Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom II, Rozdział 5. Uciekinierka.

Miasto Backersfield, 155 mile od Los Angeles, stacja benzynowa gdzieś na obrzeżach.

Zatrzymali się na dość mocno zapyziałej stacji benzynowej. Laxus poszedł zapłacić i kupić jakieś przekąski na drogę natomiast zmartwiony Fullbuster stał przy automacie telefonicznym i rozpaczliwie próbował dodzwonić się do Dragneela. Musiał koniecznie dowiedzieć się co powiedziała Lucy. Czy była zła, a może zawiedziona?

Z tego wszystkiego chciało mu się palić, ale na stacji przecież nie wypada...

Biedny Gray cholernie się zamartwiał i liczył, że Lucy wybaczy mu ten nagły wyjazd. Dzwonił do Natsu chyba z paręnaście razy, ale ten Skośnooki dekiel nawet nie raczył odebrać. Zdenerwowany trzasnął słuchawką, gdy dostrzegł wracającego Dreyara.

— Pakuj dupę, jedziemy dalej. — zawołał do niego blondyn.

Wsiedli do samochodu, a na kolanach Fullbustera wylądowało mnóstwo niezdrowego żarcia takiego jak chipsy i jakieś słodycze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jedna rzecz.

— Serio, prezerwatywy? — zapytał, ukradkiem spoglądając na Laxusa. — A co my jedziemy ruchać się czy pracować?

— A kto mówił że nie wolno łączyć przyjemnego z pożytecznym? — odpowiedział pytaniem na pytanie. — Mam zamiar zaliczyć po drodze jakiś burdel, a ty nie? — zapytał zdziwiony po czym wbił kluczyki w stacyjkę i ruszyli w dalszą drogę.

— Nie, jakoś nie mam ochoty. — odburknął i wbił wzrok na przemijające krajobrazy za szybą. Myślał o Heartfilii. Miał nadzieję, że Natsu nie spierdolił sprawy i że nie zraził jej niczym. Jednak jakaś pieprzona intuicja podpowiadała mu że coś mogło pójść nie tak. Nie, on wręcz czuł to we wszystkich swoich kościach. Chciał jednak, by to okazało się tylko głupim i kłamliwym przeczuciem...

***

Główna siedziba Fairy Tail, przed godziną 22:00.

Zaraz po prośbie Ojca, bez zbędnego pieprzenia, posłusznie poleciał za dziewczyną. Wyszedł przed budynek i dostrzegł ją kraczącą jak wściekła osa po drugiej stronie ulicy. Skubana musiała być szybka, skoro zdołała oddalić się tak daleko w tak krótkim czasie. Z uwagi na późną godzinę, było już ciemno, a ulice wiały pustkami.

Chciał przejść na drugą stronę i już zbierał powietrze w płucach by ją zawołać, ale wtedy zza zakrętu wyłoniła się podejrzanie pędząca, czarna furgonetka. Wyrobiony przez lata instynkt podpowiadał mu że coś tutaj nie gra. Nie podobała mu się prędkość z jaką zmierzała w kierunku dziewczyny. Zmarszczył brwi i automatycznie napiął wszystkie mięśnie w swoim ciele.

To były ułamki sekund, gdy samochód zbliżył się do dziewczyny i przyhamował z piskiem opon. Zaskoczona Heartfilia nie miała czasu na reakcje, gdy drzwi się otworzyły, a ona została natychmiastowo wciągnięta do środka.

Dragneel nawet nie zdążył sięgnąć po pistolet, gdy zatrzasnęli drzwi i odjechali z głośnym piskiem opon. Spoglądał na to wszystko z istnym politowaniem. Ona serio przynosi pecha nie tylko sobie, ale wszystkim wokół.

— Ja pierdole... — westchnął zrezygnowany pod nosem i już miał lecieć do swojego prywatnego wozu, ale wtedy oślepiły go światła nadjeżdżającej taksówki. — No, w samą porę.

Wyjął zza marynarki Browninga i wybiegł na środek jezdni. Gdy żółta taksówka się zatrzymała, oparł jedną nogę o zderzak i wycelował spluwę w przednią szybę od strony pasażera.  Oddał jeden szybki strzał. Szkło roztrzaskało się z głośnym hukiem na tysiące drobnych kawałeczków. Wciąż mierząc w pojazd, Dragneel podszedł od strony kierowcy. Bez wahania wybił boczną szybę pięścią i otworzył sobie drzwi. Nie bacząc na przerażonego kierowce, złapał go za fraki i wyjebał na środek jezdni.

C-co Pan wyrabia!? zawołał zdezorientowany, poprawiając pogniecioną koszulę.

— Jestem z policji i właśnie rekwiruje to auto. — oświadczył bez emocji, nawet na niego nie patrząc.

— Przecież to jest napaść! — odgrażał się. —  W takim razie gdzie Pana odznaka? 

Natsu spojrzał na niego pod takim kątem, że poszkodowany mężczyzna automatycznie zamilkł. Nawet śmierć by się go przestraszyła.

— Odznaka?  Lepiej spierdalaj gościu, póki mam humor. — zagroził tym swoim lodowatym tonem, na który taksówkarz pospiesznie wstał i zaczął uciekać. Z uwagi na pustki na ulicy, nie było żadnych świadków, co dodatkowo ułatwiało robotę. Przynajmniej nie będą musieli zamiatać tego ,,drobnego'' incydentu pod dywan.

Wsiadł do środka i natychmiast ruszył zaraz za przeklętymi porywaczami. Miał świetną pamięć, więc dobrze wiedział w którą uliczkę skręcili. Mieli tupet skurwysyny, żeby porywać kogoś spod ich siedziby głównej. Rozwścieczony, mocniej zacisnął palce na kierownicy. Nie wziął przecież tabletki, a choroba już zaczynała doskwierać.

Klął w myślach na całą tą zafajdaną sytuację, a jeszcze bardziej gdy poczuł mdłości z którymi usilnie walczył. Zawsze wokół niej musiało się coś dziać, a on narzekał na cholerną monotonie ... — pomyślał z przekąsem, przewracając oczami.

Po niecałej minucie ujrzał pędzącą, czarną furgonetkę porywaczy. Mimo cierpienia wywołanego lokomocją, uśmiechnął się przebiegle i zdusił pedał gazu do samego końca. W dupie miał takie błahostki jak czerwone światła, czy pojedynczy piesi, którzy krzyczeli za nim z oburzeniem. To przecież i ta nie jego auto, więc w nie miał wyjebane tym bardziej.

Dostał jasny i klarowny rozkaz doprowadzenia jej prosto do Makarova, więc mimo niechęci do dziewczyny — to było jego priorytetem. Powrót bez niej nie wchodził w grę.

Przednia szyba była doszczętnie zbita, tak więc gdy zbliżył się na odpowiednią odległość, precyzyjnie wymierzył w cel i oddał dwa strzały w tylne opony. Trafił za pierwszym razem, a wtedy spod stalowych felg poszły pomarańczowo złote iskry.

— Jak zawsze celnie. — uśmiechnął się dumnie. Bez problemu ich dogonił i chamsko wdupił w tył samochodu, próbując zepchnąć na pobocze.

Nie mógł strzelić w tylną szybę bo jeszcze przez przypadek trafi te głupią pindę, a wtedy ciężko byłoby mu się z tego wytłumaczyć przed Ojcem. Jeszcze jakby dostała w łeb i wykitowała na miejscu to już w ogóle by się musiał nasłuchać opierdolu jakiego świat nie słyszał. Chwilę się z nimi siłując, w końcu spowodował, że zepchnął ich z jezdni, powodując że gwałtownie zatrzymali się na najbliższym metalowym słupie.

Z pistoletem w dłoni, Natsu wysiadł ze ,,skonfiskowanej'' taksówki i szybkim krokiem podszedł do rozbitego samochodu porywaczy. Przód był cały skasowany, a spod maski ulatywał szary dym. Drzwi od strony kierowcy uchyliły się a z nich najprawdopodobniej z zamiarem ucieczki chciał wysiąść jeden z porywaczy. Tak, chciał to dobre określenie, bo Dragneel wymierzył w niego spluwę i bez mrugnięcia okiem zastrzelił od razu na miejscu. Dostał prosto w głowę, a jego ciało padło na chodnik.

Nie miał czasu, a skoro ją porwali to znaczy że nie było litości. W końcu obowiązywał go jasny rozkaz Ojca. Odzyska ją dla niego, nawet po trupach.

Gwałtownie otworzył tylne drzwi i na pierwszym planie dostrzegł drugiego porywacza, a tuż za nim leżącą i związaną na siedzeniu Lucy. Majaczyła coś niezrozumiale bo na ustach przyklejoną miała czarną taśmę. Co ciekawe, bandzior nie był uzbrojony, a jedynie wydawał się być mocno zdziwiony.

— Trafiliście na nieodpowiednią osobę, pierdoleni amatorzy. — Dragneel złapał go za fraki i siłą wyszarpał ze środka. Przeszukał pobieżnie i za jego pasem znalazł nóż, który sprawnie pochwycił. Wciąż celując do niego pistoletem, siłą zmusił do kleknięcia na jezdni. Widząc tuż obok leżące ciało swojego towarzysza z przestrzeloną na wylot czaszką w ogromnej kałuży krwi, posłusznie wykonał polecenie.

— Siedź tu grzecznie z rękoma do góry. — warknął do niego, a potem zwrócił się do skrępowanej dziewczyny. Jedną ręką oparł się o tylne siedzenie i dość mocno zerwał taśmę z jej ust, co nie obyło się bez zduszonego krzyku bólu.

— Auć! — jęknęła, gdy w kącikach jej oczu pojawiły się drobne łzy. — Specjalnie zrobiłeś to tak mocno! — uniosła się co tylko go rozbawiło.

Wciąż go mdliło, więc musiał się jakoś wyżyć za całą te akcje.

— Darmowa depilacja, nie dziękuj. — rzucił do niej i nie zważając na jej pretensjonalne spojrzenie, ostrym nożem rozciął line na jej rękach i nogach. Gdy była wolna, wyskoczyła z furgonetki jak poparzona, ale nie uciekała jak się tego spodziewał.

— Sama mogłam to zrobić, a poza tym ja nie mam wąsa... — rozmasowała obolałe dłonie i opuszkami palców przejechała po jeszcze gładszej skórze pod nosem. Widząc leżącego trupa nieopodal, pospiesznie odwróciła wzrok i schowała się za Dragneelem, który na ten gest teatralnie przewrócił oczami.

— Moich oczu nigdy nie oszukasz. — dodał uszczypliwie, ale ona już na to nie odpowiedziała. Fakt faktem, nie miała wąsa i zrobił to specjalnie.

Teraz zwrócił się do klęczącego i trzęsącego się jak owsik bandziora.

— Ej gnoju, radze ci wyśpiewać dla kogo pracujesz i dlaczego za cel obraliście akurat tę pindę? — stanął nad nim niczym kat.

— J-ja nic nie wiem! — zająknął się spoglądając na niego z przestrachem w oczach.

— Czekaj, może powinniśmy zadzwonić na policje i po prostu zgłosić to jako porwanie? — zapytała z nadzieją Lucy, która nie chciała kolejnego przelewu krwi. Tym bardziej z jej powodu.

Natsu ściągnął groźnie brwi i cmoknął wyraźnie niezadowolony pod nosem. Słowa Heartfilii nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, a wręcz spłynęły. Teraz przyłożył pistolet prosto między jego rozbiegane ze strachu oczy.

— Chcesz skończyć jak twój wspólnik, gamoniu? — zapytał cynicznie podbródkiem wskazując na nieopodal leżącego trupa. — Uwierz mi, że nie mam czasu na takie płotki jak ty. — na dowód swoich słów, położył palec na spust i nerwowo, wręcz maniakalnie się uśmiechnął.

— Dobra, dobra! Nie chcę problemów. — krzyknął jeszcze wyżej unosząc ręce. — To miał być odwet za naszego zleceniodawcę! — dodał pospiesznie.

— Że niby którego? — zapytał wyraźnie zniecierpliwiony i pochylił się nad nim jeszcze bardziej. — Gadaj bo inaczej będziesz robił jako karma dla psa.

— Tego, który zlecił nam twoje morderstwo, wtedy w tym klubie Variette...

— Imię i nazwisko. —  interesowały go tylko konkrety. Przynajmniej będzie wiedział kogo zabić.

— Richard Carter. — odparł kątem oka zerkając na zlęknioną dziewczynę. Heartfilia dostrzegła ten gest, więc schowała się jeszcze bardziej za Dragneelem. W tej sytuacji to on wydawał być się bezpieczniejszą opcją... 

— Mówi mi coś to nazwisko. —  chwycił się wolną ręką za podbródek. — Moment, przecież to jakiś podrzędny radny miasta.

— Mówię tylko kto nam to zlecił... Zaoferował za nią całkiem niezłą sumkę, dlatego to wzięliśmy.

— No i co to ma niby z nią wspólnego? — dopytał Natsu, jeszcze mocniej dociskając lufę do jego czoła, na co bandzior wzdrygnął się jeszcze bardziej. — Lepiej gadaj, czego od niej chcecie bo nie ręczę za siebie.

— S-szef powiedział, że jesteś jakąś płotką i że skoro przeleciałeś mu żonę, to mamy obrać za cel twoją pannę. — wydukał jak najgorszy grzesznik na spowiedzi.

— Moją pannę? — powtórzył po nim z niedowierzaniem. — Nosz kurwa mać, po prostu nie wierze... — prychnął nabuzowany. Ona miałaby być jego kobietą? Chyba na głowę poupadali bo on w życiu na nią w ten sposób by nie spojrzał! Poczuł się urażony tymi słowami. Zaraz jednak doszło do niego, kim jest ów człowiek. Zmarszczył brwi bo przecież osobiście z Gajeelem rozbili ich denny gang.

— B-byłeś z nią widziany wtedy w tym klubie, a potem ktoś z naszych widział was razem na mieście, jak podwoziłeś ją pod kawiarnie. Musieliśmy się upewnić czy to na pewno ona, więc trochę szperaliśmy z ukrycia...

— Wcześniej tego nie wyczułam, ale wczoraj już jak najbardziej. — szepnęła pod nosem, jak dotąd milcząca Lucy. — Więc to wy mnie obserwowaliście? — wtrąciła spoglądając na klęczącego mężczyznę. Wiedziała, że jednak jej się nie przewidziało. Czyli że nie oszalała, a Natsu nie był za to wszystko odpowiedzialny.

Dragneel ukradkiem zerknął na stojącą za nim dziewczynę. Była cała roztrzęsiona i kurczowo zaciskała palce na fartuszku. Zaraz jednak ostry wzrok przerzucił na swoją ofiarę.

— Tak. Szef powiedział, że to odwet. Skoro on przeleciał jego żonę, to nasz zleceniodawca chciał zrobić dokładnie to samo. Kazał złapać jego laskę i przyprowadzić do siebie.

— Rozumiem, że to wy jesteście odpowiedzialni za te cegłę w kawiarni? — Natsu dopytał dla jasności, na co w odpowiedzi ujrzał zgodne skinięcie głową.

— Nie wierze... — szepnęła chowając twarz w dłoniach. Została wzięta za jego kobietę? To przecież jakiś absurdalny koszmar. Właśnie dowiedziała się, że gdyby nie jego kolejny ratunek, skończyłaby zgwałcona, a potem najpewniej zabita. W dodatku to nie on rozbił szybę w kawiarni. Poczuła się jakby nogi zrobione miała z waty. Okazało się, że fałszywie go oskarżyła...

— Masz mi do powiedzenia coś jeszcze ciekawego? — syknął przez zaciśnięte zęby. Na całe szczęście mdłości całkowicie ustąpiły. Chyba te niedorzeczne wiadomości skutecznie go ocuciły.

— To...to wszystko co wiem, przysięgam! — zająknął się, składając ręce jak do pacierza. — Błagam, wypuśćcie mnie wolno to nic nikomu nie powiem, s-słowo! Już nigdy nawet nie spojrzę na twoją kobietę!

Gdy Dragneel to usłyszał, jego brew drgnęła. Jeszcze czego! Puścić wolno po tym co tu usłyszał? Nigdy w życiu! W tym momencie pociągnął za spust, a bandzior padł trupem tuż przed jego nogami. Świeża krew trysnęła z dziury wylotowej, mozolnie rozlewając się po ulicy.

Stojąca z tyłu Lucy, aż podskoczyła za jego plecami i przyłożyła rozdygotane dłonie do ust.

— Co ty wyprawiasz!? — ledwo krzyknęła, bezpiecznie odsuwając się od niego o dwa kroki w tył. — Przecież nie musiałeś go od razu zabijać!

— Jak to nie? — prychnął chowając spluwę za pas. — Mają tupet skurwiele. Myślałem, że zajebałem ich wszystkich parę miesięcy temu, jednak jak widać jakieś gnidy zdołały się uchować. — rzucił bez emocji, spoglądając na nią zza ramienia. — A tak poza tym, nie przeleciałem żadnej mężatki, więc nie wiem skąd mieli takie informacje. Ktoś musiał puścić niezłą famę na mój temat.

— A-ale to że fałszywie cie o coś oskarżyli nie musi oznaczać, że od razu ich za to zabijasz... — poczuła jak głos zaczynał jej się łamać. Szczerze mówiąc była bliska wybuchu płaczu, ale starała się powstrzymywać. Nie chciała przy nim okazywać słabości. Znów została porwana i dała się wplątać w jakieś dzikie machlojki pomiędzy gangsterami.

Zerknął na skasowane samochody, a w oddali usłyszał policyjne syreny.

— To właśnie to oznacza.

— Policja już tu jedzie. I co teraz zrobimy? Znów zamordowałeś ludzi! — żachnęła, oglądając się na niego nerwowo.

— No pewnie bo w końcu ktoś musi tu posprzątać, co nie? — burknął i podrzucił skonfiskowanym nożem, który zaraz potem sprawnie schował do kieszeni. — A tak poza tym ten pierwszy został zastrzelony za porwanie cie, a ten drugi za nazwanie moją panną. Ja nie mam nikogo i ten stan rzeczy nie zamierza się zmieniać. — odparł i o dziwo ze spokojem wskazał jej dłonią drogę powrotną. — Dojdziesz grzecznie sama, czy mam cie do tego zmusić?

Po raz pierwszy zdecydował się spojrzeć w jej oczy. Mimo nocy, w świetle lampy dostrzegł drobne kropelki w kącikach i to jak zagryza dolną wargę. Widział jak walczy ze sobą, żeby przypadkiem się przed nim nie rozpłakać.

— Niby dokąd mam z tobą iść..? — ledwo zapytała, przez drżąca brodę. — Chce po prostu wrócić do domu...

— Tsh. Nie rycz jak pizda. — warknął podchodząc do niej na niebezpieczną odległość i pochylił wprost przed lekko zaczerwienioną od emocji twarzą. Dostrzegł te jej zlęknione bursztynowe tęczówki. — Ojciec nie dokończył z tobą rozmowy, walnięta uciekinierko.

C.D.N

______________

Tytuł kolejnego rozdziału to ; ,,1 marzec 1951 roku.''

Jeszcze nie wiem kiedy dodam rozdział ale może za parę dni ^^  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro