Tom III, Rozdział 7. Pianoforte.*
,,Fortepian''
Lucy przechadzała się po ogromnym domu i zwiedzała jego najróżniejsze zakamarki. Może to wścibskie i nie na miejscu, ale nudziła się i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Gray wybył na dłuższy spacer, a Natsu jak zwykle gdzieś wsiąkł i nic im nie powiedział. Weszła do sporego, lecz przytulnie urządzonego salonu. W dużych okiennicach wisiały bordowo kremowe zasłony, a podłoga pokryta była jasnym parkietem, oraz miękkim dywanem na środku. Zaciekawiona, podeszła do dużego kominka i przyjrzała się stojącym nad nim fotografiom.
Było tam wiele wspólnych zdjęć Sofii i Marco — dziadka Dragneela, którego niestety, nie dane było jej poznać. Uważając na stopień, przysunęła się bliżej, żeby lepiej widzieć. Jakoś nie szczególnie był do niego podobny. Wysoki z czarnymi, kręconymi włosami i paroma siwymi pasmami o bardzo łagodnym spojrzeniu i uśmiechu. Przy swojej żonie wyglądał subtelnie i niewinnie. Jak kompletne przeciwieństwa. Lucy uśmiechnęła się szerzej, bo wśród różnorakich ramek dostrzegła fotografię Igneela. Tu już istniało uderzające podobieństwo. Widać było że Sofia, jej syn, oraz wnuk mają te same charakterystyczne geny.
— Ach, te bystre spojrzenia i łobuzerskie uśmieszki — westchnęła pod nosem, sunąc wzrokiem dalej.
Zatrzymała się na zdjęciu Pani Dragneel z młodości. Jak na tamte czasy przystało, była elegancko ubrana i uczesana. Piękna i inteligentna kobieta o bujnych włosach z mieniącym się sznurem pereł na szyi. Lucy od razu je rozpoznała. Całkowicie o nich zapomniała, a przecież leżały w jej torbie w pokoju. Już na samym początku powinna je zwrócić, ale tyle się działo, że kompletnie wyleciało jej to z głowy.
Odwracając się, dopiero teraz dostrzegła stojący w rogu pod ścianą fortepian. W porównaniu z pianinem, ten instrument był o wiele większy i dostojniejszy. Był w stanie wydobyć znacznie więcej dźwięków i samym wyglądem potrafił wywierać niesamowite wrażenie. Niemal natychmiast w jej oczach pojawił się blask i chęć przyjrzenia mu się z bliska. Wyjrzała przez okna, by upewnić się że jest sama, a gdy już to zrobiła, usiadła na małym taborecie. Na pulpicie nie było żadnych nut, ale nic nie szkodzi. Dzięki naukom ukochanej mamy, wcale ich nie potrzebowała.
Zginając odpowiednio nadgarstki i układając palce na gładkich klawiszach, przymknęła oczy. W czasie, gdy nabierała powietrza i osiągała potrzebne wyciszenie się, ułożyła stopy na pedałach i przywołała wspomnieniami utwór, którego wiele lat temu nauczyła ją Layla.
Chciałabym dać Ci wiosenne zorze.
Szkatułkę szczęścia, wiatru śpiew.
Majowy księżyc, groźne morze,
zimą słowików śpiew.
Chciałabym dać Ci świat Twoich marzeń,
jak kwiatów polnych błękit snów.
I moje serce przyjmij w darze
z miłości, której tak wiele
chcę Ci ofiarować...
Nucąc pod nosem słowa, spod jej smukłych palców zaczęły wydobywać się pierwsze przyjemne dla ucha dźwięki. Z początku niepewna, stopniowo nabierała wprawy. To była bardzo smutna melodia. Spokojna, aczkolwiek melancholijna. Przypominała jej lata dzieciństwa i zabawy z mamą. Zamykając oczy, widziała je razem bawiące się w ogrodzie. Nie ważne czy śnieg, czy mróz, jeśli tylko w pobliżu nie było Juda, zawsze to robiły. Zamykając się w swoim świecie, nawet nie spostrzegła, że od pewnego czasu nie jest sama...
***
— Natsu! — Sofia otworzyła bagażnik, próbując unieść zakupy, lecz z marnym skutkiem. Już ze sklepu miała problem je wnieść do auta, jednak wtedy pomógł jej dobry znajomy. — Chodź no tutaj!
Stała tak przez dłuższą chwilę i czekała na jakikolwiek odzew, a kiedy ten nie przyszedł, przewróciła oczami i jednocześnie głośno westchnęła. Gosposi, ani ogrodnika również nie było na terenie posesji; mieli wolne na parę dni i pojechali do swoich rodzin.
Zrezygnowana Sofia zostawiła ciężkie torby i weszła do domu. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tak, jak to zostawiła. Wszędzie panowała cisza jak makiem zasiał, z jednym małym wyjątkiem. Jej czujny słuch w try miga wyłapał cichy dźwięk fortepianu.
Skuszona, zaczęła iść tropem nostalgicznej kompozycji, którą bardzo dobrze znała, a której tak dawno nie słyszała. Już wychodziła zza rogu i otwierała usta z zamiarem zawołania swojego wnuka, jednak widok który zastała sprawił, że na dobre przystanęła w miejscu. Z początku zaskoczona, czy się nie przewidziała, aż parokrotnie zatrzepotała rzęsami.
Lucy siedziała zwrócona tyłem i z duchem wolnym od wszelkich trosk grała na fortepianie, natomiast Natsu stał w progu pokoju i ze skrzyżowanymi rękoma na torsie, bokiem opierał się o futrynę. Na jego ustach błądził delikatny uśmiech, a wzrok niczym w obrazek, utkwiony miał właśnie w niej. Był odległy, a jednocześnie tak bardzo tęskny. Czaiło się w nich to samo szczere uczucie, które widziała przeszło trzydzieści lat temu u własnego syna.
W tym jednym momencie wszystko stało się jasne, a początkowa reakcja Sofii była jak najbardziej uzasadniona. Po minionym szoku jej twarz przybrała nostalgicznego wyrazu. Zabawnie odgięła głowę do tyłu i zamyśliła się. W przeszłości widziała identyczną scenę. To było wiele odległych lat temu, kiedy pewnego dnia Igneel przyprowadził do ich domu młodą, uroczą damę. Miała długie, falowane blond włosy i błyszczące orzechowe oczy o łagodnym wyrazie. Były tak bardzo charakterystyczne, że nie sposób było ich zapomnieć. Owe dziewczę miało na imię Layla Krüger i było przyszywaną córką sławnego Makarova Dreyara z Los Angeles.
Tak, od kiedy tylko jej umiłowany wnuk sprowadził do domu Lucy, Sofia od razu ją w niej rozpoznała. Ona również grała na tym samym fortepianie, co obecnie jej córka, zaś Natsu stał w niemalże identycznej pozycji, co niegdyś Igneel. Nawet gesty mieli jednakowe. On także spoglądał na nią w ten charakterystyczny sposób; ze szczerym uczuciem, zupełnie jak zakochany.
Młody Dragneel był tak w nią zapatrzony, że nawet nie zauważył obecności stojącej parę metrów za nim babci. Kobieta uśmiechnęła się szerzej i wycofała cichutko na palcach. Nie chciała się wtrącać tym bardziej, że po ujrzeniu tego, już wszystko wiedziała. A więc jednak historia lubi się powtarzać.
Mio caro, wygląda na to, że i ciebie to dopadło, pomyślała ciesząc się w duchu.
— No cóż, chyba będę musiała poradzić sobie sama z tymi nieszczęsnymi zakupami— westchnęła i cała w skowronkach, podrygując, udała się z powrotem do samochodu. Nie była bezduszna. Przecież nie ośmieli się wtrącać i przeszkadzać im w takim momencie.
***
To była ostatnia noc we Włoszech i jak na złość, Lucy nie mogła spać. W pomieszczeniu panował okropny zaduch. Niestety mimo otwartego na oścież okna, nic nie pomagało. Wsłuchując się w odgłos brzęczących owadów i pohukiwanie sów, przewracała się z boku na bok. Chciało jej się pić, ale jak zwykle zapomniała postawić sobie na szafce szklankę wody. Na przekór upływu kolejnych minut, pragnienie dawało o sobie znać, więc po dłuższym męczeniu się wstała i poczłapała do kuchni.
Gdy było ciemno jeszcze trudniej było tam trafić, ale w końcu udało jej się. Weszła do pomieszczenia, wzięła do ręki czyste naczynie i nalała sobie wody z kranu. Upiła pierwszy łyk, a potem dostrzegła ledwie tlące się światło z tarasu. Zaciekawiona kto o tej godzinie nie śpi, poszła w tamtym kierunku. Przeszła przez uchylone drzwi i dostrzegła siedzącą na wiklinowym krześle Sofię. W zwiewnej koszuli nocnej, miała cienką narzutę na ramionach i rozpuszczone do pasa włosy. Na kolanach trzymała album, a między szczupłymi palcami tliło się kiseru.
— Nie możesz spać? — usłyszała, a gdy ich oczy się spotkały, dostrzegła jak kobieta gestem dłoni wskazała na wolne miejsce obok siebie. — Chodź, chodź. Siadaj Lucy.
— No jakoś nie mogę. Jest zbyt gorąco — odpowiedziała, korzystając z zaproszenia i opadając pośladkami na miękką poduszkę. Odstawiła szklankę na mały stolik i zaczęła rozglądać się na boki.
— Ja też nie, ale to przez troskę. Martwię się, jak przed każdą podróżą — wyznała ponuro, ponownie przystawiając metal do ust. Mocno się zaciągnęła, odgięła szyję do tyłu, a potem wypuściła siwy dym. — Mam nadzieję, że dacie mi od razu znać jak dolecicie.
— Oczywiście, ma Pani moje słowo. — Uspokoiła ją, a potem zapatrzyła się na wiszące nad nimi gwiazdy.
Pomiędzy kobietami zapadła cisza, w czasie której Sofia założyła nogę na nogę i wnikliwie jej się przyglądała. Mimo, że spędziły ze sobą tyle czasu, Lucy wciąż wydawała się być zestresowana w jej towarzystwie. Zupełnie niepotrzebnie, bo bardzo ją polubiła. Według niej była dobrze wychowana, sympatyczna i co najważniejsze, bardzo mądra.
— Słyszałam jak pięknie grasz na fortepianie. — Zaczęła, chcąc nieco ją rozluźnić. — To ciężka sztuka, a ty bez problemu potrafisz wydobyć czyste dźwięki. — Przekrzywiła głowę w bok, by móc jeszcze lepiej ją widzieć. Uśmiechnęła się pełna uznania i skinęła. — Masz moje uznanie. Brawo słońce.
— D-dziękuję — odparła mocno zawstydzona, choć tak naprawdę najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Nie miała pojęcia, że ktoś ją słyszał. Dałaby sobie palca uciąć, a nawet głowę, że tamtego dnia była sama. — To mama mnie tego nauczyła.
Sofia odłożyła fajkę na podstawkę i chwyciła w obydwie dłonie ciężki album.
— A właśnie, siedziałam sobie i wspominałam stare, dobre czasy. Na przykład jak Natsu był mały i się nim zajmowałam. Chcesz zobaczyć? Mam tutaj nawet jego nagusieńkie zdjęcia, jak latał po ogrodzie — zachęcała z niecnym wyrazem twarzy, drygając brwiami. — Już wtedy tyłeczek miał jak gwiazdor. Wiesz, że ma na prawym pośladku taki uroczy pieprzyk? Serio, jest na co popatrzeć! — zapewniała ochoczo, wertując stronice.
Dobrze, że nie wspomniała nic o przodzie...
— Boże... Nie! — na samo wyobrażenie, zakłopotana Lucy zaczęła czerwienić się jak burak. Machinalnie odsunęła grzywkę za ucho, bo aż nie wiedziała co zrobić dłońmi. Może i gdyby była sama to by się skusiła, żeby zerknąć jednym okiem, ale przy jego babci... Prędzej by skonała, albo skoczyła z mostu! — Takich nie, ale zwykłe jak najbardziej.
Sofia i tak swoje wiedziała; że chętnie rzuciłaby okiem, ale uznała iż nie będzie drążyć. Zaśmiała się pod nosem z tego jej uroczego zakłopotania, a zaraz potem przywołała do siebie gestem palca. Lucy przysunęła fotel do niej i teraz wspólnie przeglądały uwiecznione na papierze chwile. Bieżący czas przestał się jakkolwiek liczyć i nim się obejrzały siedziały tutaj godzinę, albo jeszcze dłużej. Śmiały się i nierzadko zabawnie komentowały. Lucy z zapałem chłonęła każde kolejne zdjęcia. Od młodości Sofii i Marco, zdjęć dorastającego Igneela, aż po dzieciństwo Natsu. Niektóre były czarno białe, ale im dalej tym nabierały więcej kolorów.
— O spójrz, a tutaj Natsu bawił się w piaskownicy. — Roześmiana do rozpuku Sofia wskazała palcem na naburmuszonego brzdąca w niebieskiej czapeczce. — Próbował robić babki, ale miał za suchy piasek i kompletnie nic mu nie wychodziło. Wiesz jak się denerwował? Tupał nogą i robił te swoje napuszone miny spod byka, haha! Chyba myślał, że zrobi tym na mnie wrażenie, ale ja cały czas latałam wokół niego i robiłam mu zdjęcia.
— Oprócz tupania nogą, ten zabójczy wzrok pozostał mu do dzisiaj. — Przytaknęła, ocierając łzy z kącików oczu. Dawno się tak nie uśmiała jak dziś.
— Racja. Doskonale zdaje sobie sprawę jaki jest — zaczęła już spokojniej, zapatrując się w bliżej nieokreślony punkt — a szczególnie jaki ma cholernie trudny charakter.
— Cóż, Natsu zachowywał się strasznie bezczelnie wobec mnie, ale kiedy już się bliżej poznaliśmy, a potem parę razy mnie uratował... Zaczęłam zmieniać o nim zdanie. Chociaż potrafi być oschły, to zawsze mi powtarza, że teraz jest inaczej. I faktycznie, ma rację.
— Też to zauważyłam. — Zachichotała, przywracając w głowie obraz z wczoraj; to w jak znaczący sposób na nią spoglądał, choć pewnie nieświadomie. Jeszcze. — Wierzę, że musiałaś z nim przejść prawdziwy maraton. Być może jako jego babcia nie powinnam wyrażać się tak o własnym wnuku, ale jest pyskaty, nierzadko chamski, arogancki i nie znosi obcych osób. Wiem, że sam ci tego nie powie, ale mimo stosunkowo młodego wieku, przeszedł wiele złego w swoim życiu. Jeśli chodzi o prywatność, jest dość zamknięty, jednak w głębi duszy to dobry chłopak. Lojalny i oddany swoim przyjaciołom. Za wszelką cenę próbuje ich chronić, bo są dla niego najważniejsi. Stanowią rodzinę, którą niestety od zawsze miał rozbitą... — To ostatnie zdanie wypowiedziała już znacznie ciszej. Przewróciła kolejną stronę albumu, a wtedy oczom Lucy ukazało się zdjęcie rodzinne i trzy postacie. Jej uwagę zwróciła dotąd nieznana osoba.
— To jest? — Spojrzała niepewnie na Sofie, a ta przytaknęła.
— Tak, ta kobieta to Hannah Dragneel, z domu Finley. Matka Natsu i żona Igneela. Miała długie sięgające za biodra czarne włosy, oczy tak ciemne jak dwa węgle i znacząco bladą cerę. Była bardzo atrakcyjna i wywodziła się z bogatej, oraz wpływowej na Florydzie rodziny, jednak jej osobliwy charakter pozostawiał wiele do życzenia. — Tutaj znacznie zmarszczyła brwi. — Niesamowicie skryta i tajemnicza osoba, zresztą tak samo jak jej rodzice. Nawet ja miałam problem, by ją rozgryźć, czy do niej dotrzeć. Nigdy nie wiedziałam, co tak naprawdę siedzi jej w głowie. Jakbym miała opisać ją jednym słowem, to byłoby to; nieobliczalna.
— Niezwykle piękna — wyrwało się z krtani zatrwożonej Heartfilii, która czubkami palców przejechała po jej smukłej sylwetce. Sprawiała wrażenie delikatnej i kruchej. Mimo, że Hannah spoglądała w obiektyw uśmiechnięta, Lucy widziała czający się w jej oczach smutek. To była idealnie dobrana maska. Tuż za nią stał jej mąż, który opierał dłonie na jej ramionach, a obok młodszy syn. Pomyślała, że przecież on miał starszego brata, lecz jego zdjęć nigdzie nie widziała. — Natsu ma jej kształt nosa i rysy twarzy.
— To fakt — przyznała. — Są delikatniejsze niż u Igneela, przez co jest jeszcze bardziej pociągający.
Lucy subtelnie przytaknęła, jednak jej myśli zaprzątało coś innego.
— Natsu mi kiedyś o niej wspominał. Mówił, że została...
— Zamordowana — dokończyła za nią. Lekko kiwając głową, teraz sprawiała wrażenie pogrążonej w zadumie. Normalnie nikomu by o tym nie powiedziała, ale Sofia wiedziała, że Lucy jest w pewnym stopniu wyjątkową osobą. Widziała jak spogląda na nią jej wnuk, że jest ważną osobą dla Makarova, oraz że jest córką Layli. — Hannah ciężko chorowała. Miała dość poważny problem o podłożu psychiatrycznym, a na sam koniec, gdy była już niemal przykuta do łóżka, to właśnie Natsu się nią opiekował. Pomimo, że wyzywała go od potwora, który nigdy nie powinien się urodzić i nie raz próbowała uderzyć, on nie odstępował jej na krok i zawsze był u boku. Nie była świadoma tego co mówi i robi, bo postępująca choroba skutecznie ją wyniszczała. Nie powinnam mieć żalu do niej, a do siebie, że nic z tym nie zrobiłam. Naturalnie, starałam się... Próbowałam mu pomóc, ale Natsu zawsze ją odrzucał. Twierdził, że to jemu ojciec powierzył opiekę nad matką i nie chciał, by ktokolwiek widział ją w takim stanie. Nawet odprawił wszelką służbę z domu. Zajmował się wszystkim sam.
Lucy siedziała i w ciszy słuchała tej historii. Zszokowana, nie wiedziała co powiedzieć. Chciała, próbowała, ale jedyne co była w stanie zrobić to otwierać i zamykać usta. Nie miała pojęcia, ile Dragneel przeszedł w swoim życiu, bo on też nie wiele o sobie mówił. Zagryzła wargę. W tym momencie przypomniała jej się opowieść starszego Fullbustera.
— Jakiś czas temu Silver wspominał, że Natsu był drugim synem, czyli że musi mieć starszego brata. Chciałam go o to zapytać, ale wydawał się być rozdrażniony tym tematem. Postanowiłam nie drążyć, ale po prostu jestem ciekawa. Dlaczego nie pomógł mu w opiece nad mamą? Co się stało, że nie utrzymują ze sobą kontaktu? Przecież są braćmi. Najbliższą rodziną.
Sofia zerknęła kontrolnie po oknach, jakby chciała się upewnić, że nikt ich nie usłyszy, po czym poprawiła się nieco w fotelu i wygodniej usiadła. Musiała zniżyć ton, tak by szeptać.
— Ponieważ osobą, która zamordowała ich matkę był jego brat Zeref. Zastrzelił ją bez żadnych skrupułów, na jego oczach, w Boże Narodzenie, a potem zniknął bez śladu. Natsu przez bardzo długi czas go szukał, jednak na marne. Nikt nigdy nie porusza przy nim tego tematu, ani tym bardziej nie wypowiada jego imienia na głos. To takie tabu, dlatego wierzę, że ta rozmowa zostanie między nami.
Choć na zewnątrz Lucy sprawiała wrażenie względnie opanowanej, wewnątrz niej toczyła się prawdziwa burza. W skołowanej tą informacją głowie, aż huczało od nasuwających się pytań. Jakim człowiekiem trzeba być, żeby dopuścić się tak okropnego i haniebnego czynu?! Chyba jedynie potwór... Ktoś pozbawiony wszelkich emocji i uczuć byłby zdolny do zamordowania własnej matki. I to jeszcze na oczach młodszego brata. Zdając sobie sprawę, jakie brzemię ciążyło na Natsu, z bezsilności zacisnęła pięści. W jej oczach malował się szok i niedowierzanie. Ból, smutek, żal, oraz współczucie naprzemiennie szargały jej rozszalałym w piersi sercem.
— Ja nie miałam o tym pojęcia... — wydukała bezgłośnie, ledwie panując nad załamanym głosem, jednocześnie uświadamiając sobie, jak nie wiele wie o chłopaku, którego darzy tak silnym uczuciem. Z trudem przełykając ślinę, spojrzała jej prosto w oczy. — Oczywiście. Nic nikomu nie powiem, daję słowo.
Sofia zamknęła album i odłożyła go na stolik. Przylgnęła plecami do oparcia i szczelniej okryła się narzutą.
— Może na taką nie wyglądam, ale ja również mam wiele za uszami. Na siłę kierowałam się dobrem jedynego syna, ignorując jego zdanie, choć zasadniczo wiedziałam, że miał w swym sercu już inną kobietę, którą szczerze kochał. Mimo to, nie słuchałam go i wdałam w zaaranżowane małżeństwo, którego nigdy nie chciał. Gdy tak patrzę na to z perspektywy czasu — zrobiła krótką pauzę, by zaśmiać się cierpko z samej siebie — byłam głupia i krótkowzroczna, co nie?
— Nie mogę się z tym całkowicie zgodzić. — Choć Lucy wiedziała, że mowa tu o jej mamie, zaprzeczyła stanowczym ruchem głowy. Zaciekawiona kobieta łypnęła na nią bacznie. — Nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć tego, jak to wszystko się potoczy. Jesteśmy tylko ludźmi i to normalne, że popełniamy błędy. To taka nasza cecha charakterystyczna. Sądzę, że Pani kierowała się jego dobrem i wtedy uważała takie rozwiązanie za słuszne. To nic innego, jak matczyna troska. Ja też chciałabym dla swoich dzieci jak najlepiej, choć z drugiej strony czasami dobrze jest wysłuchać tego, co ma do powiedzenia ta druga strona.
— Tak, każdy czasem popełnia błędy, ale sztuką jest się do tego przyznać i wyciągnąć z nich konsekwencje na przyszłość, a ja byłam tak bardzo zaślepiona swoimi racjami, że nie dostrzegałam, że ranie tym innych. Że sprawiam ból najbliższym memu sercu osobom, a szczególnie synowi, którego kochałam ponad wszystko. Chociaż... A może widziałam, tylko byłam zbyt dumna, by się do tego przyznać?
Lucy przekierowała wzrok z podłogi, na posmutniałą Sofię. To była trudna rozmowa, jednak odpowiadała szczerze, tak jak dyktowało jej sumienie.
— Nie można się tak zadręczać.
— Niby jak? — wzięła głęboki wdech. — Nie potrafię inaczej.
— No więc spójrzmy na to z drugiej strony. Gdyby nie to małżeństwo, na świat nigdy nie przyszedłby Natsu. To przecież umiłowany i wyczekany wnuk, którego kocha Pani ponad życie, czyż nie?
Usłyszawszy to zdanie, zdumiona kobieta ponownie uniosła głowę i spojrzała prosto w bursztynowe tęczówki. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że dopatrzyła się w niej Layli. Ona też była taką dobrą, mądrą dziewczyną i kiedyś powiedziała jej coś bardzo podobnego.
— Masz całkowitą rację. — Posłała jej łagodny uśmiech, jednocześnie czując przyjemne ciepło na sercu. — Jednego wnuka praktycznie utraciłam, ale mam jeszcze Natsu. Nawet nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo go kocham. Zrobiłabym dla niego wszystko, o cokolwiek by mnie poprosił. Wszystko — powtórzyła, chcąc brzmieć jak najbardziej poważnie. — Może proszę cię o wiele, ale miej tam na niego oko, dobrze? Niech czasem dzwoni do swojej stęsknionej babci, bo ta druga nigdy się nim nie interesowała.
Lucy przytaknęła ruchem głowy, a w tym samym czasie do ich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk szuranych po podłodze kapci. Od razu wiedziały kto był sprawcą.
— Hmm? — mruknął zaspany Gray, z oczami jak małe szparki. Miał na sobie potarganą koszulkę i krótkie spodenki w urocze paseczki, a jego włosy piały w każdą stronę. — A co tutaj się dzieję?
— Takie tam nocne rozmowy między kobitkami. — Wbijając w niego zatroskany wzrok, starsza kobieta machnęła ręką. — Nie możesz spać?
— Wstałem do łazienki — zaczął, uparcie trąc sklejone oczy i podciągając nosem — ale byłem tak przyćmiony, że zbłądziłem w tych ciemnościach i nim się spostrzegłem, wylądowałem w kuchni.
Nie dowierzając w jego nieporadność, Lucy parsknęła śmiechem, podobnie jak zrezygnowana Sofia.
— Zgubiłeś się? — zapytała dziewczyna, kręcąc nosem z niedowierzania. — Gray, przecież byłeś tu już tyle razy!
— Bardzo śmieszne, przecież ty też się tu gubiłaś — fuknął jak obrażony, chociaż po chwili też się zaśmiał.
— Tak, ale to na początku!
— O, chyba kolejny idzie — mruknął Fullbuster, spoglądając gdzieś za siebie.
— Hałasujecie. Tak głośno gadacie, że nie mogę przez to spać. — Dobiegł ich lekko zachrypnięty głos Natsu, a potem jego wyłaniająca się z wnętrza domu sylwetka, która zatrzymała się obok przyjaciela. Oparł się o framugę drzwi i spojrzał na wszystkich po kolei, zatrzymując się na Lucy. — Co to za schadzki po nocach? Chyba nie ma was kto pogonić do łóżek.
Spojrzała na niego z nie lada zdziwieniem, bo po raz pierwszy widziała go zaspanego. Miał zabawnie potargane włosy i wykrzywioną w grymasie niezadowolenia minę. Najwidoczniej zaraz po przebudzeniu nie ma humoru. Pikanterii dodawał fakt, że nie miał na sobie żadnej koszulki, a jedynie luźne spodnie, które nisko opuszczone, ukazywały zarys kości miednicy. Musiała skupić wzrok na czymś innym, żeby jej wybujała wyobraźnia nie eksplodowała.
— Ja z racji na wiek nie mogę spać, Lucy wstała żeby się czegoś napić, a Gray zwyczajnie się zgubił. — Zgrabnie wyliczyła na palcach jego babcia, a wtedy Natsu spojrzał na przyjaciela z jawnym politowaniem.
— Ty już się lepiej nie odzywaj — mruknął Gray, ostrożnie wysuwając dłoń, zanim zdążył to jakkolwiek skomentować — wiem, wiem, byłem tu wiele razy.
— Nie zamierzałem nic powiedzieć — odburknął, przymykając jedno oko i drapiąc się po skroni.
— No moi mili, czas do łóżek. — Sofia klasnęła w dłonie i żwawo podniosła się z fotela. — Dziś czeka was długa podróż do Ameryki. Lepiej się wyśpijcie.
***
Lucy spakowała swoją torbę podróżną, zaścieliła łóżko i uprzątnęła pokój do stanu w jakim go zajęła. Zanim jednak wyszła, przystanęła w progu, zaciągnęła się jego zapachem i ostatni raz omiotła spojrzeniem. Chciała jak najlepiej go zapamiętać, by potem mieć co wspominać. Żal było jej wyjeżdżać, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Przez ten czas bardzo zżyła się z babcią i tym pełnym domowego ciepła miejscem. Gdy była już gotowa, zeszła na dół, a wtedy dostrzegła stojącą na ganku Sofię, oraz ładujących samochód Natsu i Graya. Pomimo uśmiechu na twarzy, widać było jak tęskno na nich spoglądała. Musiała ją usłyszeć, bo szybko zwróciła głowę w jej stronę.
— Spakowana? — spytała troskliwie, w czasie kiedy Fullbuster podszedł i wziął od niej ciężką torbę.
— Tak. — Posłała jej pełen wdzięczności uśmiech. — Dziękuje za wszystko, to były cudowne wakacje.
— Nie masz za co dziecko drogie. Gościć was to czysta przyjemność! Musicie mnie częściej odwiedzać, bo z dziadkiem idzie się zanudzić.
Obydwie kobiety skomentowały to chichotem. Lucy nie lubiła pożegnań i nim się zorientowała, zaczęła miętosić pasek od torebki. Zawsze tak robiła, gdy zaczynała się denerwować, lub czuć nieswojo. Sofia od razu to dostrzegła i stanęła przed nią. Wyciągnęła dłonie lokując je na dziewczęcych policzkach, a zaraz potem delikatnie odgarnęła jej grzywkę za ucho.
— Masz taką piękną buzię — szepnęła pokrzepiająco, błądząc po jej młodym i gładkim licu — nie chowaj jej.
— Pani Sofio... — zaczęła, czując że jeszcze chwila i normalnie się rozklei.
— Wiem. Ja też nie znoszę pożegnań, ale głowa do góry słońce — posłała jej ciepły uśmiech i dodając otuchy, żwawo potarła po ramionach — przecież jeszcze się spotkamy. Będę na was czekać.
Heartfilia zapatrzyła się w jej ciemne oczy, a zaraz potem skierowała wzrok na jej szyję, gdzie spoczywał złoty naszyjnik. W tym momencie przypomniało jej się coś bardzo ważnego. Nie czekając, od razu sięgnęła do torby z której wyjęła małe pudełeczko, a z niego perły. Na ich widok, zdumiona kobieta uniosła wyżej brwi. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek będzie jej dane je ujrzeć.
— To są...
— Tak — przytaknęła, kiedy podsunęła dłonie w jej kierunku. — To Pani perły, które moja mama dostała od Igneela. Znam ich historię i sposób dziedziczenia, wiem jaką mają wartość i że to cenna rodzinna pamiątka. Nie powinny być w moim posiadaniu. Przepraszam, że po tylu latach, ale chciałabym je zwrócić prawowitej właścicielce.
Zatrwożona kobieta poczuła nostalgię. Tak wiele lat ich nie widziała, a teraz ma je przed nosem. Od zawsze wiedziała do kogo trafiły, jednak nie spodziewała się, że Lucy będzie chciała je zwrócić. Raptem kobiety usłyszały wołanie zniecierpliwionego Dragneela.
— Lucy! — oparł dłoń na biodrze, a drugą gestem zagarnięcia przywołał do siebie. Czekając, wbił baczny wzrok w ich sylwetki. — Samochód gotowy, pakuj się!
— Ale ty niecierpliwy. Człowieku, daj im się pożegnać — zawołał wchodzący do samochodu Gray. Odpalił silnik, a jego warkot rozniósł się po podwórku. Czas je gonił.
— Nie, Lucy. — Lakonicznie zaśmiała się pod nosem, a potem w niedowierzaniu pokiwała głową na boki. — One już od dawna są w odpowiednich rękach. — Pewna tych słów, swoimi nieco pomarszczonymi dłońmi zamknęła te dziewczęce, a w nich perły.
— Nie rozumiem. — Odparła i odrobinę zmarszczyła brwi. — Przecież właścicielką owych pereł może być kobieta, którą Natsu pojmie za żonę. — Uniosła zdezorientowany, bursztynowy wzrok.— My jesteśmy jedynie przyjaciółmi. To nie ja powinnam być ich...
— Wiem, dlatego noś je dumnie — wtrąciła, puszczając jej oczko. — Nawet jeśli jesteś jedynie przyjaciółką.
Dziewczyna nie do końca zrozumiała, co miała na myśli akcentując słowo ,,jedynie'', ale nawet nie zdążyła spytać, bo poczuła dotyk na ręce, a potem lekkie pociągnięcie. Schowała perły do torby i automatycznie odwróciła głowę w bok, a wtedy spotkała nadąsaną twarz Natsu i gniewnie zmrużone powieki.
— Chodź już wreszcie kobieto, zaraz korzenie zapuszczę. Jeszcze mi się działanie tabletek skończy, nim dojedziemy na lotnisko — mruknął jak w gorącej wodzie kąpany, otwierając jej tylne drzwi i dając do zrozumienia, żeby wsiadała. Wszyscy troje pomachali stojącej obok Sofii, a wtedy Gray ruszył z miejsca.
— Do zobaczenia kochani! — zawołała za nimi na pożegnanie, schodząc z ganku. Przytknęła dłonie do ust i posłała im całusy. — Addio!
Wyjechali z terenu posesji, a wtedy Lucy obejrzała się jeszcze w tylną szybę. Spoglądała na oddalający się krajobraz, oraz malejącą postać. Babcia odprowadziła ich za ogrodzenie i cały czas machała, dopóki ci nie zniknęli jej z pola widzenia. Mimo, że na jej ustach widniał szeroki uśmiech, czuła przenikający ją na wskroś smutek. Zawsze tak było, gdy odjeżdżali.
Chciało jej się płakać, ale cały czas dzielnie to znosiła. Już wcześniej się z nimi pożegnała, a w szczególności Natsu, którego mimo drobnych protestów, wyściskała za wszystkie czasy. Miała nadzieję, że wszystko będzie się układało tak dobrze jak teraz. Że nigdy, żaden nieprzyjaciel nie wejdzie im w drogę, ale czy to aby na pewno możliwe? W tym momencie przywołała we wspomnieniach Zerefa, jednak szybko skarciła samą siebie i odgoniła tę myśl.
— Tylko przyjaciółka, huh? — powtórzyła cicho, łagodnie się uśmiechając, jednak było w tym ziarno tajemniczości. Splotła dłonie za plecami i cmoknęła ustami, po czym tanecznym krokiem odwróciła się w stronę domu. — Czy aby na pewno?
***
— Co ona ci tam jeszcze dawała? — spytał Natsu, gdy zjechali ze wzgórza, natomiast Gray nasunął na nos okulary przeciwsłoneczne i skupił się na jeździe. Dla odmiany to on dziś prowadził.
— Chciałam oddać jej perły, ale mi odmówiła. Powiedziała, że skoro trafiły do mnie to teraz ja jestem ich właścicielką.
— To chyba logiczne — odpowiedział, jakby to było najbardziej oczywiste na świecie. — Skoro mój ojciec podarował je twojej mamie, to po jej śmierci należą do ciebie.
— Ale przecież znasz historię ich dziedziczenia. Prawnie powinny należeć do twojej przyszłej małżonki. Nie przeszkadza ci, że są u mnie?
Dragneel prychnął pod nosem.
— A czy ja wyglądam na takiego co mu spieszno do ożenku?
— Z takim podejściem to ty sobie nigdy baby nie znajdziesz — wtrącił Fullbuster, który parsknął śmiechem. — Masz już dwadzieścia siedem lat i zero perspektyw na jakikolwiek związek.
— Odezwał się... — sarknął, wystawiając łokieć za auto. — To nie ja spieprzyłem sprawę z Juvią i teraz jak tchórz podwijam ogon.
— Dobra zrozumiałem. Już się nie wtrącam — mruknął pasywnie i utkwił wzrok w szosie.
— Więc co mam z nimi zrobić? — zapytała, wyjmując je z torby. — Jeśli będziesz chciał je kiedyś komuś podarować, to po prostu powiedz. Oddam ci je.
Dragneel przerzucił wzrok z beztroskiego profilu przyjaciela na boczne lusterko i spojrzał na nią zagadkowo. Widząc jej zmieszanie, uśmiechnął się zupełnie jak Sofia, po czym wbił wzrok gdzieś daleko przed siebie.
— Nie przeszkadza mi, że są u ciebie. Zapamiętaj sobie, bo mówię to pierwszy i ostatni raz; nie musisz mi ich zwracać. Nigdy.
C.D.N
Boże, nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu przebrnęłam przez te nieszczęsne Włochy.... Tak wiem nuda, ale spokojnie, niebawem znów powracamy do akcji ^^ Jako rekompensatę, rozdział będzie za + / - 4 dni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro