Tom II, Rozdział 7. Od A do Z.
1 kwietnia 1961r, mieszkanie Levy McGarden, godziny wieczorne.
— Lucy.
Nie odpowiedziała, a głos jej najlepszej przyjaciółki brzmiał gdzieś w oddali, zupełnie jak echo.
— Ej, Lucy!!!
W końcu usłyszała piskliwy wrzask Levy tuż przy swoim uchu, a potem poczuła bolesnego kuśkańca w żebra.
— Auć! — krzyknęła z przestrachem masując obolałe miejsce. Zdezorientowana spojrzała w jej kierunku i ujrzała parę piwnych, wlepionych w nią oczu i śmiesznie nadęte policzki. — Co ty robisz? — zapytała, wyrwana z chwilowego letargu.
— Wołam cie już chyba dziesiąty raz z rzędu. — burknęła machając jej przed oczami jakimś tanim czasopismem, które przed chwilą razem przeglądały. — Zacięłaś się czy co? Pytałam która kiecka z gazetki jest najbardziej czaderska, ale nie mogę się od ciebie doprosić o odpowiedź! — zawołała z wyrzutem. — Chora jesteś czy jak, a może masz gorączkę? — przytknęła zewnętrzną część dłoni do jej czoła sprawdzając czy Lucy nie ma podwyższonej temperatury.
— Nie, tak tylko się zamyśliłam. — odparła pospiesznie i pokiwała głową na boki. — Już cie słucham, to co tam chciałaś?
— Oj Lu, nie przejmuj się tak. — zaczęła głośno wzdychając. — To że jakiś frajer wystawił cie na pierwszej randce nie oznacza, że masz mi się tutaj zawieszać, co nie? Zobaczysz, że jeszcze znajdziesz innego i lepszego faceta, a może w dodatku niebywale dzianego. — drgnęła brwiami z tym swoim przebiegłym uśmieszkiem, po czym dodała. — W końcu to my tu jesteśmy od przebierania i wybrzydzania i to o nas te pazie mają się starać.
— No może trochę. — powiedziała przez śmiech. Porównanie mężczyzn do pazia? Takiego określenia jeszcze nie słyszała.
— To my tu jesteśmy księżniczkami, ha! — głodna Levy sięgnęła po kubełek smażonych kurczaków i zaczęła oblizywać palce. Lucy nie przepadała za mięsem, więc pokusiła się na swoje ukochane żelki.
— Tak, masz racje, przepraszam Levy. Już nie będę się tym tak przejmowała, a co do bogatego faceta to przecież dobrze wiesz, że ja takiego nie szukam. — odparła szczerze bo dla niej nie liczyła się wartość materialna, a wnętrze. Choć co do jednego Levy miała racje. Przejmowała się i jak widać nie umiała dobrze się z tym kryć.
Prawda jest taka, że jej głowę zaprzątało coś o wiele bardziej poważniejszego niż jakaś nieudana randka z Grayem. Parę dni temu dowiedziała się, że jej mama miała wielu przyjaciół tutaj w Los Angeles, których następnie opuściła bez żadnej informacji. W dodatku najlepsze kontakty miała z facetem, który okazał się być Bossem najpotężniejszej mafii w mieście jak nie w całym Stanie Kalifornia.
Wciąż zachodziła w głowę, czy Layla wiedziała o jego przynależności i drugiej stronie medalu? Wydawało się to całkiem realne bo skoro byli tak zżyci ze sobą i byli najlepszymi przyjaciółmi, to raczej musiała o tym wiedzieć... prawda? No i pozostawia jeszcze ta druga kwestia. A mianowicie zawarcie układu z samym Makarovem Dreyarem.
Zaproponował jej dołączenie do Fairy Tail i zaoferował każdą możliwą pomoc. Był równie zdeterminowany co ona, by pojmać morderców Layli. Z jednej strony była to kusząca propozycja, zaś z drugiej obawiała się. Nie chciała wkraczać w przestępczy świat, ani moczyć własnych dłoni w cudzej krwi. Zapewniał ją że nie będzie musiała robić niczego wbrew swojej woli, ale to tak jakby też w tym siedziała. Chociażby przez wiedzę o tym...
Momentalnie przypomniała sobie o tej pseudo randce w operze i o tym jak spotkała Natsu, a potem jak została gwizdnięta sprzed siedziby. Po raz kolejny ją uratował za co była mu wdzięczna, no ale... jakiś niesmak pozostawał. Naprawdę Dragneel trafnie ją określił. Była jak chodzący magnez na kłopoty.
Nerwowo pokręciła głową chcąc wyrzucić to z pamięci. Postanowiła dzisiaj o tym nie rozmyślać, a poświęcić ten czas dla swojej przyjaciółki. Spojrzała na Levy, która z tłustymi paluchami wcinała kurczaki i przeglądała czasopisma. Te jej napchane policzki przypominały słodkiego chomika. Teraz to ona była dla niej rodziną. Była najważniejszą osobą i jedyną jaka jej pozostała na tym okrutnym świecie.
— Ej, pokaż no mi jeszcze raz te kiecki. — powiedziała Lucy i wyrwała gazetkę z jej rąk. — Chyba aż sama sobie jakąś kupię, pomożesz mi potem? — zapytała przebiegle. Przecież dobrze wiedziała, że Levy uwielbia ją ubierać po swojemu i czesać różne fryzury.
Bingo. Złapała przynętę.
— No i jeszcze pytasz?! — pisnęła podekscytowana, sekundę po tym uwieszając się na jej ramieniu. — Zaraz wybiorę ci najkrótszą i najbardziej obcisłą jaką tutaj znajdę. Będziesz wyglądała jak najlepsza sucz na świecie. — zapewniła.
Lucy uniosła jedną brew ku górze.
— Jeszcze przed chwilą byłam księżniczką, a teraz awansowałam na sucz? — zapytała nie kryjąc rozbawienia. — Czym sobie na to zasłużyłam?
— Swoją cholernie seksowną figurą, której jak jasny gwint ci zazdroszczę! — fuknęła wystawiając język.
Przez chwilę spoglądały na siebie, a potem parsknęły gromkim śmiechem.
Obydwie siedziały na rozłożonej wersalce, w samych piżamach. Na podłodze tuż przed telewizorem porozrzucane były jakieś kolorowe babskie pisemka, a one słuchały muzyki i jednocześnie trajkotały o pierdołach.
Poplotkowały, powybierały sobie spódniczki, Levy pobawiła się we fryzjerkę i zrobiła Lucy długiego warkocza, żeby rano miała jeszcze bardziej falowane włosy. Uwielbiała ją czesać, a ona nie miała nic przeciwko.
Pośmiały się z jakiejś dennej familiady w telewizorze i późną nocą poszły spać. Dziś obyło się bez głośnych pisków oraz wrzasków zdenerwowanego sąsiada za ścianą. Zresztą nawet jeśli znów by się do nich dojebał to nic by nie wskórał. Jak szaleć to szaleć.
Dość często nocowały u siebie naprzemiennie. Dzisiaj jednak była kolej u Levy. Obydwie wstawały rano do pracy, ale to McGarden wychodziła z domu wcześniej. Nie było to jednak problemem bo Heartfilia posiadała dodatkowe klucze od jej mieszkania.
***
Lucy wstała o ósmej rano. Cała połamana bo jak się mogła spodziewać, Levy użyczyła sobie jej piersi jako poduszek do spania. Raz dwa wykonała poranne czynności, rozpuściła włosy i dokładnie rozczesała. Przejrzała się w lusterku i z satysfakcją przyznała, że wyszły jej piękne fale.
Wchodząc do kuchni zauważyła na stole naszykowaną kawę, dwie kanapki z serem i klucze na wierzchu. To nic że była już zimna, to wcale jej nie przeszkadzało. Upiła pierwszego łyka i z uśmiechem przyznała, że nie pożałowała jej cukru. Levy twierdzi, że tak słodkich ,,szczochów'' nie da się pić, ale cóż miała zrobić? To nie jej wina że uwielbia słodycze i delektować się przesadnie słodką kawą. Taki już jej urok.
Wypiła całą zawartość kubka na parę łyków, wzięła torbę, zamknęła drzwi i udała się do pracy. Przez pół drogi rozmyślała o wybitej szybie w kawiarni. O dziwo Pan Ichiya nie był zły ani nie robił żadnych problemów. Co było dziwne nie zgłosił sprawy na policje, ale może to nawet i lepiej?
Dragneel dość szybko się z nimi uporał — pomyślała z goryczą. I to właśnie tym zaprzątała myśli przez drugą połowę drogi... Ostatnio przyłapała się na tym, że coraz częściej o nim myśli. Głupia, powinna przestać.
***
Kawiarnia Blue Pegasus, godzina 15:00.
Dzień w pracy minął jej bardzo spokojnie. W prawdzie w szczytowym momencie, około godziny dwunastej lokal był wypełniony po brzegi, ale jak zawsze zwarte i gotowe dały sobie rade. Zabrała torebkę, pożegnała się koleżankami i wyszła tylnym wyjściem. Uszła może z cztery kroki, gdy naprzeciwko niej nieodziewanie ujrzała bukiet róż. Zaskoczona poderwała wzrok. Powtórka z rozrywki? — pomyślała.
— Nie wiem co mógłbym powiedzieć... — zaczął skruszony i wychylił się zza czerwonej wiązanki. — Strasznie zawaliłem sprawę, że wtedy nie mogłem się zjawić, ale wypadł mi bardzo, ale to bardzo ważny wyjazd... — jego głos brzmiał poważnie i smutnie jednocześnie.
Można powiedzieć, że zmuszony Natsu wyjaśnił mu całą sytuację od A do Z... Począwszy od incydentu w klubie Variette, potrąceniu na cholernym skrzyżowaniu, a skończywszy na tym, że dziewczyna została porwana sprzed siedziby głównej. Wszystko na jednym wydechu i przez telefon, ale wystarczyło by Gray zrozumiał. Teraz już wiedział co Dragneel miał na myśli mówiąc, że ta okolica tak źle mu się kojarzyła. Obydwoje darli ze sobą koty.
W życiu nie spodziewałby się że Natsu natknie się akurat na Lucy i że przeżyją razem tyle ,,niespodziewanych'' wydarzeń. Nie był zły na przyjaciela, ale też nie był zadowolony z jego postępowania. Znał go na tyle dobrze by wiedzieć jak naprawdę mógł potraktować Lucy. Od kiedy wrócił jeszcze się z nim osobiście nie widział, ale miał dzisiaj wieczorem do niego wpaść, a wtedy wszystko sobie wyjaśnią.
Zmieszany Fullbuster nie bardzo wiedział co powinien jej powiedzieć oprócz ciągłego korzenia się i przepraszania. Czuł się smutny i winny całego tego bagna w jakie wpakował dziewczynę. Bardzo się obawiał i domniemał, że teraz najprawdopodobniej go znienawidzi. Gdyby wiedział jakie relacje panowały między nią a Dragneelem, w życiu nie poprosił by go żeby poszedł w jego imieniu. Bardzo tego żałował co było po nim widać.
Lucy spojrzała na niego i przez chwile się zawahała. Już wcześniej myślała co powiedzieć, gdy go spotka, ale teraz jak gdyby język ugrzązł jej w gardle. Jeszcze będąc w domu pod prysznicem, przygotowała sobie całkiem niezłą wiązankę słów, ale gdy stanęła z nim twarzą w twarz, cała determinacja wyparowała hen hen daleko.
Oczywiście Levy kazała jej go spławić i jeszcze najlepiej walnąć torebką w twarz tak żeby frajer popamiętał, ale Heartfilia taka nie była. Spojrzała prosto w jego ciemno niebieskie oczy i zobaczyła prawdziwa skruchę i żal.
Zmarszczyła brwi i chcąc nie chcąc wyciągnęła dłonie po bukiet róż.
— Wiesz, że generalnie powinnam przestać się do ciebie odzywać, a bukiet wyrzucić do kosza? — mimo, że tak powiedziała to przyjęła prezent. Oczekiwała jakiegoś sensownego wyjaśnienia tego wszystkiego.
— Wiem. Masz prawo być na mnie zła. — podrapał się po tyle głowy i kontynuował. — Na prawdę przepraszam, że wyszło tak niezręcznie. Aż nie wiem co powinienem powiedzieć bo jakiekolwiek słowa ugrzęzły mi w gardle, ale może zacznę od początku. — nabrał więcej powietrza i wypalił. — Nie wiedziałem, że znasz się z Natsu...
— Czy znamy się? — prychnęła próbując wyglądać groźniej. — Ten drań omal mnie nie zabił i to dwa razy! — ryknęła trochę głośniej.
— Ale z tego co mówił to też uratował cie parę razy, czyż nie?
W jej oczach błysnęły drobne ogniki.
— Nie wierze, ty go jeszcze masz czelność bronić?! — oburzyła się na jego stwierdzenie i poprawiła spadający z ramienia, pasek torebki. — A tak poza tym, powiedział ci wszystko nie pomijając czegoś istotnego? — dopytała by mieć pewność. Nie wiedziała ile wiedział i czy Dragneel nie zataił przed nim jakiś ciekawych ,,szczegółów''.
— Tak, myślę że powiedział mi wszystko i wcale go nie bronie, ale gdyby był tak zły to chyba nie narażałby się by ci pomóc. — widząc jak zdenerwowana dziewczyna otwiera usta, szybko dodał. — Nic nie mów, dobrze wiem jaki jest Natsu. Jest arogancki i bezczelny, ale tylko dla osób których nie zna. Wiem, możesz mi nie wierzyć ale wiedz, że nie próbuje go tutaj wybielić czy specjalnie bronić. Chciałbym jednak byś wstrzymała się z pochopną oceną.
Na szybko przekalkulowała jego słowa. W sumie nie mogła zaprzeczyć, bo fakt faktem Dragneel wyratował ją parę razy z poważnych opresji. Gdyby nie jego pomoc, zapewne teraz kurwiła by się na pustyni, albo wąchała kwiatki od spodu. Zdenerwowana pomyślała, że czego on od niej oczekiwał? Chciał by nie oceniała go na podstawie tego wszystkiego? Czy on siebie w ogóle słyszał? Na te słowa aż się w niej zagotowało.
— On wcale nie miał zamiaru mi pomagać. — odparła chłodno. — To nie był jego główny cel. On po prostu kierował się wypełnieniem swojego zadania, a że ja napatoczyłam się po drodze to wyszło jak wyszło. Potem musiałam niezłe się za to odwdzięczyć. Wspominał ci może do czego mnie zmusił? — zapytała, ale widząc jak Gray milczy, kontynuowała. — Zmusił mnie do udawania prostytutki, a potem omal nie zastrzelił. Celował we mnie i nawet mu przy tym powieka nie drgnęła! Zapewnił mnie, że włos mi z głowy nie spadnie, a potem przyznał że byłam tylko narzędziem do wypełnienia zadania. Mogłabym tu stać i tylko wymieniać bo było tego dużo więcej. I ty chcesz żebym wstrzymała się od pochopnego oceniania go? Mało tego, zastraszył mnie i powiedział że jak cokolwiek pisnę to zastrzeli każdą drogą mi osobę, zaczynając od koleżanek z pracy. Chyba mi nie powiesz, że takie zachowanie jest normalne? Arogancki i bezczelny to jest mało powiedziane. On jest najzwyklejszym w świecie chamem i mordercą, który ani razu się z tym nie krył! — w końcu wyrzuciła to co leżało jej na sercu. Gray był jedyną osobą oprócz Makarova, której mogła to powiedzieć bez krępacji. Wiedziała, że Natsu i tak nic jej nie zrobi bo można powiedzieć iż była chroniona przez Dreyara.
Fullbuster stał dzielnie i przyjmował na klatę każde oskarżenie pod adresem przyjaciela. Fakt, dziewczyna miała cholerną rację. Wiedział o całej tej akcji, ale o szczególe takim jak to, że Natsu w nią celował nie usłyszał ani słowa. Nie wspominał również, że najpierw zapewnił ją że nic jej się przy nim nie stanie, po czym stwierdził że była narzędziem potrzebnym na czas zadania. Zastanawiał się jak wiele rzeczy zataił lub przekręcił na swoją stronę...
— Wiem o akcji w Mermaid Heel. Rozumiem, masz prawo być wściekła, możesz się nawet do mnie nie odzywać. Przepraszam cie za to wszystko, Lucy. Nie miałem pojęcia, zresztą on też nic mi nie powiedział, że wcześniej się spotkaliście. Co prawda wspominał, że ta okolica źle mu się kojarzy, ale przecież nigdy w życiu nie połączyłbym tego faktu z tobą. Ja nic nie wiedziałem o tym.
— Czy to oznacza, że wy obydwoje w tym wszystkim siedzicie? — zapytała i z uwagą obserwowała mimikę na twarzy chłopaka.
Gray obejrzał się za siebie jak gdyby chciał się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje ani nie kreci się w okolicy. To nie był temat o którym można swobodnie plotkować przy wszystkich. Na szczęście byli w zaułku na tyłach kawiarni, więc nikt tutaj się przewijał.
— Tak, można tak powiedzieć. — przyznał szczerze. — Pracujemy razem od wielu lat.
Usłyszawszy to dziewczyna prychnęła i zaśmiała się nerwowo.
— Po prostu świetnie. — mruknęła. — Zapewne gdybym nie dowiedziała się przez czysty przypadek, nigdy byś mi o tym nie powiedział. A więc wychodzi na to ze umówiłam się z mordercą, prawda?
Fullbuster zacisnął usta w wąska linie. Nie mógł zaprzeczyć skoro Lucy i tak wie praktycznie wszystko.
— Tak. W prawdzie miałem nadzieje... — przerwał na chwile by zaraz się poprawić. — Nie, łudziłem się że być może zgodzisz się pójść ze mną gdzieś raz jeszcze. Wiem jak to musi wyglądać, ale uwierz mi że zależny mi na naszej znajomości. Zdążyłem cie poznać przez te parę miesięcy, zależny mi na tobie. Ja naprawdę cie polubiłem, uważam że jesteś świetną dziewczyną, jedyną w swoim rodzaju. Wiem, że zasługujesz na kogoś innego, lepszego. Zrozumiem, jeśli mi odmówisz, ale chcę byś wiedziała, że ja bym cie nigdy nie skrzywdził. — gdy skończył, spojrzał z powagą prosto w bursztynowe tęczówki.
Chwilowa cisza. Heartfilia wysłuchała go do samego końca. Skoro on zamierza być szczery to ona również.
— Wiesz co ci powiem, Gray? — zaczęła po przemyśleniu jego słów. — Ja po prostu czuje się zawiedziona i oszukana. Nie zamierzam robić ci tutaj jakiś wywodów na temat tego czym się zajmujecie, ale ja nie chce mieć z tym nic wspólnego. Jestem zwyczajną dziewczyną i naprawdę nie chce mieć problemów. Już i tak zbyt wiele się dzieje w moim życiu, a wspomnienia z przeszłości nieustannie depczą mi po piętach. Nie obraź się, ale ty i ja... to nie wyjdzie. Masz moje słowo, że nikomu nic nie powiem czym się zajmujesz z Dragneelem, ale też nie umowie się z tobą więcej. Przykro mi Gray, ale to moja definitywna odpowiedź i nie ulegnie zmianom.
Fullbuster wydawał się być przygaszony, ale z drugiej strony czego on od niej oczekiwał? Że umówi się z kolesiem przez którego przyjaciela omal nie straciła życia? Że będzie chciała być z mordercą, który zabijał bez żadnych skrupułów? To wszystko brzmi tak niedorzecznie, że aż jemu samemu chciało się z tego śmiać. Rzecz jasna ironicznie.
— Wiem, zrozumiałem i nie będę ci się narzucał. — powiedział przybity i wbił wzrok w ziemie. — Wiedz jednak, że jest mi cholernie przykro że tak to wszystko się potoczyło. Ja naprawdę nie chciałem cie zawieść. Spieprzyłem sprawę po całej linii. — mówiąc to wbił jedną rękę w kieszeń, a drugą przejechał po twarzy.
— Uwierz, że mi również jest przykro, ale chciałabym żebyś wiedział, że nie patrze na ciebie przez pryzmat przyjaciela. Szczerze mówiąc ja i tak nie czuje żeby mogło coś z tego wyjść. — przyznała szczerze. Gray był dobry jako jej kolega, ale nie jako chłopak. Widziała po nim, że żałował tego wszystkiego.
— Rozumiem. — odparł po chwili. — W takim razie nie będę więcej próbował. Przynajmniej na razie.
Lucy pomyślała, że i tak póki co o kolejnej szansie może zapomnieć. Chyba jasno dała mu to do zrozumienia.
— I zapewne twoja nieobecność w mieście była związana z waszą ,,praca'', tak?
Chwila ciszy.
— Tak. Musieliśmy zając się czymś ważnym w sąsiednim mieście, ale nie będę wdawał się w szczegóły. Zapewne domyślasz się jak to musiało wyglądać. — wzdrygnął ramionami i uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
— Uwierz mi, że się domyślam. Widziałam was w akcji. Tego chama Natsu i takiego jednego napakowanego blondyna z dziwną blizną na oku.
— Masz na myśli Laxusa?
— Nie mam pojęcia, nie zapamiętałam jego imienia. — spojrzała na trzymany przez siebie bukiet róż i powąchała. — Mimo wszystko dziękuje ci za kwiaty, pięknie pachną.
— W porównaniu z tym co przeszłaś, pewnie nic nie znaczą, ale ciesze się że ci się podobają. — uśmiechnął się lekko.
Atmosfera zrobiła się dość niezręczna. Gray kopnął leżący przed jego butem kamyk, a ten odbił się parę razy od chodnika. Lucy spojrzała na zegarek na nadgarstku.
— Przepraszam cie, ale muszę już iść. — przerwała te napiętą sytuację jako pierwsza. — Jestem umówiona z przyjaciółką. Nie chce żeby się martwiła. Poza tym muszę jeszcze zrobić zakupy na wieczór.
Zrozumiał aluzję. Zrozumiał także że przegrał i stracił szansę bezpowrotnie.
— Jasne nie zatrzymuje, ale mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. — widząc, że dziewczyna milczy i czeka, kontynuował. — Mogę cie czasami odwiedzić w kawiarni i napić się przyrządzonej przez ciebie czekolady? — zaryzykował i zapytał z nadzieją w głosie. — Rzecz jasna samemu, bez Natsu.
Przez chwile wstrzymywał powietrze. Jeśli powie mu że nie chce go widzieć na oczy, zrozumie i nie będzie jej się już nigdy narzucał. Przygotowywał się na najgorsze, ale jakie było jego zdziwienie, gdy dziewczyna uśmiechnęła się, a potem usłyszał coś zupełnie innego.
— Oczywiście, że tak. Żeby była jasność ja wcale cie nie nienawidzę Gray. — łagodnie wypowiedziała jego imię. — Ale chce żebyś wiedział, że nie umowie się z tobą na kolejną randkę. Mimo to jeśli będziesz chciał porozmawiać, czy po prostu napić się czegoś ciepłego, drzwi kawiarni są zawsze dla ciebie otwarte. Nie mogę ci tego zabronić.
— Powiem szczerze, że ulżyło mi. — odpowiedział i niezręcznie zmierzwił się po włosach. — Już myślałem, że nie będziesz chciała mnie widzieć na oczy...
— Ale to nie oznacza że ci wybaczyłam. Nie akceptuje również tego w jaki sposób żyjecie i co robicie, ale to wasza sprawa. O ile mnie w to nie wplątujecie, ja nie mam nic do tego.
— Wiedz, że my jesteśmy tacy tylko dla tych złych ludzi, Lucy.
— To was nie usprawiedliwia. Wybacz, ale nie chce już więcej o tym słyszeć. — jej wyraz twarzy przybrał powagę. — A teraz, naprawdę, muszę już iść. — pożegnała się i zgrabnie go wyminęła.
Fullbuster nie zatrzymywał jej więcej.
— Mam nadzieje że do zobaczenia. Uważaj na siebie Lucy. — powiedział tak, żeby usłyszała na co w odpowiedzi skinęła głową.
Odprowadził ją wzrokiem do momentu, aż nie zniknęła za zakrętem. Wypuścił ciężkie powietrze z płuc i odgiął podbródek do tyłu, spoglądając na bezchmurne niebo.
— No cóż, przynajmniej przyjęła ode mnie kwiaty. — zaśmiał się na głos bo właśnie coś sobie przypomniał. — A Natsu dostał nimi w twarz...
***
Mieszkanie Natsu Dragneela, godziny popołudniowe.
Głośne kichnięcie przeszyło cały salon.
— Ah, kurwa mać. — mruknął podciągając nosem. — Chyba ktoś mnie obgaduje.
Dwie godziny temu wrócił z treningu. Teraz siedział na kanapie i oglądał popołudniowe wydanie wiadomości. Leżący na jego kolanach Happy mruknął przeciągle, ale ani myślał schodzić z kolan swojego ukochanego pana. Natsu gładził po jego miękkiej sierści i co chwile drapał za uszkiem. Kot uwielbiał wszelkiego rodzaju pieszczoty, ale tylko Natsu mógł go tak swobodnie dotykać. Nie lubił obcych, a niektórych potrafił niezłe podrapać i ugryźć aż do krwi. Jedyne osoby jakie tolerował to Dorothy i Gray.
Dragneel czekał na niego. Dzisiaj miał wrócić ze swojej misji z Laxusem. Gdy wczoraj w końcu udało mu się do niego dodzwonić, wyjaśnił całą sytuację. Fullbuster miał udać się do tej całej Lucy zaraz po powrocie i spróbować to wszystko odkręcić. Stanowczo odradzał mu to bo teraz gdy dowiedziała się że są przyjaciółmi plus jaką robotą się pałają, skreślało go to natychmiastowo.
Jednak jak na złość Fullbuster powiedział, że nie odpuści póki nie spróbuje i koniec. Chyba był zbyt głupi, lub po prostu naiwny. Jego strata czasu — pomyślał znudzony sięgając po paczkę papierosów. Przełączał kanały jeden po drugim, ale wszystko go drażniło. Nienawidził siedzieć bezczynnie, ale co innego miał zrobić?
Nie lubił długo spać i marnować czasu, więc wstał po piątej rano, pojechał do siedziby i wziął jakieś zlecenie, postraszył jednego kolesia. Potem udał się na wyczerpujący trening, wrócił do domu, wykapał się i zjadł na szybko obiad. Obejrzał wiadomości, pobawił się z kotem, więc teraz pozostało mu pieprzone czekanie. Nie minęło dwadzieścia minut jak usłyszał dzwonek do drzwi.
Delikatnie odłożył kota na bok i poszedł otworzyć. Jak mógł się spodziewać w progu ujrzał Graya z nie tęgą miną.
— No stary w końcu wróciłeś. — zaśmiał się Natsu i wpuścił przyjaciela do środka. Widział po nim że jest załamany i przybity. Był jego przyjacielem, ale bawiło go to. Dlaczego? Bo to wszystko z czegoś tak błahego jak uczucia do kobiety. I to jeszcze jakiej...
— Weź mi kurwa nic nie mów, mam dość. — mruknął zdejmując niedbale buty. — Właśnie byłem u Lucy. Złapałem ją akurat jak wychodziła z roboty.
— Wnioskuje po twojej minie i tonie, że nie poszło tak jak byś chciał?
Obydwoje weszli do kuchni i zobaczyli Happiego stojącego na blacie.
— Happy, wypad. — jedną ręką strącił kota, który zwinnie spadł na cztery łapy. — Napijesz się czegoś? A może zjadłbyś coś? — zaproponował Natsu, gdy podszedł do lodówki i wyjął kubeł schłodzonej lemoniady.
— Kurwa. — warknął siadając przy stole. — Właśnie dostałem kosza od dziewczyny moich marzeń, a ty pytasz mnie o jedzenie? Czy ja wyglądam ci na takiego, który akurat tego potrzebuje w tym momencie?! — zawołał pretensjonalnie.
Gray odwrócił się za siebie i spojrzał na Natsu, który samymi zębami trzymał jabłko w ustach. Nic nie odpowiedział, a jedynie głupio wzdrygnął ramionami i teatralnie przewrócił oczami.
— Nie nie jestem głodny. Pić też mi się póki co nie chce, chyba że masz mocną whiskey... — wplótł ręce we włosy ze zrezygnowaniem. — Musze się porządnie odchamić po tym wszystkim.
Dragneel zmarszczył brwi.
— O nie nie, teraz potrzebuje cie trzeźwego. Pić będziemy potem. — mimo zaprzeczeń przyjaciela, wziął do ręki dwie szklanki i lemoniadę. Wrócił do niego i usiadł na krześle naprzeciwko.
— Ty lepiej powiedz mi co ty jej tam narobiłeś, że tak cie nienawidzi. Zwyzywała cie od niezłego chama. Zapewniałeś ją że nic się nie stanie. Ponoć w Mermaid Heel celowałeś w nią pistoletem, a potem powiedziałeś, że była zwykłym narzędziem żebyś mógł wykonać zadanie, to prawda?
Natsu przeklął w myślach. Ta gruba krowa jednak miała zbyt długi jęzor. Nic tylko same przez nią kłopoty. Po prostu irytujący babsztyl. Nie chciało mu się tego wszystkiego tłumaczyć.
— Pojebało cie? To było ponad pół roku temu, myślisz że ja to pamiętam? — wgryzł się w owoc i wydawał się być całkowicie beztroski. Zupełnie jakby dramat Graya spływał po nim jak istnienie tego jebanego jabłka.
Usłyszawszy jego zdawkową odpowiedź, Fullbuster podniósł jedną brew do góry i zaśmiał się z bezsilności.
— Nie wkręcaj mnie. Kto jak kto, ale ty masz pamięć absolutną. Dam sobie rękę odciąć, że doskonale pamiętasz każdy szczegół z tamtego cholernego dnia. Lepiej gadaj mitu jak na spowiedzi, Natsu.
W odpowiedzi usłyszał jego prychnięcie.
— Cholera, jednak zbyt dobrze mnie znasz. — mruknął pod nosem wyraźnie niezadowolony.
— Przecież jesteśmy jak bracia, więc to normalne, że wiem o tobie wszystko. — spojrzał na niego wyczekująco. Chciał w końcu poznać prawdę nie bacząc jaka by nie była.
— Później opowiem ci wszystko ze szczegółami. Za dużo pieprzenia, a ja na trzeźwo nie dam rady.
— Gdybym wiedział, że to Lucy wtedy potrąciłeś to nie robiłbym ci wyrzutów o jakiś pierdolony reflektor! — jęknął zrezygnowany, odginając głowę do tyłu.
— Ale ty jej chyba wtedy nie znałeś. — trafnie zauważył udając zamyślonego.
— Jeden chuj! Jak można się wściekać o taki drobiazg? Czym tak właściwie ona zaszła ci za skórę? — oburzony na nowo wlepił w niego swoje przenikliwe ciemno niebieskie tęczówki.
— Już mówiłem, że powiem ci dokładnie wszystko ze szczegółami, ale nie na trzeźwo.
Wypowiadając te zdanie, chwile się zamyślił. Gray coś do niego pieprzył, ale on w tym momencie tego nie słuchał. Przypomniało mu się o rozmowie w gabinecie Ojca sprzed paru dni. O tym jak dowiedział się pewnych faktów o rodzinie Lucy i śmierci jej mamy. Wygląda na to że Gray nic o tym nie wiedział. Zastanawiał się czy powinien mu o tym powiedzieć? W przeciwieństwie do Fullbustera, ciężko było go upić, a język po alkoholu mu się wcale tak łatwo nie rozwiązuje. Po chwilowej batalii stwierdził, że nie powie mu o tym. Zresztą to nie był jego interes, a Gray pytał tylko o to co jej zrobił. Z letargu wyrwał go jego oburzony głos i ręka na ramieniu. Potrząsnął nim.
— Ej! Słuchasz ty mnie w ogóle, czy kompletnie olejesz tak jak Lucy?
Dragneel strzepnął jego dłoń.
— Sorry, po prostu się zamyśliłem. — mruknął na powrót łapiąc z nim kontakt wzrokowy. — To co tam chciałeś?
— Mówię, że już nigdy w życiu nie da mi drugiej szansy. Natsu ja spierdoliłem to na maksa. Nie jestem na ciebie zły czy coś, ale po prostu cholernie mi tego szkoda. Tyle czasu zajęło mi proszenie jej o randkę, a jak dostałem szanse to co? To mnie kurwa, Laxus wziął na jakąś beznadziejną akcję poza miastem!
Mimo zapewnień, że nie chce mu się pić, Gray wziął do ręki szklankę i nalał sobie schłodzonej lemoniady.
— Ta, częstuj się. — powiedział Natsu i ręką wskazał na duży kubek. — A właśnie, miałeś mi powiedzieć co to za zadanie bo aż jestem ciekaw.
Bardziej niż pieprzenie o tej nadętej blondynce interesowały go sprawy związane z mafią.
— Oprócz napadu i zebrania pieniędzy od takiego jednego typa to nic, ale przyznam szczerze, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałem żeby ktoś zaliczył tyle burdeli po drodze co Laxus. Stary, on się nawet pokusił o tirówy. — zawołał zniesmaczony.
Niedowierzający w to co usłyszał Dragneel przez moment myślał, że może chodzi o jakiegoś innego Laxusa, ale to przecież nie było możliwe. Młodszy Dreyar i tirówki? On przecież korzystał wyłącznie z usług ekskluzywnych prostytutek. Mało tego, robił to bardzo rzadko. Więc co się stało że pokusił się o jakieś brudne kurwy stojące na szosie? Poczuł falę prawdziwego obrzydzenia.
— Tsh. — prychnął. — Ja bym takich nie tknął nawet jakby się wykąpały w chlorowanej wodzie.
— Tak w ogóle to będziesz musiał mi to wszystko jakoś wynagrodzić.
— Że niby co? — zapytał nie wiedząc do końca co jego przyjaciel ma na myśli.
— W ramach rekompensaty za Lucy, pójdziesz gdzieś ze mną za tydzień w weekend. Jak się porządnie nie odstresuje to nie prędko mi przejdzie, a uwierz że będę bardzo, ale to bardzo marudny. — powiedział z tym swoim błyskiem w oku.
Dragneel wierzył mu na słowo. Jeśli Gray chce to potrafić być gorszy niż stary dziad z demencją.
— Ale dokąd chcesz iść? — zapytał zbity z tropu. — Po co ja ci tam jestem do szczęścia potrzebny?
— Do towarzystwa. — wypalił rozsiadając się w szerszym rozkroku.
— Dobra, pierdole to. — Natsu wstał i poszedł z powrotem do lodówki. Wyjął z niej zmrożoną whiskey i prędziutko wrócił do Graya stawiając flachę tuż przed jego nosem. — Lepiej zacznij pić już teraz bo zaczynasz wymyślać, a to działa mi na nerwy.
— O nie nie mój drogi przyjacielu. Teraz to lepiej ty gadaj jakbyś był na spowiedzi. Opowiedz mi wszystko co przeszedłeś z Lucy, od A do Z.
— Jakiej kurwa spowiedzi? Przecież wiesz, że jestem zagorzałym ateistą. — zaśmiał się, ale widząc ostry wzrok Graya, on również spoważniał. — Muszę mówić kompletnie wszystko? — zapytał dla pewności i z nadzieją, ale widząc jak Fullbuster unosi brew ku górze, ostatecznie się poddał.
Chyba jednak nie obejdzie się bez powiedzenia prawdy — pomyślał rozgoryczony.
— Tylko nie zatajaj żadnych szczegółów. — pomachał mu palcem wskazującym prosto przed oczami. Natsu odgonił jego uciążliwą dłoń i sięgnął do kieszeni po papierosy.
— Dobra dobra... — warknął nabuzowany w tym samym czasie nalewając alkoholu do szklanki. Przecież nie przełknie tego na zupełnie trzeźwo. — Opowiem ci wszystko od A do Z, tak jak sobie chcesz.
I faktycznie, opowiedział mu.
C.D.N
___________________
Wiem wiem rozdzial nudny jak flaki z olejem... ciezko mi sie go pisalo co chyba czuc i widac, ale niestety byl potrzebny >.< Za to kolejny bedzie ciekawy :D Moze dodam go dzisiaj/ jutro bo rowniez jest gotowy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro