Tom II, Rozdział 19. Czerwcowe oblicza.
PRZEPRASZAM ZA WYCOFANIE ROZDZIAŁU, ALE BYŁY PEWNE PROBLEMY PRZEZ CO NIEKTÓRE TEKSTY MI SIĘ ZDUBLOWAŁY! MAM NADZIEJĘ, ŻE JUŻ JEST WSZYSTKO DOBRZE :(......
Na wstępie chcę podziękować za wszystkie gwiazdki i komentarze jakie po sobie pozostawiacie <3 Bardzo wiele dla mnie znaczą! ;*
_______
Stojąc na tarasie siedziby głównej, śmiesznie marszczyła nos i twarz zwróconą miała ku bezchmurnemu niebu. Złote słońce i jego promyki przyjemnie okalały jej twarz. Potrzebowała nieco wytchnienia od pracy i odświeżenia głowy. Pogoda w Los Angeles wprost zapraszała do wyjścia na zewnątrz, ale Lucy utknęła z kolejnymi tonami dokumentów do wypełnienia. Musiała się z tym jak najszybciej uporać bo była to prośba Makarova.
— Ah, cóż za cudowne uczucie — Zaciągnęła się rześkim powietrzem i uśmiechnęła jeszcze szerzej.
Jej sielankę przerwało coś gwałtownego i niespodziewanego. Usłyszała potężny grzmot, a zaraz potem poczuła jak barierka na której opierała dłonie zaczyna drgać. Niebo w mig okryło się szarymi chmurami, a dookoła zaczął szaleć świszczący wiatr. Nie wiedząc co się dzieje, rozejrzała się z paniką dookoła. Wtem usłyszała trzask i nim zorientowała się, że to trzęsienie ziemi, balkon zaczął odrywać się od reszty budynku.
To były ułamki sekund, gdy to wszystko się działo.
Lucy już wiedziała, że choćby nie ważne jak próbowała, nie zdoła z niego uciec. Zaciskając kurczowo powieki, niespodziewanie poczuła jak ktoś chwyta ją od tyłu, odwraca do siebie i stanowczo ciągnie. Z jej gardła wyrwał się stłumiony pisk, jednak był on niczym w porównaniu z krzykami przerażonych ludzi znajdujących się na dole.
Przylegając swoim ciałem do innego, poczuła męskie i tak dobrze znane jej perfumy. Delikatnymi dłońmi opierała się o jego ciepłą, lecz twardą i umięśnioną klatkę piersiową. Zlękniona i zdezorientowana dziewczyna, szerzej otworzyła swoje oczy i zadarła podbródek ku górze, a wtedy dostrzegła wpatrujące się w nią z bystrym błyskiem, ciemno zielone tęczówki Dragneela. Jego silne i stanowcze dłonie trzymały ją w talii, a szerokie ramiona okalały i zapewniały bezpieczeństwo.
— Natsu? Co... — zaczęła spanikowana, plącząc się jak kaleka. — się tutaj dzieje?!
Uśmiechnął się do niej, ukazując przy tym rząd idealnie prostych i białych zębów. Zrobił to w taki sposób, że nie jedna kobieta mogłaby mieć kajak w majtkach i opłynąć nim cały rów Mariański.
— Naprawdę sądziłaś, że pozwolę by stała ci się jakakolwiek krzywda, moja Złotowłosa? — wyszeptał niskim tonem, nachylając się tuż nad jej uchem. Barwa jego głosu była zadziorna i zawierała nutę seksowności.
Na jego słowa, dosłownie oniemiała z wrażenia. Co mu się nagle stało?
— O rety! Uratowałeś mi życie, dziękuję! — zawołała z wdzięcznością, jednocześnie próbując się od niego odsunąć, ale on jej na to nie pozwolił, a jedynie spiął mocniej swoje wyćwiczone ramiona. — Już jest wszystko w porządku, możesz mnie puścić? — zapytała speszona jego bliskością, ale on ani drgnął. Czuła jak serce lada moment wyskoczy jej z piersi, a nogi niczym z waty, zaraz ugną się pod jej własnym ciężarem.
— Nie, nie mogę. Jeszcze nie teraz — oświadczył z powagą w głosie i zmrużył nieco powieki. Wplótł jedną dłoń w jej rozsypane włosy i zmusił by stopniowo przybliżała swoją zarumienioną twarz do niego. — Nie dostałem swojej nagrody, nieprawdaż?
Nie bacząc na krzyki, chaos i zawieruchę dookoła, zaczął przybliżać do niej swoją niebotycznie przystojną twarz. Ale jaką nagrodę?! — krzyczało jej spanikowane wnętrze. Czy on właśnie tu i teraz zamierzał ją pocałować, czy jak? I to jeszcze w takich okolicznościach? Przecież nie czas na to! Nim się spostrzegła, poczuła jak swoim idealnie prostym nosem musnął jej. Jego grzywa zaczęła smyrać ją po czerwonym jak pomidor policzku, a ciepły oddech powodować gęsią skórkę na jej szyi.
— Natsu co ty robisz? — ledwo spytała przez plączący się język i rosnącą gulę w gardle. — Puść mnie...
— Zdaje się, że już ci to kiedyś mówiłem. Nigdy więcej nie uciekaj przede mną — zażądał szeptem, prawie złączając się z nią swoimi wargami. Dzieliły ich marne minimetry, jednak nim doszło do czegokolwiek, przerwało im kolejne zatrzęsienie ziemi i jeszcze donośniejsze krzyki ludzi.
Zdezorientowana Lucy gwałtownie otworzyła oczy i poderwała policzek ze swojego biurka. Ciężko dysząc rozejrzała się po pomieszczeniu, ale jakie było jej zdziwienie, gdy znajdywała się w swoim archiwum. Wstała do pionu i niczym oparzona zerwała się w stronę okna. Zamaszystym ruchem podwinęła żaluzję do góry, a wtedy ujrzała nocne niebo oraz spokojną panoramę miasta Los Angeles.
— Czy ja zasnęłam? — spytała samą siebie, wciąż nie mogąc ocucić się z szoku, jakiego przed paroma sekundami doznała w świecie swojej własnej głowy. Z walącym sercem, opadła z ciężkim stękiem na krzesło i niemrawo spojrzała na zegarek na ręce. Było już grubo po dwudziestej trzeciej. Przypominając sobie sen, a raczej niedoszły w nim pocałunek, przysunęła opuszki palców do lekko spierzchniętych warg.
— Ale umysł płata mi figle... Dlaczego akurat śniłam o Natsu? I co to w ogóle miało być? Trzęsienie ziemi w Kalifornii, poważnie? — Drętwo zaśmiała się z własnej głupoty. Mimo że teraz znajdywała się w świecie realnym to dalej odczuwała palące rumieńce na twarzy.
Spojrzała na stertę porozwalanych kartek na podłodze, które przez przypadek, strąciła swoim gwałtownym zerwaniem. Już miała schylać się po jedną z nich, ale usłyszała przeraźliwy krzyk dobiegający z wnętrza siedziby. Brzmiał on podobnie do tego z jej snu. Z początku myślała, że może jeszcze nie do końca się obudziła, ale zaraz potem to znów się powtórzyło.
Wyprostowana niczym struna, zerwała się z krzesła i wyszła na korytarz. Zeszła do części barowej, jednak nikogo tam nie było. Mogła przysiąc, że wyraźnie słyszała jakieś stłumione fragmenty rozmów, które dobiegały gdzieś z dołu. Przechodząc przez witrażowe drzwi, stanęła na rozwidleniu korytarzy, a wtedy usłyszała kolejny wrzask. Dobiegał on z piwnicy. Zmarszczyła brwi i pobiegła w kierunku schodów. Drzwi od tak zwanego pokoju ,,przesłuchań'' były lekko uchylone, a zza nich dobiegało stłumione, ciepłe światło i rozmowy.
— Lepiej mów skurwielu, kto jest twoim zleceniodawcą. Chyba że mam połamać ci kolejne palce. A może wolałbyś powyrywane paznokcie?
Usłyszała głos mężczyzny ze swojego snu, tyle że teraz brzmiał on ostrzej niż żyleta i nie posiadał w sobie ani krzty ciepła. Czyli standardowo.
— Mówiłem już, że nie mam pojęcia...
— O, odważny jesteś i wiesz co ci powiem? Teraz mnie wkurwiłeś.
Usłyszała szczęk metalu suwanego po stole. Szybkim krokiem zmniejszyła dystans pomiędzy nią, a drzwiami i otworzyła je na oścież. Dostrzegła jakiegoś związanego, pobitego i zakrwawionego mężczyznę na krześle, a tuż nad nim pochylającego się z brudnymi i zardzewiałymi cęgami Dragneela. Trzymał papierosa samymi ustami, a jego koszula gdzie nie gdzie ubrudzona była czerwonymi plamkami. Scena wyglądała jak z jakiegoś horroru. Związany facet był słaby i ledwo zipał. Głowę miał spuszczoną do dołu i nie wykazywał żadnych większych oznak życia. Świeżo ściekająca z nosa i ust krew, kapała na podłogę tuż przed nim. Na ten widok, serce podeszło jej do gardła i zareagowała intuicyjnie.
— Natsu? Co ty wyprawiasz?! — zawołała, czym przerwała jego dotychczasową czynność. Wbiegła do pomieszczenia i osłaniając go własnym ciałem, stanęła między pobitym mężczyzną, a zdziwionym Dragneelem. — Chcesz go zabić? Przecież widzisz, że ledwo siedzi!
Natsu który teraz przypominał kata, w pierwszej chwili spojrzał na nią zdziwiony, ale zaraz potem wyraz jego twarzy znów przybrał maskę bez emocji. Rzucił niedbale cęgi na nieopodal stojący stół. Złapał papierosa między dwa palce, zaciągnął się ostatni raz i przygasił go podeszwą na podłodze.
— Co ty tutaj robisz i dlaczego masz tak czerwoną twarz? — zapytał ignorując jej oskarżenia. — Myślałem, że o tej porze w siedzibie nikogo już nie będzie.
Dziewczyna zignorowała wzmiankę o swojej twarzy. Przecież mu nie powie, że przed chwilą omal jej nie pocałował we śnie bo wyjdzie na kompletną kretynkę...
— Przysnęłam w archiwum, ale to teraz nie ważne — odparła odwracając się przodem w stronę jego ofiary. Kucnęła przed nim i zatroskanymi oczami spojrzała w wykrzywioną od bólu twarz. Miał rozcięty łuk brwiowy, usta, mnóstwo siniaków i rozwalony nos. — To ty go tak urządziłeś ? Co to za zardzewiałe cęgi? Co ty mu chciałeś zrobić?
Dostrzegając stojącą nieopodal na stole dużą misę z wodą, wstała z klęczków i wyjęła z kieszeni czystą, bawełnianą chusteczkę. Ignorując przenikliwe spojrzenie Natsu, zanurzyła dłoń, zmoczyła materiał i ponownie wróciła do stękającego mężczyzny.
— Tsh, ta woda potrzebna mi jest do cucenia go. Czy ty w ogóle wiesz z kim masz do czynienia? Ten koleś...
Usłyszała zza pleców, ale nie interesowało ją to. Przyłożyła zwilżoną chusteczkę do jego twarzy i zaczęła ocierać z zaschniętej krwi. Te rany i obrażenia były paskudnie i mówiąc wprost przerażały ją.
— Nie obchodzi mnie to kim jest — przerwała stanowczo, wchodząc mu w zdanie — ale nie mogę zignorować jego stanu.
Dragneel niebezpiecznie przymrużył powieki i podążał za nią wzrokiem, który teraz wbił w jej przykucniętą sylwetkę. Ma zbyt dobre i miękkie serce. Faktycznie jest naiwna — pomyślał.
— Ten mężczyzna rozprowadzał nielegalne narkotyki i nie tylko. — Dalej ciągnął, wpatrując się w nią srogo.
Rozjuszona Lucy, odwróciła głowę i spojrzała na niego przez ramię. Ich oczy się spotkały i były równie nieustępliwe. Stał z dwa metry za nią ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. Zrezygnowana wstała z miejsca i zadzierając podbródek ku górze, zwróciła się do niego przodem.
— Ale to nie oznacza, że musisz się nad nim znęcać — powiedziała hardo, mierząc się z nim. — Spójrz na niego, jest tak słaby i wykończony, że nawet nie podnosi głowy.
Lucy ponownie otwierała usta bo chciała dodać coś jeszcze, ale nagle usłyszała szmer za plecami i nim się spostrzegła, poczuła miażdżący uścisk na swoim prawym nadgarstku. Przestraszona i gwałtownie pociągnięta w dół, upuściła mokrą chusteczkę na ziemie i wydała niekontrolowany jęk ze swojej krtani. Tracąc równowagę, upadła jednym kolanem na zimną posadzkę i spojrzała w oczy mężczyźnie, któremu parę chwil temu przemywała brudną twarz. Jego spojrzenie było tak świdrujące i gromiące, że mówiąc wprost, sparaliżował ją strach.
— Ty blond suko, naprawdę myślałaś, że jak okażesz mi litość to będziesz lepsza od tego skurwysyna?! — ledwo wycedził przez zdrapane gardło i szarpnął delikatną dłoń. Ścisnął ją tak mocno, że dziewczyna poczuła przeskakujące ścięgna i chrząstki.
Dragneel, który w tym momencie spiął wszystkie mięśnie, w mgnieniu oka doskoczył do nich i boleśnie złapał go za rękę, którą on trzymał ją.
— Łapy przy sobie, gnoju — wysyczał z jadem, ale oprych ani myślał ją uwolnić. — Puść, albo pożałujesz!
Pomimo tego że ostrzegł go, to widząc wymalowany ból na twarzy Lucy, zareagował instynktownie. Użył więcej siły i w tym samym momencie usłyszeli trzask łamanej niczym zapałki kości, a w konsekwencji jego donośny wrzask. Wijąc się w końcu puścił dziewczynę, a ona chwytając się za boleśnie pulsujący nadgarstek, panicznie wstała na równe nogi. Była cała roztrzęsiona i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć czy zareagować, poczuła ciepłą dłoń z tyłu swojej głowy, a potem jak Dragneel przyciska ją do swojej klatki piersiowej. Widząc jej zalęknienie zrobił to odruchowo.
— Aa!! Ty jebana gnido, złamałeś mi rękę! — żachnął spoglądając na niego z mordem i obłędem w oczach, ale na Dragneel'u nie robił on żadnego wrażenia.
— Ostrzegałem — warknął spoglądając na wygiętą pod dziwnym kątem kończynę mężczyzny. — Ciesz się, że jeszcze cie nie zabiłem bo gwarantuję, że tortury jakie cie czekają będą o wiele gorsze.
Nie bacząc na stękającego oprycha, złapał Lucy za przedramię i dość delikatnie wyprowadził z pomieszczenia piwnicy. Pokonując schody, poszli do części barowej. Siłą posadził wciąż zaszokowaną dziewczynę na fotelu, a sam usiadł naprzeciw niej. Dziewczyna zaciskając usta w wąską linię, nie odezwała się ani słowem. Kurczowo trzymając się za lewy nadgarstek, wbiła lekko zaszklony wzrok w Dragneela, lecz szybko go spuściła i wbiła gdzieś w jego klatkę piersiową.
— Ja tylko chciałam... — zaczęła, ale sama nie wiedziała co sensownego mogła powiedzieć. Bardzo ją bolało i ledwie udawało jej się powstrzymywać cisnące się do oczu łzy.
— Pomóc temu człowiekowi? — przerwał jej srogo, wystawiając swoją dłoń i świdrując ją uważnym wzrokiem. — Pokaż no mi tę rękę.
— To nic takiego. — Lekko pokręciła głową. — Po prostu wystraszyłam się i nic więcej — odparła cicho, przyciskając ją jeszcze bardziej do swojej piersi. Usłyszała jak głośniej zaciąga się powietrzem, a potem je wydycha. Siedział w szerokim rozkroku, swobodnie pochylony w jej stronę.
— Nie każdemu warto pomagać bo nie każdy na to zasługuje. Ten człowiek sprzedał gangowi własną żonę i zrzekł się prawa do dziecka, które w efekcie trafiło do sierocińca — powiedział z niekrytą odrazą i gniewem w głosie. — W moich oczach ktoś taki jak on nie zasługuje na dobre traktowanie czy empatię i litość.
Jego słowa spowodowały ukłucie w jej sercu. Nie mogła w to uwierzyć bo jak można zrobić coś tak okrutnego własnej rodzinie?
— Sprzedał własną żonę? — zapytała, powoli opanowując drżący głos. Wciąż masując obolały nadgarstek, po raz pierwszy poderwała głowę wyżej, gdzie natrafiła na poważne oczy Natsu.
— Tak, a to wszystko dlatego bo nie miał pieniędzy na narkotyki. Teraz pewnie zmuszana jest do kurwienia się u Bossa, lub co gorsza wśród jego ludzi. Śledziłem go od jakiegoś czasu, a kiedy dorwałem, próbowałem dowiedzieć się gdzie ona jest, ale sukinkot nie chce niczego powiedzieć. W naszym świecie takie sytuacje są normą i co chwilę się z tym spotykamy.
Natsu spoglądał na jej przyciszoną i posmutniałą twarz. Nie widział sensu w zatajaniu przed nią prawdy, więc powiedział jak było. Życie nie jest jakąś bajką i niestety, ale nie każda historia ma swój Happy End.
— Ale nie rozumiem jak można zrobić coś tak okrutnego własnej rodzinie. Żonie i jeszcze na dodatek dziecku...Przecież to jest okrutne. Tak nie powinno być.
Pomiędzy nimi zapadła chwilowa cisza, przerwana szmerem jaki wydał poruszając się i opierając plecami o oparcie fotela.
— Ja też tego nie rozumiem — przyznał szczerze — ale póki Fairy Tail działa, staramy się ścigać takich zwyrodnialców. Ty też musisz zrozumieć i być świadoma, że każdy medal ma dwie strony. Jesteś zbyt ufna, a to duża wada bo w tym świecie taka cecha szybko doprowadzi cie do sytuacji jak sprzed chwili. Musisz bardziej uważać.
Znów poczuła się jak mała, skarcona dziewczynka, ale przecież on miał rację. Nie mogła zaprzeczyć bo była tego świadoma. Wciąż jednak nie mogła pozbyć się uczucia żalu jaki czuła.
— Ale ty spróbujesz jej jakoś pomóc? — zapytała z nadzieją, wlepiając w niego duże i tak bardzo szczere oczy.
Pod naporem jej przenikliwego spojrzenia, lekko skinął głową. Jeszcze tak nisko nie upadł, żeby cokolwiek komuś obiecywać. Był świadomy jak traktowane są kobiety sprzedawane za długi czy dragi. Nie mógł być pewny, że do tego czasu przeżyje, ale nie chciał tego mówić Lucy. Nie potrafił? Nie, kiedy spoglądała na niego w taki sposób.
— Spróbuję.
— Dziękuję. — Mimo wszystko, uśmiechnęła się do niego lekko i podciągnęła nosem.
No i za co ona mu dziękuje? Przecież nie powiedział, że to zrobi, a tylko że spróbuje. Zerknął na jej rękę na której dostrzegł robiące się zasinienie.
— I jak ten nadgarstek? Przeżyjesz jakoś?
Jakoś to dobre słowo bo bolało ją jak diabli. Jednak jej ból był niczym w porównaniu z tym co przed chwilą od niego usłyszała. Co musiała przeżywać ta niewinna kobieta i dziecko? Jak nigdy miała nadzieje, że Natsu wydusi z niego informacje i że uda się im pomóc na czas. Wierzyła w to. Wierzyła w niego.
— Tak, przeżyję.
***
12 czerwiec, Włochy — Sycylia.
Pewien czarnowłosy mężczyzna stał na grobem swojego najlepszego przyjaciela i spoglądał na wyryte w pięknym nagrobku, złote litery oraz daty. Mimo bólu i żalu jaki nosił w sercu, na jego ustach błądził delikatny uśmiech. Igneel zawsze ganiał go, że trzeba być optymistą i nie ulegać słabościom, a już szczególnie wszelkim smutkom. Problem w tym, że jak się do tego zastosować, kiedy nie można pogodzić się z utratą bliskich osób?
Jakiś czas temu dostał telefon od Makarova z którego wszystkiego się dowiedział. Miał nadzieję, wierzył że jeśli nie za życia, to chociaż po śmierci Layli i Igneelowi będzie dane spotkać się ponownie. Złotowłosa Księżniczka za którą jego najlepszy przyjaciel gonił przez tyle czasu... Okazało się, że minęli się ledwie o cztery miesiące. Na samą myśl o tym w jaki okropny sposób zginęła, ból rozdzierał mu serce na tysiące kawałeczków, ale widział też światełko w tunelu. Layla ma córkę, która jakimś sposobem trafiła pod skrzydła Makarova. To był najprawdziwszy cud, a może zrządzenie losu? Sam nie wiedział, jednak teraz Lucy będzie bezpieczna.
Głośniej westchnął i pokiwał pokrzepiająco głową na boki.
— Jak ten czas szybko płynie. To już dziesięć okrągłych lat, co Igneel? — szepnął wbijając wzrok w błękitne niebo, które raz po raz przecinały radośnie ćwierkające ptaki. Grób rodzinny Dragneelów położony był na malowniczym wzgórzu. Wszędzie dookoła panowała cisza i spokój. To było miejsce wprost idealne do wiecznego odpoczynku. Strapiony i pochłonięty wspomnieniami mężczyzna, nawet nie usłyszał kroków za swoimi plecami.
— Huh, chi vedono i miei occhi?( Huh, a kogo widzą moje oczy?) Co jak co, ale nie sądziłam że cie tu dziś spotkam, Silver.
Usłyszawszy ten dobrze znany głos, oraz angielski z delikatnym włoskim akcentem, odwrócił się do tyłu. Ujrzał szczupłą, lecz wysoką kobietę o oczach tak przenikliwych i zadziornych, jak u Igneela. Czarne niczym heban, falowane włosy z paroma siwymi pasemkami miała rozpuszczone i swobodnie opadały do połowy pleców. Ciemniejsza karnacja i parę zmarszczek dodawały jej tylko uroku i w żadnym razie nie działały na niekorzyść. Jak zawsze elegancko ubrana, uśmiechała się cwanie i niosła duży bukiet kwiatów. Zatrzymała się tuż obok niego, ramię w ramię.
— Widzę, że obydwoje się tego nie spodziewaliśmy. — Idąc w ślad za nią odwzajemnił uśmiech, lecz jego był delikatny, wręcz nostalgiczny. — Pani Sofio.
***
Godzinę później, willa rodziny Dragnnel'ów.
Siedzieli na pięknym tarasie, otoczonym bujną roślinnością z każdej strony. Piękna i zadbana willa przez wielu nazywana była rajem na ziemi. Uśmiechnięty i troskliwy ogrodnik ścinał oraz pielęgnował kwiaty, a służba przygotowywała pokój dla niespodziewanego, lecz zawsze mile widzianego gościa. Kobieta siedziała w swoim ulubionym fotelu z założoną nogą na nogę i popalała długą fajkę. Jej twarz wyrażała powagę i surowość, za to jej ,,biedny'' gość siedział niczym na szpilkach. Zawsze stresował się spotkaniem z nią.
— Rozumiem — powiedziała twardo, wystukując do pudełka popiół z umiłowanego przez nią kiseru*, które w przeszłości należało do Igneela. — A więc teraz zwiedzasz Europę i postanowiłeś odwiedzić mojego jedynego syna. To bardzo miłe z twojej strony, doceniam to — mówiąc to, delikatnie skinęła głową na znak wdzięczności.
Mężczyzna pospiesznie odwzajemnił gest i głośniej przełknął ślinę, co nie umknęło czujnej uwadze kobiety.
— Dziękuję za dzisiejsze przenocowanie mnie.
Lekko przekrzywiła głowę w bok i rzuciła krótkie spojrzenie zza kurtyny gęstych, czarnych rzęs.
— To drobiazg, dobrze wiesz że jesteś tutaj zawsze mile widziany i możesz zatrzymać się na dłużej, jeśli potrzebujesz. No i co się tak stresujesz? — zapytała zwracając uwagę na jego zaciśnięte na kolanach dłonie. Zaśmiała się by nieco go rozluźnić. Miała świadomość, że praktycznie każdy stresuje się w jej towarzystwie, ale zupełnie niepotrzebnie bo przecież ona jest miła i uprzejma. — Wyglądasz jakbym miała cie tu zjeść żywcem. Spokojnie, już jadłam deser, a kolacja i podwieczorek będą za godzinę.
Silver zaśmiał się drętwo, a kobieta w tym czasie wymieniła świeży tytoń. Przysunęła prawdziwą, złotą lufę do ust i zaciągnęła się. Do stołu podeszła gosposia i postawiła imbryk z ciepłą herbatą, oraz dwie filiżanki.
— Grazie* Bianca — odparła posyłając jej szczery uśmiech, a potem kobieta odeszła w stronę kuchni.
— Nie, to nie to. — Zaplątał się i podrapał po tyle głowy. — Po prostu widzimy się po dwóch latach, a Pani nie zmieniła się ani odrobinę. Mam wrażenie że czas działa tylko i wyłącznie na Pani korzyść.
— Tak? Oh, to bardzo miłe z twojej strony. — Trzymając fajkę samymi ustami, pochyliła się w stronę tacy, gdzie stały dwie filiżanki z parującą herbatą. — Za to ty wyraźnie się postarzałeś. Schudłeś, nabrałeś więcej zmarszczek i masz więcej siwych włosów. Na pewno dobrze się odżywiasz? A może jesteś chory?
Szczera do bólu kobieta, bacznie zmierzyła go od stóp do głów.
— Jestem w stu procentach zdrowy. — Pośpiesznie zapewnił. — To nie kwestia odżywiania, a genów Pani Sofio. Mam nadzieję, że i u Pani ze zdrowiem wszystko w porządku? — zapytał i idąc w ślad za nią, sięgnął po czerwoną herbatę i upił pierwszy łyk. To był niepowtarzalny smak i aromat. — To się chyba nigdy nie zmieni. Jak zawsze najlepsza herbata jaką piłem.
Pani Dragneel parsknęła śmiechem.
— Hah, nie narzekam póki co. Jak na taki wiekowy piernik, dość dobrze się trzymam, ale to tylko kwestia czasu. — Oparła się wygodniej o miękkie poduszki. — Na każdego kiedyś przychodzi pora i nic na to nie poradzimy. Sam widzisz do czego doszło, przeżyłam już tak wiele w swoim życiu... Pochowałam własnego syna, a teraz przyszło mi odwiedzać go na cmentarzu. Życie jest nazbyt nieprzewidywalne.
Mimo bolesnych słów, na jej ustach wciąż błądził lekki uśmiech, lecz ciemne jak noc oczy były znacznie przygaszone.
— Proszę tak nie mówić. Igneel z pewnością by nie chciał, żebyśmy się o niego zamartwiali. A już w szczególności Pani.
— No tak, może masz rację. Wybacz mi moją bezpośredniość, po prostu minęło już dziesięć lat, a ja nadal nie mogę sobie wybaczyć wielu rzeczy. I chyba nie pozbędę się poczucia winy, aż po grobową deskę...
Silver rozumiał i wiedział co Sofia ma na myśli, jednak nie wiedział jak powinien się do tego odnieść. Nie ważne co by teraz powiedział, ona i tak nie zmieni sposobu swojego myślenia. Pomiędzy nimi zapanowała cisza.
— No, ale już o tym nie mówmy bo to nie jest odpowiedni czas. — Głośno klasnęła w dłonie i poderwała ożywiony wzrok. — Lepiej powiedz co u ciebie? Co porabia twój syn? Dalej psocą z moim nieokrzesanym wnukiem?
— Cóż nie było mnie w Stanach parę lat. Zaszyłem się w Europie i podróżowałem. Byłem to tu to tam, ale to nic ciekawego. Co do Graya to pisaliśmy do siebie listy i parę razy dzwoniliśmy, ale on jak zwykle zapracowany i ciągle w akcji. On i Natsu przez cały czas są nierozłączni i tak, ponoć psocą równo. Nie dalej jak parę dni temu dzwonił do mnie Makarov i powiedział że przez ,,przypadek'' puścili z dymem jakiś dom dłużnika...
Silver zakreślił cudzysłów w powietrzu, a kobieca brew powędrowała do góry. Już ona dobrze zna ten ,,przez przypadek''.
— Cali oni! — Sofia parsknęła dość głośnym śmiechem. — Nawet nie wiesz jak bardzo za nimi tęsknie. Gray jest dla mnie tak samo ważny jak Natsu i traktuje go jak własnego wnuka. A właśnie co do tego wszystkiego... Wyobraź sobie, że stale pisze listy do Natsu, ale on odpowiedział tylko na kilka. Zaczyna mnie to poważnie martwić bo rzadko kiedy mogę się do niego dodzwonić, a jak już mi się udaję to zastaje Dorothy po drugiej stronie. — Niczym ocucona, z głośniejszym hukiem odstawiła do połowy opróżnioną filiżankę na stół na co Fullbuster podskoczył w miejscu. Swoją długą fajką, oskarżycielsko wymierzyła prosto w jego głowę. — A co do Makarova, to jemu też się oberwie bo do ciebie dzwoni, a do mnie to już nie. Stary piernik nabawił się sklerozy czy jak? Może zdziadział już do reszty i zapomniał mojego numeru? Miał dzwonić co jakiś czas, już ja mu przypomnę! Del cazzo* Dreyar!
Bo też się boi? — odpowiedział w myślach z przestrachem. Słysząc przekleństwo jakim obrzuciła Ojca, spiął mięśnie na ramionach. Oczywiście jej tego nie powie, więc jedyne co zrobił to posłał jej niewinny uśmiech. Już współczuł Dreyarowi i nie chciałby znaleźć się w jego skórze, gdy dostanie zaskakujący telefon od samej Czarnej Donny.
— Jeśli Pani chce to gdy będę w Stanach, mogę przekazać Natsu żeby w końcu zadzwonił z własnej woli — zaproponował na co ujrzał niebezpieczny błysk w jej oku.
— Oh, myślę że zrobisz coś więcej. — Lekko przekrzywiając głowę, odłożyła fajkę na specjalną podstawkę, nasunęła bolerko na ramiona i wstała z miejsca. Silver chciał również wstać, ale ona gestem palca wskazującego kazała mu siedzieć. Pod naporem tego srogiego spojrzenia, grzecznie został na miejscu. — Zostań i zaczekaj tu chwilę, zaraz wrócę.
Mężczyzna ani myślał ignorować jej ,,prośby''. Miał do niej ogromny szacunek i podziw. Pomimo swojego sędziwego wieku, wciąż była niezwykle piękną kobietą. Zarówno za młodu jak i teraz. Była niezwykle inteligentna i szalenie przebiegła. Mimo surowego i może oziębłego wyglądu, miała ona ciepłe wnętrze i gołębie serce. Można powiedzieć, że to była taka mieszanka Igneela i Natsu, zamknięta w ciele kobiety. Zarówno jej syn jak i wnuk odziedziczyli jej silne i zdecydowanie dominujące geny. Takie same cięte spojrzenia i cwaniackie uśmieszki. To mógłby być ich znak rozpoznawczy. Chociaż po chwilowym zastanowieniu... To chyba już nimi są.
Sofia Giovanna Dragneel nazywana także Czarną Donną z Sycylii — silna kobieta stojąca na czele Sycylijskiej mafii. Mimo że miała męża, to ona tutaj posiadała władzę i rządziła twardą ręką. Stanowiła głowę tej rodziny i to ona wywodziła się z wielopokoleniowej gangsterskiej rodziny. Była niezwykle wpływową osobą i wiele osób drżało w obawie przed nią. Niesamowicie twarda i wymagająca, a jednocześnie tak bardzo czuła i kochająca. Po dowiedzeniu się prawdy, przez wiele lat nie mogła pogodzić się z tym, że wydała swojego jedynego i ukochanego syna w zaaranżowane małżeństwo. Bo dobrze wiedziała, że Igneel zakochany był w innej...
W tym momencie jego wspomnienia przerwał coraz donioślejszy stukot obcasów. Wyrwany z letargu Silver spojrzał na wejście do tarasu, gdzie jak się spodziewał, ujrzał Sofie. Niosła w rękach jakąś skrzętnie zapieczętowaną kopertę.
— Co to jest? — zapytał zadzierając głowę do góry.
— To jest mój drogi Silverze list, który własnoręcznie dostarczysz mojemu aroganckiemu i milczącemu wnukowi. Mogę na ciebie liczyć? — spytała i nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, wcisnęła mu go w dłoń.
— Oczywiście, tylko że ja będę w Stanach za parę miesięcy. To nie problem?
— Nic nie szkodzi — odparła niemalże natychmiast. — Ważne żebyś dostarczył go osobiście. Powiedz mu, że jak tym razem mi nie odpisze i w końcu nie pofatyguje się do swojej stęsknionej babci do Włoch, to ona pofatyguje się do niego. A tego z pewnością by nie chciał.
Uśmiechnęła się w taki niecny sposób, że Fullbuster poczuł ciarki na całych swoich plecach. Wiedział, że ona nie rzuca słów na wiatr i że gdyby zjawiła się w Los Angeles osobiście to Makarov z pewnością zszedłby na zawał serca, a Natsu mógłby nie przeżyć jej reprymendy...
Tak, jeśli chodzi o kary to ta kobieta to istny demon w ludzkiej skórze.
***
12 czerwiec, 1961 rok.
Idąc dziarskim krokiem przez zatłoczone uliczki Los Angeles, uradowana Levy co chwile nuciła sobie coś pod nosem. Dziś był wielki dzień, a mianowicie dwudzieste drugie urodziny jej ukochanej Lu. McGarden obiecała jej, że pójdą razem do jakiejś przytulnej knajpki i urządzą sobie prawdziwie babski wieczorek. Tylko ona i Lucy — dwie najlepsze psiapsióły.
Szła w kierunku siedziby głównej, trzymając w jednej ręce flaszkę wina z czerwoną kokardką. Myślała, że tego dnia nic nie będzie w stanie jej zepsuć, więc nieświadoma czyhającego za rogiem zagrożenia, skręciła na ostatnią prostą, a wtedy co? Groźnie mrużąc oczy z oddali przed budynkiem ujrzała stojących i palących papierosy Dragneela i tego całego Fullbustera. Levy wiedziała z opowiadań swojej przyjaciółki kim był Gray.
— Ja pierdolę jeszcze tych dwóch debili tutaj brakowało — mruknęła przybierając groźniejsze rysy twarzy. Nie bacząc na nic, podeszła parę metrów bliżej i stanęła metr od nich. Słysząc zbliżające się kroki, rozmawiający mężczyźni przerwali i spojrzeli na nią. Dragneel prychnął i odwrócił się w drugą stronę, za to na widok tego co dziewczyna miała w dłoni, oczy Graya wyraźnie zaiskrzyły radością. McGarden oparła jedną dłoń na biodrze i bezczelnie zmierzyła ich od stóp do głów.
— O no proszę jak miło z twojej strony! — zawołał jako pierwszy Fullbuster, którego widok butelki z trunkiem cieszył jak mało kogo. — Kobiecie z winkiem w ręce nie odmówiłbym niczego.
— Łapy przy sobie. To nie dla ciebie — warknęła karcąco odsuwając prezent na ,,bezpieczną'' odległość.
— Dobra, dobra! — zaśmiał się i uniósł obydwie dłonie w pokojowym geście. — Tak sobie tylko żartowałem. Rany, jaka cięta...
Levy przewróciła oczami i łypnęła na stojącego obok Dragneela, którego mówiąc wprost nienawidziła od samego początku. Stał oparty plecami o maskę samochodu i spokojnie palił sobie papieroska. Jego twarz jak zwykle wyglądała na znudzoną i pozbawioną jakichkolwiek emocji. Ten arogant działał jej na nerwy jak nikt inny.
— No co tam? Nieposkromiony łowca syren coś nie w humorku? Żadna się nie skusiła? — zapytała posyłając mu jeden ze swoich kpiących i przebiegłych uśmieszków.
Fullbuster wiedział że ci dwoje delikatnie mówiąc nie pałają do siebie sympatią. Spiął mięśnie i z przestrachem zerknął na zaatakowanego przyjaciela bo przecież... Chyba nie ma opcji, żeby ta obelga przeszła mu koło nosa, prawda? Na ten ironiczny ton, Dragneel posłał jej mordercze spojrzenie, ale nie skomentował jej słów w żaden sposób.
Pewność siebie Levy zaczęła pryskać niczym mydlana bańka bo liczyła, że nadepnie mu na odcisk, a tu co? Nic! Zero reakcji, a to przecież nie tak miało wyglądać. Zmieszany Gray chciał wtrącić się do tego wszystkiego, ale jak zawsze ktoś musiał mu przerwać. Gdy usłyszeli dźwięk zamykanych drzwi, wszystkie pary oczu powiodły w tamtym kierunku. Uśmiechnięta od ucha do ucha Lucy niczym kotka zeskoczyła z ostatniego schodka, a wtedy do uszu każdego dotarł piskliwy krzyk.
— Aa!!! Jest i moja solenizantka! Wszystkiego najlepszego, moje ty najjaśniejsze słoneczko!
Levy w mgnieniu oka pokonała dzielącą ich odległość i niespodziewanie rzuciła się przyjaciółce na szyję.
— Dziękuję Levy, ale... Zaraz mnie udusisz. — ledwo wychrypiała przez ściśnięte gardło.
Uradowana McGarden odsunęła się od niej i dała zaczerpnąć świeżego powietrza. Dostrzegła, że na nadgarstku miała bandaż, ale w całej tej sytuacji zapomniała o niego zapytać.
— Wow, a co to za okazja? Czyżby urodzinki? Nie chwaliłaś się! — dołączył się uśmiechnięty Gray, który zaraz potem znalazł się przy Heartfilii. — W takim razie życzę wszystkiego najlepszego, Lucy. I obyś dalej świeciła nad nami jak to piękne dzisiejsze słoneczko.
Romantyk to jednak potrafi dowalić ckliwym tekstem — pomyślała rozbawiona.
— Dzięki — odpowiedziała zarumieniona dziewczyna.
Nie bacząc na zabójcze spojrzenie Levy, Gray rozpostarł szeroko ramiona i również przytulił zdziwioną tym śmiałym gestem solenizantkę.
— A ty co? Nagle języka ci w gębie zabrakło? — McGarden prychnęła i zwróciła się do dziwnie milczącego Dragneela. — Nie dość że bezczelny to jeszcze niewychowany.
— Levy proszę cie. Daj spokój — powiedziała uspokajająco Lucy, która już od samego rana widziała, że Natsu był w jakimś podłym humorze. Była ciekawa co się stało, ale też nie chciała pytać co było tego powodem bo może to prywatne sprawy? Raczej nie była typem osoby, która wtrąca się w czyjeś życie.
Natsu w dalszym ciągu milczał. Rzucił jedynie przez ramię do Graya, że ma coś ważnego do załatwienia i żeby dziś nie czekał na niego. Dopalił papierosa, odbił się od maski samochodu, otworzył drzwi, wsiadł do środka i odjechał w swoją stronę. Nawet się nie pożegnał ani nic.
— Rety! Jak on mnie wkurwia!!! — ryknęła Levy spoglądając na oddalający się samochód. — Co on sobie wyobraża do cholery jasnej? Że jest pępkiem świata czy jak?
— Może nagle przypomniał sobie o czymś ważnym? — próbowała usprawiedliwiać Lucy.
— Cóż... — zaczął Gray drapiąc się z tyłu głowy czym zwrócił na siebie uwagę kobiet. W prawdzie dobrze wiedział, dlaczego Natsu się tak zachowywał, ale nie chciał o tym tym mówić. Nie teraz. — Wygląda na to że mnie zostawił, a mieliśmy razem jechać na siłownie.
— A srał to pies, jebać go. No nie ważne... — warknęła Levy, ponownie uwieszając się na szyi przyjaciółki. — My lecimy w tango do knajpy. Obiecałyśmy sobie babski wieczorek, co nie Lu?
— Racja. — Zgodnie przytaknęła. — Cały dzień nie mogłam się tego doczekać! — pisnęła uradowana.
Nim ruszyły, usłyszały odgłos odchrząknięcia, który pochodził od uśmiechniętego Fullbustera. Złączył ze sobą dłonie, klasnął o potarł o siebie.
— Moje miłe panie, a czy nie będziecie złe jak wprosiłbym się do was? Nie mam gdzie się podziać, a skoro Lucy ma urodziny to chętnie postawie wam ten wieczorek. Full serwis i co tylko będziecie chciały. — Widząc niebezpiecznie zmarszczone brwi McGarden, pospiesznie dodał. — Oczywiście jeśli to nie problem.
— A co ty jajec nie masz, że chcesz się wkręcić na babski wieczorek i w dodatku na krzywy ryj? — zapytała McGarden u której pojawił się ten szyderczy uśmieszek.
Cięta jak osa — pomyślał Gray. Jednak Gajeel miał rację, że z przyjaciółeczki Lucy jest całkiem niezłe ziółko. Małe to i chude jak szkapa, ale gadane ma jak mało kto.
— Mam i to nawet nie małe — odparł z dumą w głosie i drgnął brwiami, ale widząc minę Lucy, szybko się opanował. — Po prostu chętnie potowarzyszyłbym wam i świętował urodziny naszej pracowitej Pani Doktor.
Dziewczyny spojrzały po sobie. Jak McGarden była nieustępliwa to Heartfilia uśmiechnęła się pobłażliwie i skinęła głową na tak.
— No dobra, to lecimy wszyscy! — zawołała uradowana solenizantka.
***
Godzina 23:28
Nie bacząc że z początku miał być to babski wieczór to w towarzystwie Graya nie było mowy o żadnej drętwocie. Mimo wąskiego grona, we trójkę zabawę mieli przednią. Śmiali się do rozpuku, pili alkohol i wygłupiali. Z początku miał to być wypad do jednej knajpy, a skończyło się na szlajaniu od jednej do drugiej i tak przez cały czas. Z czasem nawet Levy odpuściła i traktowała Graya jak dobrego kumpla. Zdawało się że zapomniała lub odpuściła mu to, że był najlepszym przyjacielem Dragneela.
W tym momencie znajdywali się w drodze do mieszkania McGarden bo delikatnie mówiąc dziewczyna tak poszalała z drinkami i mieszaniem wszystkiego ze sobą, że teraz ledwo stała na nogach. Trzymana z jednej strony przez Graya, a z drugiej przez Lucy, miała zarzucone dłonie na ich barkach. Smęciła coś pod nosem, a potem wydzierała jak to bardzo ich obydwóch kocha. Mijający ich ludzie dziwnie na nich spoglądali i szeptali. Po prostu wstyd jak diabli.
Zatrzymywali się po drodze już z dwa razy na jej rzyganie, ale co zrobić? Jak trzeba to trzeba. Lucy zdołała mieć oko na Fullbustera, ale jej przyjaciółka była nieuchwytna. Jak zwykle poszła niby do toalety, a jak wróciła to już nieźle napita. Zapewne Levy zagadała się z seksownym barmanem jak to miała robić w zwyczaju i takie były tego skutki.
— Ja pierdolę... Zaraz pawia puszczę. — Ledwo wymamrotała i próbowała unieść głowę do góry, jednak z marnym efektem. — Lucy, Gray, wiecie jak bardzo was uwielbiam?
— Wiemy, powtarzasz nam to odkąd wyszliśmy z ostatniej knajpy. — Zaśmiała się Lucy i przewróciła oczami. — Chyba pobiłaś swój życiowy rekord i zarzygałaś więcej zaułków niż kiedykolwiek indziej. Zresztą nie marudź, zaraz będziesz w domu.
— Ona tak zawsze po alkoholu? — zapytał szczerze rozbawiony Gray. Mocniej złapał McGarden za rękę bo znów zaczynała się zsuwać.
— Eh, praktycznie zawsze.
Po paru minutach wolego marszu, stanęli przed klatką schodową. Lucy zawędrowała do torby przyjaciółki po klucze i otworzyła drzwi. Weszli do jej mieszkania, a pierwsze co rzuciło im się w oczy to porozwalane wszędzie ubrania. Ruszyli do jej sypialni i położyli ją na łóżku. Lucy zdjęła jej bolerko oraz buty.
— Jezu jak mi ciężko... — wymamrotała kręcąc głową na boki i wydychając głośniej powietrze. — Kręci mi się w głowie jak na pierdolonej karuzeli.
— Już czuję twój jutrzejszy ból głowy. Weź nie gadaj, spróbuj się uspokoić i idź w końcu spać, proszę cię — powiedziała Lucy, która teraz nachyliła się nad jej zaczerwienioną twarzą. — Potrzebujesz coś jeszcze? Może postawić ci szklankę wody na komodzie?
— Tak potrzebuje, ale buziaka w czółko — odparła prężąc się na łóżku. Przytknęła palec wskazujący na lewą brew. — O, o tutaj.
— To nie czoło, ale niech ci będzie. — dziewczyna nachyliła się nad nią i wedle jej życzenia ucałowała we wskazane miejsce. — Lepiej?
— Lepiej. Aa! Jak ja was kocham! — McGarden zapiszczała jak wariatka, zaczęła wymachiwać kończynami i przewróciła się na brzuch. Z ledwością podparła się na łokciach, zadarła podbródek do góry i łypnęła na podwójnych, śmiejących się z niej Lucy i Graya. Szczególnie upodobała sobie teraz jego. Niebezpiecznie zmrużyła zaczerwienione spojówki i zataczając się wypaliła: — Te przystojny kolesiu, a ty co stoisz jak ta niemrawa sierota? Na zaproszenie czekasz, kurwa, czy co? Ty też dawaj całusa, ale w rękę! — mówiąc to wysunęła w jego kierunku dłoń niczym oczekująca na ten szarmancki gest księżniczka.
Mężczyzna wiedział, że to żarty, więc nie zastanawiając się, spełnił jej prośbę. Sam też był lekko pod wpływem, zresztą Lucy też.
— Yay, nawet czarnowłosy książę mi uległ. Jestem zajedwabista!— zapiszczała i z powrotem opadła głową w poduszki. Mimo głębokiego upojenia, czuła się ciężka jak kotwica, a świat wokół niej był podwójny i wirował w każdą stronę.
— Chyba ,,zajebista'' chciałaś powiedzieć — poprawił Gray. — Rany, ona jest najebana jak stado dzikich węży — parsknął niekontrolowanym śmiechem.
— Uwierz mi że nie. — Lucy chwyciła za koc i nakryła zgonującą przyjaciółkę. — Jeszcze nie widziałeś pełni jej możliwości...
— Ej Lu, wiesz co ci powiem?
Usłyszeli jej czknięcie, więc z powrotem skupili się na leżącej na łóżku dziewczynie.
— Kocham cię tak bardzo, że chyba dla ciebie mogłabym zostać lesbą, wiesz? — oświadczyła tak poważnym tonem, że gdyby nie ich świadomość że jest zalana w trupa to można by się było zastanawiać nad tym czy to żart czy nie. — Chociaż nie wiem jak by to było z ruchaniem bo ja jednak lubię czuć bolca w sobie...
Słyszący to Gray złapał się za brzuch i wybuchł tak gromkim śmiechem, że aż z tego wszystkiego się popłakał. Lucy też była już na granicy płaczu. Przecież jak ona jej opowie co wygadywała przy Fullbusterze to chyba zapadnie się pod ziemię. Chociaż po Levy to licho wie czego się spodziewać.
— Doceniam twoje poświęcenie, ale ja jednak gustuję z płci męskiej — wypaliła ledwo łapiąc powietrze w płuca bo dawno się tak nie uśmiała jak dzisiaj. — Śpij już błagam cie.
— Dobrze, dobrze, już jestem grzeczną dziewczynką — wymamrotała, a parę sekund później było słychać jej potężne chrapanie.
— Taka mała osóbka, a brzmi jak groźny niedźwiedź — wypalił Gray.
— Dobrze że zawsze zasypia równie szybko co się opija — skwitowała Lucy, gasząc światło w jej pokoju.
Zanim wyszli z mieszkania, Lucy poszła jeszcze do kuchni po tabletki przeciwbólowe i szklankę wody, które naszykowała jej na kuchennym blacie.
***
Bezchmurne, nocne niebo odkrywało wszystkie świecące gwiazdy. Było już grubo po północy, a w dzielnicy w jakiej się teraz znajdywali, próżno było szukać jakiejkolwiek błąkającej się duszy. Gray uparł się, że odprowadzi ją do domu bo o takiej godzinie nie pozwoli chodzić jej samej.
— Mam nadzieje, że nie byłaś zła że tak chamsko się do was dokooptowałem — zaczął kopiąc jakiś leżący na chodniku kamień, który z głośnym echem odbił się o stojący nieopodal metalowy kosz. Spiął ramiona i zacisnął zęby. — Ups, to nie tak miało być.
— No coś ty, Gray! Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć? — zapytała spoglądając na niego z szerokim uśmiechem. — Naprawdę super się bawiłam i ciesze się że byłeś z nami.
— To dobrze. — Grał odwzajemnił gest i mimowolnie spojrzał na zegarek. Zmarszczył brwi co nie umknęło uwadze dziewczyny. — A więc dziś mamy już trzynastego czerwca. Eh, ten czas tak szybko leci do przodu, że ledwo nad tym nadążam. — Zerknął na Lucy, na twarzy której błąkał się dziwny wyraz twarzy. Jakby była uśmiechnięta, ale smutna jednocześnie. Miała splecione dłonie za plecami i wbity wzrok w chodnik przed nimi. — Co jest Lu? Co to za posępna mina?
— Co? — zapytała jak gdyby wyrwana z letargu. — Ah, nie. Nic takiego, po prostu się zamyśliłam.
Przystanęli w miejscu, a wtedy dziewczyna złapała jego bacznie ilustrujące ją spojrzenie. Uniósł jedną brew do góry i wyraźnie oczekiwał na jej prawdziwą odpowiedź. Przecież nie był ani ślepy ani głupi. Głośniej westchnęła i dała za wygraną.
— No dobra masz mnie. Po prostu przypomniałam sobie wczoraj zachowanie Natsu. Nie chodzi o to że był wobec mnie oschły i nie złożył mi życzeń, tylko o to że... Miałam wrażenie, że był w wyjątkowo złym humorze. Nawet jak na niego, miało to niesamowicie silny wydźwięk. Nie chciałam go o to pytać bo to pewnie nie moja sprawa, ale widok jego twarzy utkwił mi w pamięci. Wyczułam tam nutę smutku i udręczenia, czy to możliwe?
Gray wysłuchał w ciszy każdego jej słowa. On bardzo dobrze wiedział dlaczego Natsu zachowywał się w taki sposób. Wahał się i zastanawiał czy powinien powiedzieć jej prawdę? Lucy spoglądała na niego tymi swoimi dużymi i świecącymi oczami. Była ufna i bystra bo nie każdy potrafiłby dostrzec taki stan jak smutek u Dragneela. Po chwilowej batalii jak stoczył w swojej głowie uznał, że przecież to chyba żadna poważniejsza tajemnica i komu jak komu, ale Lucy może nieco powiedzieć. Rozejrzał się na boki, a gdy dostrzegł stojącą nieopodal ławkę, podszedł do niej i opadł pośladkami. Dziewczyna poszła w jego ślad, ale nie usiadła, a stanęła przed nim.
— No dobra masz racje — powiedział w końcu. — Wczoraj był dwunasty czerwiec, prawda? — zapytał na co dziewczyna przytaknęła delikatnym ruchem głowy. — To data śmierci ojca Natsu, Igneela.
— Oh, ja nie wiedziałam... — wydusiła po dłuższej chwili. Nie wiedzieć czemu, ona również poczuła się smętnie. — A dawno temu zmarł?
— Wczoraj minęło równe dziesięć lat. Wiem, że to było bardzo dawno temu, więc może to być dla ciebie dziwne, ale Natsu do dziś nie potrafi się z tym pogodzić.
Właściwie jak się tak zastanowić, to Lucy niewiele wiedziała na temat Natsu.
— Nie, wcale nie jest to dla mnie dziwne bo ja również przez to przechodzę. — Zrobiła pauzę, ale widząc pytający wzrok Fullbustera, kontynuowała: — Moja mama też miała dziesiątą rocznicę śmierci w tym roku. Z tym że ona odeszła w marcu.
— Więc minęli się o cztery miesiące — szepnął Gray, który teraz zadarł głowę do góry i spojrzał w nocne, aczkolwiek spokojne niebo. — A jak miała na imię twoja mama?
— Layla.
— Bardzo piękne imię — Gray chwile się zamyślił bo wydawało mu się, że jego mama kiedyś opowiadała mu o kobiecie o takim imieniu. To wspomnienie było gdzieś daleko jak za mgłą. Może coś mu się przesłyszało?
— A jak zginął jego tata? — zapytała przysiadając się obok niego.
— Cóż, zginął w wyniku strzelaniny we Włoszech. Ponoć to była jakaś grubsza akcja i ścigał kogoś, kto w przeszłości porządnie zaszedł mu za skórę. Nie wiem dokładnie o co poszło, ale mój ojciec opowiadał, że w końcu dorwał całą szajkę odpowiedzialną za to i wybił w pień dosłownie wszystkich. To była prawdziwa rzeź.
Słuchając tej historii, poczuła jak jej serce przyspiesza rytmu. Gray opowiadał to z takim przekonaniem i podziwem, że aż czuła w kościach te wszystkie emocje.
— Moment. Czyli że on też należał do mafii? — spytała nie ukrywając zaskoczenia.
— Czy należał? — pochwycił i spojrzał wprost na nią. — On się z niej wywodził! Jego rodzina od pokoleń jest najprawdziwszą Włoską mafią. Prowadzą winiarnie na Sycylii, ale to tylko przykrywka do ich drugiego oblicza i interesów.
— No dobra, przecież nie wiedziałam — mruknęła nadymając policzki bo Gray brzmiał na takiego jakby to o czym mówi, było najoczywistszą rzeczą na świecie. Wygląda na to że gangsterskie środowisko towarzyszyło Dragneelowi już od samego początku. Lucy przeczuwała, że musi mieć jakieś Śródziemnomorskie korzenie bo nie oczerniając go, nie wyglądał jak rasowy Amerykanin. Lekki, aczkolwiek uroczy akcent, który zabawnie zaciągał czy inna karnacja wyróżniały go na tle innych. — Zaraz, czyli że Natsu umie mówić po Włosku?
— Jeszcze pytasz, oczywiście że tak, ale to nie wszystko. Umie też po niemiecku i to perfekcyjnie! — Uśmiechnął się ukazując rząd idealnych zębów. — Ten dureń ma talent do języków w genach i wierz mi lub nie, całkiem nieźle idzie na to wyrywać panienki. Sam próbowałem się uczyć jakiegoś obcego języka, ale nie idzie mi to tak prosto jak mogłoby się wydawać.
Pomijając wzmianki o wyrywaniu kobiet, Gray sprawił, że Lucy zaciekawiła się jeszcze bardziej.
— To mówisz, że Natsu wywodzi się z mafijnego świata... — cichutko szepnęła. — Może dlatego jego usposobienie jest takie ostre i cięte.
Fullbuster ułożył swobodnie dłonie na oparciu ławki i zerknął na siedzącą obok dziewczynę.
— Sam ci tego pewnie nie powie, ale wiele przeszedł w swoim życiu. I to wcale nie są dobre wspomnienia. — Tu pomyślał o Hannah, matce Dragneela. Znał ją bardzo dobrze i wiedział przez co jego przyjaciel musiał przechodzić. To zdecydowanie nie był temat na jaki powinien mówić bez jego wiedzy. — No ale nie mówmy o tym teraz, a co do jego ciętego języka to odnoszę wrażenie, że ostatnio nieco zluzował w stosunku do ciebie.
Na samo wspomnienie gdy mówił, że zacznie ją tolerować, uśmiechnęła się niewidocznie.
— Chyba masz rację.
— Wracając do sedna... Natsu jest bardzo podobny do Igneela, ale z niego było jeszcze bardziej niezłe ziółko. — Mimowolnie zaśmiał się na te wspomnienia. — Uwierz mi, że był jeszcze mocniej cięty niż Levy. Był strasznym nałogowcem jeśli chodzi o palenie. Zawsze spacerował ze swoją ukochaną japońską fajką. Wiesz, to takiej średniej długości, metalowa rurka z ustnikiem. — Dłońmi pokazał jej odległość jaką mniej więcej miała.
— Chyba wiem jak to wygląda. Widziałam takie na rycinach japońskich w jakiejś książce. Z tego co widzę to Natsu też ma problem z nadmiernym paleniem.
— Tak, ale Igneel pobijał wszelkie możliwe rekordy...
Zaciekawiona Lucy, przysunęła się jeszcze bliżej do Graya. Jej oczy wprost błysnęły i z wyczekiwaniem wpatrywały się w niego.
— Opowiesz mi coś więcej o nim?
— Ale nie mów o tym nikomu, a w szczególności Natsu, dobrze? — zapytał by się upewnić na co ona od razu skinęła głową. — Opowiem ci tyle co wiem, bo miałem szczęście znać go osobiście, a mój ojciec Silver, był jego najlepszym przyjacielem. — Wziął głębszy oddech i zmrużył powieki. Musiał głęboko sięgnąć pamięcią bo to było już dawno temu. — No więc od czego by tu zacząć? Igneel był bardzo lojalnym, odważnym i oddanym człowiekiem. Pamiętam to jak dziś: był cholernie arogancki, narwany i jak już wcześniej wspominałem, miał niesamowicie cięty język. Uwierz mi, że w porównaniu do Igneela, Natsu jest ostoją spokoju. — Zrobił krótką pauzę i zerknął na Lucy.
Zatrwożona dziewczyna bacznie go słuchała i ani myślała przerywać. Czuła swojego rodzaju poddenerwowanie zmieszane z ekscytacją?
— Był rodowitym i stu procentowym Włochem. Był wysoki, dobrze zbudowany i miał ciemniejszą karnację. Miał czarne niczym heban, rozczochrane, lecz falowane włosy do ramion, a na ustach zawsze towarzyszył mu ten przebiegły uśmieszek. Wiem jak to może zabrzmieć z ust mężczyzny, ale uważano go za cholernie przystojnego faceta. Kobiety piszczały na jego widok, jednak on zawsze był nieuchwytny i niewzruszony. Wielu mówiło, że jest nieokiełznany i dziki niczym bestia. W prawdzie był taki, ale tylko dla ludzi z zewnątrz, bo dla swojej mafijnej rodziny jak i przyjaciół miał serce jak na dłoni. Bardzo ciężko było zyskać jego zaufanie. To właśnie chyba po nim Natsu to odziedziczył, że był nieprzychylny dla obcych, ale dla bliskich jest jak do rany przyłóż. Wrogowie go nienawidzą i się go boją, a przyjaciele cenią i kochają. Igneel był chodzącym postrachem w świecie mafijnym i nie wielu było śmiałków, którzy chcieli z nim zadzierać. Nie miał ani krzty litości. W oczach Natsu był bohaterem i stanowił wzór do naśladowania. To od niego na urodziny dostał swojego ukochanego Browninga z którym praktycznie nigdy się nie rozstaje. On i Igneel byli ze sobą bardzo mocno związani i nie wiem, czy widziałaś jego tatuaż na plecach?
Jasne, że widziała! Był piękny i zdecydowanie przykuwał uwagę.
— Czerwony smok?
— Tak. To właśnie był pseudonim Igneela. Na jego cześć Natsu wytatuował sobie tę dziarę. Dąży do tego by być taki jak on, ale w moim mniemaniu już dawno go dogonił.
Po usłyszeniu tej historii, Lucy do reszty pochłonęła się we wspomnieniach. Przecież jej mama bardzo często opowiadała jej o legendzie Czerwonego Smoka. Pochodzący z Włoch, lojalny i oddany, a także potrafiący siać postrach wśród wrogów? Cały opis się zgadzał, z tym że ten Graya był bardziej dokładny. Jak to Layla zawsze mawiała?
— Najlepszy mafioza tamtych czasów... — cicho wyszeptała, zupełnie nieświadomie.
Usłyszawszy jej słowa, Gray spojrzał na nią z ukosa. Przecież jeszcze jej tego nie powiedział, więc skąd ona to wiedziała?
— To jeden z jego tytułów, a ty skąd o tym wiesz? — zapytał zaskoczony. — Czyżbyś słyszała od kogoś tę legendę?
Lucy niczym ocknięta ze snu, wzdrygnęła się i nerwowo uśmiechnęła.
— Ah nie nic, tak po prostu mi się wyrwało.
— Na pewno nikt ci wcześniej o nim nie opowiadał? Praktycznie cały świat przestępczy zna legendę Czerwonego Smoka.
— Nie, ja nigdy wcześniej o nim nie słyszałam — zaprzeczyła niemal natychmiast, choć w głębi siebie wcale nie była tego taka pewna. Miała dziwne przeczucie, że skłamała.
Umiała łączyć ze sobą fakty w jedną spójną i logiczną całość. Czyżby właśnie dowiedziała się, że jej mama znała Igneela osobiście? Layla nigdy nie chciała jej tego powiedzieć wprost, ale teraz po tym co usłyszała, Lucy domyślała się, że musiała go znać. Obydwoje mieszkali w Los Angeles, obydwoje znali Makarova. Przecież to niemożliwe by się nie znali. Przypominając sobie jej oblicze, gdy opowiadała jej tę legendę... Wyglądała na zafascynowaną i równie mocno stęsknioną.
Może w przeszłości łączyło ich coś więcej ze sobą, ale czy to w ogóle możliwe? Jej mama miałaby być zakochana w mężczyźnie, którego syna tyle lat później Lucy spotkała na przeklętym skrzyżowaniu? Syna, który omal jej nie zabił i przez tyle czasu nienawidził? Zresztą, jeśli szczerze go kochała, to dlaczego zdecydowałaby się go opuścić? Jego, swoich przyjaciół no i miasto? To brzmi tak mało prawdopodobnie, że aż nierealnie. Nie, nie, nie. Stanowczo pokręciła głową. Nawet nie dopuszczała do siebie takiego zbiegu okoliczności.
— Niestety, ale więcej nie będę w stanie ci opowiedzieć. Jedyne co jeszcze mi przychodzi do głowy to to, że Igneel wraz z moim ojcem Silverem, nauczyli nas strzelać.
— Mam nadzieję, że nie do żywych celów, co? — zapytała tak dla pewności na co Gray się spiął.
— No jasne, że nie! Do tarczy, albo do puszek. Myślisz, że ile miałem wtedy lat? Nawet nie byłem pełnoletni!
Słysząca jego zmieszanie i nutą udawanego oburzenia Lucy, parsknęła śmiechem, a on spojrzał na zegarek. Było już bardzo późno, a o tej porze dzielnice Los Angeles potrafią być niebezpieczne.
— Przepraszam, po prostu musiałam spytać.
— Rany jak już późno. Siedzieliśmy tu tak długo, że teraz czas do wyra. Odprowadzę cię do domu — mówiąc to poderwał się na nogi i przeciągnął. Schylił się do dziewczyny i w zapraszającym geście wysunął dłoń w jej kierunku. — Chodźmy, madame.
— Oh, już nie przesadzaj z tą szarmancją, jaka tam ze mnie madame — burknęła przewracając oczami, korzystając z jego pomocy, wstała i teraz razem poszli w kierunku jej osiedla. Nie spodziewała się, że dziś dowie się tak wiele o sławnym Czerwonym Smoku. Tak samo jak tego, że był on ojcem TEGO Natsu. Życie to jednak potrafi być przewrotne, a świat taki mały.
Była już bardzo zmęczona, ale po tym czego dziś się dowiedziała, chyba sen nie przyjdzie jej z łatwością. Najprawdopodobniej czeka ją długa i nieprzespana noc. Dobrze, że w lodówce miała jeszcze butelkę Jacka Danielsa. Jak nic czuła, że jeszcze dziś może jej się przydać.
C.D.N
_________
Grazie* — dziękuję.
Del cazzo*— zasrany/pieprzony (wulgaryzm po prostu no xD )
Kiseru* — to japońska fajka, tradycyjnie używana do palenia małej porcji tytoniu. Ponieważ każde kiseru jest w zasadzie prętem z metalowymi końcami, wyjątkowo długi, może być noszony jako broń, szczególnie przez gangsterów. Wiele kiseru zostało wyrytych skomplikowanymi szczegółami przez wykwalifikowanych rzemieślników i było symbolem statusu właściciela.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro