Rozdział 12. Pierwszoroczni
W dniu rozpoczęcia nauki, Shawn został brutalnie wyciągnięty z łóżka. Chłopak, wściekły, zadarł głowę do góry i zobaczył nad sobą Anakina.
- Annie! Wiesz, która jest godzina?
- Piąta rano.
- No właśnie. Rozpoczęcie mam na dziesiątą! Słyszysz?! Dziesiątą!
- Lepiej być wcześniej niż się spóźnić.
Anakin poszedł do łazienki, a Shawn jęknął.
- Zatłukę go któregoś dnia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Shawn cudem nie przysnął w drodze do Akademii.
Anakin odprowadził go aż do samego miejsca zbiórki pierwszorocznych przed wielki budynek z równie ogromnym placem manewrowym.
- Powodzenia – szepnął mu brat i gdzieś zniknął.
Parę minut później, podeszła do nich kobieta, która Shawn pamiętał z występu.
- Pierwszoroczni za mną! – poleciła i grupa poszła za nią.
Kobieta pokazywała im gabloty przy głównym wejściu. W środku znajdowało się mnóstwo dyplomów, pucharów i zdjęcia najlepszych absolwentów.
- Jeśli się przyłożycie do nauki to może wasze zdjęcie tam kiedyś zawiśnie – wyjaśniła kobieta. – Chodźmy dalej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W głównej auli czekali już chyba wszyscy uczniowie. Pierwszoroczni mieli dla siebie cały pierwszy rząd. Shawn usiadł gdzieś w środku i z całej siły starał się nie zasnąć, mimo panującego w sali półmroku.
- Nie śpij! – nagle w żebra trącił go jakiś chłopak obok.
Shawn tylko ziewnął szeroko, gdy rozpoczął się apel.
Dyrektorem Akademii okazał się niejaki Meeng Trai, Rodianin i swojego czasu najlepszy uczeń.
- Witam wszystkich nowych kadetów naszej Akademii, a powracających, witam ponownie. Jak pewnie wiecie, Akademia Pilotażu to placówka kształcąca nowych i, miejmy nadzieję, najlepszych pilotów. Uczcie się pilnie, zawierajcie przyjaźnie, romanse – tu dyrektor zerknął na starsze klasy – a przede wszystkim pamiętajcie: myśliwce to wasze małe domy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po apelu, starsi kadeci mogli już wrócić do domów, a pierwszoroczni mieli jeszcze chwilę zostać. Wychowawczyni zaprowadziła ich do jednej z klas teorii i kazała im się rozsiąść.
- Witam was na pierwszym roku Akademii Pilotażu – zaczęła kobieta.
- Już to wiemy – powiedział jakiś chłopak z tylnych rzędów.
Wszyscy w klasie, wraz z nauczycielką, roześmiali się.
- Widocznie już mamy klasowego błazna – skomentowała instruktorka. – Dla jasności, nazywam się Michale Cantimo i, jak się zapewne domyślacie, będę wasza nauczycielką. Czy ktoś ma jakieś pytania?
W powietrze wystrzeliła ręka jakiejś rudowłosej dziewczyny, z mnóstwem piegów na nosie i okularami.
Nauczycielka wskazała na nią.
- Skoro to elitarna akademia to czy będą jakieś egzaminy?
Pani Cantimo uśmiechnęła się.
- Ależ oczywiście, że będą.
Wszyscy w sali, z wyjątkiem rudowłosej, jęknęli.
- Ale w trochę innej formie niż się domyślacie. Za egzaminy nie będziecie dostawać ocen, tylko punkty. Te punkty uplasują was w rankingu z innymi kadetami.
- Zaraz – przerwał chłopak, ten sam, który trącił Shawna w auli. – Rankingu z innymi? Przecież my dopiero zaczynamy pierwszy rok!
- Wyjaśnię, fakt, doświadczeniem i wiedzą jesteście daleko za starszymi kolegami i koleżankami, ale punkty są przydzielane sprawiedliwie, tam nie ma znaczenia w jakiej klasie jesteście. Tu się zaczyna robić po górkę. Po koniec semestru przyglądamy się z nauczycielami na pozycje i najsłabsi kadeci... opuszczą akademię.
Wszyscy, przerażeni, spojrzeli na siebie.
Instruktorka uśmiechnęła się.
- Ale nie martwice się. Uczcie się pilnie, a wyrzucenie na pewno wam nie zagrozi.
Ręka rudowłosej znów wystrzeliła w powietrze.
- A ile będziemy mieli godzin zajęć? Bo moja kuzynka mi mówiła, że może to być nawet dziesięć.
Pani Cantimo znów się roześmiała.
- To kuzynka panienkę nabiła w butelkę. Nasza Akademia wie, że mnóstwo godzin nie sprzyja dobrym wynikom. Dlatego mamy prosty system: dwie godziny teorii i trzy praktyki. Liczba może się zwiększyć tylko na waszą prośbę, jeśli będziecie mieli kłopot z jakimś manewrem. A teraz czas na to na, co większość kadetów czeka najbardziej: przydzielanie uniformów naszej Akademii.
Do sali wszedł jakiś Twi'lek z mnóstwem błękitnych uniformów i wielkim pudłem hełmów.
Pani Cantimo skinęła głową i wzięła do ręki miarę krawiecką.
- Proszę się ustawić w kolejce i, błagam, nie rozbierajcie się na środku klasy.
Kadeci po kolei podchodzili do instruktorki, żeby odhaczyć się na liście, a nauczycielka zdejmowała z nich miary i podawała właściwy mundur i pasujący hełm.
Po paru minutach przyszła kolej na Shawna.
- Shawn Skywalker – przedstawił się.
- Skywalker... Wiesz, że masz takie same nazwisko jak jeden z Mistrzów Jedi?
Shawn przewrócił oczami.
- Tak... to mój brat...
- Rozumiem – odparła nauczycielka i zdjęła miarę. Po chwili wyciągnęła mundur. – Powiem ci, że to najmniejszy rozmiar, jaki mamy – roześmiała się.
Shawn skinął głową i poszedł do szatni.
Po chwili wrócił do klasy, ubrany w błękitny mundur z naszywką w kształcie myśliwca ciągnącego za sobą smugę – symbolu Akademii.
Gdy wszyscy byli już przebrani, nauczycielka schowała zbędne uniformy.
- To wszystko na dziś. Do zobaczenia jutro na pierwszych zajęciach.
Kadeci wybiegli z klasy, żeby jak najszybciej wrócić do domów.
Tymczasem Shawna znowu zaczepił chłopak z auli.
- Ben Kennison – przedstawił się chłopak i wyciągnął rękę.
- Shawn Skywalker – odparł Shawn i uścisnął jego dłoń.
- Słuchaj, twoim bratem na serio jest Anakin Skywalker?
- Tak, jakoś tak wyszło.
Potem Ben i Shawn jakoś zaczęli luźno ze sobą rozmawiać i okazało się, że mają wiele wspólnych tematów.
- A wy jeszcze tu? – spytała rudowłosa z klasy.
- Czego chcesz? – spytał Ben.
- Po prostu nie widzę, żebyście traktowali Akademię Pilotażu na poważnie. Ja zaraz wracam do domu i uczę się na pamięć wszystkich podręczników. A w ogóle jestem Hurley Skyrim, a wy?
- Ben Kennison.
- Shawn Skywalker.
Hurley uśmiechnęła się.
- Czytałam o twoim bracie. W HoloNecie jest o nim dużo artykułów.
- Skąd wiesz, że to mój brat?
- To proste, gdy trwała sprawa twojego zaginięcia to wszystkie media o tym huczały. A teraz przepraszam, podręczniki mnie wzywają.
Hurley szybko zniknęła za rogiem.
Tymczasem Ben nachylił się nad Shawnem.
- Ona ma nierówno pod czupryną.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na lądowisku, czekali na nich Anakin i ojciec Bena.
- Czyli oboje jesteście już uczniami Akademii? – spytał mężczyzna.
- Tak – odparł Ben i nałożył swój hełm. – Kadet Kennison, do usług.
Shawn roześmiał się i sam włożył kask.
- Kadet Skywalker również.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro