Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom II, Rozdział 27. Refleksja.

Z dedykacją dla Safira_StarDragon i AyameShuuya, które  z dobrego serca sprawdziły wszelkie, istniejące błędy! Arigatou :3 Życia mi nie starczy, żeby się odwdzięczyć x'DD
__________________

Mieszkanie Natsu Dragneela, godzinę później

Gdy załatwił zaległą sprawę na mieście, od razu wrócił do mieszkania i wziął się za wcześniej obiecane porządki. Wszedł do gabinetu ojca i w momencie, kiedy dostrzegł cienką warstwę kurzu zalegającą na meblach, zniesmaczony uznał, że to od tego miejsca zacznie. Naszykował sobie ścierkę oraz miskę z ciepłą wodą i pachnącym płynem.

W końcu z politowaniem spojrzał na dużą szafę i stwierdził, że tam będzie najwięcej roboty. Podstawił sobie drabinę i zamaszystym ruchem przejechał po jej krawędzi. Sięgając głębiej, niespodziewanie zahaczył o jakieś kartonowe pudło, które spadło z hukiem na podłogę tuż obok niego.

Spojrzał na nie z irytacją, bo nawet nie wiedział o jego istnieniu. W przeciwnym wypadku bardziej by uważał. Poczuł łaskotanie w nosie, więc odruchowo przymknął powieki i z powodu uniesionego w górze kurzu, głośno kichnął. Bo nawet Bóg, czy byt idealny, potrzebuje czasem kichnąć.

Zszedł z drabiny, schylił się i pobieżnie przyjrzał nowemu znalezisku. W środku znajdywały się raczej mniej ważne rzeczy jego ojca, a wśród nich jakaś stara fotografia. Z początku niezainteresowany, nawet nie zwróciłby na nią większej uwagi, gdyby nie w połowie rozmazany napis na odwrocie. Zmarszczył brwi i wytężył wzrok.

,,Jedyna w moim sercu''

Szczerze zaciekawiony, kucnął i wziął ją do ręki. Od razu rozpoznał widniejącą na niej kobietę. Z pewnością była nią mama Lucy, Layla. Skołowany ów znaleziskiem, nie bardzo wiedział, jak powinien zareagować. Wpatrując się w nią z bliżej nieodgadnionym wyrazem twarzy, usłyszał dźwięk dzwonka od drzwi wejściowych. Szybkim ruchem wsunął fotografię do kieszeni spodni i zszedł na dół.

Otworzył drzwi, a wtedy na pierwszym planie ujrzał Lucy. Nie była jednak sama. Zdziwiony jej nagłą wizytą, przerzucił wzrok na stojącego tuż za nią mężczyznę. Zaskoczył się jeszcze bardziej, czego w obecnej chwili nie był w stanie ukryć.

Wujek Silver? — zapytał, tym samym otwierając drzwi na oścież by weszli do środka. — Co wy tu robicie i jakim cudem przyjechaliście razem? Znacie się?

— Poznaliśmy się jakąś godzinę temu — odpowiedział, wieszając płaszcz i ściągając kapelusz. Tak jak Lucy, zdjął buty i zwrócił się przodem do młodego mężczyzny. Zmienił się od ich ostatniego spotkania i zdecydowanie zmężniał. Uśmiechnął się lekko, ale zaraz przypomniał sobie o prawdziwym celu tych odwiedzin. — Przechodząc do sedna sprawy, nie przyszliśmy tu bez powodu.

Jak dotąd opierający dłonie na biodrach Natsu zmarszczył brwi, bo w jego mniemaniu nie zabrzmiało to dobrze.

— No dobra. W takim razie usiądźcie w salonie i rozgośćcie się. Chcecie jakiejś kawy, lub herbaty? — zapytał, gdy wszedł do kuchni, nalał wody i postawił czajnik na kuchence. Spojrzał przelotnie na dziewczynę, ale ona zdawała być się jakaś nieobecna. Już od samego progu widać było, że coś ją gnębi, ale nie miał pojęcia o co chodzi.

— Ja dziękuję — powiedziała dziwnie ściszonym tonem, zaciskając kurczowo dłonie na pasku od torebki. Usiadła na wygodnej sofie i po prostu czekała.

— Tak. Zrób kawę, bo czeka nas dłuższa pogawędka — odezwał się Silver, który zajął miejsce naprzeciwko niej.

Dragneel odczekał dwie minuty, zagotował wodę i zalał szklankę ze świeżo zmieloną kawą. Nie pił byle jakiej z taniego marketu. Postawił ją przed mężczyzną i siadając w szerokim rozkroku, zajął wolne miejsce obok Lucy. Wiedział, że Silver nigdy nie używał cukru, więc nawet nie pytał.

— No więc, co to za sprawa? — zapytał, rzucając ukradkowe spojrzenie dziewczynie.

Starszy Fullbuster wyraźnie się zmieszał. Położył łokieć na oparciu i dłonią przejechał po nieco zmęczonej twarzy.

— Jest tego tak wiele, że nawet nie wiem od czego mam zacząć — wyznał szczerze, a wtedy milcząca, jak dotąd dziewczyna wyjęła z torby książkę, a z niej skrzętnie ukrytą fotografię. Bez słowa wystawiła rękę w stronę Dragneela i podała mu ją. Jego oczom ukazała się trójka osób; Silver, Igneel oraz Layla. Ostro zmarszczył brwi, bo nigdy wcześniej nie widział ich razem, więc nie krył cienia zdziwienia oraz dezorientacji.

— Co to wszystko ma znaczyć? — zapytał tonem, oczekującym natychmiastowej odpowiedzi.

— Nie wiedziałem ile wiecie, ale sądząc po twojej minie Natsu, zgaduje że niewiele. Zacznę więc od samego początku... Tak naprawdę mama Lucy należała do mafii. Była porzuconym dzieckiem, które Makarov spotkał na swojej drodze. Przygarnął ją pod swój dach i można powiedzieć, że uczynił swoją przybraną córką. Parę lat później ja, Igneel oraz Layla pracowaliśmy razem jako zespół. Można powiedzieć, że w trójkę byliśmy najbliższymi przyjaciółmi.

— No i co z tego? — prychnął poddenerwowany, przerywając mu. — Co to ma za znaczenie i co to ma wspólnego z waszą wizytą?

Lucy spojrzała z wyczekaniem na Silvera.

— Jakie ma znaczenie? — pochwycił zdumiony jego narwaną tonacją. — Dobrze, w takim razie cofniemy się wspomnieniami z fotografii, którą trzymasz w swoich dłoniach. O przeszło trzydzieści lat wstecz.

...

Sacramento, rok 1931

— Cazzo! Niech to wszystko szlak! — ryknął gardłowo i chcąc wyładować stale rosnącą frustrację, kopnął w najbliżej stojący kosz na śmieci. Przewrócił go z impetem, a blaszany huk rozniósł się po wąskiej uliczce, gdzie aktualnie stali.

— Ej, spokojnie. — Próbował go utemperować Silver, który z rezerwą spoglądał na wściekłego przyjaciela. — Zaraz zdemolujesz połowę miasta. Opanuj się, to nie koniec świata i na pewno da się coś z tym zrobić.

Igneel spojrzał na niego z niekrytym mordem w oczach. Takim, że można było dostać ciarek na całych plecach.

— Człowieku, jeszcze nigdy mi się tak życie na głowę nie waliło! Nie chcę tego małżeństwa, rozumiesz? Parę dni temu podarowałem Layli rodzinne perły. Cały, pieprzony czas, zbierałem się żeby powiedzieć jej o swoich uczuciach.

Silver pomyślał, że obydwoje się do tego zbierają już od dawna. Zarówno Igneel jak i Layla. Obserwował ich niemal od samego początku i zawsze wiedział, że między nimi było coś więcej. Problem polegał na tym że obydwie strony, skrzętnie się z tym ukrywały. Nim zdążył jakkolwiek się do tego odnieść, usłyszał głos rozgoryczonego Dragneela.

— A teraz co? — żachnął zrezygnowany, opierając się lewym łokciem o ceglaną ścianę. — Moja nadgorliwa matka o wszystko się postarała i już wszystko przygotowała. Za moimi plecami. Mam się żenić z jakąś panienką z wyższych sfer dla rzekomo dobra rodziny. Powiedziała, że to wyśmienita partia i że z pewnością umocni to naszą pozycję — prychnął i w akcie wyładowania, zamachnął się nogą i kopnął najbliżej leżący kamień, który parokrotnie odbił się od chodnika i potoczył gdzieś na ulicę. — Na dokładkę uważa, że to odpowiedni czas na wnuki.

Fullbuster spoglądał na niego z prawdziwym zmartwieniem. Nie bardzo wiedział co w tej patowej sytuacji powinien mu doradzić. To był rzadko spotykany obraz Dragneela. Zawsze wiedzący co ma robić, szalenie inteligentny, teraz sprawiał wrażenie pokonanego.

— Przecież ty jesteś człowiekiem, któremu niczego nie da się narzucić. — Przejechał dłonią po brodzie, zahaczając o dwu dniowy zarost. — Po prostu powiedz prawdę. Sprzeciw się, powiedz że ci się to nie podoba. Nie zmuszą cię, jeśli czegoś nie chcesz.

Uliczny warkot silnika dobiegł do zaułka, w którym stali, a wtedy nabuzowany mężczyzna nieznacznie się poruszył.

— Dobrze wiesz jaka jest moja matka. To nie takie proste, a poza tym klamka zapadła i ślub ma się odbyć za dwa tygodnie — warknął, wypuszczając ciężkie powietrze z płuc. W geście załamania, wierzchem dłoni przetarł opaloną twarz, a stojący przed nim Silver zastanawiał się co zrobić w tej trudnej sytuacji. — Ja nawet nie znam tej kobiety, nie widziałem jej. Jedyną... Jaką kiedykolwiek byłem w stanie prawdziwie pokochać — tu zrobił pauzę, w której rozluźnił, jak dotąd mocno ściągnięte brwi — była Layla.

Na wyznanie przyjaciela, Fullbuster nie potrafił ukryć prawdziwego szczęścia i szerszego uśmiechu, jaki zawitał na jego usta.

— No! W końcu otwarcie się do tego przyznałeś. Zastanawiałem się, ile jeszcze będziesz zwlekać — powiedział opierając obydwie dłonie na biodrach. — Rychło w czas, nie ma co — zironizował, przewracając oczami.

Przyjaciel posłał mu posępne, ale krótkie spojrzenie. Prychnął pod nosem.

— I tak pewnie już od dawna się tego domyślałeś — odburknął, wbijając wzrok w szary chodnik. Nerwowo zagryzł dolną wargę, po czym dodał: — Kto jak kto, ale ty znasz mnie najlepiej i próżno temu zaprzeczyć.

— To fakt — przyznał otwarcie, zaczesując kruczo czarne włosy do tyłu. Jego druga dłoń zawędrowała do kieszeni po papierosa — Nie uważasz, że skoro wreszcie to pojąłeś to powinieneś jej o tym powiedzieć? Myślę, że to najwyższy czas, a wy obydwoje czaicie się na siebie jak sroki na złoto. — Widząc zdumiony wzrok przyjaciela i jego lekko rozchylone wargi, zaśmiał się bezsilnie. — Naprawdę sądziłeś, że jesteś jej całkowicie obojętny? Szczycisz się sokolim wzrokiem i ponad przeciętnym ilorazem inteligencji, a nie potrafisz dostrzec czegoś tak oczywistego jak uczucia kobiety? Uwierz mi, że jestem w stu procentach przekonany, że ona czuje do ciebie to samo. Widzę jak na ciebie spogląda i ile razy usilnie chowa przed tobą te czerwone rumieńce. Teraz musicie tylko o tym szczerze porozmawiać. Wyznać to sobie jak dorośli ludzie i przestać bawić się w kotka i myszkę.

Silver przystawił beżowy filtr do lekko spierzchniętych ust i zaciągnął się dymem. Pomiędzy nimi zapanowała chwila ciszy. Wsłuchujący się w miejski zgiełk, Igneel przerzucił wzrok z chodnika na niego i przytaknął lekko.

— Jestem debilem, co nie? — zapytał śmiejąc się z własnej głupoty. Zacisnął zęby i odchylił głowę do tyłu.

— Och tak — przyznał bez ceregieli i idąc w ślad za nim, wbił ciemno niebieskie oczy w bezchmurne niebo. — Jesteś.

— Masz rację — przyznał pewniejszym tonem. — Powiem jej — Nabierając więcej pewności siebie, uśmiechnął się zadziornie jak miewał to w zwyczaju. W jego oczach na nowo rozbłysła ta żywa iskra, która przez wcześniejszy moment zdawała się przygasnąć. Już i tak nie miał nic do stracenia. Wyzna jej to co czuje i jeśli tylko Layla to odwzajemni, zrobi wszystko by zatrzymać całą tę machinę, jaką uruchomiła jego matka. Jeśli trzeba, weźmie ją i uciekną, jak najdalej stąd; tam, gdzie już nikt ich nie znajdzie. Dla niej gotowy był poświęcić wszystko, nawet rodzinę. Jako rodowity Włoch, od dziecka wpajane miał, że wartość rodzinna jest najważniejsza, a głos matki święty. Szanował ją i nie chciał się jej sprzeciwiać, ale był pewny, że nigdy nie pokocha tak mocno żadnej innej kobiety. U swego boku widział jedynie Laylę. To z nią chciał spędzić resztę swojego życia, mieć gromadkę dzieciaków i zwyczajnie się zestarzeć. — Albo teraz albo nigdy.

...

Dzień później

Stał pod drzwiami jej mieszkania i od dwóch minut uparcie w nie pukał. Wołał ją, ale gdy cały czas odpowiadała mu głucha cisza, nie siląc się na uprzejmości, zrobił parę kroków w tył, a następnie z impetem uderzył nogą obok zamka. Wystarczyło jedno, precyzyjnie wycelowane kopnięcie. Igneel nie był typem człowiekiem idącym na ustępstwa. Był niecierpliwy i szybko działał pod wpływem impulsu. W końcu zebrał się na wyznanie swoich uczuć, więc bez ceregieli wyważył drzwi i po prostu wszedł do środka, ale jakie było jego zdziwienie, kiedy nikogo w środku nie zastał. Cisza jak makiem zasiał.

— Layla? — zapytał niepewnie, jednak przemierzając każde kolejne pomieszczenie, zaczynał odczuwać dziwny niepokój. Wyostrzona intuicja już po przekroczeniu progu podpowiadała mu, że coś jest nie tak. W mieszkaniu panował porządek i wszystko przesiąknięte było jej słodkim zapachem perfum, ale jego uwagę zwróciło parę porozwalanych ubrań na kanapie. Layla nigdy nie zostawiłaby ich tak luzem.

Zauważył brak paru rzeczy jak na przykład fotografii, które zawsze stały na komodzie w salonie. Zmarszczył brwi i automatycznie udał się do jej sypialni, gdzie zastał lekko uchyloną szafę. Będąc coraz bardziej zaniepokojonym, podszedł do niej i otworzył na oścież. Była w połowie opróżniona. Wstrzymał powietrze i poczuł, jak nogi się pod nim uginają. Zacisnął dłonie w pięści i mocno napiął mięśnie szczęki. Z zacięciem w oczach, zamaszyście się odwrócił i wybiegł z jej mieszkania.

***

Szukał jej przez parę godzin, jednak bezskutecznie. Pierwsze, o czym wtedy pomyślał Igneel to żeby pojechać do Silvera. Będąc kompletnie roztrzęsionym, a jednocześnie wściekłym, z piskiem opon zaparkował pod jego mieszkaniem. Nie gasząc silnika, w środku nocy, wybiegł z samochodu i z zaciśniętymi pięściami dobijał się do jego drzwi.

— Co jest, kurwa, pali się? Już idę!

Dobiegł go zaspany głos przyjaciela, a potem szczęk przekręcanego zamka. Otworzył drzwi i spojrzał na niego przez głębokie ziewnięcie.

— Człowieku — wymamrotał ledwo — jest pierwsza w nocy.

— Nie ma jej! — krzyknął do połowicznie świadomego Silvera, którego zaraz po tym minął. Trącając go ramieniem, przekroczył próg, a wtedy dostrzegł panujący w środku bałagan i zaduch, jednak w tym momencie nie to było ważne. — Byłem u niej w mieszkaniu, spakowała swoje rzeczy.

— Co? — spytał cicho, trąc jeszcze zlepione oczy. — O czym ty mówisz?

— Layla zniknęła, a jej szafa jest do połowy opróżniona! — wybuchnął, energicznie gestykulując dłońmi w powietrzu. — Nie ma także jej torby, oraz dokumentów. Szukałem wszędzie, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć.

Po tym co usłyszał od Igneela, nie bagatelizował sprawy i dość szybko oprzytomniał.

— Ale jak to? — spytał trzeźwo, podchodząc do krzesła, na którym zarzucone miał ubrania. Zsunął jasne spodnie od piżamy i założył jeansy. — Przecież nie mogła od tak zniknąć. Sprawdzałeś u Makarova?

Dragneel opierał jedną dłoń na biodrze, a drugą wplecioną miał we włosy. Nerwowo tupał nogą i nie mógł się uspokoić.

— Jeszcze nie — odparł z trudem nad sobą panując — ale mam złe przeczucia. Naprawdę złe...

Silver wiedział, że kto jak kto, ale Igneel miał nad wyraz wyostrzoną intuicję i praktycznie nigdy się nie mylił.

— Dobrze, zaraz razem to sprawdzimy. — Jeszcze na szybko zmienił podkoszulkę i w biegu zakładając buty, sięgnął po zalegające na stoliku klucze od mieszkania, po czym obaj z niego wybiegli.

...

— Tamtej pamiętnej nocy, szukaliśmy jej dosłownie wszędzie. Cała organizacja jej szukała, ale ona zapadła się pod ziemię. Nie mieliśmy żadnej poszlaki. Nawet Makarov nic o tym nie wiedział i uruchomił swoje wszelkie kontakty na terenie całego Stanu, by ją odnaleźć. — Jak dotąd spoglądając na zalegającą w kubku parującą kawę, teraz uniósł smutny wzrok i wbił go w siedzącego naprzeciwko Dragneela. — Do dziś nie potrafię zapomnieć widoku zagubionego przyjaciela, który nie umiał poradzić sobie z utratą ukochanej osoby. Szukaliśmy jej dzień i noc bez wytchnienia, jednak na marne. Potem, robiąc tak jak chciała tego Sofia, Igneel ożenił się z Hannah. Niedługo po tym urodziło się ich pierwsze dziecko. Potem minęło parę lat, a na świat przyszedł Natsu. Życie toczyło się swoim tempem, ale jak Layla zniknęła tak nie dała o sobie żadnego znaku. I nawet kiedy Igneel miał żonę, dzieci, oraz wiódł pozornie szczęśliwe życie, wciąż myślał i szukał jej. Na przekór, że upłynęło już tyle czasu, nie potrafił o niej zapomnieć...

...

20 lat później, Pub w Los Angeles, rok 1951

Przez spore ciemno bordowe pomieszczenie przedzierała się cicho brzdąkająca muzyka. W pomieszczeniu unosił się gęsty dym papierosowy, a różni faceci zalegali przy barze i uprzykrzali życzliwej kelnerce życie. Na szerokiej scenie, tańczyła i śpiewała kobieta odziana w obcisłą, czerwoną sukienkę i długie białe rękawiczki. Miała krótkie, wysoko wystylizowane blond włosy, a na jej szyi raz po raz w rytm muzyki i ruchu ponętnego ciała podskakiwały długie korale.

Przy jednym ze stolików, jak najbardziej w oddali siedziało dwóch, pijących alkohol mężczyzn. Jeden palił papierosa i spoglądał na nią z niekrytym zachwytem, a drugi wpatrywał się w martwy punkt na drewnianym stole i palił swoje umiłowane kiseru. Jakoś nie potrafił spoglądać na kobiety o blond włosach, bo każda przypominała mu o dawno utraconej miłości. Uważał, że to głupie uprzedzenie, ale był bezradny wobec tego.

To było jedno z licznych spotkań, jakie co jakiś czas sobie serwowali. Pomimo upływu tych wszystkich lat, ich przyjaźń nadal była nierdzewna. Rozmawiali o tym jak mafia się rozwija i co ciekawego lub mniej ciekawego działo się w ich życiu.

— Martwię się o swojego starszego syna — powiedział niespodziewanie mężczyzna o włosach czarnych jak heban.

Zdziwiony tym nagłym wyznaniem, Silver przerzucił wzrok z apetycznie tańczącej na scenie kobiety na swojego osowiałego przyjaciela. Przez chwilę milczał, ale gdy po raz kolejny zaciągnął się swoją długą fajką i wpuścił biały dym z ust, kontynuował:

— Jest w nim coś dziwnego. Nieznajomego. Tajemniczego. Zaczyna mnie przerażać, ma jakieś dziwne zachowania. Zaczyna fascynować się tematyką śmierci.

— Może to okres dorastania? — wzdrygnął ramionami niewzruszony. — Gray też przez to przechodzi.

Igneel posłał mu krótkie, lecz wymowne spojrzenie.

— Znoszenie zdechłych ptaków do szopy, albo szukanie kretów w ogródku? Wątpię.

Skrzywił się.

— No fakt, to nie brzmi najlepiej — przyznał, opierając usta o rant szklanki, by następnie upić duży łyk. — Może powinieneś z nim poważnie porozmawiać. Wiesz, wziąć na stronę, gdy będzie wracał ze szkoły czy coś.

W tym momencie zmysłowo tańcząca kobieta zsunęła jedną ze swoich długich rękawiczek i rzuciła ją w kierunku sporej grupy stojących pod sceną mężczyzn. Przez pomieszczenie przedarło się ich donośne gwizdanie i wzburzenie zmieszane z podnieceniem. Chcieli więcej.

— Tsh. Myślisz, że nie próbowałem? — Ściągnął brwi i oparł podbródek na dłoni. — Kurwa mać, jestem uznawany za jednego z najostrzejszych gangsterów naszych czasów, a nie potrafię nawiązać sensownego kontaktu z własnym synem. Ilekroć próbuję z nim rozmawiać, on uważa, że nic się nie dzieję. Że wszystko jest w porządku. Jednak mam wrażenie, że ostatnimi czasy mnie unika. Od zawsze stronił od bliższych kontaktów, ale teraz zrobiło się to nagminne. Kompletnie go nie rozumiem, a powinienem — warknął i czując nasilające się zdenerwowanie, sięgnął po szklankę z mocnym trunkiem. — To mnie frustruje.

— Myślę, że przeżywa jakiś trudniejszy okres. Z pewnością mu przejdzie i chyba nie ma co popadać w paranoję.

Zapewnienia Silvera ani trochę go nie przekonały. Nie był ślepy, ani tym bardziej głupi. Wiedział, że coś poważniejszego było na rzeczy. Nigdy nie czuł tej więzi, jaka łączyła go z Natsu.

— Nie ma zbyt wielu znajomych, stroni od ludzi. Martwi mnie, że wpatrzony jest w Natsu jak w obrazek. Przeraża mnie to. Nie chcę, żeby wplątywał go w jakieś swoje dziwne fanaberie. I choć obaj są braćmi, diametralnie się od siebie różnią. Są jak dzień i noc. Czasami zastanawiam się czy to w ogóle możliwe — przyznał z goryczą, kiedy zaciskając pięść na szklance, mocniej zagryzł zęby i wpatrywał się tępym wzrokiem w nieistotny punkt w oddali. — Czasem sobie myślę, że może on...

Rozmowę przerwał donośny huk uderzenia o drewniany stolik. Stojąca na nim do połowy opróżniona butelka, popielnica oraz szklanka Silvera, podskoczyły do góry. Zdziwiony tą nagłą i ostrą reakcją przyjaciela, Igneel odzyskał władzę w oczach i łypnął na niego z trwogą.

— Przestań smęcić bo znów się zapędzasz — wtrącił, przywdziewając ostrzejszy wyraz twarzy. Usiadł w szerszym rozkroku i pochylił się nieco w jego kierunku. — Igneel jakiego znam to pieprzony twardziel jakich mało. Najlepszy gangster, a jednocześnie najbardziej lojalny i oddany człowiek. Rodzicielstwo to trudna sztuka. Daj Zerefowi czas, bo może właśnie tego potrzebuje? Wyrośnie z tego. Znam dzieciaka od jego pierwszych dni, wiem że jest nieco bardziej wycofany i tajemniczy, ale wierzę że mu przejdzie. Spójrz na to z drugiej strony. Gray też długo ciągnął cyca i nie chciał przestawić się na butelkę, ale pewnego dnia, nagle mu to przeszło. Pewne rzeczy się zmieniają z czasem, a my stare konie nic na to nie poradzimy.

...

Robiący krótką pauzę Silver, pomyślał, że no kurwa, jednak nie przeszło.

— Grayowi to chyba do dzisiaj zostało — wtrącił zniesmaczony Natsu, który oparł łokcie na kolanach.

Jak na ironię oboje pomyśleli o tym samym. Mężczyzna zaśmiał się, jednak było to przez niewidoczne łzy.

— To fakt, wdał się po ojcu nie ma co — przyznał, przymykając powieki. — Ale kontynuujmy dalej...

...

— Obyś miał rację Silver — powiedział po chwili, gdy wyprostował kręgosłup i przylgnął plecami do oparcia krzesła. — Natsu wyrasta na silnego i zdrowego chłopaka. Mam wrażenie, że gdy na niego spoglądam, widzę siebie z młodych lat. Jest jak moje odbicie w lustrze. To też sprawia, że w jakimś stopniu obawiam się o niego.

— Byle tylko nie odziedziczył tych twoich anty skłonności do płci pięknej — mruknął z przekąsem, czym zwrócił na siebie uwagę Dragneela. — W przeciwnym razie nigdy nie doczekasz się wnuków z jego strony.

— Heh. Nie będę go do niczego zmuszał. Natsu jest silnym indywidualistą i choć nie ważne jak bardzo bym się starał, nigdy nie uda mi się mu czegokolwiek narzucić. Chociaż tak całkiem szczerze, nawet nigdy by mi to do głowy nie przyszło...

— W końcu ty i on, jesteście jak dwie krople wody. Zupełnie jak ja i Gray.

Na to stwierdzenie, Igneel zaśmiał się pod nosem. Lekko skinął głową, czym przyznał mu rację. Silver chwycił za butelkę i powolnym ruchem dolał im alkoholu. Igneel odłożył kiseru na stolik, wziął do ręki szklankę i upił mały łyk.

— Mam piękną żonę i dwóch synów. Powinienem dziękować niebiosom czy cholera wie komu za nią i zdrowe dzieciaki, ale ja tego nie robię. Może to zabrzmi okrutnie i odbierzesz jako faworyzujące, ale narodziny Natsu to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Nie umiem wyjaśnić tego słowami, ale od samego początku czułem z nim wyjątkową, rodzicielską więź. Jest moim oczkiem w głowie i zrobiłbym wszystko by uchronić go przed wszelkim złem. Za nim wskoczyłbym nawet w ogień.

Silver uznał, że to wyznanie brzmiało nazbyt podejrzenie. Dosłownie jak gdyby te słowa miały drugie, głębsze dno. Zmarszczył brwi i teraz całkowicie skupił się na jego sylwetce.

— Przecież jesteś tutaj. Nigdzie się nie wybierasz, dlaczego myślisz w taki sposób?

— Pewnie uznasz, że skoro minęło tyle lat i mam rodzinę; powinienem być szczęśliwy, skakać wysoko z radości i nie narzekać. Nie robię tego. Mimo, że minęło dwadzieścia lat, ja nadal nie mogę przestać myśleć o przeszłości. Nie mogę przestać myśleć o niej. Nie potrafię dać sobie z tym spokoju. Nie umiem wybaczyć swojej głupoty; że tak długo to ciągnąłem i nic nie zrobiłem. Byłem bierny. Starałem się żyć i cieszyć tym co mam, ale nie potrafię. Layla wciąż do mnie wraca i nie umiem zapomnieć. Nie potrafię sobie wybaczyć. Każdego dnia moja tęsknota rośnie w siłę, a ja czuję jak tracę fragmenty własnej świadomości. Czuje się okropnym niewdzięcznikiem i wiem, że póki nie uporządkuje błędów przeszłości, nigdy nie będę potrafił ruszyć do przodu. — Z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej zaciskał palce na chłodnej szklance. — Tkwię w miejscu, a nawet mam wrażenie, że się cofam. Tak bardzo chciałbym ją odnaleźć, powiedzieć, wyjaśnić wszystko. Przytulić i przeprosić za swoją głupotę.

Siedzący naprzeciw niemu Silver, spuścił głowę nieco do dołu. Posępny humor udzielił się i jemu. Nawet nie wiedział, jak sensownie odnieść się do tego gorzkiego wyznania. Nie spodziewał się, że Igneel wyjedzie z czymś takiego kalibru. Pomiędzy przyjaciółmi zapadła cisza przerywana jedynie gwarem rozmów w pubie i co jakiś czas zmieniającymi się słowami piosenki.

— Słuchaj... — zaczął cicho, jednak zamilkł, gdy dostrzegł jak Dragneel ponownie otwiera usta.

— Czekaj. Muszę ci się do czegoś przyznać — zaczął niespodziewanie, rozluźniając tęgi wyraz twarzy. — Gdy wyjeżdżam na te akcje poza miasto to tak naprawdę ja wciąż jej szukałem. Robię to potajemnie.

Fullbuster nie wyrażał ani grama zdziwienia. Przecież od dawna to podejrzewał.

— Domyślałem się tego — przyznał po dłuższej chwili. — Posłuchaj mnie uważnie, Igneel — mówiąc to, po raz kolejny przysunął się bliżej stolika, a wtedy zgrzyt jeżdżącego krzesła po podłodze przeszedł przez ich głowy. — Nie ważne, jak zdecydujesz i jak postąpisz, jestem twoim najlepszym przyjacielem. Jesteś mi jak rodzony brat i ja zawsze będę stał za tobą murem. Pamiętaj o tym, dobrze?

Zarówno Igneel, jak i Silver wzięli do ręki szklanki i subtelnie się nimi stuknęli.

— W takim razie miej oko na Hannah i dzieciaki. — Posłał mu jeden z tych swoich charakterystycznych uśmiechów. — Przynajmniej do czasu, aż nie wrócę.

— W takim razie będę cierpliwie na ciebie czekał.

...

— Tymi słowami... Tamtego cholernego wieczoru dałem mu przyzwolenie, by poszedł za głosem serca i szukał Layli. Chciałem dobrze, jednak gdybym przewidział, jak to się skończy, jakie tragiczne skutki ze sobą przyniesie, to bym go powstrzymał. Zrobiłbym wszystko i odwiódł od tej decyzji... — Mocniej zacisnął dłonie w pięści, lecz wzrok nadal miał wbity w przestrzeń. — Po jakimś czasie, Igneel dowiedział się o jej okrutnej śmierci. Postanowił rzucić się w wir poszukiwań sprawców tego niewybaczalnego czynu. Powiedział, że nie spocznie, póki nie wyrżnie ich wszystkich w pień.

...

Włochy, opuszczona winiarnia, środek nocy

Wewnątrz siedzieli ci gangsterzy. Domniemani mordercy, których węszył dzień i noc. Ścigał ich bez ustanku przez ostatnie miesiące. Było ich na oko dwudziestu, ale to nic. Dla niego nie stanowiło to żadnego znaczenia. Nie było barier, nie miał limitu. Był wyprany z emocji. Był bestią bez skrupułów, która nie spocznie, póki nie nasyci się ich krwią i krzykami.

Dokładnie ich obserwował. Żaden mu nie ucieknie. Każdy bez wyjątku zapłaci za to co zrobił. Za udział na mordzie na jego ukochanej. Kierowała nim zatracająca zemsta, oraz nieopisany ból. Wyzbył się jakiegokolwiek uczucia strachu. Już nie wiedział co to znaczy. Pusta skorupa.

Agonia. Bezradność. Ból. Cierpienie. Chaos. Rozgoryczenie. Szał. Niemoc. Strata.

Kucał za znajdującym się nieopodal ogromnym głazem. Piaskowy pył drażnił jego niebezpiecznie iskrzące oczy, ale on nic z tym nie robił. Nie czuł niczego, a jedynie krzyczącą wewnątrz jego głowy wściekłość. Stracił ją. Bezpowrotnie. Już nigdy jej nie ujrzy. Już nigdy nie usłyszy. Przepadła, a wraz z nią jego nadzieje i świat, które legły w gruzach. Nie był sobą. Był martwy wewnątrz.

Spalił kiseru i wsunął je za pas. Wpatrzony w uchylone okno, z twarzą bez żadnych emocji, perfekcyjnie wymierzył odległość jaka dzieliła go od upragnionego celu. W dłoni kurczowo trzymał granat, który po chwili odbezpieczył samymi zębami. Wziął mocny zamach i rzucił nim. Wybił szybę, a potem do jego uszu dobiegł huk zmieszany z urwanymi wrzaskami. Nie drgnęła mu nawet jedna powieka. Biorąc do ręki dwa w pełni naładowane pistolety, wstał na równe nogi. Osobiście poszedł dokończyć robotę i wyrównać rachunki.

...

W pomieszczeniu znajdywało wybite okno, przez które wskoczył. Na ścianie obok widniał czarny ślad po wybuchu granatu, a obok obrzydliwe rozbryzgi krwi, które powstały gdy przestrzelał innym głowy.

Góra ciał, morze krwi. Czerwone pobojowisko. Czarna rzeź. A pośrodku on; powoli wykrwawiający się jedyny żywy.

Ledwo stał i kurczowo przyciskał dłoń do prawego boku. Z każdym kolejnym uderzeniem jego serca, świeża krew wypływała mu spomiędzy palców. Wymordował wszystkich, ale sam przy tym porządnie oberwał. Dostał w wątrobę. Powoli się wykrwawiał.

Tak bardzo był wyprany z emocji, że nawet nie czuł bólu. Był dziwnie wyciszony i spokojny. Zupełnie jak nie on.

W końcu, powolnym i lekko chwiejnym krokiem podszedł do ciemnego stolika, na którym stała do połowy opróżniona butelka z winem i parę przewróconych szklanek. Odsunął jedno z czterech krzeseł, a jego uszy przeszył nieprzyjemny zgrzyt. Usiadł, rzucając na drewniany blat swój zakrwawiony pistolet.

Dookoła było przeraźliwie cicho. W pomieszczeniu, aż do kostek unosiła się czerwona mgła. Miała metaliczny posmak.

Wyciągnął drugą, ale także zakrwawioną rękę po trunek i łapczywie upił parę łyków. Sięgnął po swoje kiseru i z trudem nabił świeżego tytoniu. Był coraz słabszy. Wsunął je do lekko spierzchniętych ust.

Śmiał się nad swoim losem, bo właśnie tak było mu to pisane? Gonił za marzeniami i nadziejami, które na sam koniec doprowadzają go do tak rychłego końca? Nie potrafił przeboleć śmierci Layli. Już nie widział sensu, by się starać i zawalczyć ten ostatni raz.

Wiedział, że i tak umrze. Z jego rany wypływało coraz więcej krwi. Lała się podczas, gdy jego oczy powoli traciły swój zadziorny blask. Potworny koniec potwornego człowieka — pomyślał gorzko.

Zatracił się przez czyny jakich dokonał. Wszystko co robił w życiu; że mordował ludzi, że nie zatrzymał Layli, kiedy był na to czas, że nie mógł być w pełni szczęśliwy z rodziną, przez co czuł, jakby ich zdradził i zawiódł. Stracił człowieczeństwo i nie zasługiwał na to, by godnie umrzeć.

Kątem oka spojrzał na leżący nieopodal pistolet. Wychylił w jego kierunku ciało i chwycił za rękojeść. Odłożył wciąż tlące się kiseru na bok. Nawet nie zauważył kiedy zabrał rękę z nieustannie krwawiącej dziury po kuli.

Czuł się już zmęczony. Było mu coraz słabiej, a jego nogi zaczęły drętwieć.

Miał dosyć, więc na moment przymknął coraz cięższe powieki. Zrobił to powoli, a wtedy zobaczył przed sobą uśmiechniętą Laylę. Miał wrażenie, że usłyszał jej śmiech, który tak bardzo kochał, a za którym tak szalenie tęsknił.

Chciał w końcu poczuć ulgę.

Nie widział sensu tego przedłużać. Spokojnie otworzył oczy, wypuszczając jedną, samotną łzę. Zaczekał aż zatoczy się po linie jego żuchwy. Srebrna lufa była już przy jego skroni, a wtedy uśmiechnął się po raz ostatni.

— Do zobaczenia, moja Złotowłosa Księżniczko.

Pociągnął za spust i strzelił sobie w głowę. Jego ciało z hukiem opadło na drewniany stół, a z dziury wylotowej wylała się bordowa krew, która mozolnie zaczęła skapywać na podłogę obok.

Popełnił samobójstwo, czym zwieńczył dotychczasowo całe przebyte życie. Spowiedź grzesznika, dobiegła końca.

...

Silver spoglądał na swoje odbicie, które widniało w ostatnim centymetrze kawy. Kurczowo ściskał palce na filiżance. Jego głos o gorzkiej barwie, echem odbijał się pomiędzy ich strapionymi sylwetkami.

— Jak widzisz, wersja którą znałeś Natsu, drastycznie różniła się od prawdy. Owszem, Igneel zginął w bitwie, ale nie tak bohatersko jak przez cały ten czas myślałeś. Był zwykłym człowiekiem żywiącym niezwykłe uczucia do jednej kobiety. Nie potrafił bez niej żyć, a także nie potrafił przyjąć do wiadomości, że ją stracił. Nie umiał się z tym pogodzić... Koniec końców pomścił jej śmierć, ale sam zapłacił za to najwyższą cenę. Wiedział, że nie wyjdzie z tego cało, więc skracając swoje męki, popełnił samobójstwo. Tak właśnie brzmiał ostatni rozdział z życia najlepszego gangstera wszech czasów, a jednocześnie mojego drogiego przyjaciela.

Gdy skończył opowiadać, w pomieszczeniu panowała absolutna cisza przerywana jedynie tykaniem zegara na ścianie. Nikt nawet nie śmiał się poruszyć.

Usłyszawszy te historię, Lucy była w paraliżującym szoku. Wstrząśnięta z zaschniętymi śladami od łez na policzkach, zdołała jedynie spojrzeć na Natsu.

Był pogrążony w myślach, zupełnie odpłynął. Odrobinę drżał. Patrzył nieco pod nogi, przed siebie i tylko mocno zaciskał pięści. Robił to tak zajadle, że zbielały mu knykcie. Zauważyła to ukradkiem. Spuściła głowę.

Wtedy już nie zamienili ze sobą słowa. Nikt nic nie powiedział, ani ona, ani on.

***

Dwa tygodnie później, dom Lucy Heartfilli

Od czasu, gdy wyszła z domu Natsu, nie widziała go przez dwa tygodnie. Kompletnie nic. Zero kontaktu. Dosłownie jakby zapadł się pod ziemie.

Sama musiała to sobie wszystko ułożyć w głowie. Obydwoje jak nigdy przedtem, teraz potrzebowali czasu. Czuła się tym wszystkim przytłoczona, skołowana, zagubiona. Każdej nocy nie mogła zasnąć, myśląc o tej przeszłości jak i Natsu.

Wierciła się w łóżku i przekładała z boku na bok. Minęły dwie godziny, nim zasnęła, ale ona i tak wiedziała, że za parę minut ponownie się obudzi.

***

Kolejna taka noc. Bezsenna wręcz. Była niezwykle upalna, więc przez uchylone okna wsłuchiwała się w kojący śpiew świerszczy. Zaznając cudu, w końcu udało jej się zasnąć, ale co chwilę się przebudzała.

Wtem, niespodziewanie usłyszała pukanie do drzwi. Wzdrygnęła się bo było niezwykle nachalne, natarczywe wręcz. Ktoś walił w drzwi, jakby chciał się dobić. Wystraszona, zebrała się na odwagę i zerwała na równe nogi. Będąc w zwiewnej koszuli nocnej, weszła do kuchni i zerknęła przez okno. Dostrzegła zaparkowany samochód Dragneela i skaczącego przy wejściu Plue. Od razu podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież. Ujrzała Natsu który bez pytania wtargnął do środka. Pod wpływem jego gromiącej postury ciała, odsunęła się nieco w bok.

— Ubieraj się — rozkazał tonem nie znoszącym sprzeciwu. Miał wsunięte dłonie w kieszenie spodni, ale nawet na nią nie patrzył.

Jego głos był tak ostry, że nawet nie odważyła się zaprotestować, tylko po prostu to zrobiła. Podeszła do szafy i chwyciła do ręki pierwszy lepszy ciuch. Ubrała zwiewną sukienkę na ramiączkach w kwiaty. Jedyne co zdążyła zrobić przed wyjściem to na szybko przeczesała rozpuszczone włosy. Na gołe stopy wsunęła czarne baletki, wzięła klucze do ręki, a potem wyszli z domu.

***

Przez całą drogę nie odezwał się do niej, a jedynie kurczowo zaciskał dłonie na kierownicy. Był uparcie wpatrzony na widok przed sobą. Lucy też o nic nie pytała, bo widziała że jest nad wyraz poważny i skupiony. Nie wykazywał żadnych, nawet najmniejszych chęci do rozmowy. Nie wiedziała gdzie jadą, ale czy się bała? Aktualnie nie.

Wpatrywała się w migające latarnie przy drodze i nim się spostrzegła, dojechali na jakiś mały parking na obrzeżach miasta. Natsu zatrzymał się idealnie pomiędzy dwoma białymi liniami, po czym energicznie zaciągając hamulec ręczny, pochylił się nad deską rozdzielczą. Wziął do ręki latarkę i bez słowa wysiadł z samochodu. Idąc w ślad za nim, Lucy dość szybko odpięła pas i ciągnąc za srebrną klamkę, otworzyła drzwi.

Było ciemno, a wszędzie dookoła otaczał ich gęsty las. Wiatr nerwowo poruszał ich zielonymi i bujnymi koronami, a szum jaki wywoływały liście, brzmiał nieco tajemniczo i przerażająco.

Usłyszała odgłos pstryknięcia, więc instynktownie spojrzała na Natsu, który w tym momencie zapalił latarkę. Bez słowa, zaczął iść w kierunku wejścia do lasu, ale ona ani drgnęła. Nie rozumiała, dlaczego ją tu przywiózł, dlatego zaczął ją ogarniać strach. Niesłyszący za sobą jej kroków Dragneel, odwrócił się do niej i po raz pierwszy odezwał.

— Nie bój się i po prostu chodź — powiedział nad wyrazem spokojnym tonem. — Chcę ci tylko coś pokazać.

Dziewczyna zagryzła nerwowo wargę, bo jego słowa wcale nie dodały jej otuchy, ani nie za bardzo uspokoiły. Po historii ich rodziców nie widzieli się ponad dwa tygodnie, a on nagle chce, żeby poszła za nim do ciemnego lasu? To nie brzmiało optymistycznie, jednak mimo cienia obaw, ruszyła za nim. Wpatrując się w zarys jego szerokich pleców, przedzierali się przez gęste plątaniny krzaków i drzew. Gałązki smyrały ją po gołych łydkach powodując subtelne dreszcze. Szli tak gęsiego nie więcej niż pięć minut, aż w końcu ujrzała jak przez korony przebija się ciemne szare niebo.

Wystawiła najpierw jedną nogę, a potem drugą. Wtem poczuła podmuch orzeźwiającej słonej bryzy z nad oceanu, oraz przyjemny wiaterek, który muskał jej odsłoniętą skórę. Parę ziarenek piasku odbiło się od jej czoła i wpadło między rozpuszczone kosmki. Usłyszała kojący szum fal, a oni wyszli na wysokie klify. Spojrzała w dół, gdzie przez linie szerokiego brzegu rozciągała się dzika plaża. Obok nich znajdywała się piaskowa ścieżka prowadząca w dół, ale oni zostali na wzniesieniu. Dłonią odgarnęła szalejącą grzywkę za ucho.

— Jak tutaj pięknie — wyrwało się z jej krtani, gdy nie mogła oderwać od tego oczu. Zaciągnęła się cudownie czystym powietrzem i na moment przymknęła powieki. Kochała ocean, kochała wodę. To od zawsze był jej żywioł z którym mogłaby stanowić jedność. Dość często spacerowała, ale nie znała tego miejsca. Najwyraźniej nie wiele osób wiedziało o jego istnieniu.

— O tak — przyznał natychmiast, po czym po raz pierwszy oderwał wzrok od zapierającego dech w piersi krajobrazu i spojrzał na nią. — Jest pięknie i spokojnie.

— Czy to właśnie to chciałeś mi pokazać? — spytała nie mogąc ukryć nuty euforii. — Tą dziką plażę?

Wiatr subtelnie targał jego włosami, a wtedy lekko kiwnął głową.

— Nie tylko — mruknął, niespodziewanie robiąc do niej parę kroków. Bez zawahania położył swoje ciepłe dłonie na jej odsłoniętych ramionach i powoli nakierował ich ciała w stronę bezkresnego oceanu. Pod wpływem jego obecności i bliskiego dotyku, dostała przyjemnie gęsiej skórki, jednak swobodnie dała mu się poprowadzić. Wciąż stojąc za nią, pochylił się obok dziewczęcego ucha, a następnie niespodziewanie wysunął rękę tuż obok jej policzka i palcem wskazał na linię horyzontu. — Popatrz, właśnie się zaczyna.

Zacisnęła wargi bo nieświadomie smagnął o jej skórę. Nieznacznie zmrużyła powieki, gdy spomiędzy pomarańczowej granicy nieba, a wody, zaczęło wychylać się słońce. Onieśmielona, że właśnie to chciał jej pokazać, z niedowierzaniem przekręciła głowę lekko w bok. Był od niej wyższy, więc zadarła podbródek do góry i spojrzała na niego. Uśmiechał się tak bardzo nostalgicznie, że aż sentymentalnie. Delikatny wiatr otulał jego przystojną twarz, wprawiając w ruch pojedyncze pasma odrobinę dłuższej grzywki. Poczuła, jak miękną jej kolana.

Mozolnie wschodząca kula raz po raz odkrywała coraz dalsze fragmenty jego skrytego w cieniu oblicza. Niczym zafascynowana najpiękniejszym obrazem, głęboko wpatrywała się w jego dziko iskrzące oczy, które jak dotąd wpatrujące się w dal, instynktownie przerzucił na nią. W tym momencie, dotyk jego dłoni zniknął, a on stanął z nią ramię w ramię.

— Natsu — zaczęła, mogąc ledwie wydobyć głos ze ściśniętego gardła — co do przeszłości naszych rodziców to ja...

— Chyba potrzebowałem nieco czasu, by sobie to wszystko poukładać — przyznał, nieznacznie się uśmiechając, kiedy ponownie ulokował wzrok w oddalonym o setki kilometrów horyzoncie. — Ale teraz jest już w porządku.

Chciała coś powiedzieć, sensownie się odnieść, ale jakaś nieznana niemoc powodowała, że jedynie stała w bezruchu i słuchała go jak zaczarowana.

— Zrozumiałem, że troski przychodzą i odchodzą. Zupełnie jak to słońce, które co noc się chowa, a co dzień wstaje. Że nie można patrzeć na życie przez pryzmat naszych rodziców i tego co kiedyś ich łączyło. Ty i ja... Jesteśmy inni i piszemy własną historię — niemal szepcząc ostatnie zdanie, leniwie przekierował wzrok na nią. Poczuł olbrzymią falę zdumienia. Spoglądała na niego tymi swoimi wielkimi błyszczącymi, orzechowymi tęczówkami i delikatnie rozchylonymi wargami. Poszerzający uśmiech mężczyzna, ostrożnie położył dłoń na czubku jej głowy i z powrotem nakierował na wschód słońca. — Nie rozkojrzaj się.

Pomimo, że teraz wlepiała oczy w coraz jaśniej świecącą przed nimi gwiazdę, tak sobie pomyślała... Przypomniał jej się widok jego twarzy, kiedy nie rzadko, tęskno spoglądał w niebo. Uśmiechnęła się niepostrzeżenie, aczkolwiek uroczo.

— Chyba zaczynam już rozumieć — wyszeptała, nieustannie spoglądając w dal. — Kiedyś miałam zagwozdkę, dlaczego tak uparcie patrzysz w to bezkresne niebo. Że czego ty możesz tam szukać. Ale wiesz co? Teraz już rozumiem. — Nawet nie dostrzegła, kiedy wabiony jej słowami, zaczął zerkać na nią kątem oka. — Robisz to wtedy, kiedy masz jakiś problem. Gdy coś cię dręczy, masz pytania, a ty nie znasz na nie odpowiedzi. Właśnie wtedy zadzierasz głowę i spoglądasz wysoko ponad siebie. I choć może o tym nie wiesz, ja dużo obserwuję. Wiesz skąd to wiem? — spytała, nie ruszając się nawet o krok. — Bo moja mama także często to robiła, a ja dyskretnie patrzyłam na nią i nie mogłam się od tego oderwać.

Zaaferowany jej nagłym wyznaniem, przypomniał sobie słowa własnej matki.

,,Zawsze nurtowało mnie jedno. Jako twoja mama chciałabym wiedzieć dlaczego tak uparcie i często wpatrujesz się w niebo? Czego ty tam szukasz?
Po raz pierwszy od paru dni, Hannah nawiązała z nim na pozór normalną rozmowę. Natsu uśmiechnął się szerzej. Wiele osób go o to pytało i wiele osób próbowało odgadnąć, ale nigdy nikomu się nie udało. A on im nie powiedział. Uważał, że odpowiedź nie była ciekawa.

Czego? Hm... Gdy nie znam odpowiedzi na pytanie lub coś mnie dręczy, to wtedy zadzieram głowę i w nie spoglądam. Niebo jest nieodgadnione; jest piękne i na wiele sposobów tajemnicze. I chodź nie wiem jak bym próbował je okiełznać, ono zawsze będzie poza moim zasięgiem. Nie ważne jak wysoko uniosę dłonie czy głowę, ono zawsze będzie wysoko ponad mną. Nieosiągalne.

Wiem że tego nie lubisz... Gdy ktoś patrzy na ciebie z góry szepnęła przez błądzący uśmiech, a potem dodała. Ale myślę, że kiedyś w końcu spotkasz na swojej drodze osobę, która wcale tak łatwo ci nie ustąpi i będzie dla ciebie niczym to niebo, które mi opisałeś. Ktoś tajemniczy i nieuchwytny. Ktoś kto będzie wydawał być się poza twoim zasięgiem. Powiedz mi Natsu, co wtedy zrobisz?

Długo nie musiał myśleć nad odpowiedzią bo ona sama się nasunęła.

Co wtedy zrobię? Oderwał się od widoku za oknem i ponownie skupił na szczotkowaniu jej pięknych włosów. Będę próbował tę osobę okiełznać aż do skutku. Do póty mi nie ulegnie.''

W tym jednym momencie zdał sobie sprawę, że Lucy była pierwszą osobą, która go w tej kwestii zrozumiała. Ona jedna zdołała go rozszyfrować. Niczym zafascynowany, zerknął na jej spokojną i wolną od wszelkich trosk twarz. Słonawy zapach wdarł się do jego nosa, kiedy spoglądał na jej rozsypane i wprawione w subtelny taniec złote pasma.

Dostrzegł ją zupełnie inaczej. W innym świetle. Z innej perspektywy.

Doznał częściowego olśnienia? Chyba sam jeszcze tego nie wiedział, lub może nie był nawet świadomy. Nim się zorientował, zwróciła swoją lekko zarumienioną twarz ku niemu. Widząc jego tajemniczą i nieodgadnioną minę, posłała mu szczery, aczkolwiek zadziorny uśmiech.

— No co? Miałam się nie rozkojarzać, a sam to robisz — fuknęła wzdrygając ramionami, gdy stając odrobinę na palcach, dłonią sięgnęła do jego ładnie zarysowanej żuchwy. Odważnym ruchem nadgarstka, skierowała jego twarz tam, gdzie niedawno sam kazał jej spoglądać.

Podczas gdy inni nie mogli go od tak dotykać, ona śmiało to robiła. Po chwilowo minionym szoku uznał, że to przecież Lucy, a ona trochę taka jest. Niefrasobliwa. Czasami sobie na to pozwala, a on chwilami się na to godzi. Poza tym trochę się już znali i razem przeszli. Są sobie bliscy, jednak to nic większego. Zwykła przyjaźń.

Nie odtrącił jej dłoni, bo co ciekawe jej dotyk nie sprawiał mu żadnego dyskomfortu. Uniósł jeden kącik ust do góry. Skubana sobie pozwala — pomyślał w głębi. Ale szczerze? Na ten czas jakoś wcale mu to nie przeszkadzało.

Wtem w jego głowie echem odbiły się słowa Igneela;

,, Uwierz mi synu, że kiedyś spotkasz na swojej drodze osobę, która będzie cenna i wyjątkowa. A gdy już się to stanie, przyjdzie czas, że będziesz o tym wiedział i w końcu to zrozumiesz.''

Nieznacznie pokiwał głową na boki. Wsłuchując się w szum fal i pieśń niesioną przez szybujące nad ich głowami mewy, przymknął powieki.

— Masz rację.

***

Parę dni później

W końcu zdecydował się otworzyć i przeczytać list jaki ponad dwa tygodnie temu dostarczył mu Silver. Gray popijał zimne piwo, a Natsu nerwowo popalał papierosa. Siedzieli wtedy w samochodzie pod siedzibą główną.

Dał go do przeczytania Grayowi, ale ten ze skwaszoną miną obwieścił, że ni w pień nie zna języka Włoskiego. Przewracając oczami wyjaśnił pobieżnie, że jeśli nie odwiedzi babci w te wakacje to ona osobiście pofatyguje się tutaj do niego, a tego jak sama stwierdziła, z pewnością by nie chciał.

Był środek nocy, kiedy dwóch przyjaciół doszło do wspólnego porozumienia. Lucy wciąż miała posępny humor i bujała w obłokach, uznali więc że przyda jej się nieco odpoczynku. Zerwali się na równe nogi i podjechali pod mieszkanie Fullbustera żeby mógł na szybko się spakować i pojechali w dalszą drogę.

Zaparkowali pod małym domkiem na zachodnich obrzeżach i dość cicho jak na nich wysiedli z samochodu. Jako że noce były ciepłe, Plue biegał luzem po podwórku. Gdy tylko ich zobaczył, nie mógł przestać skakać na Dragneela. Szybko go opanował i biorąc do ręki agrafkę bez żadnego problemu, jak to wyszkoleni gangsterzy, otworzyli sobie drzwi.

Znali układ domu bo osobiście zajmowali się pomocą przy jego remoncie. Pierwsze co zrobił Gray to z dużą torbą podszedł do jej szafy i zaczął pakować to co wpadło mu w ręce. Natomiast Natsu oznajmił, że nie jest aż takim zepsutym degeneratem żeby dotykać jej bieliznę, więc udał się do sypialni by ją obudzić. Dostrzegł zarys kobiecej sylwetki pod jasnym przykryciem.

— Ej Lucy, wstawaj — powiedział, chwytając i zdejmując z niej cienką kołdrę. Przestraszona dziewczyna, wzdrygnęła się i otworzyła szeroko oczy. — Wychodzimy.

Rozpoznała jego głos, więc strach szybko minął.

— Co się dzieje? — zapytała trąc lekko zaspane oczy. — Co ty tu robisz w środku nocy?

— Ej, już mam! — zawołał zadowolony z siebie Gray, który pojawił się w progu z wypchaną po brzegi torbą.

Widząc tempo jej zbierania się, głośniej westchnął.

— Dobra nie ma czasu do stracenia. — Dragneel przewrócił oczami i schylił się do Lucy.

Nawet nie zdążyła dobrze usiąść, bo poczuła silne dłonie na swojej talii, a potem jak zawirował jej cały świat. Nim się zorientowała, wisiała przewieszona na jego barku. Znowu.

— Oszalałeś? — ryknęła, próbując nasunąć podwijającą się na pośladkach, zwiewną koszulę nocną. — Postaw mnie!

Niczym niewzruszony Natsu i mający ubaw po pachy Gray skierowali kroki w stronę domowego korytarza. Fullbuster sięgnął jeszcze po jej klucze ze stolika i gdy wyszli na ganek, zakluczył drzwi i wrzucił je do torby.

O psa nie było się co martwić bo sprawa była załatwiona. Niedługo przyjedzie Droy, który na ten czas zabierze go siebie do domu.

Dragneel dosłownie wrzucił dziewczynę na tył samochodu z odkrytym dachem, a Fullbuster schował jej torbę do bagażnika. Zaraz potem obaj wsiedli do środka. Trzaskając drzwiami, Natsu ruszył z piskiem opon do przodu. Czując porywisty wiatr we włosach i na twarzy, Lucy nieco oprzytomniała.

— Chyba jeszcze nie do końca się obudziłam... — mruknęła uparcie świdrując tył głowy kierowcy. W geście zwątpienia chwyciła się za skronie i rozmasowała je delikatnie okrężnymi ruchami.

— Czemu? — spytał Fullbuster, który opierając się łokciem o beżowy fotel, zwrócił się do niej uradowaną twarzą.

— Bo widzę Natsu w czarnych włosach — wypaliła mrużąc podejrzliwie oczy. Nie wiedziała czy ma z nimi problem i płatają jej figle, czy może faktycznie nadał śni.

— Ty stary no właśnie! — zacmokał ustami i szybkim gestem dłoni odważył się przeczesać po jego rozwianej czuprynie. — Ja cały czas nie mogę się przyzwyczaić do twojego naturalnego koloru. Jak takie masz to przypominasz mi twojego...

Dragneel już olał jego śmiały gest, jednak wiedząc co chciał powiedzieć, mocniej zacisnął palce na kierownicy i zgromił go krótkim spojrzeniem.

— Lepiej zamknij mordę — wtrącił warknięciem na co utemperowany Gray natychmiast zamilkł.

To niedokończone zdanie bardzo zaciekawiło Lucy, jednak widząc że to jakiś drażliwy temat, póki co postanowiła nie drążyć.

— Dlaczego w ogóle to zrobiłeś? — spytała nie mogąc się przestawić na tę nagłą zmianę wizerunku. — Tamte wypadły z mody?

— Bo jego babcia nienawidzi, gdy marnuje swoje naturalne piękno — parsknął Gray i teatralnie zatrzepotał rzęsami, po czym dostał przysłowiowo w czapę od Natsu. — Tak w ogóle Lu, niezła piżamka i cycki — dodał nie mogąc oderwać wzroku od jej apetycznie zarysowanych pod zwiewnym materiałem piersi.

Dziewczyna dopiero teraz, w świetle wschodzącego słońca zobaczyła, że ma dosyć prześwitujący materiał i nie miała biustonosza.

— Bo nawet nie daliście szansy mi się ubrać! — Nadęła czerwieniące się policzki, gdy rękoma desperacko próbowała skryć obfity biust z odrobinę sterczącymi sutkami.

— Za grosz w tobie ogłady zboczeńcu — skomentował jak dotąd milczący Dragneel, który mimo wszystko, bezczelnie zadarł wzrok na przednie lusterko. Chcąc nie chcąc, musiał przyznać przyjacielowi racje; koszulę i to co teraz być może nieświadomie unosiła do góry rękoma, miała całkiem atrakcyjne. Mógłby to kąśliwie skomentować, ale dostrzegł malujące się u niej zawstydzenie. — Na siedzeniu powinna leżeć moja marynarka, możesz ją założyć.

— A dokąd tak w ogóle jedziemy? — burknęła speszona, rozglądając się na boki. Chwyciła za ciuch i narzuciła na pokryte gęsią skórką ramiona. Poczuła jak materiał przesiąknięty jest jego własnym zapachem zmieszanym z perfumami i papierosami. Niewidzialne motyle po raz kolejny załaskotały ją w podbrzuszu.

— No jak to dokąd? — zawołał Gray, który w tym momencie wymienił się porozumiewawczymi spojrzeniami z kierującym przyjacielem.

— Lecimy do Włoch — oznajmił Natsu, zakładając na nos czarne okulary przeciwsłoneczne.

***

Ten sam dzień, poranek

Bardzo długo zbierał się na to spotkanie. Niestety nie było ono wyczekiwane, lecz nieuniknione. Najpierw musiał to sobie spokojnie poukładać w głowie, a gdy był gotowy w końcu uznał, że to czas najwyższy.

Takie ważne to miejsce,
dreszcz wciąż ciało przenika,
listek tańczy na wietrze,
nie ma ciebie, choć byłaś.

Przemierzając kolejne aleje wypełnione setkami mniejszych, lub większych nagrobków, co chwilę rozglądał się na boki. Widział wiele najróżniejszych dat, imion i nazwisk. Każde z nich miało swoją historię. Pogoda była dziś wyjątkowo piękna, a ogniste słońce zwiastowało nadejście kolejnego, upalnego dnia. Wiatr subtelnie kołysał gęstymi koronami drzew i wprawiał w ruch szeleszczące liście. To było piękne miejsce. Magiczne wręcz.

Tyle lat, a wciąż czuję
tamte małe rączęta,
to orzechowe spojrzenie,
księgę życia zamknęłaś.

W dłoni trzymał bukiet jej ukochanych białych róż, oraz czerwony znicz. Po paro minutowej wędrówce, zatrzymał się bo w końcu ją odnalazł.

Choć nie dane nam było
razem lepić bałwana,
kiedyś ciebie utulę
na błękitnych polanach.

Spotkali się. Była tutaj. Tuż przed nim. Zimna. Skryta parę metrów pod ziemią, schowana za ciężką, chropowatą płytą.

Chociaż jesteś tam w niebie,
nie ma ciebie tu ze mną,
jak to ująć, wciąż nie wiem,
czuję twoją obecność.

Spoglądał w wyryte w niej litery. Przez chwilę odczuwał ból oraz samotność. Zdjął kapelusz, przycisnął do kołaczącej piersi i uklęknął. Beztroskie ptaki, radośnie ćwierkały nad jego posiwiałą głową, ale on uparcie patrzył w dół. Sięgnął do kieszeni czarnego płaszcza w której nosił ostatni list jaki do niego napisała. Samotna łza spłynęła po jego okrytym wieloma zmarszczkami policzku.

Jestem tutaj, śpij słodko,
choć na dworze tak ciepło,
listek tańczy na wietrze,
tak cię kocham córeczko.

Prawą ręką złapał za zimną nagrobkową płytę, a po chwili przytknął do niego ciepłe czoło. Cierpiał, lecz teraz wiedział gdzie jest. Będzie mógł ją odwiedzać. Ta świadomość sprawiała, że zaznawał spokoju.

— A więc w końcu udało ci się wrócić do domu — szepnął łamiącym się głosem, zasłaniając się nostalgicznym uśmiechem.

Powoli zadarł podbródek do góry, lecz przez zaszklone oczy, cały obraz był zamazany. Odległy jak za mgłą.

— Moja Złotowłosa Księżniczko.

C.D.N

Koniec Tomu II ,,Powrót do domu''.
____________________

Jak się pewnie domyślacie akcja Tomu III ,,Definicja pianistki'', zacznie się od przybycia do Włoch ^^ Mam nadzieję że tom II przypadł do gustu i że będziecie oczekiwali kontynuacji <3 Jako ciekawostka powiem, że miał 667 stron x'D... Dla porównania poprzedni miał 328 ;O 

PS - planuje 5 tomów, także mam jeszcze sporo materiału i głowę pełną pomysłów. Już zaczęłam pracę nad kolejnymi rozdziałami, tak więc liczę że do zobaczenia wkrótce!
Będzie Sofia = będzie się działo.

A tu łapcie ode mnie jedną ze scen z tomu III ( Tak, nudziło mi się XD)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro