Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom III, Rozdział 11. Willa część 2.

Z dedykacją dla Safira_StarDragon za simowe marzenia nr2, oraz AyameShuuya  za genialną  końcówkę xD <3
-------------------------

— Czy kiedykolwiek kochałaś się z mężczyzną?

    Lucy nie spodziewała się aż tak intymnego pytania z jej strony. Uważała to za niesamowicie krępujące spowiadać się z wszelkich intymnych spraw, tym bardziej, że była w towarzystwie mężczyzn, a obiekt jej westchnień siedzi tuż za nią i dmucha jej prosto w szyję. Miała wrażenie, że poczuła jak nieznacznie zacieśnił dłonie na jej pasie, ale było to tak ulotne, iż uznała, że jej się zdawało. Lucy nie miała nic do ukrycia i nie wstydziła się przyznać, że w dalszym ciągu jest dziewicą. Po chwilowym dumaniu, uśmiechnęła się lekko i spojrzała swojej żmijowatej przeciwniczce prosto w oczy, po czym rzekła dumnie: — Nie.

    Lisanna chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Zaszokowana rozchyliła usta i poruszała nimi niczym śnięta ryba; siedziała jak zamurowana.

— No co ty! Serio jeszcze nie spałaś z żadnym facetem?! — zdziwiły się Erza z Caną, patrząc na nią równocześnie. — Chyba wcześniej nam to umknęło, albo jesteśmy już zbyt pijane...

— Rety. Gdzieś ty się uchowała dziewczyno? Jesteś jak słodki landrynek, proszący się o skonsumowanie! — dorzuciła Mirajane, która po cichu zacierała ręce. — Zrobiłabyś furorę w moim klubie! Dziewice są bardzo pożądane, a już szczególnie przez najlepiej płacących klientów! Mówię ci, zgłoś się do mnie, a jeszcze niezłą kaskę na tym zarobisz. Jako burdelmama dobrze się tobą zaopiekuję — dodała z sympatycznym uśmiechem.

— Jeszcze czego! — oburzył się Dreyar. — Już ty lepiej nie komentuj. Gdyby dziadek dowiedział się o twoich niecnych planach, to dobrze wiesz co by było — mruknął przywołując ją, by usiadła z powrotem. Przy okazji sięgnął po tlące się cygaro, które wsunął między wargi. — Tera twoja kolej, tasuj te zafajdane karty.

— Lucy to moja osobista dziewica, ha! — krzyknęła McGarden zadzierając nos, a przyjaciółka obrzuciła ją wymownym spojrzeniem. — Nie odda cnoty od tak i byle komu, no, chyba że mi!

— Levy! — Heartfilia pisnęła, przytłoczoną reakcją wszystkich zgromadzonych. Nie wiedziała, że jej wyznanie wywoła aż takie poruszenie. Ogromnie ją to peszyło bo czuła się odosobniona; tylko ona nie miała z tym styczności. — Cicho już siedź!

— Przecież ty nie masz bolca — trafnie zauważył Gray, przywdziewając minę wielkiego myśliciela. Podrapał się po podbródku i usiadł po turecku. — Jak niby byś ją... rozdziewiczyła?

— Czymkolwiek, nawet jebanym ogórkiem — odparła z niesłychaną lekkością. Niby była trzeźwa, ale to i tak nie miało znaczenia dla jej niewyparzonego jęzora.

    Lucy już nawet nie chciała się do tego odnosić. Czekać na tego jedynego ponad dwadzieścia lat i stracić to z cholernym warzywem? To już woli pozostać czysta do końca życia... Kiedy już myślała, że niewygodny temat zniknie w gwarze ożywionych rozmów, raptownie pociągnęła go najbardziej niespodziewana osoba.

— Cnotka? — usłyszała przyjemny, aczkolwiek przyciszony głos Dragneela za uchem, a potem jak jeszcze ściślej przylega do niej swoją rozgrzaną klatką piersiową. Nawet przez materiał koszuli była w stanie wyczuć jego twarde mięśnie, przez co przeszedł ją niekontrolowany dreszcz między łopatkami, które pod wpływem jego bliskości nieświadomie spięła. — Cóż za rzadkość w tych kręgach — szepnął tak, by nikt inny nie słyszał i teraz bezkarnie oparł podbródek na jej lewym ramieniu. Rozbawiony jej zakłopotaniem, spoglądał na dziewczęcy profil i błąkające się po policzkach rumieńce. Szczerze mówiąc ta odpowiedź ani trochę go nie zaskoczyła. Wiedział, że Lucy jest porządną dziewczyną, chociaż gdzieś z tyłu głowy... Tak jak reszta był ciekaw jej odpowiedzi. Chciał usłyszeć to bezpośrednio od niej. Upewnić się.

    Natsu był stanowczo za blisko, a ona już ledwo panowała nad emocjami i rozdygotanym sercem. Przez cały czas ich ,,wspólnego'' zadania starała się go ignorować i śmiać się z rozpitych przyjaciół, ale właśnie w tym momencie osiągnęła limit. Gruba szyba, którą tak bardzo starała się od niego oddzielić została rozbita w pył tym jednym gestem. Drgnęła, co również i on wyczuł. Poruszyła się niespokojnie, a wtedy Natsu niespiesznie zabrał dłonie. Zrozumiał, że właśnie po raz drugi w życiu chciała mu uciec.

— Potrzebuję przerwy — wypaliła, wstając na równe nogi jak oparzona, choć nie obyło się bez drobnego zachwiania. Pod wpływem gwałtowności skupiła na sobie ciekawskie spojrzenia przyjaciół. Musiała więc wymyślić dobrą wymówkę. — Coś wpadło mi do oka, muszę iść do łazienki.

— To niech ci Dragneel pomoże wyjąć — skomentowała Cana, co spotkało się z kolejną salwą śmiechów. Oprócz Lisanny, która oczywiście miała kamienną twarz.

    Nie zwracając uwagi na przeszywający wzrok Natsu, Lucy udała się w głąb długiego korytarza. Zamiast jednak skręcić do łazienki, udała się do kuchni, gdzie znajdywało się uchylone na oścież okno. Dobiła do blatu jak po morderczym biegu i łapiąc oddech, nachyliła się nad zlewem. Natychmiast odkręciła kurek z zimną wodą i zaczęła przemywać rozpaloną twarz. Nie dość, że na dworze panował istny ukrop, to jeszcze tutaj brakowało świeżego tlenu. Nie potrafiła opanować kotlących się w głowie myśli. Mimo, iż nie siedziała już z Dragneelem, to wciąż miała wrażenie, że czuje jego dłonie na swoim ciele... To było przyjemne doznanie, ale strasznie niezręczne.

Idiotko, ogarnij się... — Nachyliła się pod bieżącą wodą i łapczywie nabrała parę łyków. Czując przyjemny chłód rozlewający się na języku, a następnie przełyku, od razu rozluźniła dotychczas ściągnięte brwi. Będąc w jego koszuli, cały czas towarzyszył jej męski zapach, który przyprawiał ją o giętkie kolana. Unosił się szczególnie przy idealnie wyprasowanym kołnierzyku. Długo nie nacieszyła się samotnością, bo usłyszała czyiś głos za plecami. Dobrze wiedziała, kto był jego właścicielem i nie była z tego zadowolona.

— Myślisz, że jestem głupia i tego nie widzę? — warknęła opierająca się o framugę Lisanna.

— O co ci chodzi? — spytała Lucy odwracając się do niej przodem i jednocześnie otarła kącik ust wierzchem długiego rękawa.

— Daruj sobie — żachnęła, dmuchając w irytująco opadającą na oczy grzywkę. — Bardzo dobrze wiesz o co, a raczej o kogo mi chodzi. Działasz mi na nerwy jak nikt inny w tym beznadziejnym towarzystwie. Powiem wprost; odpieprz się od niego i najlepiej zniknij z naszego świata. Wszystko było lepsze, zanim ty się tu pojawiłaś — syknęła pogardliwie, napinając mięśnie szczęki. Były sam na sam, więc Lisanna nie musiała kryć wrogości wobec Lucy. Nie musiała też przebierać w słowach.

— Doprawdy? — zakpiła unosząc brwi do góry, czym rozjuszyła ją jeszcze bardziej. — Nie wiem o czym mówisz i nie zamierzam z tobą dyskutować. Jesteś pijana i gadasz od rzeczy — odparła opanowana, jednocześnie zaciskając dłonie na blacie. Zrobiła to tak mocno, że zbielały jej palce. — Odczep się w końcu. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego — fuknęła ostro.

    Niezadowolona Strauss prychnęła pod nosem, lecz nie zamierzała odpuszczać. Nie miała ochoty bawić się w kotka i myszkę. Postanowiła wyłożyć kawę na ławę.

— Myślisz, że Natsu zainteresuje się kimś twojego pokroju? Nie masz żadnego doświadczenia w seksie i nie wiesz jak sprawić, by mężczyźnie było dobrze. Nigdy go nie uszczęśliwisz — oznajmiła, zadzierając podbródek i bezwstydnie zmierzyła ją od stóp do głowy. — Zresztą lepiej spójrz na siebie w lustrze — ciągnęła — nie masz nic, co zwracałoby jego uwagę...

    Heartfilia zdumiona jej impertynencją, ściągnęła brwi niemal w jedną linię.

— Za to ty masz? — sparowała z kpiną w głosie, czując, że atmosfera zaczynała być coraz bardziej napięta. Lucy nie chciała z nią żadnej konfrontacji, ale też nie pozostanie bezczynna wobec obelg. Nie pozwoli się poniżać prostytutce. — Najwyraźniej coś musi być na rzeczy, skoro traktujesz mnie jak zagrożenie. Masz rację, nie mam doświadczenia w seksie, ani żadnych innych sprośnych sprawach, ale ja w przeciwieństwie do ciebie mam do siebie i swojego ciała szacunek. — Krzyżując dłonie na klatce piersiowej, posłała jej uśmiech pełny dumy i siły. Zmrużyła powieki i przekrzywiła głowę lekko na bok, chcąc sprawiać wrażenie równie bezczelnej. — Bycie prostytutką to jest według ciebie rodzaj zalety, która mu schlebia?

— Jak śmiesz ty... Farbowana suko! Wiesz do kogo mówisz? Znam się z nim niemal od zawsze! Jestem jego wieloletnią kochanką i wyprawiał ze mną rzeczy, o których ty jedynie możesz sobie pomarzyć! — Lisanna przybrała groźny wyraz twarzy, a linia jej żuchwy wyraźnie się zaostrzyła. Barkiem odbiła się od framugi i zacisnęła dłonie w pięści. Teraz sprawiała wrażenie dzikiego zwierzęcia, które zwarte, gotowe było do bezpośredniego ataku. — Nie obchodzi mnie, że jesteś pupilką Makarova, czy córką jakiejś jego przyjaciółeczki. Radzę ci, przestań się obok niego kręcić, bo przyjdzie dzień, że tego pożałujesz.

    Nawet jeśli te słowa padły z ust tak pustej i ograniczonej osoby, dotknęły Lucy. A już szczególnie wzmianka o tym, czego to oni razem nie robili. Owszem, była świadoma w jakich kręgach obracał się Dragneel, i że sypiał z wieloma różnymi kobietami. Owszem, wiedziała... I poniekąd uwierało ją to. Kuło w serce — sprawiało cichy ból.

— Grozisz mi? — prychnęła. — Lepiej wracaj do gry. W końcu zabawianie męskiej publiczności jest twoim chlebem powszednim, czyż nie? — Zbyła ją gestem dłoni i już zamierzała odwrócić się do niej plecami, jednak rozjuszona dziewczyna nie poprzestała na słowach. Szybkim krokiem podeszła do Lucy i bez ostrzeżenia chwyciła ją za ramię, a potem zamaszyście zwróciła ku sobie. Nim zdążyła zareagować, Lisanna złapała za jej koszulę i przyciągnęła sobie pod nos.

— Oddawaj to — ryknęła jej prosto w twarz i przy okazji mocniej szarpnęła. — Nie należy do ciebie!

    Heartfilia niczym ocucona, otworzyła szerzej oczy. Poczuła nagły przypływ adrenaliny, a w połączeniu z wcześniej wypitym alkoholem, była o wiele śmielsza, niż normalnie.

— Natsu podarował mi ją osobiście i z własnej woli, a poza tym — wciąż zaciekle się z nią mierząc, złapała ją za rękę i stanowczym ruchem odtrąciła, po czym z pełną powagą ostrzegła: — nigdy więcej mnie nie dotykaj.

    Strauss zdziwiona jej stanowczością i tym, że odważyła jej się postawić, zamrugała parokrotnie rzęsami. Zagotowana odsunęła się krok w tył, ale tylko po to, żeby zamachnąć się i uderzyć blondynkę w twarz. — Ty...! — zawyła i już zamierzała doskoczyć do niej ponownie, lecz usłyszała zbliżające się kroki, a zaraz potem poczuła silną dłoń na nadgarstku, która ją powstrzymała. Zlękniona odwróciła głowę, a wtedy napotkała parę gniewnie spoglądających na nią tęczówek.

    Wchodząc do kuchni, podejrzliwy Dragneel chciał sprawdzić, czy Lucy poradziła sobie z okiem i nie tylko. Gdy tylko zauważył, że Strauss zrywa się z kanapy i idzie za dziewczyną, w jego głowie od razu zapaliła się ostrzegawcza lampka. Widział jak przez cały wieczór ciskała w Heartfilię piorunami. Nawet ślepiec wyczułby napiętą atmosferę między dwoma kobietami. Lisanna była na nią niezwykle cięta i upatrzyła ją sobie jako zaprzysiężonego wroga. Widział to już od ich pierwszego spotkania w Babylonie. Jej chora zazdrość i terytorializm względem niego były czymś, czego absolutnie nie akceptował. A to co teraz ujrzał sprawiło, że nie mógł dalej tego ignorować.

— Co tu się dzieję? — zapytał o dziwo spokojnym głosem, lecz nadal nie puszczając jej ręki.

    Zastygnięta w bezruchu Lisanna zdawała się zachłysnąć powietrzem, a zdenerwowana Lucy nic nie odpowiedziała. Korzystając z okazji chwyciła za najbliżej stojącą na blacie butelkę alkoholu i nawet nie unosząc głowy, szybciutko ich wyminęła. Natsu odprowadził ją wzrokiem do momentu, aż rozjuszona nie wyszła z domu i nie trzasnęła drzwiami. Dostrzegł za oknem jej oddalającą się w mroku sylwetkę, a wtedy przerzucił przeszywający wzrok na białowłosą. Był zły, co pokazał dopiero wtedy, kiedy zostali w kuchni sam na sam.

— Naprawdę? — syknął gniewnie, przechylając głowę i patrząc jej prosto w niebieskie zlęknione oczy. Zupełnie tak, jakby chciał przebić ją nimi na wskroś. Lucy jest dla niego cenną przyjaciółką i bardzo ważną osobą. Nikomu nie pozwoli chociażby podnieść na nią ręki, a tym bardziej realnie skrzywdzić. — Chciałaś ją uderzyć?

    Jego słowa i ton zawierały w sobie tyle zimna, że nawet Strauss to poczuła. Pomimo tego, wciąż milczała. Dopiero w momencie w którym ścisnął ją mocniej za nadgarstek, przestraszyła się nie na żarty.

— Nie... — zaczęła się plątać, nie wiedząc co zrobić. — Ja tylko... — była spięta jego oschłością i wrogością. Chciała powiedzieć coś, wytłumaczyć się jakoś, jednak on kręcąc nosem, puścił ją i odwrócił się plecami. Przystanął w przejściu i chwytając za klamkę, rzucił jej przez ramię:

— Zostań tu i lepiej nie waż się za mną iść. Nie pokazuj mi się dziś na oczy, a od Lucy trzymaj się z daleka.

    Zostawił ją oszołomioną pośrodku kuchni i poszedł w ślad za Heartfilią. Z jednym małym wyjątkiem — trzasnął drzwiami tak mocno, że ze ściany posypał się tynk.

***

    Rozsrożona Lucy szła w stronę jeziora. Trzymała odkorkowaną butelkę w jednej dłoni i co chwile przechylała ją do ust. Miała bose stopy, bo przez całe to zamieszanie zapomniała ich ubrać, lecz nie miała zamiaru po nie wracać. Musiała się uspokoić i złapać świeżego tlenu. Jak Lisanna śmiała ją zwyzywać od farbowanej suki?! Najwyraźniej była tak głupia, że nawet nie potrafiła rozróżnić włosów farbowanych od naturalnych! A co najważniejsze, jak w ogóle spróbowała podnieść na nią rękę?! Gdyby nie interwencja Natsu, najprawdopodobniej zdzieliłaby ją po twarzy.

— Hmpf. Sama ma tlenione kudły... — furknęła na głos, tym samym dając sobie upust. — I to jeszcze na platynę! Jak stara baba! — zagrzmiała, po czym ponownie przechyliła butelkę i wypiła parę łyków. Czując rozlewające się ciepło w głąb przełyku, zrobiła skrzywioną minę, jednak wiedziała, że to coś, czego w danej chwili potrzebowała.

    Po minutowym rzucaniu wyzwiskami, doszła nad upragnione jezioro. Rozejrzała się po spokojnej okolicy, a potem weszła na plażę. W momencie, gdy poczuła chłodny piasek między palcami stóp, co nieco się uspokoiła. Był środek nocy, ale na dworze było bardzo ciepło i przyjemnie. Trzeba było szukać pozytywów w tym wszystkim — przynajmniej słońce nie robiło z niej skwarki. Usiadła niedaleko brzegu i podciągnęła kolana pod samą brodę. Wsłuchując się w kojący szum wody, zapatrzyła się w jakiś oddalony o paręset metrów punkt.

— Już z nimi nie grasz?

    Usłyszała kroki za sobą.

— Odechciało mi się — mruknęła posępnie, opierając policzek na skrzyżowanych rękach. Nawet nie musiała odwracać głowy, by wiedzieć kto to. Na sam jego głos jej serce dostawało czegoś w rodzaju ,,pozytywnego zawału''. — I tak nie miałam szczęścia. Co chwilę padało na mnie.

— No cóż, czasem tak bywa. Ale i tak skończyłaś nie najgorzej, bo przynajmniej jesteś ubrana — skwitował, zerkając ukradkiem na jej przygarbione plecy. Korzystając z okazji niespiesznie usiadł obok i idąc w ślad za nią obserwował kołyszącą się wodę. — To co się stało w kuchni?

— Nic — odparła cierpko.

    Zawiał lekki wiaterek, który uniósł drobinki piasku. Natsu z automatu przysłonił nos starając się, by nie kichnąć, po czym popatrzył na nią z ukosa. Z tymi nadętymi policzkami jak rozdymka była naprawdę zabawna, pomyślał mimowolnie unosząc kącik ust do góry. Musiał też przyznać, że jego koszula całkiem dobrze na niej leżała. Jednak nie ma to jak dobra marka.

— Bo uwierzę. — Prychnął ironicznie, zginając jedno kolano do góry. — Przecież widziałem.

— No więc skoro sam widziałeś to co mam ci jeszcze mówić?

    Natsu rozsiadł się w wygodniejszym rozkroku, a Lucy w dalszym ciągu wyglądała na nadąsaną. Jedyny jej ruch ograniczał się do przechylania butelki i robienia markotnych min. Widząc, że nie zanosi się na wylewność, postanowił mówić dalej.

— Nie wiem dlaczego akurat na ciebie Lisanna się tak uczepiła, ale nie przejmuj się. Dużo gada i psioczy, ale jest niegroźna.

— Jest niegroźna? — pochwyciła zdumiona jego lekkim podejściem do sprawy. — Ona podniosła na mnie rękę!

— Już jej powiedziałem, żeby się do ciebie nie zbliżała. Nie zrobi tego, a jeśli się tylko odważy, to będzie miała ze mną do czynienia.

    Pomiędzy nimi zapadła cisza, przerywana naprzemiennym śpiewem cykad i żab. Czy on ją właśnie próbował rozchmurzyć? Bo jeśli tak to z marnym skutkiem. I tak wiedziała, że jeśli Lisanna będzie chciała to znów ją napadnie. Nie ważne czy on jej tego zakazał, czy nie. Kipiąca zazdrość potrafi wyrządzić wiele złego... Nagle uniosła głowę, jak gdyby przypomniało jej się coś bardzo ważnego.

— Zapomniałabym... — zaczęła, przerywając tę niezręczną ciszę. — Chciałabym ci podziękować.

— Niby za co? — zapytał, instynktownie na nią spoglądając. Zdziwił się, gdy dostrzegł błąkający się uśmiech oraz wymalowaną ulgę.

— Za to że zdecydowałeś się zasponsorować remont skrzydła szpitalnego. Nawet nie wiesz, jak bardzo dzieciaki się cieszyły na nowe łóżeczka i najróżniejsze zabawki. Same chciały pomagać przy malowaniu i zdobieniu ścian! Ten gest bardzo wiele dla mnie znaczy, dlatego dziękuję ci Natsu. — Nie umknął jej moment, w którym mężczyzna napiął ramiona. Lucy zacisnęła wargi w wąską linię, bo kompletnie zapomniała, że nie miał na sobie koszulki. Speszona starała się nie zwracać uwagi na jego idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową i mocno zarysowane obojczyki na których punkcie miała fioła. — Dziękuję z całego serca.

— Nie wiem o czym mówisz. — Prychnął oschle, zbywając ją lakonicznym gestem dłoni. — Myślisz, że interesują mnie cudze bachory? Mam za dużo na głowie, żeby się tym przejmować.

    Lucy przekrzywiła lekko głowę w jego stronę z uśmieszkiem mówiącym sam za siebie, że mu nie wierzy. Speszony tym gestem zwrócił twarz gdzieś w bok. Chciał uciec od niej wzrokiem najdalej jak to możliwe. Szybko kalkulował, jakim cudem ona się dowiedziała?! Kto puścił parę z ust? Przecież on nie miał bladego pojęcia o czym ona mówi... A przynajmniej chciał sprawiać takie pozory.

— Mhmm — mruknęła przeciągle, nie potrafiąc wyzbyć się uczucia lekkości w brzuchu. — No cóż, może i faktycznie cię nie interesują, ale nic nie szkodzi. Ważne, że są szczęśliwe i że ten cudowny prezent tchnął w nie odrobinę normalności i ciepła. — Mrużąc powieki, dziewczyna ściągnęła brwi. Już od dawna coś ją gryzło i nie dawało spokoju. A, że po łyknięciu sobie była o wiele śmielsza... — Co tak właściwie was łączy? — wypaliła, ponownie na niego spoglądając.

— Kogo?

— No ciebie i Lisannę... Nie trudno dostrzec, że nienawidzi, kiedy jakakolwiek dziewczyna kręci się obok ciebie. A mnie to już w ogóle postrzega jak najgorszego wroga, choć nic jej nigdy nie zrobiłam.

    Dragneel nie spodziewał się takiego pytania oraz wyznania z jej ust. Automatycznie zerknął w jej stronę, a wtedy spotkał się z błyszczącymi oczami i rumianymi policzkami. Już wiedział, że alkohol zrobił swoje. W duszy błagał, byle tylko nie wzięła nogi w zapas i znów nie zaczęła uciekać, jak wtedy w ogrodzie. Tym razem nie zamierzał za nią lecieć jak ostatni debil.

— W sumie to nic nas nie łączy. — Wzdrygnął ramionami. — Znamy się od wielu lat. — Widząc jej wymowną minę, zrezygnowany westchnął pod nosem. Nigdy nie lubił opowiadać o sobie, ale czuł, że przed Lucy mógł się co nieco otworzyć. — Należy do mafii i robi w prostytucji. Rzadko się z nią widuję. Raczej tylko wtedy, gdy mam jakiś interes.

    Nie trudno było się domyśleć jaki ,,interes'' miał na myśli, pomyślała z przekąsem.

— Ona chyba postrzega to inaczej — wyznała gorzko, stawiając butelkę obok biodra i biorąc do ręki aksamitny piasek. Spoglądała jak umykał jej między szczupłymi palcami. — Jest strasznie zaborcza i zazdrosna o ciebie.

— No tak, to tłumaczy twoje zachowanie. Powiedziała ci coś głupiego, a ty za bardzo się przejęłaś. — Zaśmiał się krótko, by nieco rozładować sytuację, jednak widząc jej osowiałość, on również się ogarnął. — Wiem, jaka jest, ale myślisz że mnie to obchodzi? Może sobie robić co chce, byle tylko nie wchodziła mi w drogę. Jeśli ci zależy to dam jej dosadnie do zrozumienia, żeby się od ciebie odpieprzyła i już nigdy jej nie zobaczysz.

— Chyba musiałbyś ją zabić, żeby sobie odpuściła — zażartowała, lecz zaraz potem doszło do niej jak głupio mogło to zabrzmieć. — Wybacz, nie powinnam tak mówić.

— Nic nie szkodzi. Ona i tak nic dla mnie nie znaczy.

    Atmosfera między nimi zrobiła się wyluzowana. Obydwoje czuli się dobrze w swoim towarzystwie. Ani jedno, ani drugie nie chciało stąd iść.

— Nie ma sensu o tym gadać, zresztą zmieńmy temat. — Lucy zrobiła pauzę i przewróciła oczami. Chwyciła za leżący nieopodal kamyk, zamachnęła się i rzuciła do wody. — Szczerze mówiąc liczyłam, że trafię na ciebie w grze. Ale ty zawsze brałeś wyzwanie, więc nie było szansy zadać ci pytania.

— Prawda jest dla ciot — skwitował, obserwując powstałe kręgi na zakłóconej tafli. Po chwili jednak doszedł do niego sens jej wypowiedzi. — A jest o mnie coś, co tak bardzo chciałabyś wiedzieć? — zdziwiony i równie zaciekawiony, pochylił głowę w bok i zerknął na nią ukradkiem.

Jest... I to cała masa! — wykrzyczała wewnątrz siebie.

— Tak, ale wątpię, że odpowiedziałbyś mi... — burknęła dość cicho, odginając szyję i wbijając wzrok w bezchmurne niebo, gwiazdy, oraz nieustannie towarzyszący im księżyc.

    Dragneel wiedział, że to Lisanna była odpowiedzialna za zepsucie jej humoru. Wiedział także, jak potrafi nagadać, gdy kogoś nienawidzi ; była niczym zaraza. W dodatku dziś był świadkiem próby przemocy wobec niej. Jego przyjaźń z Lucy od początku jej nie odpowiadała, ale on nie zamierzał zawracać sobie tym głowy. Tak było kiedyś, jednak teraz nie mógł pozostać bierny, kiedy dotyczyło to Heartfilii. Chciał jakoś ją pocieszyć. Sprawić, by na jej ustach ponownie zawitał ten szczery uśmiech i urocze dołeczki. Po prostu chciał widzieć ją radosną. Odruchowo zacisnął palce na butelce, która znajdywała się pomiędzy nimi i zaczął zataczać jakieś kręgi jej denkiem. Głowił się, choć nie miał pomysłu. Widząc jej przybitą minę i niesforną zabawę piaskiem, znalazł to. Postanowił zrobić coś, co kompletnie nie było w jego stylu.

— Jeśli chcesz, to masz teraz szansę je zadać. Ale tylko jedno.

    W pierwszej chwili dziewczyna myślała, że się przesłyszała. Skuszona jego propozycją, skierowała ku niemu twarz, a wtedy ich tęczówki bezproblemowo odnalazły do siebie drogę. Zawsze tak było.

— Przecież już nie gramy — odparła zbita z tropu, kiedy Natsu gestem podbródka wskazał na butelkę obok. Szklana szyjka nakierowana była wprost na niego. Zdumiona uniosła brwi, a wtedy on posłał jej ten swój łobuzerski uśmieszek, który gdyby nie siedziała zwaliłby ją z nóg.

— Zobacz, tak narzekałaś, że w końcu padło na mnie. Tym razem zrobię wyjątek. Wybieram prawdę, więc wal śmiało. Nie ma tematu tabu. — Podkreślił, lecz widząc jak Lucy rozwiera usta, przewrócił oczami. — Pytaj. — Ponaglił wyczekująco, opierając wewnętrzną stronę nadgarstka na kolanie. Tak naprawdę był śmiertelnie ciekawy, co chciała wiedzieć. Zawsze mu się wydawało, że nie jest interesującym materiałem.

— Wiesz, już parę razy je widziałam i... — zakłopotana zawahała się, ale skoro postanowił odpowiedzieć na jedno jej pytanie, zamierzała to wykorzystać — zawsze zastanawiałam się skąd u ciebie te blizny. A szczególnie ta na szyi. Co ci się musiało przytrafić, by znalazła się w takim miejscu?

    Dragneel umilkł, a zdobiący usta uśmieszek, zaczął stopniowo zanikać. Teraz sprawiał wrażenie wprawionego w zadumę i chwilowo nieobecnego. Sądził, że zapyta o coś z bieżącego życia, a nie tego, do którego nie chciał wracać.

— Więc to cię tak ciekawiło? — spytał, dotykając swojej skazy czubkami palców.

    Obserwując jego reakcję, zdała sobie sprawę, że być może to było zbyt śmiałe i przesadziła. Nie chciała wprawiać go w zakłopotanie, czy przywoływać jakiekolwiek bolesne wspomnienia.

— Wiesz, jeśli to problem o tym mówić to zrozumiem. Nic na siłę — dodała szybko, gdy dostrzegła jego stopniowo rosnący grymas. — Po prostu byłam ciekawa bo...

— Ależ skąd — wtrącił, przerywając jej. — Powiedziałem, że odpowiem na twoje pytanie, a ja zawsze słowa dotrzymuję. Zresztą, to wydarzyło się już dawno temu i być może najwyższy czas, by pokonać tę barierę. — Pomachał lapidarnie dłonią, obdarzając ją cierpkim jak na niego uśmiechem. — Kiedyś miałem dziewczynę, a to — wskazał na swoją szyję z dziwną, nie pasującą do niego miną i spojrzeniem — jest pamiątka, jaką mi zostawiła.

    Heartfilia czuła wyraźnie, że jego głos zawierał smutną barwę, którą starał się zamaskować. Nie ważne jak bardzo próbował, jej nie oszuka. W tym momencie przypomniało jej się, jak Juvia wspominała w klubie o jakiejś dziewczynie. Lucy nie sądziła jednak, że to ona go tak paskudnie zraniła. I to jeszcze w takim wrażliwym miejscu. Poczuła dziwne uderzenie ciepła i poruszenie na sumieniu.

— Chcesz powiedzieć, że usiłowała zrobić ci krzywdę? — spytała otwierając szerzej oczy. Musiała uważać, żeby zbytnio na niego nie nacisnąć.

— Heh, jaką krzywdę? — pochwycił, zdziwiony jej ostrożnym doborem słów. — Chciała mnie zabić — sprostował poważniejąc, jednak widząc coraz bardziej zaszokowaną i przerażoną minę Lucy, kontynuował: — Miała na imię Jenny. Byliśmy ze sobą dość blisko i spędzaliśmy razem większość wolnego czasu. Nawet był moment, kiedy nie wyobrażałem sobie życia bez niej, choć z perspektywy czasu śmieję się zarówno z tego, jak i swojej własnej głupoty. Była o trzy lata starsza i miała doświadczenie w seksie, co w tamtym czasie podobało mi się i schlebiało.

—  Och, rozumiem. — Akurat ta ostatnia część najmniej ją interesowała. Co prawda wiedziała... Była świadoma, że sypiał z wieloma kobietami, a jednak za każdym razem, gdy to sobie uświadamiała, czuła ukłucie gdzieś w głębi siebie. Szybko jednak odgoniła te nieprzyjemne myśli i postanowiła skupić się na bieżącej rozmowie. — Skoro tak dobrze się ze sobą dogadywaliście, to dlaczego ci to zrobiła?

    Usłyszała jak mężczyzna głośno wydycha całe nagromadzone powietrze.

— To były przewrotne czasy. Mój ojciec zmarł parę miesięcy wcześniej, a choroba mamy stale się pogłębiała i musiałem przy niej być. Problemy się piętrzyły, a ja nie wiedziałem w co włożyć ręce. Czasem się załamywałem, ale życie toczyło się dalej. Miałem dość... dużo obowiązków na głowie. — Przez chwilę zawahał się, czy powinien wspominać o bracie, ale uznał że informacja o nim jest zbędna. O drugiej bliźnie także jej nie powie. Jeszcze nie czas na to. — Wtedy, gdy Jenny mnie zaatakowała nie miałem głowy do wnikliwego śledztwa, ale wiem, że została sprytnie zaszantażowana i zamanipulowana. Gdyby nie targnęła się na moje życie, ci szmaciarze zabiliby jej rodzinę. Komuś bardzo zależało, by się mnie pozbyć, ale to nie ja się zajmowałem tą sprawą. Gildarts wraz z Silverem zrobili z tym porządek,a ja zostałem jedynie poinformowany o rezultatach.

    Lucy wprawiona w głęboką zadumę, nie wiedziała jak powinna się do tego odnieść. Chciała wiedzieć więcej o ich znajomości, ale mówiąc wprost wstydziła się. Zresztą powiedział, że ma jedno pytanie, a to będzie już kolejne.

— A jaka ona była? — wychrypiała w końcu, z ciężkością przełykając ślinę. — Znając twój gust pewnie musiała być idealna.

— Bo ja wiem, czy taka idealna? — westchnął i wzruszył ramionami. — Czasami mnie wkurwiała, czasami rozśmieszała, a czasami miałem ochotę ją udusić, ale to normalne. — Szczególnie wtedy, kiedy miała okres, dodał w myślach. — Chyba każdy ma jakąś niedoskonałość.

— Nawet ty? — spojrzała na jego profil twarzy i oczy utkwione gdzieś daleko przed sobą. Zauważyła, że od początku rozmowy na nią nie patrzył.

    Zrezygnowany przymknął powieki i rytmicznie pokręcił głową na boki.

— Nie. Ja akurat jestem idealny, przecież wiesz — odparł bez zastanowienia, czym sprawił jej pobłażliwy uśmiech. — No a wracając... Była starsza o trzy lata i pochodziła z Los Angeles — wyznał, powołując się na odległe wspomnienia. — Zawsze modnie ubrana, wysoka niebieskooka dziewczyna o długich i gęstych blond włosach. Uśmiechnięta i głośna jak diabli. Czasami nadawała jak katarynka i nie sposób było ją przegadać. Lubiła być w centrum zainteresowania i nie rzadko była złośliwa. Miała niesamowicie ostry charakterek i cięty jak osa język — wymieniał jej cechy, a Lucy w skupieniu go słuchała i ani myślała przerwać. — To właśnie najbardziej w niej lubiłem. Tak sobie teraz myślę... — Zaśmiał się niezręcznie pod nosem i podrapał po skroni. — To chyba stąd to uprzedzenie do blondynek, oraz to jak potraktowałem cię na początku znajomości. Chociaż jakby nie patrzeć, mój tata też miał do nich słabość. W końcu jedyną kobietą, która była w stanie prawdziwie go rozkochać, była twoją mamą. Heh, zabawne zrządzenie losu.

    Heartfilia wypuściła nagromadzone napięcie w postaci głośnego wydechu. Wnioskując z opisu, oprócz włosów, Jenny była jej całkowitym przeciwieństwem. Bardzo dużo jej cech zapamiętał... To było podejrzane.

— ,,Też miał do nich słabość'' ? — zacytowała jego słowa i uniosła brew. Przecież ktoś taki jak Dragneel nie ma żadnej słabości! A przynajmniej tak mówi. — Czy to znaczy, że nadal gustujesz w blondynkach?

— Haha, nie! Już mi przeszło, spokojnie — odparł zdecydowany, co sprawiło, że Lucy posępniała i poczuła jak skręcają jej się wnętrzności. — Nie mam do nikogo słabości, bo nie toleruję tej cechy... No, chyba że do kota. Jeśli chodzi o Happiego to jego kocham i traktuję jak członka rodziny. A co do Jenny, to było jedynie zauroczenie. Nic więcej.

    Lucy poczuła mały ognik nadziei. Pochyliła się nieco w jego stronę, jak gdyby chciała zajrzeć mu pod grzywkę.

— Czy to znaczy, że nigdy szczerze nie byłeś zakochany w żadnej dziewczynie? — spytała, obserwując jego zmieniające się rysy twarzy.

— Zasady to zasady. — Odchrząknął głośniej. — Miało być jedno pytanie — mruknął zerkając na nią spod byka, jednak pod naporem jej intensywnego spojrzenia, nieznacznie przymrużył powieki i dał spokój. Uległ. Uznał, że jeśli ją to rozchmurzy, to niech już straci. I tak odpowiedział na więcej, niż powinien. — Z biegiem lat zrozumiałem, że tak naprawdę jej nie kochałem. Ani jej, ani żadnej innej. Nigdy.

    To był chyba pierwszy raz, kiedy Natsu zwierzał jej się osobiście z przeszłości. Strapiona Lucy nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony cieszyła się, że zaczął się na nią otwierać, a z drugiej strony im bardziej to robił, tym więcej chciała wiedzieć.

— Po prostu pewnego dnia mięliśmy spotkać się u mnie w mieszkaniu —  zaczął niespodziewanie — i dobrze bawić przy jakiś bzdurnych telenowelach. Nie lubiłem tego, ale zrobiłem to dla niej. Przygotowałem kolację, bo Jenny uwielbiała kuchnię włoską i moją popisową pizzę z salami. Już od samego progu wyczułem, że coś jest nie tak. Zapytałem, czy wszystko w porządku, ale ona upierała się że nic się nie stało. Wtedy byłem zbyt naiwny, więc uwierzyłem jej na słowo i poszedłem do kuchni, żeby zajrzeć do piekarnika, a wtedy... — przerwał, ostro marszcząc brwi i wbijając oczy w oddalony horyzont. Mimowolnie zacisnął dłonie w pięści, czym zwrócił uwagę bacznie obserwującej go dziewczyny — tylko odwróciłem się do niej tyłem, ale to wystarczyło. Rzuciła się na mnie z nożem, który schowany miała w torebce. Przewróciliśmy się na ziemię i przez chwilę szarpaliśmy. Pamiętam to jak dziś. Siedziała na mnie okrakiem, płakała i przepraszała za to wszystko. Byłem... Szczerze przerażony i jednocześnie skamieniały. Próbowałem z nią rozmawiać i jakoś uspokoić, jednak w momencie w którym poczułem zimną stal na szyi i mocne cięcie, straciłem panowanie nad sobą. Można powiedzieć, że mój instynkt przetrwania był silniejszy. Bardzo szybko ją ogłuszyłem, zrzuciłem z siebie, po czym w przypływie adrenaliny po prostu chwyciłem za pistolet i zastrzeliłem. Miałem wtedy szesnaście lat, a ona była moją pierwszą ofiarą. Po tym wszystkim ostatnie co zrobiłem to kurczowo uciskałem ranę i zadzwoniłem po Mystogana. Powiedział, że miałem szczęście i skończyło się to tylko a może i aż, na dużej utracie krwi i bliźnie do końca życia. Bardzo nie lubię do tego wracać, ale są momenty... Szczególnie nocą, gdy kładę się do łóżka i wbrew wszystkiemu o tym myślę. Daję ci rady, że nie powinnaś wracać do przeszłości, a tymczasem ja sam mam problem się z nią uporać. Chyba mam coś z hipokryty.

    Gdy skończył opowiadać, pomiędzy nimi zapadła cisza. Lucy była rozdarta bo z jednej strony był z dziewczyną z którą było mu dobrze, a z drugiej strony tak bardzo go zraniła. Co prawda pod presją i szantażem, jednak teraz już wiedziała, dlaczego Dragneel tak ozięble podchodzi do tematu uczuć i związków. Po tym co przeszedł wcale mu się nie dziwiła. Miał prawo mieć uraz, ale to przecież nie oznacza, że każda dziewczyna jest taka sama. Ona nigdy nie zrobiła mu takiego czegoś... Zatrwożona tą opowieścią, jak i całokształtem jego przewrotnego życia, rozchyliła szerzej usta i nie poruszyła się nawet o jeden centymetr. Nie trwało to jednak długo, bo ciszę ponownie przerwał Natsu.

— Trochę czasu zajęło mi dojście do siebie i nie mówię tutaj o fizyczności — wyznał, hardo wpatrując się w rozkopany obok nóg piasek. Wyglądał na samotnego i przygnębionego. Po prostu na zwyczajnego człowieka, który potrzebował tej rozmowy i uczucia ciepła drugiej osoby.

    Obserwując jego zmagania z samym sobą, nagle Lucy poczuła dreszcze na całym ciele, a potem przypływ czegoś nowego. Jakiejś nieznanej siły, która wręcz popychała ją do niego. Słuchając go niczym zahipnotyzowana dźwignęła się na równe nogi, ale tylko po to, by ujść jeden krok i zaraz klęknąć tuż przed nim.

— Takie zdarzenia zostawiają ślad w ludzkiej psychice, ale... — raptownie przerwał, bo jej sylwetka przysłoniła mu widoczność, a zaraz potem, nim zdążył jakkolwiek zareagować, Lucy zamknęła go w swoich delikatnych ramionach. Ta bliskość trwała zaledwie parę chwil, choć dla niego czas zdawał się zwolnić; znieruchomiał. Aż szerzej otworzył oczy, bo zaraz potem poczuł jej ciepłe dłonie na swoich szorstkich policzkach. Chciał się odnieść do tego niespodziewanego gestu, ale język utknął mu w gardle. Księżyc powoli wychylił się zza pojedynczej chmury i ukazał jej dobrotliwe, a jednocześnie zmartwione oblicze. Spoglądała na niego tymi swoimi dużymi oczami, w których kącikach dostrzegł drobne, kryształowe łzy. Wyglądała tak, jakby cierpiała razem z nim tamtego dnia. Nie chciał... Nienawidził, gdy płakała.

— Nawet nie mogę sobie wyobrazić... — zaczęła półszeptem, zupełnie tak jakby nie chciała, by cokolwiek było tego świadkiem — jak bardzo cię to musiało boleć.

    Była prawdziwie zatroskana i nie zwracając uwagi na jego oniemienie, odważyła się na kolejny krok. Pozwoliła sobie zsunąć dłonie niżej, wprost na jego szyję, którą delikatnie, tak jakby nie chciała zrobić mu krzywdy, zaczęła muskać opuszkami palców. Blizna była dobrze wyczuwalna i dopiero teraz uświadomiła sobie, jak głęboka i poważna musiała niegdyś być.

    Wodząc po jej filigranowej twarzy, uzmysłowił sobie, że jeszcze dwa lata temu tak bardzo jej nienawidził i wręcz pragnął jej śmierci, a teraz co? Jako jego przyjaciółka jest tutaj z nim i wysłuchuje go... Jest jedną z niewielu osób, które rozumieją go bez słów. Jest kimś w rodzaju bratniej duszy, której bez wahania mógł powierzyć sekret. A teraz klęczy tuż przed jego twarzą, którą łagodnie ujmuje w swoje gładkie dłonie. Dłonie, które niejednokrotnie pomagały innym, nie bacząc na przeszłość, poglądy, czy kolor skóry. Mimo, że Dragneel był zbrukany krwią wielu ludzi, dla niej nie miało to znaczenia. Patrzyła na niego z taką samą dozą troski i ufności, jak na innych. Uważał, że miała dobre i niezwykle szlachetne serce, choć być może w dalszym ciągu była zbyt naiwna.

— Nie odczułem tego jakoś bardzo. Nie był taki nie do zniesienia, jednak... — odparł spokojnie, z zamiarem kontynuowania, lecz ona łapiąc się na swojej śmiałości i tym, że naruszyła jego cielesność, chciała zabrać dłonie. On jedynie zaśmiał się lekko z jej speszenia i jednocześnie szybko to uniemożliwił. Nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego, stanowczo zamknął jej palce w swoich i niespiesznie przesunął niżej. Wprost na odsłoniętą klatkę piersiową i skryte za nią dziwnie kołaczące serce. — To tutaj, tego bólu nie mogłem znieść. To tu mam tą prawdziwą bliznę.

— Natsu... — wyszeptała po raz kolejny, czując, że jej rozgrzane do maksimum wnętrze osiągnie krytyczne apogeum. Zapatrzyła się w jego zielone tęczówki, które teraz miały w sobie nieznaną dotąd iskrę. Myślała, że odepchnie ją od siebie, nakrzyczy, zwyzywa, ale on zrobił coś zupełnie innego. Chciała zabrać ręce, ale on w dalszym ciągu jej nie pozwalał. — Co...

— Cicho siedź... — uciszył ją. Sam nie do końca wiedział dlaczego, ale miał na to cholerną ochotę, z którą w tym momencie nie chciał już dłużej walczyć. Przesunął nieco przymglonym od alkoholu wzrokiem po jej czarujących oczach, nosie i zaróżowionych policzkach, by na samym końcu zatrzymać się na kusząco rozchylonych ustach. To był odruch, zwykły ludzki impuls, kiedy wciąż trzymając ją blisko siebie, zupełnie jakby nikt nie mógł mu jej odebrać, stopniowo zaczął pochylać się ku niej. Widział, jaka była zagubiona i nieśmiała, ale teraz uważał to za niezwykle urocze. Pod wpływem chwili zapragnął poczuć nowy dreszczyk emocji, czy chociażby jej dotknąć. Teraz wystarczy tylko odrobina, żeby sięgnąć tego cholernie kuszącego owocu, który od jakiegoś czasu coraz bardziej go usidlał. — Chodź raz mnie posłuchaj i po prostu nic nie mów...

    Jego ton oscylował na granicy słodkiej prośby, którą ona spełniła.

    Lucy nie potrafiła zapanować nad kłębiącymi się motylami w brzuchu. Balon, który systematycznie nadmuchiwała zaczynał pękać. Kompletnie nie wiedziała, jakie miał wobec niej zamiary, jednak, gdy już niemal stykali się nosami, przymknęła powieki, a potem poczuła jego ciepłe wargi na swoich, zrozumiała w jakiej sytuacji się znalazła. Zrozumiała, że została pocałowana przez mężczyznę, w którym skrycie się kochała. Przez Natsu Dragneela, który przecież był daleko poza jej zasięgiem. Nie protestowała. Jej ciało nie potrafiło zrobić nic innego, jak tylko poddać się tej pieszczocie. Nigdy nie sądziła, że zwykły pocałunek może wywołać tak silne emocje, a musiała przyznać, że robił to bardziej niż obłędnie... Gdyby nie to, że trzymał jej dłonie na swojej klatce piersiowej, obaliłaby się do tyłu jak zdurniała kłoda.

    To był delikatny, aczkolwiek niespieszny pocałunek, w trakcie którego Dragneel po raz pierwszy posmakował jej słodkich ust. Były dokładnie takie, jak sobie od pewnego czasu podświadomie wyobrażał. Miękkie i soczyste. Słodkie, niczym dojrzała w najlepszym słońcu malina. Sam niechętnie to przyznawał, ale pragnął tego jak diabli. Chciał skosztować tego zakazanego i niewinnego owocu. Wgryźć się w niego z całych swoich sił i nie puścić. Słyszał jak nerwowo nabierała powietrze, musiała być zszokowana. Może to jej pierwszy pocałunek? W chwili, gdy zamierzał wtargnąć językiem do jej wnętrza, usłyszał krzyki od strony willi. Podirytowany tym, że przerwano mu w takiej chwili, oderwał się od niej jak oparzony i tylko rzucił przelotne spojrzenie. Wstał na równe nogi i zmarszczył brwi, bo dostrzegł biegnącego w stronę jeziora rozebranego do rosołu Graya, a tuż za nim drącą się Erzę i Juvię.

— Gray, ty jełopie pierdolony, wracaj tutaj!!! Ojciec znów powie, że to ja maczałam w tym palce!

— O, Natsu, łap go! — zawołała Lockser, ledwo łapiąc oddech. — Ten kretyn spalił swoje i nasze ubrania w kominku!! Laxus jest wściekły i kazał go przyprowadzić do siebie!

    Laxus jest wściekły?! Na pewno nie tak wściekły, jak on teraz, pomyślał zagotowany po same uszy.

— Jestem jebanym Kolumbem damskiej bielizny!! Auuu!!! — zawył niczym nieskrępowany Fullbuster, ze stanikiem Heartfilii na głowie.

— O matko... — wymsknęło się Lucy, która wciąż będąc w szoku, dostrzegła TĘ odsłoniętą część intymną, która frywolnie dyndała z przodu. Automatycznie przysłoniła oczy rękoma. Miała obawy, czy da się to odzobaczyć...

    Natsu jedynie przewrócił oczami, bo ten widok ani trochę go nie dziwił. Już wiele razy zastał go uciekającego na golasa. Bez większej ekspresji, odprowadził wzrokiem pijanego Fullbustera do momentu, aż ten nie wbiegł z rozmachem na pomost i nie skoczył na przysłowiową ,,dechę'' do jeziora. W jego obecnym stanie to i tak cud, że w ogóle do niego trafił. Jeśli będzie tak robił na każdej imprezie, to z jego jąder zostanie jajecznica.

— Idę po tego gamonia, bo jeszcze się utopi — warknął rozdrażniony, po czym starając się uniknąć wzroku Lucy, nabrał rozpędu i pobiegł zaraz za nim.

    Heartfilia cały czas klęczała na piasku. Uśmiechnęła się półgębkiem, bo chyba jeszcze nie do końca doszło do niej, co tu się wydarzyło. Gdy została sama, automatycznie przysunęła dłoń do swoich ust, gdzie jeszcze chwilę temu Dragneel przyciskał swoje. Mogłaby przysiąc, że wciąż czuła na nich jego rozpalający dotyk. Musiała przyznać, że było to coś zupełnie nowego, ale niebotycznie przyjemnego. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby Gray im nie przerwał. Co miałaby mu powiedzieć, gdyby się od siebie oderwali? A co najważniejsze, jak Natsu by się do tego odniósł i czy w ogóle by to zrobił?

    Daleko z tyłu głowy zadawała sobie pytanie; czy dzisiejszy pocałunek wpłynie na ich dotychczasowe relacje? A jeśli tak, to w jaki sposób...

***

    W pomieszczeniu unosił się opar alkoholu i ciężka duchota, kiedy Laxusa obudziło pukanie do drzwi. Jeszcze nie do końca wiedząc co się dzieję, poderwał głowę ze stołu na którym leżały porozwalane butelki i karty. Bolała go cała żuchwa, flaki i ogólnie wszystko co możliwe. Sądząc po tym jak opłakanie wyglądał salon, można śmiało stwierdzić, że zaszaleli wczoraj. Jakieś niedopalone ciuchy obok kominka, urwane zasłonki w oknie, oraz wiszące na żyrandolu kobiece majtki, a nawet stanik. Zastanawiał się, jakim cudem znalazły się w takim miejscu?

    Dostrzegł, że jeszcze wszyscy spali w najlepsze. Jedni porozwalani na podłodze, a inni na kanapie. Już nawet nie chciał komentować widoku gołego Graya wtulonego w uśmiechniętą Juvię. Ich relacja była zbyt pokręcona, żeby próbować nad tym nadążyć. Chciał przełknąć ślinę, ale miał taką suszę w gardle, że dał sobie spokój. Z ciężkością dźwignął się na nogi i wstał. Zmrużył powieki, bo już z oddali widział przez okno radiowóz policyjny.

— A ci tu czego? — syknął, łapiąc się za niemiłosiernie bolącą głowę. — Zgubili się, kurwa?

    Postękując, poszedł w kierunku drzwi wejściowych, które zamaszyście otworzył, by następnie obdarzyć ich swoim wkurwionym wzrokiem.

— Co jest? Wiecie z kim macie do czynienia?!

    Dwóch gliniarzy podskoczyło do góry i jak na komendę, jednocześnie przyłożyli dłonie do skroni. Zachrypnięty głos jakim zaszczycił ich zaspany blondyn potrafił zmrozić krew w żyłach. On ogólnie był przerażający.

— Tak wiemy! — odpowiedział jeden z nich, prężnie się przy tym prężąc i meldując. — Przepraszamy za wtargnięcie, ale dzwonił Pan Dragneel i złożył zamówienie na pizzę, no to ją przywieźliśmy. Jest na cienkim cieście tak jak sobie życzył i z dodatkiem najlepszej jakości salami.

    Zdziwiony Laxus nie wiedział, czy aby na pewno dobrze usłyszał, ale aż musiał zamrugać parokrotnie. Wciąż wydawało mu się, że albo nie wytrzeźwiał, lub się jeszcze nie obudził.

— I po to jechaliście na sygnale aż tutaj? — zapytał już spokojniej. — Nie macie nic lepszego do roboty?

— Cóż przepraszamy za najście, wracamy już do pracy. — Gliniarz podał mu kartonowe pudełko i grzecznie ukłonił. — Życzymy miłego dnia Panie Dreyar.

    Obaj wsiedli do oznakowanego samochodu i odjechali, zostawiając go ogłupiałego w progu willi. Raptem usłyszał głośne chrapnięcie nad sobą. Zniesmaczony i wrażliwy jeszcze na wszelkie dźwięki, odruchowo zadarł podbródek do góry, a wtedy ujrzał śpiącego na balkonie Droya, który niczym dorodny wieprz na rożnie, przypiekał się na słońcu. Zirytowany zacisnął wargi oraz brwi, po czym wszedł z powrotem do środka, jednocześnie kiwając głową na boki. Dostrzegł krzątającą się w kuchni Canę, która wyjęła z lodówki butelkę whiskey.

— No co jest z wami? — zawołała ochoczo, wchodząc do spowitego oparami salonu. Nawet nie miała na sobie żadnych oznak kaca. Nic. Zero. — Pijemy, pijemy!

    Zrezygnowany Laxus przewrócił oczami, po czym ryknął gardłowo:

— Dragneel! Chodź no tu, pizza dla ciebie!

C.D.N

Podobało się? ;v Choć troszkę? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro