Tom III, Rozdział 5. Un sogno in giardino.*
*,, Marzenie w ogrodzie''
______________________
Hardo przechodząc przez roztańczonych ludzi, Dragneel wciąż powtarzał w głowie słowa wypowiedziane przez Lucy. Że czemu nie tańczy i czy nie potrafi. Nie chciał przyznać, ale ostro wjechała mu na ego. Nadepnęła na przysłowiowy odcisk. Okrężnym ruchem rozluźnił nieco zesztywniałe ramiona i barki, a potem przekrzywił głowę lekko w bok, by wszystko wskoczyło na odpowiednie miejsce.
Jakieś irytująco szczebioczące kobiety chciały do niego podejść, ale zgromił je samym spojrzeniem, które mówiło samo za siebie, że nie życzy sobie żadnego towarzystwa. Ustąpiły, zasłaniając się głupim uśmiechem. Świdrując na wskroś swoją ofiarę, dumnie uniósł podbródek i będąc już niemal tuż tuż...
— Prende il controllo di questa signora*( Teraz ja przejmuje kontrolę nad tą damą) — oświadczył żądanie, łapiąc z nim kontakt wzrokowy i w locie chwytając dłoń Lucy, która wpadła plecami na jego klatkę piersiową.
Słysząc jego głos nad uchem i czując niespodziewany dotyk, zdumiona zadarła głowę. Napotkała parę gniewnie iskrzących, zielonych tęczówek. Natsu bez żadnych problemów ją przechwycił, a bezradny intruz grzecznie odpuścił. Muzyka z sekundy na sekundę zmieniła się w dość szybką i narzucała tempa.
— Natsu?! — pisnęła zszokowana będąc już w jego ramionach, kiedy niespodziewanie zmusił ją do obrotu. — Co ty tu robisz? — wypowiedziała na jednym wydechu, będąc wprawiona przez niego w coraz żywszy ruch. — Myślałam, że ty nie tańczysz.
Milcząc, dość gwałtownie zwrócił ją ku sobie. Rozluźnił kolana, nadgarstki, oraz ugiął łokcie, by nawet w najdalszej fazie ruchu lekko sprężynowały. Złapał dziewczynę za obydwie dłonie i ponownie przyciągnął do siebie, tym samym złączając ich ciała niemal w jedno. Był poważny i bardzo szybko dał jej do zrozumienia, że to on prowadzi, a ona podąża.
— Nie ma rzeczy w której nie byłbym dobry. — Zniżył głowę i syknął jej niemal do ucha. — Zapamiętaj to sobie.
Pod wpływem jego głębokiego tonu i bliskości, poczuła gęsią skórkę rozchodzącą się po całej linii kręgosłupa.
Dragneel był dość chaotyczny, jednak pewny siebie. Nie szurał stopami po ziemi i doskonale wiedział co robi. Taniec w jego wydaniu nie był amatorski, o nie! Zwinnie operował zarówno swoim jak i ciałem partnerki. Miał dobrze wyważone, wyraźne kroki i sprawiał wrażenie, jakby robił to już wiele razy. Pomimo jego sporo wyższego wzrostu i dłuższych nóg, bezproblemowo się zgrywali. Nie spoglądał w dół, ani nie garbił się. Trzymał oś, a jego nogi zgrabnie przeplatały się pomiędzy jej. W pewnym momencie Lucy przez przypadek nadepnęła go na prawy but.
— Przepraszam! — zawołała zawstydzona, chcąc spuścić wzrok na własne stopy. Nie pozwolił jej na to, bo poczuła karcące szarpnięcie. Przycisnął ją do siebie, wręcz zmuszając, by mocniej do niego przylgnęła. Myślała, że zaraz na nią nakrzyczy, czy warknie. Nic bardziej mylnego.
— Nie patrz na nogi i odegnij nieco kciuki w dłoniach — poinstruował spokojnie, lecz stanowczo.
— To gdzie mam patrzeć? — spytała, czując jak jeszcze mocniej kręci jej się w głowie. Miała wrażenie, że jest coraz bardziej w stanie nietrzeźwości, choć wypiła jedynie parę łyków wina. W dodatku właśnie dochodził do niej fakt, że tańczy z TYM Dragneelem, a to wystarczało, by traciła nie tylko czucie w kolanach, ale i trzeźwy umysł. — Nie wiem na czym skupić wzrok.
— Na mnie — rozkazał, dynamicznie się odsuwając, by potem ponownie ich scalić. — Nie stresuj się, poprowadzę cię.
Było jej duszno, a sytuacja w jakiej się znalazła tylko potęgowała coraz silniejsze palpitacje serca. Błądząc gdzieś nieobecnie, raptownie zerknęła na jego szyję i mieniącą się na niej srebrną pancerkę.
— Natsu... Ja nie potrafię. Czuję się cholernie zawstydzona — wyznała z niekrytą ciężkością. Sama nie wiedziała skąd w niej taki nagły przypływ szczerości. Zaczęła gubić się w labiryncie własnych myśli i serca, a jego obecność wcale nie pomagała.
— To samo mówiłaś Grayowi i temu pajacowi, kiedy z nimi tańczyłaś? — prychnął z dziwną nutą, mierząc ją intensywnie, jednak widząc wymalowaną konfuzję, odpuścił. — Ograniczasz się, jesteś zbyt spięta. Wyzbądź się zahamowań i rozluźnij trochę ręce.
Jego głos był taki głęboki, a ciało rozgrzane do maksimum. Poprzez szybkie tempo, parę czarnych i idealnie ułożonych pasm włosów opadło mu na czoło. Spoglądał na nią takim wzrokiem, jak gdyby chciał przebić ją na wskroś. Pomimo lekkości kroków, czuła promieniującą od niego pasję, żądzę i... Nutę zmysłowości.
Zachłanność.
Tym tańcem tylko pokazał, jak sprytnie potrafił ją zdominować. Gromić całym sobą. Sprawiał, że czuła się coraz bardziej osaczona, a przecież ona nie jest taka. Chwilowo zapomniała, jak bardzo jest silna i nieuległa. Zdając sobie z tego sprawę, nabrała nieco więcej pewności siebie i przywdziewając niecny uśmiech, dumnie uniosła głowę. Uznała to za jego kolejną, fanaberyjną grę. Nie podda mu się. Nie da tej satysfakcji.
Nawet nie zauważyła, kiedy otoczenie przestało mieć dla niej znaczenie.
— Jednak nie jesteś taki sztywny za jakiego być może uchodzisz — urwała, kiedy po raz kolejny, nieznacznie od siebie odeszli i rytmicznie się poruszyli. Na przemian wymieniając się przenikliwymi spojrzeniami, Lucy kusząco zakręciła biodrami. Nie chcąc być dłużnym, Natsu również podążył za nią. — Sądziłam, że nie umiesz się bawić, ale teraz mnie zaskoczyłeś. Oczywiście pozytywnie. — Dokończyła, gdy posłusznie pociągnięta, powróciła do niego niczym bumerang. O mały włos, a stuknęliby się końcówkami nosów. Rejestrując jego unoszącą się brew, uśmiechnęła się z dozą zaczepności, jakby drażniła się z nim.
Zmysłowo.
— Ja nie umiem się bawić? — pochwycił zdumiony, kiedy kątem oka dostrzegł przeciskającą się pomiędzy parami kobietę z bukietem świeżo ściętych czerwonych róż. Sądziła, że jest sztywny? Już on jej pokaże co potrafi. Zaczekał na odpowiedni moment, a gdy ta była wystarczająco blisko, niespodziewanie puścił Lucy i sprawnie porwał jeden kwiat do ręki. Upewniając się gdzie są kolce, złapał zębami za łodygę, po czym prędko powrócił do dziewczyny.
Jedną ręką chwycił za jej, a drugą swobodnie ułożył między zarysowanymi łopatkami. Pochylając ich ciała nieco do dołu, zaczepnie zmrużył powieki, a potem posłał jej ten swój łobuzerski uśmieszek na widok którego, kobietom miękną kolana. Przez krótką chwilę byli tak blisko, że parę czarnych jak węgiel pasm smagnęło ją po twarzy, a on mógł poczuć zapach jej perfum na szyi. Niczym oparzeni, wyprostowali się i ponownie wymienili paroma zwinnymi krokami.
Muzyka zagłuszała wszystko, a każda para zajęta była sobą. Korzystając, że mógł sobie pozwolić poleciał po bandzie i zaszalał na sto procent. Tym odważnym gestem tylko jej udowodnił, że nawet taki względnie poważny facet jak on umie się zabawić i wyzbyć codziennej powściągliwości.
Oniemiała, niczym zahipnotyzowana spoglądała prosto w jego emanujące chciwością oczy. Nie znała go w takiej odsłonie, był zupełnie inny niż zwykle. Jak gdyby chciał jej pokazać, że należy tylko do niego. Pomijając popisywanie się, był bardziej władczy, dziki, nieujarzmiony. Cholernie intrygujący. W tej czarnej koszuli prezentował się jak najprawdziwszy Bóg Seksu. Zmęczona wysiłkiem i jego oddziaływaniem na nią, ledwo panowała nad oddechem, a kiedy całość dopieściła ta róża w ustach, aż zaniemogła. Motyle w brzuchu wzbierały za każdym jego dotykiem, a ona nie chciała, by znikały.
Pochłonięci sobą, nawet nie zauważyli, kiedy stworzyli między sobą dziwną, lecz intymną aurę. Posyłała mu ukradkowe spojrzenia, oraz nieuchwytny uśmiech, co on z chęcią odwzajemniał. Podobał mu się ten nowy, nieznajomy rodzaj gry. Trzymał w napięciu, a on nie znosił monotonii.
Teraz to ona wyznaczała zasady. Kusiła, wodziła za nos, uciekała mu. Od kiedy na moment się rozdzielili, znów zapragnął mieć ją na wyłączność. Zaspokoił się dopiero wtedy, gdy znów wpadła w jego sidła.
Zmniejszając dzielący ich dystans, Dragneel po raz kolejny łapczywie złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Podkreślając swoją dominację i wyższość nad nią, gniewnie tupnął podeszwą o parkiet i zacisnął palce na jej plecach. Chciał wymusić bezwzględne posłuszeństwo, co tego wieczoru, w tym tańcu, spokojnie mu się udało. Pozwoliła mu na to. Muzyka przestała grać, a tym samym ich wspólne dzieło, oraz namiętna atmosfera dobiegły końca.
— Wariat. — Zaśmiała się uroczo, kiedy oboje łapali oddechy. Tłum klaskał i domagał się kolejnej piosenki, ale ich zdawał się jeszcze nie sięgać.
— Też człowiek. — Uniósł kąciki ust. Nagle odsunął się od niej na pewną odległość, bo dostrzegł jej drgające ze zmęczenia łydki. — Ledwo stoisz na nogach, przeforsujesz kolana i będziesz mieć zakwasy. Chodź, przyda ci się przerwa. — Skinął podbródkiem w kierunku stolika i już robił pierwszy krok, jednak stojąca w bezruchu Lucy sprawiła, że on również ustał.
Jej klatka piersiowa wciąż niespokojnie unosiła się i opadała. Parę kropelek potu spłynęło jej po skroni, ale szybko je otarła. Widać było że jest pozbawiona sił, ale pozytywnie, bo na jej twarzy bezustannie gościł szeroki uśmiech.
— Jeszcze nie. — Pokiwała lekko głową. — Chciałam wykorzystać, że tak świetnie się bawię, dlatego zatańczę ten ostatni raz i zaraz przyjdę, dobrze?
Chwile po tym, konferansjer imprezy wziął do ręki mikrofon i przemówił śpiewnym tonem.
— Invitiamo tutte le COPPIE! Ci sarà qualcosa di speciale ora!!* (Zapraszamy wszystkie PARY, teraz będzie coś specjalnego!!)
Na scenę wyszła kobieta w zwiewnej zielonej sukience, oraz mężczyzna. Wszyscy zaczęli bić brawa i wtórować, ile tylko mięli sił w strunach. Dragneel, który zrozumiał każde słowo, kątem oka dostrzegł spoglądających na nich mężczyzn, a konkretnie na Lucy. Zacisnął mocniej szczękę i ponownie zwrócił twarz do niej. Nie wiedziała co się dzieję, ale idąc za wszystkimi, podekscytowana również rytmicznie klaskała.
— Aż tak ci na tym zależy? — spytał, dmuchając w opadającą na nos grzywkę.
Zwróciła ku niemu swoje duże, świecące oczy i już wiedział, jaka będzie odpowiedź. Jak szczere lustro, zdradzały mu wszystko.
— Tak.
Śledziła jego zmieniającą się mimikę. Przewrócił oczami, głośniej przy tym wzdychając. W tym samym momencie zagrali muzycy, a para zaczęła wspólny śpiew.
,,Siamo molto indietro rispetto all'oceano dei nostri sentimenti...
Estranei nella notte, scambiano sguardi
Chiedendosi nella notte,
Quali erano le possibilità che potremmo condividere amore
Prima che la notta trascorra?''
— Dobrze, ale to wyjątek. Ostatni raz się na to godzę. — Jasno podkreślił, przybierając maskę powagi. — No Lucy, chodź do mnie. — Pochylił się zachęcająco, a ona niczym zwabiona smakowitym plastrem miodu, wysunęła ku niemu dłoń, którą delikatnie ujął. Drugą oparł swobodnie na jej pasie i subtelnym ruchem przysunął bliżej swojego ciała. Melodia była spokojna i piękna. Romantyczna, więc zdecydowanie nie w jego guście.
,,Jesteśmy daleko za oceanem naszych uczuć...
Nieznajomi w nocy, wymieniając spojrzenia
Rozmyślając w nocy,
Jakie były szanse, byśmy dzielili miłość
Zanim noc się skończy?''
Trzymał ją w swoich objęciach i mimo niosącego się echa, słyszała bicie jego silnego serca. Lucy mogłaby przysiąc, że mimo ironii losu i trudnych początków, właśnie teraz, w tych ramionach czuła się najbezpieczniej na świecie. Czas jakby zwolnił, a wszystko inne dookoła, po raz kolejny przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Na ten jeden moment, ten jeden taniec, cały świat przestał istnieć. Uspokajając oddech, przymknęła oczy i wygodniej ułożyła dłoń na jego koszuli, pod którą wyczuła twarde mięśnie. Zapach jego perfum koił i zaspokajał jej zmysł. Ufała mu i pozwoliła się prowadzić.
,,Ho finalmente trovato qualcuno, che mi fa perdere la testa
Ho finalmente trovato qualcuno, che mi fa sentire completo...''
,,W końcu znalazłem kogoś, kto wywarł na mnie niesamowite wrażenie
W końcu znalazłem kogoś, kto sprawia że czuję się całkowity, zupełny...''
Wprawiał ich we wspólny, subtelny taniec. Był całkowitą przeciwnością poprzedniego. Dragneel nie lubił tańczyć, ale też nigdy nie mówił, że tego nie potrafi.
— Natsu? — szepnęła, mając głowę w zagłębiu jego obojczyka. Nieznacznie zmarszczyła brwi, bo wsłuchiwała się w piękny śpiew, którego ni w ząb nie rozumiała.
— Słucham? — zapytał cicho, kiedy w tym samym momencie zadarła wzrok do góry. Ich tęczówki od razu odnalazły do siebie drogę: jej mieniące się niczym bursztyny i jego z nutą niezgłębionej tajemnicy. Byli tak blisko, że z łatwością dostrzegał każdy pieprzyk na jej filigranowej cerze. Miała rumieńce i odrobinę rozchylone usta w odcieniu soczystej maliny. Jej skóra była gładka, a ona sama niesamowicie delikatna. W głębi siebie... Poczuł coś dziwnego. Coś, co sprawiło w nim niepokój i zasiało ziarno niepewności.
— O czym oni śpiewają?
Mimo że na takiego nie wyglądał, cały czas uważnie jej słuchał. W takich chwilach cieszył się z istnienia bariery językowej.
,,Qualcosa nei tuoi occhi era così invitante,
Qualcosa nel tuo sorriso era così eccitante,
Qualcosa nel mio cuore
Mi ha detto che devo averti.''
,,W twych oczach było coś zachęcającego,
W twym uśmiechu było coś ekscytującego,
Coś w mym sercu
Powiedziało mi, że muszę cię mieć.''
Dragneel pokręcił nosem. Dla niego sens tych wszystkich słów był głupi i pełen niedorzeczności. Był oczywistą bzdurą.
— O czymś kompletnie oderwanym od rzeczywistości. — Zbywał ją, a kiedy ponownie do niego przylgnęła, dodał: — Czymś zupełnie absurdalnym.
Jego zdawkowa odpowiedź ani trochę jej nie zaspokoiła. Może gdyby była trzeźwa, to nie drążyłaby tego tematu.
— To niemożliwe by tak było. Podoba mi się ten język, każde słowo brzmi tak dźwięcznie — ciągła dalej, bo nie dawało jej to spokoju. — Nierealne mówisz... Coś o marzeniach?
Pomiędzy nimi zapadła chwila ciszy.
— Nie do końca — odpowiedział spokojnie, choć wewnątrz siebie był tego przeciwieństwem. Pomimo bycia prawdziwym okazem zdrowia, jego serce tłoczyło krew zdecydowanie za szybko. Nie potrafił określić tego pulsującego i stale wzbierającego uczucia. Raptem na odsłoniętej szyi poczuł, jak Lucy coraz ciężej oddycha. Westchnęła, wydając z siebie zrezygnowany stęk. — Zmęczona?
,,In cui abbiamo detto il nostro primo ciao.
Non sapevamo
Che l' amore era solo a uno sguardo di distanza,
Un caldo e coinvolgente ballo, e...''
,,Gdy po raz pierwszy się przywitaliśmy.
Jak niewiele wiedzieliśmy...
Miłość była zaledwie o spojrzenie od nas,
O ciepły taniec w objęciach i....''
— Chyba alkohol za bardzo wdał mi się we znaki. — Niechętnie przyznała, kiedy zaczęła mieć problemy z nadążaniem za jego krokami. Czuła jak oddalały się i mimo, że próbowała z tym walczyć, była coraz bardziej bezradna. — Trochę kręci mi się w głowie.
Muzyka powoli dobiegała końca i Natsu przestał słuchać jej słów.
— I tak długo wytrzymałaś. — Odsunęli się od siebie, a wtedy posłał jej zadziorny uśmiech. Spuścił wzrok na jej nogi. Dostrzegł, że drgały z przeforsowania. — Może już wystarczy?
Sfatygowana dziewczyna kiwnęła głową, ale tyle wystarczyło, by na jego wybawienie i uciechę zeszli z parkietu. Dziewczyna z cichym jękiem opadła pośladkami na krzesło. Schyliła się i zdjęła buty, a wtedy od razu poczuła ulgę. Parokrotnie zadyndała uwolnionymi stopami w powietrzu.
— Pewnie jutro nie będziesz mogła wyjść z wyra o własnych siłach. — Parsknął głośniej, z niedowierzaniem spoglądając na jej spuchnięte kostki. — Masz jeszcze podeszwy, czy już całkowicie je zajechałaś?
— Och, daj mi spokój i nie śmiej się. — Lucy chwyciła za buty i kładąc je na udach, wyprostowała kręgosłup. — Ciekawe gdzie jest Gray. Momentami widziałam go w tłumie, ale teraz jakby się rozpłynął.
Dragneel zerknął na zegarek, zbliżała się czwarta nad ranem. Zaczął się rozglądać za przyjacielem, ale wtedy jego uwagę zwróciło przeciągłe ziewnięcie. Lucy ledwie siedziała prosto i widać było, że jest śpiąca. Coraz bardziej odległa, potarła skroń i potrząsnęła głową na boki, jednak szybko tego pożałowała.
— Połączenie wódki z winem nie dla każdego jest dobre — mruknął, uważnie wertując jej lico.
— Ale przecież ja wypiłam samo wino.
— Nie, w pośpiechu pomyliłaś szklanki i na raz wypiłaś całą miksturę tego Miętowego debila. Teraz masz tego efekt, bo to działa powoli i stopniowo, ale jak chwyci to porządnie. Ścina z nóg, dlatego Gray nazwał ją ,,siekierą''. Wiesz ile to miało procent kobieto?
— Dużo? — palnęła.
— W chuj — skorygował poprawnie, wyciągając kluczyki od kabrioletu z kieszeni spodni. — Nie będę go teraz szukał. Najpierw odwiozę cię do domu i najwyżej później po niego wrócę.
— Nie będzie nas szukał? — Zmartwiona zaczęła ponownie wodzić po zatłoczonej sali.
— Przecież to parę minut samochodem. Zresztą, bo to nie raz go tak zostawiałem? Potem i tak się okazywało, że nawet nie zauważył, że mnie nie było.
Wyobraziła to sobie i zabawnie zmarszczyła nos. W obecnym stanie w jej głowie działo się wiele ciekawych rzeczy.
— Ej, przecież ty też piłeś. — Trafnie zauważyła, obawiając się kontroli. — Zastanawiałeś się co powiesz policji jak cię zatrzymają?
Zaskoczony jej porządnością, zastygł w bezruchu. Przecież był na rodzinnej Sycylii — w skrócie ponad prawem. A z resztą, czy w Los Angeles jest inaczej? Nie.
— Ta. Podam im swoje nazwisko i jeszcze zostanę przeproszony za kłopot.
Już unosiła palec do góry i chciała coś powiedzieć, ale bezradna odpuściła. Wygrał bezapelacyjnie... To szczere do bólu wyznanie zabiło ją mentalnie. Argument był nie do podważenia, bo przecież należy do potężnej mafijnej rodziny, której głowa w postaci Sofii włada całą tą wyspą. Zrezygnowana wzięła buty i miała wstać, ale nogi zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Widząc tą nieudolną próbę, Dragneel wyciągnął pomocną dłoń z której chętnie skorzystała.
***
Przez całą podróż miała zamknięte oczy i rozkoszowała się przyjemnym wiatrem, który ją studził. Zamyślona, wciąż pijana i zmęczona, ocknęła się dopiero, gdy poczuła szturchnięcie w ramię. Uchyliła powieki i dostrzegła, że stoją już pod domem.
— Nieźle od ciebie paruje. Ale jutro będziesz miała jazdy.
Usłyszała jego prześmiewczy głos obok, a potem jak otwiera drzwi od strony pasażera. Wszędzie dookoła panowała cisza przerywana jedynie brzęczeniem owadów. Niebo spowite było czernią, a gęste i liczne korony drzew wydawały z siebie przyjemne szeleszczenie.
— Ech, oklapłam — wyznała zbierając ostatnie siły i korzystając, że miała otwarte drzwi wyszła z samochodu. Jej bose stopy zetknęły się z chłodnym żwirem, co przyniosło nieocenioną ulgę. Trochę kuło, ale nie przeszkadzało jej to. Całą noc była pochłonięta tańcami i już nawet zapomniała, że Sofia włożyła jej płaskie buty do torebki. Nie czekając na niego, ruszyła pierwsza.
— Teraz to już w ogóle przepadniesz w łóżku. — Dragneel zamknął drzwi i powiódł za nią. Wbił baczny wzrok w jej lekko kołyszącą się sylwetkę. To był pierwszy raz, kiedy obcował z nią w wersji pijanej i mówiąc wprost nie wiedział do czego jest zdolna. — Mogę się założyć, że wstaniesz po dwunastej w południe.
Natsu przyspieszył i zrównał z nią kroku, a wtedy zarechotała pod nosem. Sam nie wiedział czemu, ale zabrzmiało to dość złowieszczo. Przechodzili właśnie obok gęstego żywopłotu, a wtedy jego teoria się potwierdziła. Poczuł pchnięcie w ramię, na które nie był przygotowany. Widząc przechylający się obraz, asekuracyjnie wystawił łokieć, którym wpadł w krzaki. Ledwo zdołał zapanować nad ciałem i utrzymać pion. Właśnie do niego dotarło, że nie tyle co dotknęła go bez powodu, a bezczelnie popchnęła i o mało nie wywaliła. Odwagi jej nie brakowało.
— Jak chcesz, żebym poszła spać to musisz mnie najpierw złapać, ha!
— Przed chwilą nie miałaś siły, a teraz dostałaś głupawki?! — uniósł nieco głos, ale ostatnie co zarejestrował, to ją, śmiejącą się i biegnącą w głąb bujnego ogrodu.
Niczym sparaliżowany, stał jak słup soli, ale tylko przez chwilę. Do moment, aż nie zniknęła mu z widoku.
— Ta dziewucha jest niemożliwa... — Co mógł zrobić? Przewracając oczami wyprostował się, otrzepał z liści i poleciał za nią. Dopiero będzie jak zrobi sobie krzywdę. — Obudzisz innych, wracaj tutaj złośnico!
No i jeszcze zapadłby się pod ziemię, gdyby nie daj coś, przyłapała go babcia.Wchodząc do zielonego skweru, stanął na środku i rozejrzał się dookoła. Dostrzegł ją stojącą za dużym dębem. Całymi ramionami obejmowała jego pień i wychylała się z jednej strony. W niecnym uśmieszku zagryzała dolną wargę i ponownie się za nim schowała. Chyba myślała, że jej nie zauważył.
— Wyjdziesz po dobroci, czy mam ci pomóc? — spytał podirytowany, krzyżując ręce na klatce piersiowej, kiedy pobiegła za kolejne drzewo. Był wkurzony, jednak podciągnął rękawy do łokci i poszedł w ślad za nią. — Tak chcesz się bawić?
Lucy sama nie rozumiała jakie emocje nią kierowały. To była właśnie ta FAZA. Dostała kompletnej szajby, ale co zrobić, kiedy to alkohol nią sterował? Z początku zawsze jest klapnięta, a potem, jak się rozbryka, zmienia się w tą zaczepną. Wiedziała, że Natsu kroczył za nią i jej szukał. Pewna siebie, ponownie przywarła dłońmi do drapiącej kory i by ocenić gdzie jest, wychyliła czubek nosa. Jakie było zdziwienie, kiedy ogród był pusty, a po Dragneelu nie było śladu. Dosłownie jakby rozpłynął się w powietrzu. Biorąc pod uwagę, że dookoła było ciemno, a ona jeszcze nie do końca znała te tereny, obleciał ją strach. Zawiał wiatr i poczuła gęsią skórkę, a także dreszcze na karku.
— Natsu? Gdzie jesteś? — spytała niepewnie i wychyliła się w bok. Była tak przyćmiona narastającą paniką, że nie zarejestrowała nadchodzących kroków.
— Bu. — Zaszedł ją od tyłu i mruknął do ucha. — Tu cię mam. — Usłyszała za sobą, a potem poczuła silne dłonie opasające ją wokół talii. Sądząc, że dostała zawału, wzdrygnęła się i wydała z siebie stłumiony kwik, kiedy niespodziewanie chwycił ją od tyłu i uniósł do góry. Odrywając jej stopy od trawy, uśmiechnął się wrednie i okręcił się z nią parokrotnie. Wiedział, że napędził jej niezłego stracha, ale niech to będzie nauczka za poprzedni występek.
— Haha! Natsu! — będąc w powietrzu, obdarowała go perlistym śmiechem. Jak z początku kurczowo trzymała się jego owiniętych wokół ciała rąk, tak teraz rozłożyła szeroko ramiona i dała się ponieść chwili.
— Kara musi być! — zawołał, przymykając jedno oko, bo jej rozwiane włosy smyrały go po twarzy. — Będziesz grzeczna?
— Tak, tak! Tylko postaw mnie już — ryknęła błagalnie, jednak przez chichot. — Robi mi się niedobrze.
Drugi raz powtarzać nie musiała, bo Natsu jak na zawołanie postawił ją z powrotem na trawie. Szybko zabrał swoje dłonie, a Lucy zwróciła się przodem do niego i zadarła podbródek. Byli tak blisko siebie, że niemal stykali się ciałami.
Pod wpływem chwili, spojrzał jej prosto w duże, bursztynowe oczy. Księżyc wychylił się zza chmur i ukazał to, co od zawsze go fascynowało. Oczy, które nigdy nie chciały mu ulec. Pełne żywych iskier i determinacji, teraz miały w sobie coś bardziej tajemniczego. Szczęście i być może nutę czegoś, czego w obecnej chwili nie potrafił dostrzec. Nie sięgał tak głęboko. Nie potrafił, a może nie chciał.
Błądząc tęczówkami po jej uradowanym licu, przywdzianym w subtelne rumieńce, sprawiła, że na moment zapomniał o wszystkim. Uniósł kąciki ust, ale nie tak jak zwykle. Tym razem był to błogi uśmiech, wręcz melancholijny — niespotykany u niego. Wprawiony w zamyślenie, schylił się i zerwał rosnący nieopodal kwiat peoni. Pozbywając się niepotrzebnego liścia, ponownie zwrócił się do Lucy i pozwolił wsunąć za drobne ucho. Powoli zabierając dłoń, subtelnie niczym motyle skrzydło, musnął o jej policzek.
Soczysty róż kontrastował z blond włosami. Ten kwiat jej pasował.
— Chyba już miałaś wystarczającą porcję wrażeń na dziś, a teraz do wyra — wyszepnął odrobinę zachrypniętym głosem.
— Weź mi pomóż... Już mi się nogi plączą i nawet nie wiem gdzie jest mój pokój. — Lekko się kiwając, uśmiechnięta przekrzywiła głowę w bok. Zmrużyła powieki, kiedy zerknęła na niego niepewnie i wymamrotała: — Proszę.
— Życia ci nie starczy, by mi się za to wszystko odwdzięczyć. — Westchnął ciężko, odwrócił się do niej tyłem, kucnął nisko i zdecydowanym ruchem podbródka wskazał na swoje plecy. — Wsiadaj, ale bez słowa, bo ja cię znów ganiał nie będę.
To i tak duży postęp, że w ogóle to robiłeś — pomyślała, piszcząc w sobie, jak głupia nastolatka. A jeszcze teraz chce ją wziąć na barana. Poprawka, POZWALA jej. Mimo swojego stanu, na samą myśl robiło jej się cieplej.
Czując jak oplotła mu smukłe dłonie wokół szyi, złapał ją pod kolanami i bez żadnego problemu wyprostował się. Ostrożnie podrzucając, poprawił ją sobie, by mieć pewność, że się nie zsunie i nie runie jak długa na glebę. Był tak skupiony na niej, że nawet nie zauważył sylwetki stojącej za oknem na pierwszym piętrze, która zniknęła równie szybko, co się pojawiła.
Przylegając do niego całym ciałem, Lucy oparła policzek w okolicach jego karku. Czarne kosmyki miziały ją po nosie, ale uznała to za niebotycznie przyjemne doznanie. Teraz, jak nigdy miała okazje napawać się jego prawdziwie męskim zapachem, od którego dostawała kolejnych zawrotów głowy i kosmatych myśli. Była tak szczęśliwa, że już nie była pewna, czy to przypadkiem sen z którego znów się obudzi...?
Jeśli tak, to nie chciała budzić się nigdy.
— Ej Natsu — zaczęła coraz cichszym tonem, kiedy nieznacznie zacieśniła dłonie. Praktycznie była w niego wtulona.
— Hm? — Poczuł jak dmucha mu ciepłym powietrzem na skórę, jednak nie sprawiało to dyskomfortu, a coś bliżej nieodgadnionego.
Przyjemnego.
— Nie jestem dla ciebie za ciężka?
To nie pierwszy raz kiedy ją niesie, ale wcześniej lądowała przerzucona przez bark. Niczym lalka. Tak było kiedyś, a teraz jest inaczej.
— A czy ja wyglądam, jakbym miał jakikolwiek kłopot? Już ci mówiłem, że we wszystkim jestem dobry — parsknął rozbawiony, odrywając rękę od jej kończyny i otwierając drzwi. Przechodząc przez próg, zaraz potem wróciła na miejsce pod jej kolanem. — Sugerujesz, że brak mi siły, czy co?
Speszona, niepewnie zerknęła na jego lewy profil twarzy. Wyglądał na skupionego, choć na jego twarzy błądził pewny siebie wyraz.
— Nie no... Dobrze wyglądasz. — Nawet bosko, pomyślała, ale przecież nie powie mu tego na głos, bo chyba zapadłaby się pod ziemię. Sama świadomość, że jest przez niego niesiona sprawiała, że mogłaby przenosić góry. Zachowywała się irracjonalnie... Jak potłuczona. Jak zakochana. — Tak tylko się pytam...
— Głupia — mruknął karcąco, wchodząc po schodach na pierwsze piętro. — Aż tak ciężka nie jesteś, ale jeśli jutro będą mnie boleć plecy, wisisz mi masaż. — Zerknął na nią i posłał zadziorny uśmiech, na co Lucy spaliła dorodnego buraka.
Jednak nie jest aż taki sztywny i czasem potrafi wyjąć bolec z dupy, przemknęło jej przez myśl. Gdy przekroczyli próg jej pokoju, postawił ją na ziemi.
— Padam z nóg — sapnęła uginając kolana i opadając plecami na wysokie łóżko. Z jej krtani wydobył się stłumiony jęk, a włosy w nieładzie rozsypały na kołdrze.
— Będziesz spała w ubraniach w których tańczyłaś tyle godzin?
— A podasz mi koszulę nocną? — spytała, beztrosko dyndając nogami w powietrzu. — Wisi na krześle.
Mając kwaśną minę wziął do ręki zwiewny materiał i rzucił jej na głowę.
— Masz.
Zaśmiała się i wciąż leżąc, nieśpiesznie zaczęła rozpinać guziki od koszuli, którą miała na sobie. Ukazując jasno różowy stanik, mężczyzna chciał odwrócić głowę i wyjść, jednak przystanął oniemiały, kiedy ukradkiem dostrzegł jak Lucy unosi ręce do góry i spogląda na niego wyczekująco. Miała nieco przymglone i zaszklone oczy. Od alkoholu i zmęczenia.
— Pomożesz mi? — wypaliła, chyba zapominając się, że leży przed nim w samej bieliźnie. Całe szczęście, że na jej biodrach wciąż spoczywała spódnica.
Zmieszany zamrugał nerwowo i chwytając za końce rękawów białej koszuli, pomógł się jej pozbyć. Wisząc tuż nad nią czuł delikatną woń kwiatowych perfum. Starał się jak diabli, by nie zjeżdżać wzrokiem na jej spore piersi, choć było trudno, bo w końcu jest facetem. W dodatku zdrowym.
— Ale z dołem radzisz sobie sama — bąknął, prostując się jak wyszczerbiona struna.
Zadowolona Lucy już w wygodnej piżamce na sobie, zsunęła z nogi spódnicę, która opadła na podłogę obok. Gibnęła się do tyłu i wpadła głową w miękką poduszkę. Pościel była świeża, pachnąca i dobrze wywietrzona. Uchylając powieki zerknęła w bok. Wprost na Natsu, który stał niedaleko i przyglądał się jej. Miał zabawną minę... Taką bliżej nieodgadnioną i sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć.
— Co? — zmrużyła niecnie powieki. — Coś nie tak?
Rozchylił usta i zamknął.
— Nic — sapnął bez wyrazu, pozbawiony swojej wcześniejszej zaczepności. — Śpij już, wredna uciekinierko.
W czasie, gdy odwracał się do niej bokiem z zamiarem wyjścia, Lucy poczuła nagły przypływ lęku.
— Czekaj! — To było automatycznie zachowanie, kiedy pod wpływem impulsu uniosła się na łokciach i ledwie złapała go za rant koszuli. Zatrzymał się i powoli łypnął zza ramienia. — Trochę boję się zostać sama... — zaczęła niespokojna i zażenowana swoim strachem. — Zapaliłbyś lampkę i został ze mną do czasu aż zasnę?
Czy ona zdawała sobie w ogóle sprawę o co go prosi?
— Nie śpisz tu pierwszy dzień. — Jego słowa zabrzmiały dość srogo. — Jesteś dorosła, a poza tym...
— Boje się ciemności. — Weszła mu w słowo i spoglądając rozpaczliwie w jego nieprzychylne tęczówki, wyszeptała: — Proszę.
Sam nie wiedział dlaczego, ale cholernie ciężko było mu odmówić. Zwłaszcza teraz, kiedy spoglądała na niego tak błagalnie, tymi dużymi i ufnymi oczami w których miał wrażenie...
— Dobra, posiedzę z tobą, ale puść mnie już. Tylko zapale tą cholerną lampkę i wrócę.
Wdzięczna dziewczyna posłała mu rozczulony uśmiech i ku uciesze zabrała dłoń. Odsuwając się w głąb posłania, zrobiła mu miejsce obok. Korzystając z zaproszenia, Dragneel usiadł na krańcu pościeli, ale tak, by ich ciała się nie stykały.
— Grasz mi na nerwach. Zamykaj już te wielkie oczyska i śpij że w końcu. — Zbulwersowany chwycił za krawędź kołdry, nasunął jej na wysokość obojczyków i wykpił pod nosem. — Masz lęk wysokości, boisz się ciemności i co jeszcze?
Dziewczyna dziwnie zamilkła, a on zacisnął usta. Mógł zabrzmieć zbyt ostro i był zły, że zareagował tak impulsywnie.
— Przepraszam... — wyszeptała.
— Nie, to ja... — Ugryzł się w język, bo ciężko było mu to przyznać. — Poniosło mnie.
Lucy ułożyła się wygodniej i zapatrzyła w jakiś punkt.
— Nie szkodzi, ale... — Sama nie wiedziała, jak ubrać to w słowa. — Po prostu od kiedy zobaczyłam mamę... Jej ciało, w tamtym pudełku, taką zmasakrowaną — podsuwając kołdrę wyżej brody, zacisnęła na niej palce i przerzuciła wzrok na biurko — mam kłopoty z zasypianiem i często męczą mnie koszmary. Nie ma nocy, bym nie czuła samotności, strachu i żebym nie zapalała lampki. Sama nie wiem dlaczego, ale gdy tak na nią spoglądam...To pomarańczowe światełko w jakiś sposób mnie uspokaja. Wycisza, pomaga odgonić nieustannie nawracające, bolesne wspomnienia. Ale tak jest zawsze, prawda? — stwierdziła jakby sama do siebie, lecz siedzący obok Natsu słuchał jej uważnie. Skupiony i zamyślony spoglądał na nią w milczeniu, czym dał do zrozumienia, żeby kontynuowała. — Że gdy każdej nocy zamykamy oczy i przygotowujemy się do snu, rozmyślamy o różnych sytuacjach, które nas spotkały. Przywołujemy odległe wydarzenia z najgłębszych zakamarków i zadajemy sobie pytanie, czy dobrze się stało? Czy mogliśmy postąpić inaczej? Jeśli tak, to jak wiele by to zmieniło? Często wracam wspomnieniami do tamtego dnia i choć nie ważne jak próbuje tego uniknąć, nie potrafię. Samotność jest taka straszna — wyszeptała cicho, czując się coraz bardziej odlegle. Całe otoczenie zaczęło odbijać się echem w jej uszach. — To chyba rodzaj traumy, która pozostanie ze mną już do końca życia.
Zatrwożony tymi głębokimi słowami, Dragneel wciąż milczał. Nie uważał, żeby Lucy potrzebowała jego rady, a jedynie, by wygadać się z tego, co być może leżało skryte na jej sumieniu. On również miewa nawroty sentymentów i fakt, szczególnie wieczorami, ale chyba nie rozkłada ich tak pieczołowicie jak ona.
Czasami, gdy zamykał oczy, widział swoją byłą dziewczynę. Swoją pierwszą ofiarę, którą zabił, by się bronić. Choć miał wtedy szesnaście lat, do dziś nie potrafi zapomnieć jej zaciśniętych z bezsilności zębów i zapłakanej twarzy, gdy trzymając nóż, siedziała na nim okrakiem i raniła w szyję. Jej roztrzęsionego i zdesperowanego oblicza, które mówiło; albo ona, albo on.
Jego instynkt przetrwania był silniejszy. Zawsze starał się zostawiać przeszłość za sobą i nie rozpamiętywać jej. Nie poddawać się żadnym uczuciom, bo przez nie stajesz się słaby. To właśnie przez nie cierpisz.
— Ale teraz — powiedział w letargu, wciąż wpatrując się w lampkę, wokół której harcowało parę małych owadów — wytańczona i wybiegana chyba nie będziesz śniła koszmarów, co? — Powoli odwrócił głowę w jej kierunku i zdumiały zastanym widokiem, aż uniósł brwi.
Lucy leżała na plecach z zamkniętymi oczami, a miarowo unosząca się klatka piersiowa świadczyła o spokojnym śnie. Będąc tak blisko, teraz widział, jak długie i gęste miała rzęsy. Rozsypane na poduszce włosy otulały twarz na której malowały się subtelne wypieki. Już nie miała takiego zadziornego wyglądu jak za dnia. Z lekko uchylonych ust wydzierało się ciche pochrapywanie, co w obecnej sytuacji brzmiało nawet komicznie. Rozbawiła go ta jej urocza mimika. Wyglądała tak beztrosko i bezbronnie, że aż żal byłoby ją teraz budzić. Chociaż z drugiej strony, po co miałby to robić? Wysunął ku niej dłoń i zabrał kwiat peoni, który przez cały czas wpleciony miała za ucho. Spała tak twardo, że nawet gdyby spadła obok bomba, to nie zdołałaby jej obudzić.
— Co za nadzwyczajna kobieta. — Uśmiechnął się łagodnie, wręcz melancholijnie, po czym westchnął zrezygnowany. Wystarczyła marna minuta, żeby odleciała, więc długo czekać nie musiał. — A jeszcze przed chwilą prawiłaś tak głębokie myśli. Jesteś niemożliwa, wiesz?
Zwracając się do śpiącej w najlepsze dziewczyny, wychylił się z zamiarem odsunięcia parę kosmyków z jej twarzy, jednak będąc tuż tuż, gwałtownie się zatrzymał. Zastygnięty w bezruchu, ostro zmarszczył brwi. Złapał się na tym, że zaczyna okazywać... Sam nie wiedział, uczucia? Będąc na siebie złym, a jednocześnie rozgoryczonym, spojrzał na własną dłoń. Zacisnął ją w pięść, a potem szybko cofnął.
Odłożył kwiat na szafkę nocną i wstał. To wszystko — cały dzisiejszy dzień i zachowanie nie były w jego stylu. Czuł, że dzieje się z nim coś niedobrego, a wcześniej tego nie miał. Nerwowym ruchem dłoni przeczesał włosy i powoli zaczął zbliżać się do drzwi, jednak kładąc dłoń na klamce, odwrócił głowę i rzucił jej ostatnie spojrzenie.
— Dobranoc, Luce.
C.D.N
___________
Jak myślicie, kto pojawi się w kolejnym rozdziale ^^? Ktoś, kogo jeszcze jak dotąd nie było :D
Ten, kto dobrze odpowie ma DEDYCZKA <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro