Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom III, Rozdział 4. Tempo di festa.*

*,,Czas na imprezę''. Zgodnie z waszymi prośbami i sporym odzewem, niniejszym spróbuję umilić wam weekend <3!

   Przez duże, uchylone okno, wlatywało echo rozśpiewanych ptaków. Leżąca nieopodal kobieca sylwetka okryta zwiewną narzutą, leniwie uchyliła zaspane powieki. Po raz kolejny przywitała świat swoimi pięknymi tęczówkami. Wyciągając ręce ku górze, cicho ziewnęła i zwinnie się przeciągnęła.

    Z włosami odstającymi w każdą stronę i zaschniętą śliną w kąciku ust, usiadła na łóżku, a potem spuściła nogi na drewniany parkiet. Rozejrzała się pobieżnie po sypialni, a wzrok zawiesiła na dużym szwajcarskim zegarze. Było grubo po godzinie jedenastej.

— O cholera — stęknęła, szerzej otwierając oczy ze zdumienia. — No to poszalałam z tym spaniem.

   Nie od dziś wiadomo, że uwielbiała długo zalegać w łóżku i nie sposób było ją z niego wyciągnąć. Zdziwiona, że nikt nie postanowił jej obudzić, zebrała świeże ubrania i czym prędzej poczłapała do łazienki. Wzięła szybki prysznic, poprawiła kredką brwi, oraz subtelnie pomalowała rzęsy czarnym tuszem. Ubrała na siebie żółtą rozkloszowaną sukienkę w białe grochy, którą kupił jej Natsu, czarne buty na płaskiej podeszwie, a przez włosy przewinęła czerwoną bandanę.

   Czysta i odświeżona postanowiła zejść na dół do kuchni. Na blacie dostrzegła talerzyk z apetycznie wyglądającymi kanapkami. Nie była zbyt głodna, więc wzięła jedną i na szybko przegryzła. Była tak smaczna, że nie mogła powstrzymać się od oblizania palców.

   Zaciekawiona tym że wokół panowała kompletna cisza, wyszła przed dom. Nigdzie nie widziała Natsu oraz Graya, a przed domem brakowało kabrioletu.

— A tych gdzie znów wywiało... — odwróciła się raptownie, bo usłyszała rżenie koni. Uznała że gdzieś niedaleko musi być stajnia, więc zwabiona tym odgłosem zaczęła jej szukać. Przeszła kamienną dróżką wśród bujnego ogrodu i po dwóch minutach była u celu swojej podróży. Dostrzegła dużą konstrukcję z ciemnego drewna, a w środku krzątającą się i przerzucającą siano Sofię. Uśmiechnięta Lucy podeszła bliżej, a wtedy czujna kobieta zwróciła ku niej głowę.

— O, Lucy! W końcu udało ci się wstać? — zawołała promiennie, tym samym podpierając widły o masywne belki.

— Tak. — Skinęła zgodnie. — A gdzie Natsu i Gray?

— Pojechali po coś do miasta. — Zmrużyła powieki przez rażące słońce. — Nie wiem dokładnie, bo nie pytałam. — Podeszła bardzo blisko do Lucy i uprzednio otrzepując dłonie, chwyciła ją za policzki. Schyliła się nieco i dokładnie ją wertując, zapytała troskliwie: — Słyszałam co się wczoraj stało na plaży i mam nadzieję, że Natsu zrobił porządek. Nosek i głowa już nie bolą, Słońce?

   Dłonie Sofii były ciepłe i bardzo delikatne. Opuszkami palców zaczesała pasemko blond włosów za dziewczęce ucho. Pod wpływem chwili Lucy zapatrzyła się w jej hipnotyzujące ciemne oczy. Miały kształt bardzo zbliżony do Natsu, jednak ich odcień był kompletnie inny.

— Tylko odrobinkę — wyznała szczerze i posłała jej szeroki uśmiech. Spojrzała nieco w bok za jej ramię. — Ma Pani konie?

   Słysząc nutkę podekscytowania w głosie blondynki, kobieta uniosła zadziornie kącik ust do góry. Upewniając się że wszystko w porządku, odsunęła się od niej i dłonią przeczesała bujne, czarne włosy. Nawet gesty mają podobne, pomyślała Lucy.

— Pewnie, że tak. To część mojego życia! Mam parę sztuk arabskich gorącokrwistych, ale nie tylko. Może chcesz mi pomóc w ich szczotkowaniu? Zostały ostatnie dwa do oporządzenia, bo szczerze mówiąc siedzę tu od siódmej rano. — Drapiąc się po skroni, odeszła parę kroków w głąb stajni.

— No jasne, z wielką chęcią! — pisnęła rozochocona, kiedy Pani Dragneel przywołała ją do siebie gestem dłoni.

***
   Sofia pokazała jej stajnie, oraz wszystkie konie jakie posiadała. Były zadbane, zdrowe i piękne: książkowe okazy. Większość była rasowa, czyli czystej krwi arabskiej, ale nie wszystkie. Wśród nich znalazły się i takie, które poprzez różne urazy, czy stary i spracowany wiek, uratowała przed widmem rzeźni. Kobiety stały teraz w tym samym boksie i wspólnie zajmowały się ostatnim.

   Na początku za pomocą zgrzebła, Lucy pozbywała się nadmiaru sierści, a potem wzięła do ręki drewnianą szczotkę. Wykonując małe, okrężne ruchy co jakiś czas spoglądała na głowę konia. Nie mogąc dłużej się powstrzymać, wolną ręką pogładziła go po chrapach* i ganaszach*.

— Jest przepiękny. — Lucy westchnęła na głos, nie mogąc przestać go podziwiać. — Jak się nazywa?

— Castagna — odpowiedziała Sofia odrywając się od pracy. Wiedząc, że Włoska nazwa nic jej nie mówi, przetłumaczyła: — czyli Kasztan.

— A jak jest koń po Włosku? — zagadnęła, gładząc zwierzę po puszystej grzywie.

Cavallo — zaakcentowała miękko. — Może chciałabyś, żeby Natsu dał ci parę lekcji, hmm? Mogę ci je załatwić, to żaden kłopot.

   Na jej pytanie, Lucy pokręciła przecząco głową.

Cavallo... — powtórzyła po niej cicho. — Też ładnie brzmi, tak dostojnie.

   Sofia zaśmiała się na głos, czym zwróciła na siebie uwagę dziewczyny.

— Źle to wypowiedziałam? — spytała speszona, nie kryjąc rumieńców na policzkach.

— Dobrze! Wybacz, po prostu masz taki uroczy akcent, że aż nie mogłam się powstrzymać — przyznała, unosząc się z kolan, bo dotychczas czyściła pęciny.

— Domyślam się jak śmiesznie muszę brzmieć — parsknęła rozbawiona pod nosem. — Choć muszę powiedzieć, że Pani posługuje się piękną angielszczyzną.

— No cóż, też mam pewne naleciałości, ale rodzice postarali się o moje wykształcenie. — Zrobiła pauzę zamyślona. — Ponoć wstydem byłoby nie znać przynajmniej jednego języka obcego.

   Na wzmiankę o rodzicach, Lucy jak gdyby odpłynęła myślami. Mimo, że na jej ustach wciąż błądził uśmiech, to oczy wydały być się jakieś nieobecne, odległe. Sofia od razu to dostrzegła, bo przed jej bacznym wzrokiem nie wiele da się zatuszować. Podeszła do bujającej w obłokach dziewczyny i pokrzepiająco położyła dłoń na ramieniu.

— Ciesze się, że mam taką sumienną pomocniczkę. Widać, że masz dobrą rękę do zwierząt. Naprawdę doceniam twoją pomoc. — Chcąc zmienić temat, wypaliła: — Możesz tego nie wiedzieć, ale w dzieciństwie Natsu panicznie bał się koni!

   Tak jak się spodziewała, Lucy niemal natychmiast się rozchmurzyła i łypnęła na nią z szerzej otwartymi oczami.

— Ale jak to? On? — musiała się upewnić, czy czasem się nie przesłyszała. — Bał się?!

— Tak. Dziwnie to brzmi co nie? — zachichotała, dmuchając w uporczywie opadającą na oko grzywkę. — Wychodzi na to, że taki nieustraszony chłop też może się czegoś bać. Nawet teraz, kiedy jest dorosły, unika ich. Twierdzi, że to nie strach, a po prostu że ich nie lubi. Ale wiesz co ja sądzę? To zwykła wymówka.

   Nie potrafiąc ukryć pogłębiającego się szoku, Lucy rozchyliła nieco wargi.

— Jak to w ogóle możliwe? Przecież konie to takie szlachetne zwierzęta — wyznała, sunąc dłonią po jego szyi i wyrzeźbionym kłębie. Miał lśniącą sierść. — Są mądre, piękne, życzliwe i niesamowicie silne. Od zawsze mnie fascynowały.

— Jeździłaś kiedyś konno? — spytała rozczulona jej słowami, kiedy unosząc jedną brew, oczekiwała na odpowiedź.

— Pobierałam lekcje jeździectwa.

Sofia uśmiechnęła się przebiegle i zwróciła się przodem w stronę wiszącego na ścianie siodła.

— W takim razie co powiesz na wspólną przejażdżkę?

Nawet nie musiała odpowiadać, by widzieć w jej oczach ekscytację, a co za tym idzie, pełną zgodę.

***
   Dragneel wraz z Fullbusterem właśnie wracali z miasta. Natsu pospał dziś wyjątkowo dłużej, bo aż do szóstej. Wstał, pobiegał trochę na świeżym powietrzu, a potem wrócił do domu, wziął prysznic i bez zbędnych sentymentów zerwał przyjaciela z łóżka. Tym razem nie budzili Lucy bo uznali, że po wczorajszym wypadku dadzą jej pospać w spokoju. W końcu te wakacje były w głównej mierze dla niej.

    Wjechali na teren posesji, zaparkowali przed domem i wysiedli z samochodu. Gray wsunął palącego się papierosa do ust i poszedł otworzyć bagażnik. Wyciągnął torbę z zakupami i już miał udać się do domu, kiedy obaj usłyszeli donośne śmiechy zza płotu.

— A to co? — zapytał mrużąc oczy, bo od pewnego czasu miał kłopoty ze wzrokiem. — Te, a to nie Lucy czasem?

   Idący w ślad za nim Natsu również zwrócił twarz tam gdzie on. Dostrzegł swoją charakterystycznie roześmianą babcie, oraz równie szczęśliwą Lucy. Jechały konno tuż obok siebie i wydawały się przy tym całkiem dobrze bawić. O ile znał z tego babcie, to widok ich przyjaciółki dosiadającej wierzchowca szczerze go zdziwił.

— Ta, ona — sapnął i poszedł w ich stronę. Stając na poboczu i czekając, oparł dłonie na biodrach, a potem spojrzał na nie z dołu. — A to co? Przejażdżka krajoznawcza?

— Och, Natsu! — zawołała Sofia, ściągając lejce. Gdy tylko ujrzała swojego ukochanego wnuka, na jej usta zawitał szeroki uśmiech. — Wiedziałeś jak Lucy świetnie umie jeździć konno? Nawet cwał* jest dla niej jak chleb powszedni!

   Mężczyzna zaśmiał się i zerknął na wspomnianą dziewczynę. Musiał przyznać, że w kreacji jaką sam osobiście jej wybrał, prezentowała się znakomicie. Jednak jego jest gust jest niepodważalny.

— No właśnie widzę. — Słońce tak bardzo raziło go w oczy, że musiał przysłonić skroń. — I jak? Podobało ci się?

— Dawno tego nie robiłam, więc moje ciało zdążyło się od tego odzwyczaić. Trochę bolą mnie nogi i szyja — przyznała szczerze. — Ale tak poza tym, było cudownie i z miłą chęcią bym to kiedyś powtórzyła.

— Jeśli tylko Natsu zdecyduje się częściej mnie odwiedzać — tu Sofia przerwała na moment, by posłać mu swoje wymowne spojrzenie — i was ze sobą zabierać, to jak najbardziej. Wiedzcie że drzwi mojego domu są dla was zawsze otwarte. O każdej porze dnia i nocy.

— Tsh. Zobaczymy — mruknął, lekko wzdrygając ramionami.

   Lucy zauważyła, że z każdym ruchem konia, nawet najmniejszym, Natsu bacznie go obserwował. Najwyraźniej Sofia nie żartowała z tym jego uprzedzeniem.

— To już koniec przejażdżki — obwieściła Pani Dragneel, której lico przywdziało cwany wyraz. Była diabłem w ludzkiej skórze i uwielbiała snuć intrygi. — Natsu bądź tak miły i pomóż jej zejść.

— Skoro sama na niego weszła, to zejść chyba też będzie potrafiła? — prychnął oburzony, mierząc babcię przeszywającym na wskroś spojrzeniem. Nie bardzo rozumiał sensu jej podchodów.

— Natsu! — zawołała niezadowolona, chcąc go utemperować. — Bez dyskusji.

— Spokojnie, dam sobie radę — powiedziała Lucy, która czule poklepała zwierzę po szyi. Przecież w przeszłości robiła to wiele razy. Wyciągnęła obydwie nogi z metalowych strzemion, podparła się o przedni łęk siodła i zdecydowanym ruchem przełożyła nad zadem konia. Zeskoczyła na obydwie nogi, ale przystanęła na ostrym kamyku i wtedy niespodziewanie straciła równowagę.

— Ah! — pisnęła odruchowo, będąc pewną, że gibnie się i zaraz zderzy z ziemią. Jakie było jej zdziwienie, gdy poczuła pewny chwyt w talii, oraz przyjemną barwę głosu zaraz nad uchem.

— Głupia, przecież pomógłbym ci — syknął, spoglądając na nią karcąco. — Gdzie się spieszysz?

   Pod naporem jego tęczówek i bliskości, Lucy odsunęła się od niego jak oparzona. Nie dość, że serce waliło jej dzwon, to jeszcze poczuła istne piekło w głowie. W dodatku cały czas czuła jego perfumy, od których miękły jej stawy.

— Zeszłam bez problemu! — odparła zakłopotana, próbując się bronić. — Po prostu potknęłam się o coś, ale i tak dzięki.

— Na prostej drodze? — spytał ironicznie, unosząc brew. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, by zaraz potem posłać jej ten swój łobuzerski uśmieszek. — Haha, tylko ty jesteś do tego zdolna!

— Och, nie nabijaj się ze mnie! To był wypadek — furknęła, łapiąc za skórzane lejce. Zadzierając wyżej głowę, nadęła policzki jak dwa balony i rzuciła przez ramię: — Idę odprowadzić Castana do stajni.

   Idąc w ślad za Lucy, Sofia również zeskoczyła ze swojego konia i podeszła bliżej Natsu.

— Jakiego ,,Castana''? — zapytała zdumiona, spoglądając na jej znikającą za ogrodzeniem sylwetkę. — Chyba chodziło jej o ,,Castagna''.

— Uczyłaś ją Włoskiego? — mruknął odprowadzając Lucy, póki nie zniknęła mu z pola widzenia. — Chyba nie ma talentu do języków obcych, skoro nie potrafi zapamiętać imienia głupiego konia.

Sofia przymknęła oko na te obrazę.

— Pytała co oznacza jego imię, więc przetłumaczyłam jej, że to Kasztan. Widać z tego wszystkiego bidulka zapomniała... — szepnęła załamana. — Ale to taka urocza dziewczyna, że ta pomyłka wyszła jej nawet słodko.

   Zniesmaczony Dragneel przewrócił oczami, bo wcale nie widział powodu do zachwycania się.

— Eh, w sumie aż tak bardzo się nie pomyliła. — Westchnął głośniej, jednak widząc pytający wzrok babci, sprostował: — Castana to po Hiszpańsku ,,Kasztan''.

— O popatrz. To tego nawet nie wiedziałam. — Zdumiona szturchnęła go w ramię i burknęła pod nosem. — Nawet w moim wieku można nauczyć się czegoś nowego. A tak w ogóle to skąd o tym wiesz, hm?

   Kobieta wysunęła rękę i beztrosko odgarnęła jego niesforną grzywkę za ucho. Nie spodobało mu się to, jednak nie protestował, bo w końcu to jego babcia.

— Wiem więcej niż możesz się tego spodziewać — odparł tajemniczo. Ruszył z miejsca i zostawiając zatrwożoną babcię, powiódł w stronę domu.

— Och, Natsu, Natsu... Ty wiesz dużo? — cicho powtórzyła po nim, by tym samym zapatrzeć się na zarys jego pleców skrytych za koszulą. Na jej lico wkradła się nuta nostalgii. — Kochany wnusiu, wcale nie byłabym tego taka pewna. Myślę, że jeszcze wiele rzeczy nie wiesz, a co gorsza, nie dostrzegasz.

***
Parę dni później

   Będąc w mieście Gray usłyszał jak dwie Amerykańskie turystki mówiły coś o biesiadzie w sąsiedniej wiosce. Wino miało lać się litrami, miejscowa orkiestra grać bez wytchnienia, a tańce trwać do bladego świtu.

   Fullbuster był na tyle podekscytowany, że nawet nie musiał długo myśleć nad chęcią udziału w tym ,,przedsięwzięciu''. Za jego namową postanowili zabrać tam Lucy, żeby nieco się rozerwała. Dragneelowi nie do końca widział się ten pomysł, ale po przedstawieniu mocnych argumentów przyjaciela, zrezygnowany uległ.

   Sofia powiedziała, że podstawowa zasada, którą kierują się Włoszki przy wyborze kreacji to maksimum kobiecości. Muszą wyłaniać atuty i podkreślać sylwetkę, tak więc chwyciła Lucy za rękę, wpakowała do samochodu i bez gadania zabrała do miasta na zakupy. Niespożyty wulkan energii to za małe określenie w jej przypadku. Dziewczyna nigdy nie była na wiejskiej potańcówce, więc czas najwyższy by przełamać lody.

   Kupiły sukienkę w kontrastujących kolorach. Ściśle przylegająca góra z rękawem na trzy czwarte była biała, natomiast rozkloszowany dół — ciemno czerwony. Miała zwężaną talię i przewinięty pasek, czym ładnie podkreślała spore wcięcie nad biodrami. Na odziane cienkimi rajtuzami stopy wsunęła prawdziwy krzyk mody: czarne buty z kwadratowymi obcasami.

   Rzecz jasna Sofia wiedziała jak wyglądają Włoskie biesiady, więc na wszelki wypadek wsunęła jej do torby płaskie czeszki. Ubrana dziewczyna chwyciła materiał i zadowolona okręciła się parę razy wokół własnej osi. Wyglądała na tyle zjawiskowo, że Gray nie potrafił oderwać od niej wzroku, natomiast Pani Dragneel była dumna ze swojego idealnego gustu.

   Teraz Lucy siedziała w jej sypialni przed toaletką i czekała aż kobieta skończy ją czesać. Całe pomieszczenie było przesiąknięte zapachem lawendy i bzu. Skrępowana blondynka, co jakiś czas spoglądała ukradkiem na jej skoncentrowane odbicie w lustrze. Uśmiechała się łagodnie, zabawnie przekręcając przy tym głowę na boki. Była skupiona, ale bardzo staranna i delikatna. Co jakiś czas czuła jej dotyk w okolicach karku. Miała wyjątkowo ciepłe dłonie. Bardzo znajome.

   Zamyślona Lucy, nawet się nie zorientowała, kiedy Sofia przerzuciła wzrok prosto na jej oczy.

— Masz takie piękne, falowane włosy. — Westchnęła. — Są naturalne i rzadko spotykane. Mają odcień ciepłego słońca, albo nawet płynnego złota — szepnęła, biorąc do ręki kolejne, długie pasmo.

— Moja mama miała takie same, ale bardziej kręcone i dłuższe — odpowiedziała umilona tym komplementem.

   Na to wyznanie, kobieta uśmiechnęła się szerzej.

— Wiesz co ci powiem? Nie mam serca ich wiązać, więc może zostawimy je rozpuszczone? — uprzejmie zaproponowała, na co Lucy przystała.

— Nie lubię ich w żaden sposób ograniczać, więc nie mam nic przeciwko.

   W tym samym momencie usłyszały pukanie i dźwięk otwieranych drzwi.

— Gotowa? — rozbrzmiał głęboki, lecz szalenie przyjemny męski głos.

   W progu stanął Natsu w eleganckiej koszuli z trzema rozpiętymi guzikami przy kołnierzu. Cały ubrany był na czarno, a na biodrach spoczywał pasek ze srebrną sprzączką. Prezentował się bardziej niż obłędnie. Zresztą jak zawsze.

— A ty co tak oficjalnie? — Sofia zmarszczyła brwi i łypnęła na niego pretensjonalnie. Odłożyła szczotkę na blat, a wtedy jej dłonie spoczęły na talii. — Nie chcesz się przebrać w coś wygodniejszego, krótsze spodnie? Idziesz na tańce, a nie na jakieś nudne spotkanie biznesowe.

   Marudzenie babci kompletnie go nie interesowało. Nikt nie będzie mu dyktował jak i w co ma się ubrać.

— Nie jestem bezguściem — odparł hardo, kiedy Fullbuster zjawił się za jego plecami i przecisnął obok. — Idziemy do ludzi, nie do obory — dokończył, poprawiając rękawy przy nadgarstku.

— U lala! Ale lasencja. — Zagwizdał Gray, zwracając się do siedzącej Lucy. — Mam nadzieję, że jako pierwszemu uda mi się ciebie porwać do tańca.

   Sofia łypnęła na ubranie Graya, który w przeciwieństwie do Natsu miał rozpiętą do końca koszulę i szorty do kolan. Odnośnie tego pierwszego tańca, zmarszczyła brwi. Już unosiła palec do góry, by wtrącić swoje trzy grosze, ale widząc zabójczą minę wnuka, uznała, że jednak się wstrzyma.

***
   Podróż samochodem zajęła im około piętnaście minut, jednak stłumioną orkiestrę było słychać już z oddali. Gdy już tam dotarli, im oczom ukazała się wiejska sala. Wyłożona była drewnianym parkietem, a obok znajdywał się spory ogród, gdzie ustawione były parasolki, a pod nimi długie stoły i ławki. Całość ozdobiona była kolorowymi lampkami i girlandami we Włoskich barwach, kolejno: zieleń, biel i czerwień.

   W pomieszczeniu znajdywało się mnóstwo najróżniejszych osób. Od tych zalegających na ławach i pijących co popadnie, pojedynczych nudziarzy podpierających ściany, po skaczący tłum na parkiecie. Zabawa trwała w najlepsze, czego dowodem była unosząca się woń potu, przeplatająca z wszelakimi perfumami. Wirujące i kokieteryjne kobiece sylwetki tylko zachęcały panów do wspólnych wygibasów.

— Ej Natsu już wcześniej to zauważyłam, ale zapomniałam spytać — zaczęła, kiedy w trójkę stali przy barze. Muzyka była tak głośna, że nawet Dragneel który miał świetny słuch, musiał nachylić się w jej stronę. — Dlaczego na budynkach lub domach pomijana jest liczba 17?

   Zmarszczył brwi bo ktoś przechodzący obok pchnął go w ramię, czego nienawidził. Automatycznie powiódł groźnym wzrokiem w stronę ów śmiałka.

— Mi scusi! — przeprosił młody chłopak, który wyglądał na porządnie wstawionego. Zatoczył się parokrotnie i zniknął równie szybko, co się pojawił. 

— Bo uchodzi za pechową — odpowiedział głośniej, ponownie zwracając się do dziewczyny. — Nie znajdziesz jej nigdzie: w menu, pokoju, ani nawet we windzie. To taka stara przestroga we Włoszech.

— Serio? — dziewczyna nie potrafiła ukryć zdziwienia. — Zabawny przesąd — skwitowała uśmiechnięta, kiedy uprzejma kelnerka postawiła im przed nosem trzy szklanki z miejscowym winem.

— Prego!* (Proszę) — krzyknęła uśmiechnięta, zajmując się obsługą kolejnych gości.

   Lucy przytknęła wargi do szklanej ścianki i ugościła się pierwszym łykiem. Musiała przyznać, że nigdy w życiu nie piła lepszego wina, niż tutaj we Włoszech.

— Dość pieprzenia smętów, bo nie po to tu jesteśmy, bawmy się! — zawołał radosny niczym wiosenny ptaszek Gray, zaczepiając się rękoma o ich szyje. Mimo nieprzychylnego wyrazu twarzy Dragneela przycisnął jego, oraz Lucy do swoich policzków. Zrobił to tak niespodziewanie, że Natsu musiał unieść rękę do góry, bo mało brakowało, a oblałby sobie nową koszulę. — Moja rozgrzewka zaliczona. Bierz parę łyków i lecimy na parkiet. — Posłał Lucy oczko i łapczywie przechylając szklankę, w try miga opróżnił dno. Widząc jej zdziwione oblicze, uśmiechnął się niecnie. — No co? Już mówiłem, że porywam cię do pierwszego tańca i nie uznaję żadnego sprzeciwu.

— Ale ja chyba nie potrafię dobrze tańczyć... — speszona próbowała się wywinąć. Tak prawdę mówiąc, zwyczajnie się wstydziła i brakowało jej odwagi.

   Fullbuster oderwał się od nich i stanął tuż przed nią.

— Nie musisz! Chodź, nauczę cię i szybko to poczujesz — zachęcając, wystawił dłoń i przywołał do siebie jednoznacznym gestem palca. Kiwając ciałem i ramionami w rytm muzyki, uśmiechnął się figlarnie, ukazując przy tym rząd prostych zębów. — No Lu, nie daj się prosić. Mi chyba nie odmówisz!

   Z dystansem spojrzała na jego wyciągniętą rękę. Przez chwilę się wahała, ale może to odpowiednie miejsce i czas, by spróbować wyzbyć się ograniczeń? Przecież to w końcu dla niej były te wakacje. Nie dowie się póki nie spróbuje, pomyślała dodając sobie siły. Miała słabą głowę do alkoholu, a mimo tego upiła jeszcze parę łyków naraz. Oniemieli mężczyźni aż szerzej otworzyli oczy, kiedy postawiła na blacie puste naczynie i z zadziornym wyrazem twarzy podała Grayowi dłoń.

— Dam ci ten zaszczyt.

***
   Dragneel zalegał przy stoliku i delektując się którymś z kolei kieliszkiem wina, spokojnie palił papierosa. Niczym niewzruszony słuchał żwawej muzyki i błądził wzrokiem wśród wirującego tłumu. Już nawet nie liczył ile kobiet musiał spławić. Zapraszały go do tańca, choć on kompletnie nie miał na to ochoty. Tytuł ,,Króla i Królowej Parkietu'' zdecydowanie należał się Grayowi i Lucy, którzy od kiedy poszli tańczyć, wrócili zaledwie dwa razy, by ugasić pragnienie. Naturalnie zachęcali go do wspólnej zabawy, jednak stanowczo odmówił.

   Siedział w szerszym rozkroku z luźnymi ramionami i trzymał papierosa samymi wargami. Odwrócił głowę na wypełnioną po brzegi petami popielniczkę. Sam ją zapełnił. Zaczynał popadać w dziwny stan melancholii. Już miał wstać i iść zaczerpnąć świeżego powietrza, kiedy gdzieś w oddali mignęły mu blond włosy. Sam nie rozumiał dlaczego, ale zaintrygowany pozostał na miejscu. Tak jak zakładał w tym samym momencie wyłoniła się Lucy, a tuż obok roztańczony Gray. Gołym okiem było widać, że dziewczyna już całkowicie się rozluźniła.

   Miała odrobinę potargane włosy i czytając z jej mimiki, śmiała się na głos. Natsu nie musiał być obok niej by to usłyszeć. Doskonale znał nutę jej głosu. Podświadomie wyrył mu się w pamięci.

   To rzadko spotykane, by ktokolwiek przykuwał jego uwagę, a ona robiła to ot tak. Jak zwyczajne pstryknięcie palca, czy zamknięcie oczu. Nie rozumiał tej chorej zależności.

   I choć w rzeczywistości skaczący tłum w którym się bawiła był kolorowy, ONA sprawiała, że był wyblakły. W biało czerwonej sukience Lucy kontrastowała na pierwszym planie. Nim sam się zorientował, mocniej przylgnął plecami do oparcia krzesła. Zaczął wodzić za nią wzrokiem, bardzo wnikliwym. Wręcz chciwym.

   Rytmicznymi ruchami bioder wprawiała w żwawy taniec całe ciało. Pracując ramionami i dłońmi, poruszała się z prawdziwą gracją. Jej długie i falujące włosy znacząco się wyróżniały wśród szatynek. Nie było tu drugiej kobiety o takim kolorze.

   Wyglądała zjawiskowo i od kiedy tylko się tu zjawili, przykuwała uwagę wielu mężczyzn. Natsu doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

   Skupiony na niej, nawet nie zwrócił uwagi na spadający na jego spodnie biały popiół, który pobrudził idealną czerń. W skupieniu słuchał słów piosenki i jednocześnie analizował. Próbował ją rozpracować, w efekcie czego po prostu zapatrzył się gdzieś w dal.

   W nią.

    Muzyka dobiegła końca, a pokaźny tłum zastygł w bezruchu. Niektórzy zaczęli się rozchodzić, a niezmordowani i głodni kolejnej porcji w tym także Gray pozostali w miejscu.

— Już nie mogę, zaraz mi nogi odpadną! Potrzebuje chwili odpoczynku.

   Z teoretyzowania wyrwał go jej zmachany głos. Mignęła mu przed oczami i opadła na krzesło obok. Głośno nabierając powietrza, oparła łokcie na stole i przetarła nieco spocone czoło. Miała dobrą kondycję, ale taki taniec i skoki to jednak wysiłek fizyczny. Oblizując spierzchnięte usta, rozglądała się za czymś do picia.

— Możesz upić ode mnie. — Powiedział wskazując podbródkiem na swoją szklankę z białym winem.

— Och nie. Nie mogę pić tyle alkoholu. — Zaprzeczyła stanowczym ruchem głowy. — Za szybko odpadnę.

   Skonsternowany jej krzywym uśmiechem, zapytał.

— Masz słabą głowę?

— Jak cholera, dlatego muszę uważać — wyznała, poprawiając na szybko włosy. — Już teraz mam dobrze, a co dopiero po kolejnej dawce. Uwierz, nie chcesz widzieć mnie pijanej.

A może właśnie chciałby. 

— Daj spokój, nic ci nie będzie. — Dragneel zarozumiale zadarł nos i bez ogródek podsunął jej szklankę. — Pij.

   To zabrzmiało bardziej jak rozkaz, niż uprzejma propozycja. Spojrzała na niego z bezradnością. Przez chwile mierzyli się na zażarte spojrzenia, jednak nieustannie dające o sobie znać pragnienie było silniejsze. Przecież nie wymięknie i nie da mu tej satysfakcji, a zresztą, parę łyczków jej nie zetknie ot tak.

   Pewna siebie chwyciła za jego szklankę i obracając ją w dłoni, przytknęła usta z drugiej strony zewnętrznej krawędzi. Dopiero po fakcie pomyślała sobie, że to przecież niemal jak pośredni pocałunek. Pijąc, intuicyjnie zerknęła na niego. Z jakiegoś powodu zdawał się być rozbawiony. Jego arogancki uśmieszek tylko się pogłębił, jednak zmrużył podejrzliwie powieki.

— Huh, a co to? — zapytał, przechylając głowę lekko w bok. — Tak bardzo się mnie brzydzisz?

   Zakłopotana jego niecodziennym pytaniem, parokrotnie zatrzepotała gęstymi rzęsami. Raptownie odsunęła szklankę na bezpieczną odległość, żeby się nie popluć.

— Że co? Nie! To nie w tym sensie. — Wybuchła niemal natychmiast. — Po prostu myślałam, że to ty będziesz się brzydził.

— Niby czego? — zapytał, pretensjonalnie unosząc lewą brew.

— No nie wiem, może... — speszona, przekierowała wzrok ponownie na niego. — Mnie?

— Ciebie? Czemu tak sądzisz? — dalej ciągnął, powodując w niej przyparcie do muru. — Aż tak negatywnie mnie odbierasz?

   Drążył i z jakiegoś cholernego powodu nie chciał odpuścić.

— Oj Natsu, zadajesz mi zbyt trudne pytania. — Czując rosnące napięcie, chciała odwrócić jego uwagę i zmienić temat. — A Ty co, czemu nie tańczysz? Nie potrafisz? — Zadając następne pytanie, poczuła uścisk w gardle. — Widziałam jak parę kobiet cię prosiło. Czyżby było coś w czym — tu na moment się zawahała — nie jesteś dobry?

   Na to wyznanie, jego cyniczny uśmiech tylko się pogłębił. Wyszło szydło z worka. Widać nie do końca pochłonęła się w nocnych harcach, skoro wiedziała o propozycjach tych innych kobietach. Skubana, pomyślał. Już otwierał usta by odpowiedzieć, kiedy w kadr weszła mu inna sylwetka. Męska.

— Ciao bello. Ballerai con me?* (Witaj piękna, zatańczysz ze mną?) — Jakiś mężczyzna ukłonił się do niej z wystawioną dłonią. Uśmiechnął się urzekająco i z zażartym wyczekaniem wpatrywał w jej bursztynowe tęczówki. 

   Uniosła się niepewnie. Przed jej oczami stał jakiś Włoch. Miał kręcone ciemno brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Nawet przystojny — szybko oceniła. Był szarmancki i zdecydowanie zbyt blisko. Ich czoła dzieliło zaledwie parę centymetrów. Trochę się zarumieniła.

— Moment... — wydukała zaskoczona. Zwinęła usta w cienką harmonijkę, bo kompletnie go nie zrozumiała. Co prawda mniej więcej zorientowała się czego chciał. Znała dwa pierwsze słówka, a z racji, że byli na zabawie, domniemała, iż chodziło mu o taniec. Nie za bardzo wiedząc jak grzecznie odmówić, zerknęła z nadzieją na Natsu, ale jego nieodgadniona mina nie wiele zdradzała, jednak nie trudno było ocenić, że nie zamierza nic powiedzieć.

   To były sekundy.

   Obcy mężczyzna wciąż czekał, a ona tak bardzo się zestresowała, że nie wiele myśląc złapała za szklankę i jednym chlustem opróżniła aż do dna. Trunek miał dziwny posmak, jednak uznała, że to przez roztargnienie. Wstała na równe nogi, ale nim zdążyła cokolwiek powiedzieć czy zrobić, poczuła dotyk na ręce, a potem została pociągnięta na parkiet.

   Natsu długo nie pozostał sam, bo w tym samym momencie ni stąd ni zowąd pojawił się ,,lekko'' pijany Fullbuster. Ledwo trzymając się na nogach, opadł na krzesło obok przyjaciela. Dragneel zerknął na niego i ostro się skrzywił, bo cała jego twarz pokryta była czerwonymi odciskami kobiecych ust. Miał szminkę nawet na brwiach i czubku nosa.

— A tobie co się stało? Gdzieś ty się szlajał, widziałeś swoją mordę? — syknął, odpalając kolejnego papierosa. — Wyglądasz jak malowany pajac — wygarnął niezwykle cięto. Czuł w sobie nieuzasadnioną złość, która nie chciała z niego ujść. Pulsującą, wrzącą jak kocioł.

— Osa cie w dupę ugryzła? — spojrzał na niego przymglonym wzrokiem. — Złapały mnie jakieś gorrrrące Włoszki. Kompletnie ich nie rozumiałem, ale czy przy całowaniu to ważne? — wypalił głupkowato się przy tym śmiejąc. Ta zgryźliwość Dragneela nie robiła na nim wrażenia. Był do tego przyzwyczajony i nigdy nie czuł się tym urażony. Zerknął na stół i zmarszczył brwi, bo był pewny, że gdy był tu ostatnim razem, prosił go żeby załatwił mu jego ulubioną ,,miksturę''. — Stary, a gdzie moja ,,siekiera''?

   Gray szturchnął go w ramię, a wtedy do Natsu doszedł sens pytania. Zorientował się, że jego szklanka stoi do połowy pełna za to Graya świeci pustkami.

— Kurwa mać — zaklął siarczyście, strzepując popiół do popielniczki. — Chyba Lucy pomyliła szklanki.

— To niedobrze... Bardzo źle. Ona chyba nie ma zbyt dużego doświadczenia w piciu alkoholu. — Trafnie zauważył Gray, który odrobinę kiwał się na boki. — Tym bardziej wina zmieszanego z czystą wódką. Pewnie zaraz nieźle ją jebnie.

   Natsu rozumiał jego słowa, ale w tym momencie skupiony był na czym innym. Mimo tego jakie ilości wypił, był w dziewięćdziesięciu procentach trzeźwy i szybko ją odnalazł. Wiedział, że ten koleś obserwował ją od dłuższego czasu. Zachłannie, wręcz pożądliwie.

   Mocniej zacisnął palce, co nie umknęło uwadze siedzącego obok Fullbustera. Może i był pijany, ale nie był głupi. Widział tego typa co przystawiał się do Lucy, a teraz tańczyła w jego objęciach. Wpadł na pewien pomysł. Uśmiechnął się zadziornie i przysunął bliżej do coraz nerwowiej palącego Dragneela.

— Cwaniaczek wciągnął ją podstępem. Jebaniutki... Wykorzystał fakt, że nasza kochana Lu nie umie mówić po Włosku. W przeciwnym wypadku pewnie by mu odmówiła. — Prześmiewczo wytknął. Kątem oka zerkał na coraz bardziej napinającego mięśnie żuchwy przyjaciela. Był jak balon, który z każdą kolejną chwilą się wypełniał. Zupełnie jak dzikie zwierzę, nieustannie obserwujące swoją ofiarę. Z satysfakcją kontynuował. — Widać że ma na nią ochotę. Spójrz tylko, jak frywolnie nią wywija. Ja bym się chyba wyhaftował mu na mordę.

   Pomiędzy nimi zapanowała chwila ciszy, przerywana nieustającą, przeszywającą bębenki muzyką, oraz donośnymi śmiechami i rozmowami imprezowiczów.

— A ja posłał do piachu. — Przerwał milczenie, wypuszczając z ust gęsty dym. Samemu się w tym utwierdzając, lekko pokiwał głową, odchylił ciało do tyłu i mocniej przywarł plecami do drewnianego oparcia. Uchylił usta, a z nich wydobyły się słowa mogące przeciąć w pół całą salę. — Strzałem w ten kręcony łeb.

   Na ton tej wypowiedzi, Gray niekontrolowanie parsknął śmiechem prawie się przy tym plując.

— Może jednak ruszysz dupę i w końcu przestaniesz zalegać na uboczu. — Szturchnął go w żebro. — Kto jak nie ty da radę ściągnąć pijaną Lu z parkietu?

   Dragneel nic nie odpowiedział. Niezauważalnie zacisnął palce na szklance i mrużąc gniewnie brwi, podążał za ich wspólnymi ruchami ciał. Z każdą kolejną sekundą czuł rosnącą frustrację. Podniosło mu się ciśnienie, gdy zarejestrował moment w którym ów śmiałek, bezkarnie kładzie dłonie na jej talii, unosi do góry, a potem okręca parokrotnie. Miał dość, bo duchota w pomieszczeniu zaczęła go drażnić. Nerwowo rozpiął kolejny guzik czarnej koszuli, ujawniając za nią fragment wyrzeźbionego torsu, zdobiący srebrny naszyjnik.
 
   Wtem roztańczony mężczyzna niespodziewanie zaczął coraz bardziej zmniejszać dystans między nimi. Natsu widział po niej, że alkohol jaki przed paroma minutami wypiła zaczął robić swoje.

   Metalowe ł
ańcuchy, które  dotąd go trzymały, strzeliły niczym zapałki. To, że przebywali we Włoszech, nie zwalniało go od jej ochrony. To w końcu był rozkaz Makarova, który on przykładnie zamierzał wykonywać.
 
 
   Raptownie przydusił peta na popielnicy i wstał z miejsca. A właściwie zerwał. Rozluźnił ramiona, podciągnął rękawy i zaczął iść w ich kierunku. Nim całkowicie pochłonął się w toczącej się w jego głowie walce, za plecami zdążył jeszcze usłyszeć wołanie Graya.

— O tak Salamandrze — dopingował, posługując się jego pseudonimem. — Bierz go!

   To był pierwszy raz od dawna, kiedy widział swojego przyjaciela wchodzącego na parkiet. Doskonale wiedział jakimi umiejętnościami dysponuje, więc nie miał się co martwić. Spoglądając na jego oddalające się plecy, uśmiechnął się lekko, aczkolwiek był w tym drobny, smutny cień. Coś sobie uświadomił.

   To była zazdrość.

   Dobrze wiedział, że nie miał z nim najmniejszych szans, ale co innego mógł zrobić? Próbować zdobyć Lucy na siłę? To na nic by się zdało, bowiem ona i tak wolała Natsu. Dragneel jest jego najlepszym przyjacielem i miał tylko nadzieję, że nie zawali ich wspólnej relacji. Że nie zrobi jej żadnej krzywdy, bo wtedy pokłóciliby się. Tego nigdy w życiu by mu nie wybaczył. Nie miałby najmniejszych oporów przed porachowaniem mu wszystkich kości.

   To rodziło obawy i miał ku temu porządne podstawy.

   Znał jego stosunek do kobiet i życiowe motto. Rozumiał, że nie był typem człowieka zdolnym do głębszych uczuć. Nie potrafił dać kobiecie tego co najważniejsze, a czego Lucy z pewnością by oczekiwała.

  Miłości.

   Zdawał sobie sprawę, że ona skrycie się w nim podkochuje. Kiedyś, podczas jednej z wielu rozmów, wprost mu to wyznała. Gray był pewny, że Natsu nie jest tego świadomy, jednakże póki wszystko jest na stopie przyjacielskiej i póki ona będzie szczęśliwa, postanowił się wycofać.

   Lu jest jego cenną przyjaciółką i choć nadal darzy ją uczuciem, nie afiszuje się i robi to zza grubej kurtyny.

   Zamyślony, raptem poczuł stukanie w ramię. Odwrócił się i ujrzał te same kobiety z którymi jakiś czas temu tańczył i od których miał pamiątki na twarzy. Podśmiechiwały się zalotnie i zachęcały kokieteryjnym ruchem palca. Rozochocony uśmiechnął się szeroko i wstał z krzesła. Mógłby dalej tonąć w swoim umyśle i żałować, że to nie on jest obiektem westchnień Heartfilii, ale zamierzał dobrze wykorzystać tę imprezę i bawić się do białego rana.

W końcu w czym najlepiej zatopić smutki, jeśli nie w alkoholu i przypadkowych kobietach?

C.D.N
_______________
Cwał* — najszybsza odmiana chodu końskiego. Jest to po prostu bieg.
Ganasze* — dolna część tylnych krawędzi żuchwy konia, będąca zarazem miejscem przyczepu mięśni żuchwy.
Chrapy* — część górnej wargi u niektórych ssaków  (np. konia, łosia), okalająca nozdrza zewnętrzne.

I co tam miśki—piśki, rozdział się podobał  <3? Umiliłam choć odrobinę weekend? Ogólnie to proszę o szczere opinie. Może macie jakieś zastrzeżenia co do mojego słownictwa, stylu, lub historii? Albo pytania O.o

Wysłucham każdej sugestii, czy krytyki bo mam wrażenie, że piszę zagmatwanie i miejscami nieczytelnie, wiecie, masło maślane XD ^^ Wasze opinie pomogą mi się rozwijać, tak sądzę =O

Z góry dzięki ! Luve Ya, all ;* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro