Tom II, Rozdział 26. Adresat.
4 grudnia, Los Angeles
Całej papierologii było tak wiele, że załatwianie spraw zajęło im okrągłych dziesięć dni. Lucy sprzedała posiadłość za grube miliony i spłaciła wszystkie możliwe długi jakie pozostawił po sobie Jude. Chcąc odciąć się od przeszłości, zrzekła się wszelkich praw do kliniki. Zabrała ze sobą parę rodzinnych pamiątek, podziękowała Virgo za wszystko co do tej pory dla niej zrobiła i obydwie rozeszły się w swoją stronę.
Niestety, ale z przeniesieniem grobu Layli wystąpiły drobne komplikacje pod względem urzędniczym, więc cały proces mógł dojść do skutku dopiero za parę miesięcy. Makarov oczywiście zaproponował Lucy,że zrobi tak by sprowadzić ją w nie więcej niż dwie doby, jednak Lucy stanowczo się temu sprzeciwiła. Powiedziała, że nie chcę robić niczego siłą i przemocą, więc spokojnie zaczeka. Nie mając innego wyboru, mężczyzna uszanował jej decyzję.
Nawet nie potrafiła wyrazić słowami jak bardzo była wdzięczna Dragneelowi za to że jednak zdecydował się zostać. Pomógł jej dosłownie we wszystkim. Od wczesnego rana jeździł z nią od urzędu do urzędu i dopilnował, by posiadłość sprzedana została za swoją faktyczną wartość; bez żadnych ustępstw, targował się do ostatniego grosza. Ona nie miała do tego kompletnie głowy, za to on zawsze służył jej dobrą radą i stanowił naprawdę potężne wsparcie.
Co prawda nie obyło się bez ,,drobnych''komplikacji, gdzie ostro zniecierpliwiony Natsu omal nie zamordował wzrokiem Bogu winnej, siedzącej pani za okienkiem, ale Lucy w porę go opanowała.
Praktycznie całość pokaźnej kwoty poszła na pokrycie zadłużeń, ale wystarczyło na styk by z pieniędzy jakie jej zostały, mogła kupić sobie mały domek na obrzeżach miasta. Całkiem niedaleko dawnego miejsca zamieszkania no i plusem było to, że miała blisko do Levy. Co do swojej przyjaciółki, dostała taką reprymendę że niemal poszło jej w stopy, jednak koniec końców, rzuciła się na nią z głośnym płaczem i wyściskała za wszystkie czasy. Ile tylko miała sił w tych swoich drobnych ramionach.
Nie licząc gojącej się rozciętej wargi, nic większego jej się nie stało. Dragneel dotrzymał danego słowa, czym znacznie zapunktował w oczach McGarden, jednak ona nagłos nigdy się do tego nie przyzna. Dalej twardo utrzymywała, że jak Dragneela nienawidziła, tak dalej nienawidzi i kropka. Była uparta jak osioł i nawet tłumaczenie Lucy na nic się zdało.
Teraz dziewczyna stała przed innym, bardzo ważnym zadaniem. Myśląc o tym już od samego rana, z pamiętnikiem w torbie, stanęła przed siedzibą główną. Wzięła głęboki wdech i z nieustępliwą miną ruszyła do środka. W końcu zebrała się, by przeprowadzić poważną rozmowę z Makarovem i wyjaśnić sobie co nieco z odległej przeszłości.
***
Gabinet Makarova Dreyara
W pomieszczeniu panowała przytłaczająco ciężka atmosfera. Makarov siedział za swoim biurkiem z posępną miną, a Lucy na krześle zaraz przed nim. W dłoniach trzymała filiżankę z herbatą z dzikiej róży i spoglądała na ulatującą z niej parę. Pierwszy raz od dawna, ukochany gramofon Dreyara był wyłączony.
— Nigdy bym się nie spodziewał, że za całą tą sprawą porwania i morderstwa stał jej własny mąż. Nawet nie wiesz, jak ból rozdziera moje serce... — zaczął ponuro, gdy Lucy opowiedziała mu historię prawdziwego powodu śmierci Layli. Splótł dłonie i swobodnie oparł je o drewnianą taflę. — Mimo tego co w ostatnim czasie przeszłaś tak bardzo się cieszę, że tobie nic się nie stało dziecko drogie. Bo tego chyba już nie byłbym w stanie znieść...
Dziewczyna wzdrygnęła się nieco i zacisnęła dłonie na rozgrzanej porcelanie.
— Fizycznie może nie,ale mentalnie potrzebuje trochę czasu by sobie to wszystko poukładać— powiedziała cicho, poderwała przygaszony wzrok i wbiła go w jego jak gdyby zmęczoną twarz. — Jednak wiem dobrze, że nie ruszę do przodu, kiedy nie uporządkuje ciągnącej się za mną przeszłości. Dlatego przyszłam byś wyjawił mi całą prawdę,już bez zatajania czegokolwiek. — Zacisnęła pięść by dodać sobie pewności siebie, po czym przerwała na moment, ale widząc jak skruszony jedynie przytakuje głową, oświadczyła: — Moja mama wcale nie była dla ciebie zwyczajną przyjaciółką. Znalazłam jej pamiętnik i dowiedziałam się z niego co nieco. Wspominała o tobie jak o kimś w rodzaju troskliwego rodzica... Powiedz mi proszę, kim ty tak naprawdę dla niej byłeś? Czy wiedziałeś o jej prawdziwym pochodzeniu? Czy od początku należała do tego całego świata mafii? I co najbardziej mnie nurtuje, czy łączyło ją coś z ojcem Natsu, Igneelem?
Dreyar wsłuchiwał się w każde padające po kolei pytanie. Wiedział, że ten moment prędzej czy później nadejdzie. Teraz został postawiony pod faktem dokonanym i uznał, że już czas najwyższy powiedzieć jak było. Był to winny nie tylko swojej tragicznie zmarłej Perełce, ale i Lucy. Nabrał więcej powietrza w płuca, by następnie głośniej je wypuścić.
— Masz rację kochana — szepnął strapiony i przetarł twarz dłonią. — Nie ma sensu dalej tego przed tobą ukrywać. Niestety co do twojego ostatniego pytania, nawet mnie Layla nie chciała powiedzieć jak było, jednakże z tego co udało mi się samemu zaobserwować,prawdopodobnie żywiła do niego coś większego niż tylko przyjaźń. Wiem, że taka odpowiedź cię nie satysfakcjonuje i jeśli chciałabyś dowiedzieć się o tym więcej, muszę cię zmartwić boja nie jestem odpowiednią osobą. — Widząc jej coraz bardziej zasmuconą minę, szybko dodał: — Ale jest ktoś inny, kto z pewnością by ci na to odpowiedział, z tym że tu jest mały problem. Aktualnie nie ma go w Ameryce i nie wiadomo, kiedy wróci...
Lucy domyślała się, kogo miał na myśli. Z pewnością był to najbliższy przyjaciel Layli i Igneela.
—Czy tą osobą jest Silver Fullbuster? — spytała, na co Ojciec wyraźnie się zdziwił.
— Tak, a skąd wiesz? — dociekał, minimalnie unosząc brwi.
— Mama wspominała o nim w swoim pamiętniku — powiedziała, sięgając po niego do swojej torby. Przejechała opuszkami palców po beżowej okładce, a Makarov uśmiechnął się nostalgicznie. Dobrze go pamiętał, bo to był prezent jaki kiedyś od niego dostała. — Ponoć Silver i Igneel stanowili kiedyś zżytą drużynę w branży, czy tak właśnie było?
— Tak — przyznał szczerze. Usadowił się wygodniej w fotelu po czym dodał: — Ale może zacznijmy od samego początku — zaproponował, a ona jedynie przytaknęła. — No więc poznałem Layle tutaj w Los Angeles. Kiedy była jeszcze niewinnym dzieckiem, została porzucona przez matkę i błąkała się po ulicach. To były czasy, gdy już wtedy mimo stosunkowo młodego wieku stałem na czele Fairy Tail. Pewnego jesiennego dnia, gdy wracałem do siedziby głównej, na swojej drodze spotkałem małą dziewczynkę, która w podartych ubraniach, gdzieś w zaułku szukała resztek ze śmietnika. Nigdy nie zapomnę tego dnia, ani ulewy jaka wtedy panowała dookoła. Nie mogąc oderwać wzroku od tej smutnej sceny, zacisnąłem dłoń na rączce parasolki i zatrzymałem się. Miała brudne ubrania i potargane blond włosy, jednak było w niej coś, czego do dziś nie potrafię opisać słowami. Posiadała przenikliwie orzechowe oczy z których biła nieopisana wola walki i przetrwania. Pomimo okrutnego losu jaki ją spotkał, w ten deszczowy dzień, ona zdecydowanie wystawiła ku mnie dłoń z zasuszoną bułką, którą przed chwilą znalazła i po prostu uśmiechnęła się szeroko. To było niedługo po tym jak straciłem żonę...
— Ta bardzo mi przykro. Ja nie miałam o tym pojęcia — wyszeptała przez zaciśnięte gardło, co nie umknęło jego uwadze.
— To było lata temu... — powiedział łagodnie. — Na każdego kiedyś przychodzi pora, a ona była bardzo chora. Wracając do twojej mamy, wiesz co mi wtedy powiedziała?
Lucy umilkła i myślała. Próbowała postawić się w tej sytuacji, a wtedy odpowiedź sama się nasunęła.
— Zapewne chciała się tym podzielić — odparła z pewnością w głosie na co Makarov uśmiechnął się szerzej.
— Tak. Powiedziała, że wyglądam na smutnego i że być może jeśli coś zjem, to poczuje się lepiej. Powiedziała że teraz jest szara i brzydka pogoda, ale nic nie trwa wiecznie. Tak samo jak pada deszcz, tak potem robi się słonecznie. Według niej wszystko posiadało równowagę. Nie umiem tego wyjaśnić słowami, ale w tym momencie poczułem do niej coś w rodzaju rodzicielskiej więzi. Podszedłem bliżej, pochyliłem nad jej przemoczoną główką parasolkę i powiedziałem, że teraz toja sprawię by to nad nią zaświeciło słońce. Zawsze marzyłem o córce, ale z racji że moja żona poważnie chorowała, nie mogła mieć więcej dzieci. Podczas gdy wszyscy inni omijali Layle szerokim łukiem i udawali że nie widzą ani jej, ani problemu, ja nie potrafiłem przejść obojętnie. Deszcz zaczynał ustawać, a przez burzowe chmury przebiło się słońce. Jeszcze w tym samym dniu przygarnąłem ją pod swój dach, ubrałem i nakarmiłem, a z czasem nadałem nowe nazwisko i tak już zostało. Pewnego razu zleciłem swojemu zaufanemu człowiekowi by odszukał jej matkę i dowiedział się prawdy; dlaczego zdecydowała się na taki dramatyczny krok. Dlaczego pozostawiła ją samą sobie i nie zaprowadziła nawet do sierocińca. Mimo usilnych starań nigdy jej nie odnalazł, ponieważ jak się okazało z powodu popadnięcia w nędze i długi popełniła samobójstwo. Nic nie poszło na marne bo udało mu się dotrzeć do informacji kim tak naprawdę była i jaki bagaż przeszłości za sobą niosła. Layla była Księżniczką z krwi i kości, lecz ja postarałem się by sprawę zatuszować i żeby nikt nie dowiedział się o jej prawdziwym pochodzeniu. Wiedziała o tym jedynie garstka moich zaufanych ludzi. Nie wahałem się z decyzją i bardzo szybko postarałem się o pozostanie opiekunem prawnym Layli. Stałem się jej przybranym ojcem, dopilnowałem by poszła do szkoły na swoją ukochaną medycynę, którą zafascynowana była od zawsze. Nauczyłem ją wszystkiego co mogłoby się jej w życiu przydać. Dałem jej dom i tak dużo miłości na ile tylko było mnie stać. Nigdy niczego jej nie odmawiałem i dostawała wszystko czego chciała,jednak ona zawsze była niezwykle skromna. Pieniądze nie były dla niej rzeczą cenną i wartościową. Bardzo szybko stała się moim oczkiem w głowie i perełką, dla której serce miałem jak na dłoni. Razem uwielbialiśmy spędzać każdą wolną chwilę. Późnymi wieczorami spoglądaliśmy w gwiazdy, a ja pokazywałem i uczyłem ją przeróżnych konstelacji.
Lucy chyba nie spodziewała się takiej bolesnej, a jednocześnie pięknej historii. Wierzchem rękawa otarła zbierające się w kącikach oczy łzy. Nie tylko ona miała problem z emocjami, bo Makarov także pociągnął nosem na te wspomnienia.
— Zawsze chciała nieść bezinteresowną pomoc innym — wyszeptała, gdy mimo wszystko na jej ustach błądził nostalgiczny uśmiech.
— Miała dobre i niezwykle szlachetne serce, dlatego nie chciałem by wtrącała się w sprawy mafijne. W moich oczach była małą Księżniczką, którą z całych sił chciałem ochronić przed wszelkim złem. Jednak nie potrafiłem jej skutecznie od tego oddalić. Nie ważne jak bardzo starałem się kryć, ona czytała ze mnie jak z otwartej księgi i bardzo szybko dowiedziała się o moim prawdziwym biznesie. Co ciekawe nie miała mi niczego za złe, ani nie była rozgoryczona. Bez wahania zdecydowała się, że będzie mnie wspierać i że zostanie naszym osobistym medykiem.
— Coś podobnie jak ja teraz, prawda? — Bardziej stwierdziła niż spytała.
—Tak — przytaknął posyłając jej lekki uśmiech. — Jako, że ją wychowywałem, widzę w was wiele podobieństw. Nie tyle co z wyglądu, a charakteru. Zarówno ona jak i ty macie gołębie serca i niesiecie pomoc każdemu, niezależnie od statusu majątku czy wyznania. To piękny dar Lucy, który po niej odziedziczyłaś. Jest całkowicie twój. Pielęgnuj go najlepiej jak potrafisz.
Słysząc takie słowa otuchy, czuła się jakby rosła w niej siła. Nie potrafiła ukryć wzruszenia, ani błądzącego melancholijnego uśmiechu na ustach.
— Zawsze marzyłam by być taka jak ona...
— Moja droga, to nie marzenie, a rzeczywistość.
Niespodziewanie zadarła nos i spojrzała na niego pytająco. Dostrzegając w oczach, które kochał jak rodzic tajemniczy błysk, kontynuował:
— Chcę powiedzieć, że ty już od dawna jesteś taka jak ona. Mówię to z pełną świadomością. Nawet nie wiesz jak się poczułem, gdy Natsu po raz pierwszy cię do mnie przyprowadził. Tamtego dnia ujrzałem moją zagubioną córkę, za którą przez te wszystkie lata tęsknie i chyba będę tęsknił aż po grobową deskę.
Pomiędzy nimi zapadła głęboka cisza. Lucy błądziła nieodgadnionym wzrokiem po gabinecie, jednak zatrzymała się na drzwiach od łazienki.
— Teraz już wiem dlaczego jej ulubioną herbatą była dzika róża i dlaczego używała różanego mydła. Wszystko to wyniosła ze swojego prawdziwego domu w jakim się wychowywała. — Widząc jego lekko zdziwione spojrzenie starca, sprostowała: — Gdy po raz pierwszy tutaj trafiłam, w łazience leżało takie same mydło jakiego od zawsze używała. Już wtedy mnie to zaintrygowało, ale nie śmiałabym nawet pomyśleć, że trafiłam pod skrzydła jej przybranego ojca.
— A więc nawet, gdy mieszkała w Nowym Jorku ten zapach stale jej towarzyszył. Pamiętam, że gdy szła spać pryskała się kwiecistymi perfumami, a ja śmiałem się, że kiedyś się przez to udusi... Nawet, gdy wietrzyłem godzinami sypialnie to wszystkie rzeczy były nim przesiąknięte.
— Tak, u nas było podobnie — zaśmiała się na te wspomnienia, ale potem szybko zmarkotniała — z tym, że mój ojciec zabraniał jej tego robić. Zapach delikatnego kwiatu róży... Jest przyjemny i od zawsze mi się z nią kojarzył — powiedziała i schowała brodę w wysokim kołnierzu swetra. Sama zaciągnęła się tą słodkawą wonią. — No, a jak poznała Silvera i Igneela?
— Jeszcze podczas szkoły, bardzo często przychodziła do siedziby głównej.Pomagała mi stemplować różnego rodzaju papierki i nierzadko stała za barem. No i pewnego dnia poznała właśnie tych dwóch gagatków. Możesz mi nie wierzyć, ale nawet nie zdajesz sprawy jak bardzo się z początku nienawidzili...
— Silver i Igneel? — zapytała zdumiona, bo przecież w pamiętniku nie było o tym żadnej wzmianki.
— A gdzie tam! Igneel i Layla. On zawsze ciągnął ją za warkocze, które na marginesie z wielkim trudem nauczyłem się pleść, a ona nabijała się z naleciałości jego akcentu z którym jako nastolatek miewał problemy. Znali się już od dzieciństwa i od samego początku pałali do siebie czystą niechęcią, jednak zbiegiem lat ta znajomość zakwitała. Igneel i Silver nauczyli prowadzić ją samochód, choć nie obyło się bez kłótni i ostatecznej kasacji...
— Cóż, to brzmi bardzo znajomo —skwitowała z kwaśną miną, gdy na samo wspomnienie dostała ciarek na plecach. — Z tym, że niechcący przewróciłam Natsu,a potem skończyłam w bagażniku.
— Co? — zapytał,podnosząc jedną brew, bo chyba nie słyszał od młodszego Dragneela tej historii. — Że gdzie?
— Nie, nie — szybko zaprzeczyła, zdając sobie sprawę, że Makarov przecież nic o tym nie wiedział. — Już nic.
Dobrze usłyszał, jednak tym razem uznał przymknąć na to oko. Już nie ma sensu dociekać,skoro relacje jej i Dragneela były na stopie przyjacielskiej. Tak wgłębi siebie wiedział, że w końcu odnajdą wspólny język i był szczęśliwy, że stało się tak jak przewidywał.
— I co było dalej? — zapytała, sprowadzając go na ziemię. Wlepiła w niego swoje ciekawskie spojrzenie, którego ani myślał zignorować. — Postanowili założyć drużynę i pracować razem, czy tak?
— Hm... — zamyślił się na głos i podrapał po siwym wąsie. — Tak. Do tej pory, niektóre osoby w organizacji, łączą się w grupy i w nich pracują. Można to powiedzieć na przykład o Natsu iGrayu, albo Makao i Wakabie. Tak samo było z Igneelem, Silverem i Laylą. Byli nierozłączni i spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Niejednokrotnie pytałem czy łączyło ją coś więcej z Dragneelem, ale ona zawsze okrywała się rumieńcem i wymykała na wszelkie możliwe sposoby. Myślę, że z pewnością było coś narzeczy, jednak nie chcę skłamać. Fullbuster był ich wspólnym przyjacielem i jestem przekonany, że odpowiedziałby na twoje pytanie.
— Czy wiesz kiedy wróci do Ameryki? Tak bardzo chciałabym go o to spytać...
— Myślę, że spotkasz się z nim szybciej niż sama się tego spodziewasz.
— Nie rozumiem tylko, dlaczego postanowiłeś zataić to wszystko przede mną? Wydaje mi się, że miałam prawo o tym wiedzieć. Nie ufałeś mi?
— Och, nie to nie tak — odpowiedział niemal od razu i wstał z fotela. Podszedł do niej bliżej i ujął jej chłodne dłonie w swoje ciepłe. — Ja po prostu nie chciałem cię zrazić. Podejrzewałem, że niewiele wiesz o jej przeszłości i nie chciałem już na wstępie wyjeżdżać z czymś takiego kalibru. No sama powiedz, jak byś się czuła gdybym na pierwszym spotkaniu powiedział ci, że twoja mama należała do mafii?
Miał rację i ona doskonale to wiedziała.
— Pewnie nigdy bym w to nie uwierzyła — przyznała po dłuższym zastanowieniu.
—No właśnie. A potem milczałem, bo jakoś trudno było mi powrócić do przeszłości. Mimo, że minęło tyle czasu, ja nadal mam kłopot z pogodzeniem się z tym wszystkim. Teraz już wiesz, że Layla była nie tylko moją przyjaciółką, ale i przybraną córką.
— Tak więc mogę śmiało uznać, że — na moment się zawahała i spojrzała w troskliwe oczy starca — chyba w końcu odnalazłam swojego dziadka — dokończyła nieśmiało.
— Szkoda, że nie prawdziwego, a jedynie przyszywanego... — wyszeptał wyraźnie smutnym głosem, co zakuło ją gdzieś w sercu. Widać było po nim ile Layla dla niego znaczyła i jak bardzo bolała go jej strata.
Mimo, że kierował mafią, Makarov był człowiekiem o dobrym i łagodnym sercu. Kochał swoją mafijną rodzinę, a wszystkich pod swoimi skrzydłami nazywał dziećmi. Znalazł jej mamę i przygarnął pod swój dach. Wychował ją, troszczył się,a co najważniejsze dał swoją bezgraniczną miłość. Lucy wiedziała, że z pewnością miał olbrzymi wkład w to kim Layla stała się w przyszłości. Jednocześnie miało to duży wpływ i na nią.
Dowiadując się tej prawdy, w końcu poczuła jak powoli zrzuca z siebie ciężkie kajdany, które dotychczas ją krępowały. Teraz już wiedziała, dlaczego od samego początku czuła do Makarova zaufanie. To dziwne uczucie, którego jak dotąd nie potrafiła wytłumaczyć, teraz stało się jasne. Od początku miała do czynienia z człowiekiem, który dla jej mamy był najbliższą osobą.
Wcześniej się nie znali, ale obydwoje nosili to brzemię i tak samo cierpieli. Zarówno on jak i ona,utracili kogoś bardzo cennego.
Zdając sobie z tego wszystkiego sprawę, bez żadnego słowa, uśmiechnęła się przez kryształowe łzy i pochyliła się do przodu. Objęła zdezorientowanego starca i po prostu się do niego przytuliła. Miał na tyle delikatną budowę ciała, że wyczuła każdą kosteczkę w jego ciele. Mocniej zacisnęła oczy i ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi. Ileż on musiał wycierpieć, pomyślała zdruzgotana jego kruchością.
Z początku osłupiały tym niespodziewanym gestem Dreyar, stał nieruchomo. Jednak nie trwało to długo, bo szybko pękł i odwzajemnił uścisk. Czuł, że do jego oczu napływa coraz więcej gorzkich, a jednocześnie oczyszczających łez. W tym momencie, po raz pierwszy od wielu lat poczuł się jak wtedy, gdy w jego ramiona wpadała mała dziewczynka o szczerbatym uśmiechu.
— Ale jakiego przyszywanego? — szepnęła, gdy odzyskała panowanie nad rozdygotanym głosem. Wciąż mając rozmazany widok, oderwali się i spojrzeli sobie prosto w oczy. — To nie prawdziwe więzy krwi nas łączą, a historia jaką wspólnie tworzymy — mówiąc to jej dłonie powędrowała w kierunku łez, bez ustanku spływających po pomarszczonych policzkach. Otarła je z troską, apotem rzekła: — Ważne jest to, że dzięki czyjejś opatrzności w końcu zdołaliśmy się odnaleźć. Obiecuję, że teraz już zawsze będziemy razem i tych wspólnie spędzonych chwil już niktnie zdoła nam odebrać. Prawda,dziadku?
Na to wyznanie, tęczówki Makarova gwałtownie się rozszerzyły, bowiem w tym momencie przypomniały mu się słowa jakie usłyszał od Layli zanim niespodziewanie zniknęła:
,,Nie ważne, jak daleko od siebie jesteśmy, nie ważne jak wiele kilometrów i dróg nas od siebie dzieli. Nie martw się, bo my zawsze się odnajdziemy. Nawet będąc na samym końcu świata,stojąc nad przepaścią czy rozdrożu. Nie muszą nas łączyć więzy prawdziwej krwi, bowiem my wszyscy stanowimy jedną wielką rodzinę i łączy nas potężne uczucie zwane miłością. To nigdy w życiu się nie zmieni, czyż nie?''
Nie chcąc rozkleić się całkowicie, mocniej zacisnął mięśnie szczęki.
— Tak... — przyznał po chwili, gdy po raz kolejny wtulił się w tak bardzo podobne dziewczęce ramiona. —Tak właśnie będzie, moja najdroższa wnuczko.
...
Niedługo potem przenieśli się na fotele stojące pod ścianą, żeby było im wygodniej. Tego dnia, Makarov i Lucy jeszcze długo rozmawiali o starych czasach. Ojciec zaparzył ich ulubioną herbatę z dzikiej róży i opowiadał jej najróżniejsze sytuacje jakie miały miejsce z udziałem Layli, a Lucy słuchała każdej kolejnej historii z zapartym tchem i wielkimi rumieńcami na policzkach. Mogłaby tak trwać godzinami, jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy i nim się spostrzegli zastał ich późny wieczór.
— A więc mama pobierała nauki z gry na pianinie i często grała na jednym tutaj w siedzibie? — zapytała zdziwiona, bo zawsze myślała, że Layla była samoukiem. Nie przypominała też sobie, by widziała tu ten instrument. — Mnie również uczyła, ale ojciec nie pozwalał nam grać, więc niestety robiłyśmy to po cichu i w tajemnicy...
— Teraz już go tu nie ma, ale kiedyś w części barowej stało pianino, na którym Layla uwielbiała grać, jednak po paru latach od jej zniknięcia rozkazałem je schować. — Upił ostatni łyk letniej już herbaty i odstawił filiżankę na srebrną tacę. — Jego widok wywoływał u mnie zbyt silne emocje, a gdy doszły problemy z sercem uznałem, że nie chcę dokładać sobie stresu i zamartwiać się. Ale skoro już wszystko się wyjaśniło, a ty mówisz że również potrafisz grać to poproszę chłopaków, by ustawił je tam ponownie.
— Och, naprawdę? To cudownie! — pisnęła uradowana, a jej oczy błysnęły ze szczęścia. — Bardzo chciałabym je zobaczyć i móc przy nim usiąść.
— Dobrze, ale mogę mieć do ciebie prośbę? — zapytał, spoglądając jak bawi się palcami przy uchwycie kubka. Widząc, że słucha go w skupieniu, uśmiechnął się łagodnie. — Zagrasz dla mnie kiedyś jakiś utwór?
— Pewnie trochę wypadłam z formy, ale jeśli tylko sobie przypomnę to zrobię to z największą przyjemnością!
—W takim razie trzymam cię za słowo. — przechylił głowę lekko w bok i przymknął jedno oko. Spoglądając na jej zadowoloną twarz i podekscytowane tęczówki, przypomniało mu się o czymś ważnym. — A właśnie, mam w domu album ze starymi zdjęciami. Przyniosę ci go, żebyś mogła je wszystkie obejrzeć.
— Dziękuję.
Ich rozmowę przerwał donośny dźwięk bimbania zegara naściennego. Obydwoje spojrzeli w jego kierunku. Lucy zmrużyła powieki bo wskazówki na starym zegarze wskazywały na dwudziestą drugą wieczorem.
— Nawet nie zauważyłam, kiedy czas tak szybko poszedł do przodu. Jednak to prawda, że w dobrym towarzystwie się go nie liczy. Będę się powoli zbierała do domu — mówiąc to,odstawiła kubek na stół i po raz pierwszy od paru godzin wstała na równe nogi. Kolana miała tak sztywne, że musiała się poruszyć nieco na boki.
— Weź jedno z mafijnych aut — powiedział i podszedł do biurka. Wyjął z szuflady kluczyki i rzucił. Zgrabnie przechwyciła je w locie.
— Dzięki, jutro zwrócę. Chyba będę musiała sobie kupić jakieś małe autko. — Już miała schować do torby pamiętnik, gdy zauważyła zgrubienie pomiędzy stronami. — Ach, no tak. Zapomniałabym — mruknęła wyciągając list. W parę susów znalazła się przy biurku Makarovai podała mu go do ręki.
— Co to jest? — zapytał, ale gdy zobaczył pieczęć Layli, zamarł. Na odwrocie było jego imię,nazwisko, kod pocztowy, a także ulica i numer budynku siedziby. Zaadresowany był do niego.
— To jest... — ledwie wyszeptał, a ona skinęła głową twierdząco.
— Tak. To list, który dziesięć lat temu do ciebie wysłała i który został przechwycony. Niestety nigdy nie dotarł na czas, ale teraz w końcu trafił w odpowiednie ręce. Do swojego prawowitego adresata.
Strwożony Makarov ponownie wbił wzrok na zżółkniętą kopertę z lekko podartym rogiem. Z początku był smutny i przygaszony, jednak z niewiadomych przyczyn, teraz jego twarz wyrażała spokój. Wychodzi na to, że jednak jego perełka chciała się z nim skontaktować, ale brutalnie jej w tym przeszkodzono. Przesunął palcami po kopertowym rancie i przymknął powieki.
— Dziękuję.
***
4 miesiące później
Zbliżał się koniec maja. Na dworze robiło się coraz cieplej, a pogoda w Kalifornii dopisywała z każdym kolejnym dniem. Idąc krzywym,betonowym chodnikiem, ściskała w dłoniach bukiet róż i rozglądała się na boki. Naprzemiennie wsłuchiwała się w stukot swoich obcasów i radośnie ćwierkające ptaki, które przecinały bezkresne niebo. Po paro minutowym przemarszu przez rzędy pomników,dotarła do celu swojej podróży. Zatrzymała się.
Ujrzała dużo znanych ze świata Fairy Tail nazwisk, a tuż obok świeżo wybudowany pomnik z wieloma przeróżnymi kwiatami i zniczami, oraz wyryty na nim napis:
Layla Krüger Heartfilia
,,Złotowłosa Księżniczka, która już na zawsze pozostanie w naszych sercach''
Lucy uśmiechnęła się ciepło i kucnęła przed czarną płytą. Włożyła kwiaty do wazonu, a potem położyła dłoń na perłach matki, które teraz swobodnie zdobiły jej szyję. Lucy ubierała je tylko i wyłącznie na wyjątkowe okazje. Uznała, że teraz takowa była.
— Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu do mnie wróciłaś mamo — wyszeptała i wyjęła z torby znicz, który następnie zapaliła i ustawiła wśród innych.
Miejsce, w którym spoczywała Layla było przepiękne. Znajdowało się na sporym wzniesieniu, gdzie rosło wiele kolorowych kwiatów i gęstych drzew. Miała stąd wprost idealny widok na wschód słońca i piękne błękitne niebo, w które tak bardzo kochała się wpatrywać.
— Mam nadzieję, że teraz zaznasz choć odrobiny spokoju mamo — powiedziała i dłonią dotknęła zimnej płyty. Była tak mocno pochłonięta swoimi wspomnieniami i światem, że nawet nie usłyszała zbliżających się nieopodal kroków.
Na widok kucającej dziewczyny, jego kąciki ust zawędrowały do góry.
— Może nie znałem jej osobiście, ale wierzę że teraz jest szczęśliwa.
Odwróciła się w stronę znajomego głosu, a wtedy dostrzegła nadchodzącego Dragneela z tajemniczo błąkającym się uśmiechem na twarzy. Jedną dłoń wsuniętą miał w kieszeń spodni, a w drugiej trzymał pojedynczy kwiat białej róży. Zatrzymał się zaraz za Lucy, pochylił nad nią i wsunął kolczastą łodygę w kamienny wazon.
— Natsu...
Oniemiała jego niespodziewaną obecnością i gestem, jedynie zadarła podbródek do góry, a wtedy spojrzała na niego przelotnie. Wyprostowała kolana i wstała, ale nawet nie zdążyła niczego powiedzieć, bo on ją ubiegł.
— A wiesz dlaczego tak sądzę? — spytał, mając oczy nadal wbite w wyryte w nagrobku litery. Jego głos był opanowany, a na twarzy malował się spokój. — Bo jest w miejscu, do którego od zawsze należało jej serce, a ty będziesz mogła odwiedzać ją już bez żadnych ograniczeń. Odnalazłaś jej prawdziwą rodzinę i przyjaciół. Rozwikłałaś sprawę śmierci oraz prawdziwego pochodzenia. Nosisz na szyi perły,które ci pozostawiła i, o które tak bardzo dbasz. Dotrzymałaś obietnicy, jaką niegdyś jej złożyłaś i zabrałaś ją z tej przeraźliwie zimnej willi. Czy nie uważasz, że — wciąż lakonicznie się uśmiechając, raptownie przerzucił głębokie spojrzenie prosto w bursztynowe tęczówki, które wpatrzone były w niego z niekrytym podziwem — to prawdziwe powody do dumy?
W tym momencie, delikatnie ciepły wiatr zawiał ich włosami i smagnął ją po subtelnie zarumienionych policzkach. Z lekko rozchylonymi ustami, wsłuchiwała się w każde kolejne zdanie, które padło z jego ust. Nie potrafiła ukryć wzruszenia, więc dyskretnie otarła lekko wilgotne oczy. To były piękne słowa, których nie spodziewała się od niego usłyszeć.
Miał rację i obydwoje dobrze o tym wiedzieli. Żadne słowa potwierdzenia nie musiały tutaj padać. Przerzuciła wzrok na kwiat, który przed paroma chwilami przyniósł. Musiała spytać, bo szczerze ją to zaintrygowało. Jest wiele rodzajów kwiatów i kolorów, a on wybrał akurat ten.
— Tak właściwie to skąd wiedziałeś, że uwielbiała białe róże? — zapytała, gdy ponownie kucnęła i dotknęła miękkie płatki między dwa palce. — Ktoś ci o tym powiedział?
Mężczyzna chwilę się zastanowił, jednak wzdrygnął ramionami. Wybrał ten, który od razu wpadł mu w oko w kwiaciarni.
— Nie umiem tego wyjaśnić... Może to intuicja? — odparł zgodnie z prawdą, gdy zwrócił twarz w stronę coraz wyżej wschodzącego słońca. — Z jakiś powodów, po prostu to wiedziałem.
Stali przed grobem i rozmawiali jeszcze przez około piętnaście minut. Natsu miał jeszcze coś ważnego do załatwienia, więc pożegnał się z dziewczyną i poszedł gdzieś w swoją stronę. Nie zatrzymywała go. Była wdzięczna, że zdecydował się i odwiedził grób jej matki.
Schylając się, Lucy wzięła do ręki pustą, plastikową butelkę i stwierdziła, że przyniesie świeżej wody do kwiatów. Kran oddalony był o zaledwie dwadzieścia metrów, więc miała blisko. Napełniła ją po brzegi, zakręciła kurek i strzepnęła wodę z rąk. Dość spory cmentarz był pusty i smutno cichy. Gdzieś w oddali kręciły się może ze dwie sylwetki.
Idąc drogą powrotną, Lucy uniosła wzrok, a wtedy jej uwagę zwróciła wysoka,męska postać odziana w ciemny płaszcz do kostek i kapelusz. Podchodząc bliżej, miała idealny widok na jego prawy profil. Stał przed grobem Layli i pomimo tego, że melancholijnie się uśmiechał,jego twarz wyrażała ból po utracie kogoś bliskiego. Niezauważalnie przełknęła ślinę i zassała policzki.
Usłyszawszy stukot damskich obcasów, tajemniczy przybysz ocknął się i przerzucił na nią swoją uwagę. W pierwszej chwili był zdziwiony, jednak dostrzegając te uderzająco podobne, bursztynowe tęczówki, za którymi tak usilnie tęsknił, i których tak bardzo mu brakowało, sięgnął po kapelusz i zdjął. Przyciskając go do piersi, zwrócił ciało całkowicie ku niej i spuścił głowę lekko do dołu. Była od niego niższa.
Jego czarne włosy zdobiło parę siwych pasemek, a przez twarz naznaczoną rozległą blizną, przetaczały się drobne zmarszczki. W tej jednej chwili, przed oczami mignęła jej fotografia, którą Layla miała w swoim pamiętniku. I mimo, że teraz wyglądał na starszego, Lucy bez problemu go rozpoznała.
— Pan Silver? — zapytała nieśmiało, gdy podeszła na wyciągnięcie jego dłoni.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej, bo nie potrafił wyzbyć się uczucia, że stoi przed nim jego najdroższa przyjaciółka sprzed lat. Oczy, jak zwierciadło, w których można było się zatracić, niespokojnie poruszane przez wiatr złote pasma włosów i ta sama barwa głosu. Nie umiał określić, jak bardzo wdzięczny był losowi, że tu i teraz mógł się z nią zobaczyć.
To było jak powrót do przeszłości, a on przez ulotną sekundę poczuł się, jak nastolatek.
— Cieszę się, że w końcu dane mi było osobiście cię spotkać, Lucy. Co prawda nie spodziewałem się, że będą to tak smutne okoliczności, ale dziękuję ci, że pomimo trudności sprowadziłaś moją przyjaciółkę do domu. Wiem, że teraz będzie mogła odpocząć — powiedział spokojnie, ale widząc jak zdumiona dziewczyna spogląda mu prosto w oczy i nie może wykrztusić z siebie słowa, dodał: — Zapewne wiem, co chciałabyś mi teraz powiedzieć, a raczej o co zapytać. Przygotowywałem się do tego i chyba nadszedł najwyższy czas na wyjawienie pozostałej prawdy.
C.D.N
__________
No cóż, przed nami ostatni rozdział Tomu II, który mam już gotowy i czeka na publika :3
Jego tytuł to Refleksja ^ ^ Będzie dość długi i emocjonujący :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro