Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Drugi


Wszyscy we wsi Steam uwielbiali deszcz. Nic w tym dziwnego. W końcu woda nawilżała od lata ziemię wioski i pozwalała rosnąć rośliną. Dlatego mieszkańcy uwielbiali deszczowe dni. Kochali również alchemików, którzy władali wodą. Szanowali ich, a nawet byli gotowi oddać im ostatnią pajdę chleba.

Tak. We wsi Steam czczono wodę niczym boga. Od najdawniejszych lat, była ona kojarzona z życiem, spokojem. Inaczej, było z ogniem. Ludzie się go bali. Uważali go za zło, śmierć. Jednak nikt się tym nie przejmował do czasu, aż Roy Mustang zaczął studiować alchemię ognia. Zaczęto się wówczas obawiać. Połowa ludności Steam uważała, że chłopak sprowadzi zagładę na wioskę. Znaleźli się nawet tacy, którzy przekonywali Adama, by ten porzucił chłopca w lesie. Mężczyzna jednak odprawiał ich z kwitkiem. Wówczas Roy stracił wszystkich przyjaciół, matki bowiem nie chciały, by ich dzieci bawiły się z dzieckiem, które włada ,,alchemią śmierci''.

Chłopiec nie dość, że tracił sympatię mieszkańców to został zmuszony do wyjazdu ze wsi do sąsiedniego miasteczka, by tam ukończyć szkołę. Sytuacja nie wyglądała kolorowo do momentu trzynastych urodzin Roya.

Wówczas chłopiec odnalazł osoby, które stały się jego przyjaciółmi. Osoby te pochodziły z różnych grup społecznych. Miały inny wygląd i charakter, a ich marzenia różniły się całkowicie od marzeń Roya. Jednak, było coś co ich połączyło. Tym czymś, było wspólne zamiłowanie do alchemii i tragiczna przeszłość.

Jedną z takich osób, był Mike Smith, chłopiec pochodzący z zamożnej rodziny.

Posiadał niebieskie oczy oraz długie, ciemne włosy, które nosił spięte w kucyk. Nierozłącznym elementem jego ubioru, były ciemne okulary oraz skórzane spodnie.

Roy poznał Mike'a podczas zimy. Siostrzeniec Adama wracał wówczas wieczorem do domu. Los chciał, że akurat jego droga powrotna prowadziła przez stary las. Właśnie tam Roy znalazł pobitego Smitha, który siedział pod drzewem i ironicznie się uśmiechał. Po krótkiej kłótni, Roy zabrał Mike'a do domu Adama, gdzie pan Halliwel opatrzył pobitego chłopca.

Kilka dni później Mike zaczął przyczepiać się do Roya. Robił to na każdym kroku, a biedny Mustang znosił to ukrywając swoją irytację. Jednak z czasem owe zaczepki Smitha i zirytowane odpowiedzi Mustanga przerodziły się w przyjaźń, która była o tyle ciekawa, bo dotyczyła elementów, które od zawsze są swoimi przeciwieństwami- Wody i Ognia.

Kolejną osobą, był Josh Adler, miły chłopiec o bujnych blond włosach i roześmianych zielonych oczach. Nie wyróżniał się we wsi niczym szczególnym. Jedynie jego alchemia powietrza wprawiała w zachwyt dzieci farmerów. Wychowywał go ojciec, ponieważ pani Adler umarła podczas porodu syna. Od tamtego czasu w domu Adlerów panował zakaz wspominania o matce Josha.

Josh poznał Roya podczas przyjęcia urodzinowego u Mike'a. Chłopcy wymienili ze sobą parę zdań i od razu przypadli sobie do gustu. Od tamtego czasu Mike, Josh i Roy stali się najlepszymi przyjaciółmi i spędzali ze sobą każdą wolna chwilę.

Tak, było też teraz.

Chłopcy siedzieli pod mostem i oglądali w milczeniu jak tafla wody zakrywa wieś. Po chwili Roy westchnął.

- Nienawidzę deszczu.

- Oj wiemy, zapałko.- odparł Mike zapalając papierosa.

- Tak samo jak to, że po styczności z nim stajesz się bezużyteczny. - dodał Josh uśmiechając się lekko.

Roy prychnął i przeczesał zdrową ręką włosy. Nie cierpiał, gdy ktoś wypominał mu tą słabość, a zwłaszcza oni. Który przyjaciel zachowuje się tak jak Mike i Josh? Żaden.

Tylko ta dwójka ciągle przypominała mu, że po kontakcie z wodą staje się bezużyteczny i bezbronny jak dziecko.

Jednak to w nich lubił. Uwielbiał się przekomarzać z innymi, a ze swoimi przyjaciółmi najbardziej. W końcu tak okazywali sobie sympatię.

- Właśnie, Roy. Co ci się stało w rękę? - spytał Josh zerkając z troską na przyjaciela.

- Czy to nie oczywiste? Wdałem się w bójkę.

- Z kim tym razem?

- Nie chce mi się o tym gadać. Zmień temat, Adler. - odparł Mustang patrząc w bok.

Mike uniósł brew, a następnie wypuścił kłąb dymu, który niefortunnie poleciał prosto na Roya. Chłopiec skrzywił się. Nie cierpiał dymu i palaczy, a Smith dobrze o tym wiedział. Spojrzał zabójczym wzrokiem na przyjaciela, który uśmiechał się do niego złośliwie.

- Ech Roy. Powinieneś przystopować z tymi bójkami. - ciągnął Josh ignorując dziecinne zachowanie Wodnego i Płomiennego. - Jak tak dalej będziesz się zachowywać to w wojsku zdobędziesz złą reputacje, albo co gorsza ...

- Nie zamierzam iść do wojska, Josh.

- Co?! Przecież to było twoje marzenie, Roy!

- Marzenia mają to do siebie, że się często zmieniają. - odparł chłopak wzruszając ramionami. - Poza tym...Jak mógłbym zostawić wuja i was?

Zapadła cisza. Josh patrzył zdziwiony na przyjaciela. Nie dawał wiary jego słowom. Jak mógł tak po prostu zrezygnować ze swojego największego marzenia? To niedorzeczne.

Widząc to Roy westchnął i się uśmiechnął. Fakt. Od najmłodszych lat marzył o zostaniu państwowym alchemikiem, a nawet Fuhrerem.

Jednak to wiązało się z powrotem do miejsca, które odebrało mu rodzinę i skazało go na bycie sierotą. Nie chciał tam wracać. Nie był gotowy na zmierzenie się ze swoją przyszłością, którą pozostawił w Central.

Roy spojrzał na zachmurzone niebo w zamyśleniu. Czemu udawał silnego chociaż tak nie było? Czemu krył swoje łzy za maską obojętności? Odpowiedź, była prosta. Nie chciał żeby ludzie patrzyli na niego ze współczuciem, wyższością. Tak. Był kretynem. Wiedział o tym bardzo dobrze.

- Wracajmy lepiej. - powiedział po chwili Mike. - Ściemnia się, a jakoś niespecjalnie mam ochotę iść przez las, gdy będzie strasznie ciemno.

- Mówisz tak, bo boisz się Starego Alchemika, który tam mieszka. - odparł Josh zakładając kurtkę.

- Wcale nie! Po prostu zdaje mi się, że mnie nie lubi...

- Bo tak jest, Mike. Kradniesz mu co lato jabłka z drzewa.

- Nie moja wina, że tylko u tego starucha rośnie najlepsza jabłoń w całej wiosce! - żachnął się Smith krzyżując ręce na piersi.

- Ech...Kiedyś się na tym przejedziesz, Mike. Dobrze wiesz, że Starego Alchemika się nie denerwuje....

- Oj przestań, Josh. On nic mi nie zrobi. Przynajmniej do czasu, aż będzie przy mnie Roy Mustang, Płomienny Alchemik znany również jako przekleństwo Steam!

- Nie traktuj mnie jak swojego ochroniarza, Smith! - odparł milczący dotąd Roy.

- Oj nie denerwuj się, Royek!

- Jak mnie nazwałeś?

- Royek. Czyżbyś już głuchł na starość, Royku?

- Zabiję cię, Wodny!

- Najpierw musisz mnie złapać!- krzyknął Smith rzucając się biegiem przed siebie.

Nie minęła nawet minuta, gdy Roy dopadł Mike'a. Kolejne chwile działy się szybko: przepychanki, śmiechy i zwycięstwo Wodnego nad Płomiennym.

- Słabo, Royek! - zaśmiał się Mike trzymając przyjaciela i czochrając mu włosy.- Oto kolejny dowód na to, że woda jest lepsza od ognia!

- Wygrałeś tylko dlatego, że masz obie ręce do dyspozycji! Cholera, Smith! Przestań mi niszczyć fryzurę!

Josh spojrzał na swoich przyjaciół i się lekko uśmiechnął. Już nawet dziecko, było bardziej dojrzalsze od tej dwójki.

Na zewnątrz panował istny mrok, gdy Roy wbiegł zdyszany na podwórko należące do Adama. Wiedział, że z chwilą, gdy przekroczy próg domu zostanie zaatakowany przez wuja, który zacznie mu prawić kazanie o tym, że nie powinien wracać do domu przed zapadnięciem zmroku. Zaklął pod nosem i szybko wszedł do domu. W środku panowało przyjemne ciepło, które biło z palącego się w salonie kominka. Chłopak wykręcił moke włosy i ruszył w tamtym kierunku.

Jednak w połowie drogi zamarł, ponieważ usłyszał dwa głosy. Jeden z nich bezwątpienia należał do jego wuja natomiast drugiego nie kojarzył. Nie uchodziło wątpliwości, że Adam kłóci się z posiadaczem nieznanego głosy.

Roy zmarszczył brwi, a następnie zdecydowanym krokiem wszedł do salonu. Wtedy wszystko ucichło, a dwójka mężczyzn spojrzała na niego. Jego wuj przygryzł wargę i spojrzał na nieznajomego.

Był to wysoki mężczyzna o krótkich, brązowych włosach i paskudnej bliźnie na prawym policzku. Na widok Roya uśmiechnął się i zerknął na Adama.

- Cóż...Na mnie już pora. Mam nadzieję, że przemyślisz moją propozycje, Adamie. - powiedział spokojnym głosem.

Adam nie zareagował. Nieznajomy westchnął i ruszył w kierunku drzwi jednak będąc przy Royu zatrzymał się, a jego uśmiech się powiększył.

- Niech zgadnę. Ty musisz, być siostrzeńcem Adama. Jak masz na imię?

- Myślę, że to nie pana interes.

Zapadła cisza, która została przerwana donośnym śmiechem nieznajomego. Mężczyzna wytarł łzy z kącików oczu i poczochrał chłopcu włosy. Roy uniósł zdziwiony brwi.

- Mądre z ciebie dziecko, Roy. Jednak uważaj na to co mówisz. - odparł nieznajomy zniżając głos i łapiąc chłopca za włosy.- Ponieważ kiedyś przez swoje nietaktowne zachowanie możesz źle skończyć.

Chłopiec zmarszczył brwi i stłumił jęknięcie, gdy nieznajomy nieznacznie pociągnął go do góry, Adam obserwował wszystko z boku, przygryzając wargę. Dopiero po kilku minutach mężczyzna puścił chłopca i wyszedł jakby nigdy nic. Mustang odprowadził go wzrokiem, a następnie poprawił włosy. Westchnął. Czemu wszyscy uwzięli się dzisiaj na jego fryzurę?

Usiadł w fotelu i spojrzał na Adama. Jego wuj, był blady i najwyraźniej czymś się przejmował. Nie podobało mu się to.

- Całkiem ciekawy typ. - zaczął po chwili, po czym dodał rozbawionym tonem. - Jednak nie powinieneś się z nim spotykać, wuju. Jeszcze cię wciągnie w jakieś...

- Musisz wyjechać. - przerwał mu Adam odwracając wzrok.

- Co?

- Wracasz do Central, Roy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro