Tom III, Rozdział 12. Fałszywy Salamander.
Klub Babylon, godziny popołudniowe
Przed paroma minutami Natsu dostał telefon z pilnym rozkazem, by zjawił się jak najszybciej w Babylonie. Od około miesiąca pewien gościu nie dość, że rozprowadza po dzielnicy jakieś nowe prochy o nieznanym składzie, to jeszcze ma czelność podszywać się pod jego pseudonim Salamandra.
Laxus wściekły tym niedopuszczalnym faktem chciał go jak najszybciej dopaść i dowiedzieć się na ten temat więcej, tym bardziej, że mają doniesienia o znikających bez śladu kobietach. Wspominał także, iż ów mężczyzna jest strasznym erotomanem non stop przesiadującym w burdelach, dlatego też potrzebują młodej atrakcyjnej kobiety, która odegra rolę prostytutki i zwabi go na zaplecze prosto w zastawioną przez nich pułapkę.
Dragneel zacisnął palce na kierownicy. Usilnie zastanawiał się, dlaczego Dreyar organizuje spotkanie w Babylonie, zamiast w siedzibie głównej. Zwykle każdy plan działania jest skrupulatnie omawiany razem z Ojcem. To był wręcz ich święty obowiązek — stała praktyka. Nie rozumiał tej decyzji, ale zapewne Laxus chciał pożyczyć jedną z dziewcząt Miry. Wkurwiony całą tą sytuacją, jak i kradzieżą tożsamości, zaparkował przed budynkiem i wysiadł z pojazdu. Usłyszał za sobą jakieś zapraszające damskie nawoływania, ale nie miał do tego ani czasu, ani głowy. Prostytutki przestały mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie czym ostatecznie dał im to do zrozumienia trzaśnięciem samochodowymi drzwiami i mignięciem obok z kamienną twarzą.
Gdy wszedł do zatłoczonego i nadmiernie przesiąkniętego kobiecymi perfumami wnętrza od razu udał się w stronę zaplecza, a następnie truchtem zbiegł po schodach do piwnicy. Już z oddali dobiegały go stłumione przeplatające się rozmowy. Jeden z głosów szczególnie go zaniepokoił, więc nie siląc się na uprzejmości, nacisnął na klamkę i wszedł do środka. Spiąwszy hardo mięśnie na pierwszym planie ujrzał stojącego przy ścianie Graya z niezadowoloną miną, oraz jak zawsze uśmiechniętą Mirę. Za ciężkim biurkiem stał poważny Laxus, a tuż przed nim na krześle siedziała Lucy. Jej niecodzienny wygląd, a raczej ubranie od razu przykuły jego uwagę i równie mocno wprowadziły w stan zmieszana, co zakłopotania. Nie spodobało mu się to, więc z odruchu zmarszczył brwi i wszedł w głąb pomieszczenia, a tuż za nim rozległ się dźwięk samowolnie zamykających się drzwi.
— No wreszcie jesteś — warknął blondyn, tym samym stukając palcami o drewnianą taflę, czym dał oznakę swojego zniecierpliwienia.
Z braku okien i nieodpowiedniej wentylacji w pomieszczeniu panował straszny zaduch i ogólny nieporządek. Z dużej dębowej szafy wystawały części skąpej garderoby, oraz erotyczne gadżety, na które Dragneel nawet nie miał ochoty patrzeć.
— Co jest grane? — sarknął, chcąc jak najszybciej poznać plan działania, oraz to, dlaczego dziewczyna jest ubrana tak wyzywająco. I dlaczego w ogóle tu jest. Nie bacząc na wędrującą brew Laxusa do góry, uważnie zmierzył ją od stóp, aż po sam czubek głowy. Miała na sobie obcisłą czerwoną sukienkę z bardzo głębokim dekoltem na dole zakończoną czarną koronką. Odsłonięte, lecz zgrabne nogi zdobiły szpilki na wysokich obcasach, a na twarzy gościł mocny makijaż, który znacznie podkreślał oczy i pełne usta. Pikanterii dodawały widoczne na udach podwiązki, które aż się prosiły o rozerwanie je na strzępy. Włosy miała rozpuszczone i odrobinę pofalowane. Musiał przyznać, że w takim wydaniu wyglądała zjawiskowo, choć zbyt odważnie i zachęcająco; wyzywająco jak na jego gust. Zdecydowanie wolał ją naturalną, bowiem według niego makijaż był zbędny i tylko niepotrzebnie dodawał jej lat. Miała ten zagadkowy urok sama w sobie. Z letargu wyrwało go nagłe poruszenie i rechot siostry Lisanny.
— Prawda, że nasza dzielna Lu prezentuje się cudownie? — zaświergotała dumna ze swojego wyczynu, kiedy gestem podbródka wskazała na swoje ,,dzieło'', a zaraz potem ulokowała chłodne dłonie na jej ramionach. Dziewczynę przeszedł dreszcz nad którym nie zapanowała, natomiast Gray uważnie spoglądał to na nią, to na nie dającego niczego po sobie poznać Dragneela. Choć jego surowa mina mówiła sama przez siebie, że nie chciał by brała w tym jakikolwiek udział. Czując coraz bardziej zgęstniałą atmosferę, Mira postanowiła ją nieco rozładować. — No weźcie! Starałam się jak mogłam, żeby nasza ślicznotka wyglądała zjawiskowo, a wy co? Nawet nic nie powiecie? Co z was za faceci!
Żaden z nich nie zamierzał tego skomentować, a sama zainteresowana poczuła się zażenowana tą sytuacją. Może i dla Strauss takie stroje były codziennością w której się obracała, jednak dla Lucy było to coś kompletnie gorszącego i niemoralnego. To było jak starcie ze sobą całkowicie dwóch odmiennych światów.
— Tak się składa, że Lucy uprzejmie zgodziła się pomóc nam w planie — zaczął Laxus, zwracając na siebie uwagę głośnym chrząknięciem. Spuszczając na moment wzrok, przysunął sobie krzesło spod ściany, a następnie siadając na nim, jak gdyby zmęczony potarł skronie. — Jak wszyscy pamiętamy, już kiedyś odegrała perfekcyjnie swoją rolę, więc wierzę, że i tym razem tak będzie. Naturalnie Makarov nie pozwoliłby na jej udział w tej akcji, stąd też spotkanie jest w Babylonie. Dlatego liczę, że ten fakt nie dotrze do dziadka, czy to jasne? — zapytał tonem nie znoszącym sprzeciwu i ostrzegawczo przejechał palcem wskazującym po młodych mężczyznach. Chciał dać im do zrozumienia, że to dotyczy szczególnie ich. O Mirę nie musiał się martwić, bo ona bezwzględnie wykonywała każdy jego rozkaz i nigdy, w żadnej sprawie go nie zawiodła. — Jeśli ktoś piśnie choćby słówko, osobiście utrę mu nos. Albo urwę nogi przy samej dupie.
Ta groźba całkowicie spłynęła po Dragneelu. On i tak nie bał się niczego, choć obecność Lucy sprawiała, że jego wnętrze huczało od pewnych obaw. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł pisnąć choćby jednego słowa na głos. Przekierował cięty wzrok na najlepszego przyjaciela, ale nawet on zdawał się wprawiony w konsternację.
— Nikt się nie dowie — mruknął Fullbuster widząc, że jego przyjaciel nie zanosi się na odpowiedź, a jedynie ciska niewidzialnymi piorunami w jego kierunku. Doskonale wiedział o co mu chodzi i miał takie same zdanie. Martwił się o Heartfilię i już wcześniej próbował ją od tego odwieźć, jednak bez skutku. Uparła się jak osioł, że chce im pomóc i koniec. — Nie chcemy więcej kłopotów i to nie wyjdzie poza tę piwnicę.
— Doskonale. — Wnuk Makarova nieco spuścił z tonu, choć jego oczy wyrażały ekscytację z czekającego ich zadania. Uwielbiał życie z dużą dozą adrenaliny, więc od razu postanowił przejść do sedna. Zerkając na Burdelmamę, dał jej przyzwolenie na zarys i rzucenie nieco więcej światła na tę sprawę.
— Z pewnych źródeł wiemy, że mężczyzną podszywającym się pod Natsu jest niejaki Bora — zaczęła Mira oblizując nieco spierzchnięte wargi, jednocześnie wodząc swoimi przenikliwie niebieskimi oczami po zgromadzonych. — Rozprowadza podejrzane narkotyki na naszym terenie i uprzykrza życie prostytutkom. Ponadto wiele z nich przepada jak kamień w wodę i do dziś nie ma po nich śladu. Nie wiemy co się z nimi dzieje i to jest wasze zadanie na dziś; dorwać go w klubie i wydusić istotne informacje. Najbardziej interesują nas ludzie, którzy mogą być z nim w jakikolwiek sposób powiązani. — Gestykulując, złożyła ze sobą jak dotąd szeroko rozpostarte dłonie, jednak widząc nie tęgą minę Dragneela, uśmiechnęła się chytrze i dla pewności dodała: — Macie schwytać go żywego, zrozumiano?
Mężczyzna nic nie odpowiedział, a jedynie prychnął lekceważąco. Nie musiała kierować tej uwagi bezpośrednio do niego. Doskonale wiedział co robić i jak się zachować. Nikt nie będzie mu dyktował jak ma postępować i jeśli uzna, że gość zasłuży na śmierć, wówczas on sam mu ją zafunduje. W całym tym planie nie podobało mu się tylko jedno; że Lucy bierze w tym udział. Wolał, żeby to doświadczona Lisanna, lub jakaś inna przypadkowa dziewczyna podjęła się tego zadania. Przechylił głowę na bok, groźnie przymrużył powieki i spojrzał na Heartfilię. Ku jego zdziwieniu siedziała spokojnie, dumnie wyprostowana z rękoma opartymi na kolanach; poważna i jednocześnie zdeterminowana. Widział to w jej iskrzących oczach. W jakiś sposób intrygowała go i równocześnie coraz bardziej pociągała. W duszy zaklinał sam siebie, bo od momentu w którym po raz pierwszy skosztował jej ust, miał coraz większą ochotę by to powtórzyć. Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Teraz z każdym kolejnym dniem tylko się utwierdzał, że to nie jedynie mrzonka.
— Na pewno wiesz na co się piszesz? — wypalił śmiertelnie poważnie Gray, nie bacząc na z jakiś powodów nieustannie świdrującą go Strauss. Taki ton, jak i mina zdecydowanie do niego nie pasowały, jednak w obecnej sytuacji wcale go to nie obchodziło. — To może być cholernie niebezpieczne i musisz się liczyć z każdym ryzykiem. — Miał szczerą do bólu nadzieję, tak jak Natsu, że Lucy się wycofa. — Każdym — powtórzył dobitnie, mimo iż wszyscy dobrze wiedzieli, że Laxus nie pozwoli, by spadł jej nawet najmniejszy włos z głowy. Była zbyt cenna.
Tak, Lucy miała świadomość ryzyka, ale jednocześnie chciała przyczynić się do zmniejszenia czyhającego w zaułkach zła. Pewnego chłodnego poranka, stojąc przed grobową płytą matki, złożyła jej obietnicę, że będzie pomagała zwykłym ludziom, oraz Makarovovi jak tylko się da. Chciała dorzucić do tego swoją małą, lecz być może nawet niezauważalną cegiełkę. W końcu należała teraz do dwóch światów; mafii i cywili.
— Jestem wdzięczna za troskę, ale dam radę. — Lucy posłała mu pokrzepiający uśmiech, po czym dźwignęła się na równe nogi. Nie miała żadnych problemów z poruszaniem się w szpilkach. Jedyne co jej przeszkadzało to fakt, że sukienka, którą na sobie miała podwijała się praktycznie pod same pośladki. A i głęboki dekolt odsłaniał zbyt wiele jej kobiecej dumy. Odrobinę ją to krępowało, ale musiała być wystylizowana na prawdziwą prostytutkę. Tak naprawdę peszyła się, bo czuła na sobie przeszywający wzrok Dragneela, który z jakiegoś powodu wywierał na niej dziwną presję. — Nic mi nie będzie, bo przecież będziecie w pobliżu.
Mimo że te słowa brzmiały pewnie, nie wiele pocieszyły zdruzgotanego Fullbustera, jednak widząc jej determinację i ciepły uśmiech, w końcu wypuścił nagromadzone powietrze z płuc i odpuścił.
— No dobra młodzi, szkoda czasu. — Dreyar klasnął w dłonie i żwawo uniósł się z fotela. — Teraz zabieramy się do prawdziwej roboty.
***
— Dobra, jeszcze raz. Pamiętasz jak wygląda cel? — nader poważny głos Laxusa rozbrzmiał w jej głowie, kiedy pokonując marmurowe schody, stanęli przed wejściem do licznie obleganego domu publicznego.
Od początku, gdy tylko zjawili się w tej różnobarwnej dzielnicy przyciągała uwagę płci przeciwnej. Lucy była świadoma swoich powierzchownych walorów, jednak wzrok tych wszystkich pożądliwych i wygłodniałych mężczyzn przyprawiał ją o zawroty głowy. Czuła się zgorszona bo wiedziała, że gdyby na chwilę została sama, mogłoby się to dla niej skończyć tragedią. Nawet to, że należy do Fairy Tail nie uratowałoby jej kobiecości, którą tak bardzo chciała powierzyć temu, którego kocha. Neonowe światła kontrastowały z nocnym niebem, jednakże oni przyszli tu w konkretnym celu i ani myśleli o zabawie.
Laxus, Natsu i Gray musieli uważać, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń, więc przebrali się tak, aby wyglądać jak zwykli klienci i wtopić się w tłum. Ze środka wydobywał się gwar śmiechów i rozmów gości, którzy co chwilę wchodzili i wychodzili z burdelu. W tym momencie obok nich przeszło dwóch mężczyzn, którzy zalotnie się uśmiechając, chcieli zaczepić Lucy, lecz drogę zastawili im Dragneel i Fullbuster. Widząc ich tęgie miny, domyślili się, że ta ''pracownica'' jest aktualnie zajęta. Unosząc ręce w pokojowym geście dali sobie spokój i szybciutko się ulotnili.
— Złoty ząb z przodu, oraz ciemny tatuaż w kształcie litery C na prawej skroni — wyszeptała, próbując sprawiać wrażenie jak najbardziej wyluzowanej, jednocześnie zarzucając włosy na plecy. Najwyraźniej przebranie zdało egzamin i przyciągała uwagę. Pierwsza baza należała do zaliczonych.
— Bardzo dobrze. — Dreyar przytaknął ruchem głowy, przyciskając dłonie do schowanych za pasem pistoletów. — Pamiętaj, że będziemy cię mieć cały czas na oku — mówiąc to nagle chwycił ją za ramiona i przesunął w bok, ściśle chowając przy swoim ciele. Tym samym uratował ją przed zderzeniem ze skrzydłem drzwi, które ktoś z impetem otworzył od wewnątrz. Zdezorientowana zerknęła na kompletnie pijanego mężczyznę, który ledwo trzymał się na nogach i bełkocząc wykrzykiwał coś o swojej niewiernej żonie, która w przeddzień dopuściła się zdrady.
— Dzięki — wyszeptała zszokowana do Laxusa. Jego refleks i wyćwiczona intuicja były niemal równe tej Dragneela. Gdy niebezpieczeństwo minęło odsunęła się na parę centymetrów.
— Drobiazg. — Uśmiechnął się półgębkiem. Chcąc dodać otuchy, nachylił się nad jej twarzą i potarł po odsłoniętej ręce. — Nie stresuj się złotko i rozejrzyj dookoła. Trochę więcej pewności siebie, a przede wszystkim wiary. Jesteś idealna do tej roli. — Laxus odszukał wzrokiem nad wyraz poważnego Natsu i dyskretnie skinął podbródkiem. Będąc jeszcze w samochodzie ustalili, że to właśnie on wprowadzi ją do środka i będzie najbliżej. Jego umiejętności były wyszlifowane niemal do maksimum, dlatego też to jemu powierzył pieczę nad nią. W dodatku cały czas ciążyło na nim niegdyś powierzone przez Makarova zadanie. — No, lećcie już — ponaglił, tym samym puszczając ich pierwszych. On i Gray mieli zamiar kręcić się na tyłach, obserwować, ubezpieczać i czekać na swoją kolej.
Nie zwlekając, Natsu ruszył pierwszy i otworzył przed nią duże dwuskrzydłowe drzwi. Korzystając z tego zaproszenia Lucy weszła do środka. Po przekroczeniu progu uderzył ją zapach wymieszanych perfum, papierosów i alkoholu. Zapatrzyła się na tańczące na rurze prostytutki, które od razu rzucały się w oczy. Były tak zajęte zabawianiem męskiej publiczności i dawaniem pokazu, że nawet nie zwróciły uwagi na nowo przybyłych gości. Bardziej interesowały się mężczyznami, szczodrze obdarowujący je grubymi dolarami. Mimo, że posyłały im lubieżne spojrzenia, w ich oczach można było dostrzec niewzruszenie oraz rutynę. Podłogi usłane były eleganckimi czerwonymi dywanami, a ściany wyłożone bordowo czarnymi tapetami. To miejsce aż krzyczało samo przez się, jak wiele wulgarnych rzeczy się tu odbywało. Atmosfera była nieco inna niż w Babylonie, jednak było coś, co łączyło i spajało te kluby ze sobą. Zarówno tam, jak i tutaj kobieca duma i godność dla nikogo nie miały znaczenia. Lucy musiała zostawić tak błahe cechy za drzwiami, które przed momentem przekroczyła. To był świat seksu, pieniędzy, bezlitosnej polityki i wpływów. Żaden sekret nie wycieknie stąd i nie odbije się bez echa. To pułapka. Klatka z której ciężko się wyrwać.
Stojąc za nią Dragneel spojrzał na jej plecy, oraz kusząco zarysowane łopatki skryte za kotarą blond włosów. Chciał jej dotknąć, choćby musnąć dłonią po ramieniu, lecz musiał się wstrzymać. Chciał dać jej otuchy, ale nie mógł tego zrobić. Zdradziłby w ten sposób, że są razem. Mogliby wzbudzić podejrzenie, a to zbyt duże ryzyko na które nie chciał ich narazić. Teraz pozostały jedynie półgłośne słowa.
— Wejdź do głównej sali i rozglądaj się dyskretnie. On będzie się tu kręcił. — Na ziemię sprowadził ją opanowany szept za uchem, oraz ciepły oddech na karku, od którego kolana miała jak z waty. Zawsze, gdy tak stawał za nią i obdarowywał bliskością swojego ciała, dostawała gęsiej skórki. Zaraz potem z jego krtani miały paść słowa, które echem odbijać się będą w jej głowie przez cały wieczór, jak i każde kolejne. — Nie bój się i zaufaj mi. Będę cię miał cały czas na oku.
To zapewnienie dodało jej tego, czego w obecnej chwili tak bardzo potrzebowała. Wiedząc, że Dragneel będzie ją obserwował dodawało jej poczucia ogromnego bezpieczeństwa. Ufała mu i wiedziała, że nie pozwoli jej skrzywdzić. Nie musiał mówić tego na głos, bo od kiedy byli w drodze do klubu, zdradzały to jego oczy oraz ton. Nie rozumiała tego, lecz zauważyła, że od imprezy w willi coś się stało i odmieniło. Pomiędzy nimi budowało się jakieś dziwne napięcie. Zaszły w nim zmiany, których do końca nie potrafiła wytłumaczyć. Zastanawiała się, czy sprawcą był ten pocałunek za którym leżąc wieczorami w pustym łóżku, tak bardzo tęskniła? Po chwili zbeształa samą siebie. Nie, nie, nie — huczało jej zaognione wnętrze. Spójrz sobie prawdzie w oczy Lucy; on nigdy nie spojrzy na ciebie tak, jak na kobietę. Nigdy.
Po rozdzieleniu z Natsu, cudem udawało jej się zbywać zaczepiających ją mężczyzn. Z wyjątkową dozą uprzejmości odmawiała tłumacząc się, że idzie do klienta i że tego wieczoru jest zajęta. Wcielała się w swoją rolę bez najmniejszej skazy, co wprawiało ją w dziwny stan trwogi. Raptem ustała w miejscu bo z oddali dostrzegła mężczyznę idealnie pasującego do opisu. Miała dobry wzrok i szybko wyłapała wcześniej wspomniany tatuaż i błyszczący ząb. Siedział na kanapie w towarzystwie jakiejś czarnowłosej prostytutki. Wydawał się być nią znudzony. Tuż przed nimi słaniał się stół na którym stała świeżo przyniesiona przez kelnera schłodzona wódka, kieliszki i popielnica z paroma petami.
Lucy z ciężkością przełknęła nagromadzoną ślinę, kiedy w tym samym momencie oderwał się od kobiety i przeczesał wzrokiem szerzące się przed jego nosem pomieszczenie. Ich oczy sprawnie odnalazły do siebie drogę, a wtedy na jego lico wpełzł szeroki i pewny siebie uśmieszek. Mimo iż uchodził za nieuleczalnego kobieciarza, od razu wyczuła, że on woli kobiety, które nie są łatwe i trzeba je zdobyć. Heartfilia musiała zwrócić jego uwagę i jakoś go skusić, więc oparła dłoń na specjalnie wysuniętym biodrze. Tym samym zarzuciła długie i gęste włosy na plecy i posłała mu pełne kokieteryjności oczko. Nie chciała być nachalna, a przecież musiała dać mu znak, że jest nim zainteresowana. Teraz okaże się, czy wpasowywała się w jego kanon piękności, czy też nie. Zadowolony Bora w trymiga odprawił oburzoną towarzyszkę, a w zamian nie spuszczając jej z oczu ani na sekundę, gestem palca przywołał do siebie. Ku jej uciesze, zainteresowała go i teraz zacznie się jej prawdziwa gra.
Zaczęła iść w jego kierunku ze świadomością, że wygrała pierwszy pojedynek. Poruszała się z wdziękiem i prawdziwą gracją. Była seksowna już sama w sobie, a odpowiednia charakteryzacja tylko pomogła to z niej wydobyć. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wgapia się w jej duże piersi, krągłe biodra i długie nogi. Oblizał wargi jak wygłodniałe wilczysko, na co w głębi siebie poczuła odrazę. Wiedziała, że już za parę chwil ten mężczyzna będzie dotykał jej ciała i że będzie musiała mu na to pozwolić. Będzie się trzymała tego, że musi go jak najszybciej zaciągnąć na zaplecze.
— Witaj nowa duszko. Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem — odezwał się jako pierwszy, kiedy stanęła tuż przed nim. Przejechał po niej swoim odrobinę przymglonym wzrokiem jak po trofeum, które zapragnął zdobyć. Jak na ironię Lucy doskonale znała ten wyraz oczu. Takie same mieli mężczyźni, gdy spoglądali na jej mamę podczas wyprawianych przez jej ojca bankietów. Pogładził miejsce na kanapie obok, czym dał do zrozumienia, że oczekuje mieć ją przy sobie. Tu i teraz. Już. — Usiądź.
Jego głos sugerował, że nie lubił nawet krzty sprzeciwu. Nie czekając, dziewczyna posłusznie wykonała polecenie i założyła nogę na nogę. Jej cielesna wolność nie trwała zbyt długo, bo już po chwili poczuła na udzie jego szorstką dłoń, która dokładnie ją badała. Była odrobinę spocona i z niebezpiecznością godnej dzikiego zwierzęcia sunęła wzdłuż korcącej go podwiązki. Lucy ukryła swoje obrzydzenie za figlarnym uśmiechem.
— Jak wiele kosztujesz, blondyneczko? — zapytał od razu przechodząc do sedna. Przysiadł się tak, by jak najściślej przylegać do jej młodego i ponętnego ciała. Druga ręka powędrowała za jej plecy, gdzie po pogłaskaniu ich zaczepił palce na wcięciu talii. Nawet nie miał zamiaru pytać o jej imię. Tutaj takie informacje nie były niczym ważnym.
— Nie mam ceny — odpowiedziała szczerze, równocześnie patrząc mu prosto w piwne oczy. Jego pociągła twarz i wąska żuchwa przypominały wygląd kanałowego szczura. Ostre perfumy drażniły jej nos, lecz to, podobnie jak i obleganie przez jego łapczywe ręce, musiała dzielnie znosić. Widząc jego malujące się zdumienie, być może nieświadomie, postanowiła zagiąć go jeszcze bardziej. — Nie ważne ile masz pieniędzy, i tak nie byłbyś w stanie mnie kupić.
Ciszę pomiędzy nimi przerwał trzask szklanki w oddali, a także donośne śmiechy przeplatające się z cichą muzyką.
— A to ci niespodzianka. Jesteś inna. — Od razu zauważył, tym samym odrywając dłoń od gładkiego dziewczęcego uda. Pochwycił między palce pasmo złotych włosów i podsunął sobie do ust; koniecznie chciał je powąchać. Nie kryjąc zachwytu jej pięknym ciałem, wlepił pożądliwe spojrzenie w nadmiernie wyeksponowane piersi. Były duże i idealnie krągłe. Ich również chciał dotknąć, ale jeszcze nie teraz. W zamian przyciągnął ją do siebie władczo i nachylił nad uchem, którego delikatny jak aksamit płatek smagnął czubkiem nosa. Tego wieczoru to on był jej panem, a ona jego niewolnicą. — Podobasz mi się — wyznał zachrypniętym głosem.
Czując jego piekący oddech na skórze, Lucy uśmiechnęła się słodko i posłała mu ukradkowe spojrzenie, lecz było ono ulotne. Zachowywała się tak, jak gdyby chciała przed nim uciekać. Bora uznał to za niezwykle ciekawe oraz pociągające. Zapragnął wziąć udział w tej grze. Chciał sprawić wrażenie, aby dziewczyna poczuła, że to ona wyznaczała zasady.
— Nie jesteś pierwszym i jedynym, który mi to mówi — odparła bez grama zawahania. Musiała być pewna swoich słów i nie dać po sobie poznać, że jest jedynie podstawiona, a tuż za rogiem czyha na niego najbardziej wpływowa mafia, do której należało całe to miasto.
— Domyślam się, że masz wielu klientów i adoratorów, jednak tego wieczoru, czy tego chcesz, czy nie, będziesz moja — zakomunikował dumnie, przymykając powieki. Spragniony kobiecego ciała, mężczyzna skrył swoją twarz w zagłębiu jej szyi i chłonął słodkawą woń perfum. Po paru sekundach polizał filigranową skórę i troskliwie ucałował. Czując pieszczotę jaką ją obdarował, Lucy instynktownie odchyliła głowę, żeby dać mu do siebie lepszy dostęp. Zrobiła to nie bacząc na ogarniające ją zgorszenie. Musiała być silna; schować dumę do kieszeni i po prostu to przetrwać.
Nagle stało się coś, czego przewidzieć nie potrafiła. Poczuła na sobie spojrzenie tak przenikliwie żarliwe, że korzystając z nieuwagi Bory, zaczęła nerwowo rozglądać się po sali. Obleciał ją zimny pot, a umysł spowił strach. Jej poszukiwania nie trwały długo, bo już po paru sekundach dostrzegła w oddali Dragneela, a wtedy otaczający ich czas jakby zwolnił. Znajdywał się przy obleganym z każdej strony barze. Siedział na wysokim hokerze w towarzystwie innej prostytutki, która ochoczo mu coś opowiadała, jednak on popijał drinka, palił papierosa i zdawał się jej wcale nie słuchać. Zamiast tego, wpatrywał się prosto w bursztynowe tęczówki Lucy. Chociaż... Nie.
On właśnie zabijał wzrokiem błądzącego po jej obojczykach Borę. Miał minę szalonego zabójcy. Sadystycznego kata, który tylko czekał, aż będzie mu dane dorwać jego upatrzoną ofiarę. Mocno napięta szczęka i mięśnie ramion sugerowały, że ledwo się powstrzymywał przed rzuceniem się w ich stronę. Widząca to Heartfilia musiała dać znak, że pomimo niewygodnej sytuacji w jakiej się znalazła, wszystko jest w porządku i wypełnia plan zgodnie z oczekiwaniem Laxusa. Główkując i równocześnie czując, że całujący ją Bora mozolnie odrywa wargi, wydała ze swojego gardła najrozkoszniejsze westchnięcie na jakie było ją stać. Wówczas uniosła dłoń i wsunęła smukłe palce w jego włosy i ponownie nakierowała w jeszcze wilgotne od jego śliny miejsce. Osiągnęła to, co chciała i zajmując go jeszcze przez chwilę skinęła, że z pokorą godnej perfekcjonistki daje radę.
Widząc jej odważny gest, jakim obdarowała ich aktualny cel, Dragneel niczym wyrwany z amoku przerzucił swoje wściekłe i pretensjonalne spojrzenie prosto w jej oczy. Właściwie nie wiedział jakimi słowami to nazwać, ale gdy spoglądał na tego chuja przyssanego do Lucy, trafiało go coś o wiele gorszego, niż zesłany z kosmosu meteoryt. Apogeum, które sprawiało wrzenie we wszystkich jego żyłach, a szczególnie skołowanej tym faktem głowie oraz przyspieszonemu sercu. Chyba nawet nie wiedział, że jest zdolny do takiego stanu wkurwienia. Miał nieodparte wrażenie, że mógłby przeciąć górę Mount Everst w pół i nikt by mu w tym nie przeszkodził. A śmiałka, który odważyłby się stanąć mu na drodze, zastrzeliłby z marszu. Z najzimniejszą krwią i najspokojniejszym umysłem na świecie.
Nawet dzieląca ich odległość nie zamortyzowała nieprzyjemnego uczucia, jakie ją uderzyło. Myślała, że to Bora kojarzył jej się z dzikim zwierzęciem, ale on był jedynie rzeczną płotką w porównaniu z Dragneelem, od którego aż na kilometr czuła białą gorączkę. Wgapiał się w nią z takim przestrzałem, że przez krótki moment poczuła ciarki na całym kręgosłupie. Widok jego pociemniałych oczu był przerażający. Ich kontakt wzrokowy przerwał uprzejmie uśmiechnięty kelner, który wyrósł przed nimi niczym z podziemi. Pochylił się z tacą na której widniały dwa drinki, oraz szczelnie zamknięta oranżada. Jeden z nich miał palemkę i to właśnie on był dla Lucy. Bora wziął oba kieliszki do rąk, a wtedy kelner postawił oranżadę na stole, dygnął i poszedł w swoją stronę.
— Ja podziękuję — odpowiedziała, gdy ten z uśmiechem godnym czarusia wychylił trunek w jej stronę. Nie była głupia i nigdy nie napiłaby się czegoś od obcego. Już raz dostała nauczkę, kiedy została otruta przez Lokiego. Ta sroga lekcja zostanie przez nią zapamiętana do końca życia. — Wybacz, ale tego wieczoru nie piję — oznajmiła uprzejmie.
— Nic nie szkodzi ślicznotko — odparł o dziwo spokojnie, odstawiając szkło na stolik i biorąc do ręki butelkę z pomarańczową cieczą. — W takim razie może oranżady? — zaproponował, spoglądając w jej oczy jakby z nutą nadziei.
Lucy spojrzała na nią z dystansem, jednak to przecież fabrycznie zamknięta butelka. Nie miała więc się czego obawiać, a czuła jak coraz bardziej zasycha jej w gardle. Mozolnie potwierdziła skinięciem głowy, a wtedy dostała do ręki napełnioną po brzegi szklankę. Podczas nalewania uważnie obserwowała każdy jego ruch. Nie było więc mowy, by cokolwiek tam dosypał.
— W takim razie wznoszę toast za nas dwoje i czekającą nas noc. Liczę, że zadowolisz mnie tak, jak żadna inna dotąd.
— Już nie mogę się doczekać. — Lucy odrzuciła przeszkadzające włosy za plecy. Uśmiechnęła się uroczo, ukazując idealnie równe i białe zęby.
Zaraz potem dźwięk dwóch stukających się ze sobą szklanek rozszedł się po jej uszach i wywołał nieprzyjemne doznanie. Upiła parę łyków, a gdy gazowana ciecz rozlała się po jej przełyku, poczuła ulgę i zaspokojenie pragnienia. Stwierdziła, że jak na takie miejsce, ta oranżada smakowała wyjątkowo dobrze. Nie zdawała sobie jednak sprawy nad czyhającym nieopodal niebezpieczeństwie, które już niebawem miało pokazać jak bardzo wpadła w pułapkę, którą sama skrzętnie zastawiła.
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro