Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom II, Rozdział 8. Syrena.

Z dedykacją dla mojej Bogini xDD YashaAizawa ;* ;* ;* Bo to dzięki niej ten rozdział powstał xD Normalnie ubóstwiam cie <3
________________________

8 kwietnia 1961 r, mieszkanie Lucy Heartfilii.

Dziś była sobota, a więc upragniony weekend pełną parą. Pogoda była piękna, niebo bezchmurne, a na zewnątrz panował okropny upał. Lucy miała dzisiaj dzień wolny więc umówiła się z Levy na wyjście na plaże.

Kochała wodę. Można powiedzieć że to był jej żywioł. Uwielbiała pływać, ale niestety pech chciał, że akurat dziś dostała okresu. To chyba najgorsze co może być, gdy planujesz wyjście z przyjaciółką nad wodę a tu taka niespodzianka. Faktem jest to że zdarzało jej się nieregularnie miesiączkować, dlatego miała nadzieje że przesunie się to o parę dni. Natura jednak nie zamierzała jej oszczędzać i jak na złość tym razem dostała w odpowiednim terminie.

Levy już tydzień temu napaliła się na szukanie nowych wrażeń i facetów, a jakie miejsce najbardziej się do tego nadawało w aktualnym sezonie? Odpowiedź jest prosta — oczywiście plaża, inna opcja nie wchodziła w grę.

Specjalnie na te okazje wyciągnęła ją na zakupy. Niestety, ale strój kąpielowy jaki posiadała Lucy był na nią za ciasny w biuście, więc musiały iść kupić nowy. Ile się nasłuchała od McGarden, że znów rosną jej cycki i jaki specyfik na to stosuje to głowa mała. Fuknęła że przecież to nie była jej wina i ona wcale nie prosiła o duże piersi bo to dla niej większy kłopot niż pożytek. Zresztą to przecież kwestia genów. Jej mama również miała bardzo kobiecą figurę.

Biedna Heartfilia i tak będzie dzisiaj siedziała na leżaku. Może ewentualnie zamoczy nogi do połowy ud lub pozbiera jakieś muszelki czy kamyczki na brzegu. Całe szczęście że tym razem miesiączkuje bezboleśnie, więc będzie mogła trochę pospacerować. Znając Levy ta poleci gdzieś w tango niby po drinka, a tak naprawdę zniknie w poszukiwaniu za w jej mniemaniu ,,idealnym'' facetem na jeden wieczór... Zbyt dobrze znała swoją psotną przyjaciółkę.

Spakowała krem z odpowiednim filtrem, duży ręcznik oraz jakiś prowiant. Miały spędzić tam cały boży dzień, więc trzeba było odpowiednio się do tego przygotować. Czarny, dwuczęściowy strój ubrany miała już na sobie. Góra w białe groszki, a dół prosty bez wzoru a jedynie z sześcioma białymi guzikami. O dziwo takie były teraz w modzie.

Całość dopełniały drobne korale na szyi, które kupiła wczoraj za namową Levy. Do tego drobna bransoletka na ręce, a na głowie jak zwykle obszerny, biały kapelusz z czarną wstążką. Zerknęła na zegarek. Levy powinna być lada chwila.

— No dobra, jestem gotowa. — powiedziała sama do siebie, gdy w tym samym momencie usłyszała pukanie do drzwi.

W idealnym czasie — pomyślała.

— Już idę! — krzyknęła w tamtą stronę.

Ruchy, ruchy bo nam najlepsze ciacha zwieją sprzed nosa!!! — usłyszała podekscytowany głos przyjaciółki zza drzwi.

Że też nie było jej wstyd wydzierać się tak na całą klatkę schodową. Przecież sąsiedzi na sto procent ją usłyszeli jeszcze na innych piętrach. Lucy przewróciła oczami. Zarzuciła na siebie długą sukienkę do kostek, wzięła torbę na ramie i poczłapała w stronę korytarza. Dziwne uczucie w kościach podpowiadało jej, że to będzie dzień pełen wrażeń.

***

,,— W ramach rekompensaty za Lucy, pójdziesz gdzieś ze mną za tydzień w weekend.''

Tak. To były słowa Graya, które usłyszał od niego w zeszłym tygodniu zanim całkowicie nie zalał się w trupa. Gdy wypowiadał te zdanie nie miał pojęcia, że na myśli miał wybranie się na plaże. Nie to że za tym nie przepadał, ale nie chciało mu się iść dzisiaj w zbytnio zatłoczone miejsca, a plaża z pewnością taka będzie.

Znów będzie musiał się wkurwiać przez wiecznie zakłócające mu spokój kobiety, które będą próbowały przypodobać się jemu i Grayowi. To był jeden z powodów dla których Fullbuster uwielbiał chodzić na Venice, a Dragneel nie. Zwłaszcza że wszyscy gapili się na jego tatuaż jakby co najmniej był jakimś cudem świata, a to przecież zwykły wizerunek smoka. Szarzy i nic nieznaczący ludzie tak właśnie mięli myśleć.

Inni nie wiedzieli co on oznacza bo w rzeczywistości było to na cześć jego ojca, który w kręgach mafijnych nazywany był Czerwonym Smokiem. Mało kto o tym wiedział, ale był on również godłem rodziny Dragneel'ów, którzy pochodzili z Sycylii.

Gdy dzisiaj przed południem Fullbuster podjechał prosto pod jego dom i zaczął się wydzierać na całe gardło że muszą natychmiast jechać się rozerwać, myślał że zastrzeli go na miejscu. Dobrze że sąsiedzi go znają bo w przeciwnym wypadku jeszcze przez przypadek wezwaliby policje za zakłócanie spokoju.

Całe szczęście że wyjaśnili sobie wszystko odnośnie Lucy, a Gray nie chował jakiejś większej urazy do Natsu. To był splot nieszczęśliwych wydarzeń, że obydwoje ją spotkali w podobnym miejscu i czasie. Koniec końców Fullbuster mu ,,przebaczył'' bo byli dla siebie niemal jak bracia.

Wracając. Czy tego chciał czy nie, Natsu musiał na szybko się spakować. Włożył do torby ręcznik i koszulkę. Zdążył jeszcze włożyć na tyłek czarne szorty i wsunąć klapki na stopy. Pistoletu nie brał bo nawet nie miał gdzie go schować, a będzie ryzykował władając go do torby? Nie. Jego ukochany Browning był zbyt cenny, a jeszcze jak ktoś by mu go zajebał to chyba by się pociął. Nie może go stracić po raz drugi.

Właśnie w tym momencie byli w drodze samochodem bez dachu. Rzecz jasna to Gray siedział za kołkiem. Natsu był dzisiaj zbyt rozjuszony by prowadzić, a poza tym on wcale nie chciał jechać na jakąś bzdurną plaże. Już wolałby pojechać do ekskluzywnego klubu, ale Fullbuster uparł się jak wół. Nie kłócił się z nim bo przecież skoro obiecał to obiecał...

Podkurwiony zsunął okulary słoneczne z włosów na oczy. Po pierwsze słonce nieubłaganie go raziło, a po drugie nie chciał by wiatr mu je zdmuchnął z głowy podczas jazdy. Za dużo za nie zapłacił, żeby stracić je z tak beznadziejnego powodu.

Na dworze panował okropny skwar i zaduch, ale jemu to nie przeszkadzało. Uroki życia w gorącej Kalifornii. Z uwagi na swoją ciemniejszą karnację nie musiał przejmować się czymś takim jak krem do opalania. On zawsze opalał się na delikatny brąz. W przeciwieństwie do Graya, słońce dobrze działało na jego skórę.

— Wiesz czego nie mogę się doczekać? — zaczął Fullbuster, gdy stanęli na czerwonych światłach. Korzystając z okazji, sięgnął po krem z mocnym filtrem i na szybko nasmarował sobie twarz i ramiona. On w przeciwieństwie do Dragneela był dość blady i opalał się na różowo.

— No? — zapytał znudzony wkładając papierosa z ust. Z tego wszystkiego chciało mu się palić jak jasna cholera.

— Żeby napić się zimnego piwka w jakiejś nadbrzeżnej knajpce. — radośnie zacmokał, gdy spojrzał na przechodzące po pasach laseczki w samych strojach kąpielowych. — O patrz tylko na te gorące dupeczki! Już się zaczynają uroki lata. — zaśmiał się na co siedzący z boku mężczyzna przewrócił oczami.

— A ty czasami nie miałeś być przybity po koszu jaki dała ci Lucy? — zapytał podnosząc jedną brew do góry. Już sam nie rozumiał swojego przyjaciela. — Dość szybko ci przeszło nie ma co.

— Kurwa mać. — chytry uśmieszek momentalnie zszedł z jego twarzy. — Miałeś mi nie przypominać. — jęknął i spojrzał na niego pretensjonalnie. — Tak dla jasności ja nadal noszę ją w głowie i żałuje tego jak jasny gwint, ale ona dobitnie powiedziała że nie mam co liczyć na drugą szanse. Wiesz nie jestem z tych co będą naciskać na siłę. To jest właśnie powód dla którego udajemy się razem na plaże. Musze odciągnąć od niej swoje myśli bo zwariuje.

— Tsh. Rób co chcesz, mnie to nie obchodzi. — machnął ręką i chciał spojrzeć w drugą stronę, ale znów dobiegł go głos Graya, a potem poczuł jak szturcha go łokciem w ramie.

— Ohoho! Spójrz tylko tą lasencje. Te w tym stroju w żółte paski.

Dragneela nie bardzo to interesowało, a jednak mimowolnie powiódł za nim wzrokiem. Zmierzył dziewczynę od góry do dołu. Miała spore zderzaki i ogólnie ładną figurę. Lubił takie, ale co ciekawe dla niego dość duże znaczenie miało wnętrze. Co z tego jeśli kobieta na zewnątrz jest ładna, gdy w środku jest pusta? Zupełnie jak bezwolna lalka.

— W sumie tamta brunetka nie jest jakaś zła. Ma całkiem niezłe cycki. — mruknął, gdy kątem oka dostrzegł jak inne kobiety się na nich oglądają i szepczą coś rozochocone między sobą. No tak. To są właśnie uroki tego wszystkiego. Było gorąco, a on nie miał na sobie koszulki tak więc jego tatuaż jak zwykle przykuwał uwagę.

— Chyba też sobie walne jakiś tatuaż. — burknął Gray, gdy sygnalizacja wskazała zielone światło.

— Przecież masz już jeden na piersi. — trafnie zauważył. — Po co ci więcej?

— No tak, ale on nie przykuwa wzroku jak duży czerwony smok na całe plecy. Też sobie zrobię coś podobnego z tym że może na całej ręce. Wiesz, tak zwany rękaw, tylko na lewej czy prawej?

— Na dupie sobie zrób to wtedy na bank zrobisz furorę. — prosto zironizował i oparł się o bok drzwi.

— Ale ty jesteś dzisiaj uszczypliwy. — głośniej westchnął. — Chyba wstałeś lewą nogą, a może Lisanna znów daje ci w kość? — zaśmiał się i zerknął na przyjaciela jednak dostrzegając jego mocno zmarszczone brwi zawiązał język na supeł. Lepiej nie wchodzić na ten temat, gdy był rozdrażniony.

— Nie, po prostu jakiś debil wydzierał się pod moim domem. — warknął wyrzucając peta gdzieś na jezdnie. — Dodaj gazu bo też bym się napił zimnego piwa.

— Tak jest kapitanie. — dumnie zasalutował co Dragneel skomentował głośnym westchnięciem.

***

Los Angeles Westside, Venice Beach, godzina 12:00.

Po jakiś pięciu minutach byli na miejscu. Ludzi było tyle co w mrowisku. Mieli nie lada problem ze znalezieniem wolnego miejsca parkingowego, jednak jak można się było spodziewać, Dragneel dość szybko się o to postarał i miejsce znalazło się w mniej niż dwie minuty.

Właśnie w tym momencie siedzieli na tarasie i czekali na swoje zamówienie. Gray nieustannie trajkotał o jakiś pierdołach. Widząc nadchodzącą osobę, Dragneel odsunął się lekko do tyłu i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Nie dalej jak parę minut temu spławili jakieś klejące się do nich laski. Były brzydkie i nie podobały im się. Upierdliwość.

— Bardzo proszę, wasze zamówienie. — młoda kelnerka podeszła do stolika i postawiła im przed nosem zimne piwo w kuflach oraz popielniczkę. Cała zarumieniona, uśmiechnęła się nieśmiało i znacząco spoglądała na Natsu. — Życzycie sobie coś jeszcze?

— Póki co nie, dzięki. — odezwał się Gray, a Natsu tylko pokiwał głową przecząco.

— O-okej jak coś to jestem za barem. — rzuciła na odchodne jednak jak gdyby z zawodem.

Fullbuster chwile zaczekał, aż dziewczyna oddali się na wystarczającą odległość. Nachylił się nad stołem i wlepił wzrok w palącego papierosa przyjaciela.

— Ty widziałeś jak się na ciebie gapiła? — wypalił nagle. — Przecież pożerała cie wzrokiem jakbyś był najgorętszym towarem w tej knajpie. Jak zwykle masz powodzenie i to chyba nigdy się nie zmieni. A propo skoro masz dosyć Lisanny to mógłbyś dla odmiany wyrwać sobie jakąś inną pannę. Może przynajmniej zeszłoby z ciebie to ponure ciśnienie. — zaśmiał się i wziął do ręki szklany kufel. Upijając pierwszy łyk swoją twarz zwrócił w kierunku kręcących się nieopodal w samych strojach kąpielowych kobiet. — Fiu fiu, całkiem dobry mamy ten punkt widokowy.

To prawda bo mieli stąd idealny widok na plaże. On miał problem z Lisanną? Nie, to ona miała jakiś chory problem. Ostatnimi czasy nie dawała mu spokoju, a nawet nachodziła go we własnym domu. Przypomniawszy sobie o tym, znów zepsuł mu się humor o ile w ogóle można powiedzieć, że go miał. Gray jak zwykle papla za dużo tym swoim niewyparzonym jęzorem.

Nie skomentował jego słów, a jedynie odgiął głowę nieco do tyłu i groźnie zmrużył oczy. Mimo że miał okulary to słońce okropnie go raziło. Oparł lewy łokieć o balustradę i wciąż paląc papierosa, zwrócił swój wzrok w stronę plaży.

— A co powiesz na tamtą szatynkę leżącą na niebieskim ręczniku? — Gray wskazał w tamtym kierunku palcem. — W sumie towarzysząca jej koleżanka też jest niczego sobie. Aa, już nie wiem na kim skupić mam wzrok. — zawołał zrezygnowany i podekscytowany jednocześnie. — Mimo że nie znoszę ciepła to lato jest najlepszą porą roku w Kalifornii!

Fullbuster był takim kobieciarzem, że to głowa mała.

Dragneel ze znużeniem przeczesywał teren, jednak w pewnym momencie w jego bystre oczy wpadła damska sylwetka, która można powiedzieć zwróciła jego uwagę. Choć tego nie chciał, nieświadomie zaczął podążać za nią wzrokiem by po paru chwilach całkowicie się na niej skupić.

Głos Graya stał się jak gdyby odległy by z czasem całkowicie zaniknąć. W tym momencie nie słuchał go kompletnie, a spoglądał w stronę linii wody gdzie stała ów piękność.

Kobieta w czarnym, dwuczęściowym stroju w białe kropki. Przeciągała się zwinnie jak kotka. Widział ją od tyłu i z oddali, ale zważając na to że wzrok miał sokoli wystarczyło by dostrzegł to co trzeba było. Stała we wodzie zamoczona ledwie za kolana i pochylała się w stronę piaszczystego dna. Czyżby zbierała muszle? — zaśmiał się w myślach. Automatycznie zawiesił wzrok na apetycznie wyglądających pośladkach.

Rzadko kiedy się to zdarzało, lecz musiał przyznać; spodobała mu się jej figura. Długie nogi, smukłe łydki, zgrabne szerokie uda i talia osy. Jej twarzy ani głowy nie widział bo miała na sobie dość spory kapelusz, który zasłaniał włosy. Oby to nie była blondynka — pomyślał, choć nawet jeśli była to nie szkodzi. Zaintrygowała go co było niespotykane.

Przypomniały mu się niedalekie słowa Graya. Może faktycznie poprawi mu się humor jak zaliczy jakąś przypadkową pannę? Czemu by nie skoro jakiejś cizi cudem udało się wpaść mu w oko. Poderwał się z miejsca na co Gray automatycznie zamilkł. Zdziwiony spoglądał na swojego przyjaciela nie wiedząc co sprawiło jego nagłe poruszenie. Już otwierał usta by coś powiedzieć, ale uprzedził go głos Natsu.

— Zaczekaj tu chwile... — rzucił do Fullbustera i nawet nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku syreny którą chwile temu sobie wypatrzył. Palcami wolnej ręki zaczesał włosy do tyłu, a na twarz przybrał ten swój łobuzerski uśmieszek. Nawet się nie spoci, gdy zaciągnie ją gdziekolwiek, choćby do kabiny przebieralni na mały numerek.

— O, a cóż to? — szepnął Gray spoglądając na oddalające się plecy Dragneela. — Czyżby ktoś wpadł naszemu niezainteresowanemu przystojniakowi w oko? — zaśmiał się i z zaciekawieniem spojrzał na plaże po której parę sekund później dostrzegł kroczącego przyjaciela. Zaintrygowany wziął niebieską słomkę do ust i mruknął niewyraźnie. — Może być całkiem ciekawie, bierz ją Salamandrze.


***

Levy poszła po drinka już dobre dwadzieścia minut temu. Oglądała się za nią przez cały czas, ale mały diabeł przepadł jak kamień w wodę. Musiała pilnować ich rzeczy, więc nie mogła się zbytnio oddalać. Gdy znudziło jej się szukanie przyjaciółki to postanowiła że przejdzie się piaszczystym brzegiem. Wejść do wody nie miała za bardzo jak, ale to nie przeszkadzało by zamoczyć chociaż nogi.

Poprawiła nieco kapelusz i weszła do błękitnej wody która ze względu na panujący wszędzie ukrop była dość ciepła aczkolwiek orzeźwiająca. Przyjemna bryza otulała jej twarz powodując że szeroki uśmiech gościł na jej twarzy. Szum wody i odgłosy jakie wydawały z siebie mewy były tym co ją koiło. Rozciągnęła się i rozkoszowała pięknem otaczającej jej natury.

Tuż przed palcami u stóp na dnie zauważyła ładny kamyczek. Schyliła się po niego i trzymając go w dłoni chwile tak mu się przyglądała. Pomyślała że i tak ma ich w domu dużo, więc z powrotem wrzuciła go na miejsce.

Ręką przejechała po piekącym i lekko zaczerwienionym ramieniu. Krem którym smarowała się jakiś czas temu, całkowicie wchłonął się w jej nagrzaną skórę. Odwróciła się i swoje kroki skierowała do leżaka na którym zalegała jej torba i pościelony ręcznik. Usiadła na nim i po raz kolejny dobrze się nasmarowała.

Wygodnie się położyła, a kapelusz zsunęła na twarz tak by słońce jej nie raziło w oczy. Po paru chwilach gdzieś w tle za sobą usłyszała przepełnione słodkością, podekscytowane piski, ale nie chciało jej się z powrotem wstawać by zobaczyć co było przyczyną tego nagłego poruszenia wśród kobiet. Teraz była tylko ona, szum wody i błogi spokój.

***

Słyszał szepty za plecami, ale nie zwracał na nie uwagi. Ignorował także wszystkie pożądliwe spojrzenia i zarumienione kobiece twarze, które śledziły każdy jego krok. Parł naprzód do aktualnego celu jaki sobie parę chwil temu obrał. Stanął tuż obok leżaka na którym chwile temu się położyła.

Dostrzegł ładnie zarysowane mięśnie na łydkach i pojedyncze krople wody ściekające po kusząco odsłoniętych udach. Mimo że upał i słońce nigdy mu nie przeszkadzały to na widok dużych i jędrnych piersi zrobiło mu się goręcej. Miała piękne ciało. Dobrze, że była sama bo nie przepuści takiej okazji. Uśmiechnął się jeszcze szerzej odsłaniając rząd idealnie białych zębów. Żadna dupa się temu nie oprze. Odsunął okulary na głowę zaczesując przy tym grzywkę do tyłu.

— A cóż to? Syrena chyba z oceanu na ląd uciekła. — zagadał i pewny siebie czekał na reakcje dziewczyny. Niech tylko odsłoni ten swój kapelusik — pomyślał i skrzyżował dłonie na wyrzeźbionej klatce piersiowej.

Gdy usłyszała ten tekst, gwałtownie otworzyła oczy. Tak coś właśnie czuła że ktoś stał tuż nad nią, ale myślała że tylko jej się wydawało. Dostrzegła zgrabne męskie łydki tuż obok leżaka. Niby obok niej nie było żadnej innej kobiety, ale do końca nie wiedziała czy ten tani tekst z pewnością był do niej?

Zniesmaczona postanowiła odsłonić kapelusz by spojrzeć na odważnego amanta z koziej dupy i szybko go spławić bowiem nie szukała nikogo. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to ładnie opalone męskie ciało, a potem idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa. Na ten widok nieświadomie zagryzła dolną wargę i przełknęła ślinę. Czuła jak jej serce przyspiesza rytmu. Z początku pomyślała, że może okazać się całkiem niezłym ciachem, ale gdy tylko spojrzała wyżej i natrafiła na te oliwkowe tęczówki, które tak źle jej się kojarzyły; wycofała te słowa z prędkością światła...

Jeszcze tego tu na dokładkę brakowało!!! — krzyczało jej spanikowane wnętrze.

Zapewne niespodziewający się jej oblicza mężczyzna przeżył ten sam szok co ona bo gdy tylko ją ujrzał, jego mina równie gwałtownie zrzedła. Ba! Wydawało się że biedak aż pobladł z tego wszystkiego bo odruchowo zacisnął dłonie w pieści.

Tak się zarzekał, że jest grubą krową a jak przyszło co do czego to nazywa ją syreną? Chciało jej się płakać i śmiać jednocześnie, gdy dostrzegła jak napiął mięśnie szczęki, a rysy jego twarzy niebezpiecznie się zarysowały. Pewny siebie uśmieszek zniknął w zawrotnym tempie, a on wyglądał jakby porządnie oberwał w twarz i nie wiedział jak powinien zareagować.

Nie mogła dać po sobie widzieć żadnych emocji, więc dość szybko się opanowała.

— Słoneczko chyba zbyt mocno przygrzało w głowę, co? — odparła uszczypliwie widząc jak w mężczyźnie wprost się gotuje. Stosując jego taktykę, uśmiechnęła się cwaniacko co tylko jeszcze bardziej go rozjuszyło. Widziała jak toczy ze sobą zażartą bójkę w środku. — Zluzuj trochę bo zaraz wybuchniesz, Płomyczku.

Usłyszawszy jak go nazwała, czuł że wulkan do którego ta pinda stale dokładała zaraz eksploduje. Już otwierał usta by porządnie jej się odgryźć, ale wtedy dobiegł ich donośny rechot. Lucy aż za dobrze wiedziała do kogo on należał, więc nawet nie musiała się odwracać.

— O ja pierdole, nie mogę... o kurwa... — ledwo wydusiła, gdy przez śmiech jedną ręką trzymała się za swój drobny brzuch, a w drugiej niosła drinka z palemką. — Syrena chyba z oceanu na ląd uciekła? Sorry, ale gdzie uczą takich dennych tekstów!? — zawołała, gdy stanęła po drugiej stronie leżaka, wprost naprzeciwko Dragneela.

— Oh, daj mu spokój Levy. — Heartfilia machnęła pobłażliwie ręką i założyła nogę na nogę, swobodnie dyndając stopą w powietrzu. — Najwyraźniej nie jest mistrzem podrywu a ty już od razu musisz mu dokuczać. Widzisz przecież jak się facet spiął. — mówiąc to posłała Dragneelowi ostatnie triumfalne spojrzenie, a potem z powrotem nasunęła kapelusz na nos. Na wspomnienie jego miny i furii bijącej z oczu, na jej ustach błąkał się lekki uśmieszek którego on na szczęście nie mógł dostrzec. Ktoś taki jak on, zagadał do kogoś takiego jak ona? Przecież on ją uważał za robaka, którego trzeba zgnieść. Czuła się na wygranej pozycji.

Levy zmierzyła go od stóp do głów i głośno prychnęła. Od samego początku nie spodobał jej się ten typ, a gdy tylko z oddali dostrzegła że jakiś domniemany kurwiarz przypałętał się do jej kochanej Lu, natychmiast musiała zainterweniować. Nawet przerwała swój zażarty flirt z przystojnym barmanem, taka z niej wspaniała przyjaciółka!

— Dobra, spadaj leszczu. — warknęła mierząc się z nim z wzajemną wrogością. — Bo jak sam widzisz Lu nie jest tobą zainteresowana i ma już lepsze towarzystwo. — mruknęła McGarden i jakby nic się nie stało zajęła leżak obok Heterfilii.

Lucy nie odzywała się, ale czuła te cholernie napiętą atmosferę pomiędzy nimi. Wiedziała że jej przyjaciółka jest w gorącej wodzie kąpana i może nie odpuścić jeśli ten debil palnie coś równie głupiego. Wciąż bacznie obserwowała jego nogi spod kapelusza. W głębi duszy błagała, żeby Dragneel odpuścił i po prostu je zostawił w spokoju. Jakie było jej zdziwienie gdy po raz kolejny usłyszała jego głos.

— Jak na taką małą osobę to jesteś całkiem wyszczekana. — odezwał się tym swoim bezuczuciowym tonem. Nie byłby jednak sobą gdyby nie dodał swoich trzech groszy. — Nie pyskuj tyle bo ci nigdy cycki nie urosną. — gdy uszedł może z dwa kroki, dumnie zadarł podbródek ku górze i rzucił przez ramię. — Lepiej wracaj do obsługiwania serferów płaska decho bo na tym powinnaś znać się najlepiej.

Wiedział że trafił w czuły punkt, ale nawet nie czekał na jej reakcje. Gdy zarejestrował moment w którym rzednie jej mina, po raz ostatni uśmiechnął się cynicznie. Rzecz jasna specjalnie, żeby widziała.

Usłyszawszy te słowa, Levy aż zachłysnęła się drinkiem. Momentalnie chciała zerwać się z miejsca, ale powstrzymała ją przed tym stanowcza ręka Heartfilii.

— Nie warto. Zostaw go już. — szepnęła błagalnie, ale dostatecznie głośno by nabuzowana McGarden usłyszała.

— Ty słyszałaś co on do mnie powiedział?! — oburzyła się i spojrzała na oddalające się plecy mężczyzny. Zmrużyła oczy i dostrzegła jego duży tatuaż. — Kto to kurwa mać był? Jakiś twój znajomy czy co? — warknęła, ale ku uciesze Lucy, odpuściła.

— Nie, nie znam go... — odparła niemal natychmiast. Najwyraźniej McGarden niczego się nie domyśliła bo z powrotem opadła na leżak. Lucy odetchnęła z wyraźną ulgą. — A tak poza tym małe jest piękne, więc nie przejmuj się tego głupią gadką bo dla mnie jesteś idealna.

Usłyszała prychnięcie.

— Może i ciało miał w kurwę seksowne, ale brzmiał jak kawał niezłego gnoja. Szkoda że mnie zatrzymałaś bo jeszcze bym mu przyjebała. — przechyliła szklankę i upiła łyka mocnego drinka. — Palant, idiota i debil! — klęła jak szewc. — Pewny siebie cwaniaczek..

O tak. Lucy już widzi jak Levy mu przywala.. To tak jakby fretka rzuciła się na lwa. Szkoda, że nie mogła jej powiedzieć prawdy...

— Levy błagam cie. I tak nie miałabyś z nim najmniejszej szansy. Jakby cie złapał to tak jakbyś wpadła w stalowe wnyki. — wiedziała co mówi bo Dragneel nie raz ją zakleszczał w swoim uścisku. — Leż spokojnie chociaż przez chwile. Czuje, że zaczyna boleć mnie brzuch. — wcale ją nie bolał, ale rozpaczliwie chciała zmienić temat zanim zabrnie to za daleko.

— Brzmisz tak jakbyś wiedziała że jest silny. — wypaliła z dupy i nadęła policzki. — Mięśnie to nie wszystko, pamiętaj o tym Lu.

Lucy już nic więcej nie powiedziała, a jedynie przewróciła oczami. Jak można mieć tak cholernego pecha, żeby co rusz spotykać go na swojej drodze? Było jednak coś czego nie mogła wyrzucić ze swojej głowy. Dlaczego ten debil musiał być tak nieziemsko przystojny? Musiała przyznać, że matka natura mu niczego nie poskąpiła. No może z wyjątkiem paskudnego charakterku.

— To chyba jakaś kara boska... — nieświadomie mruknęła pod nosem.

— Co mówiłaś?

— Nie, nie. — odparła zakłopotana. — Nic takiego.

Dotarło do niej coś jeszcze. Swoją denną popisówką tylko pokazał, że mu się spodobała. Mimowolnie głupkowato się uśmiechnęła. Czuła na swoich policzkach palące rumieńce. To na pewno przez upał i mocne słońce.

Tak, z pewnością.


***

Obserwował całe zdarzenie ze stolika gdzie wcześniej obydwoje pili piwo. Żałował że nie słyszał ich rozmowy, ale wnioskując po reakcji Dragneela chyba nie poszło po jego myśli. W momencie gdy przyszła do nich jakaś płaska laska dość szybko się to potoczyło.

Gray dostrzegł jego zaciśnięte pieści i napięte mięśnie.. Zmarszczył brwi. Czyżby właśnie okazało się że panienka którą sobie wypatrzył dała mu kosza? Nie, to chyba nie było możliwe. To nierealne — wciąż odganiał od siebie te myśli, ale gdy Natsu zamaszyście się odwrócił i dostrzegł wyraz jego twarzy on sam również wstał. Szybko zapłacił za piwo i pognał w stronę przyjaciela.

— Ej stary co jest? — zaczął przez głupkowaty uśmiech zatrzymując się tuż przed nim. — Nie gadaj, że ci odmówiła!

Z oliwkowych oczu Dragneela biła nieopisana wściekłość z domieszką czegoś czego nawet Gray nie potrafił odgadnąć.

— Nic. Odechciało mi się. — warknął i wyminął go. Całe szczęście, że Gray nie widział jej twarzy i nie wiedział że to Lucy we własnej osobie. Chyba by nie zdzierżył tego faktu że się przed nią ukorzył, a Fullbuster nie dawałby mu żyć przez najbliższe tygodnie jak nie lata...

— No weź nie bądź taki. — zawołał w biegu próbując dotrzymać z nim równego kroku. — Dokąd ty w ogóle idziesz?

— Dokądkolwiek, byle najdalej stąd. — wypalił. Widząc jak Gray otwiera po raz kolejny usta, dodał. — Zamknij się już i chodź.

Spotkać ją tu w tym samym miejscu i czasie? To chyba jakieś przeklęte fatum w które nie chciał do cholery jasnej uwierzyć. Jakby tego było mało, właśnie sam przyznał, że ona ma... ładne ciało. Pojebało go do reszty bo przecież on wcale tak nie myślał! Że też nie rozpoznał jej od razu. Zaoszczędził by swojej zmiażdżonej, męskiej dumy...

Dziwnie się czuł z tą sytuacją, ale miał cholerne wrażenie że przegrał z kretesem. Po raz pierwszy nie wiedział jak powinien się zachować. Nie rozumiał samego siebie, ale gdy odsunęła ten pieprzony kapelusz, język ugrzązł mu w gardle a on poczuł jak gdyby spadł w przepaść. Ktoś taki jak ona...

— Przeklęta gruba krowa... — nieświadomie warknął na głos.

— Kto? — zapytał idący obok Gray.

— Nic. Nie ważne, muszę się napić czegoś mocnego. — burknął, wbił dłonie w kieszenie i przyspieszył kroku zostawiając zdezorientowanego Fullbustera w tyle. To była niespotykana rzadkość usłyszeć od niego takie słowa.

Gray nie rozumiał reakcji swojego przyjaciela. Wiedział jednak że chyba trafiła kosa na kamień bo po raz pierwszy widział Dragneela w takim stanie i to z powodu jakiejś cizi. Co jednak miał zrobić?Wzruszył ramionami i posłusznie za nim poszedł. Dla niego każda okazja by się napić jest na wagę złota!

C.D.N
___________

Haha xD Troche sie posmialam w tym rozdziale xD W kolejnym tez bedzie sie dzialo :D :D :D Wstawie w weekend bo rowniez jest gotowy ^^ 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro