Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom III, Rozdział 13. Słabość.

    Od sceny, gdzie rozgrywała się prawdziwa akcja, a zarazem cichy dramat Heartfilii, Dragneel był oddalony o jakieś dwadzieścia metrów. To jednak nie przeszkadzało mu nawet w najmniejszym stopniu, ponieważ dzięki sokolemu wzroku widział wszystko jak na talerzu.

    Usilnie wpatrując się w dwie sylwetki, siedział nieruchomo i ani myślał się poruszyć. Nawet o jeden pieprzony centymetr. Nie ważne jak bardzo tego pragnął, nie potrafił odwrócić wzroku od Bory i zakleszczonej w jego uścisku Lucy. Nawet irytująca paplanina siedzącej obok prostytutki nie była w stanie na niego wpłynąć. W normalnych okolicznościach po prostu wyjąłby pistolet, przestrzelił jej czaszkę na wylot i tylko spoglądał na zalewającą jej zużyte zwłoki krew. Teraz była marginesem, kimś, a raczej czymś zupełnie nieistotnym.

    W momencie, kiedy jego jeszcze żywy cel odważył się zatopić swój nos w zagłębiu jej smukłej szyi, a potem składać na niej bezwstydne pocałunki, Dragneel poczuł odrazę tak silną, jak nigdy dotąd. Doskonale wiedział, że Lucy była aktorką i jedynie udawała, lecz czuł się z tym wyjątkowo nieswojo. Niewyobrażanie źle.

    Spoglądając na jej sztuczny, lecz zarazem figlarny uśmieszek, którym stale go wodziła, zrozumiał, że to nie jest ta sama sytuacja co z Zahirem. Kiedyś jej zmagania sprawiały mu niewyobrażalną frajdę i niesamowitą do opisania rozkosz. To były czasy, gdy wręcz sycił się jej cierpieniem. Żądał zawstydzenia i upadku, ale teraz? Teraz stało się jasne, że gdyby tylko dorwał Borę w swoje nasiąknięte jadem szpony, to z marszu połamałby mu obydwie ręce którymi śmie ją dotykać, a może nawet i kręgosłup. Natomiast język, którym teraz tak namiętnie wodzi po jej odsłoniętej skórze, wyrwie z jego krtani i rzuci wygłodniałym psom na pożarcie.

    Był tak rozwścieczony, że nie wiedział, czy ktokolwiek da radę go powstrzymać. W jego oczach wyrok już zapadł. Tak, czy inaczej Fałszywego Salamandra czekały piekielne tortury, które Dragneel osobiście mu zafunduje, a jakie nie śniły się Borze w najgorszych koszmarach. Teraz tylko Natsu ,,cierpliwie'' czekał, aż nadarzy się stosowna ku temu okazja.

— Więc jak będzie przystojniaczku? — na ziemię sprowadził go irytująco skrzeczący głos obok, a zaraz potem ciepła dłoń na jego udzie. Gwałtownie wyrwany ze swoich krwawych fantazji przerzucił rozdrażniony wzrok na nie zdającą sobie z niczego sprawy prostytutkę. Nie wiedziała przecież z kim ma do czynienia. — Co ty na to, żebyśmy poszli do mojego pokoju? — zachęcała spoglądając ze świecącymi oczami na jego wypolerowany zegarek. Pracując w tej branży niemal od zawsze, miała idealne rozeznanie i swoistego rodzaju fach. Wiedziała, że trafiła jej się kura ze złotym jajkiem, a raczej kogut, który nie ukrywając bardzo jej się podobał. W burdelu rzadko kiedy udawało się złowić tak młodego i atrakcyjnego mężczyznę. W dodatku cholernie przystojnego, wyglądającego niczym nieskazitelne Bóstwo. — Po twoim ładniutkim zegarku śmiem sądzić, że stać cię na każde figle. Zapewniam kochanie, że nie pożałujesz nocy ze mną...

    Naruszenie jego cennej przestrzeni osobistej przez kogoś tak zhańbionego moralnie jak ona, podziałało na i tak wystarczająco wkurwionego Dragneela niczym czerwona płachta na byka. Tym bardziej, że nie poprosiła go na kolanach o żadne pozwolenie na tak zuchwały ruch. Nie była brzydka, jednak kompletnie nie wpasowywała się w kanon który preferował. Aktualnie nie był zainteresowany żadną kobietą. Zerkając na jej prawie gołe piersi i sterczące pod prześwitującym materiałem sutki chciało mu się rzygać. Nie siląc się na jakiekolwiek uprzejmości złapał za jej niebezpiecznie sunącą ku jego krocza dłoń, po czym ścisnął tak mocno, że poczuł przeskakujące ścięgna. Usłyszał jej przepełnione bólem syknięcie — to jednak nie wywarło na nim żadnego wrażenia. Nim kobieta zdążyła jakkolwiek zareagować, niewzruszony Dragneel pochylił się nad jej zastygłą z przerażenia twarzą, cedząc:

— Zabieraj swoją plugawą łapę i nigdy więcej mnie nie dotykaj. Dopiero odebrałem te spodnie z pralni, a uwierz mi na słowo, one mają większą wartość, niż twoje czteromiesięczne dochody w tej zaplutej dziurze. — Z niekrytą odrazą oderwał od siebie jej dłoń, jednocześnie puszczając pogruchotany nadgarstek. Nie szanował osób, które same tego nie robiły i nawet nie chciał na nią patrzeć. Odwrócił głowę w inną stronę. Teraz miał o wiele ważniejsze zadanie do wykonania, a ona niepotrzebnie traci jego cenny czas. Mimo, że na nią nie patrzył wiedział, że nadal siedziała obok. — Nie zrozumiałaś? Wypierdalaj stąd, chyba, że mam ci w tym pomóc, szmato — zagroził mrożącym krew w żyłach tonem, który sugerował, że wcale nie żartował. Z pogardą zaakcentował ostatnie słowo.

    Drugi raz nie musiał powtarzać, bo już po sekundzie został sam. Prychnąwszy pod nosem, uniósł dumnie głowę i szybkim ruchem dłoni strzepnął miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą spoczywała jej ręka. Dosłownie tak, jak gdyby pozostawiła po sobie jakiś niewidzialny brud. Nikt nie będzie przekraczał jego bariery cielesnej, chyba, że on sam wyrazi na to ochotę.

    Kątem oka wyłapał moment, w którym Lucy wraz z Borą podrywają się z miejsca i w akompaniamencie swoich zbereźnych rozmów udają się w stronę zaplecza, gdzie znajdywały się prywatne pokoje. Dragneel uśmiechnął się pod nosem bo to oznaczało, że w końcu z bierności przechodzą do działania. Nie mogąc doczekać się prawdziwej akcji, napiął mięśnie, zerwał się z miejsca i niespiesznie zaczął sięgać po schowanego za marynarką Browninga. Robił pierwszy krok, gdy raptem niespodziewanie drogę zagrodził mu inny napakowany i dużo wyższy mężczyzna dzierżący w dłoni pistolet. Zadzierając głowę i jednocześnie zaciskając zęby, Natsu bardzo szybko zrozumiał, że wpadli w pułapkę.

***

    Plan szedł gładko. Zupełnie tak, jak Lucy zakładała. Długo nie musiała namawiać Bory, żeby skusić go na małe co nieco w postaci erotycznych figli. Rzecz jasna wiedziała, że do niczego nie dojdzie. Mogła więc z niekrytą lekkością opowiadać, co takiego mu zrobi, gdy będą sam na sam. Teraz byli w drodze na upragnione zaplecze, gdzie czekał na nich Laxus. Skrywając swe prawdziwe oblicze za idealnie dobraną maską, Lucy pocieszała się faktem, że już nie wiele dzieliło ją od uwolnienia się od tego obrzydliwego typa. Wciąż czuła jego jeszcze mokrą ślinę na obojczykach, dekolcie oraz szyi, lecz starała się na tym nie skupiać. Porządny i długi prysznic będzie pierwszym co zrobi po powrocie co domu.

    W momencie w którym wkroczyli w długi, odrobinę zaciemniony korytarz, niespodziewanie usłyszała odgłosy strzelaniny, a potem wrzaski gości w klubie. Była tak zdezorientowana, że nawet nie zdążyła dobrze się odwrócić żeby zobaczyć co się dzieje, ponieważ idący z nią ramię w ramię Bora, pochwycił ją za rękę i z brutalną siłą wrzucił do pokoju obok. Zatrzaskując za nimi drzwi, boleśnie przyszpilił ją do ściany i jednocześnie naparł na nią ciałem. Pod wpływem zderzenia plecami z twardą nawierzchnią z jej gardła wykradł się urwany stęk.

— Co ty... — zaczęła nerwowo szerzej otwierając oczy, lecz rozjuszony mężczyzna boleśnie skrępował jej dłonie swoimi i pochylił się jej nad zdezorientowaną twarzą. Wcześniejsza zabawna i erotyczna atmosfera ustąpiła w zaledwie parę chwil.

— Naprawdę sądziłaś, iż jestem na tyle głupi, by się nie zorientować, że jesteś podłożona? — syknął jej do ucha i stanowczym ruchem kolana rozchylił nogi, tym samym ugniatając jej kobiecość skrytą za cienkim kawałkiem materiału. Chłonął jej słodki zapach przy każdej sposobności, bo w gruncie rzeczy jako kobieta, Lucy cholernie go pociągała. Wiedział jednak, że mieli za mało czasu na drobne grzeszki, czego bardzo żałował. — Byłaś tak zajęta kokietowaniem mnie, że nawet nie zauważyłaś, gdy dałem znak swoim ludziom.

    Lucy zrozumiała, że tego wieczoru nie tylko ona była obłędną aktorką. Musiała przyznać; nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Martwiła się tylko, że z powodu zaistniałych komplikacji Laxus i Gray zapewne muszą interweniować w klubowej sali, tak więc szybko uświadomiła sobie, iż została z wrogiem sam na sam. Cały czas słyszała odgłos strzelanin i krzyków dobiegający zza drzwi, co tylko potęgowało poczucie narastającego strachu.

— Heh. Więc jednak wcale nie jesteś taki tępy na jakiego wyglądasz. — Zaśmiała się, tym samym zrzucając fałszywą maskę, jaką dotychczas była okryta. Mężczyzna powrócił na wysokość jej twarzy i teraz drażnił ją swoim oddechem. — Naciesz się swoją wolnością póki możesz Fałszywy Salamandrze. Zaszedłeś za skórę nie temu co trzeba i już niebawem tego pożałujesz — wycedziła, patrząc mu prosto w przymglone z pożądania tęczówki. Wiedziała, że w dalszym ciągu Bora jej pragnął, bo miał to wymalowane na swojej obrzydliwej gębie.

    Pomimo zewnętrznej pewności siebie, Lucy w duszy modliła się o jak najszybsze dotarcie tutaj Dragneela. Przecież obiecał jej, że nie spuści z niej wzroku. Ufała jego słowom i wiedziała, że będzie się starał przybyć jej na pomoc. Zjawi się — w myślach dodawała sobie otuchy. Nie ważne jak trudne to będzie, zjawi się. Tak, jak zawsze.

    Na jej wyniosły ton oraz słowa, mężczyzna uniósł brwi i odchylił głowę o parę centymetrów w tył. Zaśmiał się gardłowo, po czym jedną ręką chwycił ją za żuchwę i bez ostrzeżenia przyciągnął sobie prosto pod nos. Dziewczyna już nie była skora do jego dotyku i natychmiast spróbowała go ugryźć. Musiał szybko zabrać palce i z powrotem ulokować na jej nadgarstkach.

— Bez dwóch zdań jesteś urocza, ale naprawdę sądzisz, że ja tak po prostu dam się wam złapać? — zapytał kpiąco, kiedy dostrzegł u Lucy groźnie zmarszczone brwi. Z jakiegoś powodu wyglądała na coraz bardziej zdezorientowaną. W momencie, gdy energicznie pokręciła głową na boki, kąciki jego ust poszybowały jeszcze wyżej. Na to właśnie czekał.

— Nie wiesz z kim zadarłeś, Bora — żachnęła, mierząc go ciętym wzrokiem, który gdyby mógł, zabiłby go tu i teraz. Mimo dziwnego samopoczucia hardo upierała się przy swoim. — On nie puści ci tego płazem.

    Może i miała boleśnie skrępowane dłonie, ale trenowała biegi, więc miała wystarczająco silne nogi żeby go powalić, jednak w momencie w którym chciała unieść kolano i obdarzyć go najgorszym dla mężczyzny bólem, jej mięśnie stopniowo traciły możliwość poruszania się; dziwnie drętwiały. Nie rozumiała co się działo, ale nagle zrobiło jej się niedobrze. Miała mdłości, coraz gorzej słyszała i sprawiała wrażenie otumanionej. Czuła się dosłownie jak po wypiciu dużej dawki alkoholu na raz. Ale jakim cudem? Przecież jedyne co piła przy Borze to fabrycznie zamkniętą oranżadę. Uważnie patrzyła na jego ręce gdy ją nalewał i była pewna, że niczego jej nie dosypał. Że niczego nie przeoczyła. No chyba że...

— Huh? Co jest złotko? — zacmokał ustami. — Zachowujesz się jakoś nieswojo — burknął, bezczelnie przekrzywiając głowę w bok i wertując ją spod czarnych rzęs. — Dobrze się czujesz?

    W tej sekundzie Lucy zrozumiała, że owszem, niczego jej nie dosypał. Nie on. To był ten uprzejmy kelner, który musiał z nim współpracować. Oni wiedzieli o wszystkim od samego początku.

— C-co... ty mi zrobiłeś... — powiedziała ciszej, przez zalewający jej skórę zimny pot, lecz Bora tylko na to czekał. Walczyła z własnym ciałem, które jak na złość robiło się coraz bardziej wiotkie i ociężałe; traciła władzę. Nawet gdyby mocno się starała, nie byłaby w stanie nic mu zrobić. Nie miała dostatecznie siły.

— Nie miej mi tego za złe, kochanie — mruknął, ni stąd ni zowąd wyjmując srebrne kajdanki z tylnej kieszeni jasnych spodni. Po chwili chwycił ją za rękę i brutalnie pociągnął w stronę łóżka. Zakuł ją do metalowej ramy, po czym zmusił, by się położyła. Nie ważne jak bardzo Lucy chciała się opierać, czy wyrywać, nie była w stanie nic zrobić. Z bezsilności zacisnęła zęby i patrzyła na swojego rozbawionego tą sytuacją oprawcę. — Chciałem tylko wypróbować nową substancję, którą niebawem wprowadzę w obieg, a ty spadłaś mi niczym manna z nieba. Postanowiłem zobaczyć, jak na nią zareagujesz, bo dlaczego nie? Skoro i tak nigdy więcej się nie spotkamy zostawię ci ten hojny prezent. I to zupełnie za darmo.

    Nie mogąc się powstrzymać, Bora nachylił się nad nią i złapał za jędrną pierś, przez co mimowolnie wydała z siebie cichy kwik. Czuła się zgorszona i wówczas drgnęła. Zaraz potem poczuła jego włosy w okolicach brody. Mężczyzna zassał jej delikatną skórę na szyi i zostawił pokaźnej wielkości malinkę, z której był szalenie dumny. Równocześnie jego dłoń sunęła po gładkim udzie i zawędrowała aż do jej fikuśnych majtek. Heartfilia nie chciała na to patrzeć, więc instynktownie zamknęła oczy i odwróciła głowę w bok. Każdy jego dotyk zostawiał na jej ciele obrzydliwe i nieprzyjemne doznanie. Taki, jakby ktoś w tych miejscach wysypał rozżarzony węgiel i go w nią wklepywał. Zanim Bora zdążył dotknąć ukrytej tam kobiecości, usłyszeli coraz głośniejszą serię wystrzałów i szybkie kroki. W tym momencie rozległo się walenie do drzwi, oraz zbawienny dla niej krzyk:

— Lucy!!! — To był głos Dragneela, na co odetchnęła z wyraźną ulgą. Już nabierała powietrza w usta, żeby go zawołać, lecz przeszkodziła jej duża ręka Bory.

— Tsh. Kurwa, że też akurat teraz musiał przeszkodzić, a mogło być tak fajnie... — zaklął żałując, że ich rozstanie nadeszło tak szybko. Oderwał się od niej i pobieżnie rozejrzał się po pomieszczeniu. — No nic. Żegnaj, moja niedoszła kochanico. — Parokrotnie zakręcił na palcu kluczykami od kajdanek, po czym schodząc z Lucy, wraz z nimi udał w stronę okna. — A! Jak coś to kluczyk biorę sobie na pamiątkę. — Na odchodne posłał jej mrugnięcie okiem, po czym zniknął.

— Ty gnoju! — Chciała zawołać głośniej, lecz jej głos był za słaby. — Czekaj...!

    Dosłownie pięć sekund później, drzwi wejściowe zostały rozwalone z hukiem. Dragneel wziął ostry rozpęd i nie bacząc na nic po prostu wyważył je barkiem. Był tak zdeterminowany, że nawet nie poczuł żadnego bólu. Jego nieskazitelnie czarna marynarka miejscami pokryta była tynkiem, a twarz gdzie nie gdzie opryskana jeszcze świeżą krwią. Heartfilia spojrzała na niego z przestrachem i nutą zawahania zastanawiając się, czy należała do niego.

— Lucy! — natychmiast zawołał, widząc ją przykutą do mebla. Podbiegł do niej i chwycił za kajdanki, które z nerwów parokrotnie szarpnął. Chciał ją rozkuć przy użyciu siły mięśni, lecz bezskutecznie.

— Natsu, jesteś ranny? — spytała, usilnie szukając na jego twarzy i ciele jakichkolwiek ran, a wtedy dostrzegła, że miał draśnięty łuk brwiowy.

— Lepiej popatrz na siebie. — Przerzucił ostry wzrok i bacznie otaksował jej sylwetkę. Od razu dostrzegł soczystą malinkę na szyi, a także mocno ściśnięte ze sobą, drżące nogi. Widząc czające się przerażenie w bursztynowych oczach oraz niemoc, automatycznie poczuł wrzącą krew. Przełknąwszy ślinę, pomyślał o czymś okropnym. Najgorszej krzywdzie dla kobiety. Bestialskim czynie, który napawał go prawdziwym... Przerażeniem. — Lucy, czy on zrobił ci coś...? — zaczął niepewnie i aż nie chciał dokańczać.

— Nie — natychmiast zaprzeczyła stanowczym ruchem głowy, co prawdziwie go uspokoiło — ale w oranżadzie, którą podał nam kelner był jakiś narkotyk. Bora uciekł przez okno i pobiegł w prawo. Ma ze sobą kluczyki od kajdanek. Nie przejmuj się mną i leć za nim szybko! — wysapała na jednym wydechu.

    Nagle usłyszeli wołanie Graya, który dzierżąc pistolet obydwiema rękoma, wszedł do pokoju w gotowości na wszystko. On również był ubrudzony krwią, w dodatku utykał na jedną nogę i miał rozciętą wargę. Natsu wystarczył jeden rzut okiem na przyjaciela, by wiedzieć, że nie dogoni Bory.

— Zostań z nią — rzucił pospiesznie i nie czekają ani sekundy dłużej, rzucił się w pościg za Borą. Był wysportowany i bez problemu wyskoczył z okna i wedle wskazania Lucy, pobiegł w prawo. Targały nim emocje i adrenalina. Był szalenie wściekły, a co za tym idzie, był o wiele szybszy. Dostrzegając uciekającego ulicami mężczyznę, trącającego po drodze innych przechodni, Natsu spiął mięśnie i znacznie przyspieszył. Nie darowałby sobie, gdyby nie pokazał mu, co czeka tych, którzy zadzierają z mafią Fairy Tail, Makarovem Dreyarem, a przede wszystkim z nim osobiście. Podszywanie się pod niego i rozprowadzanie podejrzanych narkotyków, oraz to co zrobił Lucy. Jej tknięcie było niewybaczalne, o czym uświadczy go, gdy tylko wpadnie w jego ręce. Przecież miał jasny rozkaz; ''chronić ją za wszelką cenę''.

    Będąc wciąż w morderczym biegu Dragneel wymierzył pistoletem prosto w jego plecy, jednak co chwilę ktoś go zasłaniał i przeszkadzał. Nie było szans, żeby w tym tłumie go trafić nie uszkadzając cywili. Kiedyś by się tym nie przejmował i po prostu strzelał, lecz teraz nie miał wyboru. Zakląwszy pod nosem nakierował dłoń w stronę pociemniałego nieba i oddał jeden strzał ostrzegawczy. To wystarczyło, żeby jedni zaczęli kucać, a inni chować się w popłochu. Krzyki i panika jaką wywołał, dały mu wystarczającą sposobność. Przymknął jedno oko i korzystając z sytuacji wycelował w udo Bory i jednocześnie pociągnął za spust. Jak mógł się spodziewać trafił za pierwszym razem, a jego ofiara z urwanym krzykiem upadła na ulicę. Zaraz potem Natsu dopadł do wijącego się z bólu mężczyzny, złapał za fraki i zamaszyście odwrócił na plecy. Usiadł na nim okrakiem, a wtedy spojrzeli sobie prosto w oczy. Wtedy też Bora złapał go za ręce i prychnął pogardliwie.

— A więc to ty jesteś tym prawdziwym Salamandrem? — Bardziej stwierdził, niż zapytał, próbując poluzować morderczy i duszący uścisk przy szyi. — Szkoda, że nam przerwałeś.

— Zadarłeś z nieodpowiednimi ludźmi — warknął, boleśnie wbijając jego plecy w ulicę. — Wiesz co cię teraz czeka, skurwysynu?! — Widząc jego usta wykrzywione w podstępnym uśmieszku, Natsu właśnie zdał sobie sprawę, że to właśnie nimi wodził po ciele Lucy.

— Myślisz, że się ciebie boję? — wycharczał Bora, jeszcze nie zdając sobie sprawy z siły i zamiarów swojego przeciwnika. — Parę chwil, a dostałbym tę waszą blond dziwkę i usidlił jak trzeba. Jak na aktoreczkę przystało, ma naprawdę zajebiste cycki i jędrny tyłe...

    Dragneel nie chciał tego słuchać, a te słowa były wystarczającym zapalnikiem. Nie dane było dokończyć Borze, bo raptownie pociągnął go do siebie i sprezentował mu mocny cios prosto z czoła. Uderzony mężczyzna wydał z siebie bolesne skomlenie i pod wpływem siły przeciwnika zamroczony odchylił głowę do tyłu, lecz tylko na moment, bo zaraz znów został bestialsko szarpnięty i pociągnięty z powrotem. Tym razem jego oczy wyrażały czysty strach.

— Myślę, że powinieneś zacząć, jebany gnoju! — Natsu nie mógł patrzeć na jego zapyziałą mordę i nie dając żadnej szansy na złapanie choćby oddechu, uderzył go po raz kolejny, lecz tym razem z zaciśniętej pięści. Nawet odgłos łamanych kości żuchwy i zduszonego krzyku nie był w stanie go powstrzymać. Puściły mu wszelkie istniejące hamulce. Chwycił za pistolet i nie bacząc na to, że są na środku ulicy wystrzelił pięć kul w jego nogi. Pierwszą za kajdanki, drugą za malinkę, trzecią za dotykanie Lucy tam, gdzie nie powinien, a czwartą i piątą za całokształt.

    Wciąż będąc w furii uniósł iskrzący wzrok na żałosnego, krztuszącego się juchą Borę, ale ten przez połamany nos i wybite zęby nie był w stanie nic z siebie wykrztusić. Jedynie zniekształcone wrzaski, a gdzieś pomiędzy błagalne prośby, by przestał. Dragneel czuł, jak jego serce zbyt szybko tłoczy krew, jak żyły w całym ciele pulsują, jak wydaje z siebie coraz bardziej dzikie i charczące wydechy. Owładnięty szaleńczym gniewem zaczął go bić tak mocno, że nawet nie zdał sobie sprawy z własnej zdartej skóry na knykciach.

    Przerażeni ludzie zaczęli robić widowisko, jednak dla niego byli kompletnie niewidoczni. Stanowili tło, które go nie interesowało. Teraz liczył się tylko on i jego ofiara, której zamierzał pokazać, co się dzieję z tymi, którzy zachodzą mu za skórę. Twarz Bory była coraz bardziej zmasakrowana, a czerwona krew tryskała wprost na policzki zdziczałego Dragneela, który był w takim amoku, że nawet nie usłyszał wrzasków Laxusa gdzieś z tyłu. A może usłyszał, lecz nie chciał zareagować? Zbyt wiele przyjemności go to kosztowało.

— Natsu, stój! Zostaw bo go zabijesz! — zawołał zziajany blondyn, który w tym momencie dobiegł do nich. Od razu chwycił Natsu za ramię i mocnym szarpnięciem odciągnął do tyłu. To był pierwszy raz w życiu, gdy widział go w takim szale. Szczerze mówiąc jego bezwzględność i siła były przerażające. Wiele razy na akcjach mu to udowadniał. Widział, jak nie raz pozbawia człowieka życia, lecz wtedy była to czysta formalność. Nie towarzyszyły temu żadne większe emocje, a teraz zachowywał się zupełnie inaczej. Wyglądał, jakby stracił panowanie nad sobą i wręcz sycił się jego bólem. — Nie słyszałeś, młody?! Spójrz na niego do kurwy nędzy! Mieliśmy mieć go żywego! — Przerzucił wkurwiony wzrok na dotkliwie pobitego Borę, który leżał w bezruchu. Jego zmasakrowana twarz była cała zalana krwią. Nie było miejsca z normalnym odcieniem skóry. Oprócz dziur po kulach, na jego spodniach w kroczu widniała duża żółta plama; posikał się ze strachu. Był nieprzytomny, ale jego klatka piersiowa wciąż się poruszała. Bardzo nierównie, ale całe szczęście żył. Jak się dobrze wsłuchać to wydawał z siebie ciche świszczące jęki. Laxus znów zaklął pod nosem, bo jeszcze parę chwil i skończyłoby się to śmiercią ich cennego łupu. — Masakra. Rzygać mi się chcę jak na niego patrzę. Trzeba go stąd czym prędzej zabrać. Dobrze, że pies nie zdechł — skwitował oglądając go i drapiąc się po nosie.

    Natsu nic nie odpowiedział. Niechlujnym gestem ręki otarł brudną twarz wierzchem rękawa i podniósł się z klęczek. Za plecami słyszał szepty ciekawskich gapiów. Ludzie patrzyli na niego takim wzrokiem, którego nie potrafił wytłumaczyć.

    Matki ze współczuciem, dzieci z przerażeniem, starsi z obawą... A jeszcze inni po prostu się go bali.

— Wracaj do Lucy i zabierz ją ze sobą — powiedział blondyn, rzucając mu srebrne kluczyki, jakie wyjął z kieszeni skatowanego mężczyzny. — Ja z Grayem zajmiemy się Borą.

    Na początku Laxus planował zabrać go do piwnicy w siedzibie głównej, jednak w takim stanie na nic się to zda. Najpierw trzeba doprowadzić go do stanu funkcjonalności, żeby w ogóle zacząć ''przesłuchanie''. Koniec końców Bora i tak zostanie zamordowany, lecz zanim to nastąpi muszą wyciągnąć z niego istotne informacje.

***

Klub

    Gdy tylko Gray dołączył do Laxusa i zostali sam na sam, Natsu podszedł do Lucy, która z ledwością siedziała na skraju materaca. Masowała sobie obolałe od kajdanek nadgarstki, kiedy ten niespodziewanie uderzył otwartą dłonią w szafkę stojącą tuż obok łóżka i pochylił się wprost nad jej twarzą.

— To jest, kurwa, ostatni raz, kiedy z własnej woli się podkładasz, czy to jasne?!

    Jego ostry jak brzytwa głos zabrzmiał w całym pomieszczeniu, drażniąc jej delikatne i wrażliwe bębenki. Był zły. Nie, on był wściekły, i to bardzo. W dodatku beształ ją jak małe dziecko. Dziewczyna nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała go tak rozwścieczonego. Gdy już myślała, że po reprymendzie da jej święty spokój którego pragnęła, on ponownie zagrzmiał.

— To zbyt niebezpieczne, mogła ci się stać prawdziwa krzywda! Igrasz z tym, z czym nie powinnaś!

— Przestań. Nic mi się nie stało — odparła spokojnie i mimo złego samopoczucia, mierzyła się z nim na harde spojrzenia.

    Była nieustępliwa i uparta, zupełnie tak jak on. Pod wpływem jej lekceważącej postawy, Dragneel wyglądał jakby przez moment zachłysnął się powietrzem. Owszem, Lucy zawsze mu się stawiała, ale nigdy w tak bezczelny sposób jak teraz. Minęło parę sekund, po których odsunął się od niej o parę centymetrów. Widząc jego stopniowe niedowierzanie wymalowane na twarzy, dziewczyna uśmiechnęła się zadziornie i przekrzywiła lekko głowę w bok. Czuła się coraz gorzej, jednak nie chciała dać tego po sobie poznać. Nie, kiedy Natsu się na niej wyładowuje. W prawdzie wiedziała, że to przez pryzmat troski, ale jakim prawem on śmie jej cokolwiek wytykać?

— Wtedy, kiedy podłożyłeś mnie Zahirowi nie miałeś z tym najmniejszego problemu. Zresztą... Przecież sam mnie tego nauczyłeś, Natsu. — Przerzuciła wzrok gdzieś w bok, czym świadomie jeszcze mocniej go rozdrażniła. — I wówczas nie miałeś wyrzutów sumienia. A wręcz czerpałeś z tego zabawę.

    Usłyszawszy te słowa, ton, i ukryty w nich żal, zdumiony mężczyzna otworzył szerzej oczy. Był wkurwiony na jej lekkomyślność i arogancję. Dlaczego akurat teraz mu to wygarnia? Dla niego ważne było to co działo się teraz, a nie w gównianej przeszłości!

— Ale to było dawno temu — warknął, po czym znów zawisnął nad nią niczym kat. Bez namysłu chwycił obiema rękoma za jej odsłonięte barki i lekko szarpnął ku sobie. Chciał zmusić ją, by nie traktowała go obcesowo. Chciał, żeby kiedy do niej mówi, skupiała się na nim całkowicie. Szlak go trafiał, kiedy ukradkiem spoglądał na jej malinkę na skórze, którą gdy przekrzywia głowę eksponowała. Już sam nie wiedział, czy robiła to specjalnie, czy nie. — Spójrz na mnie Lucy — zażądał z powagą, a kiedy znów spotkał się z bursztynowymi, lekko przymglonymi tęczówkami, dodał stanowczo: — Zabraniam ci.

    Chwila napiętej ciszy.

— Przemyślę to — odpowiedziała cicho, błądząc po jego twarzy. Jego akty złości nie robiły na niej wrażenia i chciała, żeby był tego świadomy. — Ale wiedz, że nie możesz mnie ograniczać, Natsu. — Dziwnie zaakcentowała jego imię, na co Dragneel nieznacznie napiął mięśnie. — W żaden sposób.

— Nigdy więcej mnie nie drażnij. Ani w ten, ani żaden inny sposób — zagroził, intensywnie się w nią wpatrując. Ich twarze dzieliła teraz bardzo mała odległość; niemal stykali się czubkami nosów. Nie rozumiał tej jej nagłej obojętności, lecz dobrze wiedział, że z nim pogrywa i zdecydowanie mu się to nie podobało. Chciał jej pokazać, że z kim jak z kim, ale nie z nim takie numery. Pod wpływem targających jego wnętrzem emocji, Dragneel zacisnął palce na jej delikatnej skórze, co wywołało syk, a potem grymas bólu na jej twarzy. Był tak pochłonięty gniewem, że dopiero po chwili zrozumiał, iż nie powinien tak zareagować. Szybko rozluźnił uścisk i strudzony swoją impulsywnością powoli zjechał na jej gładkie ramiona. — Nie chciałem, ale po prostu...

    Chciał powiedzieć, że nie zniósłby, gdyby znów jej się coś takiego stało, lecz nie dokończył.

— Twoja twarz... Jesteś ubrudzony krwią...— przerwała mu, tym samym unosząc dłoń i bez pytania dotykając opuszkami palców jego szorstkiego policzka, po którym zaczęła go gładzić. Na szczęście wiedziała, że cała ta bordowa ciecz nie należała do niego. Inaczej nie byłaby taka spokojna. Zmartwiona zawędrowała wierzchołkami palców w okolice rozciętego łuku brwiowego, ale Dragneel nie wydał z siebie nic, co sugerowałoby ból. W zamian za to usłyszała, jak głośno wydycha powietrze nosem. Na chwilę przymknął powieki i ze zrezygnowaniem spuścił głowę do dołu, a ona w ciszy go obserwowała.

— To przez twoją głupotę i lekkomyślność — odpowiedział półgłośnym tonem, ponownie na nią spoglądając. Jej dotyk był delikatny i w jakimś stopniu kojący. Podobał mu się. — Po prostu łeb mi się gotuję jak sobie pomyślę, co on mógł ci zrobić... Zdajesz sobie sprawę, że mogłem nie zdążyć na czas, a wtedy...

— Już wszystko dobrze — uciszyła go z lekkim uśmiechem, któremu nie potrafił się oprzeć. — Najważniejsze, że go dorwaliście — szepnęła, lecz nagle umilkła, bo poczuła narastające mdłości. Obserwujący ją Natsu bardzo szybko przypomniał sobie, że czegoś jej dosypano. Wyprostował się dając jej zaczerpnąć więcej tlenu. — Zawieź mnie proszę do domu, albo najlepiej do Levy. Nie chcę być sama, bo nie wiadomo co za świństwo mi dorzucili.

— Do Levy? — prychnął. — Zastanów się jak zareaguje, kiedy zobaczy cię w takim stanie — warknął oburzony. — Teraz jej się będziesz zwalać na głowę, kiedy jest w ciąży i potrzebuje świętego spokoju?

— Nagle interesujesz się jej samopoczuciem? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, choć była w tym celowa zgryźliwość.

    Dragneel nabrał wody w usta i nie odpowiedział. W zamian za to podszedł do coraz słabszej Lucy, ostrożnie chwycił ją za rękę i pomógł wstać. Zawsze miała bladą cerę, lecz teraz był to odcień przypominający szkolną kredę. Wziął ją pod ramię i chciał poprowadzić ku drzwi, jednak miała problemy ze zrobieniem chociażby dwóch kroków. Nie zwlekając, wziął ją na ręce. Heartfilia nie protestowała, bo w prawdzie nie miała już na to ani siły, ani ochoty.

— Zawieziesz mnie do domu? — spytała cicho, kiedy wyszedł na zewnątrz i kierował się do swojego auta.

    Jej twarz została otulona przez ciepłe powietrze, a do uszu dobiegł miejski gwar. Ułożyła policzek na jego klatce piersiowej, a wtedy poczuła bicie jego serca. Było szybkie i dość niespokojne. Chyba nadal był na nią zły, pomyślała przymykając powieki. Może niepotrzebnie go drażniła, ale w obecnej chwili jej mózg nie był w pełni sobą i nie potrafiła do końca nad tym zapanować. Raz czuła się, że nie ma żadnych hamulców, jest jak piórko i może zrobić wszystko, a raz, że nie może ruszyć nawet małym palcem.

— Do domu? Mowy nie ma — syknął, uparcie patrząc przed siebie. On ubrudzony był krwią, a ona wyglądała jak siedem nieszczęść; mieszanka wybuchowa. Paru ciekawskich ludzi obejrzało się za nimi. Coś szeptali, ale ani Lucy, ani Natsu nie zwracali na nich uwagi. — Nie będziesz sama, zabieram cię do siebie. Przynajmniej będę pewny, że pod moim okiem nic złego ci się nie stanie.

    Na jego słowa dziewczyna uśmiechnęła się półgębkiem, ale on tego nie widział. Na nowo poczuła ciepło ulokowane gdzieś wewnątrz siebie. Przynajmniej teraz się nie broni, że się o nią nie troszczy. Szczęśliwa zadarła głowę i zerknęła na jego poważny wyraz twarzy, a potem zapatrzyła się w nocne niebo. Wydawało jej się, że oprócz świecących nad nimi gwiazd, dostrzegła tam coś ciekawego, choć jeszcze sama nie wiedziała dokładnie co.

C.D.N

Wybaczcie, trochę wieje nudą, ale odpłacę wam to w kolejnym rozdziale/ rozdziałach x'D... Tak przy okazji zostały 3 do końca tomu  :D Cieszycie się? XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro