Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom III, Rozdział 2. Dolce e amaro*.

*,, Słodkogorzki''

Posiadłość rodziny Dragneel, godzina 9:00

   Podczas, gdy zwykle męczy się by zasnąć w nowym miejscu i otoczeniu, dzisiejszej nocy nie miała z tym żadnego problemu. Przed snem zapaliła sobie małą lampkę stojącą na biurku, więc niczego się nie bała. Miała duże, lecz bardzo wygodne łóżko i świeżo przebraną białą pościel w różowe kwiaty. Generalnie w całym domu, jak i pokoju unosiła się przyjemna woń, jak gdyby mokre, stare drewno z domieszką świeżo koszonej trawy.

   Ubrana w zwiewną sukienkę i apaszkę, którą jakimś cudem znalazła w torbie, naszykowała się i nieco zaspana wyruszyła w podróż do kuchni. Dotarcie tam zajęło jej dobre parę minut, bo w trakcie całego procesu zgubiła się nie mniej niż dwa razy. Zupełnie tak, jak przewidywała.

   Kiedy poczuła apetyczny zapach kawy i stłumione z dołu rozmowy już wiedziała, że idzie w dobrym kierunku. Zbiegła po drewnianych schodach, wyszła z zakrętu i w końcu znalazła się w upragnionej kuchni. Dostrzegła krzątającą się z długą fajką w ustach Sofie oraz siedzącego posłusznie przy stole Graya. Jadł posypane cukrem pudrem pieczywko, które wyglądało niezwykle smakowicie. Na jego widok, aż sama poczuła burczenie w odmętach żołądka.

— Dzień dobry! — przywitała się, tym samym zwracając na siebie ich uwagę.

— No w końcu jesteś. Martwiłam się, że długo nie wstajesz i już miałam po ciebie iść. Siadaj, siadaj — powiedziała ponaglająco, wskazując na wolne miejsce. — Zaraz podam ci śniadanie: cornetto z miodem, czy z dżemem z moich działkowych truskawek? — spytała niewyraźnie poprzez metal w ustach, odwracając się do niej z dwoma słoikami w dłoniach.

— Z dżemem — odpowiedziała bez wahania.

   Lucy nie miała pojęcia, co to cornetto, ale chyba to, co właśnie spożywał Gray. Posłusznie zajęła miejsce naprzeciwko niego, a zaraz potem pod jej nos został podstawiony talerzyk z wcześniej wspomnianym rogalikiem i parujące w kubku cappuccino z bitą śmietaną, posypaną wiórkami kakao.

— Dziękuję. — Posłała kobiecie szeroki uśmiech i pochylając się do przodu, dłonią ,,zagarnęła'' apetycznie unoszącą się woń pod nos. — Mmm, ale pięknie pachnie!

   Kobieta uśmiechnęła się i zaczęła zmywać. Przez otwarte na oścież okno, wpadało parę promyków słońca oraz odgłos ćwierkających ptaków. Na dworze było bardzo parno, co było odczuwalne w pomieszczeniu.

— Natsu miał racje, serio niezła z ciebie śpioszka — zagadnął Gray z pełnymi ustami, a parę okruszków spadło mu na stół okryty ceratą. Zagrabił je dłonią na talerz i posłał Lucy ukradkowe spojrzenie.

— A tak w ogóle, to gdzie on jest? — zapytała ciekawsko, gryząc pierwszego kęsa. Czuła, że ubrudziła się cukrem pudrem w dołeczkach, więc ruchem ręki szybko się go pozbyła. Musiała przyznać, że jedzenie tutaj było po prostu obłędne. Nawet unoszący się zapach tytoniu jej nie przeszkadzał.

— Natsu? Wstał przed szóstą i pewnie pojechał odwiedzić grób ojca — odezwała się Sofia, która w tym momencie przecierała ścierką ostatnie mokre naczynia. Spojrzała na zegar, zwróciła się do nich przodem i plecami oparła o blat. — Zawsze to robi w drugi dzień przyjazdu.

— Och, rozumiem. — Kiwnęła lekko głową.

— Nie martw się, niedługo powinien być z powrotem — zapewniła pokrzepiająco, otrzepując wilgotne dłonie, o długą spódnicę. — Dzisiaj taka piękna pogoda, głowa do góry.

   Lucy rozpogodziła się tak, żeby Sofia nie nabrała podejrzeń, po czym raz kolejny odwróciła się do nich plecami i wzięła do ręki fajkę.

— Zdecydowanie ma Pani rację. — Wbiła wzrok w parującą kawę. Nawet nie zamierzała się z nią spierać. Zapatrzyła się i zmarkotniała nieco, bo przypomniała jej się historia, jaką nie tak dawno opowiedział im Silver.

   O życiu Igneela i jego tragicznym finale. O tym, że obydwoje byli w sobie zakochani, ale nie mogli być razem.

   Związek, który nigdy nie był im pisany.


   Heartfilia zarzekała się, że nie miała, o tym nie myśleć jednak, to wszystko cały czas nie dawało jej spokoju. Dręczyło i podświadomie wracało. Każdego dnia, każdej nocy i niemal, w każdej wolnej chwili. Wciąż miała problem z dopuszczeniem tego do siebie, chociaż taka była prawda...

   Kiedy doszło do niej, że znów zaczyna tonąć we własnym świecie, energicznie pokiwała głową na boki i w wybudzającym geście plasnęła się w policzki. Pomimo obserwujących ją bacznie dwóch par oczu, zaczęła wcinać śniadanie, jak szalona.

   Chłopaki specjalnie wzięli ją na wakacje, żeby odsapnęła i spróbowała się rozluźnić. Tak też zamierzała zrobić. To nie czas ani miejsce na trudne refleksje, czy smęty. Zresztą, pewne rzeczy po prostu trzeba zostawić za sobą, bo bez tego nigdy nie ruszy się do przodu. Bolesne, czy radosne, tak właśnie wygląda życie.

   Choć tak, to sobie tłumaczyła, miała nieodparte wrażenie, że okłamuje samą siebie.

***

Godzinę później

   Po skończonym posiłku, Lucy zmobilizowała się do pomocy przy sprzątaniu, jednak Sofia kategorycznie odmówiła. Powiedziała, że są gośćmi w jej domu i nikt nie będzie pałał sobie rąk pracą w kuchni. W ogóle, jakąkolwiek pracą.

   Dziewczyna wiedziała, że w starciu z nią nie ma najmniejszej siły przebicia, więc posłusznie wyszła na drewniany ganek przed domem. Przymknęła powieki i rozkoszowała się pięknem otaczającej ich natury oraz unoszącym się wokół kwiatowym zapachem. Zabawnie marszczyła nos, bo taras, na którym stała, porośnięty był soczyście zielonym bluszczem, przez który usilnie przedzierało się słońce. Rozczulona Lucy przejechała po nich opuszkami palców.

   Raptem niespodziewanie usłyszała dźwięk nadjeżdżającego samochodu, który zatrzymał się tuż przed ogrodzeniem. Gdy dostrzegła wysiadającego Natsu, na jej usta zawitał mimowolny uśmiech i poczuła radość, gdzieś w sobie. Już zamierzała do niego iść, ale przerwały jej stłumione kobiece piski. Nieco speszona, ściągnęła brwi. Ponownie schowała za porośniętymi belkami i bacznie obserwowała rozgrywającą się przed nią akcję.

— Natsu! Natsu! Ci sei mancato così tanto!

   Dokładnie zarejestrowała moment, w którym dostrzegła biegnące do niego trzy kobiety. Wesołe, jak wiosenne skowronki, skakały i wołały coś po Włosku. Z początku zdziwiony Dragneel, trzasnął drzwiami, nasunął okulary przeciwsłoneczne na głowę. Odwrócił się w ich kierunku, ale gdy tylko je rozpoznał rozłożył szeroko ramiona i posłał im ten swój szeroki, wręcz firmowy uśmiech. Wymienił po kolei ich imiona, po czym zadowolony, bez wahania podszedł bliżej i przywitał się z każdą z osobna. Wyglądały, jakby były za nim szaleńczo stęsknione, bo jedna to, aż pozwoliła sobie go... Po prostu przytulić!

   Lucy spoglądała na to wszystko z niemałym szokiem, bo przecież Natsu to człowiek z największą otoczką przestrzeni osobistej, jakiego znała. A one od tak, bezkarnie pozwalały sobie go dotykać, a on nie wykazywał z tym żadnej oznaki problemu! Z jakiegoś powodu Lucy poczuła napływ niekontrolowanej złości. Emocje zaczęły dać, o sobie znać, więc zacisnęła palce na drewnianej balustradzie.

— No coś takiego — wyrwało jej się z krtani, choć było w tym nieco goryczy. Świdrowała ich sylwetki z tęgim zacięciem na twarzy. W tym stanie żaden szczegół jej nie umknie. Czując dziwne, wzbierające uczucie na dnie żołądka, ledwie zdążyła zagryźć wargę, kiedy nagle zarejestrowała czyjąś obecność za sobą.

— Z ust mi to wyjęłaś Słońce — szepnęła Sofia, pochylając się tuż nad jej ramieniem. Zaciągnęła się swoją fajką i dmuchnęła siwym dymem, obok dziewczęcej szyi. — Te trzy pipy, jak zwykle lepią się do mojego uroczego wnuka.

   Zlękniona i nie spodziewająca się jej Lucy, drgnęła jednak nie ruszyła się z miejsca. Zdążyła jedynie dostrzec jej złowrogo przymrużone powieki i oczy, w których czaiły się drobne ogniki. Wyglądała, jak ktoś knujący coś szatańskiego. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Sofia zdołała ją ubiec.

— Są jak wrzody na dupie, nie lubię ich — prychnęła, nie kryjąc oburzenia i gestykulując, przy tym jak na rodowitą Włoszkę przystało. — Tak szczerze, wkurza mnie to. A ciebie nie, Lucy?

   Dziewczyna po raz kolejny skupiła się na irytująco trajkoczących kobietach i towarzyszącemu im Dragneelu. Była tym tak pochłonięta, że nawet nie do końca zdołała usłyszeć i przyswoić jej pytania.

— Słucham? — spytała, jak gdyby ocknięta i dopiero teraz spojrzała na stojącą obok niej kobietę.

— Pytałam, czy ciebie to nie wkurza? No zobacz, jak jawnie się do niego przystawiają — Znacząco drgnęła podbródkiem w ich kierunku. — To irytujące.

   Idąc za tym ruchem, Lucy powiodła za nią. Zmrużyła groźnie powieki i skrzyżowała dłonie pod piersiami.

— Nie — fuknęła twardo. — Może, po prostu są w nim zakochane — Te słowa z trudem opuściły jej krtań. Dosłownie, jakby miała w niej kołek.

   Usłyszawszy ton, z jakim to powiedziała, Pani Dragneel z ledwością opanowała napływ emocji, by nie parsknąć śmiechem. Nie była głupia, ani tym bardziej ślepa. Teraz trzeba było jedynie dobrze, to rozegrać.

— Ech, no i co ja biedna się z tym wszystkim mam? — sapnęła opierając wolną dłoń na biodrze. — Jeszcze, kiedy Natsu się tu uczył, one wiecznie do niego przychodziły. O, a ta jedna szczególnie się do niego lepiła i skrycie w nim kochała. — Dostrzegając, jak Lucy zmarszczyła nos, usatysfakcjonowana podkreśliła dobitnie. — Od zawsze.

   Minęła chwila ciszy, w której wiatr mocniej zawiał liśćmi, sprawiając że te mocniej zaszeleściły.

— Ale, która? — spytała Lucy, nie odrywając od nich wzroku, nieświadomie nachylając się w jej stronę. Obydwie wyglądały teraz, jak obgadujące tego samego wroga nastolatki. Albo, jak dziewczynę, która niedawno odbiła jakiejś chłopaka.

Jak śliwka w kompot — pomyślała Sofia, niecnie się uśmiechając.

— Ta szatynka, z błękitną chustą, co stoi najbliżej niego. Ma na imię Giovanna i mieszka w najbliższym sąsiedztwie — wypaliła bezwstydnie wskazując tam palcem. — Widzisz?

— Hmm, nawet ładna — burknęła zamyślona, kiedy cmoknęła ustami. Kuło ją serce, gdy tak na nich spoglądała. Ta dziewczyna była jej zupełną przeciwnością. Wysoka z długimi ciemno brązowymi włosami i opaloną na piękny brąz cerą. Roześmiana na głos, sprawiała wrażenie wygadanej i pozbawionej jakichkolwiek kompleksów. Nie to, co ona; blada i opalająca się na róż. Zupełnie, jak świnka. — Z pewnością atrakcyjna z niej Włoszka.

Sofia zerknęła na nią spod byka i stuknęła ją w rękę.

— Żartujesz sobie? Mój Nastu nigdy nie gustował w brunetkach!

   Jak Heartfilia sięgała pamięcią to Dragneel ma raczej... Specyficzny gust jeśli chodzi o kobiety. Dzielnice rozkoszy, prostytutki i przelotne znajomości na boku to było tyle, co Lucy wiedziała na temat jego obcowania z płcią przeciwną. Mężczyzna, który stroni od jakichkolwiek związków, uważający, że uczucia są dla słabych. Dziki, nieujarzmiony i cholernie nieuchwytny. Skuszona jej słowami, aż musiała spytać.

— W takim razie, w jakich gustował?

Starsza kobieta zamyśliła się.

— Nie lubi wysokich kobiet. Musi mu wchodzić pod brodę, a przypatrz się dobrze o ile już tego nie robisz, ona sięga mu do ust. Nic z tego nie będzie i kropka — Na dobitność swoich słów, tupnęła nogą w miejscu. — Zresztą jego nie da się od tak usidlić. To musi być naprawdę wyjątkowa dziewczyna, o niezwykłej cierpliwości. Ale, czy taka w ogóle istnieje? — spytała niewinnie, rzucając blondynce ukradkowe spojrzenie.

No właśnie. ,,Czy taka w ogóle istnieje?'' To pytanie echem odbiło się w jej głowie.

— Chyba nie...

   W tym momencie, Sofia złapała Lucy za odsłonięte ramiona i delikatnie mówiąc zmusiła, by przestały się chować. Przesunąwszy ich ciała w bok, wychyliły się zza porośniętego tarasu, a wtedy kobieta nabrała powietrza do płuc i głośno zawołała:

— Natsu!! Si sposta, si sposta! Lucy vuole esplorare l'isola, immediatamente!*( Natsu!! Ruchy, ruchy! Lucy chce zwiedzić wyspę, natychmiast!)

   Jej wrzask był tak donośny, że biedna Lucy musiała przymknąć na moment oczy. Piszczało jej w uszach, ale gdy tylko uchyliła powieki i zauważyła, że Natsu wraz z trzema kobietami się na nie gapi, jak na chore wariatki, jej policzki okryły się dorodnym rumieńcem. Kompletnie nie zrozumiała, co do niego powiedziała, ale to chyba nie było nic, co spodobałoby się Dragneelowi, który natychmiast się z nimi żegnając zaczął truchtać w ich kierunku. Chciała się schować, albo najlepiej uciec do domu, ale Sofia zgrabnie jej to uniemożliwiła. Zakleszczyła ją w swoich sidłach i ani myślała puścić.

— No i co się drzesz? — warknął, opierając czarny but na pierwszym stopniu. Widząc wymalowaną beztroskę na twarzy babci, zmarszczył gniewnie brwi. Zapewne znów coś wykombinowała. — Pół wsi cię słyszało, a ja nie jestem głuchy i wystarczyło powiedzieć normalnie — Sofia jedynie zamknęła oczy i w geście zgody, uradowana skinęła głową. Teraz spojrzał na z niewiadomego powodu dziwnie czerwoną Lucy. — Chcesz zwiedzić wyspę?

— Co? — Zamrugała parokrotnie rzęsami. Została zbita z pantałyku, bo od kiedy to on wychodzi do niej z taką propozycją? I to jako pierwszy! — No nie wiem... Może...

— Pytanie — prychnęła kobieta klepiąc ją pokrzepiająco po ramionach, a potem nachyliła się jej nad uchem. — Oczywiście że chce! To przecież pierwszy raz kiedy jest na Sycylii, prawda Słońce?

   Dragneel w ciszy wlepił w Lucy swoje standardowe, cięte spojrzenia. Wyglądał jakby analizował i głęboko myślał. Po chwili zerknął na zegarek i ciężej westchnął.

— Dobra. I tak miałem jechać do miasta kupić nową koszulę, bo przez twoje gadanie od rzeczy mam ich nieparzystą ilość — burknął wyraźnie zły, przywołując we wspomnieniach wczorajszy obiad. — Jesteś ubrana i gotowa do wyjścia?

— Jestem, tylko muszę wziąć torebkę — odpowiedziała jak zaczarowana, kiwając głową.

— To szybko i na jednej nodze. — Wskazał kciukiem za siebie. — Będę czekał w samochodzie.

   W tym momencie Natsu wbił dłonie w kieszenie, odwrócił się i zaczął iść w stronę samochodu. Lucy obróciła się na pięcie i nie czekając, pobiegła do pokoju. Sofia uśmiechnęła się zwycięsko, a wtedy do jej uszu dobiegł odgłos wolnych kroków. Wyczuła zagrożenie i być może pogmatwanie jej pieczołowitego planu. Co to to nie!

— Co się dzieje? — spytał ochryple Gray, który jak dotąd ucinał sobie drzemkę w salonie. — Gdzie oni jadą? Przecież podobno zapowiadali na dziś deszcz i burze.

— No zapowiadali, ale po co miałam im mówić? — niewinnie wzdrygnęła ramionami. — Przecież nic się nie stanie. Nie są z cukru.

— Niby nie.

Usłyszeli odgłos zbliżających się obcasów.

— O Gray, a ty nie chcesz jechać? — spytała zziajana Lucy, której przez ten bieg zdążyły potargać się włosy.

Fullbuster już otwierał usta by powiedzieć, że nawet by się przejechał, ale niespodziewanie uwieszająca się na jego szyi Sofia, jak zwykle weszła mu w słowo.

— Gray będzie mi pomagał pielić chwasty w ogródku. Bez jego pomocy, nie dam sobie rady, a od paru dni doskwiera mi straszny ból w biodrze. To takie uciążliwe, że aż nie wiem, co z tym zrobić — Na dowód swoich słów, wykrzywiła brwi i usta w grymasie i chwyciła się za nogę. Zawsze uważała, że jest uzdolniona teatralnie i śmiało mogłaby być aktorką. — Jego pomoc będzie dla mnie prawdziwym zbawieniem.

   Zdziwiona dziewczyna, jedynie kiwnęła głową, a Gray stał z otwartymi ustami. Przecież babcia Dragneela, to książkowy okaz zdrowia. Ona jeszcze nie jednego przeżyje. Coś mu tu nie pasowało, ale uznał że póki co nie będzie się odzywał.

— Och, dobrze. To ja lecę! — zawołała żwawo Lucy, która w try miga zbiegła ze schodów. — Do później!

— Arrivederci!! Nie moment, zapomniałam się... Do później! Bawcie się dobrze! — zawołała za nią pełna optymizmu. Wpatrywała się w znikający za ogrodzeniem czarny kabriolet, a wtedy Fullbuster uwolnił się z jej uścisku. Podrapał się po tyle głowy i zaczął schodzić ze schodów.

— A ty gdzie? — spytała zdumiona, unosząc jedną brew.

— No mięliśmy ogarniać ogródek — zdezorientowany zadarł podbródek i spojrzał w te jej ciemne oczy. — Zaplanowała Pani coś innego, czy co?

— Zwariowałeś? Przecież nie będziemy tego robić w deszczu — parsknęła rozbawiona, rzucając przelotne spojrzenie jeszcze drobnym i jasnym chmurom. Odwróciła się bokiem i machnęła zachęcająco ręką w stronę domu. — Lepiej wracaj do środka i napij się ze mną. Parę dni temu dorwałam jedno z najlepszych Włoskich win. Uwierz mi kochany, ale takiego to ty jeszcze w życiu nie piłeś.

   Grayowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Był samozwańczym koneserem wszelakiego alkoholu. W mniej niż dwie sekundy znalazł się obok niej i teraz razem kierowali się do kuchni.

— Już Panią nie boli biodro? — spytał widząc, że nie ma najmniejszego problemu z poruszaniem się.

— Gray, kochanieńki, a czy mnie coś kiedykolwiek bolało? — zapytała z miną niewiniątka i puściła mu oczko. — Weź mnie nie rozśmieszaj.

   Mężczyzna jedynie pokiwał głową na boki. W dezaprobacie zaśmiał się pod nosem i już nie poruszał tematu. Szczwana bestia z tej babci — pomyślał, sprowadzając myśli do czekającego na nich wina. Ta opcja wydawała się, o wiele ciekawsza, niż jakieś nudne zakupy w mieście. No bo tak na serio, jakie ekscesy ich tam mogą czekać? Pewnie żadne.

***
— Natsu! — pisnęła przestraszona, kurczowo zaciskając palce na rączce przy boku samochodu. — Zwolnij trochę!!!

   Czarny kabriolet znacznie za szybko sunął, wzdłuż stromego wyspowego urwiska. Droga była wąska i zygzakowata, a Lucy miała wrażenie, że jeden zły skręt kierownicy, bądź zbyt impulsywne hamowanie i wylądują tuż obok w przepaści morza Tyrreńskiego. Oliwy do ognia dodawał fakt, że miała silny lęk wysokości, który wcale nie pomagał.

— Bez przesady, wcale nie jadę za szybko — odburknął, nawet na nią nie patrząc. — Zresztą rozejrzyj się, ulica jest kompletnie pusta — Na potwierdzenie swoich słów, zerknął kontrolnie w boczne lusterko.

— Wiem, że szczycisz się byciem najlepszym kierowcą, ale mimo wszystko chciałabym żebyś zwolnił! — zawołała, ale widząc że on nie zamierza się do tego ustosunkować i ją ignoruje, przez jej głowę przeszedł pewien pomysł. Jak to nic nie da, to podda się. — No chyba że wolisz mieć upaćkaną tapicerkę?

   Długo nie musiała czekać na rezultat, bo jego pedantyczna natura była silniejsza. Mężczyzna ściągnął groźniej brwi, przewrócił oczami, a w konsekwencji zwolnił.

— Lepiej?

W jego głosie dało się usłyszeć nieco złośliwej ironii, jednak na niej nie wywarło to wrażenia.

— Tak, dzięki. — Posłała mu uśmiech wygranej, i kiedy już miała rozluźnić zaciśnięte na uchwycie dłonie, apaszka na jej szyi zaczęła stopniowo się rozwiązywać i nim Lucy zdążyła zareagować, pofrunęła w siną dal za nimi. Mimo, że była zapięta pasami, zdołała unieść siedzenie lekko w górę. — Ej! — Pospiesznie odwróciła się za nią z wyciągniętą ręką z nadzieją, że da radę ją złapać choć koniuszkiem, ale gdy dojrzała jak powoli opada na jezdnie, zrobiła kwaśną minę i zwróciła twarz ku mężczyźnie. — Natsu zawróć, zgubiłam apaszkę!

Ten jedynie wzdrygnął ramionami, zupełnie niewzruszony.

— Siadaj na dupie. I tak była brzydka, a ponadto nie pasowała ci do ubrań.

— Ale to była jedna z moich ulubionych — wyrzuciła oburzona jego bezczelnością i złośliwą przymówką. Usiadła z powrotem w fotelu i wlepiła oskarżycielski wzrok w jego skupiony profil.— Nie dostanę nigdzie takiej samej...

   Minęła chwila ciszy podczas, której czuł na sobie jej uparte spojrzenie. Wiatr targał ich włosami, a do uszu dobiegał dźwięk fal dobijających do brzegu skał. Koniec końców Dragneel westchnął ciężko.

— Ech dobra... I tak jedziemy do miasta. Najwyżej kupię ci nową, jeśli tak bardzo ci na tym zależy.

   Zdziwiona jego nieoczekiwanymi słowami, po chwilowym szoku grzecznie wbiła plecy w samochodowe oparcie. Skutecznie zamknął jej usta wobec czego poczuła się bezradna. Czyżby się przesłyszała? A może tylko jej się to zdawało, bo skąd w nim taki przejaw uprzejmości?

— No co? — spytał, jak gdyby nic i rzucił jej efemeryczne, lecz intensywne spojrzenie. — Coś tak nagle umilkła?

   Miał na sobie rozpiętą do wysokości mostka białą koszulę, wkasaną w czarne spodnie. Na prostym nosie spoczywały markowe okulary przeciwsłoneczne, a rozwiane hebanowe włosy ukazywały jego opaloną i przystojną twarz. W tym wydaniu prezentował się nieziemsko. Jednak w naturalnym kolorze było mu, o wiele lepiej niż wcześniej. Przyłapując się na swoich frywolnych myślach, zagryzła nerwowo wargę i odwróciła głowę w drugą stronę.

— Nie nic — powiedziała modląc się w duchu, żeby jak najszybciej dojechali do tego miasta. — Po prostu mi gorąco.

Fakt. Było cholernie duszno. Dosłownie jak przed burzą.

***

Miasto Marsala, Włoski dom mody GUCCI

   Przytłoczona bogato urządzonym wnętrzem, Lucy stała cichutko, niczym trusia za Dragneelem, który w tym momencie płacił za koszulę przy kasie. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kawałek materiału miał wartość połowy miesięcznego wynagrodzenia przeciętnego Amerykanina. Gdziekolwiek, by nie spojrzała, ceny były kompletnie z kosmosu.

   Elegancko ubrana ekspedientka z plakietką na piersi z trudem powstrzymywała się od patrzenia na niego z wielkimi rumieńcami, co Lucy zauważyła niemal od momentu, w którym tu weszli. W sklepie z męską odzieżą było jeszcze paru klientów, ale zupełnie nie zwracała na nich uwagi. Gdy w końcu wyszli na zewnątrz, a do jej uszu dobiegł miejski gwar, odetchnęła z ulgą.

— To co teraz robimy? — spytała mrużąc nos bo w tym momencie zza chmury wyłoniło się słońce. — Wracamy, czy masz coś jeszcze do załatwienia?

— Skoro już jesteśmy w mieście, to może potrzebujesz dokupić jakiś ubrań? Przecież ten gamoń spakował ci praktycznie samą bieliznę.

— Och racja, dobry pomysł — powiedziała po chwilowym namyśle i wolnym krokiem ruszyła do przodu. — Po drodze widziałam mały ryneczek i kolorowe stragany z ciuchami. Sprzedawca miał ładne sukienki, więc chętnie obejrzę je z bliska.

Usłyszawszy beztroski ton, z jakim to wypowiedziała mężczyzna stanął jak wryty.

— Chyba sobie żartujesz — burknął z niedowierzaniem, zaciskając palce na rączce od papierowej torby. — Będziesz kupowała ciuchy z taniego bazaru?

— Taak? — potwierdziła przeciągle. — Przecież to zupełnie normalne. A ty myślisz, że w Los Angeles to, gdzie ja się ubieram? — rzuciła mu przelotne spojrzenie zza ramienia, ale widząc jego oniemiałą minę nie potrafiła opanować śmiechu. — Nie marudź, tylko chodź.

   Był niezadowolony, ale miał zrobić? Jedyne co mógł to powłóczyć za nią z nie tęgim wyrazem. Miał jeszcze drugą opcję, ale wtedy musiałby nasłuchać się wyrzutów babci, a to wydawało się nazbyt problematyczne. Zamiast iść w górę, gdzie znajdywały się prawdziwe sklepy to on musiał iść w dół w stronę tych przeklętych bazarów. Wbił wnikliwe spojrzenie w jej idącą przed nim sylwetkę, a potem na jej kształtnie poruszające się biodra.

   Szła z dłońmi splecionymi z tyłu i z zapałem rozglądała się na boki. Z wymalowanym podziwem, syciła wzrok tutejszym stylem architektonicznym, życiem tubylców, a także stojącym na rogu grajkiem. Przechodzili obok niego, a wtedy Lucy wrzuciła mu monetę do leżącego na kostce brukowej kapelusza. Mężczyzna ukłonił się wdzięcznie i kiwając głową uśmiechnął się szeroko, co dziewczyna nieśmiało odwzajemniła.

   Zapach, język i atmosfera — wszystko to, było inne niż w Ameryce. Było czymś zupełnie nowym i robiło wrażenie, podczas gdy dla niego nie było, to nic ciekawego. Już wiele razy był w Europie i nie tylko we Włoszech. Tym razem machnął ręką i dla odmiany pokornie za nią poszedł, choć czuł w kościach, że zakupy z babą mogą być czymś, co zdecydowanie go przerośnie.

***

   Stał z dwa metry od niej z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Z twarzą bez wyrazu patrzył, jak Lucy przebiera w tych swoich kolorowych kieckach. Drętwy dźwięk suwanych po metalowej rurce wieszaków powoli zaczynał działać mu na nerwy, ale póki co cierpliwie to znosił.

   W końcu po paru morderczo dłużących się dla niego minutach Lucy zdecydowała się wyjąć jedną z nich. Przyłożyła białą sukienkę do swojego ciała i sprawdzała czy pasuje jej długość oraz krój. Natsu czuł, raz po raz wzbierające w nim ciśnienie. Zaczynał mieć dość.

— Nie. Ta jest nie ładna, poprzednia była lepsza — prychnął nagle, czym zwrócił na siebie jej uwagę.

   Zerknęła na niego, czujnie bo ni z stąd ni zowąd chłop wykazał, jakiekolwiek zainteresowanie. Jej zdziwienie było uzasadnione, bo każdej kobiece mogło wydać się to podejrzane. Odłożyła ją na miejsce, wzięła do ręki poprzednią i tak jak wcześniej, przystawiła ją sobie pod brodą.

— Ta? — spytała, wlepiając w niego te swoje duże oczy. — Według mnie ma za głęboki dekolt.

   Dragneel osiągnął apogeum. Mlasnął niezadowolony pod nosem, po czym nasunął okulary na głowę. Podszedł do niej szybkim krokiem, chwycił za aktualnie trzymaną przez nią sukienkę i twardo odłożył na miejsce.

— Na litość boską, daj mi to i przesuń się kobieto, bo zaraz mnie coś, kurwa, strzeli. — Chwycił ją za ramię i ,,delikatnie'' przemieścił w bok, a sam zajął jej miejsce. — Ile można wybierać sukienki?! Wy baby jesteście zbyt skomplikowane.

   Koniec końców, to ona stała obok jak kołek, podczas gdy Natsu z miną wielkiego myśliciela przebierał w tych wszystkich wieszakach. Analizował i szukał czegoś odpowiedniego, a gdy już znalazł taką, co by mu się spodobała, to odrywał się od swojego pochłaniającego zajęcia, zerkał na jej figurę, zatrzymywał się na znacznie uwypuklonych biodrach i z konsternacją kręcił nosem. Załamany odkładał sukienkę na miejsce, a ona w akcie narastającej frustracji nadymała, coraz bardziej czerwone policzki. Dosłownie, jak gdyby sugerował, że ma za duży... Tyłek?!

— Ta jest idealna. — Zadowolony z siebie, pokazał jej swoje najnowsze znalezisko. — Oprócz niskiej jakości materiału i braku nazwiska na metce, nie mam jej nic do zarzucenia. W sam raz na parę razy i prań.

   W końcu zaprezentował jej krój, gdzie dekolt krwisto czerwonej sukienki sięgał praktycznie do pępka i to przelało czarę goryczy. Pod wpływem jego bezczelności i przebiegłego uśmieszku, aż jej samej puściły nerwy.

— Nie ma mowy, niby gdzie ja w tym pójdę? Odpierdzielę się jak damulka do ogródka twojej babci?! Przesuń się do cholery! — wybuchła, trącając go biodrem i ramieniem. Mężczyzna zachwiał się nieco, ale utrzymał pion. Przesunięty siłą, poderwał wpienione spojrzenie. — Pokazujesz wszystko to, co mi się nie podoba. Stój tu i nie ruszaj się już. Poradzę sobie bez twojej ingerencji. — Zaintonowała, kreśląc cudzysłów w powietrzu.

— Haha, jaka oburzona — skomentował kpiąco, śmiejąc się pod nosem.

   Lucy przewróciła oczami i sama wzięła się za ponownie poszukiwania. Z każdą kolejną chwilą w jego dłoniach spoczywało, coraz więcej sukienek, które ona zamierzała przymierzyć. Teraz to żyłka na jego czole zaczęła niebezpiecznie pulsować i nim ona zdążyła zareagować, Natsu odwrócił się na pięcie i po prostu poszedł do kasy. Ze wszystkim.

— Ej, moment — zawołała i zaczęła lecieć za nim — Ja jeszcze ich nie przymierzyłam!

— A po co? Bierzemy wszystkie, bo nie chce mi się tu kwitnąć, ani chwili dłużej — Położył rzeczy na ladzie i skinął do starszego mężczyzny po drugiej stronie.

— Ciao signore e belle signorina!* (Witam pana i piękną panienkę) — przywitał się sympatycznie nieco otyły sprzedawca, który gdy tylko jego wzrok padł na stojącą za mężczyzną blondynkę, uśmiechnął się jeszcze szerzej.

   Speszona, nieświadomie przysunęła się bliżej niewzruszonego Natsu. Aż poczuła dreszcze na odsłoniętej skórze.

— Conta per favore, veloce* ( Proszę podliczyć, szybko) — wtrącił Dragneel, jak gdyby od niechcenia i wyjął z kieszeni skórzany portfel, a potem banknot, o dużym nominale.

— Czekaj, co ty robisz? Nie wygłupiaj się Natsu. — Pospiesznie sięgnęła do swojej torebki z zamiarem zapłacenia za swoje rzeczy, ale on był, o wiele szybszy. Gdy podniosła wzrok spostrzegła, że sprzedawca już wkładał banknot do metalowej kasy. Spakował zakupy do papierowej torby i chciał wydać resztę, ale Natsu wystawił dłoń w geście zdecydowanej odmowy.

— Tieni il resto.*(Zatrzymaj resztę) — Teraz zwrócił się do stojącej za nim Lucy, po czym podał jej torbę i spytał już po angielsku. — Potrzebujesz coś jeszcze?

— Nie, już nic — odparła, odrobinę zawstydzona, choć próbowała to jak najlepiej zamaskować. — Dziękuję.

   Posłała mu szczery uśmiech, co on subtelnie odwzajemnił. Odszukała portfel, jednak usłyszała jego sarknięcie.

— Daj spokój. — Machnął ręką pobłażliwie, bo przecież dla niego to żaden koszt. Koszula, którą kupił była dziesięć razy droższa niż te pięć, czy tam sześć kiecek razem wziętych. — Nie musisz mi oddawać.

   Wyszli ze sklepu i o dziwo zgodnie postanowili, że przejdą się po mieście. Właśnie, w tym momencie mijali pewien sklep z ręcznie robioną biżuterią. Skuszona dziewczyna przystanęła w miejscu i zaciekawiona pochyliła się nad czystą szybą, a kiedy Natsu zorientował się, że nie słyszy jej kroków, zawrócił i stanął obok niej.

   Podczas, gdy Lucy zwykle nie przejawiała zainteresowaniem takimi błyskotkami, jej uwagę przykuła piękna spinka do włosów w kształcie ważki. Miała złote obramowanie i delikatne, witrażowe skrzydełka. Posiadały dwa połączone ze sobą kolory: jasny turkus i subtelny róż. Przepięknie się mieniła i miała w sobie coś tajemniczego. Można by rzec uroczego. Od razu, wpadła jej w oko, ale sądząc po cenach, które widniały przy innych wyrobach, spodziewała się, że zapewne będzie zaporowa. Stanęła na palcach i próbowała jej dojrzeć, ale jak na złość nie była podana.

— Coś konkretnego cię zainteresowało? — spytał Natsu spoglądając na jej zaciekawione oblicze. Idąc śladem Lucy przekierował wzrok na biżuterie za szybą. On również dostrzegł tę ważkę i był więcej niż pewny, że to właśnie o nią chodziło. Wyróżniała się na tle innych rzeczy. — Mam wejść zapytać o cenę?

— Nie, nie — zaprzeczyła niemal natychmiast, kiedy mocniejszy wiatr zawiał jej długimi włosami. Chwyciła parę pasm między palce i odsunęła za ucho. — Tak tylko się zapatrzyłam — Skupiła wzrok na jego dociekliwym odbiciu w szybie, a zaraz potem na coraz bardziej poszarzałym sklepieniu. Zadarła nos do góry i dojrzała, że niebo zaczęło zasłaniać się gęstymi i ciemnymi chmurami. Pogoda zaczęła gwałtownie się psuć, po czym zerwał się silny wiatr, który przyniósł pierwsze krople deszczu.

— No pięknie. Jeszcze burzy nam tu brakowało — warknął zirytowany przecierając czoło.

   Lucy już otwierała usta by coś powiedzieć, ale w tym momencie dobiegł do nich oślepiający błysk, a zaraz potem odgłos uderzającego pioruna. Musiało to być gdzieś w okolicy, bo huk był bardzo donośny. Zlękniona, aż podskoczyła w miejscu i intuicyjnie przysunęła się bliżej niego. Zrobiła to tak gwałtownie, że niechcący wpadła plecami w jego twardą klatkę piersiową. Zaskoczony jej nagłą reakcją uniósł jedną brew.

— Przepraszam, wystraszyłam się — sapnęła lękliwie, pospiesznie odsuwając się od niego na bezpieczną odległość. — Po prostu, to było takie niespodziewane...

Obydwoje przylgnęli bliżej ściany budynku, ale i tak coraz mocniej zacinający deszcz sięgał do ich nóg.

— Nie szkodzi.

   Nim się zorientowali zaczęło lać, a ludzie chowali się pod każde możliwe zadaszenie. Natsu cmoknął grymaśnie pod nosem i rozejrzał się na boki.

— Ale oberwanie chmury! — zawołała, bo szum dookoła skutecznie wszystko zagłuszał.

— Tam jest kawiarnia. Chodź. — Wskazał palcem, a potem bez słowa chwycił ją za nadgarstek i pociągnął za sobą.

   Przebiegli razem około dwudziestu metrów, ale to wystarczyło, by przemokli niemal do suchej nitki. Lucy miała odkryte sandałki na koturnie, więc nie dość że miała kompletnie zmoczone stopy, to jeszcze, gdzie nie gdzie ubrudzone błotem. Szum uderzającej wody o metalowy dach i rynnę sprawiał, że musieli mówić głośniej.

— Zapowiadali dzisiaj takie ulewy? — spytała, wyjmując chusteczkę z torby i schylając, by pozbyć się uciążliwych błotnych kropek.

— Nie mam pojęcia, nie słuchałem radia — Westchnął głęboko, rozglądając się po sobie. Wierzchem rękawa otarł twarz, po czym skrzywił się i warknął pod nosem: — Kurwa mać. Jestem cały mokry.

— Nie przesadzaj. Nic ci nie będzie — bąknęła, odrobinę rozbawiona jego nadszarpniętą perfekcyjnością. W tym momencie wyprostowała się, schowała zużytą chusteczkę do torby. Zerknęła na niego, ale natychmiastowo tego pożałowała. Zagryzła wargę i, aż na moment zastygła w bezruchu.

   Natsu miał całkowicie mokre i przyklejone do twarzy włosy. Jego biała koszula szczelnie przylegała do idealnie wyrzeźbionych mięśni ramion oraz klatki piersiowej. Po mocno zarysowanej linii żuchwy, ściekało parę zabłąkanych kropel wody, które rozbijały się na uwydatnionych obojczykach. Bardziej lub mniej świadomy swojego nieziemskiego wyglądu, przymknął powieki, po czym wplótł długie palce, pomiędzy czarne pasma i zaczesał je nieco do tyłu. Gdy ponownie ukazał światu swoje dzikie oczy, o odcieniu oliwki, zerknął na Lucy. Spoglądała na niego z bliżej nieodgadnionym wyrazem, co sprawiało, że zachciało mu się śmiać. W jego mniemaniu wyglądała komicznie.

— Wyglądasz jak przemoczona szczurzyca — parsknął zgryźliwie, unosząc zadziornie kącik ust do góry. Uchylił tym samym rząd idealnie białych i prostych zębów.

   Ta opryskliwa obelga odbiła się od niej niczym groch o ścianę. Śledząc, każdy jego gest, Lucy poczuła, jak jej nogi stają się cienkimi zapałkami. Wyglądał bardziej niż obłędnie, a fakt, że pałała do niego czymś więcej niż przyjaźnią tylko potęgował stan, w który stale popadała. Nieświadomie rozchyliła nieco usta, gdyż nie za bardzo wiedziała co powiedzieć i, czy w ogóle. Z wrażenia poczuła, że zaschło jej w gardle.

— Chcę mi się pić — wypaliła nagle, czym zdziwiła nawet jego. Po chwili doszło do niej, jak bezsensownie i drętwo musiało to zabrzmieć. Miała ochotę puknąć się w czoło za te głupotę. Zawstydzona do granic możliwości, wykrzywiła usta w pokaźną harmonijkę.

Zdumiony jej nagłym ,,żądaniem'', postanowił nie drążyć tematu.

— Skoro i tak będziemy tu przeczekiwać, to może zamówić ci coś? — zaproponował i obydwoje podeszli do lady nad którą wisiało menu.

— W takim razie, ja chciałabym mrożoną czekoladę — widząc jak unosi brew, dodała: — mleczną.

— Nie za dużo słodkiego? — furknął szyderczo odchylając głowę i spoglądając znacząco na jej okrągłe biodra.

Lucy przymrużyła oczy, skrzyżowała dłonie pod piersiami, po czym furknęła pod nosem.

— Pójdę zająć stolik.

   Natsu zawiesił wzrok na jej oddalającej się figurze i zaśmiał się pod nosem. Wcale nie uważał, by była za gruba, ale przecież nie mógł sobie darować docinków, kiedy one same się o to prosiły. Zamówił też coś dla siebie i uznał, że zaczeka parę minut przy ladzie. Gdy zamówienie było gotowe odebrał dwie wysokie szklanki i bez słowa zajął krzesełko naprzeciwko Lucy.

— Dzięki — powiedziała z wdzięcznością. Przysunęła sobie kolorową słomkę do ust, po czym upiła sporego łyka. Musiała przyznać, że smakowało i to bardzo. Czekolada była, nawet lepsza niż ta, którą serwowała w Blue Pegasus w Kalifornii. Bardzo dobry gatunek. Delektująca się jej niesamowitym aromatem i smakiem dopiero po chwili dostrzegła, że on również popija to samo. Nie potrafiła ukryć zdziwienia, więc zapytała: — Ty też masz czekoladę?

— Gorzką — mruknął, wyjmując zbędną w jego mniemaniu słomkę i położył ją obok na talerzyku. — Generalnie nie przepadam za żadnymi słodyczami.

   Dziewczyna odwiesiła torebkę na krzesełku, a potem zarzuciła nogę na nogę. Spojrzała na jego kusząco stykające się ze szklanką wargi, ale zaraz potem skupiła wzrok na grupce dziewczyn stojących przy okienku, gdzie niedawno składał zamówienie. Lucy już wcześniej wnikliwie je obserwowała. Jeszcze zanim weszły do środka spoglądały na Natsu, chichotały pod nosem i szeptały sobie coś na ucho.

   Nawet nie musiała znać języka Włoskiego, by rozumieć kontekst ich rozmowy. Te pożądliwe spojrzenia w jego kierunku i zabójcze w jej mówiły wszystko. Już na pierwszy rzut oka było wiadome, że miały na niego chrapkę, zresztą nie one jedyne. Gdy szli miastem wiele kobiet się za nim oglądało, co niezwykle ją denerwowało. W sumie nie dziwiła im się, ale i tak czuła się z tym cholernie dziwnie. Gniotło ją to.

   Już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale wtedy dostrzegła, jak pozostałe klepią jedną z nich po ramieniu. Oddelegowana dziewczyna z dziwnym uśmieszkiem na ustach zmierzała w ich kierunku. Lucy automatycznie spięła ramiona, co nie umknęło Dragneelowi. Nim zdążył zapytać, dość atrakcyjna brunetka z długimi nogami zatrzymała się obok ich stolika i położyła dłoń na białym krześle. Spojrzała na niego, po czym zagadała:

— Mi scusi, quella sedia è libera?

Jej głos był zdecydowanie zbyt przesłodzony, pomyślała podejrzliwie Lucy.

   Natsu bezwstydnie przejechał oczami po jej zgrabnych i odsłoniętych nogach, a dopiero potem zadarł podbródek do góry. Z początku groźnie zmrużone oczy tym, że ktoś śmiał mu przeszkodzić, teraz dziwnie złagodniały.

— Sì, non è preso — odpowiedział luźno, opierając łokieć na stoliku. Posłał jej ten swój zniewalający uśmiech, co w aktualnej sytuacji kompletnie do niego nie pasowało.

   Na ten gest pytająca dziewczyna omal nie doznała zawału i nie padła przed nim na kolana, a oniemiała Lucy, o mały włos nie przegryzła sobie języka w buzi.

— Posso prenderli in prestito, per favore? — spytała, perliście się przy tym śmiejąc.

   Heartfilia patrzyła na to w niemałym osłupieniu. Już kompletnie zgłupiała, bo nie dość, że niczego nie rozumiała to jeszcze ten samozwańczy ,,Bóg seksu'' był szarmancki, jak nigdy! I co to miał być za spoufalający uśmiech z jego strony? Przecież on nienawidził i nie tolerował obcych osób! Nim się zorientowała jej serce zaczęło niebezpiecznie kołatać, a krew zawrzała jak nigdy wcześniej. Poczuła się tak, jak by była zagrożona, albo w potrzasku... Lub co gorsza sytuacji bez wyjścia.

— Puoi prendere.

— Grazie mille. — Skinęła głową.

— Prego.

   Młoda dziewczyna zabrała krzesło, na którym przez tę krótką rozmowę opierała dłonie, a wtedy Dragneel przekierował spojrzenie na dziwnie pobladłą Lucy. Wiedział, że nic nie zrozumiała i bawiło go to, ale żeby aż tak przesadnie zareagować?

— Wyluzuj, spytała tylko czy może pożyczyć krzesło — powiedział pasywnie, upijając duży łyk czekolady, jednak widząc jej zdezorientowane oczy, zaniósł się głośniejszym śmiechem. — No i czego się tak stresujesz?

— Wcale się nie stresuję.

   Dopiero, w tym momencie dziewczyna odzyskała władzę nad swoim ciałem. Chodziło jedynie o głupie krzesło, a ona zareagowała z taką impulsywnością? Poczuła się jak kompletna idiotka, bo pomyślała sobie, że coś niedobrego się z nią dzieje. Jednocześnie uświadomiła sobie, że każdą obcą laskę zaczyna traktować jak zagrożenie, a to zdecydowanie nie było zdrowe zachowanie... Dotarło do niej, jak bardzo jest o niego zazdrosna i szczerze przeraziła się tym.

Może ona czuje do niego coś o wiele więcej, niż z początku zakładała?

   Stwierdziła, że nie warto sobie teraz zaprzątać tym głowy, bo Natsu wpatrywał się w nią coraz bardziej intensywniej, zupełnie jakby zaczynał coś podejrzewać. Nie dając niczego po sobie poznać, delikatnie złapała koniuszkami palców za słomkę i upiła mały łyczek. Nie potrafiła ukryć automatycznej radości, jaką przynosiła jej ta czekolada, chociaż gdzieś z tyłu głowy miała sytuacje sprzed paru chwil.

— Cóż, ty nie lubisz słodyczy, a ja je ubóstwiam — Powróciła do tematu zanim im przerwano.

— Och, nawet nie śmiałbym zaprzeczyć — odparł teatralnie przewracając oczami. — Nie trzeba się przyglądać, by to dostrzec — Specjalnie dociął, czym dodatkowo ją zaognił. Oparł podbródek na zgiętym nadgarstku i wpatrywał się w nią z uśmiechem wygranego. Mentalnie, Lucy poczuła spadający kubeł lodowatej wody na głowę. Jej brew niebezpiecznie drgnęła, ale tylko przez ulotną chwilę.

Myślał, że ją zaskoczył? Nie wiedział, jak bardzo się pomylił.

— Za to twój charakter jest tak samo zgorzkniały, jak ta czekolada, którą pijesz — sparowała, a gdy zarejestrowała jego rzednącą z sekundy na sekundę minę, teraz to ona dumnie zadarła nos i wyprostowała ciało. Z niekrytą satysfakcją uniosła lewy kącik ust i teraz to ona była górą. Patrzyła na niego z wyższością, a przecież to było coś czego on za nic w świecie nie potrafił ścierpieć.

   Zastanawiał się, czy miał jej powiedzieć... Wytknąć, że ma ubrudzony od czekolady policzek, ale tym razem zagryzł język za zębami i po prostu zamilkł. Z niemałym ubawem spoglądał na te jej różne odsłony jakimi przez całą ich znajomość go uraczyła. Ciekawiła i intrygowała. Nawet sam nie zorientował się, kiedy zaczął ją analizować. Coraz częściej, coraz dosadniej. Coraz chętniej.

— Ooo, a co to? Żadnej dogryzki? — dociekała, idąc w ślad za nim i podpierając brodę na dłoni. — Czyżbym wjechała Panu Dragneelowi na zbyt wysokie ego i teraz się obraził?

   Na ziemie sprowadziły go jej drwiące słowa, a także niespodziewane kopnięcie w okolicy piszczela. Było lekkie i absolutnie nie bolało. Zerknął przelotnie pod stół, wprost na jej dyrygującą w bliżej nieznany rytm stopę odzianą w sandałek.

— Nie przeginaj. — Uśmiechnął się przebiegle na tę zaczepkę, bo tak zwyczajnie jej na to pozwolił, a po minionej chwili nawet lekko oddał.

   Siedząca naprzeciwko Lucy miała twarz niewiniątka do czasu, aż nie poczuła tego samego na swojej skórze. Wbijając w niego oskarżycielki wzrok, tylko bardziej go kusiła, a potem z zadziornością odbiła piłeczkę.

— Uważaj, bo się ciebie przestraszę — cmoknęła ironicznie i uraczyła go cichym chichotem.

   Kiedyś z pewnością, by sobie na to nie pozwolił i pokazał jej do czego jest zdolny, jednak teraz... Natsu nic nie odpowiedział i pozwolił jej na te zuchwałe zaczepki. Ale tak zupełnie szczerze, wcale mu to nie przeszkadzało.

Kto wie, a może nawet i podobało?


C.D.N
____________________

A tak zupełnie szczerze to mam ostatnio jakiegoś doła i mam wrażenie, że wieje nudą w tym opku xD  >.> ...
Może zawieszę wszystko i wyjadę w Bieszczady, bo dlaczego nie? XD 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro