sfingował swoją śmierć? Tylko trzeba się dowiedzieć, kim on jest.
Chłopak wcisnął kilka ikon i pokazał pokaźną kartotekę jakiegoś mężczyzny.
- To on.
- Kartoteka policyjna? Jak ty na nią wszedłeś?
- Pamiętaj, że rozmawiasz z najlepszym hakerem Akademii Pilotażu – odparł Ben. – Ale do rzeczy. Shawn mi kiedyś powiedział to i owo o swoim ojcu, że nazywał się Waric Akura i tak się składa, że ten pasuje idealnie do opisu ojca Shawna.
- Ale ten ma inne dane – odparł Anakin.
Ben pacnął się dłonią w czoło.
- Bo pewnie je zmienił ciołku. Ale przeczytaj wykroczenia. Gość ma sporo za uszami: kradzieże, rozboje, pozbawienie wolności, gwałty i nawet jedno morderstwo.
Anakin przejechał sobie ręką po włosach.
,,Shawn, w coś ty się wpakował?", pomyślał.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
,,W, co ja się wpakowałem?", pomyślał Shawn.
Właśnie leciał gdzieś z ojcem na jego transportowcu, czując już, co jest na rzeczy. Jego tata zmusił go już do kradzieży używanej broni, niepotrzebnych części, niedokończonego droida, a nawet silnika od ścigacza. Ojciec był po prostu złodziejem i tylko wykorzystał okazję ich spotkanie, by ukraść jeszcze więcej. Dalej jednak musiał udawać, że bardzo się cieszy z tego wszystkiego. Pewnie jego ojciec był jakimś wariatem.
- Tato? – zaczął Shawn. – Dokąd lecimy?
- Ahch-To. To na Nieznanych Regionach i nikt nas tam nie znajdzie. Będziemy mieli szansę naprawić nasze kontakty.
- Tak, jasne, ale czy mogę skontaktować się z Anakinem? Pewnie się martwi.
Jego ojciec położył dłoń na blasterze.
- Nie! I bez dyskusji!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wieczorem Anakin i Ben powiedzieli o wszystkim Obi Wanowi, Padme i Hurley.
- Czyli, że Shawn jest ze swoim ojcem, groźnym kryminalistą? – spytała przerażona Padme.
- Mówiąc krótko, tak – odparł Ben. – Ale pytaniem zostaje, gdzie oni są, bo na Tatooine na pewno już ich nie ma.
Anakin tylko połowicznie przysłuchiwał się rozmowom, gdy nagle rozbolała go głowa. Zachwiał się i ledwo mógł złapać równowagę. Przed oczami miał zamglone obrazy jakiejś wyspy oraz Shawna i jego ojca. Nagle chłopak krzyknął: ,,Ahch-To!", a mężczyzna przyłożył mu do głowy blaster i obraz się rozmazał.
Ból minął i Anakin zobaczył przed sobą twarz Bena. Chłopak był wyraźnie zatroskany.
- Ahch-To. Shawn jest na Ahch-To – szepnął Skywalker. – Lecę po niego. A ty – wskazał na Bena – idziesz ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro